-
Sama słyszałaś w jakim stanie jest Gracjan. Ledwie odzyskał kontakt z rzeczywistością. Obawiam się, że tak potężny rytuał jakim jest ożywienie jest w tej chwili po za zasięgiem jego możliwości.- rzekł spokojnym tonem Gamling.
-
Z resztą droga Nyarlo, samiście tam poszli gdzie Roman był. Mogliście pójść gdziekolwiek a poleźliście właśnie tam. Może niech za śmierć waszych kompanów odpowie ten, kto kazał wam pchać się do tej jaskini za moimi ludźmi? Nie wciskaj mi tu mowy o tym, że my mamy krew waszych przyjaciół na rękach bo oboje wiemy, że tak nie jest.-
-
Dlatego też powiedziałam, że możemy zaczekać, aż odzyska siły - odparła już dużo spokojniej, a jej aura zaczęła się uspokajać.
-
Gdybyśmy wiedzieli, z czym przyjdzie się nam mierzyć, nie dalibyśmy tak omamić się Romanowi - westchnęła.
-
Ale zostawmy to. Problem rozwiązany. Pogoda też wkrótce powinna się uspokoić. Czy wiecie coś o pobliskiej Zachodniej Warowni, która powinna mieścić się niedaleko w górach? - postanowiła zmienić temat na bardziej neutralny.
Gdyby Wiktoria żyła, z pewnością by o to zapytała.
-
Rozmawiajcie sobie, nic tu po mnie.- wtrąciła się Aquu -
Sami wiecie, że ktoś na mnie czeka. Po za tym pogoda… Pozostawia wiele do życzenia.- uśmiechnęła się ciepło choć akurat z szerokiego repertuaru uśmiechów, ten najmniej do niej pasował.
-
Tobie Nyarlo i Twoim przyjaciołom chciałam podziękować za… Zaangażowanie w uwolnienie mnie od tego psychopaty Romana. Gdyby nie wy, bogowie wiedzą jak długo by mnie tam trzymał i ilu niewinnych przy tym by ucierpiało.- kobieta zbliżyła się do czarownicy i w dworski, teatralny wręcz sposób objęła ją delikatnie.
Czarownica przez moment chciała wyrazić nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. Było w Pani Wichrów coś majestatycznego, co ją przyciągało. Była jednak również władczynią żywiołu i ciężko było żywić do niej zwykłą sympatię.
-
Powodzenia - powiedziała więc tylko, pozwalając jej odejść na powrót do ukochanego.
Youri i Gabriel zaś musieli zadowolić się tylko dygnięciem Aquu.
Kobieta opuściła świątynię odprowadzona spojrzeniami każdego z rycerzy, oraz członków grupy Nyi.
-
W takim razie moja misja również dobiegła końca.- burknęła niezbyt rozmowna do tej pory Youri. Genasi spojrzała Nyarli głęboko w oczy i również się uśmiechnęła, jednak zdecydowanie bardziej szczerze niż żywiołak.
-
Wasze konie będą na was czekać o świcie u bram klasztoru.- oznajmiła.
-
Nie chcesz do nas dołączyć? Twoje moce przydadzą się nam wszystkim a cele mamy dobre według mej oceny.- zwrócił się do niej Gabriel.
-
Moja misja trwa tutaj. Ale miło będę wspominać wyprawę z waszą grupką.-
-
Dziękujemy Youri. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, być może wkrótce będziemy sąsiadami - odparła Nyarla. -
Nie wahaj się wówczas prosić nas o pomoc w razie potrzeby.Genasi pokłoniła się i opuściła świątynię parę chwil po Aquu.
-
Pójdźmy coś zjeść. Jesteście pewnie zmarznięci, wyczerpani i głodni.- zaproponował Gamling. Gabriel wejrzał na żonę i tylko wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko.
Nyarla również wzruszyła lekko ramionami w odpowiedzi. Ani nie miała nic przeciwko, ani nie mieli wyboru.
-
I tak musimy zaczekać, aż Thog będzie w stanie podróżować - odparła ponuro.
Najwyraźniej pogodziła się już z tym, że Wiktorii i Armandowi nie przywróci życia. Wizja zdobywania twierdzy bez kapłanki i barda tylko jeszcze bardziej ją przybiła. Próbowała jednak tego nie okazywać. Prosta sylwetka, dumnie uniesiona głowa, pewny krok.
Gamling poprowadził ich korytarzami twierdzy do podłużnego pomieszczenia, które służyło za jadalnię. Sala była schludnie wysprzątana i - podobnie jak wiele pomieszczeń w twierdzy - surowo urządzona. Stały rzędy utworzone ze stołów i ław, aby rycerze i kapłani mogli spożywać wspólne posiłki. Po drugiej stronie znajdowało się jeszcze przejście do kuchni. I tyle. Żadnych zbędnych sprzętów czy ozdób. Nyarla usiadła, oczekując na posiłek i popatrzyła na Gamlinga, unosząc lekko jedną brew. Wciąż czekała na odpowiedź.
-
Zachodnia warownia?- zamyślił się Gamling -
Z tego co wiem to w tym miejscu roi się od potworów, a kiedyś nawet podobno zamieszkiwał ją smok.- Nya wejrzała na Gabriela, w tym samym momencie, gdy on spojrzał na nią -
Co prawda nie terroryzował okolic, lecz plebs z tych stron, oraz łowcy nie raz widzieli, jak gad frunie w kierunku twierdzy.- rzekł rycerz -
Budowla jest niezwykle trudna do oblężenia, albowiem postawiono ją na skalnym wzniesieniu, dobre dziesięć metrów nad poziomem ziemi, zaś pod wzniesieniem znajduje się jeszcze rów liczący trzy metry, w którym kiedyś chyba płynęła fosa. Budowla składa się z trzech wieżyc, z których jednej szczyt jest zrujnowany, jakby ustrzelony z katapulty.- Gambling opowiadał z pamięci -
Za murami znajduje się kilka budynków. Każdy z nich jest z pewnością zamieszkiwany przez chmary potworów.Po chwili do stołu zbliżył się młody giermek podając sporą tacę z mięsem, za nim zaś maszerowało dwóch kolejnych młodzików z pieczywem, oraz winem. Gdy młodzi chłopcy odeszli Gamling spojrzał znów na Nyarlę i kontynuował -
Sama droga do twierdzy to już niezwykle trudna podróż. Kręta ścieżka znajduje się w niewielkim kanionie, który jest bardzo prostym do osaczenia i atakowania z góry. Z tego co wiem niegdyś pod warownią znajdowała się kopalnia diamentów, lecz od dawien dawna nikt nie schodził do sztolni. Teraz pewnie będzie tam więcej potworów z całej okolicy niźli złóż czegokolwiek do wydobycia.- wyjaśnił. Nyarla i Gabriel dowiedzieli się znacznie więcej niż podejrzewali.
-
Daleko to stąd?-
-
Wiele mil i jeśli tam zmierzacie to czeka was kawał drogi.- o dziwo nie spytał dlaczego Zachodnia warownia jest ich celem podróży.
-
Musicie być ostrożni. To już nie kwestia orków i goblinów. W czeluściach tego miejsca czają się bestie znacznie potężniejsze niż zielonoskórzy. Nawet jeśli twoja moc magiczna, oraz twój kunszt wojownika jest na mistrzowskim poziomie, lękam się, że to i tak za mało by przejść spokojnie chociażby dziedziniec bez problemów.- mężczyzna wyprostował się i uśmiechnął -
Zjedzmy bo ostygnie.Nyarla nałożyła sobie porcję mięsa i jadła powoli, zagryzając chlebem. Mimo że była głodna, a jedzenie było smaczne, niespecjalnie miała apetyt. Musiała jednak jeść, by mieć siły przed dalszą podróżą.
-
Kopalnia diamentów - powiedziała znad talerza jakby do siebie -
to rozwiązałoby problem funduszy na utrzymanie twierdzy - dodała, zwracając się do Gabriela.
-
Dziękujemy za informacje. Jako że jest nas prawie połowa mniej niż było, gdy dotarliśmy w tę okolicę, z pewnością odwiedziny w twierdzy nie będą zbyt przyjemne. Byle tylko nie czaiła się tam zgraja takich jak Roman - wzdrygnęła się zauważalnie.
Czarownica już na zawsze miała mieć do psioniki negatywne podejście.
-
Czy byłaby możliwość zaopatrzenia się w jakiś prowiant na podróż, nim ruszymy dalej? - zapytała, maczając kromkę chleba w gęstym sosie. Nya nie byłaby sobą, gdyby z czystej ciekawości nie zapytała jeszcze:
-
Nie zdziwiło cię specjalnie, że udajemy się w tamtą stronę?Sięgnęła po kielich ciekawa odpowiedzi kleryka.
-
Czy mnie to zdziwiło?- spytał zaskoczony Gamling -
Nie, nie zaskoczyło mnie to ani trochę. Już od paru lat trwamy w tym klasztorze i spotykamy różne persony. Większość z nich to poszukiwacze przygód, szukający wrażeń i chwały w okolicy. Wy macie na twarzach wypisany poziom ambicji waszych celów. Gdybym spotkał was na największym targowisku w Amn może bym się nad tym nie zastanawiał. Tu, gdzie bohaterów nie wielu i większość chowa się przed mroźną zimą łatwo rozpoznać drugą osobę.- wyjaśnił powód swojego, stoickiego spokoju.
Skończywszy posiłek, Nyarla z Gabrielem udali się do przydzielonej im wcześniej celi. Tym razem ta obok miała pozostać pusta… Wino podane do mięsa było wyborne i czarownica z chęcią zabrałaby większy zapas do pokoju na noc. Nie powiedziałaby tego na głos, ale bała się znów, które na trzeźwo mogą przyjść do niej po wydarzeniach ostatnich dni. Nie wypadało jednak upijać się w domu boga takiego jak Torm.
-
Chciałabym już znowu być w drodze... - powiedziała do ukochanego z ciężkim westchnieniem, gdy byli już w łóżku.
Przytuliła się do niego, czerpiąc spokój z jego bliskości i ciepła, którym ją otaczał. Dłuższy czas nie mogła zasnąć myśląc ciągle o Armandzie i Wiktorii; o Eryku, który postanowił nie odpowiadać więcej na jej prośby; o Thogu, który wkrótce się obudzi i stawi czoło okrutnej prawdzie; wreszcie o niemożliwym zdaniu, które było przed nim… Zmęczona przeżywaniem ciągle tych samych emocji, zasnęła w ramionach Gabriela.
22 dzień Pełni zimy 1373 roku Rachuby Dolin
Gdy Nyarla otwarła oczy było już dawno po wschodzie. Ospale przeniosła wzrok na leżącego na łóżku, na grzbiecie Demona. Kot dyszał ciężko ukazując szereg malutkich ząbków, lecz gdy wyczuł drobny ruch swej pani przewrócił się na bok przeciągając w zabawny sposób. Demon zeskoczył z łóżka i zniknął Nyarli z oczu, ta zaś miała okazję by przyjrzeć się podśpiewującemu radośnie ptaszkowi, który siedział na parapecie jej celi. Nyarla dopiero po chwili zrozumiała, że niebo, które widziała przez okno było błękitnie czyste. Z radością usiadła na łóżku spoglądając na leżącego obok męża. Avariel uśmiechnął się do niej. Pewnikiem nie spał całą noc, lecz nie stał przy oknie niby stróżujący golem, a leżał obok w łóżku grzejąc swoją ukochaną pierzastym skrzydłem. Nyarla pozbierała się z łóżka i odziała czując nieustannie na sobie wzrok avariela.
-
Chcesz rozmawiać z Gracjanem?- spytał elf. Nya tylko skinęła mu głową w odpowiedzi. Temat poległych w boju towarzyszy wciąż był dotkliwie bolący.
-
Zatem pójdźmy.- Mężczyzna bez chwili namysłu zeskoczył z wąskiego i niewygodnego łóżka, założył ubranie, po czym złapał w dłoń złotą zbroję. Chwilę tak myślał stojąc nad nią nieruchomo po czym odłożył ją z powrotem pod łóżko, najwidoczniej stwierdzając, że już im tu niebezpieczeństwo nie grozi.
Para poszukiwaczy przygód opuściła celę. Od razu ujrzeli uprzątnięty od śniegu plac ćwiczeń, gdzie doskonale widać było ślady porannych treningów.
-
Pilnuj kwatery Demon.- rzucił elf zamykając za Nyą drzwi. Para ruszyła w stronę prywatnych kwater wyżej postawionych duchownych. Gdy mijali korytarz prowadzący do medyka ich oczom ukazał się jeden z rycerzy, których poprzedniego dnia widzieli przed więzieniem Aquu. Mężczyzna wzdrygnął się i jak rażony piorunem wybiegł z korytarza.
-
Niech was dumna pierś Torma przed złem uchroni.- powitał ich, dodając do słów ciepły uśmiech. Był wysoki i dobrze zbudowany, choć wzrostem Thoga nie przewyższał. Jego ciężki pancerz był wypolerowany i zadbany a na napierśniku widniał wygrawerowany symbol zaciśniętej pięści.
-
Nie pamiętam zbyt wiele z wczorajszego dnia, ale sir Gamling wspominał, że to wam po części żywot zawdzięczam. Gdy odzyskałem świadomość ujrzałem waszego kamrata. Śpi nieprzytomny, choć rany ma uleczone i opatrzone. Postanowiłem czuwać nad nim aż się nie zbudzi. Możecie być spokojni.- wyjaśnił.
-
Chcemy mówić z przeorem. Nadal jest pod obserwacją waszego medyka?- spytał Gabriel.
-
Nie avarielu. Sir Gamling stwierdził, że lord Gracjan lepiej odpocznie w prywatnej kwaterze.- odrzekł, po czym pokłonił się lekko i wrócił korytarzem przed drzwi do sali medyka.
Nyarla wymieniła porozumiewawcze spojrzenie ze swym mężem po czym ruszyli dalej. Chwilę później ich oczom ukazał się Gamling.
-
Witajcie. Niech sprawiedliwość Tyra zawsze wam sprzyja.- powitał ich rycerz -
Widziałem was z okna. Pewnie chcecie rozmawiać z przeorem?- spytał.
-
Jak byś zgadł rycerzu.- odpowiedział elf.
-
Zatem w drogę. Lord jest wciąż wyczerpany ale już z nim mówiłem i obiecał was przyjąć. Jest bardzo wdzięczny za to, jak przyczyniliście się do uwolnienia naszej społeczności z okowów plugawej mocy psiona. A także za przywrócenie naturalnej równowagi pogody…- Gamling stanął przed grubymi, okutymi stalą drzwiami, po czym zastukał w nie parę razy.
-
Wejść…- usłyszał ze środka. Rycerz otworzył drzwi wpuszczając parę przodem. Nyarla i Gabriel ujrzeli starego człeka o pomarszczonej twarzy, który mimo wieku na głowie wciąż miał kruczo czarne włosy. Lord nie miał na piersi zbroi. Wciąż był widocznie za słaby. Jego ciało chroniło wilcze futro.