Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 26
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 6:18 am

Obrazek



Jestem legendą


Prolog: Senne mary


Obrazek


Uderzające o skały fale tworzyły głośny i donośny szum. Mimo usilnych starań nawet liczne grupki - fruwających nieopodal klifu – mew nie potrafiły swym charakterystycznym skrzeczeniem przekrzyczeć głosu oceanu. Widok błękitnych wód oceanu zapierał dech w piersi. Udowadniał jak niewielki jest człowiek wobec ogromu i potęgi natury. Nawet bystry wzrok elfa nie potrafił sięgnąć drugiego brzegu, gdyż ten był za bardzo oddalony. Chłodny i porywisty wiatr wzburzał włosy niewinnie wyglądającej kobiety w białej koszuli nocnej. Ona powoli zbliżała się ku niebezpiecznemu krańcowi wysokiego urwiska. Ostre kamienie, po których stąpała powodowały niemały ból, ona jednak nie przejmowała się tym i konsekwentnie parła na przód. Soczyście zielona trawa powoli ustępowała nieprzyjaznemu podłożu i w pewnym momencie kobieta stąpała po nagiej skale. Szum oceanu uspokajał ją. Mówił "idź, nie obawiaj się mnie". Szła z zamkniętymi oczami, poddając się tej muzyce przyrody, zupełnie tak jakby znała drogę na pamięć. Zapach słonej wody niesiony wiatrem z zachodu był taki prawdziwy, taki trudny do opisania słowami.

Kobieta zatrzymała się krok, przed krańcem skały. Teraz widok był jeszcze bardziej przygniatający. Spoglądając przed siebie widziała bezkresy wielkiego oceanu, który w dali zlewał się z błękitnym niebem. Gdy spojrzała w dół, widziała kilkudziesięciometrową przepaść, na której dnie z płytkich wód przybrzeżnych wystawały ostre skały, o które co większe fale się roztrzaskiwały. Znów zamknęła oczy i rozłożyła ręce na boki lekko nimi ruszając. Wiatr, który unosił jej włosy sprawiał łudzące wrażenie, że leci. Tak bardzo chciała latać. Miała nieodparte wrażenie, że ma skrzydła tylko nie potrafi ich użyć. Nagle niekontrolowany i zupełnie niezrozumiały dla niej impuls nakazał jej zrobić jeszcze jeden krok w przód. Grunt pod delikatną stopą zniknął i ciało bezwładnie poszybowało w dół, ku spotkaniu z skałami. Dopiero teraz czuła, że leci. Czuła, że ukryte skrzydła unoszą ją w powietrzu. Nawet zbliżający się widok skał i płytkiej wody nie potrafił wyrwać jej z tego stanu niby hipnozy. I wtedy, gdy od nieuchronnej śmierci dzieliły ją tylko metry, ona sprzeciwiła się prawom natury i wzbiła się w powietrze. Na jej urodziwej buzi zakwitnął uśmiech triumfu i zwycięstwa, oraz niezwykłej przyjemności.

Wzbijała się coraz wyżej i wyżej, a spienione fale zdawały się kląć w mowie natury, że tego dnia nie ukryją ciała nieroztropnego człowieka na spokojnym dnie. Wiatr, na przekór któremu frunęła jeszcze mocniej burzył jej włosy, lecz ona się tym nie przejmowała. Wciąż miała rozłożone na boki ręce i cieszyła się z swego lotu. Frunęła w stronę horyzontu na spotkanie z niewiadomym. Coś w głębi duszy podpowiadało jej, że właśnie tam, daleko za oceanem czai się odpowiedź na pytania, których jeszcze nie zadano. Tam kierują ją los i tam powinna się udać. Nagle szeroką gamę pozytywnych uczuć przerwał błysk oślepiającego światła. Kobieta skrzywiła się i zasłoniła dłońmi oczy i wtedy zapach morskiej bryzy, porywisty wiatr i szum oceanu zniknęły...

Obrazek


***
21 dzień Czasu kwiatów 1372 roku rachuby dolin


Gdy Nyarla otwarła oczy zrozumiała, że to był tylko sen. Sen, który od jakiegoś czasu nawiedzał ją regularnie. Sen, który sprawiał, że nieświadomie ściskała dłońmi białe prześcieradło, a na jej czole występowały drobne krople potu, żuchwa zaś bolała nieco, od ciągłego jej zaciskania. Sen, który zdawał się jej tak realistyczny, tak prawdziwy, że jeszcze długo po przebudzeniu czuła zapach oceanu i słyszała szum fal. Tym razem sen trochę się różnił od poprzednich. Każdy poprzedni kończył się sromotnym zderzeniem z skałami na dole klifu. Tym razem udało jej się wzbić w powietrze i frunąć niczym ptak. Dopiero słoneczne promienie, dostające się przez okno do jej izby, wyrwały ją z tego snu. Snu, który do niedawna uważała za koszmar. Ruchliwe uliczki Silvermoon były jak zwykle przepełnione liczną rzeszą uśmiechniętych kupców, zadowolonych z wyglądu swych ogrodów zwykłych mieszczan, oraz jak zawsze życzliwych Rycerzy w Srebrze dbających o nieustanny spokój i porządek. Przyjemny zapach kwiatów, zmieszany z zapachem świeżego, jeszcze ciepłego pieczywa zachęcał do życia, do wyjścia z domu i choćby krótkiego spaceru czystymi ulicami Klejnotu Północy. Śpiewające radośnie szczygły jeszcze bardziej poprawiały humor młodej kobiecie, lecz niezwykle realistyczny sen nie pozwalał jej się na niczym konkretnym skupić. Widok klifu i oceanu wciąż chodził jej po głowie.

Obrazek
Ostatnio zmieniony czw sty 06, 2011 6:04 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:28 am



Nyarla zasłoniła oczy dłońmi, zirytowana. Westchnęła cicho i przewróciła się na bok, plecami do okna, próbując zignorować męczące słońce. Zapragnęła wrócić do snu, chciała poczuć jeszcze raz jak to jest wznosić się w przestworza. Ledwie jednak przymknęła oczy, coś tąpnęło miękko na pościel po drugiej stronie wielkiego łóżka. Nyarla uniosła powoli jedną powiekę i spojrzała na małą, futrzaną kulkę siedzącą na kołdrze.

Obrazek


Rozległo się przeciągłe, ponaglające miauknięcie.
- Deeemooon, teraz? - zapytała zaspanym głosem.
Czarne kocię podeszło bliżej, zapadając się w miękkiej pościeli.
- Już wstaję, wstaję...
Nyarla przewróciła się na plecy, mrużąc oczy w słońcu, po czym przeciągnęła się leniwie. Demon, jakby pragnąc ją naśladować wygiął grzbiet i ziewnął, ukazując szpaler małych, ostrych ząbków. Dziewczyna wstała w końcu i podeszła do lustra. Z gładkiej tafli spojrzały na nią zielone oczy. Sięgnęła po szczotkę i zaczęła rozczesywać długie, sięgające pasa, brązowe włosy. Zajęcie to, pozwoliło jej na chwilę oderwać się od tego, co tu i teraz. Myślami znów była tam, na klifie, spoglądając na bezkres oceanu. Czuła, że tu chodzi o coś więcej. Nie tylko o piękny krajobraz czy potrzebę wolności...
~ Ocean mnie wołał. A właściwie...
...odgłos tłuczonego szkła wyrwał ją z rozmyślań. Spojrzała w stronę, z której dobiegł hałas. Demon czmychnął ze stołu, pod którym, na podłodze leżały odłamki rozbitego wazonu i rozrzucone kwiaty. Nyarla przeczesała raz jeszcze włosy, zerknęła ostatni raz w lustro, po czym ruszyła ku drzwiom.
- No chodź, dam Ci jeść...

Dom był tak cichy i opustoszały. Choć mieszkała tu już tak długo, wciąż nie mogła przywyknąć do tej pustki. Zawsze ktoś się tu kręcił, zawsze ktoś ją poganiał. A teraz? Większość czasu, jaki spędzała w domu, spędzała z Demonem. Rodzice byli tak zapracowani, że gdy już wrócili, witali się i zaraz znów ich nie było. Dom stał się domem tylko z nazwy. A może tak było od zawsze? Bardziej u siebie czuła się nawet u Arvana. Gdy marudna kulka futra zajęła się jedzeniem, Nyarla mogła się spokojnie ubrać i przyszykować do wyjścia.
Wszystko zabierało jej znacznie więcej czasu niż zwykle. Szatę wybierała i zmieniała chyba ze trzy razy, choć zwykle pierwsza, po którą sięgnęła była odpowiednia. Myśli plątały się, stale wracając do jednego tematu.
~ Sen. Ale nie ten sam. Już nie koszmar...
Westchnęła cicho i spojrzała w lustro, obracając się dookoła. Ciemnoniebieska suknia leżała znakomicie - jak wszystko. Materiał zdobiony był białymi i srebrnymi nićmi, tworzącymi nieregularne wzory u dołu sukni i rękawów oraz na brzegach sięgającego połowy uda rozcięcia. Materiał zaszeleścił i zafalował, układając się miękko dookoła jej sylwetki.
~ Jak fale oceanu...

Gdy tylko wyszła z domu poczuła się nieco lepiej. Demon wodził wzrokiem za pojawiającymi się tu i ówdzie, rozśpiewanymi ptakami. Raz po raz wbijał pazurki w ramię niosącej go kobiety.
- Oj, uspokój się, zaraz pobiegasz. - powiedziała tonem, jakim mówią rodzice do niegrzecznych dzieci.
Nyarla zanurzyła się w codzienny, tak dobrze znany gwar miasta. Znajomi pozdrawiali ją uśmiechem. Szmer ludzkich głosów był miłą odmianą po chłodnej pustce domu. Mieszanka zapachów upajała.
Ale już nie tak bardzo jak zwykle.
Dziś wolałaby objąć wzrokiem bezmiar błękitnych wód, wsłuchać się w szum fal, uśmiechnąć do pieszczącego skórę wiatru. I wdychać nadmorskie powietrze. We śnie pachniało tak pięknie.
~ Ciekawe czy na jawie też pachnie tak urzekająco...
Pogrążona w myślach, skierowała się ku Świątyni Sune.

Zastała go tam, gdzie zwykle. W zielonym zakątku ciszy i spokoju, przeznaczonym do odpoczynku i niewinnych flirtów. Wylegiwał się pod jednym z drzew, bawiąc się źdźbłem trawy. Na przystojnej twarzy gościł błogi uśmiech.

Obrazek


Nyarla zbliżyła się do półelfa, zasłaniając mu nieco słońce.
- Hej, zasłaniasz sł... - gdy otworzył oczy umilkł, a uśmiech ozdabiający jego lico tylko się poszerzył - Witaj, moja piękna... - poklepał trawę obok siebie, zapraszającym gestem.
Kobieta puściła Demona, ale zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, kot już zniknął w krzakach. Uważając, by nie pognieść szaty, usadowiła się obok Silathiela i oparła o drzewo. Kapłan przewrócił się na bok i podparł głowę ramieniem. Zaczął wodzić palcem po jej dłoni.
- Coś się stało?
- Tak. Nie. Sama nie wiem.
- No to mi opowiedz.
Westchnęła w odpowiedzi i spojrzała w niebo, przesłonięte liśćmi drzewa.
- Miałam sen. Kilka razy. Śniłam o bezkresie wody, o oceanie. Stałam nad nim, na skraju wysokiego klifu. I nagle zrobiłam krok w przód. Spadłam. I roztrzaskałam się na skałach.
Półelf chciał się odezwać, ale uniesieniem dłoni powstrzymała jego komentarz.
- To było męczące, ale uznałam, że sen jak sen. W końcu minie. Ale nie... Dziś znów o tym śniłam. Do momentu spadania nic się nie zmieniło. Ale już nie musnęłam nawet skał. Po prostu wzbiłam się w powietrze i zaczęłam latać. Jak ptak, jak pegaz, jak smok... Wszystko było takie prawdziwe. Czułam zapach bryzy, słyszałam szum fal.
Mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej, odgarnął kosmyk brązowych włosów z twarzy przyjaciółki.
- Może to przemęczenie? Może znak, że powinnaś odpocząć? Rozluźnić się? Zapomnieć o wszystkim? - powiedział z ustami przy jej uchu.
Pokręciła powoli głową, zaprzeczając.
- Nie, to na pewno nie to. Przecież ja się nie przemęczam. Niejedna osoba chciałaby żyć jak ja. Po prostu... W tym śnie... Ten ocean, on mnie woła. Przyzywa. A właściwie nie wiem czy ocean, czy to, co jest za nim. Nie potrafię się z tego otrząsnąć, Sil. - powiedziała bezradnie, głosem nie tyle zmartwionym, co stęsknionym.
Kapłan przyglądał jej się dłuższą chwilę.
- To pojedź tam.
- Gdzie? - zmarszczyła brwi, otrząsając się ze wspomnienia snu.
- Nad ocean. Zobacz go. A potem wróć. I podziękuj mi za tę radę... - pochylił się ku niej i skradł jej delikatny pocałunek.
Nyarla zaśmiała się cicho.
- Jasne. Mam pójść do Arvana i powiedzieć mu - Wiesz co, muszę udać się na Wybrzeże, nie gniewaj się, wrócę szybko i zajmę się pracą?
- Dokładnie. Powiedz mu, że chcesz rozejrzeć się jak wygląda handel w Waterdeep. I że może będziesz w stanie załatwić dla niego jakieś ciekawe kontakty. Wiesz, że Cię puści. Kto by się Tobie oparł.
- Na pewno nie Ty. I masz rację. Będę musiała Ci podziękować... Jak już wrócę. - uśmiechnęła się figlarnie.
Silathiel wstał i podał jej dłoń. Przyjęła jego pomoc bez wahania. Przytuliła się do kapłana.
- To jedź, ale uważaj na siebie i wracaj szybko. Nie mogę doczekać się podziękowań.
- Dzięki, Sil, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. Może miną mi te sny...
Demon jak na zawołanie pojawił się u stóp Nyarli, mrucząc i ocierając się o nogi półelfa. Dziewczyna schyliła się i wzięła kociaka na ręce.
- Do zobaczenia, Urwisie.
- Odprowadzę Cię do wyjścia. - rzucił w odpowiedzi.

Do Arvana od Świątyni był spory kawałek. Ale ona nawet tego nie zauważyła. Doskonale znała tę drogę, więc mogła poświęcić cały ten czas na rozmyślania i planowanie podróży. Wybrzeże było rozległe. Ale Waterdeep było chyba najlepszym celem. Wygoda podróżowania po trakcie i możliwość zwiedzenia Miasta Wspaniałości były dwoma, zdecydowanie przeważającymi argumentami. Problemem, który najbardziej ją martwił, była samotna obecność na trakcie przez tak długi czas. Poczuła jak Demon wbija pazurki w jej ramię.
~ Kobieta z małym kotkiem, wspaniały cel...
Ostatecznie mogła rozejrzeć się za jakąś karawaną czy trupą artystyczną zmierzającą w tamtym kierunku.
W końcu stanęła przed drzwiami sklepu Arvana. Weszła do środka z promiennym uśmiechem przylepionym na twarzy. Czarna kulka migiem znalazła się na podłodze i zniknęła w drzwiach na zaplecze.
~ I tak Cię znajdę. Pewnie dziś w jedwabiu...
- Witaj, Nyarlo. - rozległ się ciepły głos. - Myślałem, że dziś nie przyjdziesz?

Obrazek


Obróciła się w stronę Arvana.
- Bo nie planowałam. Ale mam propozycję... - powiedziała wprost, wiedząc, że nie ma sensu grać z Arvanem w żadne gierki.
- Słucham Cię.
- Muszę udać się do Waterdeep. Po prostu muszę, bo jak zostanę dłużej tutaj, to chyba oszaleję.
- Co się stało? - uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Potrzebuję tam pojechać, wyrwać się stąd.
- Magowie i Wasze potrzeby. Nie zatrzymam Cię przecież. Ale wrócisz?
Nyarla rozpromieniła się.
- Pewnie! Do Was zawsze. Rodzice nawet nie zauważą, że mnie nie ma. Ale w razie gdyby to ich uświadom. A ja postaram Ci się zorganizować jakiś kontakt w Mieście Wspaniałości. I rozejrzę się w tamtejszym rynku.
Arvan pokiwał z zadowoleniem głową.
- Zgoda.
- I jeszcze jedno. Pójdę się już pakować. Sprawdzisz dla mnie, czy jakieś karawany nie ruszają w tamtym kierunku jutro czy pojutrze?
- Naturalnie, Nya. Poślę Ci chłopaka z wiadomością. Tylko uważaj na siebie, dobrze? Szkoda byłoby tak ślicznej istotki.
- Wiem, wiem. Kto by Wam wtedy życie upiększał. Dziękuję. Wrócę szybko. - pocałowała w policzek przyjaciela i weszła na zaplecze, by ściągnąć Demona z beli jedwabiu, którą sobie ukochał.

Było jeszcze dość wcześnie i do wieczora pozostało dużo czasu. Jednak Nyarla nie zamierzała go marnować. Zajęła się przygotowaniami do podróży. Kupiła podróżny strój, uzupełniła zapasy komponentów, zaopatrzyła się w racje żywnościowe oraz masę innych przydatnych rzeczy. Popołudniu wpadła także pożegnać się z Nathazalem. Pozostało jej już tylko czekać na informacje od Arvana. Jeśli znajdzie jakąś karawanę, będzie mogła podróżować z nimi. Jeśli nie... Albo trafi jutro na kogoś opuszczającego Klejnot Północy albo czeka ją samotna wędrówka.
W pokoju rozległo się przeciągłe miauknięcie.
No, nie taka samotna.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 4:32 pm

Czas spędzony na pakowaniu się przeleciał błyskawicznie. Samo uzupełnienie brakujących zapasów na drogę zajęło Nyarli ponad godzinę. Była nieco niezadowolona, gdy naszykowała sobie na drogę wiele więcej rzeczy niż mógł zmieścić jej podróżny plecak. Zdecydowanie musiała odłożyć na bok część ubrań. Rozmyślała nad różnymi, możliwymi opcjami wyprawy. Gdyby udało jej się dostać w skład jakiejś karawany, mogłaby śmiało zabrać z sobą tyle rzeczy ile by tylko uniosła, a na którymś z wozów miejsce zawsze by się znalazło. Z drugiej jednak strony takową karawaną z Silvermoon jechałaby około półtora miesiąca, a w razie nieprzewidzianych komplikacji na trakcie może i jeszcze miesiąc dłużej. Samotna wędrówka zdecydowanie bardziej przyspieszyłaby jej przybycie do Waterdeep, lecz samotnie za murami miasta mogła natrafić na grupę oprychów napadających wędrujących traktem, o masie potworów już nie wspominając.

Obrazek


Wciąż też pamiętała o swym niezwykłym śnie. Tak bardzo realistyczne wspomnienia, które po nim pozostały były dla Nyarli niezwykłym zjawiskiem. Gdy tylko skupiała się na jakiejś konkretnej czynności do uszu docierał ten wspaniały szum wód i wiatru. Chwilę po południu, gdy słońce było w zenicie w holu domostwa Nyarli zabrzmiało pukanie. Nie głośne. Zniecierpliwiona kobieta błyskawicznie przybiegła pod drzwi wejściowe, za którymi stać miał goniec Arvana. Urokliwa, brązowowłosa wartko otwarła drzwi i ujrzała posłańca. Był nim kilkuletni chłopak o wielkich, niebieskich oczach i bujnej, kręconej czuprynie. Odziany był zwyczajnie. Nieco brudna, flanelowa koszula wisiała na nim jakby dostał ją po starszym bracie. Dzieciak dyszał mocno bo pewnie biegł jak opętany z wiadomością do kobiety, a gdy wręczał zawinięty pergamin miał na twarzy niesamowitą minę zadowolenia i satysfakcji, być może tym kursem zarobił pierwsze w życiu pieniądze, kto wie.

Obrazek


Nyarla odebrała list z uśmiechem na ustach i zamknęła drzwi wchodząc do domu. Prędko rozwinęła pergamin i wczytała się w jego zawartość. Z każdym kolejnym zdaniem uśmiech na jej urodziwej buzi stawał się jeszcze szerszy i wyraźniejszy. Arvan znalazł jej transport do Miasta Wspaniałości. Dokładnie wyjaśnił, sytuację związaną z wyprawami na zachód. Najbliższa karawana miała ruszać za czterdzieści trzy dni, w dodatku jej celem było Neverwinter, a nie Waterdeep. Jednak dla niego nie była to przeszkoda. Prędko znalazł sposób by ułatwić swej pracownicy wędrówkę na wybrzeże. Mężczyzna w swym liście wspomniał o pewnym kupcu Oswaldzie Złotym Zębie. Krasnolud ponoć szykował się do wysłania dwóch wozów do Waterdeep, z skórami dzikich bestii, oraz sporym zapasem rudy Mithrillu. Co prawda, za ochronę służyć mieli pięknobrodemu opłaceni najemnicy z licznych gildii w mieście, jednak po namowie Arvana brodacz zgodził się zatrudnić dodatkowo Nyarlę, jako członka ochrony i jedynego maga.

Przyjaciel i pracodawca niewiasty poprosił ją by przybyła na wskazany adres, jeszcze tego dnia, by jak najszybciej porozmawiać z Oswaldem. Chęć opuszczenia Silvermoon i dotarcia na wybrzeże była tak wielka, że Nyarla najzwyczajniej w świecie, po przeczytaniu listu odwróciła się na pięcie i wyszła z domu kierując się pod wskazany adres. Choć spora część mieszkańców Klejnotu Północy pracowała w licznych zakładach i cechach rzemieślników, czyste ulice pełne były przechodniów. Dzieci jak zawsze bawiły się pod domami udając Rycerzy w Srebrze, a kobiety zajmujące się ogrodami doglądały pociech. Od czasu do czasu przechodnie tylko ustępowali pojedynczym wozom, które wjechały do miasta, zmierzając do któregoś z cechów czy gildii. Muzyka, która niosła się między domami była szalona i radosna, wszystko tutaj wydawało się takie piękne, wręcz utopijne. Miejscem, do którego zmierzała zaklinaczka był, prastary Dąb elfów. Potężne, wiekowe drzewo od początku istnienia osady, a potem miasta Silvermoon było domem słonecznych elfów.

Obrazek


Siedziba i zarazem dom Oswalda znajdował się kilkanaście stóp pod ziemią, między olbrzymimi korzeniami Dębu elfów. Taki był wszak urok tego miasta. Tutaj nie było rasowych waśni ani dzielnic. Elfy mieszkały tóż obok krasnoludów, ludzi i niziołków. Dyskryminacja była w tym miejscu czymś niezwykle rzadko spotykanym. Do siedziby krasnoluda prowadził szeroki, naturalny otwór w drzewie, zaś do podziemnych korytarzy wąskie, kręcone schody. Choć mieszkańcy tego podziemnego domostwa świetnie widzieli w ciemności, to jednak w wszystkich korytarzach porozwieszane były lampy, które umożliwiały widzenie w ciemności chociażby ludziom. Nyarla była w duchu wdzięczna, że ktoś pomyślał o jej rasie i lekko jej ułatwił życie. W korytarzu panował miły zapach drzewa, a z każdym kolejnym pokonanym stopniem schodów zaklinaczka czuła narastający, przyjemny chłód. W końcu znalazła się w głównym korytarzu. Miała przed sobą trzy pary drzwi, lecz tylko na jednej z nich znajdowała się mosiężna tabliczka z napisem Oswald Złoty Ząb.

Nyarla była pewna, że to są drzwi, przez które powinna przejść, by spotkać się z krasnoludem. Zbliżyła się, złapała za klamkę i pchnęła drzwi przed siebie. Do jej nosa dotarł intensywny zapach tytoniu. Czarownica od razu dostrzegła szarą chmurę wydobywającą się z pewnością z fajki właściciela domostwa. Nie myliła się. Przy eleganckim, mahoniowym biurku siedział rudy krasnolud liczący sobie spokojnie dwa i pół wieku. W lewym ręku trzymał otwarty dziennik, zaś w prawym ściskał kopcącą się fajkę. Brodacz wejrzał na kobietę nieco zdziwiony jakby nie bardzo wiedział, dlaczego ona mu przeszkadza. Nagle jednak jego mina nabrała powagi i brodacz wstał energicznie z wygodnego stołka.
-To o Tobie mówił mój kolega Arvan, tak?- spytał przeciągając ostatni wyraz. -Więc chcesz udać się z moimi wozami do Waterdeep. Hm... Zanim przejdziemy do konkretów to opowiedz mi coś o sobie. Jak Cię zwą, bo wypadło mi z głowy, czym się zajmujesz i na czym się znasz.- zażądał spokojnym, wręcz nestorskim tonem. Jego wzrok wbił się w oczy Nyarli.

Obrazek
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 4:48 pm



Pomieszczenie było urządzone bez zbędnego przepychu, wręcz ze swego rodzaju surowością, ale zarazem z wyczuciem. Poza mahoniowym biurkem, w gabinecie Oswalda, znajdował się jeszcze regał zastawiony od góry do dołu różnymi księgami. Nie zwróciła na nie większej uwagi, zapewne były to różnego rodzaju spisy towarów, dzienniki, księgi przychodów i rozchodów. Miała dość oglądania ich u Arvana. Pod ścianą znajdował się także spory stół, na którym stała karafka i kilka naczyń. Zapewne dla gości przybywających na dłuższą rozmowę. Pomieszczenie było oświetlone kilkoma lampkami, a także na tyle wysokie, by każdy mógł się w nim wygodnie pomieścić.
Całkiem przyjemne miejsce, choć najwyraźniej nie spodobało się Demonowi, który wbił pazurki w ramię kobiety. Ale Demonowi niewiele pomieszczeń się podobało, a już szczególnie niemiłe mu były te, które nie miały wielkiego łoża albo bel miękkich tkanin.

Samego Oswalda obdarzyła miłym uśmiechem.
- Tak, przybywam z polecenia Arvana. To mój przyjaciel i pracodawca. Jestem Nya...
Czarna kulka zaczęła się wyrywać z jej ramion, najwyraźniej znudzona tak długim bezruchem. Krasnolud uniósł lekko brwi i spojrzał na kota.
- A ten futrzak? - zapytał nieco zdegustowany obecnością zwierzaka w pomieszczeniu.
- Przepraszam, to jest Demon. Nie mogłam go zostawić na zewnątrz, bo i tak by tu przyszedł. Strasznie kaprysi. - powiedziała usprawiedliwiająco, próbując jednocześnie utrzymać i uspokoić chowańca - Jestem Nyarla Salvani.
Gdy tylko kot się uspokoił, dziewczyna odgarnęła wolną ręką kosmyk włosów z twarzy i ponownie skupiła uwagę na krasnoludzie.
- Zajmuję się poniekąd handlem. Konkretniej kontaktami ze współpracownikami Arvana. Nawiązywaniem, utrwalaniem, dbaniem o opinię... - uśmiechnęła się.
Muskała palcami sierść Demona.
- Poza tym znam się nieco na magii, jestem zaklinaczką, uczyłam się...
- Racja, Arvan wspominał, że ma dla mnie maga. Ale Ty nie wyglądasz na maga... - prychnął, lustrując dziewczynę wzrokiem, i pyknął kilka razy z fajki.
Nyarla uniosła jedną brew.
- A jak powinnam wyglądać? Obnosić się z tym? Nosić te całe szaty i inne stroje? Może jeszcze biegać z kosturem? Niee. To takie... nudne. Wolę swoje stroje. Proste i wygodne.
Krasnolud pokiwał w milczeniu głową, dając znak, że słucha. Kobieta podjęła:
- Chcę udać się z Twoimi wozami do Waterdeep. Zależy mi na tym, by wyruszyć jak najszybciej i jak najprędzej znaleźć się na miejscu. A podróżowanie z dwoma wozami będzie na pewno szybsze niż z całą karawaną. Arvan wspominał, że opłaciłeś najemników do ochrony, ale podobno nie ma tam jeszcze żadnego maga.
Podrapała Demona za uchem, po czym dodała jeszcze:
- Nie chcę żadnej zapłaty. Chcę jedynie mieć możliwość podróżowania z kimś, nie samotnie. Odwdzięczę się pomocą w pilnowaniu towarów podczas drogi, a moje umiejętności z pewnością się przydadzą. - w zasadzie nie była o tym do końca przekonana, ale jedyny mag, to jedyny mag - Więc możliwość podróży z najętymi przez Ciebie ludźmi, do samego Waterdeep w zamian za maga w obstawie. To chyba uczciwy układ?
Uśmiechnęła się najniewinniej i najładniej jak tylko potrafiła. Nie liczyła na to, że urodą wywrze jakikolwiek wpływ na krasnoluda. Ale chyba wypadało być uprzejmą, póki nie było powodów, by zachowywać się inaczej. Tym bardziej, że naprawdę potrzebowała przychylności Oswalda.

Gdy myślała o zbliżającej się podróży, wspomnienie snu nie pozwalało jej się skupić. Momentami miała nawet wrażenie, że nadal stoi tam - na klifie - a obecność w gabinecie krasnoluda i omawianie kwestii transportu jest tylko snem. Szum fal, zapach wody i poczucie wolności nieustannie szamotały się gdzieś na krańcu jej świadomości, ani na chwilę nie dając o sobie zapomnieć...
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 7:50 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 5:09 pm

-Ha! Rzeknij mi młoda niewiasto, czy w twojej rodzinie był jaki krasnolud?- spytał nagle, przerywając swoim krzykiem chwilową ciszę. -Przekonany żem był, że będziesz chciała za swoje usługi zedrzeć ze mnie masę złota, a tu proszę, ochrona za ochronę! To mi się podoba, Arvan ma farta, że u niego pracujesz... Jakbyś kiedyś chciała, to wpadnij do mnie, może będę w stanie zaproponować Ci lepsze stanowisko...- burknął tajemniczo. Krasnolud wziął głęboki wdech i pogładził się obiema dłońmi po wydętym brzuchu. Jego broda opadała na wystający brzuch jakby miała zwrócić nań jeszcze więcej uwagi.
-Niestety, twoje dobre intencje nie wystarczą. Wybacz mała, ale muszę sprawdzić twoje zdolności. Nie martw się jednak z twoich referencji, jakie to wystawił Arvan wynika, że dasz sobie radę!- oznajmił, sięgając ręką do niewielkiej szufladki zamontowanej po jego stronie stolika. Oswald wyciągnął z niej niewielki papier i mrużąc oczy przeczytał jego zawartość.

-Mój przyjaciel, Ian ma problem z żądłakami, które od kilkunastu dni krążą niebezpiecznie blisko jego domostwa. Oczywiście nie każę Ci iść tam samej! Udaj się na Arenę i odszukaj elfa Gabriela. Powiedz mu, że przychodzisz ode mnie. Razem z nim udasz się do domostwa Iana, milę za miastem i wspólnie rozwiążecie problem żądłaków. Jeśli sobie poradzicie, masz tę robotę! Ha!- krzyknął brodacz. Nyarla dobrze wiedziała, gdzie znajdowała się Arena, ponieważ postawiono ją blisko świątyni Oghmy, do której nie raz odprowadzała znajomych poszukujących wiedzy w księgach. Kobieta nie tracąc czasu wstała od biurka i opuściła gabinet Oswalda. Po chwili do jej oczu dotarły ponownie promienie słońca. Zaklinaczka rozejrzała się na boki szukając wzrokiem najkrótszej drogi do miejsca, gdzie ponoć przebywać miał Gabriel. Wybrała w końcu drogę i ruszyła nią dziarsko. Arena znajdowała się dobre kilkanaście minut od Dębu elfów. Kobieta wciąż chciała jak najszybciej załatwić tę sprawę.

Obrazek


Arena była miejscem legalnych walk, fizycznego rozwiązywania sporów, a także organizowania pokazów wierzchowców. W ciągu dnia swe treningi odbywało tam wielu wojaków i najemników, chcących się podszkolić w walce z żywym przeciwnikiem a nie drewnianą kukłą w zbroi. O tej porze dnia, jednak miejski przybytek nie gościł wielu wojowników. Nyarla weszła na widownię otaczającą piaszczyste pole walk i z łatwością dostrzegła szczupłego, dobrze zbudowanego elfa o jasnych włosach, spiętych z tyłu głowy w koński ogon. Gabriel był dobrze zbudowany. Rzeźba jego mięśni robiła wrażenie. Miał na sobie szare, poszarpane spodnie, zaś jedynym elementem zbroi u tego mężczyzny był karwasz i naramiennik na lewą rękę. Elf ćwiczył dość blisko części widowni, na której znajdowała się Nyarla i kobieta dostrzegła na obu jego łopatkach paskudne blizny, wielkości ludzkiej dłoni. Zaklinaczkę zaczepił niespodziewanie przystojny osobnik w skórzanej zbroi, który prawdopodobnie już skończył swój trening.
-W czym pomóc?- spytał uśmiechając się tajemniczo. Czarownica szybko wyjaśniła osobnikowi, że chodzi jej o Gabriela. Wojownik pokręcił głową z niezadowoleniem.
-Strzaskane Niebiosa! Ktoś do Ciebie!- zawołał elfa, a ten wbił miecz którym walczył w podłoże i powoli podszedł do widowni.

Obrazek
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 5:14 pm



Cały czas miała nadzieję, że do przekonania Oswalda wystarczy samo to, że nie zamierzała od niego brać żadnych pieniędzy. Jakby nie było, złota miała dość na wszystko, czego potrzeba, a rodzice nie zauważyliby braku nieco większej ilości. Tak jak - prawdopodobnie - nie zauważyliby braku córki. Chcąc, nie chcąc, zmuszona jednak była wykonać to zadanie. I nie zamierzała tracić czasu. Niezwłocznie udała się na Arenę.

Nie było to zbyt blisko, ale pogrążona w rozmyślaniach dziewczyna nie zwróciła nawet uwagi na odległość. Gdyby nie wbijające się w jej ramię pazurki kota, byłaby minęła imponującą budowlę. W porę jednak otrząsnęła się. Weszła na widownię, gładząc w roztargnieniu grzbiet Demona.
Jasnowłosy elf natychmiast przykuł jej uwagę. Zachwycił ją sposób w jaki się poruszał. Wyraźnie widziała ruchy wyrzeźbionych mięśni pod gładką skórą. Zamarła, wpatrzona w mężczyznę. Urzeczona jego widokiem, na chwilę zapomniała o śnie. Ucichł szum fal, zamarły podmuchy wiatru... Przymknęła oczy i wypuściła powoli powietrze, koncentrując się na tym, co trzeba zrobić.
~ Daj spokój, to tylko mężczyzna. - skarciła się w duchu. ~ Ale jaki...
Przywykła do widoku przystojnych i zadbanych handlarzy, bardów, magów. Nie sądziła jednak, że - pozornie - zwykły wojownik może mieć w sobie coś tak przykuwającego uwagę. A może to krew elfów czyniła go tak ujmującym? Silathiel także posiadał w sobie elfią krew i był obiektem westchnień niejednej kobiety. Jednak w porównaniu z tym mężczyzną, zdawał się być całkiem przeciętny.
Z odrętwienia wyrwał ją kolejny przystojniak, którego nie omieszkała obdarzyć uroczym uśmiechem. Po krótce nakreśliła mu sytuację, a rozczarowanie i niezadowolenie, które dostrzegła w jego reakcji, nieco ją rozbawiło.
~ Chyba muszę częściej odwiedzać Arenę. Gdy już wrócę...

Elf powoli zbliżył się do widowni, na której stała Nyarla, a ona pozwoliła sobie przez chwilę przyglądać się ze skrywanym zachwytem Gabrielowi. Coś jednak mówiło jej, że nie będzie tak pięknie jak mogłoby się wydawać. Demon także chyba poczuł się nieswojo. Siedział grzecznie w ramionach zaklinaczki i nie drgnął nawet. Nie chcąc doprowadzać do niezręcznej ciszy, kobieta odezwała się:
- Witaj, Gabrielu. Jestem Nyarla. Przysyła mnie Oswald Złoty Ząb.
Ich spojrzenia się spotkały. W oczach elfach było coś, co sprawiło, że poczuła ciarki na plecach, choć nie potrafiła tego dokładniej określić. Elf w odpowiedzi skinął głową.
- I co w związku z tym?
Dziewczyna stłumiła westchnienie.
- Powiedział, że mam Cię odszukać i że - podobno - udasz się ze mną milę za miasto, do domu niejakiego Iana - przyjaciela Oswalda. Mamy wspólnie rozwiązać problem żądlaków krążących w pobliżu jego domostwa.
Uśmiechnęła się delikatnie do Gabriela i patrząc mu w oczy dodała ciszej:
- Proszę. To naprawdę ważne. Nie tylko dla niego, ale i dla mnie. Mogę liczyć na Twoją pomoc?

Miała nadzieję, że się zgodzi. Nigdy nie musiała zbytnio zabiegać o wsparcie mężczyzn. Wszyscy chętnie służyli jej pomocą. Czuła jednak, że wraz z całą tą wyprawą wiele rzeczy może się zmienić. Zapewne będzie musiała się wiele nauczyć i do wielu, często niewygodnych sytuacji, przyzwyczaić. Wpatrywała się w wojownika, oczekując jego reakcji, a wizja oceanu nie przestawała dręczyć jej duszy...
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 7:50 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 5:36 pm

Mężczyzna długą chwilę przyglądał się obojętnie kobiecie, jakby zastanawiał się, co jej odpowiedzieć. W końcu jednak zebrał się w sobie i pokręcił głową.
-Jestem Oswaldowi winien wiele. Skoro poprosił bym Ci pomógł, to zrobię to.- odrzekł chłodno po czym rozłożył ręce w geście bezradności.
-Zaraz na przeciwko wyjścia z Areny znajduje się niewielki szynk "Sztandar chwały", idź tam i zaczekaj na mnie. Muszę zmyć z siebie brud i pot i przywdziać zbroję.- oznajmił, po czym odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem ruszył w stronę miecza, który wbił w podłoże. Teraz Nyarla widziała jego blizny jeszcze lepiej. Wyglądały tak jak gdyby ktoś próbował wbić mu topór w plecy, ale kości łopatek zatrzymały jakimś cudem cios. Gabriel złapał za rękojeść miecza, wyrwał go i udał się do wejścia dla wojowników. Zaklinaczka z kotem nie widziała sensu czekać na Arenie, na Gabriela. Po jego chodzi widać było, że nie bardzo mu się spieszy, a zatem słusznie przestrzegł ją by zaczekała w szynku.

Nya zabrała Demona na ręce i wraz z nim udała się do wyjścia z Areny. Nigdy wcześniej nie była w "Sztandarze chwały", uznając tę oberżę za miejsce spotkań licznych wojowników i najemników, którzy nie grzeszyli inteligencją ani obyciem w towarzystwie kobiet. Ten jeden raz musiała wytrzymać. Sama nazwa szynku nieco jej się podobała. Była taka wzniosła, dumna. Gdy weszła do środka jej oczom ukazała się dość duża izba biesiadna, jednak nigdzie nie było tutaj miejsca na tańce. Nie dziwiło ją to. Spotykali się tutaj osobnicy, chcący walczyć, lub tacy, którzy właśnie skończyli walkę. Chcieli odpocząć przy piwie lub gorzale i porozmawiać a nie jeszcze bardziej się męczyć. Po za tym kobiety raczej rzadko tu przychodziły. Wystrój karczmy nie robił powalającego wrażenia. Bliski był stereotypowi typowego przybytku. Kilka obrazów średniej jakości, kilka trofeów w postaci skór dzikich zwierząt, nic nadzwyczajnego.

Obrazek


Gospodarz skinął głową i już miał odejść, gdy coś w nim drgnęło i cmoknął ustami, a następnie zbliżył się nieco do Nyarli.
-Powiedz mi moja ptaszyno... Czy twój ojciec nie nazywa się Tristan? Kiedyś lata temu spotkałem w Calimshanie Tristana, wojownika w ciężkiej zbroi, który był tak bardzo podobny do Ciebie...- rzekł zamyślając się, a po chwili spojrzał na nią i machnął tylko ręką wracając w stronę lady. Zaklinaczka rozsiadła się wygodnie na drewnianej ławie, opierając się plecami o kamienny filar, który miała za sobą. Jakiś czas później drzwi do szynku otwarły się i czarownica ujrzała Gabriela. Miał na sobie wypolerowaną i lśniącą kolczugę. Przez jego pierś zawieszony był skórzany pasek, do którego przytwierdzona była pochwa na dwuręczny miecz.
-Aaa! Strzaskane Niebiosa!- krzyknął jeden z krasnoludów na jego widok. Elf kiwnął mu ręką i ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała Nyarla.
-Crushak, chciał wyzwać Cię na pojedynek długouchu!- krzyknął drugi z brodaczy.
-To będzie musiał poczekać jakiś czas.- odrzekł chłodno Gabriel siadając na przeciwko zaklinaczki.

-Jestem gotowy. Masz konia?- spytał, jednak po drodze musiał zajrzeć do przy karczemnej stajni, która była pusta -Z tego co widziałem, to nie masz. Szkoda, czasu chodźmy.- rzekł chłodno, tonem pozbawionym emocji i jakichkolwiek uczuć. Być może swoją profesję traktował tak jak stary karczmarz za ladą. Zrobić co do niego należy i mieć spokój. Duet wstał od stolika i skierował się do wyjścia. To elf prowadził. Gdy opuścili lokal Gabriel skręcił w lewo i minąwszy Arenę przeszli jeszcze kilkaset metrów.
-Zaczekaj tu.- burknął do towarzyszki, po czym udał się do jednego z kilku bliźniaczych budynków. Wojownik otwarł drzwi i zniknął w cieniu korytarza. Nyarla czekała kilka minut, lecz w końcu dostrzegła Gabriela. Elf jechał na czarnym jak smoła koniu. Wierzchowiec zatrzymał się tuż obok Nyi i wojak wystawił w jej kierunku pomocną dłoń.

Miała świadomość, że wierzchowiec znacznie przyspieszy ich pochód. Złapała za rękę i już po chwili siedziała za plecami elfa.
-Hia!- krzyknął mężczyzna szarpiąc za wodze. Rumak wystartował i już po kilku minutach dwójka awanturników opuściła mury miasta. Koń biegł jak oszalały ile tylko miał sił w nogach. Przez chwilę Nya czuła się jakby stała na klifie z snu, kiedy mocny wiatr porywał jej włosy do tyłu. Rozmarzyła się, nawet nie zauważyła kiedy dotarli na miejsce. Ich oczom ukazał się dwupiętrowy dom, w bliskiej odległości wielkiego świerku. Dom stał na wzniesieniu i było z niego widać całą okolicę w tym wyraźną panoramę Silvermoon. Gabriel zatrzymał rumaka kilkadziesiąt metrów od domostwa, by żądlaki przypadkiem nie zaatakowały konia. Liczne kształty wielkich robali majaczyły za domem, a trzepot ich skrzydeł był irytujący.

Obrazek


Gabriel ruszył wartkim biegiem w stronę domu. Nya nie miała wyjścia jak tylko go naśladować. Po kilku chwilach oboje znaleźli się na ganku i wbiegli w otwarte drzwi, które chwilę wcześniej ktoś przygotował, widząc przybyłych jeźdźców. Kobieta z elfem znaleźli się w niewielkim, ale za to przytulnym holu. W powietrzu unosił się zapach gotowanego obiadu. Drzwi za nimi zatrzasnął mężczyzna w wieku około czterdziestu lat, odziany w zniszczone spodnie i flanelową koszulę. Na jego głowie można było dostrzec liczne siwe włosy, a na twarzy lata strudzonej pracy w rolnictwie. Ucieszył go niezmiernie widok dwójki towarzyszy.
-Oswald was przysłał? Na Tymorę! Jak dobrze, że tak szybko przybyliście!- niemal krzyknął robiąc rękami dziękczynny gest.
-Te cholerne owady pojawiły się tu trzy dni temu. Musiałem zamknąć stodołę, by mi bydła nie pomordowały.- wyjaśnił człowiek.

-Skąd się tu wzięły?- spytał pod nosem elf. Człowiek rozłożył ręce i pokręcił głową.
-Nie wiem. Te stwory miały w okolicy jaskinię i nigdy się tu nie zapuszczały a na pewno nie w takiej ilości!- wytłumaczył.
-A ile ich jest?- spytał Gabriel.
-Wokół domu krążą ich może i nawet dwa tuziny.- farmer pogładził się ręką po kilkudniowym zaroście.
-Masz jakiś pomysł?- elf zwrócił się do swej towarzyszki.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 6:05 pm



Siedząc w "Sztandarze chwały", Nyarla myślała o Gabrielu. A raczej myślała o nim wtedy, kiedy akurat udało jej się skupić na tym uwagę i nie być rozpraszaną przez - nie dające spokoju - wspomnienie snu. Zaczynało ją to irytować. Miała nadzieję, że wszystko uda się szybko załatwić i będzie mogła w śnie wrócić nad ocean.
Tak jak się obawiała, choć mężczyzna niesamowicie ją urzekł, okazał się zimny i nieprzystępny. Nie wiedziała, co uczyniło go takim, ale nie zdziwiłaby się, gdyby było to związane z bliznami na plecach i życiem wojownika. Swym postępowaniem przypominał jej nieco Nathazala na początku ich znajomości.
~ Oj nie, Nathazal był gorszy... - przeszło jej przez myśl.
I rzeczywiście, chyba był, bo poza chłodem i patrzeniem na wszystkich z góry, był złośliwy i dokuczliwy. Ale świadomość, że mag jest teraz jednym z jej najbliższych przyjaciół dawała nadzieję, że i z Gabrielem da się normalnie porozmawiać. Choć zapewne wymagałoby to czasu. Czasu, którego nie miała.
~ Po powrocie... - obiecała sobie w duchu.

Demon zdawał się podzielać irytację swojej opiekunki. Ochota na psoty całkiem mu przeszła i siedział grzecznie na kolanach zaklinaczki. Spojrzała na podchodzącego gospodarza pytająco. Gdy wchodziła do pomieszczenia, nie umknął jej sposób, w jaki ją oglądał. Miała poczucie własnej wartości i najbardziej nie lubiła, gdy ktoś patrzył na nią jak na zwykły towar. Na wieść o niejakim Tristanie zupełnie nie zareagowała, co najwyraźniej zniechęciło mężczyznę do dalszej rozmowy. Choć miała ochotę roześmiać się serdecznie, gdy próbowała wyobrazić sobie ojca jako wojownika w ciężkiej zbroi. Taki widok naprawdę mógłby być zabawny.

W końcu zjawił się Gabriel. Sama nie wiedziała, czy bardziej imponująco wyglądał wtedy na Arenie, czy może teraz w kolczudze, gotów do drogi. Na krasnoludy nie zwróciła większej uwagi. Kiedy elf zapytał o wierzchowca, uniosła tylko lekko brwi. Domostwo Iana miało znajdować się tylko milę za miastem, spodziewała się raczej spaceru. Choć może rzeczywiście lepiej by było dotrzeć tam jak najszybciej - lepiej zarówno dla mieszkańców, jak i dla jej własnej sprawy. W jednym musiała się z Gabrielem zgodzić - szkoda było czasu.
Posłusznie zaczekała, aż elf wyprowadził konia i przyjęła jego pomoc w dostaniu się na siodło. Jakby nie było w długiej szacie i z kotem na ramieniu, jeździło się niezbyt wygodnie. W duchu zaś cieszyła się, że przywykła do sukni z rozcięciami sięgającymi tak wysoko. Mogła swobodnie przerzucić nogę nad zadem konia i w miarę wygodnie usadowić się za elfem.
~ To tylko mila, jakoś wytrzymam... - pomyślała czując jak nagie udo oparło się o szorstką skórę siodła. Lewą ręką przycisnęła do siebie kota, a prawą objęła w pasie Gabriela. Przytuliła się do jego pleców, gdy tylko ruszyli. Wiatr przeczesujący jej włosy i pieszczący skórę sprawił, że natychmiast zapomniała o niewygodach takiej jazdy. Myślami znów była na klifie...

Nawet nie zauważyła, gdy dojechali na miejsce. Jeszcze tylko krótki bieg i już byli w środku.
- Tak, Oswald... - zdołała tylko wykrztusić, łapiąc oddech. Zdecydowanie przywykła do innych form aktywności fizycznej niż biegi. Na informację o dwóch tuzinach robactwa, prawie się zakrztusiła. Skoro krążą wokół domu, to zaatakowane, rzucą się rojem.
Spojrzała na Gabriela, zdziwiona, że w ogóle zapytał ją tym razem o zdanie. Szybko przemyślała, ilu żądlakom byłaby w stanie jakkolwiek zaszkodzić zaklęciami. Wniosek był prosty - większość roboty spoczęłaby na elfie.
- My dwoje na dwa tuziny? Raczej tego nie widzę... - spojrzała na Iana - Jaskinia. Skoro do tej pory rzadko docierały tutaj w takiej ilości, to może coś je stamtąd przegoniło? Albo coś zwabiło...
Zmrużyła lekko oczy i odwróciła się z powrotem ku Gabrielowi.
- Proponuję udać się do tej jaskini. Wątpliwe, by poleciały za nami jeśli istotnie coś się tam stało. Nie wiem czy one w ogóle są inteligentne, ale na pewno jakiś instynkt mają. - westchnęła cicho - Możesz mi powiedzieć, Ianie, w którą stronę ta jaskinia?
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 7:50 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:34 pm

-Chodźcie za mną.- rzekł w odpowiedzi człek, prowadząc za sobą kobietę i elfa. Gospodarz opuścił hol i zakręcił w boczny korytarz, kierując się na schody. Stare i skrzypiące z pewnością irytowały mieszkańców domu, ale to nie był problem ani Gabriela ani Nyarli. Po chwili znaleźli się na piętrze. Nie był to jednak ostateczny cel ich krótkiej wędrówki po domu. Ian pokierował grupę na koniec korytarza, gdzie znajdowały się jeszcze jedne, lecz już mniejsze schody. Po chwili znajdowali się na sporym poddaszu, którego wielki kawał zajmowały różne rupiecie i rzeczy nie potrzebne, do których miało się sentyment i szkoda ich był wyrzucać. Farmer podszedł do niewielkiego okna i przykucnął przy nim.
-Widzicie, tam na dole tego wzgórza, mały lasek?- spytał wskazując palcem miejsce oddalone od domu o kilkaset metrów.
-To tam krążyły wcześniej żądlaki. To właśnie ta jaskinia.- wyjaśnił człek.

Gabriel wziął głęboki wdech i zmrużył nieco oczy. Jego bezuczuciowy wyraz twarz lekko przygnębiał, jednak oczy elfa lekko błyszczały jakby zastanawiał się nad dalszym planem.
-Nie ma zatem co zwlekać. Udamy się tam i zobaczymy, co jest z tą jaskinią.- oznajmił Gabriel. Kompani zeszli z poddasza i z piętra, by ponownie znaleźć się w holu domostwa, przy wejściowych drzwiach. Mężczyzna stanął w miejscu nim złapał za klamkę.
-Zostaw kota, tylko będzie Ci przeszkadzał.- zwrócił się do kobiety -I przypomnij mi twe imię bo wyleciało i z głowy.- dodał otwierając drzwi. Nim jednak cokolwiek zdążyli zrobić dostrzegli wielkiego żądlaka, który fruwał kilkanaście metrów od ganku. Gabriel zaryzykował i puścił się do biegu w stronę jaskini. Nie mająca wiele wyboru Nyarla zrobiła to samo.

Obrazek


Skrzydlaty owad zauważył uciekającą dwójkę, jednak nie podjął pościgu, być może uznał, że uciekli z jego powodu. Po kilku minutach kompani dobiegli na skraj lasu. Czarodziejka dyszała dość mocno, elf zaś zdawał się być niewzruszony takim wysiłkiem. Długouch schował się za jednym z licznych drzew i spojrzał ukradkiem na jaskinię. Ta była dobrze schowana za gęstymi krzakami, miejsce idealne dla takich istot jak żądlaki. Gabriel obserwował wejście do jamy długą chwilę milcząc. Być może dawał towarzyszce czas na odsapnięcie i złapanie tchu. W końcu jednak ruszył przed siebie idąc ostrożnie i jak najciszej. Jego kroki były wyważone i spokojne. Ostrożnie następował na każdy skrawek ściółki uważając by nie nadepnąć na coś co może zdradzić ich obecność. Weszli do środka.

Obrazek


Nim do porządku zagłębili się w otchłań jamy, elf zatrzymał ruchem ręki idącą za nim zaklinaczkę. W końcu i ona usłyszała szelest gdzieś w mroku przed nimi. Po chwili do cichego kroku dołączyło energiczne sapanie i delikatne warknięcie. Dopiero gdy w ciemności zalśniły czerwone ślepia kompani zrozumieli, że bestia kryjąca się przed nimi jest powodem rozjuszenia żądlaków.
-Worg!- krzyknął elf, dobywając błyskawicznie swego dwuręcznego miecza. Ostra stal zalśniła refleksjami słonecznego światła, które skąpo dostawało się do jaskini. Po chwili czworonożny stwór wielkości przerośniętego wilka wyłonił się z ciemności. Był ciemnoszarej maści. Najeżone futro świadczyło o agresywnym podejściu do dwójki osobników. Worg wyszczerzył rząd pożółkłych kłów. Nagle bestia skoczyła na stojącego bliżej Gabriela. Gdyby wojownik odsunął się z toru lotu stwora, ten wpadł my na Nyarlę. Gabriel nie drgnął. Worg przewrócił go na plecy siedząc na nim i z całych sił próbując go ugryźć, gdzie tylko popadnie, elf zaś bronił się jak tylko mógł.

Obrazek
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:35 pm



Dostrzegła delikatny błysk w oczach Gabriela. To rokowało dobrze. Odnosiła wrażenie, że pozbawiona wyrazu twarz, była jedynie maską. Miała nadzieję, że tak naprawdę elf miał jakieś uczucia a cała ta krótka wyprawa nie była dla niego karą zesłaną przez bogów.
Gdy wrócili na dół, dziewczyna zgodnie z sugestią puściła Demona na podłogę.
- Nie wychodź … – rzuciła do kota i już miała ponownie przedstawić się elfowi, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bowiem wojownik otworzył drzwi. Była przekonana, że żądlak ich zaatakuje. Ale Gabriel ruszył biegiem w stronę jaskini. Trzasnęła drzwiami, by przypadkiem kreatura nie dostała się do domu i pobiegła za mężczyzną.

Gdy dotarli do lasu, Nyarla skupiła się na uspokajaniu oddechu. Była wdzięczna elfowi, że czekał aż ona odpocznie i nie komentował złośliwie jej kondycji. Nie była co prawda pewna, czy właśnie to było powodem tego chwilowego odpoczynku, ale tak postanowiła to potraktować.
Gabriel poruszał się cicho jak kot. Przypominał skradającego się Demona. Nya z całych sił starała się podążać za nim jak najciszej, naśladując swojego chowańca, choć na niewiele się to zdawało. Rosnący niepokój towarzyszący wkraczaniu do jaskini trzymał mocno dziewczynę na ziemi. Skupiła całą swoją uwagę nad tym, co czekało ich w głębi jamy. Szum fal i wiatru, wspomnienie bezkresu oceanu zstąpiły gdzieś na dalszy plan, nie przeszkadzając w koncentracji.

Nagle ujrzała wzniesioną dłoń Gabriela. Zatrzymała się natychmiast. Po chwili do jej uszu doszło ciche szuranie, sapanie i warknięcie, a to nie zwiastowało najlepiej. Z drugiej strony czego dobrego mogli się spodziewać w jaskini opuszczonej przez rój żądlaków? Czerwone ślepia błysnęły w mroku, bestia była coraz bliżej. Nya wiedziała, że bydlę zaraz się na nich rzuci. A gdy worg skoczył, przez mgnienie oka była pewna, że elf usunie się mu spod łap, by zaatakować z dogodniejszej pozycji. Nic takiego jednak się nie stało. Przerośnięty wilk wylądował na elfie, przyszpilając go do ziemi i próbując zatopić kły w jego ciele.

Nyarla zareagowała odruchowo. Strzepnęła delikatnie nadgarstkiem i wyszeptała tak często ćwiczone zaklęcie, uważnie, by nie pomylić ani sylaby. W jej dłoni uformował się pocisk z czystej, błękitno-fioletowej energii. Posłała go w stronę worga. Uderzył w bestię w rozbłysku maleńkich iskierek, które zaraz zgasły. Przygotowała się do kolejnej inkantacji.
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 7:50 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:43 pm

Siła Magicznego pocisku nie wyrządziła rozjuszonemu worgowi wiele krzywdy, ale dała Gabrielowi nieocenioną chwilę rozproszenia. Stwór o czerwonych ślepiach warknął złowrogo i energicznie skierował masywny łeb w stronę czarodziejki. Jego uszy postawione na sztorc, wraz z wyszczerzonymi kłami świadczyły, że bestii nie spodobał się ten zuchwały akt agresji. Sierść na grzbiecie jeżyła się jeszcze bardziej, a głośne warczenie powodowało u Nyarli ciarki na szyi. Te kilka sekund rozproszenia wystarczyły elfowi, by wykrzesać z siebie ukryte pokłady siły. Długouch skrzywił się na twarzy napierając z całych swych sił. Jedną ręką złapał czworonoga za gęste futro na boku karku, drugą chwycił za potężną, umięśnioną łapę i przewrócił zaskoczoną bestię na bok. Sam wartko przeturlał się na bok, robiąc przy tym sporo hałasu. Wypolerowana kolczuga była teraz ubrudzona z niewielkiej warstwy błota, znajdującego się na podłożu pieczary.

Obrazek


Wojownik zatrzymał się, zmieniając postawę i już po chwili klęczał na czworaka, około półtora metra od wstającego z ziemi worga. Szczupła dłoń Gabriela błyskawicznie sięgnęła leżącego na ziemi miecza. Palce zacisnęły się na rękojeści broni i po chwili mężczyzna był gotowy do dalszej walki, znów koncentrując na sobie uwagę wilkopodobnej bestii.
-Unikaj jego uwagi!- polecił głośnym krzykiem.
-Stój daleko, tak żeby na Ciebie nie skoczył! Nie daj mu się zajść!- dodał po chwili. W końcu można było dostrzec na twarzy wojownika jakieś emocje. Bardzo możliwe, że tylko podczas boju je pokazywał. Złość, koncentracja i chęć wygrania potyczki, przemawiały poprzez jego mimikę. Gabriel zmrużył oczy, wyczekując aż worg znów się na niego rzuci.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:49 pm



Przez chwilę spojrzenia kobiety i zwierzęcia spotkały się. Pocisk, choć nie zaszkodził worgowi, najwyraźniej rozjuszył go bardziej. Ulżyło jej, gdy elfowi udało się w końcu wydostać spod czworonoga. Dziewczyna przypomniała sobie wszystkie znane zaklęcia, zastanawiając się, czy którekolwiek w jakiś sposób mogłoby zaszkodzić bestii, bez ściągania na nią większej uwagi niż jarząca się kula energii lecąca do celu.
Ale nic lepszego nie mogła wymyślić.

Jej uwadze nie umknęła zmiana, jaka zaszła w zachowaniu elfa. Zdecydowanie wolała go takiego - nawet złego i zdeterminowanego - niż tego ponurego mruka.

Na polecenie Gabriela cofnęła się parę kroków, śpiewnym głosem recytując tę samą formułę, co poprzednio. Delikatny ruch nadgarstka przekształcił energię, gromadzącą się wokół drżącej dłoni, w kolejny pocisk. Posłała go w kierunku bestii. Błękitno-fioletowa smuga śmignęła szybciej niż zdawałby się sugerować to ruch, jaki wykonała czarodziejka, by zaatakować. Kolejne iskry zabłysnęły i zgasły, gdy pocisk sięgnął celu.
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 7:51 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:51 pm

Obrazek


Kolejny magiczny pocisk, trafił bezbłędnie torsu olbrzymiego czworonoga. Mimo iż rana nie była poważna, stwór pisnął dając dwójce towarzyszy znak, że odczuwa ból i są na dobrej drodze by go zabić. Worg znów wejrzał gniewnie na Nyarlę i wtedy kobieta dostrzegła, coś co mogło jej znacznie ułatwić walkę. Gdy bestia spoglądała w jej stronę zmrużyła oczy, gdy słoneczne promienie ją nieco oślepiły. Zaklinaczka słyszała kilka opowieści o worgach. Były one różne, lecz łączyło je kilka faktów, takich jak krwiożerczość czy nocny tryb życia. Szybko skojarzyła fakty i zrozumiała, że czworonóg był istotą nie przepadającą za światłem. Worg warknął na Nyarlę i jakby przez chwilę się zawahać czy by nie zaatakować właśnie jej, bo jak na razie to kobieta zadawała mu ból.

Czasu na myślenie nie miał Gabriel. Gdy bestia po raz kolejny była rozproszona za sprawą magii zaklinaczki, on natarł błyskawicznie do przodu. Być może miał w sobie coś z kota, gdyż sus, jakim pokonał odległość dzielącą go od bestii był pełen finezji i gracji. Stal jego miecza znów zalśniła. W całym tym chaosie dało się usłyszeć charakterystyczny świst przecinanego powietrza. Cios był niezwykle celny i precyzyjny. Tylko los szczęścia spowodował, że broń minęła aortę stwora o milimetry. Na kamienne podłoże trysnęła czerwona posoka. Worg zawył żałośnie. Kraniec miecza Gabriela ociekał ciepłą jeszcze krwią.

Na boku istoty widniała paskudna, obficie krwawiąca rana. Gabriel odskoczył o krok w tył i przygotował się na kontratak stwora. Ten warknął złowrogo i chyba uznał ostatecznie, że pierwszy musi umrzeć elf. Worg pochylił się lekko do przodu i skoczył niespodziewanie zaciskając potężne szczęki na przedramieniu wojownika.
-Agrrr!- krzyknął Gabriel, gdy wielkie zębiska przeszły przez stalowe kółka jego zbroi i zatopiły się szczupłej ręce. I elfia krew spłynęła wartkim ciurkiem na kamienne podłoże jaskini. Nyarla była prawie pewna, że worg rozciął zębami elfią tętnicę...
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:55 pm



Radość z perfekcyjnie rzuconego zaklęcia minęła jeszcze szybciej, niż tkanie owego czaru trwało. Worg dostał, nawet pisnął, ale nadal był w pełni sprawny i równie groźny jak chwilę temu. Nyarla cofnęła się jeszcze o krok, posłuszna poleceniu Gabriela. Widząc jak worg mruży w świetle oczy, miała ochotę uderzyć się w czoło.
~ Oczywiście!

Zgarnęła z podłoża niewielki kamień. Kątem oka miała okazję obserwować wyprowadzony przez elfa cios. Naprawdę dał się bestii we znaki. Mogło im się udać. W momencie, gdy Nya miała oślepić na chwilę worga, ten rzucił się na wojownika a szczęki zacisnęły się na jego ramieniu.
- Nie! - wyrwało się zaklinaczce.
Ale już się stało. Dziewczyna przeraziła się nie na żarty. Przyszli tu poniekąd z jej powodu. A gdyby z początku zrobiła rzecz całkiem naturalną - rozświetliła jaskinię - możliwe, że uszliby z tego cało. Ale wolała popisać się swoją magią i skończyć sprawę szybko. Mogła tylko mieć nadzieję, że nie będzie miała na sumieniu Gabriela.

Teraz wszystko zależało od niej. Wolną dłonią sięgnęła do jednej z sakiewek i wyjęła z niej kawałek mchu, który w ciemności delikatnie fosforyzował. Skruszyła w palcach zasuszoną roślinkę i wypowiedziała pojedyncze słowo. Kamień w jej dłoni rozjarzył się silnym blaskiem. Rzuciła nim w kierunku worga. Było jej obojętne czy trafi, czy też nie. Chciała tylko zdezorientować zwierzę. Szykowała się już do stworzenia kolejnego pocisku. Musiało się to szybko skończyć, bo inaczej mężczyzna mógł stracić zbyt wiele krwi. I nie chciała myśleć jakie mogły być konsekwencje takiego rozwoju sytuacji.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 7:58 pm

Czar Nyarli okazał się zbawienny w skutkach. Worg od razu popuścił uścisk szczęk i cofnął się o kilka kroków do tyłu warcząc i szczekając na świetlistą kulę. Bestia nie była taka głupia, na jaką wyglądała. Lepszego efektu zaskoczenia nie mógł sobie wymarzyć Gabriel. Choć krew po jego ręce spływała niezwykle szybko, postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Po raz kolejny rzucił się do przodu przecinając powietrze swym dwuręcznym mieczem. Wykuta przez ludzi broń świsnęła i raz jeszcze dosięgła celu. Kolejny raz trysnęła krew. Worg pisnął głośno, gdy ostrze broni rozcinało jego bok. Stwór sapał ciężko, lecz miał w zamiarze bronić się do ostatniej kropli krwi. Zwierz odsunął się niemrawo o kilka kroków od elfa, lecz za sprawą jasnej kuli światła nie podejmował ataku próbując uniknąć oślepienia. Mimo wszystko wciąż kłapał potężnymi szczękami w stronę okrążającego go powoli Gabriela.

-Teraz! Uderz w niego swoim czarem!- krzyknął krwawiący i nieco bledszy elf. Stwór stał do Nyarli bokiem. Elf nie znał się na magii i nie wiedział, że pocisk sam kierował się do celu. Mimo wszystko zaklinaczka doceniła starania wojownika. Nie mogła zawieść. Wojak zwany Strzaskanymi Niebiosami walczył mężnie. Chciał by ta walka w końcu dobiegła końca. Dwuręczny miecz lekko drżał, prawdopodobnie zaczynał mu nieco ciążyć. Elf był gotowy stawić czoła przeciwnikowi, jednak zarówno on, jak i zaklinaczka mieli świadomość, że z tak paskudną raną na ręce długo nie utrzyma się na nogach o własnych siłach. Na szczęście worg, również był ciężko ranny i wystarczyłyby najmniejsze obrażenia by powalić bestię.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:02 pm



Nya nie chciała w pośpiechu popełnić jakiegoś błędu, ale musiała działać natychmiast. Wymamrotała zaklęcie i wykonała odpowiedni gest. Wiedziała, że zrobiła to nieco za szybko i zbyt nerwowo, ale to musiało wystarczyć. Jeśli nie - prawdopodobnie będzie po nich. Pocisk magicznej energii pomknął ku worgowi. Rozległ się kolejny skowyt bólu i bestia z głuchym łupnięciem zwaliła się na podłoże. Blask czerwonych oczu przygasł wraz z ostatnią iskierką, która pozostała po magicznym pocisku.

Dziewczyna nie mogła zwlekać. Czym prędzej podbiegła do osłabionego elfa. Sięgnęła po sztylet i pozbawiła swoją suknię całkiem sporego pasa materiału. Obwiązała błękitną tkaniną ramię mężczyzny, zaciskając tak mocno jak tylko potrafiła. Tylko tyle mogła zrobić. Prowizoryczny opatrunek niemal natychmiast przesiąkł krwią.
~ Szlag! - powtarzała stale w myślach, próbując nie dać się ogarnąć panice.
- Przepraszam. Chodźmy stąd, może u Iana jest ktoś kto zajmie się tym lepiej...
Ruszyli powoli ku wyjściu. Choć Nyarla była szczuplejsza i drobniejsza niż wojownik, starała się służyć mu oparciem. Miała tylko nadzieję, że nie poniesie go żadna męska duma ani nic podobnego i nie będzie się on zbytnio forsował. Choć i tak wolałaby chyba takie zachowanie, niż utratę przytomności...
- Trzymaj się, już jesteśmy blisko. - powtarzała co jakiś czas, dziękując w duchu Tymorze za to, że jaskinia była tak niedaleko domostwa. W ciągu kilkunastu minut powinni być z powrotem. O ile żądlaki nie przysporzą im dodatkowych kłopotów...
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:08 pm

Elf odsunął się nieco od kobiety unikając bliskiego kontaktu z nią. Zdziwiło ją to, ale uszanowała jego zachowanie i wolę. Mimo poważnej rany ręki elf biegł wytrwale w stronę domostwa Iana, pod górkę. Momentami nawet wyprzedzał biegnącą z nim zaklinaczkę. Trochę ją dziwiło jego zachowanie, ale sposób w jaki radził sobie z bólem trochę jej imponował. Wojownik nie panikował. Możliwe, że nawet nad tym nie myślał. Obrał sobie cel i konsekwentnie do niego dążył. Jego jasna cera zdawała się nieco blednąć. Miał zawziętą minę. W końcu pokonali drogę dzielącą ich od domu farmera. Ian wypatrywał ich cały czas, dlatego gdy przybiegli pod drzwi, te były już lekko otwarte. Mężczyzna stał w holu, w towarzystwie tęgiej kobiety trzymając zwinięte, czyste szmaty.
-Szybko, pójdźcie tutaj, opatrzymy tę ranę.- rzekł roztrzęsiony widokiem ociekającej po ręce posoki. Gospodarz wraz z żoną poprowadzili dwójkę kompanów do wielkiej kuchni i usadowili elfa na drewnianym taborecie. Kobieta wartko podniosła rękaw zbroi i przyjrzała się ranie. Ian w tym czasie namoczył jedną z szmat zimną wodą i przemył ranę.

-Spokojnie, nic mu niy bydzie!- oznajmiła kobieta. Ian przyłożył suchą szmatę do rany i podszedł do jednej z licznych szafek, stojących pod ścianą. Mężczyzna szukał czegoś w środku, a kiedy już znalazł oznajmił to głośnym "Mam!". Była to flaszka z przezroczystą cieczą.
-Spirytus krasnoludów. Trzeba obmyć ranę!- wyjaśnił. Elf wiedział co go czeka. Mocno zacisnął zęby i wejrzał gdzieś w róg pomieszczenia. Ian wylał dużą ilość alkoholu na przedramię a Gabriel wydał gardłowy pomruk bólu. Żona farmera prędko owinęła kolejną szmatą rękę wojaka.
-Cóż to sprawiło, że te cholerne robale wyniosły się z swojej jaskini?- spytała tęga kobieta.
-Worg się tam zadomowił. Pewnie był chory, albo ranny bo te bestie z reguły żyją w watahach.- wyjaśnił elf. W tym czasie Ian wyszedł z kuchni i nie było go kilka dobrych chwil. Gdy wrócił trzymał w ręku skórzany mieszek.
-To za fatygę...- odezwał się nieco speszonym tonem. Gabriel tylko pokręcił przecząco głową.
-Rozliczysz się panie z Oswaldem.-

Farmer kiwnął głową i odłożył mieszek z brzęczącą zawartością na blat stołu kuchennego. Szara szmata jeszcze trochę nasiąkła krwią, jednak nie tak bardzo jak w czasie biegu z jaskini do domu.
-Na nas już czas.- rzekł chłodno Gabriel wstając z stołka. -Żądlaki powinny lada dzień wrócić do swojej jaskini.- dodał po czym powoli skierował się w stronę drzwi.
-Dziękujemy...- zwróciła się do nich kobieta. Gabriel nawet się nie odwrócił. Długouch otworzył drzwi i ruszył wartkim krokiem w stronę czarnego rumaka, czekającego kilkadziesiąt metrów od domu. Był wyjątkowym bucem, ale widocznie taki był już jego charakter. Wykonywana profesja dodatkowo utwardzała grubą skorupę, którą elf stworzył wokół siebie. Wsiadł na konia nieco się krzywiąc na twarzy. Być może ręka wciąż bolała. Elf pomógł wsiąść kobiecie i ruszyli z powrotem w stronę Klejnotu Północy. Nyarla czuła, że ta walka dodała jej życiowego doświadczenia. Nauczyła się, że nie tylko magia zadająca ból może być szkodliwa dla przeciwnika.

Po kilku minutach żwawego galopu rumak dowiózł duet do bram miasta. Elf nakazał wierzchowcowi zwolnić nieco, by przypadkiem kogoś nie stratował. Wciąż milczał. Kierowany przez Gabriela koń zatrzymał się w końcu pod Dębem elfów, miejscem gdzie mieszkał Oswald. Nyarla zeszła z grzbietu wierzchowca. Nawet gdyby chciała mu podziękować, lub chociażby pożegnać się, on nie dał jej na to żadnych szans. Energicznym bodnięciem pogonił wierzchowca do przodu i już po kilku chwilach zniknął zaklinaczce z widoku. Kobieta nie tracąc czasu zeszła do podziemnego domostwa krasnoluda. Brodacz zdawał się jej tak prędko nie spodziewać. Gdy tylko pojawiła się w drzwiach wejrzał na nią nieco zdziwiony.
-Już żeście wrócili?- spytał unosząc brwi. -To dobrze, bardzo dobrze. Problem rozwiązany ta?- kontynuował przesłuchanie. -To świetnie. Pozbyliście się problemu? Gdybyście się nie pozbyli, to by Cię tu nie było...- sam sobie odpowiedział.

Krasnolud wstał i podszedł do regału, na którym stała masa książek. Oswald sięgnął ręką po jedną i wyciągnął z poukładanego rzędu.
-Masz. To taka mała nagroda, za dobrą robotę.- wręczył niewieście księgę o czerwonej okładce. -Zasłużyłaś sobie. Przyjdź jutro o świcie tutaj pod moje domostwo. Weź ze sobą swoje rzeczy, ale nie bierz jedzenia, będziem mieć zapasy na wozie.- wyjaśnił, po czym odprowadził ją do drzwi.
-Weź koniecznie kota, pozżera myszy, jak jakieś się będą kręcić na transporcie skór.- dodał na koniec po czym pożegnał ją lekkim klepnięciem w plecy. Drzwi za nią zatrzasnęły się. Miała do wieczora jeszcze trochę czasu. Już nie mogła się doczekać wyprawy na zachód.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:09 pm



Postawa Gabriela - mimo wszystko - zaimponowała Nyarli. Elf jaki był, taki był, ale wyglądało na to, że do raz obranego celu dąży bez względu na wszystko. I bez względu na wszystkich chyba także. Stale dręczyły ją niewielkie wyrzuty sumienia, że to przez nią tak ucierpiał. Że gdyby nie jej błąd, to wszystko mogło potoczyć się nieco inaczej.
~ Co się stało, to się nie odstanie. - przeszło jej przez myśl, gdy już udało im się dostać do domu Iana. Ledwie weszli do budynku, gospodarz wraz z towarzyszką zajęli się raną wojownika. Demon miauknął żałośnie i otarł się o kostki właścicielki, reagując na jej niepokój potrzebą głaskania. Dziewczyna łapiąc oddech po biegu, pochyliła się i wzięła kota na ręce. Zapewnienie kobiety, że elfowi nic nie będzie, czarownica przyjęła z niemałą ulgą.
~ Chociaż tyle...
Nyarli zrobiło się słabo. Widok i zapach krwi sprawił, że czuła w ustach metaliczny posmak. Nie potrafiła sobie wyobrazić bólu, jaki musiał odczuć Gabriel, gdy przemyto mu ranę. Ale on jedynie warknął gardłowo. Dziewczyna przemilczała krótką rozmowę, nie miała od siebie nic do dodania. Podążyła za wojownikiem do wyjścia, w progu jednak odwróciła się w stronę mieszkańców domu.
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że już tu nie wrócą. Do zobaczenia. - powiedziała krótko i zdobyła się na nieznaczny uśmiech.

Nyarla, z demonem w rękach, dogoniła elfa. W milczeniu dosiadła konia. Przez moment chciała nawet zaproponować, że wróci pieszo, żeby nie drażnić mężczyzny swoją obecnością dłużej niż to potrzebne. Widząc wyciągniętą ku sobie dłoń, zrezygnowała. Tak jak poprzednio objęła jeźdźca. Tym razem nie było to tak ekscytujące. Odnosiła wrażenie, że Gabrielowi jej bliskość nie była miła. Wyrzuty sumienia powoli cichły, mimo wszystko nauczyła się czegoś i było to ważne doświadczenie.

Dziewczyna zsiadła z wierzchowca pod Dębem elfów. Wojownik ruszył dalej tak, jakby w ogóle jej tam nie było. Westchnęła cicho, przytuliła policzek do miękkiej sierści Demona. Zachowanie mężczyzny sprawiło jej niemałą przykrość. Była nauczona, że uprzejmość powinna być odwzajemniana i bardzo rzadko spotykała się z tak chłodnym i odpychającym traktowaniem. Musiała się jednak przygotować na to, że nie jest to ostatni raz, gdy ktoś tak się do niej odnosi. Niebawem wyruszy na zachód, a tam nie znając nikogo i nie będąc znaną, może być nawet gorzej.
~ Tak samo, gorzej chyba się nie da... - pomyślała, wchodząc do gabinetu Oswalda.

Musiała wyglądać jak siedem nieszczęść w podartej, ubrudzonej u dołu krwią, sukni. Krasnolud jednak nie skomentował tego, za co była mu zresztą wdzięczna.
- Tak, wróciliśmy. Problemem nie były w zasadzie żądlaki same w sobie. Podobno nigdy nie zapuszczały się w okolice domostwa. W ich jaskini zadomowił się worg. Dlatego musiały się stamtąd wynieść. Lada dzień wrócą do siebie. - uśmiechnęła się do krasnoluda.
Powiodła za nim spojrzeniem, gdy podszedł do regału. Uniosła brwi, zdziwiona, gdy podał jej księgę. Nie miała w zwyczaju odmawiać przyjmowania prezentów, ale nie omieszkała skomentować:
- Dziękuję. Choć możliwość wyprawienia się z Twoimi wozami byłaby wystarczającą nagrodą. - uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Wysłuchała jeszcze instrukcji Oswalda i dodała:
- Oczywiście, Demon jedzie z nami. Do widzenia i dziękuję raz jeszcze. - pożegnała się i drzwi za nią zamknęły się.

Mimo, że aby być gotową o świcie musiała się wcześniej położyć, miała jeszcze sporo czasu. Postanowiła udać się do Nathazala. Czarodziej nie wiedział jeszcze, że Nyarla opuści Silverymoon, więc uznała za stosowne poinformować go o tym. I pożegnać się. Droga przez miasto minęła jej na rozmyślaniu o jutrzejszej podróży. Zastanawiała się, czy wśród wynajętych mieczy znajdzie się ktoś, z kim będzie mogła choćby porozmawiać czy spędzić czasem wieczór. Sen także powrócił w zakamarki jej umysłu. Po dzisiejszej przygodzie jeszcze bardziej odczuwała potrzebę wyrwania się, swobodnego lotu, oderwania się od ziemi... Na razie jednak musiała wystarczyć jej wyobraźnia.

Do gabinetu przyjaciela weszła - jak zwykle - bez pukania. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie z westchnieniem. Pokój był duży i przytulny, urządzony z przepychem. Podłoga była przykryta grubym, miękkim dywanem. Regały dookoła zastawione różnymi księgami i stertami pergaminów. W rogu, na stoliku pyszniło się małe laboratorium alchemiczne. Po drugiej stronie stała szeroka, miękka kanapa i drugi stolik, z karafką z winem. A przy wielkim biurku pod ścianą, na przeciw drzwi, siedział Nathazal, zagłębiony w lekturze jakiejś księgi.
Usłyszała niezadowolony pomruk:
- Czego znów?
Uśmiechnęła się lekko, ciekawa jak przyjaciel zareaguje na niezapowiedzianą wizytę.
- Wyjeżdżam do Waterdeep. - rzuciła krótko i bez ogródek.

Obrazek


Mag spojrzał na nią i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, którego nie potrafiła nie odwzajemnić. Zaraz jednak mężczyzna zmarszczył brwi. Wstał i podszedł do niej.
- Co Ci się stało? Jak Ty wyglądasz... Siadaj. - wskazał jej kanapę i podszedł do stolika, by nalać jej wina.
- Po prostu ciężki dzień, tak poza tym to jestem cała. - odparła.
Rozsiadła się na kanapie, Demona postawiła na dywanie, wiedząc, że zaraz znajdzie sobie na nim jakieś miejsce do leniuchowania. I pewnie na środku pokoju, ale Nathazalowi nigdy to nie przeszkadzało. Mężczyzna podał jej kielich i sam usiadł obok. Natychmiast zmieniła pozycję, przytuliła się do niego, kładąc mu na ramieniu głowę. Uśmiechnęła się czując jego dłoń w swoich włosach.
- Mówisz, że wyjeżdżasz? - zapytał.
- Tak, chcę dotrzeć na wybrzeże, a wydaje mi się, że najłatwiej dostać się stąd do Waterdeep. Potem będę się zastanawiać co dalej. - odparła, popijając wino.
- Co dalej? Wrócisz, a cóż innego. - nie słysząc jednak żadnego zapewnienie dodał - Bo wrócisz, prawda?
Dziewczyna westchnęła cicho.
- Mam nadzieję. Nie śmiej się, ale to wszystko przez sen.
- Jaki sen?
Opowiedziała mu o śnie, o wizycie u Arvana, o spotkaniu z Oswaldem. Na temat rozwiązania problemu żądlaków wspomniała tylko, że się udało. Mag wiedział, że jeśli Nyarla nie chce o czymś mówić, to nic mu nie powie, więc nie naciskał. Pozwolił jej się wygadać.
- Rozumiem. Ale to trochę nierozważne, tak gonić za snem, nie uważasz? - podsumował.
- Uważam. Ale nie widzę innego wyjścia. To siedzi głęboko we mnie. Nie potrafię tego zignorować...
Nathazal pokiwał głową i delikatnie stuknął swoim kielichem o jej.
- Za udaną podróż. - wymówił krótki toast.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i upiła łyk wina.

Resztę wieczoru spędziła z Nathazalem. Zasiedziała się dłużej, niż planowała. Ale sporo czasu zajęło jej przekonanie go, że zostawanie dziś na noc nie będzie najlepszym pomysłem. Mogłaby rano zaspać... Wróciła do domu na godzinę przed północą. Chciała przed snem przejrzeć księgę od Oswalda, ale uznała, że równie dobrze może to zrobić jutro, w drodze. Wzięła kąpiel, zrobiła kolację dla siebie i chowańca, a po powrocie do pokoju przygotowała wszystkie potrzebne na następny dzień rzeczy. Przyszykowała również szatę na podróż - w podobnym kroju jak ta, którą miała na sobie dziś, z wygodnymi rozcięciami po bokach. Postawiła przy krześle zakupione przed południem buty, wygodne i wytrzymałe. Wszystko oczekiwało poranka, tak aby nie musiała już rano niczego szukać.

W końcu położyła się do łóżka. To był długi, pełen wrażeń dzień. Nim jednak przyszedł sen, nawiedziło ją jeszcze raz wspomnienie Strzaskanych Niebios.
~ Ciekawe imię... - przeszło jej przez myśl.
Pozwoliła sobie wrócić myślami do spotkania na Arenie. Wtedy Gabriel zrobił na niej spore wrażenie i nie spodziewała się, że wszystko skończy się aż tak źle. Westchnęła i przewróciła się na drugi bok. Kocie oczy zamigotały w ciemności i rozległo się przeciągłe miauknięcie. Nyarla uśmiechnęła się lekko i podrapała Demona za uchem. Kot zaczął mruczeć i ta melodia ukołysała ją do snu...
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:16 pm

Obrazek


Rozdział I: Długa droga na zachód


22 dzień Czasu kwiatów 1372 rachuby dolin


-Kurwa Formit rusz dupsko i ładuj te cholerne skóry!- rozległ się znajomy Nyarli głos Gabriela. Ku jej zdziwieniu i on kręcił się pod domostwem Oswalda, przy dwóch czterokołowych wozach. Swoją ranną rękę musiał uleczyć magią, gdyż nosząc ciężkie skrzynie z towarem krasnoluda, nawet się nie krzywił z bólu. Jego kolczuga znów lśniła czystością i refleksjami słonecznego światła. Elf podał niesioną skrzynię pucułowatemu krasnoludowi, z dziwaczną kuszą zawieszoną na plecach. Brodacz odebrał skrzynię, położył w wolnym miejscu i podniósł się, spoglądając z zdziwieniem na zbliżającą się Nyarlę.
-Ta tu czego szuka?...- burknął pod nosem, a stojący koło wozu Gabriel wejrzał przez ramię i skinął głową do zaklinaczki.
-To Nya. Jedzie z nami.- krasnolud przytaknął dając do zrozumienia, że rozumie. Gdy kobieta podeszła do wozu Gabriel wskazał ręką dwa stopnie, którymi można się było dostać na wóz.

-Wchodź i rozgość się.- rzekł, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył powoli w stronę zejścia do domu Oswalda.
-No... Ekhem... Jam jest Rurik Dziesięć Bełtów.- przedstawił się, przy czym lekko się pochylił. Krasnolud miał na sobie wygodne, podróżne ubranie. Z pod ciepłej kurty widać było lśniące kółeczka jego kolczej koszulki. Kusza, którą miał przewieszoną przez plecy była nietypowa, gdyż zamiast miejsca na bełt, miała wmontowaną dziwną skrzynkę, w której od bełtów aż się roiło. Był dość młody jak na przedstawiciela krzepkiego ludu. Miał około pięćdziesięciu lat. Bujna zadbana broda, dumnie powiewała na wietrze. Mądre oczy w kolorze ciemnego brązu uważnie lustrowały nieznajomą kobietę. U pasa kusznika spoczywał mały, jednoręczny toporek. Jego idealnie gładka głowica świadczyła o tym, że zbyt często właściciel z niego nie korzystał.

Obrazek


-Ten leniwy gnojek to Kayl.- przedstawił kompana. Zaklinaczka odwróciła się i ujrzała siedzącego na dachu niewielkiego budynku niziołka, który miał w ustach dymiącego skręta. Niziołek wejrzał na krasnoluda i nieznacznie uniósł środkowy palec lewej dłoni.
-Ale mówimy mu Formit, bo jest ruchliwy jak te przerośnięte mrówki w swoim gnieździe.- Rurik wyjaśnił dziwny pseudonim kompana. Kayl miał na sobie lekką, skórzaną zbroję z ćwiekami. Szary płaszcz z kapturem falował, za sprawą porywistego wiatru z północy. Niziołek miał w ręku krótki miecz. Zza pasa wystawała zaś niewielka pochwa na sztylet, który tylko uważny obserwator mógł zauważyć. Również i ten malec potrafił posługiwać się kuszą, lecz zdecydowanie nie używał jej na co dzień, gdyż broń była schowana pod jego płaszczem, a z takiego miejsca dobywanie broni nie jest ani wygodne ani szybkie.

Obrazek


Z podziemnego wejścia do domostwa Oswalda wyłonił się ciężkozbrojny człowiek. Napierśnik jego zbroi zdobił stalowy symbol Uthgara - boga wilków i barbarzyńców Północy. Zaraz za nim wyłonił się Gabriel. Oboje oni nieśli kolejne skrzynie z przewożonym do Waterdeep towarem. Gdy kleryk podszedł do wozu, podał skrzynię Rurikowi i wspiął się na górę. Człek zbliżył się do Nyarli i uścisnął jej po męsku dłoń.
-Bądź pozdrowiona!- rzekł donośnym głosem, typowego człowieka pobliskich regionów. -Jestem Bruno syn Ursusa.- wyjaśnił kobiecie. -Zajmę się waszym duchowym wychowaniem podczas tej podróży...- rzekł, po czym po chwili milczenia z poważną miną parsknął śmiechem.
-Jak widać jestem kapłanem Uthgara. Jeśli się skaleczysz, to przyjdź do mnie uleczę twoje rany.- rzekł z dumą i skinął jej głową. Kapłan schylił się i podniósł z jednej z skrzyń futro zimowego wilka, które narzucił na plecy, dzięki czemu zastąpiło mu ono płaszcz.

Obrazek


Gabriel podał ostatnią skrzynię Rurikowi i podszedł do drugiego powozu, który był już dawno załadowany.
-Znajdź sobie pani wygodne miejsce i przyzwyczaj się do niego, bo długo na nim będziesz siedzieć.- zażartował krasnolud, po czym puścił niewieście oczko. Brodaty kleryk zarzucił na liczne skrzynie grubą płachtę, którą przymocował do wozu za pomocą sznurów. W miejscu, które zostało wskazane Nyarli leżał potężny, dwuręczny młot, którego głowica musiała ważyć grubo ponad piętnaście kilogramów. Broń musiała nieść bolesną i druzgocącą śmierć w walce. Uthgaryta odsunął młot i usiadł na miejscu, gdzie broń spoczywała. Rurik zaś usiadł na wygodnym siedzeniu do powożenia i złapał za lejce. Dwa, pociągowe konie prychnęły czując, że niebawem w końcu ruszą. Formit zeskoczył z dachu i miękko wylądował na brukowanej kostce. Szybko podbiegł do wozu, który prowadził Gabriel i z gracją się na niego wspiął, siadając obok znajomego elfa.
-Gotowa, czy nie, ruszamy!- krzyknął rozochocony brodacz, po czym wydał za pomocą lejców koniom rozkaz wyruszenia.

Wóz krasnoluda ruszył energicznie do przodu, a kilka metrów za nim jechał drugi, który powoził Strzaskane Niebiosa. Elf spoglądał przed siebie, uważając by zbytnio nie zbliżyć się do pierwszego z wozów. Siedzący obok niziołek, bawił się mieczykiem i opowiadał coś kompanowi, jednak głośne dźwięki kół, uderzających o brukowaną kostkę zagłuszał wszystko dookoła i nawet jeśli Nyarla bardzo by chciała nie mogła usłyszeć, o czym rozmawiała tamta dwójka.
-No moja droga. Jesteś z tego miasta?- zagadał dużo bardziej rozmowny od Gabriela, Bruno. -To wspaniałe miejsce, bardzo przyjazne dla wszystkich. Musisz się odzwyczaić, gdyż Waterdeep nie dba o mieszkańców, a już tym bardziej o przyjezdnych...- przestrzegł kobietę.
-Co ją straszysz? Widzisz, że to urodziwa dziewucha! Jaki chłop dałby jej krzywde zrobić?- wtrącił się brodaty woźnica.
-Może krasnoludy dbają o swe kobiety, ludzie niestety bywają inni. Czasami, chcą wziąć siłą to czego nie mogą dostać po dobroci.- zripostował kapłan. Towarzysze wdali się w burzliwą debatę na temat mężczyzn, jakby zapominając o towarzystwie Nyarli.





++

Doświadczenie: 1350 PD
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 8:24 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:23 pm



Długi, poranny spacer do Dębu elfów otrzeźwił i ostatecznie obudził Nyarlę. Zapowiadał się ładny dzień. Mimo wczesnej pory, na ulicach spotykała już sporo ludzi. Nie zwracała jednak na nich większej uwagi. Liczyło się tylko to, że niebawem ruszy w podróż. Długą podróż na zachód, która być może zaprowadzi ją w końcu na miejsce ze snów. Była podekscytowana i pełna oczekiwania. Demon z kolei był wyraźnie niezadowolony z tak wczesnej pobudki i opuszczenia ciepłego łóżka. Wiercił się tak, że dziewczyna ledwie mogła go utrzymać, obciążona dodatkowym bagażem, który zabierała w podróż.
- Nie drap mnie, bo porwiesz rękaw. Chcesz to zaraz będziesz szedł na własnych łapach... - zagroziła szeptem. Chyba podziałało, bo kot miauknął jeszcze żałośnie, po czym uspokoił się i tylko fukał nerwowo od czasu do czasu.

Kiedy zbliżała się do celu, dobiegł ją głos Strzaskanych Niebios. Prawie zatrzymała się w miejscu. Prawie. Był ostatnią osobą, której się tu spodziewała. Aż nie wiedziała co o tym myśleć. Cieszyć się? Że znów go spotkała i będzie miała szansę odwdzięczyć się za pomoc i zrewanżować za walkę w jaskini. Czy może klnąć na czym świat stoi? Bo całą, długą drogę będzie jej towarzyszył chłód bijący od elfa. Stłumiła westchnienie. Zbliżając się do wozów usłyszała krótką wymianę zdań na jej temat. Doznała kolejnego szoku, bo Gabriel nie tylko na nią spojrzał, ale i skinął jej głową. A na dodatek - przedstawił ją krasnoludowi.
~ Pewnie Oswald przypomniał mu moje imię. - szybko znalazła rozwiązanie.

Odprowadziła wojownika wzrokiem, gdy ten ruszył w stronę zejścia do domostwa. Przeniosła spojrzenie na krasnoluda z kuszą i uśmiechnęła się uprzejmie. Na jego nieznaczny ukłon, odpowiedziała dworskim - niemal - dygnięciem.
- Nyarla Salvani - przedstawiła się - Niektórzy mówią mi 'Nya'. - dodała.
~ Jeszcze by się Gabriel obraził, gdybym powiedziała 'znajomi'. - pomyślała z rozgoryczeniem.
Krasnolud wyglądał na całkiem przyjemnego kompana. Przedstawił jej również siedzącego na dachu niziołka. Dziewczyna uśmiechnęła się do Kayla, zwanego Formitem i pomachała do niego.
Zgodnie z poleceniem elfa, weszła do wozu i o jedną ze skrzyń oparła swoją torbę oraz plecak. W końcu mogła także puścić Demona, ręka zaczynała jej już cierpnąć od niańczenia kociaka.
- Bądź grzeczny. - powiedziała czule do kota, drapiąc go za uchem.
Gdy opuściła wóz podszedł do niej mężczyzna z symbolem Uthgara. Krzepki uścisk jego dłoni sprawił, że aż rozbolały ją kości palców. Cieszyła się, że będzie z nimi jakiś kleryk. Wydawało jej się, że to właśnie Bruno zajął się wczorajszą raną Gabriela, po której najwyraźniej nie było już śladu.

Cała kompania zrobiła na niej bardzo dobre wrażenie. Wszyscy odnieśli się do niej uprzejmie i - na swój sposób - ciepło.
~ Prawie wszyscy... - rzuciła krótkie spojrzenie na Gabriela. Mimo całej jego nieprzyjaznej osobowości i tego muru zimna jakim się otaczał, było w nim coś, co strasznie Nyarlę pociągało. Ona sama wyglądała przy tych wszystkich uzbrojonych mężczyznach jak mała, bezbronna dziewczynka. Odziana w prostą szatę, za jedyną materialną broń mając niewielki sztylet, sprawiała raczej wrażenie osoby, którą trzeba chronić, niż osoby, która ma chronić.
Przeczesała włosy dłońmi i wróciła na wóz. Zajęła miejsce między kapłanem a siedzeniem woźnicy, które zajmował krasnolud. Demon nie czekał ani chwili. Wskoczył na kolana czarownicy i zaczął udeptywać materiał na jej udach, mrucząc przy tym błogo, wielce zadowolony z siebie.

- Tak, w Silverymoon mieszkam od urodzenia. - tylko tyle zdążyła powiedzieć nim Bruno pociągnął rozmowę dalej. Krasnoluda obdarzyła pełnym wdzięczności uśmiechem za ciepłe słowo. Ale to, co powiedział kapłan nie spodobało jej się. Słyszała co prawda różne historie, ale nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby ktoś chciał posiąść ją siłą. Wzdrygnęła się mimowolnie i zanurzyła palce w sierści Demona.

Stukot kół o brukowaną kostkę zagłuszał rozmowy. Nyarla słuchała wywodów Bruna i Rurika, od czasu do czasu wtrącając coś od siebie. Skupiła się jednak głównie na mieście, które opuszczali. Tu się urodziła i tu spędziła całe dotychczasowe życie. Mijali znajome budynki, czasem wśród zdążających do pracy osób, widziała jakąś znajomą twarz. Nie wiedziała ile czasu minie, nim ponownie tu zawita. Zaczęła trochę żałować, że nie pożegnała się wczoraj czulej z Silathielem albo nie została na noc u Nathazala. Wyglądało na to, że nieprędko dozna znów takiego ciepła, jakie potrafili jej ofiarować tylko przyjaciele. Jednak czuła, że podróż na wybrzeże może okazać się czymś naprawdę niezwykłym. Nieważne, w jaki sposób tam dotrze. Choćby miała tu pięciu Gabrieli, zamierzała miło wspominać tę wyprawę.
Ostatnio zmieniony śr sie 25, 2010 8:26 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:28 pm

Panorama Silvermoon majaczyła w oddali. Dopiero z odległości kilku mil dało się zobaczyć delikatną, różową aurę otaczającą całe miasto. Potężna magia elfów, którą emanował Mythal chroniła Klejnot Północy przed wszelkimi istotami, mającymi złe zamiary wobec miasta. Z daleka, wieczorami i rankami zaś lśnił perłowo-różową barwą, której z wnętrza ochronnej skorupy nie dało się zauważyć. Widoki, które mijali po drodze zapierały dech w piersi. Wszędzie dookoła z obszernego wzgórza dało się dostrzec połacie iglastych lasów, oraz górskie szczyty, które od jakiegoś czasu były gołe z śnieżnych czap. Już niespełna po jednym dniu podróży Nyarla zrozumiała, że ta podróż będzie straszliwie nudna. Co prawda towarzyszący jej mężczyźni byli rozmowni i co chwila zagajali z nowymi tematami, ale sama rozmowa w końcu i zaklinaczkę może zacząć nudzić.

-Formit jest kuzynem Aquela Jednookiego!- upierał się krasnoludzki woźnica. Siedzący blisko kobiety kapłan pokręcił głową i zawiesił ręce na piersi.
-Noż mówię Ci uparty ośle z brodą, że Aquel nie pochodzi z Silvermoon, a Formit tak!- kleryk stanowczo zaprzeczał, broniąc swoich racji.
-A cholera z nimi! Nie będziem się kłócić z powodu jakiego nizioła!-
-Ba...- Nastała chwila ciszy. Chwila, która jednak szybko miała się skończyć.
-A jak rodzicom na imię? Ja od lat mieszkam tu, więc powinienem skojarzyć.-
-Dajże jej już spokój!- wtrącił się Uthgaryta i mężczyźni znów zaczęli się kłócić. Nyarla spojrzała w dal. Widziała dwa jelenie spokojnie maszerujące po polanie, kilkanaście metrów od oddalone lasu. Zwierzęta musiały mieć doskonały słuch, lub wzrok gdyż ich łby były cały czas skierowane w stronę toczących się wozów.

Obrazek


Dzień powoli chylił się ku końcowi. Słońce z każdą chwilą było bliżej horyzontu nadając niebu pomarańczowy kolor. Noc zapowiadała się w miarę ciepła i bezchmurna, co cieszyło na szlaku.
-Dobra, zatrzymajmy się na tej polanie.- odezwał się Bruno, wskazując palcem obszerną łąkę. Krasnolud zbadał wzrokiem wskazane miejsce i po chwili zastanowienia odwrócił się do jadących za wozem Formita i Gabriela, machając im ręką by i oni skręcili. Brodacz pociągnął za lejce i konie zjechały z ścieżki, wjeżdżając w wysokie trawy. Wóz zatrzymał się kilkanaście metrów w głąb łąki. Po chwili dołączył do niego drugi wóz, tworząc literę "L", tak by kompania mogła rozbić obóz w miejscu gdzie oba wozy były blisko siebie, by nikt ich nie okrążył. Dopiero teraz Nyarla poczuła olbrzymią ulgę, gdy nie czuła już tych irytujących wstrząsów i hałasu.

Obrazek


Zarówno elf, jak i niziołek zeskoczyli z wozu, ale tylko Gabriel podszedł do Nyarli, Bruna i Rurika. Mały Kayl zniknął gdzieś w wysokiej trawie. Zaklinaczka miała świadomość, że maluch poszedł zrobić zwiad i zbadać, czy okolica jest bezpieczna.
-Zrób miejsce na ognisko.- elf zwrócił się do krasnoluda -A ty pomóż mi przytachać z wozu drewno.- odezwał się do Uthgaryty.
-Skąd tam się drewno wzięło?- spytał zdziwiony kapłan.
-Pomyśleliśmy z Formitem i nazbieraliśmy po drodze, nawet nie zauważyliście.- odrzekł elf opuszczając grupę. Kapłan spojrzał zdziwiony na krasnoluda i Nyarlę. Rurik wzruszył jedynie ramionami i wydął usta.

Obrazek


Kilkanaście minut później słup suchych patyków płonął dając ciepło i odrobinę światła. Zmrok zapadł szybko. To była mądra decyzja by zjechać już na odpoczynek. Wrócił i Kayl, który niespodziewanie wyłonił się z mroku.
-Czeka nas spokojna noc. Nie zauważyłem śladu inteligentnych istot.- wyjaśnił, po czym podszedł do paleniska i wystawił nieco zmarznięte dłonie. Mężczyźni rozmawiali o dalszej drodze. Z ich debaty wynikało, że chcą przejechać na zachód obok Wiecznych wrzosowisk i dotrzeć do miasteczka Nesme, gdzie po raz ostatni uzupełnią zapasy i ruszą wzdłuż rzeki na południowy wschód w kierunku Waterdeep. W rozmowie nie uczestniczył tylko Gabriel, który siedział, wpatrując się w ognisko, z narzuconym na plecy kocem. Nyarla miała już pewność, że nie był oziębły w stosunku do niej, a ogólnie miał naturę buca. Zaklinaczka spojrzała w górę i jej oczom ukazał się niesamowity widok milionów gwiazd.

Obrazek


Przez chwilę poczuła się bardzo samotnie. Mimo iż Demon nie odstępował jej na krok, to jednak potrzebowała choćby przez chwilę by ktoś ją przytulił. Widok był przynajmniej romantyczny. Niestety nie mogła liczyć na niczyją czułość. Krasnolud debatował z Brunonem i Formitem o niebezpieczeństwach w okolicach Wiecznych wrzosowisk. Gabriel zaś był myślami daleko od obozowiska na polanie. Był ogromną zagadką, której rozwiązanie zdawało się być niemożliwym. Elf wziął głęboki wdech i również spojrzał w niebo. Przez kilka sekund Nyarla miała nieodparte wrażenie, że jego mina pozbawiona uczuć przybrała wyrazu żalu i tęsknoty. Nie minęły jednak trzy uderzenia serca a elf znów spoważniał i wbił spojrzenie w płonące drewno...
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

śr sie 25, 2010 8:35 pm



Nyarla podziwiała krajobraz roztaczający się dookoła. Piękno przyrody urzekało i napawało ją spokojem. Ciągłe sprzeczki towarzyszy podróży były momentami irytujące, ale wolała to od chłodnej ciszy. Czasem wtrąciła się w rozmowę, ale przez większość jazdy milczała. Od ciągłego hałasu poruszających się wozów i wstrząsów, jakie ruchowi towarzyszyły, zaczynała ją już boleć głowa.
~ Muszę się po prostu przyzwyczaić... - powtarzała sobie w duchu.

Słońce chylące się ku zachodowi, powoli wyłaniało nowe barwy w otaczającej ich przyrodzie. Wszystko nabrało odcieni pomarańczu, gdzieniegdzie także złota. Z ulgą przyjęła polecenie postoju. Niby przez ten cały czas nic nie robiła, ale czuła się jeszcze bardziej zmęczona niż po wydarzeniach dnia wczorajszego. Demonowi humor dopisywał. Kot baraszkował w wysokiej trawie. Ganiał za muszkami i skakał na chrząszcze i żuki. Zachowywał się jak mały kociak, co Nyarli zupełnie nie przeszkadzało. Gdy Kayl wrócił, postanowiła zawierzyć słowom niziołka i wziąwszy swoją torbę, usadowiła się w pobliżu rozpalonego już ogniska.

Otuliła się kocem i spojrzała w gwiazdy. Widok był niesamowity, wręcz hipnotyzujący. W mieście nigdy nie było widać tylu gwiazd. Zapragnęła wzbić się w niebo, znaleźć się bliżej nich. Lecz chłodny blask, jakim jaśniały, dobitnie uświadamiał jej, że nigdy nie będzie to możliwe. Pozostały jej tylko sny i marzenia. Na rozmowę toczącą się obok, nie zwracała uwagi. Westchnęła cicho, Demon zaczął łasić się do jej nóg, jakby wyczuwając pogarszający się nastrój właścicielki.
Pogładziła z czułością miękką sierść kota. Tak strasznie brakowało jej kogoś znajomego, bratniej duszy. Przyjaciela, który przytuliłby ją chociaż na krótką chwilę. Ale jedynym źródłem ciepła było płonące przed nią ognisko. Nie sądziła, że mimo towarzystwa w podróży, tak bardzo będzie jej brakować kogoś bliskiego. I to już pierwszego dnia...

Wpatrywała się w gwiazdy, wspominając sen, który pchnął ją do decyzji o wyjeździe. Miała nadzieję, że nie będzie to marny trud. Z drugiej strony kompletnie nie wiedziała czego oczekuje. Czuła się przybita i zgaszona. Przypomniała sobie piosenkę, którą w czasach dzieciństwa nauczyła ją jedna z nauczycielek. Chyba jedyna, którą Nya lubiła. Zaczęła nucić smętną melodię, po czym zaśpiewała cicho:

"Latać to nie znaczy
Tylko machać skrzydłami
Tak, że aż pióra lecą niewinne
Latać to znaczy
Zwiedzać przestworza latami
Zakończyć bajki dziecinne
...
Oczyścić swą duszę
Z brudu codzienności
Którym tak bardzo ocieka
Oczyścić swą duszę
Z naiwności
Która na głupców tylko czeka
...
Bo skrzydła nie dla ludzi
Choćby bardzo chcieli
Latać i wzbić się w powietrze
Bo skrzydła nie dla ludzi
Którzy zapomnieli
Gdzie ich uczucia i serce"


Umilkła. Wzięła na ręce demona i przytuliła policzek do jego pyszczka. Położyła sobie kota na kolanach i sięgnęła po torbę. Wyjęła z niej księgę, którą podarował jej Oswald. Zaczęła ją kartkować w chwiejnym świetle ogniska, przeglądając o czym traktuje. Od czasu do czasu gładziła grzbiet Demona.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

czw sie 26, 2010 5:48 am

Niebo nad rozległym oceanem było zachmurzone. Daleko na horyzoncie zbierały się burzowe chmury, zwiastujące potężny sztorm. Fale niespokojnie nacierały na piaszczystą plażę zalewając na krótkie chwile nogi spacerującej kobiety. Wiedziała, że sztorm nie dotrze do wybrzeża, jednak patrząc na oddalone chmury odczuwała dziwny niepokój. Nie mogła wyjaśnić tego zjawiska. Jakby jakaś jej cząstka była daleko za horyzontem i przekazywała jej obawy. Mimo wszystko wciąż czuła, że chce tam być. Czuła, że nawet największy w historii sztorm nie zatrzymałby jej na drodze do drugiego brzegu. Choć woda była chłodna, nie unikała kontaktu z nią. Mroczne niebo nagle rozjaśniło się od obszernej błyskawicy, przypominającej kształtem popękaną szybę. W ciągu kilku uderzeń serca Nyarla była świadkiem pojawienia się ponad dwudziestu chaotycznie skrzących błyskawic. Zjawisko pogodowe było jednak tak daleko, że kobieta nie słyszała grzmotów. Nagle jej uwagę przykuł kształt. Z plaży na której stała przypominał zaledwie małą, czarną kropkę. Krążył między jaskrawymi gromami, jakby igrał z pogodą i własnym życiem.

Obrazek


***


Gdy Nyarla otwarła oczy było jeszcze ciemno. Znaczący chłód pozwolił jej stwierdzić, że jest jeszcze noc. Dziwiła się że kompani ją zbudzili. Tuż obok niej leżał niziołek trzymając delikatnie dłoń na jej ustach, dając do zrozumienia, że ma zachować milczenie. Skinieniem głowy dała mu do zrozumienia, że dotarło do niej. Po ognisku pozostała jedynie, plama żarzących się kawałków drewna. Zaklinaczka odwróciła głowę w bok. Po jej lewej stronie kucał skupiony Rurik, trzymając w ręku przygotowaną do strzału kuszę o dziwacznej budowie. Na jego twarzy malowało się kompletne skupienie. Kobieta wejrzała w stronę wozu. Zaraz przy tylnym kole wozu, na którym jechała ona, stał Bruno dzierżąc swój dwuręczny młot w pogotowiu. Mężczyzna z zmrużonymi oczami rozglądał się po niebie jakby czegoś szukał, ale nie mógł dostrzec. Brakowało jej jeszcze jednej osoby. Na szczęście dostrzegła i jego. Gabriel stał przy drugim wozie, głaszcząc jednego z koni po łbie. W lewej ręce trzymał swój miecz, ostrzem opierający się o podłoże.

Po chwili czarownica poczuła za sprawą magicznej więzi z chowańcem, spory niepokój Demona. Kot choć leżał tuż obok swej pani przekazywał mentalnie Nyarli uczucie strachu i wielkiej obawy. Musiała wejrzeć na niebo by zrozumieć, przed czym kryje się grupa. Nagle na tle jasnych gwiazd dostrzegła skrzydlaty kształt. Stwór przypominał nieco smoka, lecz był dużo mniejszy i nie widać mu było przednich łap.
-Wywern...- syknął szeptem niziołek widząc jej zdziwienie. Słyszała o tych istotach wiele złego. Ci wyjątkowo głupi drapieżnicy, atakowali każdą słabszą istotę, żądląc przeciwnika jadowitym kolcem na krańcu ogona. Stwór krążył kilkadziesiąt metrów nad obozem jakby zastanawiał się czy opłaca mu się atakować. Klęczący na jedno kolano brodacz przełknął ślinę i poprawił opartą o ramię kuszę samopowtarzalną. Każdy z kompanów kobiety był gotowy do ewentualnej walki...
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

czw sie 26, 2010 8:18 am

Wybudzonej ze snu dziewczynie, powrót do rzeczywistości zajął nieco czasu. Sen się zmienił, choć nie wiedziała czy na lepsze czy na gorsze. Mimo to, uznała zmianę za dobry znak. Z pewnością wyruszenie w podróż wpłynęło na to, co widziała we śnie. Odniosła wrażenie, że jej wyprawa nie skończy się na odwiedzeniu klifów i spoglądaniu w ocean. Cokolwiek zsyłało te wizje, zdawało się być daleko za horyzontem, tam, gdzie nie sięgał wzrok. Zastanawiały ją tylko jaśniejące błyskawice, ich ilość... i maleńka, czarna kropka krążąca pośród odległej burzy. Całe rozważania trwały ledwie kilka uderzeń serca.

Dopiero teraz do jej świadomości w pełni zaczęło docierać to, co się dzieje. Chłód nocy nieubłaganie przedzierał się przez koc i ubranie. Czuła na ustach dłoń niziołka. Jedynym źródłem światła był zimny, odległy blask gwiazd. Obok niej był także Rurik, przy wozach dostrzegła sylwetki Bruno i Gabriela, który uspokajał jednego z koni. Wszyscy zachowywali milczenie, więc dziewczyna postanowiła nie burzyć tej ciszy nawet szeptem. Udzielał się jej strach Demona. Dopiero teraz dostrzegła, że gwiazdy przesłania ciemny, skrzydlaty kształt. Przez moment zazdrościła istocie nieograniczonej niczym wolności i możliwości obserwacji otoczenia z tak wysoka. Jednak uczucie to szybko wyparowało, zastąpione kolejnym dreszczem niepokoju. Coś, czego bało się czterech mężczyzn, skutecznie mogło przestraszyć jedną kobietę. Doceniła obecność niziołka i krasnoluda u boku, ale jeśli stworzenie zdecydowałoby się na atak, mogłoby się to źle skończyć.

Mogła spróbować przestraszyć w jakiś sposób wyvernę, ale nie zrobiła nic. Nie chciała zwrócić uwagi stworzenia, zagroziłaby nie tylko sobie, ale i pozostałym. Zamarła w bezruchu, oczekując na ruch bestii. Jeśli odleci i zostawi ich w spokoju, unikną walki. Jeśli zaatakuje, nie będą mieli wyjścia, jak tylko bronić się z całych sił. Wbiła spojrzenie w kołującą nad nimi istotę...
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

czw sie 26, 2010 6:31 pm

Czas zdawał się dłużyć niemiłosiernie gdy skrzydlaty gad krążył nad łąką, a pociągowe konie z każdą kolejną chwilą bały się coraz bardziej. Nawet obecność opiekuńczego wobec nich Gabriela zaczynała niewiele dawać. W końcu jeden z koni zarżał głośno tupiąc kopytami. Wszyscy wejrzeli na zwierza czując tę straszną niemoc. Nagle na wysokości rozległ się głośny skowyt bestii. Wywern musiał usłyszeć przestraszonego konia i miał już pewność, że na polanie ktoś jest.
-Schowaj się tak by nie mógł Ci nic zrobić!- polecił gromko Formit, samemu odpinając pasek utrzymujący na jego plecach kuszę. Malec błyskawicznie oparł broń o ziemię i z trudem naciągnął cięciwę, następnie nałożył na wydrążone w drewnie miejsce stalowy bełt. W tym samym czasie Gabriel uniósł swój miecz ostrzem do góry i trzymając broń oburącz pochylił się nieco, uważając by stwór nie zapikował z powietrza chcąc w ten sposób najbardziej zaszkodzić grupie.
-Uthgarze, napełnił swego wiernego sługę siłą i sprytem, bym mógł walczyć mężnie niczym wilk!- modlił się Bruno, zaś Rurik wartko odbezpieczył swoją nietypową kuszę.

Wywern z każdą chwilą krążył niżej i niżej. Stwór nagle zniknął by po chwili wyłonić się z strony ścieżki, którą jechały wozy. Bestia przeleciała kilka metrów nad ziemią z niesamowitą szybkością. Gad wydał z siebie złowrogi krzyk, który jeszcze bardziej wystraszył konie. Wywern przeleciał kilkadziesiąt metrów i zawrócił pędząc z na przeciwka, wprost w stronę obozowiska. Nyarla usłyszała serię dziwnych dźwięków, przypominających wypluwanie bełtów. Tak też było. Egzotyczna kusza Rurika wystrzeliwała jeden za drugim, a krasnolud wcale nie musiał naciągać cięciwy. Ogromny rozrzut broni, w połączeniu z niezwykłym refleksem gada sprawił, że żaden pocisk nie trafił celu, a przynajmniej stwór nie dał tego po sobie poznać. Dopiero gdy mały Formit wymierzył i strzelił z swojej kuszy, bełt trafił, co dało się poznać po syknięciu zbliżającej się kreatury. Wywern rozpostarł skrzydła spowalniając lot i wylądował na ziemi kilka metrów od dogasającego ogniska.

Obrazek


Stwór musiał ważyć ponad tonę, gdyż Nyarla poczuła dość silny wstrząs, gdy bestia osiadła na podłożu. Gad zwinął skrzydła i ryknął gromko, co u kompanów wywołało kolejny dreszcz na plecach. Nie mogli jednak się bać. Wywern był tylko jeden i wspólnymi siłami mogli mu podołać. Gabriel nie czekał ani chwili. Wartko opuścił miejsce, w którym czekał na walkę i podbiegł do stwora z jego prawej strony. Wielki jaszczur zawył raz jeszcze. Nagle jego ogon wystrzelił do przodu w stronę Gabriela tak szybko, że Nya z ledwością dostrzegła ten ruch. Elf był zwinny. Odskoczył o krok i jadowity kolec tylko śmignął mu przed twarzą.
-Cholerny szmelc gnomów! Znowu się zaciął!- krzyknął Rurik. W jego głosie można było usłyszeć panikę mieszaną z irytacją. Nya psychicznie była gotowa na bój, choć miała świadomość, że Wywern to nie worg i już tak łatwo nie pójdzie.

Koło zaklinaczki przebiegł Bruno ściskając mocno swój bojowy młot.
-Agr!- krzyknął jakby chciał przestraszyć przeciwnika, stwór jednak nie czuł strachu. Również zawył i zatrzepotał skrzydłami. Wielki, rogaty łeb gada niespodziewanie uderzył Bruna, przewracając go na plecy. Nim do walki dołączył się Formit, z ziemi podniosła się Nyarla by w końcu cisnąć w przeciwnika jednym z swoim zaklęć. Wtedy też Wywern zwrócił na nią uwagę. Stwór wejrzał bystrym wzrokiem na kobietę a ona poczuła, że na nią patrzy. Wszyscy byli zaskoczeni, gdy jaszczur nagle wzbił się w powietrze, przeleciał nad głowami Gabriela i Kayla, oraz nad leżącym Brunonem i wylądował tuż koło wozu, lądując trzy metry przed Nyarlą.
-Nya uciekaj stamtąd!- krzyknął elfi wojak, lecz jej nogi odmawiały posłuszeństwa. Miała świadomość, że ucieczka byłaby najlepszym rozwiązaniem, lecz nie wiedzieć czemu nie potrafiła się ruszyć.

Wywern zawył raz jeszcze i zrobił w jej kierunku krok, wtedy i on znieruchomiał. Gad ruszał energicznie nozdrzami wciągając otaczające kobietę powietrze. Bestia cofnęła się strachliwie od Nyarli i wydając z siebie żałosny pomruk, dość panicznie wzbiła się w powietrze. Po kilku chwilach stwór zniknął z oczu rozproszonej grupki.
-No nareszcie!- krzyknął Rurik, lecz już nie było do czego strzelać, gdy broń była gotowa do działania. Gabriel podszedł do przewróconego Bruna i pomógł mu wstać.
-Coś Ty mu zrobiła?- spytał zdziwiony całą sceną niziołek.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

czw sie 26, 2010 9:47 pm



~ Cholera! - pomyślała, słysząc rżenie konia. Nie mogła jednak mieć mu za złe, biedactwo musiało być naprawdę przerażone. Pewnie nawet bardziej niż malutki Demon. Mieli ledwie kilka uderzeń serca na przygotowanie się do obrony i - w konsekwencji - do walki. Mężczyźni naszykowali broń, a dziewczyna zgodnie z poleceniem Kayla, podniosła się z ziemi i podbiegła do jednego z wozów. Musiała mieć wgląd na walkę, żeby w razie czego wspomóc pozostałych magią. A jednocześnie potrzebowała chociaż szczątkowej osłony. Czarniejszy niż noc kot, pobiegł za właścicielką i schował się pod wozem, przyciskając się do jednego w kół. Tylko zielone oczy błysnęły w ciemności.

Nyarla obserwowała lot wyverny. Na chwilę bestia zniknęła jej z oczu, by znów pojawić się nieopodal. Gdzieś w głębi duszy dziewczyna poczuła niewytłumaczalny zachwyt. Sposób w jaki stworzenie układało skrzydła, płynny ruch, gra mięśni... to wszystko urzekało czarodziejkę. Znów poczuła nieodpartą chęć wzbicia się w powietrze. Szybko jednak wróciła do tego, co tu i teraz. Rurik potraktował gada salwą z kuszy, jednak ten skutecznie uniknął wszystkich pocisków. Dopiero bełt Formita dosięgnął celu. Wyverna syknęła, a Nyarla poczuła jak ściska się jej serce. Bestia atakowała ich, miała mordercze zamiary, ale mimo to zaklinaczka nie chciała, by coś, co może latać, utraciło na zawsze możliwość wzbicia się w przestworza. Lądowanie ciężkiego stworzenia, niemal zbiło Nyarlę z nóg.

Szybkość z jaką bestia zaatakowała ogonem była imponująca. Dziewczyna była pewna, że Gabriel oberwie zatrutym kolcem. Ten jednak jeszcze szybciej uskoczył, o włos unikając trafienia. Widząc z jaką łatwością stwór przewrócił rosłego Bruna, Nyarla uznała, że czas włączyć się do walki. Nim Formit dobiegł do przeciwnika, w dłoni kobiety zaczęła jaśnieć kula czystej, magicznej energii. To zwróciło uwagę bestii, która w mgnieniu oka znalazła się przed zaklinaczką. Usłyszała jeszcze tylko krzyk Gabriela...
~ Zmartwił się, że będzie jedna osoba mniej?
...przeszło jej przez myśl...

...i wszystko na chwilę zwolniło. Chciała uciekać, cisnąć pociskiem w wyvernę i odbiec, by ani szczęki ani ogon jej nie dosięgnęły. Jednak nie mogła się ruszyć. Jej uszu doszedł ryk bestii, która już miała się na nią rzucić i nagle również znieruchomiała. Ich spojrzenia spotkały się. Nyarla poczuła jak zapada się w ciemność głębokich, gadzich oczu. Gad węszył zapamiętale. Wszystko trwało mgnienie oka, ale kobiecie wydawało się, że mijają całe minuty. Nagle dojrzała w oczach wyverny strach, rozległ się głuchy pomruk, po czym nagle stwór znów znalazł się nad nimi i odleciał w dal. Dziewczyna odprowadziła go spojrzeniem.

Nyarla spojrzała za siebie, spodziewając się dojrzeć coś, co przestraszyło gada. Ale nikt za nią nie stał. Nic z tego nie rozumiała. Nigdy o czymś takim nie słyszała. To nie było normalne.
- Ja? - odpowiedziała elokwentnie na pytanie niziołka, zebrała się jednak w garść i wykrztusiła - Ja nic... Tylko stałam, nie mogłam się w ogóle ruszyć.
Potrząsnęła głową. Dotknęła włosów, twarzy, szyi. Nadal była sobą, więc dlaczego wyverna po prostu jej nie zabiła?
- Ch... Chyba już nie wróci. - powiedziała słabo i chwiejnym krokiem wróciła do posłania. Demon nie odstępował jej na krok.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

pt sie 27, 2010 5:44 am

Formit wzruszył ramionami i przewiesił przez pierś kuszę. Niziołek zdawał się w pełni zawierzyć słowom zaklinaczki. Kapłan nawet nie widział, co się stało. Pewnie i tak interpretował sobie w duchu zdarzenie boską interwencją swego opiekuna. Rurik zawiesił swą kuszę tak jak zrobił to niziołek i wartko podszedł do przerażonych koni pociągowych głaskając te, które ciągły jego wóz. Tylko Gabriel spoglądał podejrzliwie na kobietę. Być może miał swoje teorie. Może nie potrafił uwierzyć tak prostemu rozwiązaniu, jakie przedstawiała Nyarla.
-Do świtu zaledwie dwie godziny. Przygotujcie się do wymarszu. Jak zrobi się widno ruszamy.- rozkazał elf, po czym przetarł ostrze swego miecza, z drobinek ziemi, na której opierał broń. Garbiel wsunął w końcu miecz do pochwy i zasypał dogasające ognisko rozkopaną ziemią. Gwiazdy powoli znikały z nieboskłonu a ten od wschodu z czarnego zmieniał się w szaroniebieski.

23 dzień Czasu kwiatów 1372 roku rachuby dolin


Gdy zrobiło się dość jasno wozy zostały zaprzęgnięte i grupa wróciła na ścieżkę. Milczeli. Byli jeszcze dość zmęczeni po niedospanej nocy. Gdy Nyarla obejrzała się w stronę drugiego wozu dostrzegła, że również i Formit nie jest tak rozmowny jak poprzedniego dnia. Teren, po którym poruszali się wędrowcy stawał się powoli równy. Wzgórza z każdą kolejną milą stawały się mniej obszerne i wysokie. Jedyne góry, które kompani widzieli, to największe w całym regionie, góry Dachu Świata na Północy. Wielkie, wiecznie ośnieżone szczyty majaczyły dziesiątki, jeśli nie setki mil od szlaku, którym się poruszali. Szum Rzeki Rauvin stawał się coraz głośniejszy. Wozy znów jechały kilkadziesiąt metrów od szerokiego koryta jednej, z największych rzek Krain. Już z daleka widzieli wspaniały most budowany niegdyś przez krasnoludzkich rzemieślników.

Obrazek


Do zachodu słońca pozostało jeszcze sporo czasu, to też Krasnolud po namowie z Brunonem postanowili jechać dalej, nie robiąc przerwy. Kostka brukowa, z której składał się most mimo sporego wieku wciąż była gładka i jadąc po niej kompani nie czuli zbyt wielkich wstrząsów. Po trzech godzinach jazdy podróżnicy ujrzeli pierwsze krajobrazy Wiecznych Wrzosowisk, które miały im towarzyszyć przez kilka kolejnych dni. Nad wilgotną ziemią unosiła się gęsta biała mgła. Mroczne, iglaste lasy skrywały w sobie wiele tajemnic i niebezpieczeństw. Liczne trolle, nagi a nawet zjawy zamieszkiwały centralne części tych podmokłych terenów. W końcu Rurik uznał, że to dobry czas na odpoczynek. Wozy zatrzymały się tuż przy ścieżce by koła nie ugrzęzły w miękkiej ziemi. Gdy krasnolud zajmował się rozbijaniem obozu do niewiasty zagadał niziołek.
-Opowiedz nam coś o sobie...-
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

pt sie 27, 2010 8:22 am



Nie dbała o to, kto uwierzył, a kto nie. To nie miało znaczenia. Pierwszy raz w życiu stała oko w oko z wyverną. I nigdy by się nie spodziewała, że spotkanie zakończy się w ten sposób. Postanowiła, że jak wróci do Silverymoon, porozmawia o tym z Nathazalem.
~ Jeśli wrócę...
Może bardziej doświadczony mag, który posiadał imponujący księgozbiór znajdzie jakieś wytłumaczenie dla tej sytuacji. W zwykły przypadek nie byłaby w stanie uwierzyć. Coś się stało, tylko nie miała pojęcia co. Siedziała na posłaniu gładząc grzbiet Demona. Zerknęła w niebo, obserwując jak gasną gwiazdy i wstaje dzień. Gdy już otrząsnęła się z zamyślenia, zajęła się zwijaniem posłania i zbieraniem się do dalszej podróży.

Droga mijała im raczej w milczeniu. Zmęczona czarodziejka zazdrościła swemu kotu, że potrafi spać nawet w takich warunkach. Zadowolone mruczenie Demona, zwiniętego w kłębek na jej kolanach, trochę poprawiało jej nastrój. Gdy znudziło ją oglądanie powoli zmieniającego się krajobrazu, sięgnęła ponownie po księgę od Oswalda. Wczoraj nie wyczytała z niej zbyt wiele, z powodu słabego oświetlenia. Wiedziała tylko, że gdzieniegdzie znajdują się jakieś ryciny, ozdabiające drobne pismo. Ale teraz, w pełnym słońcu, postanowiła ponownie przyjrzeć się treści. Księga nie posiadała tytułu. Okładka była gładka, pozbawiona jakichkolwiek znaczeń. W środku, na stronie tytułowej także nie było żadnych słów. Jedynie kolorowa ilustracja, która swoimi barwami i detalami przykuła na dłużej uwagę Nyarli. Przesunęła opuszkami palców po kartce, wodząc nimi wzdłuż konturów rysunku.

Obrazek


Kolejna strona również była niemal pusta. Tak, jakby autor dzieła planował zatytułować je dopiero po zakończeniu pisania. Jedynie w dolnym, prawym rogu widniała krótka notka:

...dla mojej ukochanej.


I tylko tyle. Żadnego podpisu czy choćby inicjałów. Czarodziejka zaczęła się zastanawiać co też ta księga mogła robić u Oswalda. I skąd mógł ją mieć. Przełożyła kolejną kartę i zaczytała się w drobne pismo. Już pierwsze zdania wciągnęły ją na tyle, że kompletnie przestała zwracać uwagę na otoczenie. Opowieść mówiła o znalezionym smoczym jaju, którym zajął się mały chłopiec. Z jaja wykluł się srebrzysty smok, który dorastał wraz z dzieckiem i stał się jego najwierniejszym i najbliższym przyjacielem. Kolejne strony opisywały wspólne przygody nietypowej pary. Najbardziej fascynowały dziewczynę opisy wspólnego lotu. Momentami tekst zdobiony był czarno-białymi szkicami przedstawiającymi chłopca lub smoka. Gdy dotarła do końca opowieści, całą następną stronę wypełniał szczegółowy opis srebrnego smoka, wraz z kolorowymi ilustracjami, ukazującymi w detalach pysk, szyję, ogon czy układ łusek. Jeśli mogła mieć wątpliwości co do wiarygodności opisanych historii, nie miała żadnych wątpliwości odnośnie informacji o pięknym stworzeniu.
Szybkie przekartkowanie księgi utwierdziło ją w przekonaniu, że cała jest napisana w podobny sposób. Najpierw historia czy legenda o smoku, a później ilustracja obrazująca ów gatunek. Poczuła głęboką wdzięczność do Oswalda za ten piękny i wartościowy prezent. Postanowiła, że kolejne historie zachowa sobie na następne dni podróży - po jednej na każdy dzień.

Gdy Kayl poprosił, by opowiedziała coś o sobie, spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. W zasadzie nie powinna się dziwić, że kompani, z którymi spędzi jeszcze sporo czasu, chcieliby wiedzieć o niej coś więcej niż imię i to, że para się magią. Obdarzyła niziołka uśmiechem i usiadła na rozłożonym już posłaniu.
- Jak już mówiłam Rurikowi i Bruno - urodziłam się i wychowałam w Silverymoon. - zaczęła - Moi rodzice - Shila i Sirelegh - nigdy nie mieli dla mnie czasu, to bardzo zapracowani ludzie, dlatego też całe moje dzieciństwo to siedzenie w domu i specjalnie wynajęci nauczyciele, którzy dbali o moje wychowanie i edukację.
~ Uważaj, bo wezmą cię za dziewczynkę, która nie korzystała nigdy z życia... - skomentowała w duchu pierwszą część swojej wypowiedzi.
- Ale potem zaczęły objawiać się moje talenty. Z początku nie kontrolowałam swojej magii, wydawało się to nieszkodliwe, do czasu aż spaliłam nam bibliotekę. - uśmiechnęła się na wspomnienie popłochu jaki zapanował w domu tamtego dnia. - Posłali mnie na Uniwersytet, gdzie nadrobiłam straty, na które skazało mnie dzieciństwo w domu. Poznałam mnóstwo osób, całe dnie - i noce też - spędzałam w towarzystwie przyjaciół, w różnych miejscach. Chodzenie na zajęcia znudziło mi się jak tylko udało mi się zapanować nad moją magią. Zaczęłam więc pracować dla przyjaciela, może kojarzycie Arvana? Znają się z Oswaldem... - zapytała z uśmiechem, po czym kontynuowała - W końcu zapragnęłam zobaczyć nieco świata. W pierwszej kolejności chciałabym spojrzeć na bezmiar oceanu. Dlatego szukałam okazji udania się na wybrzeże w czyimś towarzystwie. Arvan posłał mnie do Oswalda i oto jestem...
Rozłożyła ręce, jakby podkreślając swoją obecność w obozowisku. Celowo nie wspomniała, że to nękające ją sny sprawiły, że opuściła Klejnot Północ. Nie wiedziała jednak, jak zareagowaliby na wzmiankę o tym.
~ Powiem im, jeśli zajdzie taka potrzeba...
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

pt sie 27, 2010 5:36 pm

Obrazek


Kayl pokręcił głową, gdy kobieta pytała czy zna jej rodziców. Formit zdawał się być typowym najemnikiem, szukającym dobrego zarobku i przygody, życie w mieście pewnie go nudziło. Inny natomiast był Rurik. Brodacz choć sprzedawał swe umiejętności wynajmującym go osobom, to zdawał się być typem mieszczańskiego najemnika, który woli spędzać czas w gospodzie niż na szlaku. Nie pokazywał tego po sobie. Tego wieczoru to Gabriel udał się na zwiad. Krasnoludzki kusznik jak poprzednio zajął się rozpalaniem ogniska, zaś Uthgarski kapłan siedział na wozie z źdźbłem trawy w ustach, obserwując okolicę.
-Ja znam się dość dobrze z tymi łachudrami. Oswald ma do nas zaufanie i przeważnie to właśnie my służymy mu pomocą.- wyjaśnił, jakby czując, że i kobiecie należy się choćby mała wiedza na temat jej kompanów.
-Większość życia spędziłem w terenie. Robiłem zwiad, sprawdzałem czy na trakcie nie ma pułapek, wiesz o co chodzi...- rzekł malec.

Niziołek uznał jednak, że rozmowa z kobietą jest dla niego zbyt niewygodna z ziemi, to też niczym kot wskoczył z gracją na koło i po chwili już siedział na drewnianym boku, który utrzymywał przewożony towar na powierzchni powozu.
-Rurik pochodzi z krasnoludzkiego klanu Ironfist.- Nya od razu zauważyła nieścisłość w wypowiedzi niziołka. Krasnolud pierwszego dnia przedstawił się jako Rurik Dziesięć Bełtów. Formit chyba dostrzegł zastanawiającą się minę rozmówczyni i postanowił prędko wyjaśnić o co chodzi z nazwiskiem krasnoluda.
-Jego rodzina okryła się hańbą opuszczając Króla Bruneora, podczas próby odbicia Mithrilowej Hali. On, wraz z bratem jako jedyni przedstawiciele swego klanu udali się z setkami krasnoludów. Udało im się. Rurik zaprzyjaźnił się w Mithrilowej Hali z pewnym gnomem, który lubował się w tworzeniu zadziwiających wynalazków.- kontynuował malec.

-Jak widać, jeden z tych wynalazków niemal nie przysporzył mu wczoraj kłopotów.- mówił o nietypowej kuszy, z której korzystał Rurik. -Jest wyjątkiem w całej rodzinie. Wszyscy kuzyni i przodkowie preferowali topory i młoty, ewentualnie miecze, on zaś specjalizował się w strzelaniu z kuszy. Ma wyborny cel i sokole oko, a i refleks jego jest godny pozazdroszczenia.- wyjaśnił Formit. Nyarla tylko przytakiwała nie mogąc się doczekać, aż malec opowie o Gabrielu.
-Bruno od młodego był wychowywany wśród Uthgarskich barbarzyńców, w szczepie podniebnego kucyka. Niech jednak zabawna nazwa Cię nie zmyli. Ci wojownicy są niezwykle mężni i odważni. Jak widać to do niego odezwał się sam Uthgar i od tamtej pory odprawia modły do tego boga, za co patron pozwala mu korzystać z magii, obcej mi i tobie.- wyjaśnił. Nya wejrzała na Brunona i faktycznie wyglądał na dumnego wojownika, choć ciężka zbroja nie pasowała jej do wizerunku barbarzyńcy.

-A Gabriel? Gabriel to też skomplikowana historia. Nie wiem czy wiesz, ale on nie jest takim zwykłym elfem...- rzekł i zaklinaczka poczuła jak serce nieco mocniej jej zabiło. -To Avariel...- kolejne słowa niziołka mocno ją zszokowały. Dopiero teraz blizny na łopatkach, oraz nietypowy pseudonim nabrały sensu. Wszak avariele to wymierająca odmiana elfów, których natura obdarzyła niczym u aniołów pierzastymi skrzydłami. To też wyjaśniało niezwykłą gibkość Gabriela i same nietypowe imię.
-Kiedyś został zdradzony przez ludzi, którym pomógł. Tamci prawie go zabili i odrąbali jego skrzydła.- kontynuował i dla Nyi kolejne fakty stały się oczywiste. Zrozumiała, że dlatego nie pałał do niej zbytnią sympatią. Była człowiekiem. Reprezentowała rasę, która pozbawiła go godności i rodowodu. Rasy, która pozbawiła go możliwości latania.

Nyarla przełknęła ślinę a niziołek zmrużył oczy.
-Ma ciężki charakter, ale z czasem się przyzwyczaisz. Nie ufa żadnemu z nas, ale my ufamy jemu. Jest świetnym wojownikiem. Czasami myślę, że jest bardziej zwinny niż ja i Rurik razem wzięci.- kontynuował. -Możesz mu mówić Strzaskane Niebiosa. Ale nie pytaj o przeszłość. Może kiedyś sam Ci opowie. Choć wątpię. Znam się z nim kilka lat i nigdy nie wspomniał o wydarzeniach z przeszłości. Dobrze zna się z Oswaldem. To właśnie krasnolud pomógł mu, gdy był ciężko ranny. Opiekował się nim i dał dach nad głową. A gdy Gabriel ozdrowiał Oswald opłacił mu nauczyciela, który pokazał jak walczyć. Od tamtej pory Gabriel wiernie odpłaca się krasnoludowi za jego dobroć. To może dlatego tak bardzo ceni sobie towarzystwo krzepkiego ludu?- rzekł pytającym tonem, jakby sam to rozważał.
-Trudno to stwierdzić, ale Strzaskane Niebiosa jest starszy od nas wszystkich razem wziętych. Kiedyś wspominał, że ma ponad trzy wieki życia za sobą...- niziołek zamilknął, gdy wspomniany elf pojawił się nieopodal, wracając ze zwiadu. Nya zastanawiała się ile było prawdy w tym co opowiedział jej Formit.

Obrazek


Wieczory stawały się coraz dłuższe. Przypływ Lata zbliżał się nieubłaganie, co wróżyło udaną podróż. Kompani mogli być pewni, że na szlaku nie zastanie ich śnieg, ani obfity deszcz. Choć te drugi mógł spaść, to jednak sporadycznie i w niewielkich ilościach. Rozpalone ognisko dawało ciepło, choć tego wieczoru kompani nie czuli takiego chłodu jak poprzednio. Ogień przede wszystkim miał za zadanie odstraszyć drapieżniki. Gdy Nya siedziała przy palenisku patrząc jak Rurik piecze nabitego na stalowy drąg zająca, którego upolował niziołek, przyszedł Demon, wchodząc jej na nogi i zawijając się w kłębek, jak to miał w zwyczaju. Kobieta ukradkiem dostrzegła rozmawiającego Gabriela z Formitem. Nie słyszała wszystkiego, jednak do jej uszu dotarło kilka niepokojących słów. "Dwa trolle, błędne ogniki i smród śmierci", wystarczyły jej zupełnie by mieć świadomość, że na terenie Wiecznych Wrzosowisk będą musieli stale być czujni.

Niespodziewanie ciszę przy ognisku przerwał Bruno, który cały dzień przesiedział na wozie.
-Duchy przodków ostrzegają mnie. Duchy szepcą mi na ucho, że zepsuta kobieta może wyrządzić nam krzywdę. Mówią mi, że musimy mieć się na baczności.- odezwał się do ogółu spoglądając gdzieś w dal. Widząc zdziwioną minę Nyarli Rurik jedynie pokręcił głową by kobieta nie przejmowała się za bardzo słowami kapłana...
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [3,5ed. FR] sesja solowa

pt sie 27, 2010 6:13 pm



Uważnie przysłuchiwała się opowieści niziołka. Była wdzięczna, że w zamian za nieco informacji o niej samej, odwdzięczył się jej krótkim opisem całego towarzystwa. Poczuła się wśród nich nieco pewniej, przekonana, że rzeczywiście może im ufać. Dobrze było dowiedzieć się czegoś o kompanach; wiedzieć, że nie pierwszy raz podróżują razem. Rurik był niezwykle honorowym przedstawicielem swego ludu, a zamiłowanie do walki dystansowej niezmiernie jej imponowało. Podobnie Bruno miał w sobie coś, co nie wskazywało na jego pochodzenie. O barbarzyńcach nasłuchała się wiele, choć nieczęsto jakichś spotykała. Budzili w niej raczej niepokój, podczas, gdy kapłan wydawał się być bardzo uprzejmym i ciepłym człowiekiem. Doceniła gest Kayla. Nie mogła się jednak doczekać, aż Formit powie jej coś o Gabrielu. Choć gdyby nie powiedział ani słowa i tylko machnąłby ręką, nie zdziwiłaby się.

Gdy Kayl zaczął mówić o wojowniku, Nyarla poczuła jak jej serce najpierw zamarło, pełne oczekiwania, a potem uderzyło mocniej. Słowa niziołka wyjaśniły bardzo dużo i wiele zachowań i sytuacji połączyły w całość. Dziewczyna była w szoku, a jednocześnie poczuła okropny żal; smutek ściskający serce i wkradający się w najgłębsze zakamarki duszy.
~ Już nigdy nie wzbije się w przestworza... - pomyślała, zerkając w niebo.
Słuchając o Strzaskanych Niebiosach nie mogła złapać tchu, a może tylko tak jej się wydawało. Zapiekły ją oczy. Starała się wyobrazić sobie jak to jest... Latać, być wolnym i nagle stracić skrzydła. Próbować wzbić się do lotu, ale nie móc. Zapragnąć poczuć łapany w skrzydła wiatr i poruszać nimi. Skrzydłami, których już nie ma. Ledwie udało jej się dotrwać do końca opowieści, bez okazywania emocji, które nią owładnęły. Gdy Gabriel pojawił się w obozowisku, Formit zamilkł, a Nya tylko uśmiechnęła się blado w podzięce za rozmowę. Wstała i ruszyła ku ścieżce, którą tu dotarli, a Demon podreptał za nią.

Wiedziała, że do Wrzosowisk niedaleko, uznała jednak, że jeśli przejdzie się kawałek w stronę, z której przyjechali i będzie trzymała się w zasięgu głosu, nic się nie stanie. Potrzebowała chwili samotności, chciała pomyśleć nie rozpraszana obecnością towarzyszy. Otuliła się płaszczem i szła niespiesznie, pogrążona w rozmyślaniach. Wspomniała to, co Kayl mówił o Gabrielu...
~ 'Nie ufa żadnemu z nas, ale my ufamy jemu.'
Dziewczyna spojrzała na Demona, który niezrażony brakiem uwagi właścicielki, dzielnie dreptał za nią.
- Skoro nie ufa im, to jak mógłby zaufać mnie, co kocie? Mnie, człowiekowi, przedstawicielowi rasy, która pozbawiła go wolności... pozbawiła go życia, Demon. - zakończyła cicho, spoglądając smutnym wzrokiem na chowańca. Westchnęła cicho i kontynuowała swoją wędrówkę.
Potrafiła sobie wyobrazić, że czasem trzeba zabić dla lepszej sprawy. Wiedziała, że czasem trzeba zranić, by osiągnąć cel. Ale nie mogła zrozumieć, jak można zrobić coś takiego. Sama nigdy nie latała, ale pragnęła tego i wiedziała, że musi to być niesamowite uczucie. Jej miało się to nigdy nie udać. Nawet jeśli, to zawsze byłaby od czegoś zależna. Ale skrzydlaty elf, który już nigdy nie wzbije się w przestworza? Zrozumiała wszystko, zrozumiała jego zachowanie, chłód, odrzucenie, niechęć do siebie samej; zrozumiała imię, przydomek, tęskne spojrzenie rzucone przy ognisku w niebo. Spojrzała w górę.
~ Strzaskane Niebiosa...
Dojrzała dwa kołujące gdzieś w chmurach ptaki. Poczuła się jeszcze bardziej przybita.
Demon miauknął przeciągle w odpowiedzi na uczucia ogarniające Nyarlę. Czarodziejka pochyliła się i wzięła kota na ręce. Trzymała go przez chwilę przed sobą, tak by patrzeć mu w oczy.
- I co? Co mam mu powiedzieć? Że nie wszyscy ludzie są tacy sami? Że jest ktoś, kto go rozumie? Że ja go rozumiem? - zapytała kota z żalem - Nic to nie da. Może mam go przeprosić za okrucieństwo ludzi? 'Przepraszam' nie zwróci mu skrzydeł i życia, Demon.
Głos zadrżał jej przy ostatnim zdaniu, przytuliła do siebie kota i ruszyła w drogę powrotną do obozowiska.

Siedziała przy ogniu, zapatrzona w niego bezmyślnie, odruchowo gładziła Demona po grzbiecie wsłuchując się w zadowolone mruczenie kotka. Dosłyszała co nieco z rozmowy Gabriela i Formita, co uświadomiło jej, że od teraz będą musieli znacznie bardziej uważać. To, że wyverna dała im spokój, nie znaczy, że nie spotkają nic groźniejszego.
Słowa Bruno zaskoczyły Nyarlę. Rurik gestem polecił jej, by nie przejmowała się zbytnio jego słowami. Ale czarodziejka, która w ostatnich dniach przekonała się, że nawet sny mogą mieć niemałe znaczenie, zaniepokoiła się nie na żarty. Jednocześnie obawiała się czy któryś z kompanów nie uzna, że ów zepsutą kobietą z tej dziwnej przepowiedni jest właśnie ona. Sama zaś miała nadzieję, że tak nie jest...
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 26

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości