Actaeon Dioxiadis
Osoby siedzące blisko drzwi w pewnym momencie mogły usłyszeć jakieś krzyki i tupot wielu par nóg. Wtem zostały one (drzwi) wyrwane z framugi i przeleciały parę metrów w głąb pomieszczenia. Tuż za nimi do karczmy dosłownie wleciał wysoki mężczyzna średniej budowy ciała ubrany w ciemny, znoszony prochowiec. Miał długie, ciemne włosy z kilkoma siwymi pasmami, twarz ,,ozdobioną” paskudną blizną na policzku oraz szare oczy o niepokojącym wejrzeniu, omiatające właśnie wszystkich gości z lekkim niepokojem
- Cholera jasna, postronni… - mruknął przybysz, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza dwie niewielkie kostki i odrzucił je na parę kroków od siebie. W ułamku sekundy z kostek wystrzeliły ściany utworzone z magicznej energii, odgradzając bywalców karczmy od mężczyzny i wejścia.
- Nie chcieliście załatwiać tego po dobroci, to proszę bardzo! Chodźcie tu, skurwysyny! - krzyknął nieznajomy do kogoś stojącego przed karczmą.
Jakby na rozkaz do budynku weszło kilku osobników nieznanego pochodzenia. Rozmiarami przypominali ludzi, ale posiadali cechy demonów: zagięte rogi na czołach, ogony, pazurzaste dłonie i wyjątkowo odpychające gęby. Trzech z nich mierzyło do mężczyzny z kusz o dziwacznym kształcie, a kolejnych dwóch, trzymających po dwa krótkie miecze każdy, zbliżało się do niego powoli ze złowróżbnymi uśmiechami na mordach. Większość obecnych w karczmie była pewna wyniku tego starcia, które miało skończyć się rozsmarowaniem przybysza po okolicy. Niektórych zdziwił tylko lekki, ironiczny uśmieszek na jego ustach.
Mężczyzna odwrócił się od zabójców i powiedział do gości przybytku, jakby wiedział, nad czym się dotąd zastanawiali
- Czy wszyscy zdążyli złożyć swoje zakłady o wynik? Dobrze, ad rem! -
W tym samym momencie zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Czaszka najbliższego demona pękła jak dojrzały arbuz, obryzgując magiczne ściany krwią i kawałkami mózgu. Jeden z kuszników, stojący w drzwiach, wyleciał na zewnątrz z takim impetem, jakby wystrzelono go z balisty. Przybysz odwrócił się do nich przodem, akurat by przyjąć na siebie salwę z kusz. W jego ciało wbiło się około pięciu bełtów, powalając go na kolana. Miecznik schował jedno z ostrzy do pochwy przy pasie, po czym podszedł będącego wciąż na kolanach mężczyzny i pociągnął za włosy, by łatwiej było poderżnąć mu gardło. Jednak w dokonaniu tego skutecznie przeszkodziła mu lufa rewolweru, która nagle znalazła się w jego ustach. Niedoszły denat uśmiechnął się wrednie, powiedział
- Niespodzianka! - i pociągnął za spust, robiąc w demonowi kolejny otwór w głowie. Kusznicy ponownie wystrzelili, ale zaskoczenie zmniejszyło ich celność i tylko jeden bełt trafił w mężczyznę, który używał ciała zabójcy jako tarczy.
Przybysz spojrzał na nich i powiedział spokojnym, lekko chrapliwym głosem, który przesycony był jakąś wewnętrzną mocą
- Złóżcie broń i pomóżcie mi z tymi drzwiami -
Mordercy jakby nigdy nic odłożyli kusze i pomogli mężczyźnie ustawić drzwi na poprzednim miejscu. Następnie nieznajomy dał jednemu z nich ostrze należące niedawno do trupa i powiedział
- Wiesz, co z tym zrobić -
Po tych słowach kiwnął głową drugiemu i odwrócił się, zabierając rzucone wcześniej kostki. W tym samym momencie demon z mieczem wbił sobie ostrze w serce aż po samą rękojeść. Gdy padał na ziemię, na jego twarzy błyszczało zadowolenie. Drugi z zabójców nie zdążył się nawet zdziwić, gdyż złapał się za pierś i po prostu padł bez życia na ziemię.
- Patałachy… Czy ktoś mógłby ich posprzątać? - rzucił przybysz, a następnie ruszył w stronę stolika, przy którym zobaczył znajomą twarz. Przysiadł na krześle, które samo przysunęło się spod ściany, a w rękę wpadł mu akurat niepilnowany, pełny kufel piwa, który chwilę temu stał jeszcze na barze. Zdjął kapelusz i położył go na stole.
- Saira! Miło Cię znów zobaczyć! Jak tam na Planie Ognia? Jesteś tu w jakimś celu, czy po prostu wpadłaś coś wypić? - w międzyczasie mężczyzna od niechcenia sondował co słabsze umysły obecnych. W takim towarzystwie trudno było kogoś przebadać, ale przynajmniej nie musiał się bać, że ktokolwiek zauważy jego mentalną obecność, bo umiał się świetnie maskować. Miał zamiar przywitać się jeszcze z Corrickiem, ale ten najwyraźniej był zajęty ,,rozmową” z jakimś innym czarcim pomiotem.
- Hmm, chyba wypadałoby się przedstawić. Actaeon Dioxiadis, negocjator do wynajęcia. A tamci panowie - wskazał na zbierane właśnie z podłogi trupy
- Nie rozumieli, że ,,negocjacje” to bardzo szerokie pojęcie -