Siriel pisze:RAM pisze:- media powinny przede wszystkim patrzeć na ręce rządząym,
Pomyliło ci się z opozycją.
Media mają relacjonować fakty. Bezstronnie. Niezależnie od sympatii.
To chyba jasne, że fakty, bezstronnie i niezależnie od sympatii.
Nie wydaje mi się, że cokolwiek mi się pomyliło. Nie pisałem o żadnej stronniczości. Zauważyłeś "przede wszystkim", prawda? To chyba dość jasne, że media powinny więcej miejsca poświęcać rządzącym, a nie opozycji. Kto w końcu rządzi państwem? Rzecz jasna, że powinny traktować rząd jak i opozycję jednakowo ostro.
To dość dziwna sytuacja, gdy spora część mediów zajmuje się jakimiś drugorzędnymi sporami, gafami czy niezręcznymi wypowiedziami polityków z partii pozarządowych, zostawiając na boku sprawy naprawdę ważne.
Afera stoczniowa, hazardowa, kontrakt gazowy, lobbowanie w PE, kryzys armii - sprawy drugorzędne - bo ważniejsze są kolejne kretyńskie i chamskie wypowiedzi Palikota, jakaś idiotyczna wypowiedź kogoś z PiS, czy też kwestia najważniejsza w polskiej polityce - "zmiana" J. Kaczyńskiego.
Tyle ode mnie. Przepraszam za offtop.
A bardziej na temat. Wstawmy sobie do całej tej sytuacji zamiast polskiego Tupolewa - Air Force One. Amerykanie oddają śledztwo Rosji (pomimo umowy umożliwiającej co najmniej wspólne). Sekcję zwłok Prezydenta przeprowadzają wyłącznie lekarze rosyjscy. Znany reżyser w wywiadzie dla LeMonde czy innego Guardiana twierdzi, że istnieje spore prawdopodobieństwo winy Prezydenta - katastrofa to jego dzieło. Dopiero po kilkunastu dniach ustalona zostaje dokładna godzina katastrofy. Teren katastrofy pozostaje niezabezpieczony - na miejscu pozostają fragmenty ubrań, elektroniki samolotu, paszport jednej z ofiar. Kandydat na prezydenta stwierdza w wywiadzie, że nie widzi w tym żadnego problemu. Rząd federalny udziela informacji - "czekamy na ustalenia prokuratury rosyjskiej". Media w dużej części gromią krytyków oddania śledztwa w ręce Rosjan. Wysoki rangą polityk US twierdzi, że Prezydent był pijany i odpowiada za katastrofę.
Tak wiem - Polska to nie USA, ale nie uważam, że przez politykę "brzydkiej panny bez posagu" można cokolwiek zyskać.
I szczerze mówiąc nie rozumiem ludzi nazywających każde staranie się, walkę o interesy narodowe "pobrzękiwaniem szabelką". Pobrzękiwanie szabelką = każde działanie przeciwko interesom silniejszych państw?