Nie śledzę na bieżąco wystąpień w telewizji, bo i szkoda mi na to czasu, natomiast miałem możliwość podajże dwa tygodnie temu rozmowy z Antonim Macierewiczem; było to po programie Pospieszalskiego "Warto rozmawiać", gdzie byli zaproszeni poza nim Edmund Klich, Tomasz Sakiewicz i jeszcze jakiś autor książki o Smoleńsku, który podstawową tezę o presji pilotów wysnuł na podstawie stenogramów, a raczej, na podstawie tego, czego w nich nie było- ogólnie było to dość mętne tłumaczenie. W każdym razie, po programie Edmund Klich stwierdził, że jesteśmy dobrze dobraną publicznością i jeżeli jesteśmy w tym wieku zmanipulowani, to obawia się o naszą przyszłość. Dał się więc poznać jako niezły buc
Macierewicz natomiast został po programie, bo mieliśmy sporo pytań związanych z katastrofą. Jak na tak krwiożerczego fanatyka, całkiem sympatyczny facet. W każdym razie, to co mnie najbardziej zastanowiło w czasie tej rozmowy, to co powiedział o rejestratorze wszystkich danych lotu- czyli tej czarnej skrzynce, która rejestruje wysokość, siłę wiatru etc. Mianowicie, podobno do niej MAK w zasadzie się nie odniósł w swoim raporcie, skupiając się na stenogramach z kabiny pilotów. Podobno oryginał tej skrzynki znajduje się teraz w Moskwie, ale nieotwierany został zaraz po katastrofie przewieziony do Warszawy, gdzie zgrano jego treść. Jest wedle słów Macierewicza dalej utajniona, do dyspozycji prokuratury.
Co prawda, Macierewicz mówił o tym, co jest a czego nie ma w raporcie MAK na dwa dni przed jego ogłoszeniem, co zmusza mnie do dużej dozy ostrożności. Próbowałem znaleźć potwierdzenie w samym raporcie, ale jest napisany w oparciu o terminologię, której nie znam, więc jestem zmuszony do polegania na mediach, a te, z uporem godnym kolejnego wyniku wyborczego, mają swoich ekspertów, a każdy nie zająknąwszy się mówi co innego. W tak dobranym tonie debaty publicznej można sobie swobodnie dobrać taką "prawdę", jaka nam odpowiada od pierwszych chwil po katastrofie. Bo z tego, co widzę po znajomych, to zarówno zwolennicy teorii zamachu jak i wypadku mówili o tym już 10. kwietnia.
Wynik śledztwa prowadzonego przez Rosjan mnie specjalnie nie dziwi. Nie spodziewałem się niczego innego. Jeżeli jednak ten rejestrator faktycznie jest utajniony, to chciałbym jego ujawnienia i dokonania symulacji ostatnich minut przed katastrofą. Chciałbym także się dowiedzieć, w jaki sposób bez radaru załoga wieży wiedziała, że samolot w gęstej mgle znajduje się na ścieżce, bo takie wypowiedzi widać na stenogramach. I czy byli na ścieżce, czy byli 60 metrów pod ścieżką, jak twierdzą eksperci powołani przez sejmową komisję Macierewicza. Chciałbym, by zamiast rzucać oskarżenia na ludzi, co zginęli w tej katastrofie, by zamiast szczuć ich rodziny mediami, by przez łzy matka pilota powiedziała, że na pewno jej syn był pod presją, bo zawsze był taki ostrożny (takie działania dziennikarzy uważam za obrzydliwe i nieludzkie, chociaż wiem, że tak się robi propagandę), by PiS przestał mówić o tym, że rząd ma krew na rękach (chociaż wedle zasady "oko za oko" ma do tego pełne prawo, przypomnijmy Barbarę Blidę i wypowiedzi członków PO oraz komuni...to znaczy, SLD pod adresem Jarosława Kaczyńskiego czy Zbigniewa Ziobry)...
W tym gąszczu wzajemnych oskarżeń podoba mi się "Mgła", wydana przez "Gazetę Polską". Chociaż ogólnie pismo Tomasza Sakiewicza uważam za bardzo nierówne w poziomie i padało tam sporo niesprawdzonych informacji, to w tym obrazie nie dostrzegam manipulacji. Oczywiście, to źródło subiektywne, ale w moim odczuciu prawdopodobne.
Nie spodziewam się jednak pełnego rozwiązania tej sprawy. Tak jak wokół zabójstwa Kennedy'ego czy zamachu na Jana Pawła II zawsze będzie grono "wierzących jedynie w zdementowane pogłoski", którzy będą tak długo dodawać, odejmować, dzielić i mnożyć aż wyjdzie im spodziewany wynik. Próbkę tego mieliśmy z agentem Turowskim. Otóż z tym agentem zmieszali wszystkich- i Geremka, i Bartoszewskiego, i Sikorskiego, i Komorowskiego, i Związek Radziecki...
Z drugiej strony następuje taka sama manipulacja, oskarżenia i drwiny, których teza składa się na podstawie "przecież wiecie, jaki był Lech Kaczyński; furiat z kompleksami, co strzelał fochy przed każdym wylotem z kraju, co nosił do samolotu kanapki w plastikowej torebce, jechał z odwróconą biało-czerwoną flagą, miał brzydką żonę i brata z kotem, a na Bogu ducha winnego lekarza (chociaż łapówkarza) szczuł tajnymi służbami". Jeszcze zabił się specjalnie po to, by zostać pochowanym na Wawelu, zajmując miejsce należne królom!
Czekając na osąd historii zadam tylko pytanie, czy Komorowski z wystawianiem pomniku żołnierzom Armii Czerwonej czy karkołomną wizytą w Stanach (oj, wstyd mi było, jak słuchałem o tym "liberum veto"... Historyk?) też nie zasłużył na zdecydowanie ostrzejsze komentarze w mediach.
Oglądając "Mgłę" sobie przypomniałem moje osobiste wspomnienia z tą katastrofą. O tym, jak brałem udział w mszach świętych w pierwsze trzy dni, a niemalże w drodze pod Pałac Prezydencki w mundurze harcerskim dowiedziałem się o tym, że mają Kaczyńskiego pochować na Wawelu. Wściekłem się w jednej chwili i stwierdziłem, że nie będę firmować PiSu pod Pałacem. Cieszyłem się wreszcie dobrą opinią o harcerzach w prasie aż do akcji z krzyżem. Byłem 4. sierpnia, gdy mieli przenosić krzyż do świętej Anny, oberwałem garścią monet i słyszałem wrzaski o judaszowych srebrnikach. Bydło, nie naród. Potem szedłem na pielgrzymce, rozmawiałem z mieszkańcami mijanych wsi, którzy stali murem za harcerzami, utyskując na rząd, że na nas zrzuca winę. Potem z kolei w Częstochowie chodząc w mundurze zastanawiałem się, z której strony nadleci kamień, a te grupy starszych kobiet pod wielkim zdjęciem Kaczyńskiego wyglądały, jakby miały zamiar mnie rozszarpać.
Potem zdziwiony uporem obrońców krzyża zdarzyło mi się parę razy stanąć tam z nimi, spotkałem tam znajomą, która stwierdziła, że te wrzaski to byli podstawieni prowokatorzy. Widziałem zaczepiających modlących się pod krzyżem przez pijaną swołocz i niereagującą zupełnie policję przechodzącą obok.
Mijają kolejne miesiące i w sumie sytuacja na ulicach już się uspokoiła, co jakiś czas ktoś przed pałacem prezydenckim się modli, po świętach śpiewano tam kolędy. Mam nadzieję, że ten podział społeczeństwa, wyreżyserowany przez polityków i media, przejdzie do historii, będąc pożywką dla studentów socjologii...