Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Blanche
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 343
Rejestracja: pn sie 11, 2008 1:42 pm

Re: Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

czw wrz 17, 2009 5:14 pm

Iman pisze:
...a ja na ogół gram w babskiej drużynie.

Pomyśleć, że do tej pory czułam się taka wyjątkowa. :P

Iman pisze:
Potem z nim pogadaliśmy, powiedzieliśmy, że nie można grać tylko dla siebie i wkurzać innych. MG "cofnął" tę sytuację i zaczęliśmy następną sesję, jakby nic się nie stało i już w sumie jest ok :)

I właśnie dlatego z sytuacją, w której kogoś się lubi, a po prostu ciężko z nim grać znacznie latwiej sobie poradzić - zwykle skutkuje rozmowa i jeśli w efekcie nie jest zupełnie dobrze, to przynajmniej trochę lepiej. Trudno oczekiwać takich efektów, jeśli się danego gracza nie lubi, a co za tym idzie, ma się do niego raczej wrogie nastawienie.
 
Awatar użytkownika
lucek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pn mar 01, 2004 6:55 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

czw wrz 17, 2009 6:54 pm

Ej, jak to? Babskie drużyny? To dziewczyny też grają w rpg? ;-)

A poważnie - gracz, który stwarza problemy to gracz, którego trzeba usunąć - inaczej cała grupa będzie się męczyć.

Postać, która stwarza problemy innym postaciom to już zupełnie inna para kaloszy. Raczej nie usunąłbym z grupy gracza, który tworzy bohatera problematycznego, działającego przeciw drużynie, rozbijającego scenariusz itp. Raczej też nie zgodziłbym się, żeby taka postać pojawiała się na moich sesjach. Wyjątkiem było granie baardzo długich kronik w WoD, gdzie, z nudów, wyrzynaliśmy swoje świty, stronników a czasem i siebie nawzajem ;-)

Bardzo cenię sobie wspólne robienie postaci - a właściwie tworzenie drużyny. Za to lubię Klanarchię (w Wolsungu też tak jest).


l.
 
Awatar użytkownika
Blanche
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 343
Rejestracja: pn sie 11, 2008 1:42 pm

Re: Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

czw wrz 17, 2009 8:57 pm

lucek pisze:
Ej, jak to? Babskie drużyny? To dziewczyny też grają w rpg? ;-)

Wybraź sobie - to NIE jest mit. :P

Oczywiście, trzeba rozróżnić gracza od jego postaci. Z tym, że gracz mający postać która wciąż przeszkadza wym kompanom nie powinien później mieć pretensji do kolekgów, kiedy zaczną tępić jego bohatera.
 
Awatar użytkownika
Eliash
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 474
Rejestracja: wt lut 26, 2008 4:34 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

sob wrz 19, 2009 11:48 am

Blanche pisze:
to NIE jest mit.


Zniszczyłaś całkowicie mój obraz świata i teraz muszę się leczyć u specjalisty :cry:


Nikt z Was chyba nie da rady przebić mojej historii. :wink: Prowadzę już RPG od paru ładnych lat i graczem bywałem sporadycznie, po jednej lub dwie sesje raz na pół roku czasem raz na rok. Tak będzie ponad 6 lat ciągłego prowadzenia i to tej samej ekipie (z niewielkimi zmianami). Ostatnio jeden gracz był urażony, że mając 0 PŻ zaszarżował na demona i stracił Punkt Przeznaczenia. Zaproponowałem mu, że skoro wie jak powinno się prowadzić sesje to może spróbuje. Gracz chętnie przystał na ten pomysł i wybrał, że poprowadzi Neuroshime.

Zrobiłem swoje Teksańczyka, który jest zawodowym kierowcą Ligi, MG dał mi bardzo dużo dodatkowych punktów na dopakowanie swojego Hummera. Ponad to zainwestowałem sporo gambli w towarzysza, który miał być moją drugą postacią. Mechanika z Posterunku. Na niego MG też dał mi parę dodatkowych punktów.

Sesja zaczęła się od tego, że mnie pobito i wyrzucono z Ligii za to, że jestem beznadziejny (masakryczna zręczność i umiejętności prowadzenia, a okazuje się, że jestem na szarym końcu listy zespołów). Chcieli mnie zabić, ale stwierdzili, że mogę przeżyć jak zrobię za kuriera i przewiozę pewnego kolesia i tajemniczą paczkę gdzieś na drugi koniec stanów. No dobra... ten koleś mnie ciągle bił jak do (nie z niego tylko właśnie do niego) niego zażartowałem (mimo tego, że ja zdawałem testy uniku, a on nie zdawał testów trafienia). No i pewnego dnia podróży na środku pustyni strzelił do mnie snajper z jakiejś rusznicy przeciwpancernej czy czegoś w tym stylu bo urwało mi rękę, straciłem panowanie nad samochodem, ten dachował, okazało się, że dachem wpadł na minę która w połączeniu z ze sporym zapasem benzyny wywołała olbrzymi wybuch. Straciłem samochód i kumpla, ale cudem wyleciałem z samochodu i zemdlałem. Po przebudzeniu okazało się, że poza ręką straciłem oko i mam niesprawne nogi, ale znaleźli mnie jacyś sojusznicy Posterunku i zamienili w cyborga. Tylko, że to oni kontrolowali moje cybernetyczne wszczepy, a nie ja, więc sobie całą sesje leżałem na łóżku, a oni się bawili w ruszanie moimi rękoma i nogami. Moje usilne próby samobójstwa nie przynosiły żadnego skutku. Mechaniczne nogi sprawiły, że straciłem wszelkie bonusy wynikające z Suwaka do prowadzenia pojazdów, a moi wybawcy za uratowanie kazali mi jechać i znaleźć coś w jakimś podejrzanym miejscu. Ale tego było już za wiele, skończyliśmy grać.

Dziś znów jestem MG i od dawna (bo to było jeszcze przed wakacjami) powstrzymuję się od zemsty na tym graczu, ale jakoś ciężko mi się opanować mimo, że kolesia lubię, to mam nieodpartą potrzebę zniszczenia mu postaci, ale takiej którą naprawdę polubi. Dlatego czekam na odpowiedni moment i mam coraz większe wyrzuty sumienia. Z drugiej strony ciężko się opanować. :(
 
Awatar użytkownika
Blanche
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 343
Rejestracja: pn sie 11, 2008 1:42 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

sob wrz 19, 2009 12:04 pm

Twój kumpel najwyraźniej bardziej, niż na MG nadaje się na reżysera, względnie scenarzystę. :/
Przypuszczam, że będąc na Twoim miejscu przestałabym ej osobie prowadzić - nie potrafiłabym się raczej powstrzymać od zemsty na jego postaci.
Ostatnio zmieniony sob wrz 19, 2009 12:05 pm przez Blanche, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Adam Adilew
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 97
Rejestracja: śr cze 17, 2009 1:13 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

sob wrz 19, 2009 12:19 pm

Iman pisze:
A co do opisanej przez Ciebie sytuacji nr 1 to radzę Ci po prostu z nimi nie grać. Po co być kozłem ofiarnym?


Problem polega na tym, że kolejne sesje w takim samym składzie przebiegły bez problemów, ale do dziś nie rozumiem, czemu tak się stało. Gracze są moimi znajomymi i nie mieli korzyści w krzywdzeniu innej postaci. Podejrzewam, że zadziałały te same prawa co choćby przy eksperymencie z więzieniem Zimbardo: gracze mogli kogoś skrzywdzić, więc krok po kroku, na zasadzie domina, doszli od groźby do zbrodni. Skoro raz zrobiło się złą rzecz, wypada robić tak dalej. W grze nie spotkały ich żadne konsekwencje, bo spopielili ciało i mieli czas na ujednolicenie zeznań.

Poza tym, dwóch graczy to moi sąsiedzi, trudno się w tej sytuacji obrażać.

W przypadku drugim, czarnej owcy, wyglądało na to, że trzech gości, mogąc kogoś usunąć, ogłuszyć albo przynajmniej nie leczyć bez absolutnie żadnych konsekwencji, nie zrobiło nic. Wyraźnie nie ufano czarnej owcy, tłumaczono, żeby zachowywał się inaczej, nawet grożono - ale nikt nie wyciągnął konsekwencji. Gracze bez mrugnięcia okiem pozbywali się BNów, ale swojego faktycznego wroga nie tknęli.

To jest zresztą ciekawe, że gracze zawsze podejrzewają przyjaciół, dla tych złych gości szukają usprawiedliwienia, dla szaleńców - logicznych motywów, a awantury robią w siedzibie mafii i przed policją.
 
Awatar użytkownika
Karl Leizmann
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 14, 2008 8:41 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

sob wrz 19, 2009 8:39 pm

W RPGach można się zabawić bez konsekwencji - dlatego ludzie robią różne, często dziwne i nielogiczne rzeczy, tak jak to opisał Adam Adilew,
Adam Adilew pisze:
To jest zresztą ciekawe, że gracze zawsze podejrzewają przyjaciół, dla tych złych gości szukają usprawiedliwienia, dla szaleńców - logicznych motywów, a awantury robią w siedzibie mafii i przed policją.


Co do samego tematu - zdarzyło mi się być w jednej drużynie z gościem którego wręcz nienawidziłem. W grze widać było, że nie darzymy się największą sympatią (w chwili zagrożenia, pomagałem innej osobie i tego typu sprawy), jednak starałem się by to znacząco nie wpływało na grę - po prostu się możliwie odcinałem od niego i tyle.
Raz też zdarzyło mi się prowadzić osobie której lekko mówiąc nie lubiłem. W drużynie były łącznie 4 osoby - trzech nowicjuszy i stary dobry kumpel. Ten jeden tak nas wkurzał i dezorganizował grę, że w końcu się go pozbyliśmy. Niestety, wszystko działo się na obozie, a on mieszkał z nami w pokoju, więc nadal rozwalał nam sesje :/
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

ndz wrz 20, 2009 10:15 pm

Ja miałem inny przypadek, graliśmy na sesji NS większość z nas postacie speców i innych mechaników i jeden gracz postacią ochroniarza, co to jednym strzałem zabija z kilometra po ciemku. Gracz w pewnym momencie zaczął rabować nasz ekwipunek, dzięki wysokiemu zastraszaniu zastraszał nasze postacie, a dzięki wysokiej walce wręcz obił gęby tym co nie dali się zastraszyć. Po takim zachowaniu wyszedłem w połowie sesji. I co się okazało, drużyna obraziła się na mnie bo traktuję grę za poważnie.

Moim zdaniem jednak, jeżeli zachowanie osoby na sesji nas irytuje, to są spore szanse, że odbije się to na naszych relacjach po sesji jak i w drugą stronę brak sympatii do gracza będzie rzutował na sesje i jest to całkiem normalne. Jakbyśmy grali w karty i ktoś nam psuł zabawę to też byśmy się zdenerwowali. Dlatego nie gram w karty lub nie chodzę na piwo z ludźmi których nie lubię podobnie trzeba robić z sesjami RPG.
 
Awatar użytkownika
Karl Leizmann
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 14, 2008 8:41 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

ndz wrz 20, 2009 10:28 pm

W pełni się zgadzam. :)
 
Awatar użytkownika
aurra
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 47
Rejestracja: wt maja 25, 2004 8:49 pm

Re: Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

ndz wrz 20, 2009 11:12 pm

Staram się nie grać z osobami które mnie denerwują ( często "nie lubię ich" to za duże słowo ). Jeżeli prowadzę, to na bank ludziom z którymi lubię spędzać czas. Ponieważ mieszkałam zawsze w sporych lub dużych miastach było to wykonalne, rozumiem jednak, że jeden z pięciu erpegowców w przysłowiowej "Koziej Wólce" może mieć problem z doborem graczy na sesje ze względu na prywatne sympatie i antypatie.
 
Awatar użytkownika
Moraine
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 273
Rejestracja: sob paź 04, 2008 10:15 pm

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

pn wrz 21, 2009 11:53 am

Ja musze się przyznać, że bywam jako MG niewiarygodnym despotą, ale warunki grania ustalam na początku, żeby wszystko było od razu absolutnie jasne dla wszystkich zainteresowanych.
Jeśli któryś gracz mnie denerwuje, to najczęściej nawykami własnymi bądź postaci, która odgrywa. Postacie mogę sprawdzić przed sesją, i zniwelować ich wady, które rozwalą scenariusz, bądź zmarginalizują działania drużyny na rzecz "gwiazdy", ale na samych ludzi wpływu nie mam.
Zwykle daję kilka jasnych ostrzeżeń, pierwsze w 4 oczy, następne przy drużynie.

Jeśli drużyna nie lubi danej osoby, zwykle i tak sama pozbywa się postaci takiego gracza. Czasem tylko zmiana postaci naprawia stosunki pomiędzy graczami.

Zabawne jest to, że bywa sporo ludzi, których specjalnie nie lubię, ot, są dla mnie neutralni, z którymi gra mi się świetnie, i ci, których prywatnie uwielbiam, ale prowadzić im nie będę, bo jako gracze doprowadzają mnie do furii :)
 
Awatar użytkownika
Khil
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 154
Rejestracja: sob gru 06, 2008 3:04 pm

Re: Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

śr wrz 23, 2009 9:41 am

Co do gry z kimś, kto utrudnia - często to kwestia nastawienia pojedynczych osób. Jeśli cała drużyna perswaduje innemu okradanie ich, powinniście faktycznie wyjść. Ale jeśli część paczki robi sobie jaja, a ktoś wyjdzie, nic dziwnego, że to ta osoba zostanie uznana za obrazoburcę - bo nie łapie klimatu, schizy akurat w tym momencie. Przecież schiza od czasu do czasu to nic złego ;)

Miałem z kolei kiedyś sytuację, że jeden z graczy, dostając solo dość silną kartę przetargową, rzucił się w paszczę głównego wroga. Inni gracze nawrzeszczeli na niego albo traktowali go z góry i z pogardą, a to z kolei mnie się nie podobało. Jeden (ten, co najwięcej wrzeszczał) oskarżył go o zrujnowanie długo budowanego przez niego planu. I wprawdzie akcja nie wyszła i była nazbyt brawurowa, ale byłem po stronie tego wybijającego się gracza - nie można nagiąć wszystkich innych pod swój wielki plan, szczególnie jeśli wcześniej nie dawało się mu żadnej inicjatywy. Poza tym, w tym przypadku jestem tylko za złoszczeniem się jako postać, a nie gracz. Ludzie, to zabawa.

Adam Adilew pisze:
To jest zresztą ciekawe, że gracze zawsze podejrzewają przyjaciół, dla tych złych gości szukają usprawiedliwienia, dla szaleńców - logicznych motywów, a awantury robią w siedzibie mafii i przed policją.


Hej, ja po prostu kocham szukać usprawiedliwień dla złoczyńców. Wredny nekromanta nie raz przeciągnął moją postać na swoją stronę, a czytając scenariusze kryminalne, jestem pewien, że moje postaci wypuściłyby w końcu Dawnego Mściciela, rozumiejąc jego motywy, a nie starając się być karzącą ręką sprawiedliwości. I wcale się za banalnego nie uważam - wręcz odwrotnie!
 
Awatar użytkownika
Lix_Tetrax
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: pn gru 29, 2008 10:28 am

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

śr wrz 23, 2009 6:19 pm

Uśmiercanie graczy jest zdecydowanie zbyt potężną "mocą" MG, żeby była ona używana zbyt często. Na moich sesjach tylko jawna głupota, granicząca z samobójstwem może grozić śmiercią. Oczywiście podczas walk ryzyko śmierci jest normalne, jednak gdy jest możliwość lekkiej pomocy postaci w postaci punku przeznaczenia, czy sprzymierzonego BN, który zna się na medycynie- daje moim graczom szanse i znak, że jeśli nie będą myśleć- może być gorzej.

Nigdy nie zabiłem postaci "za karę"- częściej zdarzało mi się wprowadzić konflikty z prawem, czy też kradzież ekwipunku lub zwykłe zmniejszenie PD za Powergamingowe granie. Mam jednak szczęście do graczy i rzadko ich karałem bardzo dotkliwie, chyba, że była to konsekwencja ich działania (np. źle zatajone ślady=wykrycie przez policje). To chyba jednak normalne. Może ze trzy razy zdarzył mi się naprawdę zły gracz- powergame'owcy, którzy bez przerwy psuli klimat. Takie osoby po prostu wyproszam z drużyny mówiąc, że do moich sesji się nie nadaje. A z ludźmi, których nie toleruje- nie gram. Graczy mi nie brakuje, zawsze jakiegoś znajdę, a jeśli będę miał z tym problem- czas kogoś wkręcić w moje hobby ;).
Ostatnio zmieniony śr wrz 23, 2009 6:20 pm przez Lix_Tetrax, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Cooperator Veritatis
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 520
Rejestracja: czw cze 23, 2005 11:51 am

Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

sob paź 24, 2009 10:22 am

Generalnie rzecz biorąc, ja i moja drużyna żeśmy już wyszli poza etap ścierania się różnych sił w drużynie- gramy już od paru lat w mniej więcej tym samym składzie, więc każdy wie na co stać jego i jego towarzyszy. Znamy się wzajemnie na tyle dobrze, że wiemy, jak ktoś ma "gorszy dzień", czy wręcz przeciwnie- kiedy ma zdecydowanie luźniejsze podejście. Dostosowanie się do takiego stanu rzeczy nie sprawia na ogół większych problemów. :wink: Poza tym, scenariusze zwykle tworzę po obgadaniu założeń z graczami i staram się, by wszystkie postacie miały cele zbliżone- konflikt celów postaci raczej zdarza się rzadko, nikt nikogo nie okrada, czasem bardziej burzliwa dyskusja skończy się po prostu na: "wyłaź, chamie, na szable" i mamy sąd Boży nad racjami postaci :razz: Postacie zabijam bardzo sporadycznie i to raczej z winy graczy- nigdy nie zakładam śmierci bohatera przed sesją, bo gracz i ja przyszliśmy się tutaj dobrze bawić i wyjść z uśmiechem na ustach. :wink:

To tyle na temat tego "zejścia z głównego tematu", jaki aktualnie jest w tym temacie. Co do grania z graczem, którego się nie lubi... Cóż, trzeba sobie dać trochę czasu, bo może być to kwestia "gorszego dnia", czy mojego, czy tego gracza, może być to kwestia tego, że gość się spóźnił pół godziny, czy zawalił trzy poprzednie sesje i wtedy moja sympatia do niego na dłuższy czas mocno spada, może być to wreszcie kwestia tego, że nie odnalazł się w postaci/scenariuszu, a jego zachowanie po prostu to improwizacja na biegu. Cierpliwość i obserwacja :wink: Ale jeżeli taki jest już czyjś sposób bycia, że po prostu działa mi na nerwy, to raczej mu prowadzić nie będę- bo tylko ja się zmęczę i on, szkoda naszego czasu. Poza RPGami gramy jeszcze w planszówki, a tam na ogół nad sposobem bycia danego człowieka można odbyć sąd Boży przy pomocy moich niezwyciężonych armii :razz:
 
Longbeard
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: śr gru 01, 2010 5:06 pm

Re: Kiedy nie lubi się jakiegoś gracza...

sob kwie 16, 2011 9:30 pm

Trzeba rozdzielić dwie kwestie, mianowicie nielubienie gracza i nielubienie jego irytującej postaci. Oczywiście, nierzadko bywa tak, że wprowadzenie przez gracza irytującej postaci, która rozwala grupę, budzi negatywne emocje wobec niego samego. Jest to zrozumiałe, a raz miałem ten sam problem.

Zazwyczaj mistrzowałem. Wówczas starałem się takiemu delikwentowi, który robi jakieś dziwaczne wybryki, dać po prostu zajęcie. Nierzadko, jak się przekonałem, tego typu działania wynikają ze znudzenia, a może ono być skutkiem tego, że za mało rozpędzam przygodę, co mi się niejednokrotnie zdarzało. W każdym wypadku zaangażowanie krnąbrnego gracza zazwyczaj rozwiązywało problem. Dodam, że najbardziej ze wszystkich dopiekł mi kumpel prowadzący postać nizioła-kleptomana w D&D, który kradł zarówno przeciwnikom, jak i towarzyszom.

Do furii jednak doprowadziła mnie sytuacja, kiedy jako gracz dołączyłem do tej samej drużyny pod innym MG. Wówczas nizioł-kleptoman zaczął doprowadzać mnie do białej gorączki. Zastrzegłem sobie u MG, że moja postać nie będzie zbyt sympatyczna. Był to rasowy ponury najemnik z wyjątkowo ostrym mieczem, długim łukiem i wyjątkową drażliwością na punkcie własności. Dlatego, kiedy tylko nizioł okradł mnie, a następnie napluł mi w oko (sic!), postanowiłem, że skończę z nim raz na zawsze. Wyjąłem dwuręczniaka i zacząłem go ścigać. Początkowo MG nie chciał zaogniać konfliktu, więc postanowił, że mdleję z wściekłości (no comment). Ale kiedy niziołek znowu mnie okradł (i napluł w oko), MG, sam nieźle zirytowany, że ktoś mu sesję rozpieprza, pozwolił na rzuty, co skończyło się tym, że niziołek pożegnał się po paru ciosach z życiem. Gracz grający niziołkiem był bardzo niepocieszony, bo bardzo lubił tę postać, a ja zyskałem łatkę gościa, który nie zna się na żartach...

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości