sob sie 18, 2012 8:48 pm
Poniedziałek, 15 czerwca, godzina 21:30.
Do doków w których znaleziono ciało Toma Perksa dotarliście znacznie po zachodzie słońca.
Zdecydowanie nie było to miejsce w które ludzie zwykli wybierać się na spacery – zwłaszcza o tej porze. Niższe doki, bo tak zwykle się o nich mówiło, były jedną z pierwszych dzielnic jakie powstały podczas rozbudowy miasta. W okresie swojej świetności to właśnie tu cumowały największe statki – teraz część z nich można by było załadować na pokład żaglowca Longboota.
Gdy jednak zaczęto budować kolejne części portu, przystosowane do nowych i większych statków, wyposażone w szersze ulice i większe dźwigi, tutejsze nabrzeża stały się znacznie mniej popularne.
Na dzień dzisiejszy zatrzymują się tu jedynie barki rzeczne, przewożący najczęściej bydło i inne zwierzęta których i tak nie można wyładować z pokładu żurawiem.
Luksusy i wspaniałości miasta ominęły to miejsce szerokim łukiem. Budynki są stara i zniszczone. Nie ma tu wygód z nowych dzielnic. Brak zainteresowania tym miejscem spodowował iż zaczęli ściągać tu ludzie ubodzy lub tacy którzy nie lubili na sobie cudzych oczu. Doki miały więc opinię miejsca gdzie utrata wszystkich kosztowności i solidne pobicie nie były niczym niezwykłym.
Fakt iż byliście przedstawicielami policji wcale nie poprawiał waszego bezpieczeństwa. Nie nosiliście jednak mundurów więc nie było to problemem. Zapuszczanie się tu nocą było niebezpieczne, ale dawało sporą szansę na dowiedzenie się czegoś.
Zatrzymaliście się w miejscu zabójstwa Toma Perksa, do którego trafiliście z pomocą policyjnego raportu. Wąska alejka prowadząca lekko w dół, dokładnie prostopadle do morza. Po prawej i lewej stronie stały dwa bliźniacze magazyny. Prawy był jednak kompletnie opuszczony i pozbawiony dachu, który zawalił się do środka, a lewy był zabity deskami. Tak ponurych miejsc było w mieście naprawdę niewiele. Było tu pusto i cicho. W uliczce nie było nikogo.
Jakieś dwie ulice dalej musiała mieć miejsce jakaś impraza, bo pijackie przyśpiewki było wyraźnie słychać.
Po samych śladach zbrodni nie zostało wiele.
Niewyraźne ślady krwi na ścianie wskazywały na to że rzeczywiście, ktoś musiał uderzyć o nią z dużą siłą, upadając. Plama była bowiem na wysokości około metra dwadzieścia.
Obok niej na ziemi była troche większa kałóża – ciało musiało tu leżeć kilka godzin zanim zostało znalezione – wszystko zgodnie z raportem. Około pięciu metrów dalej leżała niewielka sterta śmieci, ale poza tym nie było tu nic więcej podejżanego – przynajmniej na pierwszy rzut oka.