Krete sa ulice i uliczki Menzoberranzanu, podobnie jak krete sa plany Pajeczej Krolowej. Liczaca piec millenii metropolia jest tyle piekna co zabojcza i to chyba nigdy sie nie zmieni. Wyglad miasta niewiele ucierpial w przeciagu ostatnich stuleci chociaz wydazen bylo wiele: czasy niepokoju, cisza Lloth, w koncu plaga czarow i czasy wspolczesne. I choc tyle sie dzialo to pewne rzeczy sa stale: Baenre pod rzadami Opiekunki Quenthel, panuja tak jak za czasow jej siostry, czy wczesniej matki. Niby wszystko jest jak zawsze.
Niby.
Lloth, (jak Menzoberranzanie nazywaja Lolth) jest dzis potezniejsza niz kiedykolwiek w historii, ale Pajecza Krolowa daleka jest od sytosci, przeciwnie jej apetyt rosnie. Miasto nawiedzila prorokini, wieszczac obietnice Demonicznej Osnowy! Ponoc Lloth, zamiaruje przejac we wladanie schede po martwej Mystrze. W zdominowanym przez kobiety spoleczenstwie, czarodzieje, dotad przewaznie mezczyzni, maja stanac ramie w ramie ze swymi siostrami dla zabezpieczenia planow swojej jedynej bogini. Nie trzeba nikomu tlumaczyc w jak niezrecznej sytuacji stawia to kaplanki. Ponoc Mistrzowie Sorcere zawiazali kabale zwana Rada Pajakow, ktora domaga sie udzialu czarodziejow w miejskiej radzie! niczym w innych drowich miastach gdzie mezczyzni maja wieksze prawa.
Takimi plotkami zyje teraz ulica Menzoberranzanu, jednak jakie by one nie byly, wy macie swoje wlasne pilne obowiazki.
Wasza matka, Opiekunka Olorae Olathkyuvr, poslala wam, za posrednictwem magii wiadomosc, byscie niezwlocznie udali sie przed jej oblicze. Nie chcac narazic sie na jej gniew, pospiesznie zakonczyliscie wszelkie sprawy jakie was zajmowaly i bez marnowania czasu ruszyliscie ku kompleksowi Olathkyuvr. Wchodzac na taren rezydencji widzieliscie ze na twarzach sluzby i niewolnikow maluje sie wielki stres i niepokoj. Idac korytarzem w strone komnaty audiencyjnej widzieliscie jak zolnierze wynosza ciala kilku nagich drowich mezczyzn. Matka musi byc nadwyraz rozwscieczona, przewaznie w chwilach uniesienia poprzestaje na jednym. Przed samymi drzwiami zatrzymala was przyboczna straz.
- Chwala wam szlachetne kobiety - przywitala kobiety wojowniczka
- I wam szlachetni mezowie. - dodala po odpowiedniej pauzie w strone mezczyzn
- Wielebna Olorae, z bozej laski Opiekunka Olathkyuvr, da wam znak. - oznajmila.
Czekaliscie wiec pod drzwiami. Po dobrej godzinie, drzwi otworzyly sie od wewnatrz i inna strazniczka wymienila porozumiewawcze spojrzenia ze stojaca po waszej stronie kolezanka
*skonczyla* - powiedzialy palce tej pierwszej, po czym drzwi zostaly otwarte na osciez.
Weszliscie do srodka.
Matka Opiekunka siedziala w polezacej pozie na tronie ktorego oparcie zdobily kamienie ulozone w wyobrazenie oczow wielkiego pajaka. poly jej dlugiego plaszcza splywaly na podloge. Ubranie jak doskonale wiedzieliscie bylo wykonane ze skory elfki faerie, piekna robota w kazdym tego slowa znaczeniu. Pod plaszczem Olorae miala jedynie zwiewna pajecza halke, rozerwana na piersi jak zauwazyliscie. Jej brzuch byl nieco zaokraglony, wygladalo ze wasza matka znow jest w ciazy. W przeciwnym rogu sali stal Domowy czarodziej. Okrywal go jedynie dlugi purpurowy kilt. Mezczyzna mial zalozone na szerokiej pokrytej luskami piersi, swoje szponiaste ramiona. Jego plomienne oczy patrzyly na was, gdy kolejno wchodziliscie do pomieszczenia.
Wasza matka postukala dugimi paznokciami (jeden byl zlamany)w oparcie.
- Witajcie moje dzieci. Moje... posuszne dzieci. - zrobila pauze roztaczajac swoje wladcze spojrzenie.
- Wezwalam was w sprawie misji ktora gdy sie powiedzie... a powiedzie sie, podniesie prestiz naszego domu w oczach Mezoberranzanu jak zaden, nawet podboj, dotad! Opuscicie miasto na wiele cyklow Narbondel, siedemdziesiat, moze nawet na sto! Wyruszycie niemal na powierzchnie, by spodkac sie z moim, innym... oddanym sluga. Opiekunka usmiechnela sie w sposob w jaki moglby usmiechnac sie pajak zanim pozera swoja ofiare, oczywiscie gdyby pajak mial usta, i to tak ponetne jak usta Olorae.
- Nazywa sie Kelt Koravel i jest naziemcem - matka machnela dlonia
- Ta ta ta... nie musicie mi sie tu kyzywic, ten naziemiec ma cos co jest dla mnie wartosciowe. Dlatego bedziecie mu towarzyszyc w drodze poprzez podmrok i zadbacie o jego bezpieczenstwo, gdyz sa tacy ktorzy chcieli by widziec go martwym. - Olorae zrobila pauze po czym dodala:
- Taka jest moja wola.