Zrodzony z fantastyki

 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

śr maja 15, 2013 5:52 pm

Oczy potwora zrobiły na Elaine niezwykłe wrażenie. Głęboko osadzone, zielone, o wąskich źrenicach miały w sobie coś gadziego. Gdyby nie straszliwsze okropności wojny, które Elaine poznała osobiście, z pewnością właśnie te beznamiętne oczy nawiedzałyby jej koszmary.

Na pytania dziewczyna mogła odpowiedzieć tylko połowicznie. Owszem, znała bardzo dobry zajazd Hermana Umveranderlicha, znajomego jej ojca. Niestety, nie miała zupełnie pojęcia, co mogli zrobić z truchłem bazyliszka. Pamiętała, że w mieście był codziennie organizowany duży targ, ale nie pojawiały się nigdy na nim całe bazyliszki. Prawdopodobnie w mieście byli jacyś specjaliści od preparowania zwłok tych potworów, niestety, Elaine nie miała pojęcia, gdzie ich szukać.

Kilkunastu mieszkańców Marsember obserwowało najemników. Z szacunku bądź strachu przed Gargrumem, trzymali się w odległości co najmniej kilkudziesięciu kroków.

 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

śr maja 15, 2013 6:47 pm

Timik przyglądał się ogrowi. Miał ochotę porzucać w niego błotem kamieniami lub czymś zapalającym, ale trochę się bał. W końcu rzekł.
- Elaine. Moim zdaniem powinniśmy sprzedać dziadka, potem kupić wóz i przywieź gadzine i figury, spreparować i sprzedać stwora, a potem albo otworzyć karczmę i wywiesić łeb, albo udać się do Sembi. - Timik zostawił towarzyszy. Miał do wykonania dwie rzeczy. Po pierwsze, poszukać miejsca pod karczmę, a po drugie, dowiedzieć się czegoś o sytuacji w Sembi.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

śr maja 15, 2013 7:21 pm

Gargrum Żarłoczny szpon, Lord Szarej Skały.

Kenana otuliła się szczelniej płaszczem i zaciągnęła kaptur, tak by nikt jej nie rozpoznał.
Gargrum wręcz przeciwnie, z wypchniętą dumnie piersią ciągnął padlinę bazyliszka. Wydawało się, że czerpie przyjemność i satysfakcję ze strachliwych spojrzeń plebsu.

przybity do mury ogr przyciągnął na chwilę uwagę niedźwiedzio żuka. Gargrum przechylił łeb i zastrzygł uszami. Nic jednak nie powiedział i zaraz ruszył dalej.
W duchu przeklinał jednak ludzi. Nie, nie żałował ogra, jego pobratymcy robili podobnie przyjemne rzeczy innym stworzeniom, jednak przeklinał ich za ich pomysłowość. I postanowił, że nocą przyjrzy się temu miejscu. Może miłą rozrywką było by nieco nabruździć tym zadufanym w sobie człekom.

Przy bramie Gargrum bez ogródek zapytał straży, gdzie mogą to sprzedać i czy jest jakaś nagroda do odebrania.
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pn maja 20, 2013 8:22 pm

Brama była pilnowana przez zaledwie trzech Purpurowych Smoków wspieranych przez może pół tuzina halabardników. Być może byli oni twardzi, być może po prostu głupi, w każdym razie postać Gargruma z truchłem bazyliszka na plecach nie robiła na nich wrażenia.

- Bazyliszki? Hm... - jeden z rycerzy zmierzył niedżwiedziożuka uważnym spojrzeniem - W mieście jest Gildia Łowców, oni się tym zajmują. Ale jeśli chcesz wejść do miasta, to musisz dać zapieczętować swoją broń, albo wylegitymować się przynależnością do jednego z królewskich oddziałów.

Fakt faktem, najemnicy mieli takie papiery jeszcze z czasów kiedy Zgraja istniała. Elaine zachodziła w głowę, czy rycerzem powoduje wyłącznie praworządność, czy też ten początkujący biurokrata chciałby wymóc od nich jakąś drobną łapówką. Czyżby Purpurowi Rycerze mogli upaść tak nisko?
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

śr maja 22, 2013 11:44 am

-Timik stanął przed Gargrumem.
- Po pierwsze, jesteśmy królewskimi żołnierzami, mamy nawet papiery. Po drugie, to nie broń tylko nieszkodliwe ozdoby narldowe i pozbawianie ich gargruma jest oznaką rasizmu i ksenofobi. Po trzecie, od kiedy to praworządni obywatele muszą pozostawać zdani na łaskę i niełaskę bandytów, z którymi nie radzą sobie funkcjonariusze państwa - ostatnie słowa wypowiedział głośniej, tak, aby przechodzący obok ludzie go słyszeli.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pn maja 27, 2013 12:15 am

Gargrum Żarłoczny szpon, Lord Szarej Skały.

Niedźwiedzio żuk przez chwilę wpatrywał się w mniejszego kolegę. Najwidoczniej powoli rozgryzając co ten właściwie powiedział. Dopiero po chwili ocknął się dziko wstrząsając łbem, jakby chciał pozbyć się wody z uszu.
- Mały przyjaciel mieć racja. My mieć papier. Ja być Lord na Szara skała. Wy nas wpuścić, nie przeszkadzać.
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pn maja 27, 2013 7:49 am

Gadanie Timika rycerze puścili mimo uszu, ale okoliczna ludność już nie. Wokół stojących przy bramie miejskiej najemników zebrała się spora grupa pospólstwa, która z ciekawością nasłuchiwała dalszego przebiegu rozmowy. Nie dało się nie wyczuć pewnej niechęci w stosunku do Purpurowych Smoków

- Do licha - powiedział jeden z pilnujących bramy rycerzy, kiedy skończył czytanie okazanych papierów - Zgraja tutaj. Zatem te ostatnie odezwy Gordiana Faerskyra to nie był tylko głupi żart? Myślałem, że on zginął jakiś czas temu.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pn maja 27, 2013 10:33 am

Garanor

W odpowiedzi na zapytanie rycerza Garanor błyskawicznie pojawił się tuż przed potężnym niedźwiedziożukiem i przejął inicjatywę, żeby szybko zamknąć temat, zanim zwrócą na siebie zbytnią uwagę.

- Owszem, jesteśmy ze Zgrai, wysłani tutaj w ważnej misji, ale nie jesteśmy upoważnieni, aby zdradzać jej szczegóły każdemu napotkanemu oddziałowi. Nie chcielibyśmy przecież narażać na szwank powodzenia poufnego zadania wykonywanego z upoważnienia naszej szlachetnej regentki, hmm? - Mag zlustrował strażnika badawczym, niemalże ostrzegawczym spojrzeniem, po czym spróbował spacyfikować go najbardziej dlań niewygodnym w tym momencie argumentem - Wszak wystarczy, że okoliczne podmiejskie tereny są już w tych dzikich czasach szalenie niebezpieczne - to powiedziawszy wskazał tylko na truchło bazyliszka i skinął uprzejmie rycerzowi, jakby uznał, że rozmowa jest zakończona i mogą zbierać się do przejścia.
Ostatnio zmieniony pn maja 27, 2013 10:34 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
thannis
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1599
Rejestracja: wt maja 01, 2007 7:17 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pn maja 27, 2013 11:33 am

Elaine bardzo chciała zapytać jakie odezwy wyszły spod pióra Gordiana Faerskyra, ale skoro Garanor wykazał się inicjatywą, to jak zwykle cofnęła się, nie chcąc wchodzić nikomu za bardzo w oczy. za to bardzo chciała się dostać do miasta, do jakiejkolwiek już karczmy, byle tylko zmyć z siebie ten brud i ubrać się w jakieś normalne ubrania, no.
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pn maja 27, 2013 8:14 pm

- Wasz szef może sobie pisać, co chce - Purpurowy Smok obdarzył Garanora nieprzychylnym spojrzeniem - Miałem nadzieję, że to jakiś kawalarz wypisuje te brednie w jego imieniu, ale jeśli to jest wszystko na poważnie...
Drugi z Purpurowych Smok położył pierwszemu uspokajająco dłoń na ramieniu:
- Spokojnie, bracie. Wszystko zostanie wyjaśnione, również te bzdury wypisywane przez Gordiana. To nie jest nasze zadanie.
Najwyraźniej prosty gest przywrócił rozsądek pierwszemu z rycerzy, który odezwał się ponownie, teraz o wiele grzeczniejszym tonem:
- Możecie wejść do miasta. Postaram się poinformować innych braci o waszej obecności, ale przez pierwsze dni możecie być jeszcze czasami zatrzymywani przez nasze patrole. Proszę was o wyrozumiałość i cierpliwość, to nasz obowiązek.

Ostatnio zmieniony pn maja 27, 2013 8:20 pm przez PPPP, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
thannis
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1599
Rejestracja: wt maja 01, 2007 7:17 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

wt maja 28, 2013 11:59 am

Elaine Jouel

Elaine wypuściła powietrze z płuc. Wreszcie mogą wejść! Najwyższy czas - poczuła jak kiszki grają jej marsza. Kiedy tylko przekroczyli bramę miejską, odprowadzeni ciekawymi spojrzeniami gawiedzi - a nie uszły jej uwadze nieprzychylne spojrzenia rzucane Purpurowym Smokom - odwróciła się do przyjaciół.

- Słuchajcie, może ja i pan Sembijczyk udamy się do karczmy "Pod zieloną ostrogą", a Wy pójdziecie sprzedać truchło bazyliszka? Potem - jak już się umyjemy i najemy, to wynajmiemy wóz i przewieziemy ciało tej znalezionej kobiety. Z taką łapówką pójdziemy do Smoków oddać w ich ręce pana szpiega. Co Wy na to? - spojrzała z oczekiwaniem. - "Zielona ostroga" znajduje się po drodze na targ, więc wskażę Wam drogę. Załatwmy to szybko i sprawnie, dobrze?

Elaine drżała prawie z niecierpliwości - czuła nie tylko potężny zew kąpieli, ale miała nadzieję przeczytać którąś z odezw ich byłego szefa. Krew w jej żyłach płynęła szybciej, czuła nosem, że może się zrobić ciekawie. Byle nie niebezpiecznie!

Ostatnio zmieniony wt maja 28, 2013 12:00 pm przez thannis, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pt maja 31, 2013 8:57 pm

Niestety, na miejscu Zielonej Ostrogi stał już inny lokal, zajazd pod Pękniętym Dzbanem. Niskie ceny oraz możliwość przechowania truchła bazyliszka w stajni były dobrymi argumentami za zatrzymaniem się właśnie w tym miejscu.



Timik, Gargrum i Garanor

Kiedy Elaine w spokoju zmywała z siebie trudy podróży i leśnej włóczęgi, reszta sącząc piwo słuchała opowieści karczmarki, przysadzistej brunetki o nieco szpiczastych uszach, zdradzających elfie pochodzenie. Szybko okazało się kim są rycerze z tarczami bez żadnych emblematów. Tak zwani Szarzy Strażnicy zostali powołani ostatnim królewskim edyktem. Purpurowe Smoki niebywale narzekały na konkurencyjny zakon rycerski o dużo mniej restrykcyjnej regule i wyraźnie cieszący się wsparciem królewny. Szarzy Strażnicy nie byli niewdzięczni i rewanżowali się regentce lojalnością graniczącą z fanatyzmem. Generalnie dało się wyczuć, że Szarzy Strażnicy są bardziej lubiani niż Purpurowe Smoki. Kością niezgody był zwłaszcza ogr leczący ludzi przed miastem. Purpurowe Smoki nalegały na eliminację bestii, Szarzy Strażnicy zbywali odezwy swoich bardziej pryncypialnych towarzyszy śmiechem i docinkami.

Z tego tematu łatwo było przejść do problemu truchła bazyliszka. Otóż Szarzy Rycerze całkowicie zmonopolizowali skup martwych bazyliszków i ich wnętrzności, eliminując z rynku wszystkich spekulantów (i prawdopodbnie za jednym zamachem uczciwych kupców). Jedynym miejscem, gdzie można było sprzedać bestię była Gildia Łowców Bazyliszków, znajdująca się w obrębie garnizony zakonu rycerskiego regentki. Inne sklepy zostały zamknięte, często w dość gwałtowny sposób, ale fertyczna karczmarka odmówiła udzielenia dalszych szczegółów.



Elaine

Odświeżona dziewczyna z przyjemnością rozłożyła się w swoim pokoju. Ze zdziwieniem zauważyła, że w trakcie kąpieli ktoś wsunął przez szparę pod drzwiami mały liścik. Wiedziona ciekawością Elaine uważnie przeczytała kilka skreślonych pośpiesznie słów. Krótki epigramat, stary, ale nie wyświechtany i kilka słów zachęcających do spotkania przed bramą miejską. List kończył się słowami "Czekam".
Ostatnio zmieniony sob cze 01, 2013 9:18 am przez PPPP, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

sob cze 01, 2013 2:18 pm

Timik okręcił niebieski kłak wokół palca.
- Chłopaki, sprzedajmy może szpiega tym nowym. Ale będzie checa!
 
Awatar użytkownika
thannis
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1599
Rejestracja: wt maja 01, 2007 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

śr cze 05, 2013 9:15 pm

Elaine Jouel

Elaine szukała gorączkowo karczmy, gdzie często zatrzymywała się razem z ojcem. Chciała nieco odświeżyć piękne wspomnienia, kiedy byli bogaci, ojciec był cenionym artystą-jubilerem, a ona była mała i beztroska. Niestety, Zielonej Ostrogi już nie było, a na jej miejscu znajdowała się karczma Pod Pękniętym Dzbanem. Wyglądała całkiem porządnie.

Elaine podeszła do karczmarki i poprosiła o natychmiastową kąpiel - Widzi pani, jak mnie urządzili, na bazyliszka im się zachciało polować! - prychnęła, rozkładając ręce. Kobieta ulitowała się nad nią. - Biedactwo, chodź, zaraz każę Ci przygotować balię... Nie, dwie balie gorącej wody! - zawołała, wołając służbę.

Kilka minut później, Elaine zrzuciła z siebie łachmany, którymi była okutana przez kilka ostatnich miesięcy i wyjęła ze swojego plecaka suknię, którą owinęła swego czasu w skórę, by nie przemokła podczas wypraw Zgrai. Kiedy z cichym westchnieniem ulgi zanurzyła się w pachnącej kąpieli już po zmyciu z siebie brudu, zawołała dziewkę służebną i przykazała jej spalić łachy, a suknię wyprasować i odświeżyć. Dziewczę patrzyło zszokowane na przemianę, którą przeszła Elaine - z brudnego niczym nieboskie stworzenie wypłosza, zmieniła się ona w piękność. Zapatrzyła się na najemniczkę, co ta skwitowała lekkim uśmiechem i uniesieniem brwi. Służąca zrozumiała, że jest niedyskretna i natychmiast się ulotniła, by spełnić polecenie klientki.

Woda, pachnąca różami, otulająca każdy zakamarek ciała, pieszcząca zmysły... Elaine ponownie westchnęła z lubością. Marzyła o tym, marzyła by zrzucić już z siebie wizerunek kocmołucha. Skoro wojna zakończona, skoro są wreszcie na terenach w miarę cywilizowanych, choć nadal w ruinach, to Elaine Jouel ma zamiar być wreszcie sobą. Nie zrobiła nic złego, nie miała powodu, żeby ukrywać swoją prawdziwą tożsamość. A może sie okaże, że żyje jeszcze któryś z przyjaciół jej rodziny i będzie mogła liczyć na jego pomoc? O matce wolała nie myśleć, choć wiedziała że co jak co, ale złego diabli nie biorą...

Wstała i pozwoliła pianie, by spłynęła w dół, po czym sięgnęła po ręcznik. Kilka minut później siedziała przed lustrem i szczotkowała swoje miodowo-złote włosy, schnące szybko w cieple kominka. W jej bursztynowych oczach migotały wesołe błyski - ciekawa była reakcji pozostałych na jej przemianę.

Suknia była czarna, opinająca powabną figurę dziewczyny, z delikatnymi koronkowymi rękawami. Sukienka szlachetnie urodzonej, choć nie ostentacyjna. Po prostu piękna. Na szyi Elaine zapięła niezwykły medalion, medalion, który był jej jedyną pamiątką po ojcu i jej rodzie. Co dziwne, naszyjnik ten nie był piękny - składał się z powykręcanego dziwacznie czarnego kamienia ze złotymi żyłkami, wypolerowanego aż do błysku. Kamień oprawiony był w mithrilową obręcz, która również nie była dodatkowo zdobiona. Mimo niepokojącej brzydoty, klejnot ten na zasadzie stanowił idealne dopełnienie urody dziewczyny.

Nagle zobaczyła jak pod drzwiami leży koperta. Zdziwiona, podeszła bliżej i przez chwilę się zastanawiała co tam może być. Jej zdziwienie się pogłębiło, kiedy zobaczyła wiersze, zachętę do spotkania pod bramą miejską i na końcu krótkie "czekam". Hmmm... Jeszcze rok temu mogłaby rozważać udanie się tam natychmiat samej. Po przeżyciach ostatniej wojny nabrała nieco więcej rozsądku.

Rzuciła ostatnie kontrolne spojrzenie na lustro, przejechała szczotką po włosach, poprawiła leciutki makijaż i zeszła na dół, szukając swojego przyjaciela.

Stanęła za Garanorem i nachyliła się nad nim. - Witaj, cny młodzieńcze! - szepnęła mu do ucha z uśmiechem.

Obrazek
Ostatnio zmieniony czw cze 06, 2013 5:16 am przez thannis, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

czw cze 06, 2013 10:16 am

Gargrum Żarłoczny szpon, Lord Szarej Skały.

Gargrum zataszczył truchło bazyliszka do szopy, jaką karczmarka im wskazała. nie martwił się zbytnio o zwłoki, nawet jeśli były drogocenne, nie sądziłby ktoś ukradł im całego bazyliszka.
Wraz ze swą służką i resztą udał się do karczmy, by się najeść. Ku zdumieniu pozostałych i zaskoczeniu karczmarki również zażądał kąpiel.
Balia z parującą wodą była zachęcająca. Choć nieco mała jak dla niego. Kenana wraz z pokojówką pomogły ściągnąć mu rynsztunek, ostrożnie bacząc, by nie skaleczyć się na licznych kolcach i ostrzach. Masywnie zbudowany stwór, musiał zrobić nie lada wrażenie na młodej pokojówce. Gdyż gapiła się na niego z otwartymi ustami. Aż w końcu Kenana zwróciła jej uwagę, ku niezadowoleniu Gar gruma. Potwór lubił wzbudzać podziw prawie tak bardzo jak lubił wzbudzać strach. A może na odwrót?
Pokojówka zaproponowała, iż zbroją i jego arsenałem broni może zająć się chłopiec stajenny, wyczyści i naoliwi co trzeba. gar grum jednak tylko warknął, iż ten, kto weźmie się za jego zbroje skończy w żołądku niedźwiedzio żuka.
Kenana wraz z pokojówką miały nielada zadanie wyszczotkować i wymyć futro niedźwiedziożuka. Potwór mruczał z zadowolenia, gdy dwoje dziewcząt szorowały mu plecy, kark i całą resztę.
Chwila odprężenia należała się wojownikowi. W końcu był teraz pogromcą bazyliszków. Z pewną dumą przyczepił do swego pasa kieł bestia, który wyrwał i zachował jako trofeum. Niedźwiedzio żuki uwielbiały zbierać trofea po pokonanych wrogach. Prawie tak bardzo jak lubiły błyskotki. Gargrum miał ich cały worek. Ale tylko te ważniejsze, od poważniejszych przeciwników nosił na pasie bądź na napierśniku.
Po kąpieli, wspaniałomyślnie zaproponował, by to teraz Kenana się wykąpała. Dziewczynie też dobrze zrobi, gdy zmyje bród podróży z siebie.
Niedźwiedzio żuk zabrał swój rynsztunek na dół, Gdzie przy zamówionym dzbanku piwa i niemalże surowym, jedynie odrobinę muśniętym przez płomienie, wołowym udźcu, czyścił swą i oliwił broń.

Gargrum zastrzygł uszami i rozszerzył nozdrza, gdy na dół zeszła Elaine. Bardzo się zmieniła. Ale pod powłoką zapachów z mydła i per fumów, nadal czuł jej własny osobisty zapach. Gdyby nie to, pewno by jej w ogóle nie poznał. Musiał przyznać, że dla niego wszyscy ludzie wyglądali mniej więcej tak samo. Pewno tak jak dla ludzi wszystkie niedźwiedzio żuki wyglądają podobnie.
Gargrum ryknął potężnie, - Śliczna. Ładna. Co ty zrobić? Czary? - rzekł ze sporą dozą uznania.

Podczas kolacji pochylił się do Elaine i powiedział. - Gargrum chce wiedzieć więcej o ogr w murze. Ty wypytać? - Samemu oczywiście nie bardzo mógł zaciągnąć języka. Niedźwiedzio żuk, rozpytujący o pojmanego ogra wywołał by w ludziach zapewnię nieciekawe skojarzenia.

Po kolacji zaś, gar grum zaciągnął Garanor 'a na bok. - Gargrum chcieć mówić z ogr. Ty pomóc czary. robić iluzje.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

czw cze 06, 2013 4:35 pm

Garanor

Pobyt w karczmie był tym, czego najbardziej potrzebowali. Udało się wyjaśnić proweniencję tajemniczych Szarych Strażników. Wiedzieli też, dokąd się udać, aby spieniężyć bazyliszka, choć niestety wiele wskazywało na to, że przez niesprzyjające okoliczności uzyskają za niego kwotę znacznie poniżej dawnych cen rynkowych. Gdy już popili, pojedli i pograli w karty, aby oderwać na chwilę umysły od trudów i niebezpieczeństw szlaku (to ostatnie nie trwało niestety zbyt długo, bo Timik niechcąco spalił obydwie talie), Garanor udał się znużony, ale zadowolony do swego pokoju. Również zamówił balię z wodą, ale poza tym nie pozwolił służbie zbliżać się do swego pokoju. Czasem jego podejrzliwość była na wyrost, reszta kompani zauważyła to już dość szybko. Jej prawdziwy powód nie był jednak nikomu z nich znany...

Garanor zanurzył się w wodzie i oddał się rozmyślaniom. Starał się oderwać od wydarzeń minionych dni i tego, co ich teraz czekało, ale nie było to łatwe. W końcu złapał leżący przezornie obok balii miecz. Prosta, obosieczna klinga była pięknie wypolerowana i nie nosiła żadnych śladów zarysowań. Nie był to zwykły miecz, pod wieloma względami płatnerskiego rzemiosła przypominał bardziej rapier. Ricasso posiadało wolny do niego dostęp od strony kosza, jednakże pas d'ane nie było w pełni zamknięte, co było cechą charakterystyczną wszystkich typowych rapierów. Głownia nadawała się zaś równie dobrze do cięć, jak i sztychów, jednakże Garanor wykorzystywał miecz przede wszystkim w charakterze obrony. Zaklęta w nim magia już nie raz pomogła mu wyjść cało z groźnej sytuacji. Im jednak dłużej mag wpatrywał się w klingę, tym silniej dochodził do przekonania, że w tej broni jest coś jeszcze. Moc uśpiona, ale będąca czymś innym niż zwykłym aktywowanym zaklęciem. Czuł do tej borni pewną więź, coś dziwnie osobistego... co nie było mu znane, ale za czym tęsknił.

Przypomniał sobie, jak odnalazł tę broń jako chłopiec na poddaszu ich chatki. Rodzice nie potrafili lub nie chcieli o niej nic powiedzieć, poza tym że była to jakaś pamiątka. Jaka pamiątka, po kim lub po czym... tego już nigdy się dowiedział. I być może nie dowie. Czy to było możliwe, aby była w jakiś sposób związana z jego... nie, szkoda było tracić czas na takie próżne dywagacje. Położył ostrze i głownię na brzegu balii... sam oparł się o nią i przymknął oczy...

- Garanor...! Garanor, stój! Dokąd biegniesz? - uciekał. Nie chciał ich znać. Okłamali go. Oszukiwali przez cały ten czas, nie mówiąc ani słowa prawdy...

- Zapamiętaj, jedyne, o czym możemy decydować, to co zrobić z czasem, który został nam dany... to, co zrobić z czasem, który został nam dany... czasem, który został nam dany... został nam dany... dany... - słowa odpływały, gasnąc niczym echo niknące pośród głuchych skał.

Mistrzu, dlaczego musiałeś odejść? Dlaczego to wszystko zdarzyło się tak nieoczekiwanie? Dlaczego nie przygotowałeś mnie na to... ? Dlaczego nie wiem, co robić dalej... ?

Wtem brzęk ostrza upadającego na posadzkę ocknął Garanora z niepokojących snów. Woda w balii była już wychłodzona. Pospiesznie wstał i wytarł się. Gdy zakładał czyste odzienie demony snów jeszcze przez chwilę mieszały się z rzeczywistością pośród wydłużających się cieni nadchodzącego zmroku, jednak po chwili już o nich nie pamiętał.

Obrazek


Wychodząc z pokoju niemalże wpadł na schodzącą od siebie Elaine, choć w pierwszej chwili nawet jej nie poznał...

Dialog z Thannis do dodania.

***

Gdy siedzieli już wspólnie podczas kolacji i Gargrum pochylił się do Elaine i powiedział. - Gargrum chce wiedzieć więcej o ogr w murze. Ty wypytać? , Garanor odpowiedział za dziewczynę.
- Oczywiście, sprawdzimy o co chodzi z tym ogrem. Ale temat wydaje się dość prosty. Jest to główna lokalna kość niezgody między Purpurowymi a Szarymi. Lepiej dobrze się zastanówmy, czy zależy nam tak bardzo na zyskaniu sojuszników, że gotowi jesteśmy w tym celu zyskać wrogów... - wziął soczysty kęs mięsiwa i kontynuował - A zresztą priorytetem jest dla nas zamknięcie wreszcie tematu z naszym szpiegiem i bazyliszkiem. Udajmy się najpierw do garnizony, gdzie odstawimy szpiega. Przy okazji możemy wypytać rycerzy, czy rzeczywiście nie znają w mieście innych punktów zbycia bazyliszków. Ten monopol Szarych jest nam zdecydowanie nie na rękę... no ale jeśli nie będzie alternatywy, to ich enklawa będzie kolejnym punktem programu.
Ostatnio zmieniony czw cze 06, 2013 4:40 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
thannis
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1599
Rejestracja: wt maja 01, 2007 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

wt cze 11, 2013 4:39 pm

Elaine Jouel

- Witaj, cny młodzieńcze! - Elaine szepnęła do ucha Garanora z uśmiechem.

Garanor odwrócił się i już miał coś odpowiedzieć, ale zaniemówił na moment. Najwyraźniej zajęło mu chwilę skojarzenie, że stojąca przed nim Elaine to ta sama osóbka, która spędziła minionych parę dni tułając się poza głównym szlakiem i od czasu do czasu taplając się w błocie... Widząc konfuzję chłopaka Elaine uśmiechnęła się szeroko.

- Dobrze... dobrze wyglądasz. Nawet do twarzy ci w czarnym.
- A, dziękuję - dziewczyna patrzyła na Garanora wesoło. - Mam nadzieję, że już nie będę musiała kąpieli błotnych zażywać, co? Szkoda tak pięknej sukienki - obrzuciła swoją sylwetkę w wiszącym obok lustrze.
- Być może nie. Ale to Ty w sumie lepiej znasz Marsember, więc powinnaś lepiej znać ewentualne miejscowe zwyczaje zażywania kąpieli błotnych. - Chłopak uśmiechnął się, ale mimo pozorów i lekkiego dowcipu sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach.
- Znałam Mersember - odparła i rzuciła mu uważne spojrzenie. Podeszła bliżej i chwyciła go za rękę. - Garanorze, co się dzieje? Jesteś przygnębiony.
- Nic takiego, ot demony przeszłości. Oboje to znamy. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się już trochę bardziej. Ciepły, delikatny dotyk ręki Elaine zdawał się być dziwnie kojący. Dodał szybko, zmieniając temat - Nie chcemy chyba sobie teraz psuć nastroju, prawda?
- Niestety, znamy. Słuchaj... Pójdziesz ze mną na schadzkę? - Elaine ponownie uśmiechnęła się wesoło.
- Znasz mnie dobrze, powinnaś wiedzieć, że jeśli będzie w tym dla mnie jakiś zysk, to z wielką chęcią. - mrugnął, dając do zrozumienia, że żartuje, po czym dodał - Znasz tu w okolicy coś ciekawego, że tak Ci się zebrało na schadzki?
- Och, zero romantyzmu - fuknęła i pociągnęła nosem, spuszczając wzrok.
- Jeszcze Ciebie to zaskakuje? - Uśmiechnął się i najwyraźniej ożywił nieco pociągając Elaine za sobą ku wyjściu zgodnie z jej propozycją. - Romantyzm romantyzmem, ale musisz przyznać, że przynajmniej przygód Ci ze mną nie brak! - zaśmiał się zbiegając dalej ze schodów

Dziewczyna pobiegła za nim, ale zanim jeszcze wyszli stanęła.
- Poczekaj, Garanorze! Tym razem to nie będzie nasza randka, ale zadanie. Ktoś na mnie czeka przy bramie, a sama nie chcę iść. Będziesz mnie osłaniał?

Garanor tylko chwycił się pod boki i pokiwał głową z udawanym rozczarowaniem. - I Ty masz czelność mówić do mnie o romantyzmie... Dobrze, niech tak będzie. Tylko opowiedz mi w międzyczasie coś więcej o co chodzi z tym Twoim tajemniczym adoratorem.
- Och, ja mam dużą czelność, Garanorze - błysnęła zębami i podała mu liścik, który znalazła pod drzwiami.

Garanor szybko obejrzał liścik z obydwu stron i oddając go dziewczynie spytał. - No no, ciekawe. Coś Ci to mówi? Czyżby jakiś stary znajomy zdołał Cię wypatrzeć po drodze tutaj?
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Boję się, że to pułapka, ale z drugiej strony, chciałabym wiedzieć o co chodzi. Dziwne jednak, żeby ktoś w kocmołuchu, którym byłam coś wypatrzył. Słuchaj, może poprosimy Gargruma i Timika, żeby obstawili ewentualne drogi ucieczki?

Garanor popatrzył przez chwilę na dziewczynę, po czym skonstatował. - Teraz to chyba Ty trochę przesadzasz. Jak pójdziemy tam sami, to będzie bardziej ekscytujące niż gdybyśmy zrobili z tego kolejną wojenną kampanię. Jak to byś powiedziała - będzie bardziej romantycznie... - Błysk w oku Garanora zdradzał, że podoba mu się ta odrobina ryzyka. Albo może był przekonany, że to nie może być nic naprawdę groźnego.

- Dobra, w takim razie Ty idź pierwszy i zajmij jakieś dogodne stanowisko obserwacyjne, a ja zaraz dołączę... - uśmiechnęła się widząc jego podekscytowanie.
- Heh, a myślałem, że po prostu sobie trochę porozmawiamy... bo jak się nad tym chwilę zastanawiam, to być może po prostu nigdy nie miałem okazji, żeby być romantycznym, ot co. - sprawiał wrażenie lekko zawiedzionego zrobieniem ze schadzki zwykłej zasadzki, ale tylko przez moment, bo zaraz dodał. - Ale jeśli naprawdę chcesz ruszyć od razu do akcji, to znaczy, że musisz wrócić do pokoju i przebrać tę suknię. Zwracasz w niej zbytnio uwagę, a do tego jeśli coś będzie nie tak, to nie wiem czy wygodnie będzie w niej biec...

Elaine zrobiło się dziwnie - jednocześnie czuła się uradowana i zakłopotana. I była na siebie trochę zła.
- Słuchaj, ja też bardzo chętnie z Tobą porozmawiam, i w ogóle, no... Tylko że ten ktoś już tam czeka i nie wiem, czy sobie nie pójdzie, a tak poza tym, to ja nie mam innego normalnego ubrania - plątała się zarumieniona.
- Dobra, ruszajmy... mamy zatem całych parę minut zanim zbliżymy się do bramy. No i po prawdzie do twarzy Ci w czarnym, to Twój ulubiony kolor? - wyszli z gospody niespiesznie kierując się w stronę najbliższej bramy prowadzącej z miasta.
- Wiesz, ostatnimi czasy jakoś nie mam też ochoty na inne kolory. Kiedyś lubiłam też zielony, choć w czerni czułam się chyba najlepiej. W sumie - trudno mi powiedzieć. Ale porozmawiajmy o czymś romantycznym, hmmm, miałeś kiedyś kogoś bliskiego? - spytała, trzymając cały czas rękę w jego dłoni. Widać było, że nie bardzo wie jak zacząć.
Garanor pokręcił delikatnie głową, najwyraźniej odpowiadając w ten sposób na pytanie. Widać było, że myślał jeszcze o czymś intensywnie, ale nie zdecydował się na razie nic więcej powiedzieć. Spytał tylko
- A Ty?
Elaine spuściła wzrok.
- Wiesz, nie ukrywam, że wielu chciało - kiedyś, za dobrych czasów - zostać zięciem mojego ojca, posag miałam znaczny, ale nie - żaden nie był mi bardzo bliski. W końcu przecież byłam w sumie dzieckiem, a historia rodzinna nie pokazywała mi wzorców szczęśliwych małżeństw. Wręcz przeciwnie - dodała z goryczą.
- Ach, małżeństwa z rozsądku to zdecydowanie najmniej romantyczny temat! Garanor uśmiechnął się szeroko, prawie że roześmiawszy się, ale zaraz spoważniał i zmienił temat - Wiesz, co... jak tak na Ciebie patrzę, to coś sobie przypomniałem. Mój mistrz zwykł mnie uczyć wielu rzeczy - o magii oraz prawidłach rządzących tym światem. Nie wiem czy wiesz, ale kolory też mają swoją magię. Symbolikę, którą wypowiadają, niczym nieme zaklęcia. Myślę, że czarny pasuje do Ciebie jak żaden inny... chcesz wiedzieć dlaczego? - zadał pytanie i wpatrywał się w Elaine z tajemniczym uśmiechem.
Dziewczyna uniosła głowę i popatrzyła mu w oczy.
- A jak myślisz, dowcipnisiu? Mów, mów zaraz!
Wziął głęboki oddech jakby zbierając myśli przed wyrecytowaniem jakiejś dawnej lekcji. Spoglądał Elaine głęboko w oczy, mówiąc powoli i spokojnie. - Barwa czarna oznacza niezależność i siłę woli... elegancję i dostojeństwo... siłę, ale jednocześnie zamknięcie przed światem... tajemniczość... i pragnienie miłości. - Położył jej dłoń na ramieniu podchodząc odrobinę bliżej, a za chwilę jego palce delikatnie musnęły piękną, zgrabną szyję i policzek dziewczyny.

Elaine stanęły przed oczami wszystkie chwile, kiedy Garanor ją ochraniał, kiedy przekomarzali się razem, a ona czuła się w jego towarzystwie dobrze i bezpiecznie. Gdy jej dotknął, poczuła przyjemny dreszcz, który przeszedł przez jej ciało. Rozchyliła nieco wargi, nabierając powietrza. I wtedy nagle spadły na nią wątpliwości.
- Garanorze, ja... ja chyba nie wierzę w miłość. Ja... nie wiem! - odparła. Jednak nie cofnęła się, nie była w stanie, jakby chłopak złapał ją w sieć i sprawił, że nie chce jej opuścić.
- Ciii... - Garanor położył jej delikatnie palec na ustach i zaraz dotknął jej podbródka i policzka. Drugą ręką objął ją w talii i przytulił do siebie. Głowa dziewczyny odchyliła się lekko do tyłu. Wtedy Garanor zbliżył swoje usta do jej ust, złączając je w pocałunku.
Myśli w głowie Elaine zawirowały. W pierwszej chwili cofnęła się nieco, nie oddając chłopakowi pocałunku, jednak wraz z myślą "A niech się dzieje co ma się dziać" przytuliła się do niego. Trwało to niedługo, bo po chwili dziewczyna położyła mu ręce na piersiach i odchyliła się lekko. - Garanorze... - szepnęła, patrząc mu w oczy.
Wypuściwszy Elaine ze swoich objęć, Garanor chwycił jej dłonie w swoje, czekając i pozwalając jej dokończyć. - Tak, Elaine...?
- Widzisz... Ja nie wiem, czy szukam miłości. Jak dotąd, w ogóle nie chciałam jej znaleźć - nie chcę Cię zwodzić, ale jak Ci mówiłam, nie miałam dobrych wzorców w rodzinie. Nie chcę Cię skrzywdzić, ja... ja muszę dojrzeć. O, właśnie, muszę dojrzeć do tego. Może kiedyś będę umiała darzyć miłością bliskiego mi mężczyznę. Może to będziesz Ty, mój przyjacielu - tylko po prostu dotąd byłeś mi niczym starszy brat. Ach, to jest takie skomplikowane! - krzyknęła wzburzona, widać było jej zagubienie.

Garanor uśmiechnął się. Był całkowicie spokojny i dziwnie zadowolony z siebie, gdy mówił. - Przepraszam, jeśli wprawiłem Cię w... zakłopotanie. Ale myślę, że za bardzo komplikujesz pewne rzeczy... zrozumiesz jeszcze, że nie trzeba o czymś wiedzieć, aby tego pragnąć. Ba, nie trzeba nawet wierzyć, że to istnieje. Dotknął ostatni raz swą dłonią jej krasnego lica i uśmiechnął się szerzej. - Wiesz, z tą całą siostrą to niestety jest niewypał. Obawiam się, że jesteś stanowczo zbyt piękna, aby móc być moją siostrą! Roześmiał się, mając nadzieję, że ten spontaniczny komplement ją choć odrobinę udobrucha.

Elaine odzyskała rezon. - O, i jak się jeszcze uśmiecha, normalnie zadowolony jak kot, który się dobrał do galarety rybnej. Odpłacę Ci zatem szczerością - rzeczywiście nie mogłabym być Twoją siostrą. I wiesz co - nawet nie chciałabym. Natomiast chciałabym, żebyś wiedział, że... Że możesz mnie jeszcze raz pocałować. W sumie - o, i teraz to przynajmniej ona była stroną inicjującą. To jej zdecydowanie bardziej odpowiadało.

Garanor prychnął ze śmiechu i już miał odpowiedzieć coś w temacie trafności analogii do galarety rybnej, gdy Elaine wyszła ze swoją cokolwiek zaskakującą dla niego propozycją. Nie dał się jednak prosić i przygarnął ją do siebie raz jeszcze. W swojej wyzywającej pozie wydawała mu się jeszcze bardziej atrakcyjna. Położył swoją rękę na jej szyi i kierował ją powoli ku górze, przeczesując pieszczotliwie jej włosy, gdy zatopili się w kolejnym, dłuższym pocałunku. Gdy skończyli, Garanor spytał - Zadowolona? Rachunki... wyrównane?

Kiwnęła głową. - Rachunki wyrównane, a teraz już chodźmy, co? - uśmiechnęła się szeroko. Jej oczy promieniały. - Romantyczności na dziś już chyba dość, czas działać!

Uśmiechnęli się do siebie, po czym Garanor udał się szybkim krokiem naprzód, a Elaine szła za nim, udając się do bramy miejskiej. Miała nadzieję, że to nie była zasadzka, miesiące w Zgrai nauczyły jej paranoi.
Ostatnio zmieniony wt cze 11, 2013 5:17 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

pt cze 21, 2013 9:18 pm

Gargrum

Co prawda Garanor nie rzucił na niedźwiedziożuka żadnej iluzji, ale Gargrum poradził sobie sam zakładając olbrzymi habit kapłana Kossutha. Kler tego bóstwa ubierał się wyłącznie w obszerne, podbite futrem płaszcze, aby ich ciepło przypominało im o wiecznym ogniu, który ich czeka po śmierci.

Kiedy Elaine i w pewnej odległości Garanor zatrzymali się przy bramie, Gargrum ruszył dalej i po chwili znalazł się tuż przy uwięzionym ogrze. Zachowywał zwyczajne środki ostrożności, ale były one najzupełniej zbędne - Szarzy Strażnicy gdzieś się rozpierzchli i ogra pilnowało wyłącznie kilku strażników. Halabardnicy z zabobonnym strachem przepuścili Gargruma, który bez problemu zbliżył się do potwornego jeńca.

Półprzytomny ogr z trudem opierał się o ścianę i nawet najmniejszym ruchem nie zareagował na niespodziewaną wizytę. Jednakże Gargrum lepiej niż ludzie umiał ocenić zachowanie potwornego pobratymca. Ogr naturalnie był bardzo okaleczony, a jego pozycja była daleka od komfortowej, ale gwoździe wbite w ciało były przecież drobiazgiem przy zwierzęcej żywotności znachora. Jeniec Szarych Strażników z pewnością udawał zmęczenie, aby oszczędzić sobie pracy.



Elaine i Garanor

Dziewczyna nieufnie zbliżyła się do bramy miejskiej. Na szczęście Garanor ją ubezpieczał. Gdyby nie pomoc ze strony młodzieńca, Elaine prawdopodobnie nie miałaby odwagi zbadać sprawy dziwnego liściku.

Bramy, tak jak poprzednio, pilnowało kilku Purpurowych Smoków. Poznała między nimi tego, który tak agresywnie wypowiadał się o odezwach Gordiana, ale tym razem rycerz albo jej nie skojarzył z członkami Zgrai, albo nie miał ochoty na słowne utarczki.

Byli rycerze, było też kilku podróżnych zmęczonych próbami oclenia towarów, czy dogadania cen myta. Nie było jednak osoby, która na Elaine miała czekać.
- Elaine! - w końcu usłyszała czyiś głos. Tuż przed bramą do miasta stała przysadzista kobieta w średnim wieku odziana w wariację na temat sukni, płaszcza i worka na ziemniaki. Nie wydawała się należeć do gatunku kruchych niewiast. Barki jak u zapaśnika i łapska jak bochny sugerowały raczej samodzielną kobietę, która umie o siebie zadbać - Nazywasz się Elaine, prawda? Poznajesz mnie?

Tak. Poznawała. Dobrze pamiętała niekształtną pomoc alchemika z Marsember, mistrza Silvestrusa, z którym jej ojciec niekiedy prowadził drobne interesy. Sympatyczną, ale prostą dziewczynę ze wsi. Pytanie tylko, czego ta dziewoja mogła teraz chcieć od Elaine.

- Mogłabyś wyjść do mnie? Nie mogę wchodzić do miasta - kobieta przygładziła krótkie włosy i spiorunowała wzrokiem Purporowe Smoki. Niestety, żaden z nich nie był na tyle przyzwoity, by paść rażony pod ciężarem tego spojrzenia, toteż pomocnica alchemika znowu skierowała swoje niebieskie oczy na Elaine - Chciałabym z tobą porozmawiać.
 
Awatar użytkownika
thannis
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1599
Rejestracja: wt maja 01, 2007 7:17 pm

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

sob cze 22, 2013 5:52 pm

Elaine Jouel

Elaine zmarszczyła brwi starając sobie przypomnieć imię tej kobiety, ale niestety nie była w stanie. Pewna obecności Garanora, przeszła przed bramę i spojrzała na nią.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Jeden z moich przyjaciół pomógł mi się upewnić. Możesz wyjść do mnie na chwilę? Nie chcę krzyczeć przez tych dzielnych rycerzy - kolejne mordercze spojrzenie uderzyło w pilnujące bramę Purpurowe Smoki.

Elaine przeszła przez bramę.

- O co chodzi? Wybacz, ale nie pamiętam Twojego imienia...
- Elaine, tak się cieszę, że cię spotkałam. Jak się czuje twój ojciec? Jak przetrwaliście wojenną zawieruchę? Nie dziwię się, że mnie zapomniałaś, byłam wtedy tylko uczennicą. Nazywam się Marta. Przepraszam, że tak dziwnie cię wyciągnęłam, ale przez te zarządzenia nie mogę wchodzić do miasta.
- Jakie zarządzenia? - zdziwiła się Elaine.
- Może nie obowiązują gdzie indziej. Nasz gubernator, sir Heinreinard z Bospir, zresztą... nazywamy tego łotra po prostu inkwizytorem, wydał zarządzenie, że nikt kto para się magią i nie ma protekcji Bojowych Magów Cormyru, nie może mieszać w obrębie murów miejskich.
- Aaaahaaaa... A co do Twojego pytania, to mojego ojca zaszlachtowano na moich oczach, cały majątek zagrabiono, a ja ostatni rok spędziłam w Zgrai, bo to był jedyny sposób, żebym przeżyła. Nie mam żadnych pieniędzy, więc przykro mi, ale nie jestem w stanie Ci pomóc... - Elaine pokręciła ze smutkiem głową. Poczuła jak oczy ją pieką na wspomnienia ojca.
- Na Helma... To straszne... Biedne dziecko - Marta załamała ręce - Nie, nie potrzebuję pieniędzy. A może ja jakoś mogę pomóc tobie?
- Dzięki, Marto. Nie wiem, czy możesz pomóc. Mam na szczęście przyjaciół... Jeślibym jednak potrzebowała Twojej pomocy, to gdzie Ciebie znajdę?... - Elaine spojrzała na kobietę z wdzięcznością.
- Mieszkam kawałek drogi od miasta, w osadzie biedaków z której rycerze zrobili przynętę dla bazyliszków - twarde spojrzenie kobiety świadczyło o tym, że nie zamierza popuścić tego płazem - A czym będziesz się tutaj zajmować, Elaine? Może pomóc ci szukać pracy? Co potrafisz?
- Szczerze mówiąc na razie nie szukam pracy, mam nadzieję, że coś wspólnie ze znajomymi znajdziemy. Ale - jak mówię, jakbym potrzebowała czegoś, to chętnie skorzystam z pomocy. Słuchaj... Czy możesz mi powiedzieć, co się tutaj dzieje? Bo to nie jest Mersember, jakie znałam kiedyś. Ten Inkwizytor? Co on robi? Czy jest wierny Koronie?
- Nie wiem wiele o tym całym Inkwizytorze. Z jednej strony blokuje tych nienasyconych Szarych Strażników, z drugiej, sam knuje jakieś swoje intrygi. Wiem jedno, jego zarządzania przeszkadzają mi pomagać ludziom w mieście - Marta rzeczowo tłumaczyła Elaine sytuację w mieście - Ale nie mogę powiedzieć, aby zadawał się z niewłaściwymi ludźmi. Z pewnością jest sprawiedliwym zarządcą, ja bym jednak wolała, aby do władzy wrócił nasz burmistrz.
- A co się z nim stało?
- Tego to nikt nie wie. Ludzie opowiadają różne historie o jego zniknięciu, ale prawda jest taka, że podczas oblężenia miasta po prostu jednego dnia rozpłynął się w powietrzu. Jednak pytałam o niego duchy nieba i ziemi. On na pewno jeszcze żyje.
- Duchy? Jak?
- Tak, duchy. Tym się zajmuję, kiedy nikt nie potrzebuje moich leków. Jestem medium, chyba jedynym w tej okolicy. To właśnie jeden z moich duchów zostawił ten liścik dla ciebie.
- O, to bardzo ciekawe! - Elaine natychmiast pomyślała o ojcu, ale co właściwie mogła mu powiedzieć? Że się całowała? Takie rzeczy to mogłyby modelową matkę ewentualnie ciekawić, ale nie jej tatę. Głupie to. - Pewnie wielu ludzi chce rozmawiać ze swoimi zmarłymi?...
- Cóż, wielu ludzi chce spróbować, ale jeśli zmarli chcą rozmawiać, to zwykle nie mają nic miłego do powiedzenia.
- Ja to nie wiem, co mogłabym powiedzieć mojemu ojcu. Nic poza przeżyciem nie osiągnęłam przez ten rok... - zwierzyła się Marcie. - Mogłabym mu nawrzucać, że nie nauczył mnie niczego konkretnego... - dodała zachmurzona.
- Ach, skoro mówimy o twoim ojcu, czy chciałabyś odebrać rzeczy, które zamówił u mistrza Silvestrusa? Nigdy ich nie odebrał, a w zasadzie są twoją własnością - Marta przepraszająco rozłożyła ręce - Wybacz, zapomniałam. Również dlatego chciałam cię zobaczyć. Aby oddać ci te przedmioty.
- O! Co to takiego? - zawołała zdumiona.
- Coś takiego - odrzekła z uśmiechem kobieta wręczając Elaine podłużne zawiniątko, które wydobyła z jakiejś kieszeni ukrytej w fałdach sukni - Jest twoje. To jakaś różdżka, ale niestety, nie mam pojęcia jakie może mieć zastosowanie.
Elaine wzięła ją do ręki. - I ma żadnych szans, żeby odkryć co to miało być?

Kiedy tylko Elaine dotknęła zawiniątka, poczuła jak nieznana jej wcześniej słabość wypełnia całe jej cialo. Gdyby nie szybki refleks Marty, dziewczyna z pewnością runęłaby jak długa:
- Wszystko dobrze? - Marta wydawała się przerażona - Co ci jest?

Elaine przez dłuższą chwilę nie mogła odezwać się ani słowem, ale jej palce cały czas kurczowo zaciskały się na magicznym przedmiocie. W końcu jednak członkini Zgrai doszła do siebie.

- Chyba na chwilę... straciłam przytomność? - baknęła.
- To chyba ta różdżka - wydukała zaskoczona Marta - Wybacz, nie przypuszczałam, że tak na ciebie zadziała. Czy teraz już wszystko w porządku?

Elaine wsłuchała się w siebie. Siedziała. Puściła różdżkę. Podniosła ją. Tym razem jednak nie odczuła tej dziwnej słabości.

- Dziwne. Teraz w porządku. Może jednak postarasz się z kontaktować z moim tatą i nam powie, do czego miała służyć? Jeśli to nie problem, oczywiście - dodała szybko.
- Nie wszyscy zmarli są chętni do kontaktów z żywymi, ale zrobię wszystko, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym przedmiocie - zapewniła uroczyście Marta - Jesteś pewna, że chcesz zabrać ze sobą tę różdżkę? Jeśli będziesz się czuła z nią niepewnie, to mogę ja dalej dla ciebie przechowywać.
- Nie, wezmę ją, Marto. Może jest cenna? Ja teraz poza tą sukienką nie mam nic cennego, więc... Sama rozumiesz - uśmiechnęła się smutno.
- Rozumiem, Elaine. Powiem ci szczerze, czuję ulgę, że oddałam ci tę różdżkę. Przyznam, że miałam trochę wyrzutów sumienia, że cały czas ją przechowuję, nie próbuję oddać, ale mistrz Silvestrus zmarł podczas wojny i nie był to najlepszy czas na załatwianie takich spraw. Mam nadzieję, że nie masz do mnie pretensji - tęgawa kobieta przepraszająco pochyliła głowę.
- Nie, Marto, na bogów! - Elaine spontanicznie uściskała Martę. - Dziękuję, że mi to dałaś. Bardzo dziękuję. Jakbyś się czegoś dowiedziała, to daj mi znać przez Twoje duchy, dobrze? A może mogłabym zobaczyć w jaki sposób nawiązujesz kontakty ze zmarłymi?
- Jeśli masz czas, to możemy podejść do mojej chaty, tam mam wszystkie akcesoria. To, niestety, dwie godzinki pieszo, chyba że znajdziemy kogoś, kto będzie tam jechał i nas podrzuci. I naturalnie, zaraz dam ci znać.

Elaine zamyśliła się. Było jeszcze wcześnie, do południa została jeszcze co najmniej godzina. Spokojnie zdążyłaby wrócić do kolacji. Ale od razu pomyślała, że Garanor mógłby chcieć też zobaczyć jak się z umarłymi rozmawia, więc warto by mu o tym powiedzieć.
- A czy mogę z nami zabrać mojego przyjaciela? Jest godny zaufania. - zapytała.
- Naturalnie. To żaden problem - Marta się szeroko uśmiechnęła - Będę rada ugościć was dobrym obiadem.
Elaine zaświeciły się oczy. Dobrego obiadu nie jadła od dawien dawna.
- To poczekaj chwilę, pójdę po niego - powinien być niedaleko, bo nie wiedzieliśmy kto się chce ze mną spotkać, sama rozumiesz.
-Naturalnie, teraz są niebezpieczne czasy.

Elaine uśmiechnęła się do Marty i wróciła za bramę miejską. W tłumie wypatrzyła sylwetkę Garanora i podeszła do niego z uśmiechem. W krótkich słowach wyjaśniła mu w czym rzecz i zaproponowała, żeby poszedł z nimi. Nie omieszkała też dodać informacji o dobrym obiedzie dla zachęty.

 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

sob cze 22, 2013 8:35 pm

Gargrum Żarłoczny szpon, Lord Szarej Skały.

Przebrany jako kapłan Kossutha Gargrum podszedł do ogra. Przez chwile przypatrywał się przybitej do muru besti, po czym przemówił w języku niedźwiedzio żuków, niestety, ogrze go nie znał, a nie chciał męczyć się ludzkim językiem, który ni jak mu wychodził.
- paskudnie wyglądasz - warknął Gargrum spod ciężkich szat. Pozwalając jednak, by ogr mógł zerknąć pod jego kaptur, na wypadek, gdyby ten się po języku nie domyślił z kim ma do czynienia.
- Za to pogoda dziś wyborna, mój panie - odrzekł płynnie ogr w narzeczu niedźwiedzio żuków.
- Humorek dopisuje. Dobrze. Jak skończyłeś na tym murze? - dopytywał się Gargrum zaciekawiony.
- Przechodziłem tutaj i chłopki prosili, żebym postał chwilę. A ty co tutaj robisz? - ogr zdecydowanie należał do osób bardzo asertywnych.
- Widzę, jakich argumentów użyli. - zacharczał rozbawiony Gargrum. - Zdaje się, że całkiem nieźle się tu urządziłeś. Nie przepadam za ludźmi. I myślałem, by im nieco nabruździć. Z drugiej strony, za ogrami też nie przepadam, a ty wyglądasz na całkiem zadowolonego ze swojej nowej roli. Więc może sobie pójdę?.
- Tak, zasłaniasz mi słońce - ogr zmierzył Gar gruma uważnym spojrzeniem - Miłego pobytu w Marsem ber i nie choć w nocy po ulicach. To miasto też ma swoje mroczne sekrety - znachor zarechotał tak głośno, że usłyszeli to nawet pilnujący go z pewnego oddalenia gwardziści.
Gargrum wzruszył ramionami. - Rozkoszuj się słońcem. - rzekł i ruszył w swoją stronę.

Kapłan Kossutha mało nie zareagował brutalnym atakiem, kiedy się obejrzał i dostrzegł tuż za sobą stojącego Szarego Strażnika. Rycerz był w ciężkiej zbroi płytowej i trudno powiedzieć jakim cudem zdołał bezgłośnie zakraść się za niedźwiedzio żuka. Tymczasem ogr dalej rechotał.
Powstrzymawszy swój pierwszy instynkt, Gargrum skłonił się i spróbował się oddalić jakby nigdy nic.
Rycerz również się skłonił i milcząco wpatrywał w odchodzącego kapłana.

Po drodze, Gargrum zastanawiał się nad spotkaniem. Przychodząc tu, nie miał szczególnych oczekiwań. Głównie był tu z ciekawości. Bardziej z niechęci do ludzi niż współczucia do ogra. Po prawdzie, niedźwiedziożuki też trzymali niewolników. I zwykle obchodzili się z nimi, no cóż, na pewno nie łagodniej niż ludzie. A gdy już taki niewolnik przestał być użyteczny, lub zabawny, kończył zwykle w garnku lub na rożnie.
jedno czego Gargrum się na pewno dowiedział, to że ten ogr jest bardzo wykształcony jak na ogra. i zaskakująco wysublimowany. musiał być kimś znaczniejszym albo na kogoś takiego pozował.
A to była ciekawa myśl. Ważne osoby zwykle miały przyjaciół albo bogactwa. Będzie trzeba się tym bliżej zająć. Być może da się z tego coś dla Gar gruma wyciągnąć? Ale bez pośpiechu. Ogr ma się świetnie, jeszcze nieco sobie może powisieć. A Gargrum jeszcze nie zdecydował, czy faktycznie zamierza coś z tym zrobić. Ale korciło go, by wyciąć numer szarym. Ach, ale była by jadka jakby ogr zniknął szarym z pod nosa.
Ale najpierw ważniejsze sprawy. Gargrum 'owi zaschło w gardle. Postanowił więc napić się czegoś mocniejszego. Pragnął też poznać wszystkie rozrywki, jakie miasta oferowały, a o jakich słyszał od innych żołnierzy. Gargrum wziął Kenana 'ę pod rękę i razem poszli zwiedzić nieco miasta. Trzymając się umyślnie raczej gorszych dzielnic.

idąc przez miasto Gargrum zauważył, że jakiś typ w kolczudze i z mieczem u boku stara się podążać jego śladem.
nie był to ten sam rycerz, co podkradł się do Gar gruma po rozmowie z ogrem, ale jednoznacznie śledził Gar gruma.
Gargrum pożałował, że nie zna lepiej tej okolicy. Jego ulubiona taktyka polegała na wykorzystaniu swojej znajomości terenu przeciw swym wrogom... ale tu. Nie znał tego miasta. Jeszcze... zamierzał je dobrze poznać.
pewnym momencie gar grum głośno zawołał, że musi się odlać, kazał Keane iść dalej, a samemu zniknął w zaułku. tylko po to, by wdrapać się na dach, górą cofnąć się do poprzedniego zaułka, i tam, gdy rycerz przechodził, Gargrum pochwycił nieszczęśnika i wciągnął do zacienionego i wąskiego zaułka. Za skrzyniami z zgniłymi warzywami, przyszpilił nieszczęśnika do ściany.
Kenana zgrabnie zawróciła na pięcie, by stanąć przy wejściu do zaułka na czatach. Jeśli ktoś by się zbliżał, ostrzegłaby swego pana.
Tymczasem, Gargrum, wysilając się na uprzejmość, zapytał, czy może rycerzowi jakoś pomóc.
- W zasadzie - facet spojrzał na Gar gruma, taksując go spojrzeniem dłuższą chwilę, po czym, jakby doszedł do wniosku, że to nie ma sensu, machnął ręką - Przepraszam, nic się nie stało. Już sobie idę..
- Nie iść. Tłumaczyć! - warknął złowrogo. - Ty śledzić. Dlaczego? Dla kogo?! Mówić lub być śniadanie! - jak na zawołanie, potworowi zaburczało głośno w brzuchu.
- Spokojnie! Proszę, nie! Jeden z Szarych Strażników mi wskazał waszą szlachetność... Muszę robić to, co mi każą - gwardzista robił wrażenie przerażonego.
- Gdzie ty zdawać raport? Komu? Kiedy?
- Miałem wrócić za godzinę na posterunek przy bramie miejskiej..
Gargrum przez chwilę się namyślał. jego pierwszy pomysł był, by wysłać Głowę nieszczęśnika, owiniętą jego własnymi flakami i jego gałkami ocznymi w zębach, jako podarunek na posterunek szarych. Ale obawiał się, by nie zrozumieli właściwie tego prostego przesłania. Zdecydował więc inaczej.
- Ty tak zrobić. Powiedzieć, że Gargrum nic ciekawego nie robić. - niedźwiedziożuk powąchał rycerza jak robią to psy gdy łapią trop. - Jak nie, ja znać twój zapach. Odnaleźć. Zjeść![/i] - Gargrum walnął swą potężną łapą w ceglaną ścianę tuż obok głowy rycerza. Na pok posypały się odpryski cegieł wraz z kurzem i pyłem.
- Dobrze. Dobrze - przerażony człowiek był gotów zgodzić się na wszystko, byleby ocalić życie.
Gargrum puścił biedaka, mrużąc oczy i strzygąc uszami spoglądał na oddalającego się. Cmoknął na Kenanę - Idź za nim. - warknął. Dziewczyna posłusznie uczyniła jak jej nakazano. Gargrum odczekał chwilę i podążył za swą niewolnicą. Jej świeży zapach zmieszany z wonią per fumów, był idealny, by ją tropić po zapachu.

Człowiek faktycznie wrócił się na posterunek. Składał się on z kilku wież koło bramy. Taki typowy bastion. Gargrum najchętniej zbliżył, by się by podsłuchać jaki raport człowiek zda. ale nie było możliwości by zbliżyć się tam niepostrzeżenie.
Zatem Gargrum zaczekał. Człowiek wyszedł i staną na straży koło bramy. najwidoczniej podejmując swą przerwaną na śledzenia Gar gruma służbę. Niedźwiedzio żuk warknął niezadowolony, aż Kenana się skuliła. Gargrum chciał wypytać rycerza, co konkretnie przekazał swym zwierzchnikom. postanowił więc poczekać. Jednak, gdy czas płynął, a człowiek się nie ruszał, Gargrum coraz bardziej się niecierpliwił. Wreszcie po godzinie zrezygnował. Z upływem minut, sprawa wydawała mu się coraz mniej warta zachodu. Machnął więc łapą i ruszył powrotem na miasto.

Podczas zwiedzania miasta, Gargrum zauważył, że purpurowe smoki i szarzy strażnicy podzielili miasto między siebie. Nie widywał jednych na terenie drugich. W myślach, dokładnie zaznaczył sobie, które części miasta należą, do której frakcji. Mogło się to później okazać przydatne.
Gargrum spostrzegł, iż tam gdzie są szarzy strażnicy, jest bardziej „ludzko”, tam gdzie pilnują purpurowe smoki są pozamykane burdele, panuje super porządek, ale też ludzie mniej zadowoleni.
Na terenie purpurowych, serwowane piwo smakowało jak szczyny, gar grum prawie nie czuł alkoholu. Jego przypuszczenie potwierdzali sami karczmarze, klnąc, na czym świat stoi na regulacje narzucone im przez purpurowe smoki. Po tej stronie miasta, nie widać było też ulicznic, nęcących swymi wdziękami.
Na terenie szarych wyglądało nieco lepiej. Co najmniej piwo smakowało, a na liście trunków znajdowała się również gorzałka i podobne wysoko procentowe trunki. Na zapleczu i w zaułkach odbywały się różne gry hazardowe, a z ulic nie zniknęły roznegliżowane dziwki, kuszące klientów miękkim białym ciałem i swymi krągłościami.
- Jak ty nieposłuszna, Gargrum cię też tak wystawi! - ostrzegł Kenanę, której doprawdy nie brakowało dalszych gróźb.

Gargrum odwiedził kilka karczm. Napił się nieco i podjadł. Chodzenie po mieście było ciężką pracą. Przy okazji rozpytywał o sytuacje w mieście, ale głównie, gdzie strudzony wojną wojownik, może się dobrze zabawić, wydać nieco żołdu, a może i wygrać trochę złota o ile Tymora do niego uśmiechnie.
Wskazano mu głównie dwa miejsca.

Pierwszym był Kwiat Lotosu, dość wykwintne i drogie miejsce, gdzie zbiera się najbardziej dekadenckie towarzystwo w mieście, ale tam podobno jest bardzo trudno się dostać.
Była też Karczma pod Dwoma Toporami prowadzona przez krasnoludy, należąca do najpodlejszych spelun w mieście, a o jej właścicielu mówiło się, że jest pół krwi duergar.

Gargrum spluną na ziemię. - Krasnoludy? - powtórzył zniesmaczony. - Zaciukali mi dziadka. - wyjaśnił niezbyt przekonująco. - gar grum udać się do lotosu. - oznajmił, co wywołało salwę śmiechu u jego rozmówców. jednak, mężczyźni natychmiast ucichli, gdy usłyszeli zwiastujące rozlew krwi warczenie besti. By ją udobruchać, panowie postawili gar grumowi i Kenane dzbanek miodu.
- Gargrum nie żartować. Gargrum Lord. Prawdziwy. Mieć Herb i sygnet. I... zamek! Gargrum zapomnieć o zamku. - wyjaśnił swym kompanom od kufla. - Gargrum dziś w nocy bawić się w kwiatku. Jak mu tam... Lotosie! Tak! - zapewniał. - A jak nie chcieć wpuścić, Gargrum sprawdzić siłę drzwi. Gargrum pogromca drzwi! Lepiej wpuszczać dobrowolnie! - przechwalał się potwór.

Resztę dnia Gargrum i Kenana spędzili w różnych tawernach lub na spacerze po mieście. Niedźwiedzio żuk chciał się zapoznać z terenem i również nieco z ludźmi.
późnym wieczorem wrócił do wspólnej bazy wypadowej, by spotkać się z pozostałymi. Zamierzał jednak zaraz wyjść, by zaczerpnąć nieco nocnego powietrza i zabawić się, kosztując to, co nocne życie ma najlepszego do zaoferowania.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [Legend d20] Na ruinach 2 - sesja

wt cze 25, 2013 6:51 pm

Timik udał się razem z Gargrumem, prowadząc na smyczy szpiega.

Gdy niedźwiedziożuk poszedł do Lotosu, Timik mruknął

- Ale krasnoludy mają dobre piwo...


W Lotosie Tik znalazł się w swoim żywiole. Opowiadał z werwą o sukcesach Zgrai, a zwłaszcza swojej ekipy, a wszyscy z zaciekawieniem wsłuchiwali się w słowa Gnoma. Jednak szybko zaczęły się niewygodne pytania o to, czy plotki o Zgrai są prawdziwe, na co Timik zawsze odpowiadał, że z wielkim oddaniem służą regentce, zaczęli go wypytywać o jakieś orędzia i takie tam, więc zmienił temat i zaczął mówić o ich wyprawie na bazyliszka, lecz wtedy zapytano go licencję Zrozumiawszy , że już powiedział za dużo, przysiadł obok Gargruma mocno nie wsosie.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości