Elaine Jouel- Witaj, cny młodzieńcze! - Elaine szepnęła do ucha Garanora z uśmiechem.
Garanor odwrócił się i już miał coś odpowiedzieć, ale zaniemówił na moment. Najwyraźniej zajęło mu chwilę skojarzenie, że stojąca przed nim Elaine to ta sama osóbka, która spędziła minionych parę dni tułając się poza głównym szlakiem i od czasu do czasu taplając się w błocie... Widząc konfuzję chłopaka Elaine uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze... dobrze wyglądasz. Nawet do twarzy ci w czarnym.- A, dziękuję - dziewczyna patrzyła na Garanora wesoło.
- Mam nadzieję, że już nie będę musiała kąpieli błotnych zażywać, co? Szkoda tak pięknej sukienki - obrzuciła swoją sylwetkę w wiszącym obok lustrze.
- Być może nie. Ale to Ty w sumie lepiej znasz Marsember, więc powinnaś lepiej znać ewentualne miejscowe zwyczaje zażywania kąpieli błotnych. - Chłopak uśmiechnął się, ale mimo pozorów i lekkiego dowcipu sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach.
- Znałam Mersember - odparła i rzuciła mu uważne spojrzenie. Podeszła bliżej i chwyciła go za rękę.
- Garanorze, co się dzieje? Jesteś przygnębiony. - Nic takiego, ot demony przeszłości. Oboje to znamy. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się już trochę bardziej. Ciepły, delikatny dotyk ręki Elaine zdawał się być dziwnie kojący. Dodał szybko, zmieniając temat
- Nie chcemy chyba sobie teraz psuć nastroju, prawda?- Niestety, znamy. Słuchaj... Pójdziesz ze mną na schadzkę? - Elaine ponownie uśmiechnęła się wesoło.
- Znasz mnie dobrze, powinnaś wiedzieć, że jeśli będzie w tym dla mnie jakiś zysk, to z wielką chęcią. - mrugnął, dając do zrozumienia, że żartuje, po czym dodał -
Znasz tu w okolicy coś ciekawego, że tak Ci się zebrało na schadzki?- Och, zero romantyzmu - fuknęła i pociągnęła nosem, spuszczając wzrok.
- Jeszcze Ciebie to zaskakuje? - Uśmiechnął się i najwyraźniej ożywił nieco pociągając Elaine za sobą ku wyjściu zgodnie z jej propozycją.
- Romantyzm romantyzmem, ale musisz przyznać, że przynajmniej przygód Ci ze mną nie brak! - zaśmiał się zbiegając dalej ze schodów
Dziewczyna pobiegła za nim, ale zanim jeszcze wyszli stanęła.
- Poczekaj, Garanorze! Tym razem to nie będzie nasza randka, ale zadanie. Ktoś na mnie czeka przy bramie, a sama nie chcę iść. Będziesz mnie osłaniał?Garanor tylko chwycił się pod boki i pokiwał głową z udawanym rozczarowaniem.
- I Ty masz czelność mówić do mnie o romantyzmie... Dobrze, niech tak będzie. Tylko opowiedz mi w międzyczasie coś więcej o co chodzi z tym Twoim tajemniczym adoratorem.- Och, ja mam dużą czelność, Garanorze - błysnęła zębami i podała mu liścik, który znalazła pod drzwiami.
Garanor szybko obejrzał liścik z obydwu stron i oddając go dziewczynie spytał.
- No no, ciekawe. Coś Ci to mówi? Czyżby jakiś stary znajomy zdołał Cię wypatrzeć po drodze tutaj?- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Boję się, że to pułapka, ale z drugiej strony, chciałabym wiedzieć o co chodzi. Dziwne jednak, żeby ktoś w kocmołuchu, którym byłam coś wypatrzył. Słuchaj, może poprosimy Gargruma i Timika, żeby obstawili ewentualne drogi ucieczki?Garanor popatrzył przez chwilę na dziewczynę, po czym skonstatował.
- Teraz to chyba Ty trochę przesadzasz. Jak pójdziemy tam sami, to będzie bardziej ekscytujące niż gdybyśmy zrobili z tego kolejną wojenną kampanię. Jak to byś powiedziała - będzie bardziej romantycznie... - Błysk w oku Garanora zdradzał, że podoba mu się ta odrobina ryzyka. Albo może był przekonany, że to nie może być nic naprawdę groźnego.
- Dobra, w takim razie Ty idź pierwszy i zajmij jakieś dogodne stanowisko obserwacyjne, a ja zaraz dołączę... - uśmiechnęła się widząc jego podekscytowanie.
- Heh, a myślałem, że po prostu sobie trochę porozmawiamy... bo jak się nad tym chwilę zastanawiam, to być może po prostu nigdy nie miałem okazji, żeby być romantycznym, ot co. - sprawiał wrażenie lekko zawiedzionego zrobieniem ze schadzki zwykłej zasadzki, ale tylko przez moment, bo zaraz dodał.
- Ale jeśli naprawdę chcesz ruszyć od razu do akcji, to znaczy, że musisz wrócić do pokoju i przebrać tę suknię. Zwracasz w niej zbytnio uwagę, a do tego jeśli coś będzie nie tak, to nie wiem czy wygodnie będzie w niej biec...Elaine zrobiło się dziwnie - jednocześnie czuła się uradowana i zakłopotana. I była na siebie trochę zła.
- Słuchaj, ja też bardzo chętnie z Tobą porozmawiam, i w ogóle, no... Tylko że ten ktoś już tam czeka i nie wiem, czy sobie nie pójdzie, a tak poza tym, to ja nie mam innego normalnego ubrania - plątała się zarumieniona.
- Dobra, ruszajmy... mamy zatem całych parę minut zanim zbliżymy się do bramy. No i po prawdzie do twarzy Ci w czarnym, to Twój ulubiony kolor? - wyszli z gospody niespiesznie kierując się w stronę najbliższej bramy prowadzącej z miasta.
- Wiesz, ostatnimi czasy jakoś nie mam też ochoty na inne kolory. Kiedyś lubiłam też zielony, choć w czerni czułam się chyba najlepiej. W sumie - trudno mi powiedzieć. Ale porozmawiajmy o czymś romantycznym, hmmm, miałeś kiedyś kogoś bliskiego? - spytała, trzymając cały czas rękę w jego dłoni. Widać było, że nie bardzo wie jak zacząć.
Garanor pokręcił delikatnie głową, najwyraźniej odpowiadając w ten sposób na pytanie. Widać było, że myślał jeszcze o czymś intensywnie, ale nie zdecydował się na razie nic więcej powiedzieć. Spytał tylko
- A Ty?Elaine spuściła wzrok.
- Wiesz, nie ukrywam, że wielu chciało - kiedyś, za dobrych czasów - zostać zięciem mojego ojca, posag miałam znaczny, ale nie - żaden nie był mi bardzo bliski. W końcu przecież byłam w sumie dzieckiem, a historia rodzinna nie pokazywała mi wzorców szczęśliwych małżeństw. Wręcz przeciwnie - dodała z goryczą.
- Ach, małżeństwa z rozsądku to zdecydowanie najmniej romantyczny temat! Garanor uśmiechnął się szeroko, prawie że roześmiawszy się, ale zaraz spoważniał i zmienił temat
- Wiesz, co... jak tak na Ciebie patrzę, to coś sobie przypomniałem. Mój mistrz zwykł mnie uczyć wielu rzeczy - o magii oraz prawidłach rządzących tym światem. Nie wiem czy wiesz, ale kolory też mają swoją magię. Symbolikę, którą wypowiadają, niczym nieme zaklęcia. Myślę, że czarny pasuje do Ciebie jak żaden inny... chcesz wiedzieć dlaczego? - zadał pytanie i wpatrywał się w Elaine z tajemniczym uśmiechem.
Dziewczyna uniosła głowę i popatrzyła mu w oczy.
- A jak myślisz, dowcipnisiu? Mów, mów zaraz!Wziął głęboki oddech jakby zbierając myśli przed wyrecytowaniem jakiejś dawnej lekcji. Spoglądał Elaine głęboko w oczy, mówiąc powoli i spokojnie.
- Barwa czarna oznacza niezależność i siłę woli... elegancję i dostojeństwo... siłę, ale jednocześnie zamknięcie przed światem... tajemniczość... i pragnienie miłości. - Położył jej dłoń na ramieniu podchodząc odrobinę bliżej, a za chwilę jego palce delikatnie musnęły piękną, zgrabną szyję i policzek dziewczyny.
Elaine stanęły przed oczami wszystkie chwile, kiedy Garanor ją ochraniał, kiedy przekomarzali się razem, a ona czuła się w jego towarzystwie dobrze i bezpiecznie. Gdy jej dotknął, poczuła przyjemny dreszcz, który przeszedł przez jej ciało. Rozchyliła nieco wargi, nabierając powietrza. I wtedy nagle spadły na nią wątpliwości.
- Garanorze, ja... ja chyba nie wierzę w miłość. Ja... nie wiem! - odparła. Jednak nie cofnęła się, nie była w stanie, jakby chłopak złapał ją w sieć i sprawił, że nie chce jej opuścić.
- Ciii... - Garanor położył jej delikatnie palec na ustach i zaraz dotknął jej podbródka i policzka. Drugą ręką objął ją w talii i przytulił do siebie. Głowa dziewczyny odchyliła się lekko do tyłu. Wtedy Garanor zbliżył swoje usta do jej ust, złączając je w pocałunku.
Myśli w głowie Elaine zawirowały. W pierwszej chwili cofnęła się nieco, nie oddając chłopakowi pocałunku, jednak wraz z myślą "A niech się dzieje co ma się dziać" przytuliła się do niego. Trwało to niedługo, bo po chwili dziewczyna położyła mu ręce na piersiach i odchyliła się lekko.
- Garanorze... - szepnęła, patrząc mu w oczy.
Wypuściwszy Elaine ze swoich objęć, Garanor chwycił jej dłonie w swoje, czekając i pozwalając jej dokończyć.
- Tak, Elaine...?- Widzisz... Ja nie wiem, czy szukam miłości. Jak dotąd, w ogóle nie chciałam jej znaleźć - nie chcę Cię zwodzić, ale jak Ci mówiłam, nie miałam dobrych wzorców w rodzinie. Nie chcę Cię skrzywdzić, ja... ja muszę dojrzeć. O, właśnie, muszę dojrzeć do tego. Może kiedyś będę umiała darzyć miłością bliskiego mi mężczyznę. Może to będziesz Ty, mój przyjacielu - tylko po prostu dotąd byłeś mi niczym starszy brat. Ach, to jest takie skomplikowane! - krzyknęła wzburzona, widać było jej zagubienie.
Garanor uśmiechnął się. Był całkowicie spokojny i dziwnie zadowolony z siebie, gdy mówił. -
Przepraszam, jeśli wprawiłem Cię w... zakłopotanie. Ale myślę, że za bardzo komplikujesz pewne rzeczy... zrozumiesz jeszcze, że nie trzeba o czymś wiedzieć, aby tego pragnąć. Ba, nie trzeba nawet wierzyć, że to istnieje. Dotknął ostatni raz swą dłonią jej krasnego lica i uśmiechnął się szerzej.
- Wiesz, z tą całą siostrą to niestety jest niewypał. Obawiam się, że jesteś stanowczo zbyt piękna, aby móc być moją siostrą! Roześmiał się, mając nadzieję, że ten spontaniczny komplement ją choć odrobinę udobrucha.
Elaine odzyskała rezon.
- O, i jak się jeszcze uśmiecha, normalnie zadowolony jak kot, który się dobrał do galarety rybnej. Odpłacę Ci zatem szczerością - rzeczywiście nie mogłabym być Twoją siostrą. I wiesz co - nawet nie chciałabym. Natomiast chciałabym, żebyś wiedział, że... Że możesz mnie jeszcze raz pocałować. W sumie - o, i teraz to przynajmniej ona była stroną inicjującą. To jej zdecydowanie bardziej odpowiadało.
Garanor prychnął ze śmiechu i już miał odpowiedzieć coś w temacie trafności analogii do galarety rybnej, gdy Elaine wyszła ze swoją cokolwiek zaskakującą dla niego propozycją. Nie dał się jednak prosić i przygarnął ją do siebie raz jeszcze. W swojej wyzywającej pozie wydawała mu się jeszcze bardziej atrakcyjna. Położył swoją rękę na jej szyi i kierował ją powoli ku górze, przeczesując pieszczotliwie jej włosy, gdy zatopili się w kolejnym, dłuższym pocałunku. Gdy skończyli, Garanor spytał -
Zadowolona? Rachunki... wyrównane?Kiwnęła głową.
- Rachunki wyrównane, a teraz już chodźmy, co? - uśmiechnęła się szeroko. Jej oczy promieniały.
- Romantyczności na dziś już chyba dość, czas działać!Uśmiechnęli się do siebie, po czym Garanor udał się szybkim krokiem naprzód, a Elaine szła za nim, udając się do bramy miejskiej. Miała nadzieję, że to nie była zasadzka, miesiące w Zgrai nauczyły jej paranoi.