O sesji:
Kwestia konwencji:
Mieszanka dark i heroic fantasy
Kwestia zgodności z settingiem:
Staramy się trzymać, ale nie jakoś fanatycznie
Kwestia zastosowania mechaniki:
Istotne walki rozgrywamy na pełnej mechanice. Mniej ważne bez lub ze szczątkową.
Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy:
Sandbox, róbta co chceta, tylko trzymajcie się razem. Prowadzę jedną sesję a nie cztery.
Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych:
Dopóki nie doprowadzi to do rozpadu drużyny, konflikty są akceptowalne
Kwestia częstotliwości postowania:
Raz na trzy dni, czasem częściej w przypadku ważnych rozmów i walk.
Kwestia preferowanej długości postów:
Kompromis jakości z długością. Starajcie się pisać posty, które opisują co robi postać, ale nie rozwlekać zbytnio się na jakieś retrospekcje i nie pisać wszystkiego zbyt lakonicznie.
Kwestia poprawności i schludności notek:
Bez emotek, kolorków i innych zwierzaków. Dialogi kursywą, myśli kursywą z tyldami. Kolorki ewentualnie do telepatii.
Flamerule 17, 1371
Równina rozciągała się gdziekolwiek nie sięgnąć wzrokiem. Pola stratowane, lasy spalone, wioski ... jedna wioska. A raczej miejsce, w którym kiedyś znajdowała się osada ludzka. W tej chwili, obok kręgów spalonych i splądrowanych chałup stał jedyny ocalały budynek, który też swoje przeszedł, karczma. Do tego warowna. Wioska i karczma znajdowały się na wzniesieniu, przez które przechodził szlak handlowy z Suzail do Arabel. Mury obronne mocno nadwyrężone, w budynku brakuje okien. Widać gospodarze dopiero niedawno wzięli się za naprawę szkód lub nie mieli do tego odpowiednich środków. Mury obronne zawierały w sobie kilkudziesięciuarowy kwadrat, na którym oprócz budynku tawerny stała stajnia, kilka składów i parterowe budynki służby. Karmcza była dwupiętrowa i górowała nad całym dziedzińcem.
Bramy były otwarte. Właściwie, to ciężko byłoby je zamknąć. Wytrzymały krótkie oblężenie, ale gdy je otwarto rozpadły się. Na murach migali strażnicy obserwujący okolicę. Na dziedzińcu i wokół karczmy kręciło się sporo ludzi, stało kilka wozów. Praca trwała. Byli tam również zwykli podróżni, którzy po wojnie znów zaczęli przemierzać szlaki Cormyru, dla nich rozstawiono kilka solidnych drewnianych stołół pod ogromnym rozłożystym dębem stojącym niedaleko. Kilka śladów po cięciach przypominało o wojnie.
Upał lał się z nieba. W cieniu dębu kupcy, posłańcy i poszukiwacze przygód pili zimne piwo. Kufel za kuflem zapasów z piwnicy. Toczyły się rozmowy, grano w karty i kości, rzucano sztyletami w pień drzewa, śmiano się i ucztowano, jakby zawsze było tu tak spokojnie.
Wśród tej mieszaniny ludzi i nieludzi byliście wy. Zbici wokół jednego ze stołów wymienialiście uwagi na temat biustów kobiet, jakości piwa i planów. Właśnie, plany były tu całkiem ważne. Po wymknięciu się z kolejnej zasadzki i wymordowaniu łowców nagród macie znów chwilę spokoju.
Jeden z pozostałych stołów zajmowali na spółkę robotnicy i strażnicy z karczmy, którzy akurat mieli chwilę wytchnienia w pracy. Strażnicy siedzili lekko spięci i dotykali mieczy, gdy ktoś popatrzył na nich spode łba. Robotnicy rozmawiali u dupie maryni i próbowali skłonić żołdaków do zmierzenia się "na rękę" lub wypicia łyka lokalnej berbeluchy, którą robotnicy pędzili w przerwach od pracy.
Po drugiej stronie dębu była ława kupców. Rozparłszy się wygodnie patrzyli przed siebie spoglądając na równiny i dyskutując o pikujących w górę cenach mąki i stratach wojennych. Jeden z nich szczególnie brylował w towarzystwie opowiadając o tym jak sam rozprawił się z bandą goblinów, która napadła jego wóz.
Jeszcze jeden stół zajmowała mieszanina awanturników, poszukiwaczy przygód czy też łowców nagród, którzy próbowali jakoś zabić czas hazardem i chamskim podrywem wszystkiego, co miało cycki i ładne nogi. Bez skutku.
Taki oto obraz przedstawiało otoczenie karczmy "Pod śpiącym trollem".
//Opiszcie się itd. Zaczynamy