- Mrau, witaj Słoneczko - mruknąłem pod nosem odstawiając kufel.
- Zatrzymaj dla mnie ten pokój, widzę że dziś będziemy spać u mnie - odezwałem się do karczmarza wstając od baru. Najemny zbir ani kupiec nie wydawali się zainteresowani losem dziewczyny, więc kiwnąwszy ręką na pożegnanie znajomym, wyszedłem na zewnątrz.
Było rześko. Padał drobny śnieg, ale mimo pary w wydychanym powietrzu nie było zimno. Dziewczyna, zła jak osa, kręciła się nieopodal. Miała Długie, brązowe włosy opadające kaskadami na plecy, fioletowa suknia nosiła znamiona podróży. Młoda kobieta była naturalnie piękna, jej blada cera delikatnie odbijała światło księżyca, a szczupłe dłonie o długich palcach zaciskały się w piąstki. Cały czas powtarzała:
- Nie cierpię go, nie dam mu się stłamsić... Popłakiwała. Podszedłem bliżej. Nie usłyszała mnie i była lekko zaskoczona gdy odezwałem się stojąc parę kroków od niej.
- Piękny wieczór, nieprawdaż?- zacząłem swoim niskim głosem z charakterystycznym kocim "mruczeniem".
- Gwiazdy wyglądają pięknie, niczym zastygłe na niebie płatki śniegu. -- Uhm... - była wyraźnie zaskoczona moją obecnością.
- Tak, piękny wieczór. Jesteś... poetą-kotem? Kocim poetą?Uśmiechnąłem się. Sprawy naprawdę nie mogły potoczyć się lepiej
- Nie, a przynajmniej nie do końca. Przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Mar'kat i można powiedzieć, że jestem podróżnikiem.
- Zachwyca mnie piękno świata, podróżuję po całym Torilu, podziwiając to co stworzyli bogowie - dodałem po chwili.
- Jestem Athryllia. Mój ojczym jest kupcem, zabrał mnie ze sobą. Zawstydzasz mnie, Mar'kathu - dziewczyna delikatnie się zaczerwieniła, słysząc zawoalowany komplement.
- Tam skąd pochodzę to uczucie nie jest znane. To ten smutas z którym siedziałaś? Tak, na pewno on, nie mówmy o tym. Byłaś tu kiedyś? Nazywają to miejsce karczmą, a tak naprawdę, to mała twierdza widziałaś mury?
- Oczywiście, trudno ich nie zauważyć. - uśmiechnęła się lekko.
- Podobno był to jakiś posterunek, który Thronic z przyjaciółmi zamienili na karczmę, wybijając wcześniej wszystkich. Krasnolud mi o tym mówił. - oczy dziewczyny błyszczały z podniecenia, gdy mówiła mi o tym. Zatrzęsła się, chyba z zimna, po czym kontynuowała
- Mieli sporo szczęście, gdy atakowali to miejsce. Ponoć stacjonujące tu wtedy orki i gobliny pokłóciły się o jedzenie i same zaczęły się wybijać. - zachichotała -
Głupie, małe orki.- Wdzę, że wiesz bardzo dużo o tym miejscu. Ja jestem tu od niedawna i z chęcią posłuchałbym więcej o tej walce. - odpowiedziałem. W zasadzie walka była mi obojętna, ale była dobrym pretekstem do dalszej rozmowy. Choć na tym etapie, równie dobrze moglibyśmy rozmawiać o zmywaniu naczyń.
- Jest Ci trochę zimno. Wybacz, nie mam płaszcza, by szarmancko Ci pożyczyć, moje futro mnie chroni, ale z chęcią podzielę się nim, jeśli nie masz nic przeciwko temu - mówiąc to przytulam ją do siebie kierując się w stronę murów.
- Chodź, oprowadzę Cię. - złapała mnie za rękę i pociągnęła. Nie powiem, żebym się stawiał
- Byłam tu miesiąc temu, gdy jechaliśmy do Wodospadów Sztyletu, dowiedziałam się wtedy naprawdę ciekawych rzeczy. - zadrżała w moich ramionach
- Podobno w jednej strażnicy są ukryte drzwi. A zanim powstał sklep Morkaidena, była tam kapliczka Bhaala czy Gruumsha, nie pamiętam już dokładnie. Ralemvik twierdzi, że można tam dostrzec jeszcze ślady fundamentów, jeśli dobrzeby poszukać. - szeptała.
- Brzmi ekscytująco - wyszeptałem oplatając ogon wokół jej talii i powoli niżej, badając jędrność pośladków i kształtność nóg.
- Nie jestem jakąś entuzjastką architektury, więc te fundamenty mnie nie interesują - wyszeptała mi do ucha
- Ale chciałabym sprawdzić, czy faktycznie są gdzieś ukryte drzwi. I co ważniejsze, ukryty pokój...Nie powiem, że serce mi mocniej zabiło, a z ust wydobył charakterystyczne ciche mruczenie.
Dałem się jej porwać czym prędzej...