Mar'kath
Krasnolud burknął coś pod nosem i rzekł:
- Nie, nic nie słyszałem o żadnym zakonie Oghmy. W sumie, zaproponował to nam nasz półelfi towarzysz, który zginął gdy odbijaliśmy tę twierdzę z rąk goblinoidów, orków i Bhaalitów. Poważnie, był tu taki ferment, że ciężko było określić kogo właśnie ciąłeś. Orki, gobliny na murach, Bhaalici w wieżach. Nekromanci wzywali szkielety i ożywiali zwłoki które dopiero co upadły bez ręki. Mówię Ci, kocie, nie życzę tego nikomu. Wtedy odwiesiłem mój topór na ścianę. - gestem głowy wskazał na wiszący nad kominkiem
topór bojowy. Mar'kath dopiero teraz zauważył, że ściana wokół niego jest oszroniona.
- Całe szczęście, że była z nami Claire, jej zdolności niszczenie umarlaków były nieocenione. Ogniste kule Morkaidena również okazały się nieocenione, jak i grzmoty wezwane przez Clarisę. Mówię Ci, bitwa jakiej nie zapomnę, mimo iż przeszedłem u ich boku naprawdę bardzo dużo - tej ostatniej nie sposób zapomnieć. Coś słyszałem o Tehorze, jakimś starym opacie Bhaala, ale zginął podczas bitwy. Bhaalici krzyczeli "osłaniać Tehora!", coś w ten deseń. Corrin uśmiercił skurwysyna precyzyjnym strzałem z łuku, ale ten usmażył go błyskawicą czy czymś takim. Nie zostało z biedaka za wiele, tylko miecze, łuk i trzy palce. Wiszą obok mojego topora. - gestem wskazał na
dwa miecze i
łuk wiszące na ścianie.
- Łuk miał dziwną moc, pozwalał Corrinowi znikać, gdy miał na to ochotę. Całkowicie... - dalsza paplanina Thronica nie miała już żadnego sensu, co tylko potwierdzało, że krasnolud powinien już się przespać.
* * *
Shade, Stedd
Gdy diablę spojrzało w otwór, ujrzało podłogę jakieś trzy metry niżej. Stedd zastanowił się chwilę i rzekł:
- Jeśli jest tam coś, co może nam zagrozić, to na pewno nie jest to ludzkie, więc pochodnia nie zrobi nam zbyt dużej różnicy. Nie chcę być ślepy, będę nieużyteczny. Tunel idzie w jedną stronę, więc plecy powinniśmy mieć czyste. Jeśli usłyszymy jakiś dźwięk, ruszysz sam, zbadasz co się tam kryje, korytarz powinien zakręcać, z tego co się orientuję. Ruszajmy. - powiedział szeptem i wskoczył do otworu.
Shade podążył za narwanym półelfem w głąb tunelu, lecz po chwili Stedd zatrzymał się i przepuścił łotrzyka przodem, by ten badał teksturę ścian i szukał ewentualnych pułapek. Posuwali się powoli przez bliżej nieokreślony odcinek czasu, by w końcu dotrzeć prostokątnego pokoju. Na kamiennej ławie siedział
szkielet w ubraniu kapitana wojsk którejś z Dolin, nie byli w stanie określić dokładnie. Postanowili zapamiętać symbole: krzyż na czapce i srebrne pagony, by potem to sprawdzić. Na kolana szkieletu leżał
miecz z inskrypcją w smoczym, która głosiła:
"Strażnik nie potrzebuje snu".
Stedd zrzucił kaptur i szepnął:
- Parszywy los, umrzeć w takim miejscu, nieprzerwanie pilnując... czego właściwie? - omiótł wzrokiem pomieszczenie. W ścianie naprzeciw dostrzegł wbity w drzwi
topór. Drewniane drzwi były prawie niewidoczne, prawie w całości pokryte pajęczynami.
- O, goście. Witam! - usłyszeli nagle. Podskoczyli, zaskoczeni.
- Dawno z nie miałem okazji z nikim rozmawiać. Strażnik Ahnem von Truppek. Cóż to jest celem waszej wizyty, szanowni panowie? Zakładam, że nie rabunek, gdyż już dawno próbowalibyście zabrać miecz i topór. Słucham więc, cóż za sprawa was tu sprowadza, szanowni panowie? - w pustych oczodołach szkieletora pojawiły się zielone ogniki. Wstał, "rozprostował kości" i wpatrywał się w dwójkę towarzyszy spokojnym wzrokiem.
Rzut oka na Stedda pozwolił Shade'owi zrozumieć, że to on powinien rozmawiać z ożywieńcem, gdyż półelf jest zbyt osłupiały, by powiedzieć choć jedno składne zdanie.
- A... a... ale... ale jak? - powtarzał w kółko.