Śmierć BN, głównego bossa.
Człowiek którego ochranialiśmy za grube pieniądze, oznajmia drużynie, że jest wielkim czarnoksiężnikiem i nie zamierza płacić nam dwu tygodniowej należności, a w ogóle to mamy szczęście, że nas nie zabije. Każe iść sobie jak najdalej od jego laboratorium i nie wracać.
Po 5 minutach narady drużyna idzie za nim odebrać należność chociażby i z trupa.
Po krótkiej drodze, staje w jego laboratorium, miejscu bardzo dziwnym, niepokojącym i tak dalej (testy US wykonywane z modyfikatorem nawet do -40), w dodatku ten pan ma na swe usługi dwa miecze które latają wokół niego robiąc za tarcze.
Niezrażeni gracze pakują w niego strzały z kuszy. Efektem są CZTERY TRAFIENIA 01 POD RZĄD, z tego dwie furie. Poprzebijany czarnoksiężnik (dogorywający) otrzymuje jeszcze trafienie z korbacza od krasnoluda w głowę, a następnie jego resztki upadają z 12 metrów na podłogę, gdzie robi się z niego nieciekawy widok (osoba która była najbliżej i to widziała, dostała PO). Na koniec jego laboratorium zaczęło się delikatnie rozpadać, a na wyjście drużyna użyła krasnoludzkiego granata aby zawalić drogę.
Najbardziej irytuje jednak MG, który mimo wszystko, wskrzesił tego gościa...
Edit - dobra, nie wskrzesił