Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 15
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

pn lip 30, 2012 10:33 pm

Jesień. Te słowo zdominowało w ostatnich tygodniach całą aurę, nastrój, pogodę, rozmowy i niepodzielnie zapanowało nad całą okolicą. Nie było ważne czy to był wrzesień, październik czy listopad. Jesień rozkwitała pełną gębą. Lato i a nawet pierwsze nie takie znów nieznośne początki następnej pory roku minęły bezpowrotnie pozostając bladym, przyjemnym wspomnieniem. Obecnie dni były co raz krótsze i co raz chłodniejsze. Zdarzały się już pierwsze przymrozki w nocy.

Całkiem ładne, róznokolorowe liście które opadały od paru tygodni już dawno przestały być takie kolorowe. Obecnie zalegały grubą szarawo - brunatną zbutwiałą masą skutecznie utrudniając marsz, głównie poprzez maskowanie wszelakich pułapek natury która zdawała się mieć upodobanie w gnębieniu wszelakich istot żywych i to zarówno tych mniej jak i bardziej inteligentnych.

Jakby opustoszałe i sterczące już prawie puste badyle i drzewa były mało przygnębiające ostatnio prawie cały czas coś padało. Słońca rzadki kiedy można było w ciągu kilku ostatnich tygodni uświadczyć. A padały różne rzeczy i w różnym natężeniu. Na ogół była to woda. Jej natężenie nosiło się od drobnej i monotonnej mżawki po gęste i ciężkie ulewy. Mogło padać przez parę kwadransów a mogło i padać przez parę dni ze zmiennym natężeniem. Wilgoć była głównym wyznacznikiem obecnej pory roku. Objawiała się w każdej postaci. Od wspomnianych opadó deszcz, poprzez wieczne ostatnio kałuże na ziemi, oblepiające absolutnie wszystko błoto, zmieszane na ogół ze wspomnianą wcześniej zbutwiałą masą, poprzez mgły, opary czegoś podobnego, rosę a kilkukrotnie już nawet śniegu czasem przemieszanego z czymś z powyższej listy.

Drugim ważnym ostatnio elementem otoczenia był chłód. W dzień było chłodno ale w nocy robiło się już po prostu zimnawo. Temperatury nie spadły jeszcze na tyle by spadły śnieg utrzymał się dłużej niż pół godziny no może całą ale wesoło i przyjemnie na pewno nie było. Niespecjalnie przyjemne temperatury w połączeniu z wieczną ostatnio wilgocią, zaczmurzonym niebem oraz wiatrem buszującym po pustych przestrzeniach jezior stanowił nieodłączny element ostatnich tygodni. Wszystko począwszy od ziemi, trawy, roslin, kamieni, ubrań czy ekwipunku było nieustannie mokre i zimne. Właściwie praktycznie niemożliwe było w tych warunkach wysuszenie czegokolwiek chyba, że się spędzało dzień w jakiejś ostoi cywilizacji. Bo na zewnątrz w najlepszym razie przechodziło ze stanu mokrego w wilgotny. Jednym słowem ostatnimi tygodniami jesienna aura wszystkim podróżnym i innym przebywającym dobrowolnie lub nie na zewnątrz dawała nieźle popalić.

Dotyczyło to też małej grupki smiałków którzy nie bacząc na okoliczności ściągnęli z różnych rejonów przedwojennych Stanów w rejon dalekiego, byłego jeziornego pogranicza amerykańsko - kanadyjskiego. Obecnie, pozwalając sobie na moment nie przejmowania się pogodą i nie zważając na drobną mżawkę zbliżali się do obcego im brzegu. Przybyli tu własnie po to by go spenetrować i zgłębic jego tajemnice. Tłoczyli się na zielonkawej, plastikowej łódce sprawiającej wrażenie, stanowczo za małej i za wątłej na takich pasażerów i ich dobytek. Silnik zaburtowy miarowo pyrkotał po swojemu spalając kolejne litry paliwa. Sam stateczek jak na mniemanie pasażerów stanowczo zbyt mocno chybotał się na falach jednak pocieszające było to, że jakoś jednak je pokonywał.

Pokonywali ostatni odcinek szaro - zielonej, falującej wody gdy sternik wyłączył silnik i pozwolił by łódź siła rozpędu pokonała ostanie metry. Nie do końca wprawiony w operowaniu wodnymi jednostkami wyłączył go ciut za późno więc łódka ciut za mocno uderzyła w mulisty brzeg przez co wszystkimi solidnie zachwiało ale nie nie na tyle by ktoś stracił równowagę. Po tym hamowaniu łódź prawie znieruchomiała i jedynie rufą trochę bujało w monotonny rytm i chlupot fal.

Moment samego lądowania niespecjalnie wpłyną na humory pasażerów. Byli już prawie u celu. Przed nimi rozciągała się coś co na ich mapie widniało jako "Przystań". Kiedyś może i była to przytsań ale chyba nigdy wielkością nie imponowała, może przybijały tu jakieś jachty i pewnie coś o podobnej wielkości. Świadczyły o tym resztki pomostów i molo, lekkie drewniane budynki z odłażącą farbą i wypaczonymu wilgocią, wiatrem i mrozem deskami i brak czegokolwiek co mogłoby przypominać coś podobnego do jakiegokolwiek rozsądnego portu.

Przy samej przystani rzucało się w oczy na wpół zatopione pudło czegoś wielkiego na gąsiennicach. Gąsiennicówka wyglądała zniechęcająco i wprawne oko wieloletnich gamblożerców mówiło im, że szanse na znalezienia tam czegoś rozsądnego były zerowe. Świadczyły o tym pootwierane na ościerz włazy oraz różnorodne grafitti wymazane tak farbą jak i sprejem lub po prostu wydrapane. Pojazd był zanużony mniej więcej do połowy i kilka metrów od brzegu, tyłem do lądu zupełnie jakby próbowano nim wjehać w wodę albo po prostu ktoś nie wyhamował w porę.

Sama przystań również nosiła więcej sladów nietypowych dla niej wydarzeń. Była zryta ciężkimi pojazdami. Było to widoczne nawet dla laików. Tak samo jak to, że musiało stać się to wiele lat temu. Ślady prowadziły w głąb wyspy w niespecjalnie szerokiej przesiece w lesnej, szarej masie. Wedle mapy powinna być w tym miejscu droga która powinna poźniej prowadzić albo na stare lotnisko albo do Centrum Meteorologicznego. Może i kedyś tak było ale najwyraźniej droga została całkowicie rozjeżdżona przez ciężki sprzęt i obecnie zostały po niej głebokie, porosnięte trawą koleiny i przesieka wyrąbana przez las.

W ten późny, mżysty i wietrzny szary ranek nie było co dłużej siedzieć i moknąć na gibającej sie łodzi. W końcu mieli okazję sprawdzić ile z usłyszasnych opowieści, plotek i informacji o tym miejscu było prawdziwych a co okaże się mżonką.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

wt lip 31, 2012 9:12 pm

Obrazek


-Vincent... Dla przyjaciół Vince... Więc mówcie mi Vincent.- miał cichy i zachrypnięty głos, jakby dużo i często krzyczał. Być może charakterystyczna barwa głosu była jakimś niechcianym następstwem zniszczonych wdychaniem chemikaliów płuc. Od małego dzieciaka żył na terenie Missisipi. Mówi się, że te zawzięte skurczybyki znad brzegu rzeki, wdychają w ciągu jednego dnia więcej świństwa niż przedwojenni ludzie przez całe swoje życie. Vincent był średniej postury mężczyzną odzianym w znoszone ubranie. Kapelusz, którym przysłaniał twarz również był charakterystycznym elementem jego wyglądu. Kilkudniowy zarost był dowodem na to iż nie miał czasu zajmować się pierdołami jak golenie. Po za tym chłód, coraz większy chłód... Trzeba się było jakoś przygotować do zbliżających się mrozów.

-Siedź, po co wstajesz?!- zrugał swego kompana. Co by nie powiedzieć o Vincencie, był osobą odznaczającą się nie ze względu na głos, kapelusz czy specyficzne poczucie humoru. Jego największym znakiem rozpoznawczym był Mołotow. Zmutowany pies, który gabarytami przypominał wilka. Jego długi, masywny pysk był pozbawiony włosów a z szczęk wystawało kilka sporych kłów, którymi mógłby bez problemu rozszarpać grdykę albo nawet zmiażdżyć kość.
Pod grubym i długim do kostek płaszczem krył się toporek strażacki, jakich kiedyś używano w akcjach ratunkowych. Znalazł to cholerstwo przy zatopionym statku na Missisipi. Miał też łuk. Wielu ludzi pytało, czy jego broń to jakiś żart. On zaś odpowiadał chłodnym spojrzeniem pozbawiającym ochoty na dalsze żarciki.

Obrazek


-Mołotow. Zostaw...- burknął stanowczo i chłodno gdy jego pies obwąchiwał dłoń jednego z kompanów. Doceniał prywatność i sferę intymności każdego z kamratów. Wiedział, że ktoś może sobie nie życzyć i nie miał zamiaru utrudniać im życia. Nie był jakimś odludkiem czy milczkiem. Często mówił o zabijaniu mutantów nad Missisipi, oraz o swej przeszłości. Chwalił jak bardzo teren, który zamieszkiwał hartuje człeka. Teraz jednak gdy płynęli łodzią milczał. Baczył tylko na swego czworonożnego przyjaciela.
-Skurwiały deszcz...- pokręcił głową. By cięciwa w jego łuku nie poszła w trzy dupy, musiał poświęcić czystą, suchą flanelę na przebranie, by owinąć łuk a i tak nie dało się tego zrobić w pełni. Mógł mieć tylko nadzieję, że linka nie pęknie przy pierwszym użyciu...

Gdy łódź znajdowała się już przy brzegu Vinc wstał i rozejrzał się, licząc że uda mu się cokolwiek wartościowego wypatrzeć. Nie liczył oczywiście na nie wiadomo jak cenny sprzęt. Raczej chodziło mu o ewentualne pułapki mutantów czy ludzi, którzy nieproszonych gości tutaj sobie nie życzyli.
-Zapowiada się ciekawie psia mać...- burknął poprawiając kapelusz.
 
Awatar użytkownika
carloss
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 400
Rejestracja: pn lip 23, 2012 7:57 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

wt lip 31, 2012 11:30 pm

Młody chłopak siedział z przodu niewielkiej łódki niecierpliwie patrząc na powoli zbliżający się brzeg. Tak samo jak inni, i on był niezbyt rozmowny przez fatalną pogodę w jakiej musieli płynąć. Siedział na małej ławeczce z kapturem nałożonym na głowę. Spod niego ruchliwe oczy przelatywały po małej wyspie szukając portu, do którego zmierzali. Ukryte przed deszczem krótkie jasnobrązowe włosy i tak były mokre, zaś po dokładnie ogolonym policzku spływały pojedyncze krople.

Obrazek


W czasie długiej drogi na tę wyspę zdążył dosyć dobrze poznać już siódemkę swoich towarzyszy z którymi dane mu było spędzić najbliższe tygodnie. Wszyscy byli od niego starsi, jednak szybko znalazł z nimi wspólny język. No może oprócz Mołotowa, który mimo pouczeń Vince’a cały czas starał się obwąchiwać jego dłoń.
Jednak mimo śliny na dłoni, przemoczonego ubrania i długiej podróży, Will zachował dobry humor – przecież wreszcie dotarli na wyspę!

Łódz przybiła do brzegu z mocnym szarpnięciem. Słysząc ciche przekleństwa i narzekania potężnych mężczyzn, Will po nosem uśmiechnął się. Szybko wstał i wyskoczył z łodzi. Jego ciężkie buty zagłębiły się w błoto powstałe z długich opadów, zaś płaszcz zatrzepotał od podmuchu wiatru. Will zdjął kaptur z głowy i marszcząc oczy spojrzał w pochmurne niebo. Po chwili obrócił się do towarzyszy i rzucił:
- Panowie, dotarliśmy – jest zajebiście!
Po czym odwrócił się i z uśmiechem patrzył na rozciągającą się przed nim wyspę.
Ostatnio zmieniony wt lip 31, 2012 11:58 pm przez carloss, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

śr sie 01, 2012 1:57 pm

Vinent nie dostrzegał żadnych pułapek ani niebezpieczeństw jakie mogła by szykować na nich wyspa. No a przynajmniej na samej plaży. Ta zaś wysypana żwirem była lub podbetonowana może nawet od spodu i zaledwie przysypana cienką warstwą naniesionej latami gleby. Teorię tę potwierdził Will który wylądowawszy na lądzie nie miał kłopotów z utrzymaniem równowagi czy tonięciem w błocie. Co oczywiście nie znaczyło, że plaża była go pozbawiona. Ostatecznie potwierdzenie o braku niebezpieczeństw w postaci swojego pupila który zachowywał się "normalnie". Vince znał się z nim na tyle by wiedzieć, że ten ostrzegł by go gdyby wykrył znajome niebezpieczeństo lub niepokoiło go coś nieznanego.

Same słowa i zachowanie młodego chłopaka z Vegas podziałały na nich krzepiąco i dodawało otuchy. Skoro ktoś z serca pustyni nie przejmował się słotą to chyba i im nie wypadało prawda? Ten zaś zatrzymał się zaraz po przeskoczeniu burty. Mogli się spokojniej przyjżeć otoczeniu tego niby portu. Wyglądał zapewne mało pociągająco nawet przed wojną. Choć jak ich cwaniak się wywiedział kiedyś kursował prom pomiędzy wyspą a stałym lądem. I to na tyle duży by pomiescić kilka samochodów. Jednak obecnie nie było po nim śladu. Jedynie coś co dało się rozcyfrować jako ni to pomost ni to rampę do ładowania i rozładowania owego pływającego pojazdu. A świadczyła o tym niewielka tabliczka, moknąca w mżawce, i umieszczona na jednym z pobliskich budyneczków. Wciąż reklamowała bilety i godziny kursowania promu.

Całe bezpośrednie otoczenie plaży ziało moknącą pustką i ciszą. Tak często spotykaną na niezamieszkałych ruinach Pustkowi. Nie było wątpliwości, że w okolicy nikt na stałe nie mieszka. Nigdzie nie było widać dymu a przy obecnej aurze ogień był najbardziej oczywistym wyznacznikiem cywilizacji. Nikt na dłuższą metę nie wytrzymał by dłużej bez niego. Domki, szopy, biura, garaże wyglądały zatem na opuszczone i to od dawna.

Słowo "cisza" też nie należało bynajmniej brać dosłwnie. "Cisza" w tej chwili oznaczała brak ludzkich głosów, gwaru, odgłosów zwierząt hodowlanych i generalnie dźwięków kojarzących się wszystkim z cywilizacją człowieka. Nie mniej cicho bynajmniej nie było. Otaczała ich cała feeria dźwięków jakie potrafiły wyczarować Pustkowia. Począwszy od chlupotu fal jeziora, poprzez cichy poszmer słabego wiatru, na półsłyszalny dźwięk padającej mżawki poprzez trzaski drewnianych budynków, stukanie drobnych drewnianych, plastikowych i metalowych elementów okolicy a kończąc na irytującym pisku mewopodobnych ptaszysk krążących w powietrzu. Wkurzająe ale wyglądało na to,że mewom i komarom koszmar ostatniej dwudziestolatki kompletnie nie zaszkodził.

Niestety trop jaki prowadził ich pewnie przez ostatnie parę tygodni obecnie się urywał właśnie na tej plaży. Dokładnej lokalizacji wejścia do bunkra nie mieli. Jednak ich spec od przedwojennej wojskowej techniki ukuł na ten temat własną teorię. Wiedział różne dziwne rzeczy np. o maskowaniu antysatelitarnym, zużyciu energii, logistyce i takich tam sprawach. Więc dla niego było raczej jasne, że takie podziemia najlepiej było "wsadzić" pod coś. Akurat na wyspie były tylko dwa większe i godne uwagi obiekty a mianowicie stare lotnisko i ów enigmatyczne "Centrum Meteo". Oba znajdowały się kilka kilometrów w głąb wyspy pośród otaczających je lasów. A przynajmniej gdzieś tam powinno się znajdować coś na kształt głównego wejścia bo jakieś ewakuacyjcne czy tehniczne mogły być gdziekolwiek.
 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

śr sie 01, 2012 2:18 pm

Barney Patrick siedział w przyciasnej łódce nieruchomo. Nigdy nie miał zbyt dużo czasu na naukę pływania i generalnie wilgoć nie była sprzymierzeńcem sprzętu elektronicznego, więc z zasady jej unikał. A później? Później już nie było czasu. Młody mężczyzna, tuż po trzydziestce miał gładką i zdrową cerę nie zdradzają żadnych efektów popromiennych, ani styczności z chemikaliami.
To co zwracało uwagę to dziwne okulary ciasno przylegające do skóry.

Obrazek


Wreszcie dobili do brzegu z mocnym akcentem. Łodka wbiła się w nabrzeże, co pozwoliło wyjść suchą stopą, o ile komuś buty nie przemokły. Barney'owi nie przemokły. Miał przedwojenne wojskowe glany - bardzo wytrzymałe, idealnie nawoskowane. Mężczyzna stanął na brzegu i poczekał aż wszyscy się wygramolą, następnie pomachał na odchodne "kapitanow" tej "łajby".
- Zgodnie z umową, zapalimy racę, żeby zamówić transport z powrotem - powiedział machając czymś na kształt laski dynamitu.

Patrick stanął tyłem do zbutwiałego i rozwalonego molo, przodem do lasu i wyjął laminowaną, przedwojenną mapę. Sam ubrany w długi wojskowy płaszcz z kapturem wyglądał jak żołnierz z Normandii ze starych filmów. Brakowało tylko karabinu. Pod płaszczem, Patrick nosił wojskowe spodnie i kurtkę. - Dobra, wedle mapy ta droga prowadzi z jednej strony na lotnisko, z drugiej będzie odchodzić do stacji meteorologicznej - odezwał się do kompanów. - Zobaczymy czy coś tam jeszcze zostało. - Barney schował mapę do kieszeni, zarzucił plecak na plecy i naciągnąwszy mocniej kaptur ruszył w kierunku przesieki.
- Victor, rzucisz wprawnym okiem na te budynki? czy były wykorzystywane niedawno? - Barney wskazał na stojące przy wodzie zniszczone budynki

Wedle swoich informacji, przed wojną to miejsce mogło służyć za tajne laboratoria wojskowe, coś podobnego do tego, z czego uciekł niedawno przed Molochem. Oczywiście reszta ze zrekrutowanych śmiałków nie musiała o tym wiedzieć. Ważne, że mogli nieco na tym zarobić i osłonić go przed ewentualnymi niebezpieczeństwami.

- Trzymajmy się blisko i spróbujmy zbadać jak najwięcej zanim słońce zajdzie. - dodał, choć dla takich zakapiorów to chyba była rzecz oczywista.
Ostatnio zmieniony śr sie 01, 2012 2:34 pm przez Suldarr'essalar, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

śr sie 01, 2012 4:31 pm

Sir Edric von und zu Toufelstein był wysokim człowiekiem o gibkim ciele, poznaczonym straszliwymi bliznami, z których najgorsza znajdowała się na jego czaszce. Ubrany w ciemny płaszcz z krzyżem namalowanym na plecach. Obok niego stała Nu. Drobna dziewczyna ginęła pod cieniem zdecydowanie zbyt dużego plecaka.
Edric obejrzał truchło wyrma. Bestia musiała zdechnąć dawno temu, a metalowe ciało zostało obrabowane. Choć sam brzydził się grabieżą, to nie dotyczyło to stworów Czarnoksiężnika.
Zwrócił się do pozostałych
- Moi dzielni kompanioni. Serce me raduje się podczas tej wyprawy. Jesteśmy niczym rycerze z Camelotu, co przebyli jezioro mgieł i udali się na wyspę cudów, aby odnaleźć święty gral, potrzebny do uzdrowienia Króla Rybaka. Być może i nam będzie dane odnaleźć Grala, który pomoże położyć kres władzy czarnoksiężnika.
- Znaczy się, jest fajnie - przetłumaczyła dziewczyna. Edric czekał na to, gdzie udadzą się jego przyjaciele
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 5:00 pm

Bosede Baba Kafu

Łudź ciągnęła powoli po wodzie. Z nieba padała wilgotna wrzawka mocząc pasażerów. Na burcie przysiadł rosły murzyn, przechylając łódź niebezpiecznie pod swym ciężarem. Wilgoć połyskiwała na jego łysej czarnej głowie, spływając stróżkami po podbródku na masywną pierś. Jego gadzie oczy, niczym u węża, lustrowały otoczenie, skupiając się w szczególności na lądzie. Twarz mężczyzny była płaska. Nos wyraźnie wielokrotnie złamany i płaski. Na domiar złego, facjata była poparzona i ciągną się przez nią dwie głębokie blizny biegnące w poprze od lewej skroni aż w dół szyki. Całość uzupełniał naniesiony na zabliźnioną tkankę tatuaż, przedstawiający jakieś runiczne znaki. Prezent od indiańskiego szczepu, któremu Bosede niegdyś pomógł. Indianie twierdzili iż to ich stara magia i że znaki uchronią Babę od złych duchów. Mimo zatrważającego widoku, jego uśmiech zdaje się być szczery. Na jego ramionach sterczało splątane tłuste futro, o szarobrązowym kolorze. Opadające aż do połowy pleców. Poniżej futra było widać lśniącą czarną skórę i masywne mięśnie grające pod nią. Przy bliższym spojrzeniu widać było jednak liczne zgrubienia na skórze, wręcz skostnienia oraz grubą zbitą warstwę tłuszczu pod spodem.
Wielką niczym bochen chleba ręką co rusz sięgał ku wodzie, bawiąc się przemykającą pomiędzy palcami cieczą. W drugiej ręce dzierżył wielki nóż bojowy, którym od niechcenia przeciągał po swym ciele usuwając nadmiar zrogowaciałej skóry. Nogi Bosede były zupełnie nieludzkie. Przypominały one odnóża dinozaurów z rodziny raptorów Silne i umięśnione, oraz pokryte gadzią skórą. W miejscach, gdzie nogi przywierają do torsu, wydaje się dochodzić do walki pomiędzy dwoma rodzajami skóry, narastają one na siebie nawzajem Na razie jednak gadzia tkanka zdaje się wygrywać, pokrywa bowiem już większą część pleców. Z przodu jednak, nadal góruje zwykła skóra, choć i ona zdaje się przejmować niektóre cechy gadziego DNA.
Obok mężczyzny leżał duży plecak a na jego kolanach wielki karabin maszynowy. Gotowy, by zostać pochwyconym i ostrzelać brzeg. W poprze klatki piersiowej mężczyzny przewieszony był pas z umocowanymi doń granatami.
Mężczyzna podśpiewywał wesoło swym tubalnym głosem, zdawało się, że jako jedyny w mokrej i zimnej pogodzie czuje się dobrze.

Piosenka

Bosede bardzo polubił psa Vice 'a. Aż mu się oczka świeciły gdy głaskał wielgachnego zmutowanego psiaka. I gdy tylko Vince nie zerkał, wielki murzyn częstował pieska czymś z swego plecaka. Najpewniej jakimś suszonym mięsem.
- Dobra psinka, prawda, że jesteś dobrą psinką Mo? Tak. No pewnie, śliczna psinka. - mówił niemalże jak dziecko.

Za to wielki murzyn natychmiast milknął, gdy spojrzała na niego Nu, jedyna kobieta w drużynie, najwidoczniej bardzo onieśmielała mężczyznę.

Gdy łódka podpływała do brzegu, Bosede zebrał swój skromny dobytek, nisko pochylony, szykując się do zejścia na ląd.
Baba skierował się do człowieka o imieniu Barney Patrick.
- Proszę pana. Baba zbada okolice, a niech pan proszę pana znajdzie sobie jakieś bezpieczne miejsce, aż Baba upewni się, że nic nam nie grozi. - powiedział to z wielkim szacunkiem i odpowiednią grzecznością.
Wielki murzyn wyskoczył z łodzi używając impetu uderzenia kadłubu o ląd. Jego trójpalczaste stopy wbiły się głęboko w mół, tylko po to, by z plaskiem natychmiast skoczyć na skalistą plażę.
Ze sporą prędkością i dwoma czarnymi ostrzami w dłoniach pomknął pochylony do przodu, skrywając się w najbliższych krzakach. Starannie i ostrożnie zbadał bliższy a potem dalszy teren lądowania. Dokładnie wedle wojskowych instrukcji szeptanych mu przez słuchawkę w uchu przez jego jednostkę nadzorującą.
Rozpoznanie i zabezpieczenie terenu przede wszystkim. Potem podział na perymetry i wypatrzenie stanowisk obronnych. Nic nie miało prawa zaskoczyć jego drużyny.
Jego gadzie ślepia badały teren, wyszukując każdy ślad ciepła. Każdy nietypowy ruch.
Szukał zaczajonego wroga. Ale jakby nawinął mu się jakiś zając lub wiewiórka, również by się bardzo ucieszył, móc swym nowym przyjaciołom podarować nieco świeżego mięsa.

Po zbadaniu terenu, po zrobieniu przepisowego kółka po wewnętrznym i zewnętrznym perymetrze, Bosede wdrapał się na jeden z domków, by tam z ukrycia obserwować teren. i czuwać nad swymi kolegami.
Poprzez radio nadał, iż teren jest zabezpieczony. On wypatrywał wrogów, inni mogli teraz poszukać jakiś śladów w ruinach. On sam je jedynie pobieżnie sprawdził, by się upewnić, iż nikt nie ukrywa się wśród rozsypujących się budowli.
Samemu wpatrywał się w nietypowe ukształtowanie terenu. Ślady gąsienic i innego ciężkiego sprzętu były nie do przeoczenia. Był ciekaw co tu się działo. Zatopiony pancerny transporter zdawał się również być częścią tej historii.
Zamierzał udać się do wraku. Być może mimo wszystko coś zdradzi mu ta dawno martwa skorupa.

Gdy tylko przeszukiwania ruin zostały zakończone, Baba zszedł ze swego punktu obserwacyjnego i dołączył do reszty.
- Proszę pana. - odezwał się do Patricka. - Chętnie sprawdzę stary pojazd, czy mam rozglądać się za czymś szczególnym? - zapytał odkładając swój karabin i plecak na bok w małej skrytce w zaroślach. Gdy już wysłuchał instrukcji, wszedł do wody zanurzył się aż po szyjkę i bezgłośnie popłynął przed siebie w stronę pojazdu. Opłynął je dookoła nurkując wielokrotnie badając najpierw zewnętrzną część, a dopiero potem, z nożami w rękach wpływając do środka.
Nie spodziewał się, by znalazł naprawdę cokolwiek ważnego, jednak jeśli coś znalazł, zabrał to dla pana Patricka.
Drogę powrotną pokonał w większej części pod wodą, by wypłynąć w trzcinach. Taki nawyk, by nigdy nie odkrywać się zbytnio, jeśli można to uniknąć. Pod osłoną trzcin, otrząsnął się niczym pies, krople wody odprysnęły od jego zrogowaciałej bądź łuskowej skóry jak i z grubego tłustego futra pokrywającego jego ramiona i część pleców.
Dopiero wtedy wyszedł i zdał raport z tego, co znalazł.

Gdy Patrick zarządził odmarsz, Bosede zaproponował.
- Proszę pana. Baba będzie osłaniał marsz krążąc dookoła grupy. Jeśli Baba coś wypatrzy, da znać poprzez radio. -
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 5:19 pm

Obrazek



Vincent spoglądał na człeka, który bredził jak naćpany. To był wzrok pełen skupienia, mówiący że Vinc zastanawia się co z tej wyprawy wyniknie.
-Ty tak na poważnie, czy jaja sobie robisz?- rzekł do kompana, którego sposób mówienia świadczył o kiepskim stanie psychicznym.
- Dobry człeku, czemuż miałbym z ciebie lub kogokolwiek dworować? Czyżeś nie jest mężem prawym, a honorowym, który gotów jest walczyć z czarnoksiężnikiem? Ty i twój czworonogi towarzysz nie jesteście ludźmi, którym żadnej bestia, czy to ze stali, czy z ciała. Liczę, że będziemy dobrymi kompanami - rzekł poważnym tonem.
- Nie nazwał psa giermkiem - rzekła Nu szczerze zdumiona - On tak mówi od zawsze... znaczy odkąd przyjął mnie na służbę - dodała.

Vince podrapał się po głowie. Nie bardzo był pewien czy facet autentycznie mówi jak nastraszony, czy w dalszym ciągu z niego kpi.
-Co Ty tak dziwnie pierdolisz? Książek z przed wojny żeś się naczytał?- spytał zdziwiony.
-Po pierwsze waćpan, nie godzi się tak zwracać do człowieka honoru i radzę się liczyć ze słowami, zwłaszcza w obecności damy -
- Wow, jestem damą. - Uśmiechnęła się Nu. Można było zobaczyć, że nie ma większości zębów z przodu.
- I masz rację, w młodości czytałem wiele dawnych kronik przeczytałem i za ich sprawą udałem się na północ, do kasztelu posterunkiem zwanego, z siłami czarnoksiężnika walczyć.

Vinc zmierzył wzrokiem Nu, która u boku świra prezentowała się w miarę normalnie. Treser bestii machnął tylko ręką kręcąc głową.
-Chodź Mołotow. Mamy wiele pracy...- rzekł po czym bez słowa ruszył przed siebie.
Towarzysze ruszyli powoli do przodu. Zmutowany czarnuch krążył po okolicy udając zwiadowcę. Vincent do tej pory nie mógł pojąć jak to się stało, że 'zaakceptował' obecność jebanego mutanta w grupie. Tylko czekać jak jebaniec zdradzi ich nocą i pozabija, potruje zasoby wody, albo zdradzi ich obecność koleżkom z mackami.
Pietrow wejrzał na swego psa który również szedł przodem. Mołotow ufał murzynowi i to było dość silnym argumentem na jego korzyść, gdyż do Mołotowa z kolei pełne zaufanie miał Vincent.
-Obyś wiedział, co robisz przyjacielu...- syknął pod nosem nie odrywając wzroku od psa. Ten tylko na sekundę odwrócił wielki łeb i spojrzał na pana, jakby go usłyszał, po czym ruszył dalej do przodu.
Ostatnio zmieniony ndz sie 05, 2012 5:20 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
carloss
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 400
Rejestracja: pn lip 23, 2012 7:57 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 6:51 pm

Will coraz bardziej niecierpliwił się z każdą sekundą, która mijała od czasu dopłynięcia do wyspy. Długie zwiady i sprzeczki wydawały się chłopakowi całkowicie niepotrzebne - chciał się reszcie ruszyć i odkryć co znajduje się na wyspie.

Ucieszył się więc gdy drużyna wyruszyła. Grupa zgodnie z ustaleniem ruszyła w kierunku starego lotniska. Will wystartował szybko przemieszczając się na przód grupy i aktualnie szedł obok Vincenta.
Mimo niebezpieczeństw, które mogły tu czekać, Will całkowicie się nimi nie przejmował - szedł jedną z głębokich kolein z nisko opuszczonym karabinkiem. Z cierpliwością schylał się by przejść pod wystającymi na drogę gałęziami i omijał te leżące na ziemi.

Chłopak rozglądał się, wypatrując między drzewami wraków. Mimo, że wciąż otaczał go las, miał nadzieję na szybkie dotarcie do lotniska - może tam znajdowało się wejście do tajemniczego lochu - brama do majątku, sławy i przygód.

To na pewno tam!
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 6:54 pm

Gdy Bosede krążył i szperał w bliższej i dalszej okolicy ich zwiadowca i snajper, Bobby zajął się ostrożnym przetrząsaniem budynków rozciągniętych wzdłuż i nieco wgłąb wybrzeża. Podobnie jak Vine też miał psiego kompaniona. W przeciwieństweie do Mołotowa było to jednak całkiem "normalny" pies. Prawdopodobnie jakaś pochodna owczarka niemieckiego co jak mógł stwierdzić Barney niespecjalnie odbiegająca od przedwojennych standardów tej rasy.

Po jakiejś godzinie ostatecznie zakończyli rozpoznanie plaży i mogli dać znać reszcie o swoich wnioskach. Pierwsze wrażenie, że mają doczynienia z wymarłym i niezamieszkałym kompleksem budynkó było słuszne. Nikt i nic to nie mieszkało. Może prócz standardowych stworzeń mieszkających w rozpadających się trupach miast i wiosek tego co zostało z cywilzacji człowieka. Nie znaleźli żadnych większych stworzeń od szczura. Kilka gryzoni stało się ofiarą łowieckich instynktów obu czworonogów które mogły przynieść w pyskach trofea swoim właścicielom radośnie merdając przy tym ogonami.

Co do bytności ludzi na tym skrawku lądu potwierdziły się również słowa miejscowych, że nikt tu nie mieszka. Kilka sladów ognisk i starych obozowisk jakie znaleźli pomiędzy ruinami jak i w ruinach. Najmłodsze miały może pół miesiąca, może miesiąc. Wystrój wnętrz i wyposażenia specjalnego wrażenia też nie robił. Wszystkie ciekawsze i wartościowsze "mobilne" przedmioty dawno zostały zabrane. Z tego co zostało trzeba by być cwaniakiem z Vegas by opchnąć komuś coś w zamian za coś naprawdę użytecznego. Same budynki nadal jednak zapewniały niezłe schronienie przed deszczem i wiatrem i w ciągu ostatnich lat najwyraźniej właśnie taką najczęściej pełniły rolę.

Bosede niewiele więcej szczęścia miał we wraku. Na wpół doszedł na wpoł dopłyną w zimnej wodzie do zatopionego wraku. Barney rozpoznał wrak jako standardowy model amfibii używanej przez Piechotę Morską do desantów i transportu. W czasach gdy była sprawna na pewno bez problemu można było nią dostać się z wyspy na stały ląd i na odwrót. Już zbliżając się do wrakku wielki Murzyn nie sądził by ktoś lub coś mógł się ukrywać w środku tak dobrze by tego nie wykrył. Na sczęście dla niego tylne wrota pojazdu były otwarte więc mógł przez nie dostać się do środka. Przez inne włazy mogło to być problematyczne. Ale Baba przywykł, że standardowy "rozmiar: człowiek" rzadko na niego był dopasowany. Tak samo jak od zewnątrz tak i wewnątrz pojazd był na wpół zatopiony. Woda monotonnie obijała się smętnie o burty wozu. Pomyszkował chwilę wewnątrz pojazdu ale z ciekawszych rzeczy znalazł tylko jedno "trofeum". Coś co na pierwszy rzut oka wyglądało na mokrą, ciemną szmatę. Okazało się jednak jakimś ubraniem i samo to może nie zwróciło by jego uwagi gdyby nie to, że dostrzegł na nim jakieś ni to plakietki ni napisy. Na wszelki wypadek zabrał znalezisko ze sobą.

Na brzegu Barney rozpoznał "szmatę" jako roboczy kombinezon używany w armii. Sam już raczej się do niczego nie nadawał bo był na wpółprzegniły i śmierdział mułem, zgnilzną i wodą. Jednak z kieszeni kombinezonu udało mu się wydobyć oryginalnego szwiajcara z charakterystyczną czerwoną rękojeścią i białym krzyżem. Resztę przedmiotów z których rozpoznał tylko do nieczego się nie nadający długopis pochłonęła woda i czas zmieniając je w nic nierozpoznawalną i nieprzyjemną w dotyku masę. Co jednak ciekawe w zaistniałym miejscu i czasie z innej kieszeni wyciągną plakietkę identyfikacyjną wykonaną z "niesmiertelnego" plastiku. Widniało na niej zdjęcie i dane osobowe jakiegoś kaprala Korpusu. Technik wiedział, że jeżeli przed nimi faktycznie było jakieś centrum i miałoby wciąż działającą elektronikę dane kaprala na pewno mu nie zaszkodzą.

Po krótkiej naradzie pstanowili, że Bobby ze swym psem zostanie przy łodzi, zabezpieczy ją i później ich dogoni. Jako zwiadowca nie miał problemów z odnalezieniem ich grupy nawet gdyby się starali z jakis powodów go zgubić. W końcu bezpańska łódka na brzegu mogła kogoś zbyt niepotrzebnie kusić prawda?

Ruszyli więc w głąb Wyspy. Poruszali się w grupie. Bosede od czasu do czasu znikał lub pojawiał się im w zasięgu oczu by dać znać o swoijej obecności. Wyglądało, że dość dobrze się sprawdza w tej roli. Gdyby coś jednak umkło jego czujności był jeszcze Vince i Mołotow. Tak więc szanse na zaskoczenie ich wyglądały na dość nikłe. Było to o tyle pocieszające, że objuczeni swoimi plecakami, bagażami i bronią, grzęznąc w zimnej błotnistej glebie, w której co chwila się poslizgiwali i grzęźli naprawdę nie mieli ochoty wgapiać się w każdy napotkany krzak. Mżawka i wiatr też nie poprawiały im samopoczucia ani nie ułatwiały wędrówki. Dość szybko przestali je odczuwać rozgrzani wysiłkiem jaki wymagała od nich podróż. Wyglądało, że tylko Mołotow nie ma problemów z poruszaniem się no ale on nic nie dźwigał no i był psem.

W tym stanie dotarli do rozdroża które było zaznaczone na mapie Barneya. Wyglądało na to, że zdecydowana większość ciężkiego sprzętu poruszała się na trasie lotnisko - przystań bo odnoga na CM także była zryta pojazdami jednak nadal było widać pierwotną drogę a nie jedno czołgowisko jak na drugim szlaku.
 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 7:22 pm

- Chodźmy szybciej, nie zostawajmy w tyle - powiedział Barney to reszty. To, że połowa drużyny stanowili zwiadowcy, nie znaczyło, że można podzielić się na dwie oddzielne podgrupy. Na szczęście były wojskowy nie zapomniał o rygorze i kondycji, więc bez problemu przyśpieszył kroku. Naciągnięty głęboko na twarz kaptur skrywał uśmiech, gdy patrzył na entuzjazm tej grupy. Nie spodziewał się, że znajdzie takich ludzi w tej zapomnianej przez bogów krainie.

Bez wątpienia, ta grupa nie jest pierwszą, która szła odkryć tajemnice tej wyspy, jednak Barney wierzył, że złożone z prymitywów, wtórnych analfabetów, oraz zdziczałych wyrzutków wojny jądrowej ekipy nie miały prawa znaleźć dobrze ukrytych przejść. Ba, sam nie był pewien, czy takowe znajdzie. Owszem, był już w takim kompleksie, owszem wiedział jak i gdzie szukać wejść, ale to nadal był rządowy kompleks. Tzn, mężczyzna miał nadzieję, że to to, czego szuka...

Pogoda ich nie rozpieszczała i przez chwilę wojskowy spec zastanawiał się, czy od razu nie uderzyć do stacji meteorologicznej, bo tam spodziewał się wejścia. Jednak warto sprawdzić, czy na lotnisku zostało coś, czego nie ukradli jeszcze tubylcy?


Barney trochę martwił się o drużynowego mutka. Co prawda nic nie miał do takich jak on, co więcej uważał, że stanowią wdzięczny materiał badawczy, to nie podobało mu się to, że Boebe robi wokół nich kółka i szpera po zatopionych czołgach. ~ Stanie na minie i się rozerwie ~ pomyślał. Choć trzeba było przyznać, że plakietka wygląda obiecującą. Barney nie znał kaprala, co nie dowodziło niczego. Schował trofea do kieszeni swojego płaszcza, wyrzucił szmatę. - Dobra robota mały - powiedział wracając do swoich myśli.

Vic. Słyszał o takich jak on. Goście nie lubią mutków. Nawet teraz ten hipokryta woli swojego zmutowanego psa, niż gadziego murzyna. Jak na niego w ogóle mówić? Murzygad? Gadorzyn? Trzeba uważać, żeby się nie wziął z Viciem za bary. No, przynajmniej dopóki obaj są potrzebni.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 9:07 pm

Po krótkiej przerwie na rozdrożu i ostatecznej decyzju udania się w pierwotnym kierunku ruszyli dalej. Na razie po Bobbym nie było śladu więc pewnie dalej szwendał się po plaży albo okolicy. W drodze ku celowi minęli kilka wraków. Było to hummer dla którego jeden z zakrętów najwyraźniej okazał się za ostry teraz stał smętnie kilka kroków wgłąb pobocza wciąż z maską przytuloną w pień drzewa który okazał się jego ostatnim postojem. Tak samo jak minęli lezącą na boku trzyosiową ciężarówkę a tuż przy bramie ustawioną prostopadle do drogi gąsiennicówkę. Wedle Barney'a też amfibię tylko, że mniejsza niż tamta pierwsza na brzegu. Olbrzymie wyrwy w poboczu gleby i roślinności jakie utrzymały się do dziś wskazywały, że gąsiennicówka najwyraźniej blokująca wcześniej drogę została bezpardonowo zepchnięta na pobocz przez pojazd o podobnej wielkości. Żaden z pojazdów nie nosił śladów zniszczeń czy walki a jak już to raczej wieloletniego wpływu pogody, klimatu i szabrowania. Dla ich technika oczywiste były dwie rzeczy, pierwsza to, że żaden z nich już nie pojedzie a druga, że wojacy porzucili zepsute czy uszkodzone pojazdy nie kwapiąc się z ich zabieraniem. Było to dość dziwne bo zgodnie z procedurami uszkodzone pojazdy mogły być potraktowane w ten sposób ale później powinny być zabrane i naprawione przez służby techniczne. Te zaś najwyraźniej nigdy nie dotarły do owych wraków.

Jesli spodziewali się ujrzeć obwarowane bunkrami i zasiekami kompleksy budynków to zawiedli się. Bramę stanowiła zwykła siatka z drutu zakończona kolczatką i takiż sam płot. Widać było zaraz za nią szlaban, obecnie opuszczony i nadal pomalowany w żółto - czarne skosne pasy. Sam brama w przeciwieństwie do szlabanu stała otworzona na ościerz. Obok wjazdu umieszczona była tablica informacyjna o tym, że za płotem jest lotnisko, że wolno palić tylko w określonych strefach, gdzie kupić bilety, zostawić samochody czy telefony alarmowe.

Byli już prawie u celu jaki sobie wyznaczyli. Już od bramy widać było, że las za płotem rzednieje co obiecywało pustą przestrzeń. I faktycznie kilkadziesiąt metrów i jeden zakręt dalej ukazało im się lotnisko. Zobaczyli kilkukilometrową polanę o chyba mniej - więcej kształcie wydłużonego prostokąta. Ta część mniej - więcej zgadzała się z mapą jaką miał ich spec. Wedle niej znajdowali się u południowo - wschodniego krańca kompleksu. Na Barney'u rozmiary i wielkość kompleksu nie robiła wrażenia. Widział, był i korzystał z większych i to zarówno wojskowych jak i cywilnych. Jak mógl się zorientować było to typowe polowe lotnisko prywatne zdolne przyjąć awionetki, może jakieś lear - jety no i oczywiście jakieś pionowzloty czy uniwersalne i wszędobylskie śmigłowce. Ale o żadnym ciężkim sprzęcie nie mogło być mowy bo było po prostu za krótkie na takie maszyny.

Całe lotnisko otaczała zwarta ciemnoszara ściana lasu. Obenie las starał się przywrócić naturalną posta rzeczy i na przekształconej wcześniej równinie bujnie pleniła się wysoka, sięgająca przynajmniej pasa trawa a i zarówno krzewy jak kilkuletne drzewka nie były rzadkością. Nad tym niczym wyspy dominowały metalowe kolosy. Było ich pełno. Kilkadziesiąt przynajmniej. Wyglądały tak samo martwo jak cały otaczający je kompleks. Wraki hammerów, ciężarówek, gąsiennicówek, samolotów i śmigłowców ciągnęły się w mniej lub bardziej uszeregowanym porządku. Zaścielały gęsciej lub rzadziej całe pobocze pasa startowego najbardziej "tłocząc" się przy górującej nad nimi budowli. Była nią wieża kontrolna o wyskokości dwóch - trzech standardowych pięter. Było też kilka większych i charakterystycznie kopulastych budynków które na pewno były hangarami lub magazynami. Gdzieniegdzie zauważyli też kilkanaście mniejszych budyneczków zapewne o jakichś dozorczo - technicznym przeznaczeniu.

Ogarniali cała tą panoramę chwilę. I tak jej potrzebowali dla złapania oddechu po tempie jaki narzucił im lider grupy. Co prawda nie mieli kłopotów z jego utrzymaniem no może prócz Willa który pod koniec już wyraźnie był zziajany. Gdyby podróż porwała dłużej zapewne musieliby zwolnić by nie został w tyle. Reszcie jednak też dawały się warunki we znaki, zwłaszcza dźwiganie całego dobytku na sobie było irytujące. Więc chwilę na ogarnięcie widoku i zastanowienie się co dalej przyjęli z ulgą.

Zanim jednak zdołali przedsięwziąć coś konkretnego dał znać o sobie czworonóg Vince. Ten wiedział, że zwierze musiało znaleźć coś ciekawego ale raczej nie niebezpiecznego. Dał się poprowadzić czworonogowi. Ten powiódł go kilkadziesiąt metrów w głąb skwierczącej swoimi odgłosami puszczy. Ostrożnie przedzierając się przez krzewy z mizernymi pozostałościami zczarniałych i zwiędłych liści, przez podgniły i mokry dywan liści dotarł do psiego znaleziska. Był nim kilkulitrowy pojemnik po farbie. Obecnie jednak zamiast farby znajdywały się tam zebrane przez kogoś grzyby i inne owoce leśnej fauny. Po chwili szperania w okolicy traper znalazł także jakiś odcisk buta w błocie czy nawet dwa. Wychodziło, że ów grzybiaż na pewno do wysokich i ciężkich nie należał. Po drugie kompletnie nie znał się na łażeniu po lesie i raczej nie byłoby problemów z jego wytropieniem. A po trzecie w okolicy był góra wczoraj wieczorem albo nawet i dziś rano. Wychodziło na to, że wyspa nie jest tak całkiem bezludna.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 9:57 pm

Obrazek


-Nieźle...- burknął gdy tylko ich oczom ukazały się hangary i porozpieprzane maszyny wojskowe. Vincent widział kilka tego typu miejsc. Ludzie znad Missisipi nazywali je cmentarzyskami maszyn. Brzmiało dość spektakularnie a prawda była taka, że było to miejsce jak każde inne. Rdza, oszabrowane sprzęty i wiejący wiatr. Treser bestii nie liczył na to, że znajdą tu coś wartościowego. Z resztą mieli inne zadanie. Kto by taszczył ze sobą cokolwiek cięższego nawet jakby miało to swoją wartość?Jemu osobiście by się nie chciało. Z resztą miał przy sobie wszystko co było mu potrzebne do życia z dala od stałego domu.
Gdy grupka odpoczywała chwilę, Vinc odkręcił bukłak i upił kilka łyków. Świeża woda to dopiero był skarb.

Traper spojrzał kątem oka na swych kamratów. Dziwna zbieranina. Edric i Nu. Słyszał kiedyś opowieść o Donkichocie i Sanczo – coś tam. Jeśli opowieść o tamtym kretynie była prawdziwa, to pewnie miała swoje odwzorowanie w historii szlachcica z powojennej Ameryki. O reszcie wiele powiedzieć nie mógł, bo jeszcze ich nie poznał na tyle by oceniać.
Przemyślenia przerwał mu Mołotow. Pies trącił go pyskiem po dłoni. Vinc wiedział, że pies rzadko go w ten sposób zaczepia. Głównie jak głód mu zaczyna doskwierać, lub kiedy znajduje coś godnego uwagi jego pana.
-Coś znalazł?- spytał szeptem a wpatrzony w niego pies przekrzywił lekko głowę jakby starał się zrozumieć. Czworonóg nagle wstał i ruszył w kierunku, z którego przyszedł chwilę wcześniej.
-Zaczekajcie tu. Chyba coś znalazł.- rzekł chłodno po czym ruszył za psem.

Brnąc między drzewami i gęstymi krzewami Vincent sięgnął po strażacki toporek, schowany pod długim płaszczem. Co prawda było to niewygodne ale dawało pozorne wrażenie, że Vinc jest prawie bezbronny. Nie spodziewał się by toporek miał się do czegoś przydać ale jak to starsi mówili przezorny zawsze ubezpieczony.
Gdy dotarli na miejsce Vincent przykucnął na jedno kolano, pochylając się nad kubełkiem po farbie. Nie ruszał go. Znał różne podstępy i nie chciał by ktoś go w tak prosty i banalny sposób schwytał w pułapkę. Choć pewnie wcześniej wpadłby w nią Mołotow. Ślady stóp w grząskiej glebie uświadomiły go, że na pewno nie są sami w okolicy.
-Ciekawe gdzie żeś się stracił...- syknął pod nosem po czym wstał i zawołał kompanów.

Gdy tamci zbliżyli się dość blisko pokazał im palcem znalezisko.
-Nazbierał grzybów i zostawił. Tylko ja mam wrażenie, że coś go zajebało, zanim zdążył po to wrócić?- spytał unosząc brew. Vinc poprawił sobie kapelusz i wejrzał na każdego z osobna.
 
Awatar użytkownika
carloss
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 400
Rejestracja: pn lip 23, 2012 7:57 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 10:34 pm

Wyczerpany po długiej i ciężkiej podróży, Will oparł się o zardzewiały wrak. Deszcz, błoto i długi, forsowny marsz do którego chłopak nie był przyzwyczajony, niemal go pokonały. Niemal.

Stare lotnisko nie spełniło jego oczekiwań - zardzewiałe, dziurawe wraki nie mogły mieścić w sobie wielu gambli. Jednak wiara w znalezienie podziemi nietkniętych przez wojnę dodawał mu nadziei i sił.

Szukając w plecaku wody, Will nawet nie zauważył jak zniknął jeden z jego towarzyszy. Dopiero gdy Vince wyszedł z pobliskich krzaków wołając ich, chłopak wrócił do rzeczywistości.

Chowając po drodze bukłak, dołączył do reszty, by po chwili stanąć naokoło niewielkiej beczki. Widząc wyraźne ślady człowieka Will ucieszył się - nowi ludzie to okazja do handlu i hazardu. Z tego też powodu miał nadzieję, że posiadacz liżącej bestii nie ma racji
- Moim zdaniem poszedł po więcej grzybów - powiedział do końca normując oddech - ale powinniśmy pójść go poszukać - może będzie miał coś ciekawego do powiedzenia lub wymiany

Po tych słowach Will nachylił się nad pojemnikiem i dokładniej przyjrzał się zebranym przez mężczyznę grzybom
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 05, 2012 11:11 pm

Bosede Baba Kafu

Zimna czarna woda otaczała Bosede z wszystkich stron. Jednak tu wewnątrz opancerzonego transportowca było zadziwiająco cicho. Tu istniał własny zaczarowany świat. Jedynie uderzające o stalową skorupę łagodne fale przypominały, iż istnieje jeszcze coś więcej poza kadłubem dawno zapomnianego giganta. Bosede doświadczonymi ruchami przetrzepał wnętrze. Zdawało się, iż wszystko co ważne, ktoś już wyniósł. Pod wodą, ręka mutanta natrafiła na coś miękkiego i obślizgłego. Jakąś starą szmatę. Woda zrobiła swoje, i zapewne kiedyś pierwszo klasowy kombinezon był jedynie spleśniałą i rozkładającą się szmatą. Takie Ubranka jednak niekiedy chowały prawdziwe skarby, zapomniane przez swoich byłych właścicieli po kieszeniach. Na dodatek Bosede wyczuwał jakieś twarde przedmioty wewnątrz. Nie zastanawiał się więc wiele i wyciągnął ubranie spod wody. Po finalnej rundzie po wnętrzu powrócił na ląd gdzie przekazał znalezisko.
- Wnętrze całkowicie ogołocone proszę pana. - odezwał się niepewnie prezentując swoje znalezisko. - Ale może w tym coś być... zaczął niepewnie.
- Wiem proszę pana. źle to wygląda. Wszak pomyślałem sobie, że może ktoś coś zapomniał w środku, w jednej z kieszeń. Mój tatuś zawsze zostawiał w spodniach papierosy, zapalniczkę, czasem garść monet. A kiedyś znaleźliśmy nawet scyzoryk. Ach cóż to był za scyzoryk. śliczny i czerwony, mówię panu. Taki scyzoryk każdy chłopiec chciał mieć. No Baba znów za dużo mówi. Bardzo pana przepraszam. Dobrotliwy pan na pewno nie chce słuchać głupiego gadania Bosede. Już milknę. - rzekł basowym głosem z pewnym zażenowaniem przekazując zbutwiały kombinezon.

***

Podczas przemarszu Bosede badał teren przed drużyną i robił od czasu do czasu odskoki na flanki by i je zabezpieczyć. Jego towarzysze byli świetnie wyszkoleni, był zatem pewien, iż poradziliby sobie równie dobrze i bez niego. Ale jak już wziął na siebie tę pracę , postanowił ją jak najlepiej wykonać. Jego tata powtarzał mu, że ciężką pracą, człowiek daje sobie najlepsze świadectwo. I wedle tego zamierzał działać. Zwiadowcy szybko zgrali się, i podając sobie ciche znaki informowali się nawzajem o stanie marsz ruty i o ewentualnych zagrożeniach. Cały czas krążąc wokół głównej maszerującej kolumny niczym niewidzialne duchy, dbali nad bezpieczeństwem podróżujących.

Bosede dotarł jako jeden z pierwszych do skrzyżowania i podążył w lesie wzdłuż jednej i drugiej drogi przez jakiś kawałek, by zbadać najbliższe otoczenie. Gdy reszta również do nich dotarła, Bosede podszedł do Patricka, i zapytał się głupkowato.
- Proszę Pana. Baba patrzy na te ślady. I tak się zastanawia, po co wojsko jeździło czołgami do stacji metro? Przecież czołgi nie pasują do kolejki.... - mutantowi najwidoczniej nieco pomyliły się pojęcia. Mimo to zastanawiało, dlaczego wojsko kursowało czołgami do stacji metrologicznej. Zwykły jeep był by zapewne lepszym rozwiązaniem, i nie żłopał ropy niczym smok.
- Widział pan ten cały wojskowy sprzęt proszę pana? Babie się zdaje, że bardzo im się gdzieś śpieszyło. Albo pojazdami prowadziły kobiety. Mój tata zawsze powiadał, że jedynie kobieta potrafi na prostej drodze zaparkować samochód na drzewie. Co pan o tym myśli? - zapytał całkiem poważnie wielki murzyn.

***

Baba aż zaniemówił przez chwilę na widok tak dużego zgromadzenia różnego sprzętu. Szybko jednak odetchnął z ulgą widząc, że to przed wojenny złom, bez jakiś szczególnych widm ciepła. Nie była to zatem eskadra Molocha.

Gdy Vince zawezwał drużynę do lasku, Baba przez chwile przyglądał się grzybkom.
- Jak by Baba miał takie smaczne grzybki, na pewno by ich nie zostawił tak samych w lesie. - odparł na sugestię Vince 'a.
Mutant spojrzał jednak na Patricka, szukając w jego obliczu decyzji, co zrobić z tym fantem.
Mogli szukać nieznajomych, ale mogli się również przed nimi chować. Bosede mgliście pamiętał, iż ludzi z osady opowiadali coś o jakiejś rodzinie, która przed czymś uciekała oraz o jakiejś grupie idącą ich tropem. W tamtej rodzimi były dzieci...
- Baba tak sobie myśli, że może ci ludzie potrzebą pomocy... - wydukał niepewnie. - Może powinniśmy znaleźć ich i upewnić się, czy wszystko w porządku?
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

wt sie 07, 2012 7:45 am

Obrazek


-A kto cie kurwa pytał o zdanie?!- parsknął Vinc spoglądając na mutanta. Komentował i dzielił się swoimi refleksjami jakby był równorzędnym członkiem załogi -Ty masz kurwa łazić wkoło sprawdzać czy nic nam nie grozi, a jeśli trafisz na pierdoloną minę to masz jebany obowiązek w nią wejść, co byśmy my byli bezpieczni. W taki sposób się przydasz, a myślenie zostaw tym, którym to lepiej wychodzi...- rzekł chłodno. Mołotow siedział posłusznie obok jego nogi.

-Nie ma sensu go szukać. Go, czy jej. Jeden chuj. Mamy swoją robotę. Najwyżej zostawimy wiadomość, żeby ten... Jak on tam się nazywał... No ten co przy łodzi został. To żeby on sprawdził okolicę i ewentualnie poszukał grzybiarza kurwa jego mać.- wzruszył ramionami. Czy był sens szukania kogoś kto pewnie nie powie grupie wiele więcej niż inni mieszkańcy okolic jeziora? Nie według Vince'a.
 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

wt sie 07, 2012 9:02 am

Patrick minął krzyżówkę przystając ledwie na moment, by młody z Vegas miał chwilę na złapanie oddechu. Zdecydował się podążać zgodnie z polanem. Po pierwsze dlatego, że lotnisko powinno się dać szybciej ogarnąć, po drugie powiedzieli tak Bobby'emu i choć tamten był zwiadowcą, to lepiej go nie testować i nie sprawdzać. Tak też uzasadnił decyzję grupie. Ruszyli dalej kierując się na lotnisko. Ich drogę przecinały raz po raz wraki pojazdów i tym razem Barney przystanął i przyjrzał się dokładniej temu co stało na drodze. - Słuszna uwaga Baba, jednak w wojsku nawet kobiety potrafiły prowadzić pojazdy -
Mężczyzna podszedł do pojazdów i zbadał je. Otworzył pokrywy silnika, sprawdził stan płynów, paliwa, stan silnika każdego z pojazdów. Sprawdził też osie, systemy hamulcowe, przekładnie, słowem "co się stało?"*.

Gdy skończył ruszyli dalej. Lotnisko było już blisko, więc po paru minutach zobaczyli niskie budynki hangarów i małą wieżę kontrolną. chwilkę później pojawiło się ogrodzenie, szlaban i reszta infrastruktury. Młody zrzucił tobołek przed bramą. ~ Niegłupi pomysł ~ pomyślał Barney, również zrzucając swój plecak. Wtedy zawołał ich Vic. Mężczyzna zabrał swój tobołek i ruszył z nim w las. Wysłuchał co inni mają do powiedzenia unosząc temperująco rękę w kierunku Vica
- Spokojnie Vincent. Jeśli wyspa jest opuszczona, to obstawiałbym, że gościu poszedł dalej szukać grzybów. Widzicie tu ślady walki? Ja nie. To raczej wyklucza możliwość ataku tutaj, prawda? - Barney starał się odciągnąć rozmowę od rodzących konflikty tematów.

- Wycofajmy się i Vincent, zamaskuj naszą obecność tutaj. Idziemy sprawdzić lotnisko. Bosebe, sprawdź czy można bezpiecznie wejść na lotnisko, nie wdawaj się w żaden kontakt z kimkolwiek kto tam może być. My z Willem poczekamy na Bobbyego przed bramą. Jak tylko Vincent skończysz z maskowaniem dołącz do nas. Sprawdź jeszcze skąd można mieć dobry punkt obserwacyjny na to miejsce. -

Barney wyszedł z powrotem na drogę, tym razem dokładniej obserwując otoczenie. Zajrzał do swojego plecaka wyjmując co raz jakieś sterty złomu. Dobrze zakonserwowanego, niezakurzonego i niezardzewiałego złomu**.


 
Awatar użytkownika
carloss
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 400
Rejestracja: pn lip 23, 2012 7:57 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

wt sie 07, 2012 11:48 am

Will ze zdziwieniem przyjął fakt, że poparcia udzielił mu jedynie mutant. Jednak gdy chwilę się zastanowił uznał, że pozostali mieli rację: szukanie grzybiarza mogło zająć im cały dzień, a w tym czasie każdy mógł ograbić ich przedwojenne podziemia. Poza tym wolał trzymać się blisko Vince'a, gdyż ten swoją prostotą wzbudził jego zaufanie.

~Znając życie i tak jeszcze go spotkamy~ - pomyślał, po czym ruszył w kierunku bramy.

Zaniepokoił go również fakt, że Patrick zaczął wydawać innym rozkazy. Już otworzył usta, by trochę utemperować kolegę, gdy przypomniał sobie o niespłaconym długu. Chłopak postanowił zaczekać aż odwdzięczy się Barneyowi za uratowanie życia.

Po dotarciu do bramy, Will usiadł na pobliskim wraku pojazdu z uśmiechem przyglądając się wyciąganym z plecaka Patricka kawałom żelastwa. Widząc kilogramy, które kompan dźwigał na plecach, postanowił w najbliższym czasie poćwiczyć siłę i wytrzymałość.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

śr sie 08, 2012 12:36 am

Bosede Baba Kafu

Bosede wyraźnie ucieszył się na pochwałę ze strony Patricka. Wydawał się jedynie bardziej zdziwiony, jeśli również kobiety potrafią w wojsku prowadzić, to musiało się tu doprawdy dziać coś dziwnego. Wielki mutant nie miał pomysłu, dlaczego doszło do tylu wypadków podczas czegoś, co można by uważać za rutynową przejażdżkę pomiędzy lotniskiem a przystanią. toteż nie skomentował tego, jedynie wzruszył ramionami i przyglądał się jak Patrick przegląda pojazdy.
Gdy zobaczył, że Patrick wyciąga jakiś sprzęt zaproponował.
- Jeśli pan sobie życzy, mogę za pana ponieść część sprzętu. .

***

Wielki mutant wyprostował się słysząc wrogie słowa Vince. Przegiął swą czarną łysą głowę raz w jedną stronę raz w drugą, aż strzeliły głośno kręgi. Potem ugiął się w kolanach, jakby szykował się do skoku.
- Niegrzecznie tak się zwracać do Baby panie Vince. Czy pana mama pana nie nauczyła manier? Mój tata mówił, że na brak manier pomaga jak się bachorowi spierze tyłek. Tak powiadał mój tatuś. Czy pan Vince chce, aby Baba mu pomógł nauczyć się dobrych manier?
Gadzie oczy mutanta nie wyrażały absolutnie nic. Mutant skrzyżował wielkie łapska na piersi, a w dłoniach połyskiwały czarne ostrza.
Gdy Patrick przemówił, Bosede uniósł jeden z noży i podrapał się nim po głowie.
- Dobrze proszę pana. - rzekł i zaczął się oddalać, mamrocząc do siebie - Niedobry pan Vince, czemu nie lubi Baby... .

W miarę jak Bosede się oddalał, jego skóra poczęła przybierać kolor otoczenia. Już po chwili zniknął w wysokiej trawie i ruszył na zwiad na teren lotniska. Miał dwa cele. Po pierwsze, sprawdzić, czy ktoś znajduje się na terenie, po drugie wytypować i zabezpieczyć możliwie bezpieczną i osłoniętą trasę dla przemarszu reszty drużyny. Nie w sposób w krótkim czasie sprawdzić każdego pojazdu, istniała zatem szansa, że mimo wszystko ktoś mógłby się ukryć gdzieś. Jednak Bosede zamierzał dopilnować, aby co najmniej w pobliżu trasy przejścia na pewno nikogo nie było. Ten odcinek sprawdził dokładniej. Krążył również w dalszych częściach, jednak tu nie mógł już sobie pozwolić na dokładne sprawdzanie, ufał zatem swemu słuchowi i wzrokowi. Zamierzał sprawdzić również większe hangary, czy ktoś w nich przebywa, a nawet podejść bliżej budynków, by sprawdzić, czy znajdzie jakieś ślady czyjejś obecności. Cały czas zachowywał najwyższą ostrożność. W jego mniemaniu była to kolejna misja na wrogim terenie. To że na razie nie było widać maszyn, nie znaczyło, iż ich tu nie ma.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

śr sie 08, 2012 11:32 am

Edrik szedł za resztą, pogrążony w myślach.. Zaklęty Nubijczyk mimo, że słabowity na umyśle, był typowym szlachetnym prostakiem. Choć wielu z tych, których przeklął czarnoksiężnik oddawało mu swą duszę, to niektórzy walczyli z nim
Vincent, człek pochodzący znad Nilusu sądząc po gburowatym charakterze miał w sobie zapewne krew nieokrzesanych piktów.
Patrik był osobą dziwną. Wziął chyba chłopaka z Babilonu na kogoś w rodzaju giermka, a sam był wojownikiem, jednakowoż nie wyglądał na rycerza.
Tymczasem głowę nu zaprzątało tylko to, czemu Baba i Vinc nie zjedli jeszcze tych swoich psów. Zrozumiała dopiero gdy zwierzaki zaczeły przynosić myszy... "Sprytne" pomyślała. Pogmerała 1 w woreczku, gdzie miała kilka kolorowych kamyków


Gdy natrafili na pozostałości innej ekipy, Nu uśmiechnęła się pokazując resztki zębów, z których wszystkie były pożółkłe.
- Ugotujemy na nich zupę? Ugotujemy?!
Patrik jednak kazał iść dalej. Nie podobało się to Edricowi, który wolał nie zostawiać potencjalnych wrogów za plecami. Nie chciał na razie podważać autorytetu dowódcy, nawet samozwańczego. Jednak szedł obok niego, aby zagadać w stosownym czasie.. Gdy dotarli do zniszczonego wybiegu dla mechanicznych orłów i pegazów, rzekł cicho do Patrika
- [i] Jakich skarbów lub artefaktów tu szukacie? Wiecie coś o tej wyspie zaginionej a tajemniczej, co pomocnym byłoby? Plan macie jak9wyś?
 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

śr sie 08, 2012 11:57 am

Barney oderwał się na chwilę od szabrowania samochodów i odwrócił w stronę Edrika. Schował wyciągnięte małe pudełko z wystającymi kablami do wojskowego plecaka i strzepnął ręce, by czarne rękawiczki schowały się w rękawach grubego zielonego płaszcza oficerskiego.
- Jest spora szansa na wojskowe bunkry, gdzie trafimy na nienarusziny sprzęt, taki jak komputery, broń, amunicja. - odpowiedział spokojnie. - widzisz tę ciężarówkę? - Barney wskazał na wywróconego trójosiowca - Jest sprawna. Mając parę godzin i części z tamtego hummera doprowadziłbym ją do użyteczności. Wiesz ile to jest warte? Spokojną starość. Niestety nie ma jak tego przenieść poza wyspę, więc póki co sobie odpuśćmy. Wewnątrz powinniśmy znaleźć ciekawsze rzeczy.
Mam przedwojenną mapę okolic, ale obiekty wojskowe nie są na niej zaznaczone -
Mężczyzna przez chwilę lustrował tę dziwną dwójkę w oczekiwaniu na pytania. - Mamy trochę czasu zanim nasi zwiadowcy wrócą. Możesz poobserwować czy nikt nie wraca po koszyk, lub cokolwiek innego, tylko nie rób hałasu. Nie ściągajmy na siebie uwagi jeśli nie jest to konieczne. - Barney spojrzał jeszcze na amfibię zastanawiając się co jeszcze może się przydać
Gdy skończył przeszukał Hummera. Co prawda był już pewnie szabrowany nie raz, ale może któraś ze skrytek przechowywała coś cennego?
Ostatnio zmieniony śr sie 08, 2012 11:58 am przez Suldarr'essalar, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

czw sie 09, 2012 1:23 am

Całą grupką, szrając przez przegniły dywan opadłego listowia ruszyli z powrotem ku rozjeżdżonym koleinom pokrytym trawą i grząską glebą bezczelnie symulujacą drogę. Na miejscu znaleiska pozostał tylko Vince starając zamaskować się ślady ich bytności i odwiedzin. Lojalnie asytował mu jego czworonóg.

Tymczasem pozostała piątka dotarła do przesieki leśnej i po krótkiej wymianie zdań rozdzieliła się do swoich dadań. Pierwszy wybył ich wielgachny zmutowany zwiadowca. Chwilę obserwowali go jak powoli ale zgrabnie oddala się od nich i stopniowo maleje wraz ze wzrostem dzielącej ich odległości. Nie dało się pominąć, że mutomurzyn mimo swych gabarytów porusza się zwinnie i płynnie.

Barney w asyście Willa zają się przetrząsaniem wraków. Ich stan był dokładnie taki jaki można było się spodziewać po porzuconych wiele lat temu pojazdach. Jednak w przeciwieństwie do ograbinej doszczętnie na w pół zatopionej pancerki na wybrzeżu tu potencjalne łupy były dużo bogatsze. Ponieważ Bosede nie wracał dłuższy czas a czego się własciwie spodziewali, obaj technicy zdążyli rozkręcić się na dobre z tym rozkręcaniem i góra czegoś co w większości dla innch członków grupy podpadało pod kategorię "ustrojstwo" stopniowo rosła. Obaj majsterkowicze pochłonięci pracą na razie najwyraźniej omijali taki "detal" jak zabranie owego czegoś gdziekolwiek. A przeiceż bagaże kogokolwiek z nich lekkie nie były już teraz.

W tym czasie sir Edrik i jego młody bezzębny giermek i tłumacz w jednej osobie zajęli się dozorowniem okolicy. Była to może najnudniejsza fucha ze wszystkich przydzielonych ale niewątpliwie najmniej męcząca. Mogli więc podziwiać "uroki natury" jak to się kiedyś mówiło. Alternatywą bowiem była obserwacja dwóch speców przy pracy. A okolica była monotonnie szarobura, bezlistna i przymglona wciąż padającą mżawką. Wszędzie było ślisko, mokro i błotniscie. Od czasu do czasu przebiegał niedaleko jakiś zając czy chyba raz nawet jakiś psiun czy inny lis. Nawet ptactwo zdawało się przytłumione i niemrawe obeną aurą. Zdecydowanie nie był to najlepszy czas na jakiekolwiek dłuższe wyprawy w teren. Po jakimś czasie dołączył do nich traper z Wielkiej Rzeki lub jak woleli niektórzy z Wielkiego Ścieku. Jego pojawienie się poprzedało pojawienie się Mołotowa więc nie było watpliwości kto nadchodzi. Obecnie więc we trójkę czekali aż Bosede powróci albo aż Barney z Willem skończą szaber pojazdów.

Tymczasem Bosede ostrożnie przemykał się przez kompleks lotniska. Gdy odwrócił się po raz ostatni by spojrzeć na swoich towarzyszy nim znikną mu z pola widzenia zorientował się, że w wysokiej trawie pozostawia wyraźny wydeptany szlak. Trochę go to skonfundowało. Złą stroną tego było to, że nawet amator mógł trafić na ten szlak i trafić do niego jak po sznurku. Dobrą stroną tego było to, że to samo dotyczyło kogokolwiek innego kto by próbował przejść przez ową trawę. Jednak wyboru właściwie nie miał, jeśli chciał zbadać lotnisko musiał wejść w tą trawę. Innego sposobu nie było.

Baba nie spiesząc się sprawnie badał kolejne metry i kilometry przestrzeni na zewnatrz lotniska. Omijał kolejne wraki pojazdów i rónych latadeł i stopniowo zataczał bardzo wydłużony okrąg wokół lotniska. Wszędzie panował spokój i cisza a przynajmniej nie widział w okolicy nic podejrzanego. Wraki wyglądały na tak samo opuszczone jak i te co spotkał ostatnio. W zimnym otoczeniu na ciepło jarzyło się tylko jakaś drobnica zwierzyny jak jakieś szczury, uciekające zaskoczone nagłym jego pojawieniem się zające czy latające gdzieniegdzie ptactwo.

Po drodze na poboczach rejonu lotniska minął parę niewielkih budynków. O ile się mógł zorientować nie wchodząc do nich nie były użytkowane od dawna. Stopniowo więc zaciesniał krąg swego marszu wokół centrum kompleksu czyli wieży kontrolnej i kilku hangarom. Tu rzuciła mu się w oczy wydeptana trawa. W całej okolicy wokół hangarów i wieży była zadeptana i pognieciona trawa. O ile się mógł zorientować tropy zostały utworzone przez lekkie i małe zwierzęta. Zdcydowanie mniejsze od człowieka. I musiało ich być trochę albo popracować dłuższy czas by tak zajeździc okolicę. Obecnie jednak poza wydeptaną trawą po stworzeniach nie widać było innego śladu.

Wnętrze hangarów które i tak było widać z powodu otwartych odrzwi było dośc mało wolnej przestrzeni. Sporo było jakiś pudeł, skrzyń, regałów, maszyn, kolejnych mniejszych i większych wraków lotniczych. Nie czuł się jednak na siłach by okreslać ich stan. Zwiad właściwie był zakończony. Baba miał już dość dobre rozeznanie w okolicy i czuł, że może poprowadzić resztę gdyby zechcieli tu przyjść. Mógł co prawda sprawdzić teren jeszcze dokładniej, łącznie z samymi wrakami, budynkami, wieżą i hangarami jednak to znów zajęło by mu sporo czasu.

Miał już wracać gdy na krawędzi postrzegania zauważył coś co wydało mu się znajome. Powrócił do obserwacji podejrzanego fragmentu i po chwili ją dostrzegł. Kurtka. Zapewne skórzana i czarna jak pamiętał. A ten detal pamietał akurat bardzo dobrze bo kurtka miała wyćwiekowany charakterystyczny symbol. Ten symbol wyrył mu się w pamięć od dawna. Gdy spotkał go po raz pierwszy skońćzyło się stare życie i Bosede Baba Kafu rozpoczą mozolną i znojną wędrówkę która powiodła go na Północ gdzie walczył po obu stronach konfliktu i konsekwencje zdeterminowały jego obecny stan ciała i umysłu. Ostatecznie znalazł się teraz tu, na tej zapomnianej przez wszystkich wyspie i patrzył na symbol i rzecz która łączyła go z przeszłością. Kurtka leżała przy hangarowym podnośniku na pojazdy na którym wciąż stał jakiś hummer z podniesioną maską. Sam podnośnik zaś obecnie był opuszczony a ubranie leżało na posadzce plecami do góry stąd ładnie i czytelnie widac było owe ćwieki.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

pt sie 10, 2012 11:58 am

Bosede Baba Kafu

Wysoka trawa znakomicie maskowała mutanta, ale za to nie dało się przez nią przejść bez tworzenia widocznej ścieżki. Choć powierzchnia stóp mutanta była w porównaniu do ludzkiej mała, bo w rzeczywistości chodził nijako cały czas na palcach, to mimo to, zostawiał za sobą szeroką i wyraźną bruzdę w naturze.
Gdyby poświęcił na przejście wystarczająco dużo czasu, zapewne udało, by mu się zamaskować przemarsz, na tyle, by nie rzucał się od razu w oczy. Jednak, nie było na to teraz czasu.
W przebłysku rzadkiej inteligencji, wpadł jednak na pomysł, że jeśli on takowe ślady zostawia, inni również powinni. Zatem gdy dotarł do jednego z wysokich hangarów, wdrapał się po jego zewnętrznej stronie na szczyt. Podczas wspinaczki, jego skóra przybrała kolor szaro stalowy jak obdrapania i skorodowana blacha hangaru. Dzięki temu, z daleka był praktycznie niewidoczny.
Lerząc płasko na brzuchu przyglądał się okolicy. I rzeczywiście, dostrzegł kilka ścieżek wydeptanej trawy. Usatysfakcjonowany zlazł powoli na dół, i ruszył spokojnie dalej. Kontynuował schemat przeszukania, jaki podyktował mu jego sprytny komputer. Metodycznie badając teren. Gdy dotarł w końcu do wypatrzonych wydeptanych dróżek, dokładniej się im przejrzał. Pragnął po stanie trawy stwierdzić, kiedy ostatni raz ktoś tędy przechodził. Dziwne wydało mu się to, iż wydeptania zdawały się zbyt małe na ludzi. Ale po co zwierzęta miały, by poruszać się między budynkami? Podążył wzdłuż zwierzęcego szlaku, szukając jakiś widocznych odcisków łap lub odchodów, po których można by wywnioskować więcej.

Hangary, ze względu na ilość śmieci i sprzętu w nich się znajdujących były trudniejsze do sprawdzenia, niż można było, by na pierwszy rzut oka się spodziewać. O ile wielka przestrzeń i otwarte lub brakujące bramy ułatwiały rzucenie okiem na skrywające się w cieniu wnętrze, to nadal pozostawało mnóstwo zakamarków, w których ktoś mógł się schować. Bosede wślizgnął się do środka paru hangarów, by wdrapać się wewnątrz na jakieś podwyższone miejsce obserwacyjne, o ile takowe znalazł, i pozwalało to na obserwację bez zdradzania swojej pozycji. Z góry łatwiej wypatrzyć kogoś, kto próbuje się schować przed wzrokiem innych ludzi. Baba nie wiedział dlaczego, ale większość ludzi ograniczało się do patrzenia pod nogi i czasem do przodu. Bardzo rzadko ludzie spoglądali w górę, i często zapominali, że właśnie tam może kryć się największe niebezpieczeństwo.
Sam sprzęt nie interesował mutanta. Zdawał sobie sprawę, iż już same te wraki i hangary kryją w sobie bogactwo ponad wyobrażenia większości zwykłych ludzi. Jednak nie to było jego misją.

Już zamierzał wracać, gdy coś przykuło jego uwagę. Ostrożnie podszedł bliżej. I... aż zatoczył się do tyłu. Świat zawirował a wielki mutant usiadł na swym zadku. W jego głowie odżyły dawno zakopane wspomnienia.

Gdy się znów pozbierał, podszedł na drżących nogach do skórzanej kurtki z przeklętym znakiem na plecach. Stał nad nią dobrą minutę w absolutnym bezruchu, klatka piersiowa unosiła się ciężko i opadała, pompując powietrze niczym wielki miech. Baba wyciągnął rękę by podnieść kawałek skóry z betonowej posadzki, jednak coś spowodowało, iż zastygnął pół ruchu. Cofną rękę. Nie był pewien, czy warto ją zabierać czy nie. Rozejrzał się dokładniej dookoła. Zajrzał nawet pod maskę pojazdu, w nadzieji, iż pomoże mu to określić, kiedy ten ktoś był tu ostatnim razem.
Gorączkowo szukał jakiegoś śladu, kiedy i dokąd podążył właściciel kurtki. Jedno wiedział na pewno. Jeśli ten ktoś aż do teraz zatrzymał swą kurtkę, to dlaczego miał by ją porzucić akurat teraz? A to znaczyło, że albo jest gdzieś w pobliżu, i zostawił ubranie jedynie na chwilę, albo coś zmusiło go do porzucenia swego ubrania.
Gdy już zbadał dokładnie okolice, pomyślał o kolegach. Nie mógł ich porzucić. A może, pomogą mu nawet w wytropieniu tego kogoś. Z tą nadzieją ruszył w drogę powrotną, pozostawiając nieruszoną kurtkę za sobą.
Prawie by zapomniał zamaskować swoje ślady, musiał się wrócić. Gdy już i to zadanie zakończył, ruszył do swych kolegów.

Po dołączeniu do reszty, roztrzęsiony Baba począł objaśniać co znalazł. Robił to jednak bez ładu i składu, i dopiero po którymś razie towarzysze zrozumieli, o co mu chodzi ze zwierzęcymi śladami i ową kurtką skórzana.
- Ci ludzie są bardzo niebezpieczni. - tłumaczył nadal przejęty. - dręczą ludzi i zabijają. Gwałcą i porywają... Baba musi ich odnaleźć, ukarać... wiedzą gdzie Baby siostra jest... porwali ją... resztę zabili... Baba szuka ich od lat... są tutaj... na tej wyspie... nie uciekną.... - słowa Bosede plątały się cały czas, bardzo powoli powracał w nie jakiś sens.
Z nadzieją w oczach Bosede zwrócił się do towarzyszy. - Pomożecie ich odnaleźć? To ważne, Baba bardzo prosi..
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

sob sie 11, 2012 1:08 am

Obrazek


-Czysto... Chyba...- wzruszył ramionami. Nie był geniuszem, nie był istotą nieomylną. Kompani pewnie nie wymagali od niego takich rzeczy. Po za tym było ich kilku. Maszerowali z plaży zostawiając za sobą masę śladów. Vinc nawet nie myślał by je za grupą maskować. Musiałby spędzić na tym kilka dni, albo poprosić pogodę o ulewny deszcz a i tak nie byłby pewien czy wszystko za sobą zatarli.
-Na przód.- rzekł do Mołotowa. Pies od razu wstał i poszedł spokojnie w okolice hangarów szukać czegokolwiek co mogłoby zagrozić jego panu.
-Ten śmierdziel.- skinął głową w tył, jednak nikt tam nie stał -Ten zjeb genetyczny. Zdradzi nas. Zobaczycie.- burknął chłodno -Nie czekajcie aż powiem „a nie mówiłem”.- miał zupełnie poważną minę tak jakby głęboko w to wierzył.

-Po co on nam? Przecież potrafi to samo co ja, albo i ten co łodzią się zajął.- nie miał pamięci do imion - Ten mutant wpędzi nas w tarapaty. Naśle na nas maszyny Molocha, albo swoich kumpli o niepewnych genach.- kontynuował -Jeszcze wspomnicie moje słowa, tylko, żeby nie było za późno.- przestrzegł pozostałych. Więcej nie powiedział, gdyż w pobliżu pojawił się Bosede. Gdy roztrzęsiony i spanikowany próbował im coś przekazać Vinc przewrócił oczami i wydął usta.
~Co za głąb...~ pomyślał słuchając tych bredni.
-Zapomnij.- rzucił chłodno. Raz jeszcze wzruszył ramionami -Mamy co innego do roboty a nie szukać jakiś wyimaginowanych wrogów...-
 
Awatar użytkownika
carloss
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 400
Rejestracja: pn lip 23, 2012 7:57 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

sob sie 11, 2012 2:35 pm

Will cierpliwie słuchał dukania swojego zmutowanego kompana. Przez deszcz i silny wiatr chłopak rozumiał jeszcze mniej. Kamizelka kuloodporna ukryta pod płaszczem niemiłosiernie wbijała się w ramiona, płaszcz hałasował na wietrze, kaptur przy każdym ruchu głową. Jednak w końcu Will zrozumiał o co chodzi Babie.

-Znając życie, Ci gangersi przybyli po to samo co my - powiedział do roztrzęsionego Boseby - Mogę się założyć, że jeszcze ich spotkamy. Wtedy będziesz mógł dokonać swojej zemsty.

Po tych słowach podszedł bliżej do kompana i powiedział:
- Zobaczysz, spotkamy ich nie zmieniając naszych planów
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

sob sie 11, 2012 3:24 pm

Bosede Baba Kafu

- Nie wym... imag... Owalni... Prawdziwi. Baba zapewnia. Może pokazać miejsce. Te typy są bardzo groźne. - wydukał w stronę Vince.

Dopiero słowa Willa wyraźnie uspokoiły wielkoluda. - Dobrze. Pan ma na pewno rację. Ale musimy uważać. Oni są groźni. Nie chodzi tylko o zemstę Baby. Baba miłosierny. Ale oni zagrażają podopiecznym Baby, i oni... oni... oni porwali siostrę Baby..
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

sob sie 11, 2012 6:19 pm

Obrazek


-Gangerzy... Gangerzy...- zastanawiał się na głos stukając się palcem po skroni. Siostra mutanta generalnie gówno go obchodziła. Pewnie dawno nie żyła, bo kto normalny trzymałby mutanta w niewoli? Może do pracy by się przydała, ale nie gangerom. Oni żyli w drodze. Ruszali się z miejsca na miejsce i tylko nieliczne ekipy osiadały w miejscu na dłużej budując swoje małe warownie nie do zdobycia, nie do zeszturmowania.
-Jeśli ten...- zmierzył wzrokiem Bosede -Mutant ma rację to mamy problem. Co prawda moglibyśmy minąć tych skurwieli skupiając się na naszej misji. Ale. Wolałbym pracować spokojnie, nie myśląc o tym, że lada moment ktoś nas od tyłu zajdzie i ostrzela. Nie wiem, czy nie lepiej by się było nimi za wczasu zająć.- Zrobił skupioną minę -Może to jakieś fałszywe tropy, ale może być tak, że faktycznie tu są i czegoś szukają. Choć z drugiej strony gdyby się tu dostali to pewnie ze swoimi ukochanymi piżdziorynami... Nie widziałem nigdzie śladów motocykli a szczerze wątpię, żeby pieszo tu sobie spacerowali... Sprawdź no na mapie, czy jest na tej wyspie jakieś inne miejsce, przy którym można przycumować i dostać się do środka wyspy.- zwrócił się do Barney'a.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

ndz sie 12, 2012 8:56 pm

Barney bez słowa wyciągną swoją mapę i pokazał co i jak. Niebieską plamę jeziora zdobiła dużo mniejsza, podłużna plama zdominowana przez zieleń. Mniej więcej po środku tej zieleni był maźnięty biały pasek z symbolem samolotu. Odchodziły do niego dwie białe nitki ciągnące się na północ i na południe. Technik zaczął tłumaczyć co jest co.

Po zastanowieniu musieli stwierdzić, że jeśli faktycznie jakaś grupa przybyła tu przed nimi to najwyraźniej wybrali inną drogę niż oni sami. Bo szanse, że Babie albo Vince'owi przez całą drogę umykałyby jakieś tropy były minimalne. Baba musiał przyznać, że faktycznie żadnych motorów nie zauważył. Właściwie świeżych śladów po nich ani innych pojazdach też nie. Chociaż w obecnej słocie, żadne tropy nie utrzymywały się dłużej niż kilka dni a czasem i kilka godzin.

Barney najwyraźniej nie zamierzał przejmować się takimi detalami jak jacyś kurtkowcy i dał wyraźnie do zrozumienia, że i tak nie ma zamiaru odstąpić od pierwotnego planu. Słowa Willa też brzmiały zachęcająco. Właściwie minęło już prawie pół dnia. Do zmierzchu pozostało im parę dobrych godzin. Wciąż mżyło i dominował nieprzyjemny mokry chłód. Najlepiej przed nim chroniłaby jakaś budowla. Najbliższe mieli przed sobą. Jeśliby nie zdecydowaliby się na nocleg tutaj musieliby albo wrócić do zrujnowanej przystani gdzie pozostał ich snajper i łódź albo nocować pod chmurką w mokrym, błotnistym lesie.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: (Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

pn sie 13, 2012 9:55 am

Edrik się nie nudził się. Był przyzwyczajony do takich działań. Gorzej z Nu, która najwyraźniej nie wiedziała co ze sobą zrobić. W pewnym momencie podeszła do Barnea zapytała uśmiechając się
- Jesteś chyba mądry... Więc wiesz komu lepiej złożyć ofiarę. Citosowi czy Czerwonemu emenemsowi?
Edirik wspiął się na jakiś zbiornik obserwował o kolicę
Gdy Baba wrócił, położył rękę na jego ramieniu
- Szlachetny Nubijczyku. Klnę się na honor, że jeśli tylko spotkamy tych brygantów, zostaną ukarani - rzekł twardym głosem.
Nu wpatrywała się w Bosede wystraszona
- Sir zabije ich... On zawsze tak robi
Edrikowi nie podobało się, że ich szef nie chce się zająć obcymi, ale co mógł zrobić?
- Nubijczyku. Racz odszukać domostwo przestronne a do obrony łatwe.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

(Neuroshima 1.5) Eden i jesienna wyspa skarbów

pn sie 13, 2012 11:56 am

Bosede Baba Kafu

Mutant najwidoczniej się ucieszył widząc, że Vince jednak jest skłonny podążyć za gangerami. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie o motocykle. Jednak wyspa była duża, na pewno istniało mnóstwo plaż, na których można było lądować. To że na razie nie widzieli ani nie słyszeli motorów, nic nie musiało oznaczać. Nie każda banda gangerów miała wogóle motory. Niektóre były po prostu zwykłymi zgrajami rabusiów, podróżujących na własnych nogach.
Bosede próbował wypatrzyć jakąś drugą przystań na mapie Patricka, jednak nic nie był w stanie rozpoznać na płaskiej chłodnej kartce. Mapa była dla niego jedynie kawałkiem niebieskiego papieru. Widział jedynie smugi ciepła w miejscach, gdzie Patrick przytknął swój palec do zimnego tworzywa mapy, by im coś pokazać. Rażące się czerwono żółte odciski palców jednak nic mutantowi nie zdradzały. Za to szybko bledły, przechodząc w ciemną czerwień, potem w różne barwy zieleni by na powrót zlać się w jednolitą niebieską powierzchnię mapy.
W uchu rozbrzmiał mu jednak komputerowy głos. Sky wczytał mapę poprzez kamerkę i opisał ją dla mutanta, podając równocześnie taktyczną analizę terenu. Która jednak na podstawie tak skąpej mapy wypadła równie ubogo.

Mutant zamarł na moment w bezruchu, uporczywie próbując zrozumieć słowa Edrika. Podrapał się po łysej głowie, bez zrozumienia.
- Kto? - wydukał w końcu. Nie miał pojęcia, kto kim lub czym jest Nubijczyk.
Zrozumiał jednak intencję przemówienia, gest przyjaznego uścisku ramienia i obietnica wsparcia w zemście były łatwo zrozumialne, nawet jeśli wyrażone w zawiłych słowach.
Tłumaczenie Nu jednak nie pomogło, Bosede się zasępił i rozejrzał dookoła jakby kogoś szukał.
- Baba dziękuje wam za pomoc. Gdzie trzymacie zmutowanego sera zabójce? Baba ciekaw, jadł ser, ale nie widział jedzącego ludzi sera.
Mutant najwidoczniej nie znał tytularnego określenia Sir, pomyślał zatem, iż Nu mówi o jadalnym serze.

Po chwili namysłu również zrozumiał pytanie o odpowiednie miejsce na nocleg.
Baba się nieco skrzywił. On sam wolał skrywać się, w jakimś niedostępnym miejscu z łatwą możliwością wycofania się. Pomysł warownego noclegu odstręczał mutanta. Zbyt łatwo takie z pozoru bezpieczne miejsca zamieniały się w pułapki bez wyjścia.
Zdawał sobie jednak sprawę, iż nie da się ich całej drużyny schować, tak by być pewnym, iż nikt ich w nocy nie odnajdzie.
Rzucił okiem w stronę lotniska, na tamtejsze budynki. W myślach oceniał ich przydatność.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 15

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości