Dziś, wyjątkowo, będzie krótko i (mam nadzieję) treściwie. O konwentach.<br /><br />Czym jest konwent, nie muszę chyba nikomu pisać, mimo to, na wszelki wypadek, postaram się wyjaśnić najprościej, jak mogę. Konwent gier fabularnych to nic innego, jak zlot dziwnych ludzi. Dziwnych, ponieważ potrafią z własnej woli zrezygnować z dobrodziejstwa kilku wolnych od pracy i nauki dni by tłuc się pociągiem, autobusem lub, w przypadku szczęśliwców, zamieszkujących miasto, w którym impreza się odbywa, tramwajem nierzadko po kilka, kilkanaście godzin by dotrzeć na teren zlotu. Dziwnych, ponieważ godzą się płacić po kilkadziesiąt złotych za kawałek miejsca na podłodze do spania, kilka metrów przestrzeni do grania i możliwość posłuchania prelekcji i wzięcia udziału w fantastycznych konkursach. Dlaczego więc, skoro na pierwszy rzut oka zapowiada się to tak beznadziejnie, znaleźć można setki chętnych do wzięcia udziału w takich zlotach?<br /><br />Na początku zamracza grupa. Świadomość bycia jedną z wielu osób połączonych wspólną pasją, hobby na terenie zamkniętego obiektu jest dość miłe. Z prawie każdym można porozmawiać na tematy związane z grami fabularnymi, nie jest wielkim problemem znalezienie mistrza gry, czy też graczy. Minimalny kłopot stanowi znalezienie osoby prowadzącej nieznany system, z którym zawsze chcieliśmy się zapoznać w praktyce lub posiadacza fajnego podręcznika, mogącego pożyczyć go na kilka godzin do czytania.<br />Z czasem pojawia się zainteresowanie prelekcjami i konkursami. Te drugie często prowadzone są w luźnym klimacie, opierają się nie tylko na wiedzy, ale również na zdolnościach aktorskich, improwizacji oraz poczuciu humoru i są fajną zabawą zarówno dla uczestników, jak i publiczności. Pierwsze umożliwiają ujrzenie na własne oczy sławnego pisarza lub innego fejmusa*, poznanie ciekawych sztuczek związanych z różnymi aspektami gier fabularnych lub posłuchaniem wykładu o interesującym nas temacie.<br /><br />Z czasem to wszystko zaczyna nudzić.<br /><br />Po kilku, kilkunastu konwentach liczą się jedynie ludzie – nie ogół znajomych, ale grupka, z którą spędza się dłuższy czas, czy to grając w RPG, planszówki albo Jengę, czy chodząc na prelekcje i konkursy, czy też rozmawiając, na wszelkie tematy poczynając od fantastyki, na życiu kończąc.<br /><br />Długo się zastanawiałem, dlaczego tak niewielu miłośników d20 wybiera się na podobne imprezy. Czy to z powodu marnych warunków (jednostkowe prysznice lub ich zupełny brak, zimna albo letnia woda z kranów, ciepłe jedzenie tylko z bufetu lub pizzerii, itd.)? Czy dlatego, że niewielu lub żaden znajomy gracz D&D nie deklarował chęci przyjazdu? Czy może raczej z powodu niechęci, jaką rzekomo fandom żywił względem osób uznających Dungeons and Dragons za najlepszą grę na rynku?<br />Przez długi czas myślałem, że o ile kilka czynników wpływa na niewielką frekwencję fanów d20 na zlotach rpg’owców, o tyle ostatni z wyżej wymienionych jest najmocniejszym. Nieraz spotykałem się z niechęcią, czy też otwartymi atakami („niech sobie turlają kostkami gdzie indziej, miejsce dla bitewniaków jest na sali gimnastycznej”). Zdarzało się, że ludzie uśmiechali się z politowaniem słysząc, że zostawiłem Warhammera, czy też Earthdawna dla jakiejś gry z tysiącem ras, klas, premii i innych modyfikatorów, preferując kolorową książeczkę nad „system z klimatem”.<br />Tegoroczny Krakon uświadomił mi, że sytuacja się zmieniła. Za sprawą bloku d20 oraz, przede wszystkim, ludzi z sali 22 (pozdrawiam wszystkich!) zrozumiałem, że D&D zaczęło wygryzać sobie miejsce w fandomie. Nikt nie patrzy na podręcznik do Midnight, czy też SW d20 z politowaniem, nikt nie uśmiecha się krzywo słysząc pytanie w rodzaju „czy chce ktoś zagrać w FR?”. D&D stała się zwykłą grą, jedną z wielu, choć z pewnością bardzo popularną i dynamicznie się rozwijającą.<br /><br />Dlatego też zachęcam wszystkich, którzy mają chwilę wolnego czasu by zaryzykowali kilka dni, kilkadziesiąt złotych oraz ogrom pokonwentowego zmęczenia i wybrali się na jeden z organizowanych w najbliższym czasie konwentów. Tylko w ten sposób będziecie mogli zrozumieć, dlaczego ostatniej nocy
Ruko odbiła palma, jak wygląda procesja konwentowiczów uderzających się pudełkami po pizzy w czoło, co oznacza zwrot „klimatyczne półośki” oraz jak fajnie brzmi muzyka z Jezus Chrust Superstar. Tylko tak będziecie mogli zostać fejmusami, wytykanymi za postawienie trzydziestu siedmiu kondygnacji Jengi, nauczycie się grać w Neuroshimę Hex podczas trwania pierwszej partii w Waszym życiu, zrozumiecie, jak wielkim problemem jest konieczność wyjęcia miecza z wulkanu w bezpieczny sposób (ani, jak brzmi skrobanie w zakrzepłą lawę Golluma, nurkującego pod jej skamieniałą powierzchnią). Warto, naprawdę warto!<br /><br />
Tutaj Bez problemu znajdziecie informacje o nadchodzących zlotach. Do zobaczenia (oby) na R-Konie! <br /><br />* fejmus – osoba słynna w fandomie, określenie żartobliwe, czasami tylko przyjmujące negatywne znaczenie