Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Modrzev
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn maja 16, 2016 7:40 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

wt lip 26, 2016 9:27 pm



- Wszystko zatem ustalone - powiedział sir Lancestrong zmieniając pozycję z siedzącej na stojącą przy pomocy ramienia gubernatora. - Nocne warty przejmują dziś osoby nieuczestniczące w wyprawie, nasza dziesiątka ma za zadanie wyspać się i przygotować, abyśmy o świcie mogli ruszyć w drogę. Rozejść się.

Wszyscy zgromadzeni przy źródle ciepła i światła jakim było ognisko poczęli powoli przemieszczać się do wybranych wcześniej legowisk. Noc zapowiadała się ciepła i bezwietrzna, sen nawiedził was z zaskakującą szybkością. Na pewno wpływ na to miały zmęczenie, emocje i zapewne magia nowego miejsca. Na szczęście los postanowił odpuścić wam trochę i wszystkie nocne godziny udało wam się spędzić w krainie Hypnosa bez problemów ze strony świata zewnętrznego.

Poranek przywitał was delikatnie wiejącym wiatrem, odgłosami bajecznie śpiewających ptaków i przyjemnie grzejącym słońcem, które dopiero zaczynało podnosić się znad linii wody. W obozie panował jeszcze spokój, większość osób spała, ale wy nie mogliście pozwolić sobie na taki luksus - od was prawdopodobnie zależało przetrwanie wszystkich tych ludzi. Przygotowaliście się najlepiej jak potrafiliście, założyliście dostępny ekwipunek i zebraliście w wyznaczonym miejscu. Czekał tam już na was kapitan w swojej lekkiej zbroi, z włócznią zawieszoną na plecach. Wszystko wskazywało na to, że kapłan rzeczywiście dał radę postawić go na nogi. Na jego twarzy nie dostrzegliście zmęczenia, za to wyglądał jakby wstąpiła w niego nowa energia, kąciki ust zdradzały niewielki uśmiech, a w oczach skrzyła się iskierka podniecenia. Najwidoczniej ten stary wojownik aż rwał się do możliwości odbycia kolejnej, niebezpiecznej przygody. Nie dawał się jednak ponieść emocjom - jego polecenia, które do was docierały z odległości były rozsądne i przemyślane. Prawdziwy był z niego doświadczony dowódca. Poza nim dostrzegliście 5 osób.

Wszystko wskazywało na to, że waszymi towarzyszami podróży będzie nawigator
- starszy, krasnoludzki jegomość, którego imię brzmiało Umli, z nazwiska zaś nigdy nie raczył się przedstawić. Do tej pory zawsze wyglądał jakby wszyscy dookoła mu przeszkadzali, zapytany o cokolwiek odburkiwał półsłówkami i ogólnie sprawiał wrażenie zadufanego w sobie profesora. Teraz jednak, gdy u jego boku wisiał niewielki topór, a korpus zdobiła skórznia nie było wątpliwości, że płynęła w nim też krew prawdziwego, krasnoludzkiego wojownika.

Poza Umlim dostrzegliście także młodą niziołczkę, o której obiło wam się o uszy, że jest drugim zwiadowcą w waszej wyprawie, wybraną osobiście przez gubernatora do tej podróży. Stało tam także dwóch rosłych mężczyzn uzbrojonych w miecze i tarcze, oraz elfka wyposażona w łuk i strzały. To zatem była wasza kompania. Zbliżyliście się do pozostałych akurat w momencie, kiedy zwiadowczyni, energicznie gestykulując, opowiadała o czymś kapitanowi.

- Dobrze, że już jesteście. Otrzymałem właśnie raport z nocnego zwiadu na północ. - zwrócił się do was Erhard. - Wszystko wskazuje na to, że nie damy rady podróżować najbardziej oczywistą drogą, jaką byłaby plaża i skraj drzew. Na przeszkodzie stoi nam potężna skarpa. Nie ma nawet co myśleć o wspinaczce bez odpowiedniego sprzętu, a poza tym nie mamy czasu ani żyć do zmarnowania żeby próbować. Będziemy musieli wejść w głąb dżungli i znaleźć bardziej dogodne miejsce do pokonania tego wzniesienia.

Każde z was wzdrygnęło się na tę myśl. Z drugiej strony nie spodziewaliście się, że będzie to łatwy spacer do celu. Coś jednak było w pobliskich wam drzewach, co sprawiało, że człowieka ogarniało zdenerwowanie.

- Mam nadzieję, że wszyscy bezpiecznie dotrzecie do celu. - usłyszeliście zbliżającego się do was gubernatora. Jego ręce wyglądały już na w pełni sprawne - kapłan na prawdę był dobry w tym, co robił i nie musieliście się przejmować, że pod jego medyczną opieką pozostawiacie pozostałych. - Weźcie proszę ten pierścień, kiedy dotrzecie na miejsce mieszkańcy po tym właśnie będą wiedzieli, że ja was przysłałem i że muszą słuchać waszych poleceń. Jak tylko szybko wam się uda przyślijcie po nas statek. - Zdjął ze swojego pulchnego palca szeroki, złoty pierścień z wyrytą w nim symboliką przedstawiającą gryfy i wręczył stojącej najbliżej osobie, którą był Septus.

- Za to wy nie wybierajcie się na żaden spacer, żebyśmy nie zastali pustego obozu, kiedy już po was przypłyniemy. - powiedział kapitan tak czerstwym żołnierskim żartem, że aż wszystkim zaschło w ustach. - Obóz wygląda solidnie, w razie czego nie prowokujcie agresywnych sytuacji. To tylko kilka dni, mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy de Fallard.

- Oby kapitanie. Do zobaczenia.

Pożegnanie było krótkie i nie przepełnione zbytnio emocjami. Obaj przywódcy byli raczej osobami czynu niż słów, więc szybko ruszyliście w stronę drzew. Przekroczyliście ich symboliczną linię i wkroczyliście do nowego świata, poruszając się szybko, ale ostrożnie. Idący przodem torowali drogę pozostałym używając mieczy do cięcia gałęzi i zwisających wszędzie pnączy. Szybko zwróciliście uwagę na to, iż w tym miejscu powietrze stoi praktycznie w miejscu. Dodatkowym problemem jest wilgoć. Nie zrobiliście jeszcze nic wyjątkowo męczącego, a już każda osoba w drużynie cała jest zlana potem. No i te wszechobecne owady. Kąsają, wchodzą w najmniejszą szczelinę w ubraniu i brzęczą koło ucha. To na pewno nie będzie przyjemna wyprawa.

Mimo tych niedogodności wyprawa posuwała się dość sprawnie w kierunku północno-zachodnim. Wkrótce dotarła do opisanej przez nocny zwiad skarpy. Jej wysokość rzeczywiście była imponująca i na pierwszy rzut oka widać było, że skały, z których była zbudowana nie nadawały się do wspinaczki o gołych rękach. Ruszyliście na zachód zastanawiając się, czy nie dałoby się może wspiąć jakoś po drzewach i w ten sposób pokonać przeszkodę. Rosnące tu rośliny posiadały szerokie pnie pooplatane zdrewniałymi pnączami i lianami, więc wspinaczka nie powinna być trudna. Patrząc jednak w górę okazało się, że drzewa te są za niskie, aby dosięgnąć do szczytu wzniesienia. Rozglądaliście się uważnie dokoła, jednak poza licznymi, małymi zwierzętami, które szybko schodziły wam z drogi, aby z daleka obserwować was uważnie, nie napotkaliście żadnego problemu.

W końcu, mniej więcej w połowie dnia waszej podróży, towarzysząca wam ściana skalna zaczęła wyraźnie się obniżać. Bardzo szybko dotarliście do miejsca, gdzie pochyliła się w sposób pozwalający na wejście na nią bez większego problemu. Po dotarciu na szczyt zrobiliście przerwę, po czym ruszyliście dalej. Kolejna przeszkoda pojawiła się jednak bardzo szybko... Wyszliście bowiem na skraj wielkiej polany, do waszych oczy dotarło niezakłócone żadnymi drzewami światło słoneczne. Rozglądając się w koło dostrzegliście, że całą polanę porasta nieznana wam trawa - wysoka na metr, szaro-srebrna w barwie, bardzo gęsto porastająca całą okolicę.
Wszystko wskazywało na to, że polana ta rozchodzi się na wschód i zachód na bardzo dużą odległość - nie byliście w stanie zobaczyć żadnego z jej końców przez porastające jej nieregularną krawędź drzewa, zaś w kierunku północnym jej kres znajdował się całkiem blisko. Był to istny pas zieleni w samym środku lasu.

- Mieczotrawa... - zaniepokojonym wyraźnie głosem odezwał się Nadim.

- Co takiego? - spytał go stojący niedaleko kapitan.

- Mieczotrawa, szabloliście, ostrzozieleń, jakkolwiek tego nie nazwiesz efekt będzie taki sam, nie przejdziemy tędy. Wykrzyczała praktycznie niewielka główka, po czym zasępiła się siedząc na ramieniu Asiji i wyraźnie nie zamierzała dodawać nic więcej, jakby oczekując, że wszyscy obecni wiedzą o czym mówi. Biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy patrzyli po sobie nawzajem nie była to chyba jednak roślina znana na starym kontynencie.

- Zwiadowca - powiedział kapitan do niziołczycy. - Wejdź tam i sprawdź o co chodzi. Elfka będzie osłaniała Cię z łuku, ale jeśli zobaczysz cokolwiek niepokojącego zawracaj, jasne?

Młoda dziewczyna skinęła głową, choć na jej twarzy malował się niepokój. Chwyciła w rękę mały miecz i ruszyła powoli do przodu. Wysokie źdźbła rozstępowały się przed nią bez najmniejszego problemu i oporu. Jej niewielki wzrost sprawiał, że ponad trawę wystawała zaledwie połowa jej głowy. Poruszała się powoli do przodu, ale nic nie wskazywało na to, że roślina ta różni się czymkolwiek od znanej wam z domu. Może więc chodziło o jakieś zwierzę, które w niej żyje? Elfka wytężyła wzrok i uważnie śledziła waszą towarzyszkę. Ta kroczyła do przodu i znajdowała się już prawie w połowie drogi na drugą stronę. Wtem dostrzegliście, że od zachodu, po powierzchni trawy porusza się niewielkie falowanie wyglądające dokładnie tak, jak wielkie połacie zboża muskane delikatnym wiatrem - nic niepokojącego, chyba że wziąć pod uwagę, że żaden wiatr nawet przez chwilę nie dotknął waszych spoconych ciał. Coś było nie tak. Zauważył to kapitan.

- Kurwa. Wracaj natychmiast! - krzyknął w przestrzeń.

Zwiadowczyni zatrzymała się na chwilę, po czym szybkim krokiem ruszyła w waszą stronę. Falowanie zbliżało się do niej w szybkim tempie. Nie miała szans. Kiedy fala dotarła do niej, czubek jej głowy zniknął wam nagle z pola widzenia, w górę zaś wystrzeliło kilka kropel krwi. Nawet nie krzyknęła. Wszystko odbyło się w ciszy, poza delikatnym odgłosem szumiącej trawy. Jeden z wojowników ruszył jej na ratunek, ale został szybko powstrzymany ręką Lancestronga, która stanowczo spoczęła na jego ramieniu. Fala dotarła do źdźbeł przed wami. Zobaczyliście jak delikatne, wygięte pod swoim ciężarem listki trawy pod wpływem poruszającego się falowania nagle prostują się i zaczynają szybko poruszać - niczym jakaś demoniczna maszyna do cięcia mięsa. Kapitan wziął miecz od żołnierza i ciął nim w roślinę. Broń odbiła się z metalicznym odgłosem nie wyrządzając trawie żadnej szkody. Patrzyliście w osłupieniu przed siebie, roślina po chwili wróciła do swojego pierwotnego stanu, a jej liście znów delikatnie opadły.

- Kurwa pierdolona mać. - powiedział zadziwiająco spokojnie Erhard. - Mogę walczyć z bestiami, mogę zabijać tubylców, ale w jaki sposób mam pokonać całą, jebaną dżunglę?!

- Mówiłem, że tędy nie przejdziemy. - odezwał się wyraźnie urażony Nadim - Trzeba było sprawdzać?! Hę?!

Kapitan spojrzał na niego wzrokiem tak groźnym, że pod Asiją aż ugięły się nogi (a może był to efekt pogarszającego się stanu jej kończyny?), na Nadimie jednak nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Mieczotrawa - demoniczna roślina z mistrzowską metodą zdobywania pożywienia. Rozciąga się wąskim pasem na bardzo dużej przestrzeni przecinając szlaki wędrówek wielu zwierząt, które mają do wyboru albo obrać dłuższą drogę dookoła, albo zaryzykować przebiegnięcie przez tę maszynę do zabijania. Wy nie będziecie ryzykować...

- Rozdzielamy się. - powiedział nagle kapitan oddając miecz wojownikowi. Spojrzeliście na niego pytająco. - Nie sposób zobaczyć jak daleko rozpościera się ta pieprzona polana, a nie mamy komfortu czasowego pozwalającego nam na popełnienie błędu. Dlatego część z nas ruszy na zachód, druga połowa na wschód.

- Brzmi rozsądnie, ale co dalej? - Spytał Septus.

- Kto pierwszy dotrze do Gryphon Town wysyła okręt po gubernatora i przygotowuje osadę na nasze przybycie. Wy bierzecie pierścień. - powiedział wyraźnie wskazując na waszą piątkę. - Mnie zna tam kilka osób, więc nie potrzebuję dodatkowego argumentu. Jeśli przybędziecie pierwsi, a my nie będziemy się pojawiać wyślijcie po nas ekipę poszukiwawczą dopiero po tym, jak dostarczycie gubernatora do miasteczka, jasne? A teraz w drogę, szkoda czasu. - rzekł, po czym jakby nigdy nic ruszył na zachód ze swoimi ludźmi. Szybko zniknął wam z oczu zagłębiając się w gęstą dżunglę, a niedługo potem przestaliście też słyszeć jakiekolwiek wydawane przez jego oddział odgłosy. Zostaliście sami i tylko od was zależy co poczniecie dalej.
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz lip 31, 2016 12:12 am

Septus

„Kolejna ofiara nowego świata” pomyślał Septus spojrzawszy raz jeszcze na miejsce gdzie zginęła młoda zwiadowczyni, w gęstwinie Mieczotrawy. „Ciekawe ilu z nas jeszcze pochłonie?”
Potarł głowę Kody i raz jeszcze spojrzał w miejsce w którym sir Lancestrong zniknął w gęstwinie dżungli. Odwrócił się do reszty swoich towarzyszy. Było ich tylko pięcioro, co przywoływało wspomnienia wypraw z wujem, podczas których często rozdzielali się na mniejsze pododdziały. Robili tak najczęściej, by zbadać większy teren lub wyeliminować w tym samym czasie wiele jednostek przeciwnika. Wiedział jak co trzeba zrobić, miał nadzieje że w nowym świecie jego wyuczone metody się sprawdzą tak samo jak w starym.

- Zindanie, będziesz naszymi oczami i uszami, pójdziesz pierwszy kilka metrów przed nami, ale nie dalej byśmy cię nie mogli widzieć lub słyszeć – powiedział do elfa.
-Reszta z nas będzie szła razem w grupie bliżej siebie, ja będę szedł pierwszy wraz z Kodą, następnie Asija, za nią Młody i zamykać będzie Aleira. Poruszamy się w miarę cicho, spokojnym tempem, nie ma sensu teraz narzucać morderczego tępa, ten upał i wilgoć nas szybko wykończą. Jesteśmy na nieznanym lądzie, będziemy mieli okazję zbadać tutejszą faunę i florę wiele razy. Jeżeli ktoś coś zobaczy, daje znać reszcie, zatrzymujemy się i pozwalamy Zindanowi to sprawdzić, jeżeli wszystko będzie w porządku ruszamy dalej, jeżeli nie pozbywamy się przeszkody, szybko i skutecznie – powiedział do wszystkich, patrząc na każde z osobna.

Asija wydawała mu się od samego rana jakoś nieobecna, może to przez nadmiar zieleni w otoczeniu? Wiedział, że pochodzi z raczej pustynnego rejonu.
- Spokojnie, znane mi drzewa nie gryzą… mocno- powiedział do niej z lekkim przekąsem.
- A jak spróbują, to my się nimi zajmiemy- powiedział uśmiechając się lekko i pokazując oczami resztę drużyny. Po czym po chwili dodał jeszcze - aha poproś Nadima by dziś w nocy nie śpiewał.
Normalnie nie zwracał uwagi na to co robi Nadim,gdyż zwykle miało to pozytywne efekty, jednakże teraz jego spiew mógłby byś bardzo problematyczny.
- Ruszajmy towarzysze, do Gryphon Town.
Ostatnio zmieniony ndz lip 31, 2016 12:15 am przez Ardentus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
krzysionek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: śr cze 22, 2016 5:25 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz lip 31, 2016 6:34 pm

Młody odprowadził wzrokiem oddalającą się grupę Sir Lancestronga. Gdy zniknął z oczu zrobiło się trochę niezręcznie. Nikt tutaj chyba nie był przygotowany na to, że zostaną bez przywódcy. Cała piątka znała swoje dobre i słabe strony jako poszukiwaczy przygód. Jednak żadne z nich nie zdążyło nawiązać jakichkolwiek bliższych kontaktów. Co mieli dalej robić? Patrzyli na siebie wzajemnie nie bardzo wiedząc co począć dalej.

Z zadumy wyrwał ich Septus. Powiedział dokładnie to, o czym wszyscy myśleli, a nikt nie chciał wypowiedzieć na głos. Inaczej jest rzucać pomysłami w powietrze a inaczej dowodzić nawet małym oddziałem i brać za swoje czyny odpowiedzialność. Mag możliwe, że nieświadomie sam wybrał się na dowódcę grupy. Młody nie miał zamiaru dyskutować.

Ustawił się na pozycji wskazanej przez Septusa i ruszył w drogę. Postanowił poznać się trochę lepiej ze swoimi towarzyszami. Aby przełamać lody zagadywał kobiety, opowiadał krotochwile i chcąc przełamać pierwsze lody- opowiadał głównie o sobie.

Aleirę głównie interesowała sztuka walki ulicznej. Młody podzielił się z nią swoimi spostrzeżeniami na temat walk w ciasnych uliczkach. O tym, że sam zawsze stara się atakować jak ma przewagę liczebną nad przeciwnikiem. Nie jest honorowym szermierzem ale może dzięki temu nadal żyje.

Septus nie okazywał zbyt dużego zainteresoweania rozmową. Był raczej zdania, że powinni iść w totalnej ciszy. Młody mógłby jednak przyciąc, że przy opowieściach o magii iluzji, w której szkolili się chłopcy z gangu, Mag przestał marudzić.

Tylko Asija wyudawała się niezbyt rozmowna. Co jakiś czas potrząsała głową. Nie wiedział, czy to z powodu jakiejś choroby czy po prostu nie mogła uwierzyć w to, jak chłopcy radzili sobie z powierzchownymi ranami.
 
Awatar użytkownika
Gregorio
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: pt cze 24, 2016 8:01 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz lip 31, 2016 9:46 pm

Zindan

Mieczotrawa? Starał się przypomnieć sobie o czymkolwiek podobnym z czym mógł mieć doczynienia jeszcze podczas swojego posterunku na wschodnich rubieżach carstwa. Niestety jedyne co mu przychodziło do głowy to zwykła trawa pokryta śniegiem. Tym razem nie przysłuży się drużynie wiedzą, pozostaje więc przysłużyć się poprzez badanie terenu. Wybiegł na pewną odległość przed resztę zespołu i robił to do czego go szkolono: wypatrywał i nasłuchiwał. Wolał iść osobno, jeśli nie było potrzeby nie wymieniał się myślami z innymi.

Szkoda mu było trochę tego drugiego zwiadowcy. Niby robiłby mu konkurencję, ale mimo wszystko członek drużyny. Chociaż w sumie co to za wsparcie jeśli zwyczajnie ślepo posłuchał się lekko kontrowersyjnego rozkazu. On, Zindan, nigdy by się posłuchał. Starsi zwiadowcy na rubieżach często powtarzali "Nie ruszaj tego czego nie znasz". Mieli rację. Najpierw badasz możliwie dokładnie i na ile pozwala zasób czasu. Minimalizacja ryzyka - termin kapitanowi zupełnie nieznany. Lekką ręką wysłał niziołka na śmierć. Nie miał co prawda takich intencji, ale mógł się wykazać większą ostrożnością i cierpliwością. Aż tak się w końcu nie spieszą. Lancestrong utracił tym samym część swojego autorytetu w oczach Zindana.

Patrzył głównie przed siebie, wypatrując wszelkich śladów zwierząt, poznając tutejszą florę, ale raz na jakiś czas spoglądał również na białe morze trawy. Nie wiadomo czy zwykłe omijanie go uchroni drużynę przed dalszym niebezpieczeństwem. Trzeba mieć się na baczności, bo już raz dali się zaskoczyć.
 
Awatar użytkownika
Aleiris
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: wt cze 21, 2016 4:23 am

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz lip 31, 2016 11:05 pm

"Spośród wszystkich moich głupich pomysłów, podróż na Nowe Ziemie zyskała właśnie pierwsze miejsce. Sztorm. Mieczokurwatrawa. Jak z tym niby mam walczyć? Co następne? Wybuchające spadające liście? Ptaki srające trucizną? Chociaż to ostatnie dałoby się jakoś utłuc."

Rozmyślania te przerwał Lancestrong, który zarządził podział na dwie grupy. Aleira miała dziwne przeczucie, że widzi kapitana po raz ostani. "Czy rozdzielanie się to taki dobry pomysł? Owszem, większa mozliwość, że ktoś dotrze do Gryphon Town na czas, ale na tym nieznanym lądzie chyba lepiej byłoby trzymać się w grupie. Szczególnie, że nasze przybycie nie jest tajemnicą dla tubylców." Swoje wątpliwości zachowała jednak dla siebie - wyglądało na to, że reszta podziela zdanie Lancestronga. Wojowniczka wolała zbierać energię na podróż zamiast wdawać się w dyskusje.

Gdy tylko kapitan zniknął im z oczu Septus przejął dowództwo. Odpowiadało to Aleirze. Na razie.

Podróż umilał Młody, który starał się przełamać pierwsze lody i zagadywał towarzyszy. Wojowniczce przyjemnie rozmawiało się o sztuce walki ulicznej - większość życia spędziła w podróży, nieznane były jej potyczki w ciasnych uliczkach miasta. Z zaciekawieniem słuchała jak opowiadał o konieczności zapewnienia sobie przewagi w takiej sytuacji. Przetrwanie ponad wszystko. Mimo, że Aleira preferowała honorową walkę, rozumiała, że czasem by ocalić siebie trzeba postąpić wbrew honorowi.

Podczas drogi zastanawiała się również nad znaczeniem wizji, której doświadczyła. Pierwotnie chciała się nią podzielić wyłącznie z Asiją, ale medyk wydawała się nieobecna. W związku z tym, że wyglądało na to, iż nadszedł czas na zawiązanie bliższej znajomości z ludźmi, z którymi będzie się podrożować i znosić trudy wyprawy, wojowniczka postanowiła opowiedzieć o dziwnym śnie reszcie grupy. Pomijając oczywiście fakt, że zemdlała. Dała do zrozumienia pozostałym, że wizja zeszła na nią w nocy.
Ostatnio zmieniony ndz lip 31, 2016 11:06 pm przez Aleiris, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz lip 31, 2016 11:52 pm

Septus

Usłyszawszy opowieści Aleiry, Septus zaczął chwilę się zastanawiać nad jej treścią. Czytał wiele ksiąg w których, omawiano tematy wizji. Choć spora część z nich mówiła, że są nic nie warte, a druga cześć że są darami od bogów, to żadne z tych wytłumaczeń do niego nie przemawiało, ponieważ dowody na każde z tych twierdzeń nie były mocne. Sam znalazł kiedyś księgę w której autor pisał, że najlepiej traktować wizje jako ostrzeżenia i przeczucia umysłu i dlatego należy zawsze przemyśleć czy traktować je poważnie, czy też z przymrużeniem oka. Sam podzielał to zdanie. Zawartość sama w sobie pasowała trochę do sytuacji w której się znajdują. Wąż w bagnach mógł oznaczać kogoś czającego się w dżungli, gdyż mimo wszech obecnych roślin czuć było co jakiś czas zapachy typowo bagienne. Możliwe też, że węch go zawodził. Ptak Pasował do gubernatora, a byk do kapitana. Oznaczało to tylko kolejne kłopoty na horyzoncie i więcej śmierci, a także rodziło pytanie: jeżeli zwierzęta oznaczają konkretne osobistości to kim będą te brakujące? Kot i krowa?

Podzielił się swoimi przemyśleniami z resztą drużyny, widząc że popsuł lekko atmosferę, postanowił ponownie ją rozluźnić. Skierował swoją uwagę w stronę Młodego i rzekł – Twoje opowieści są dość intrygujące, dawno nie spotkałem kogoś kto znał by się magii w której i ja się pałam.
Początkowo chciał zachować ciszę, ale jako że to nie wyszło przyłączył się do rozmowy. Sam zaczął mówić swoje trzy grosze o magii przywoływania i o ciekawszych efektach jakie można dzięki niej uzyskać.
Ostatnio zmieniony pn sie 01, 2016 12:57 am przez Ardentus, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
krzysionek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: śr cze 22, 2016 5:25 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pn sie 01, 2016 12:16 am

"Hmmmm. Mnie się snią... mnie się śnią gołe pięty."- powiedział Młody. Reszta wyglądała na dość oszołomioną.
"One mi się śnią regularnie co drugą noc. One są gołe i czasami są szorowane kamieniem."
"Czy coś jeszcze jest w tym śnie?"- zapytał Septus.
"Tak. Jest wiele karet. Jeżdżą zaprzęgane w jednego, czasem w dwa konie. Niektóry mają podjedzone przez mole podwozie."- zwierzył się ze swoich wizji chłopiec. Był bardzo ciekawy, jaką interpretację wymyśli mag dla jego snów. Nigdy o nich nie opowiadał, ponieważ nie był osobą zabobonną i nie wierzył, że sny mogą w jakikolwiek sposób wpływać na realne życie.
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pn sie 01, 2016 1:41 am

Septus

Młody nie pozwolił na zmianę tematu Septusowi. Nie sądził on by jego pytanie było drwiną, raczej zdrową młodzieńczą ciekawością.
- Chcesz usłyszeć pierw wytłumaczenie wróżki jarmarcznej czy moje? –zapytał Septus.
- Wróżki- odpowiedział Młody.
-Czeka cię świetlana przyszłość o Panie, znajdziesz wielkie bogactwo i będziesz rozwoził się karetami- odpowiedział Septus niby naśladując staruszkę.
- A twoja?
- Według mnie, pragniesz przygód o których będziesz mógł później opowiadać i bogactwa którym, będziesz mógł się cieszy, aż po starość- odpowiedział uśmiechając się Septus. Po czym obaj się zdrowo roześmiali.
Dalsza droga przebiegała im w przyjaznej atmosferze.
Ostatnio zmieniony pn sie 01, 2016 2:07 am przez Ardentus, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Modrzev
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn maja 16, 2016 7:40 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

śr sie 03, 2016 3:29 pm

Poruszacie się nie za szybkim, ale stałym tempem rękoma odgarniając wilgotne gałęzie i liście bujnej roślinności. Zieleń to zdecydowanie dominujący kolor, lecz jej odcień jest niesamowity, soczysty, jakby magiczny - zupełnie inny niż zieleń iglastych lasów północy, pustynnych oaz czy nawet śródlądowych puszcz. Tutaj wszystko jest naprawdę żywe i pełne energii. Mozaikę barw uzupełniają kwiaty wszelkich rozmiarów i kolorów tęczy, a także zwierzęta mieniące się całym kolorowym spektrum jakby za nic miały zdolności kamuflażu i zalety płynące z możliwości wtopienia się w tło. W tym miejscu życie płynie zdecydowanie inaczej niż na starym kontynencie.

Na przemian ożywiacie się znajdując interesujący was temat do rozmowy i dzieląc się doświadczeniami i spostrzeżeniami, po czym szybko wyciszacie się pamiętając, że próbujecie pozostać niezauważeni i dotrzeć do Gryphon Town w lepszym stanie niż niziołczyca, która bliżej zapoznała się z florą kontynentu. Mieczotrawa cały czas towarzyszy wam z waszej lewej strony, jednak trzymacie się od niej w bezpiecznej odległości. Szczerze powiedziawszy staracie się utrzymywać z dala od każdej podejrzanie wyglądającej rośliny, a obecnie wszystkie wyglądają jakby pod swoim pięknem i zwyczajnością ukrywały ostre zęby i pazury. Mimo to wszyscy jesteście raczej w dobrym nastroju... może poza Asiją.

Docieracie w końcu na skraj morderczej polany i zgodnie z planem skręcacie na północ. Koniec końców nie musieliście nadrabiać za dużo drogi - będzie jakieś pół dnia straty. Krajobraz przed wami nie zmienił się w żaden sposób, wciąż przedzieracie się przez soczystą dżunglę. Mimo to odetchnęliście z ulgą pozostawiając piekielną trawę za sobą. Zauważyliście też, że otaczające was do tej pory odgłosy, zapewne zwierząt, powoli cichną. Wszystko wskazuje na to, że dzień ustępuje miejsca wieczorowi - przez otaczającą was zewsząd gęstwinę nie jesteście w stanie dokładnie tego określić. Kolejnym wskazującym na to czynnikiem jest ochładzające się powietrze, które teraz przyjemnie chłodzi wasze przepocone ciała. Idziecie dalej naprzód nie napotykając żadnych przeszkód do momentu, kiedy uznajecie, że do zmroku pozostało na tyle niewiele czasu, że czas pomyśleć o tym jak spędzicie noc.

Miejsce, w którym się znajdujecie wydaje się odrobinę mniej gęste i zarośnięte niż dżungla, przez którą się przedzieraliście cały dzień. Jest to delikatne zagłębienie terenu otoczone drzewami o bardzo dużych, delikatnie kielichowatych liściach, oraz krzewami o smakowicie wyglądających, żółtych owocach wielkości malin, o nietypowym kształcie.

Wszystko wygląda dobrze do momentu, kiedy Asija osuwa się nagle na wilgotną ziemię pokrytą mchami po czym zaczyna krzyczeć z bólu. Cały dzień zachowywała się dziwnie, była jakby nieobecna, postanowiliście nie zamęczać jej pytaniami. Teraz widzicie jak tarza się po ziemi trzymając kurczowo rękami swoją stopę i łydkę, jej skóra blada niczym u panny ze Stholmu, ciało spocone jeszcze bardziej niż wasze, oczy na przemian szeroko otwierające się i kurczowo zamykające. Najgorszy jednak jest krzyk, ciągły, ogłuszający, trwający do zużycia całego powietrza z płuc, następnie paniczne ich napełnienie i ponowny krzyk, głośniejszy niż poprzedni. Dziewczyna musi naprawdę cierpieć.

"Kolczasta ryba na dnie morza pływa" - w głowie Młodego zabrzmiał marnej jakości rym, który usłyszał niedawno.
 
Awatar użytkownika
Luciak
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn cze 20, 2016 11:43 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

śr sie 03, 2016 8:33 pm

Nadim skończył opisywać właściwości jadu kamiennej ryby. SUCZY SYN!!! WIEDZIAŁ! WIEDZIAŁ I MI NIE POWIEDZIAŁ! pomyślała Asija nabierając tchu do kolejnego krzyku. Gdyby usłyszała o tym wcześniej zostałaby na plaży. Teraz tylko narażała siebie oraz swych towarzyszy na niebezpieczeństwa czyhające w nocy.

- Ejże, Młody! Baby też obłapiasz tylko z kolegami i mniejsze od siebie? Bierzcie no, tu tę foczkę i zwiążcie ją zanim rozorze sobie girę pazurami. - Nadim płynnie przeszedł z tonu znachora na grubiaństwo, po czym zbliżył się do wijącej się Asiji i tchnął jej w ucho. - Dziś w nocy będziemy śpiewać razem.

Oczy Asiji zrobiły się jeszcze większe z przerażenia. POMÓŻCIE MI, POMÓŻCIE MI,POMÓŻCIE MI...POZBYĆ SIĘ GO... - kilka myśli przemknęło jej przez głowę przed kolejnym zrozpaczonym krzykiem.
Ostatnio zmieniony śr sie 03, 2016 8:36 pm przez Luciak, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz sie 07, 2016 3:32 am

Septus

„Ze wszystkich osób akurat musiało akurat trafić na drużynową uzdrowicielkę” pomyślał Septus, po wysłuchaniu odpowiedzi Nadima i jego późniejszym zachowaniu.
- My i nasze szczęście- powiedział wyciągając manierkę ze swoim ulubionym wywarem i oglądając ziemie dookoła nich. Z manierką w jednej dłoni i nie duży kawałkiem drewna w drugiej, poczekał na moment gdy na chwile zamilknie by nabrać powietrza.
- Napij się i zagryź, trochę przyćmi twój umysł, jednak odrobina ulgi w twoim stanie jest tego warta. Ponadto nie będziesz informować całej okolicy, o naszej obecności.
Następnie wyprostował się na chwilę i podrapał Kodę, siedzącą na jego głowie, pod szyją.
- Zindanie zwiąż jej ręce dla jej własnego dobra, a następnie Nadima - powiedział patrząc prosto na główkę. - Jeżeli tak ma wyglądać twoja pomoc, gdy mamy kłopoty to lepiej byś milczał. Proponuje rozbić tu obóz, dziś już i tak daleko nie zajdziemy w tej sytuacji. Mogę ustawić magiczny alarm na jedną wartę, o ile nie będzie się uruchamiał co 5 minut w tych warunkach, to pomoże.

Postawiwszy na ziemi wszystko co dźwigał, raz jeszcze obejrzał miejsce w którym się zatrzymali. Ilość zarośli dookoła będzie utrudniać wypatrzenie potencjalnego niebezpieczeństwa, ale nie wiele mogli na to poradzić. Jego uwagę przykuły owoce na na otaczających ich drzewach. Po chwili wziął jednego i uniósł go Kodzie.
- Sądzisz że jadalny, czy raczej kolejna pułapka?
Koda powąchawszy owoc odczepiła łapkami jeden z kolców, po czym zaczęła pałaszować owoc. – heh, biorę to za „jadalny” w twoim mniemaniu – pogłaskał ją ponownie- mały głodomor.
Ryzyko zatrucia uznał za minimalne. Przez wiele lat nauczył się ufać zwierzęcym instynktom swojego chowańca. Po chwili sam wziął jeden z owoców i po usunięciu kolców spróbował go. Był on dość mięsisty i soczysty. W smaku lekko słodkawy. Nie do końca w jego guście, ale jak na pierwsze danie nowego świata zapowiadał się dobrze, no chyba że dostanie niestrawności.

Położył się na chwile na ziemi by popatrzeć w niebo, jako tło mając cichnące odgłosy ptaków i odgłosy bólu Asiji.
-Prawie jak w domu...
 
Awatar użytkownika
krzysionek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: śr cze 22, 2016 5:25 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz sie 07, 2016 10:47 am

Młody patrzył na całą sytuację oszołomiony. Nigdy nie zajmował się opatrywaniem ran ani pierwszą pomocą. Nie miał pojęcia co robić w takich sytuacjach. W normalnych warunkach zdałby się na radę... Asiji.

Spojrzał na wijącą się w agoni uzdrowicielkę. Kurczowo trzymała się za nogę. Ta wydawała się napuchnięta i dziwnie czerwona. Była nieproporcjonalna do drugiej kończyny.
-Obrzydliwe- pomyślał Młody, skrzywił się i odwrócił wzrok.
"Kolczasta ryba na dnie morza pływa"- przypomniał sobie chłopiec. Spojrzał jeszcze raz na Asiję. Musiała nadepnąć na tę rybę jak zakładała pułapki w obozie. Ale dlaczego nie powiedziała tego wprost? W ogólnie nie zwrócił uwagi na jej tajemnicze podszepty.

Podszedł do Nadima. Uważał, że jeśli ktokolwiek zna się na faunie i florze w ich wesołej kompani to Nadim i Asija. Niechętnie zwrócił się do główki:
-Najprawdopodobniej zaatakowała ją jakaś kolczasta ryba na plaży. To chyba próbowała mi przekazać jakiś czas temu. Wiesz może co to mogło być i co może jej w tym stanie pomóc?
-Czy JA wiem jak jej pomóc!? Oczywiście, że wiem! Przeczytałem więcej książek, niż ty zjadłeś ciepłych posiłków w swoim życiu smarku!- Nadim wydawał się cieszyć chwilą. Był opryskliwy, obrażał i napawał się tym, że wszyscy i tak musieli słuchać w spokoju.
-I nic jej nie zaatakowało, tylko sama wlazła na Rybę Kamienną. Przeżyje. Jak trochę pocierpi to może zapamięta żeby patrzeć pod nogi!

Młody pozwolił innym zająć się ciepiącą. Zjadł skromny posiłek. WYkorzystał racje, które zabrali z obozu. Wolał poczekać z jedzeniem owoców do rana. Jeśli Septus się nie rozchoruje- Urozmaici trochę swoje śniadanie.
 
Awatar użytkownika
Aleiris
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: wt cze 21, 2016 4:23 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz sie 07, 2016 5:56 pm

Krzyk Asiji przypominał Aleirze o jej pobycie w armii i krzyku rannych. Nie bez powodu namioty, w których pracują uzdrowiciele umieszcza się z dala od namiotów wojskowych. Nie jeden potrafił zdezerterować po godzinach spędzonych na słuchaniu krzyków dobiegających z lazaretu. Krzyk cierpienia i przerażenia od którego ciarki przebiegały po plecach. Zazwyczaj jednak nie pochodził on od uzdrowicieli lecz od ich pacjentów.
Dopiero z czasem wojowniczka nauczyła się go ignorować, nie było to jednak takie protste jakby mogło się wydawać.

O pozostaniu niezauważonymi nie było już mowy - Aleira nie zdziwiłaby się jakby ten krzyk usłyszała grupa Lancestronga.

Septus wraz z Zindanem zajęli się Asiją. Wojowniczka nie była w stanie pomóc uzdrowicielce, postanowiła więc się posilić i przygotować do snu. Zdecydowała (zresztą nie ona jedna) wstrzymać się od spożywania nietypowych owoców do rana. Albo i dłużej. Jak do tej pory tutejsza flora i fauna udowodniły, że należy podchodzić do nich z ogromną dozą nieufności.

Jedyne co pozostawało, to ustalić warty i przetrwać do rana.

To będzie długa noc...
Ostatnio zmieniony ndz sie 07, 2016 5:58 pm przez Aleiris, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Gregorio
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: pt cze 24, 2016 8:01 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz sie 07, 2016 7:35 pm

Zindan

Wyruszając w tę podróż był gotowy na praktycznie każdy rodzaj nieprzyjemności. Ale takiego krzyku rozpaczy to nie wymyśliłby nawet najznakomitszy bajkopisarz carstwa (a słyszał o wielu z nie zwykle bujną wyobraźnią). Może by ją ogłuszyć? Skoro jest szansa, że trochę poboli, a potem minie, to może lepiej żeby ciało przemęczyło się przy nieświadomym niczego umyśle? Po krótkim namyśle stwierdził jednak, że nie będzie wprowadzał zwyczajów ze swoich rodzinnych stron do swojego nowego zespołu. Wezmą go za jakiegoś nieczułego brutala i na tym się skończy.

Związał Asiji ręce i zgłosił się na pierwszą wartę. Na straży przysłuży się zespołowi bardziej niż jako medyk od siedmiu boleści.

Mimo że rozumiał oburzenie zespołu z powodu postawy Nadima to zapytany stanąłby po jego stronie. Mamy wystarczająco dużo niebezpieczeństw na drodze żeby tracić nerwy przez własne gapiostwo. Ale zespół to zespół, trzeba się wspierać.

Widząc towarzyszy ułożonych do spoczynku, zaczął czuwać. Łuk i strzały trzymał w gotowości.
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz sie 07, 2016 11:28 pm

Septus

- Obudź mnie jak będziesz miał dość elfie, wezmę resztę nocy na siebie - powiedział Septus kładąc się na przygotowanym wcześniej posłaniu.
Stanie na nocnej warcie nie należało do jego ulubionych zajęć, ale uznał ze lepiej by sam się zgłosił wziąwszy pod uwagę że kolejne dni nie będą wcale łatwiejsze, a dziś miał jeszcze stosunkowo sporo sił w zanadrzu. Do tego wolał być podczas działania swojego zaklęcia alarmu, by móc lepiej ocenić jego efektywność w takich warunkach otoczenia.

Chłodny nocny wiatr był dla niego wielką ulgą po upale i trudach dnia. W śnie wrócił do nocy w której zabił pierwsze przeciwnika.
 
Awatar użytkownika
Modrzev
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn maja 16, 2016 7:40 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

śr sie 10, 2016 7:30 pm

Krzyk, płacz, tarzanie się po ziemi - tej nocy te rzeczy zastąpiły wam sen. Mimo prób złagodzenia bólu Asija cierpiała i wszystko wskazywała, że było to cierpienie, z jakim nikt z was się jeszcze nie spotkał. Wyglądała żałośnie leżąca w błocie stworzonym przez swój własny pot i łzy, ze związanymi rękami i nogami, aby zapobiec samookaleczeniu i leżącym obok kneblem, który wypluła. Przynajmniej raz przez głowę każdego z was przeszła myśl, że może lepiej byłoby ulżyć jej cierpieniom i po prostu ją dobić. Nowy ląd nie przestawał zaskakiwać was nieprzyjemnymi niespodziankami. Jedyną osobą zadowoloną z całej sytuacji wydawał się być Nadim.

- Ileż siły w płucach, tak moja droga, wyjmy dziś razem do księżyca i zobaczmy co uda nam się przyzwać! - szydził z Asiji. - Nie martw się, co Cię nie zabije to wzmocni Twoje ciało i charakter, a to Ci się przyda ciepła klucho w tym miejscu.

Zmęczenie w końcu jednak dawało o sobie znać i przyłapywaliście się na tym, że pomiędzy krzykami udawało wam się na chwilę odpłynąć do krainy snu. Nawet czuwający Zindan czasami nie był do końca pewien czy sen nie miesza mu się z rzeczywistością. Na przykład wtedy, kiedy zaledwie kilka metrów przed nim zatańczyły stojąc na tylnych odnóżach małe krowy o niepokojąco kobiecych kształtach, które chwile później zostały zaproszone do karocy cara Rogonowa i razem odjechali w głąb dżungli. Albo wtedy, gdy trzy człekokształtne zwierzęta wielkości człowieka podeszły spokojnie, ale ostrożnie do Asiji, przyklęknęły przy niej i zaczęły ją doglądać rozmawiając między sobą. Po chwili wstały jakby nigdy nic i zagłębiły się w otaczające zarośla.

"Co niby miałoby znaczyć Guanahotte albo Quezkoal?" - Zaczął zastanawiać się Zindan, jednocześnie śmiejąc się samemu do siebie ze swojej wyobraźni i podsuwanych przez nią wizji. Tymczasem zbliżała się zmiana warty, na którą umówił się z Septusem. Elf opuścił zatem swoje stanowisko i obudził czarodzieja. Septus rzucił zaklęcie alarmu jednocześnie rozglądając się, czy aby przypadkiem nie wywoła to jakiegoś niepożądanego efektu typu burza czy trzęsienie ziemi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zajął więc wygodne miejsce pozwalające na obserwację całego obozu i zaczął głaskać Kodę.

O dziwo nawet jego trzeźwy umysł nie powstrzymał się od płatania mu figli tej nocy. Chyba najbardziej podobała mu się wizja, podczas której jego wuj został pokonany w uczciwym pojedynku przez miotłę dzierżącą jako broń świecznik. Zaśmiał się sam do siebie, kiedy przebudził się po tym śnie na jawie. Inną ciekawą rzeczą jaką zobaczył byli trzej zwierzoludzie, którzy jakby nigdy nic podeszli do Asiji i rozmawiali ze sobą. Na wszelki wypadek zerknął na Kodę, ale ta w najmniejszym stopniu nie wydawała się być nimi przejęta - nie byli więc prawdziwi, tylko kolejnym wytworem wyobraźni. Postanowił więc popatrzeć i zobaczyć jak ta wizja się zakończy. Jeden z przybyszów zdjął z siebie skórę zwierzęcia i położył obok na ziemi.



"Czyli jednak nie zwierzoludzie." - z lekkim rozczarowaniem pomyślał Septus licząc na bardziej szalone przywidzenie. "Ciekawe co mogłoby oznaczać Chtektical?"

Klęczący przy uzdrowicielce mężczyzna o ciemnej skórze otrzymał od pozostałych dwóch jakieś zioła, po czym sam zerwał rosnący obok, biały kwiat. Roztarł wszystko dokładnie między dłoniami po czym przyłożył do stopy dziewczyny. Nadim przyglądał się im z zainteresowaniem z ukrycia jej włosów, ale nie reagował w żaden inny sposób. Klęczący wymówił kilka słów z zamkniętymi oczami po czym wstał, założył skórę zwierzęcia i razem z pozostałymi odszedł w głąb dżungli. Asija po chwili przestała krzyczeć i rzucać się - usnęła. To samo z resztą zrobił zmorzony Septus - ciekawa to była wizja, ale tylko wizja, alarm nie zareagował.

- Skubane dzikusy. - wyszeptał sam do siebie Nadim. - Udało im się odkryć lekarstwo, to czego żadni z wielkich nie osiągnęli latami.

Poranek zastał was niewyspanych do końca, ale za to wszystkich ucieszył fakt, że Asija ma się wyraźnie lepiej. Opuchlizna z jej nogi zniknęła, nic jej nie bolało, jedynym problemem pozostawało to, że jest skrajnie wyczerpana. Nie ma co się dziwić po przeżyciu takiej nocy. Wy także nie czuliście się wypoczęci, ale przynajmniej na chwilę obecną najgorsze było za wami. Pozostawało tylko obrać dobry kierunek i ruszać w stronę Gryphon Town.
 
Awatar użytkownika
krzysionek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: śr cze 22, 2016 5:25 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

śr sie 10, 2016 8:45 pm

Młody wstał przed wszystkimi. Nie był typem leniucha. Poza tym ich miejsce do spania było skrajnie niewygodne. Czuł się lekko obolały i miał lekko caćmiony umysł. Podejrzewał, że to z niewyspania. Pamiętał przez sen krzyki i lamenty Asiji. Szybko stwierdził, że jak coś zje i się orzeźwi to otępnienie minie.

Nastroje w "obozie" były nietęgie. Wszyscy zwlekali się ze swoich legowisk w ślimaczym tempie. Najgorzej zdecydowanie wyglądała Asija. Wydawało się, że jeszcze drzemie. Może nie była po prostu w stanie wstać? Z jednaj strony był to bardzo dobry objaw- oznaczał, że ból odszedł. Z drugiej jednak strony- musieli ruszać w dalszą drogę. Wątpił, żeby Asija była w stanie przejść choć połowę wczorajszej trasy.

Chłopiec podszedł do reszty towarzyszy. Wyglądali na równie oszołomionych co on. Najbardziej martwił go stan Septusa. Miał trzymać drugą wartę, a jego powieki kleiły się zupełnie tak jak wszystkich dookoła. Nic nie powiedział ale zapamiętał, że następnym razem powinien zglosić się chociaż na kilka godzin do pomocy.
- Asija wygląda na okropnie zmęczoną- wszyscy spojrzeli w stronę uzdrowicielki. Czworo ludzi spojrzało w jeden punkt w absolutnej ciszy. Nikt nie miał sumienia, żeby dobudzać kobietę. Każdemu w głowie szumiało od myśli. Jednocześnie nikt nie miał ochoty dzielić się swoimi spostrzeżeniami. Obrzydzenie i politowanie mieszało się z podziewem, że przetrwała taki ból. Jak oni sami by się zachowali? Ile osób po prostu by się poddało? Czy życie warte jest takich cierpień?
- Możemy spróbować zmusić się do marszu. Przejdziemy połowę tego co wczoraj. Może nawet mniej jeśli teren nie będzie sprzyjający.- zaczał mówić Młody, a reszta kiwała tylko głowami.
- Możemy stworzyć jakieś prowizoryczne nosze i spróbować nią nieść. Pokonamy mniej więcej ten sam dystans, tylko że wszyscy będziemy nieziemsko zmęczeni.- spojrzał po twarzach swoich ziomków. Nadal się nie odzywali, lecz widać było w ich oczach cień zrozumienia. Oczywiście istniała opcja porzucenia uzdrowicielki i dalsza podróż bez niej. Praktycznie w ogóle się nie znali. Był jednak bardzo miło zaskoczony, że ze wszystkich możliwych opcji- na pewno nie wybiorą właśnie tej. Postanowił w ogóle nawet nie wspominać o takiej alternatywie. Zaczynał lubić tę szaloną grupę.
- Możemy też zatrzymać się tutaj na powiedzmy dzień lub pół. Rozpalimy ognisko, zjemy wreszcie jakiś ciepły posiłek. Na pewno wśród drzew znajdziemy jakieś jajka. Zwierzynę do upolowania w samej puszczy. Te owoce wydają się być bardzo soczyste, syte i (spojrzał na Septusa) jadalne. Jakiś zwiad (teraz zwrócił się do Zindana) może pozwoli nam stwierdzić, czy w pobliżu jest jakaś wioska tubylców lub inne miejsce położone jakieś pół drogi stąd, które nadaje się na nocleg. Może uda nam się wytropić legowisko jakiegoś dużego zwierzęcia? Muszą tu być jakieś jaskinie blisko brzegu lub urwisk. Ludzie palą ogniska- może wypatrzymy jakąś wioskę.- Młody zrobił przerwę w swojej przemowie. Dał wszystkim chwilę na zastanowienie się.
- Osobiście jestem za tą ostatnią opcją. Te kilka godzin raczej gubernatora nie zabije. Nam może przynieść tylko korzyści i jakiś konkretny cel podróży.
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

czw sie 11, 2016 6:19 pm

Septus

„Ostatnia opcja… „ pomyślał Septus, po wysłuchaniu wypowiedzi Młodego, po czym usiadł ponownie na ziemi. Dawno nie czuł się tak zmęczony od razu z samego rana. Tutejsza wilgotność w połączeniu z wahaniami temperatur, nie były dla niego niczym przyjemnym. Był ranek a temperatura już zaczynała być nieprzyjemnie wysoka. Po minach innych wywnioskował, że reszta ma mniej więcej podobne odczucia, z naciskiem na więcej. Pomyślał chwilę co robili w takich sytuacjach na północy, choć tam wyglądało to inaczej. Zamiecie śnieżne, a to czego tu doświadczali były zupełnie czym innym, nie mniej uznał że powinni postąpić tak samo jak tam.
- Ostatnia opcja brzmi najrozsądniej. Wszyscy tutaj wyglądamy na pokonanych przez jungę i warunki w niej panujące. Poświęcenie dnia na przegrupowanie się zgodnie z twoją sugestią -powiedział patrząc na Młodego -wydaje się najrozsądniejszym wyjściem, zważywszy na wszystko co się wydarzyło do tej pory.

Przerwał na chwilę, reszta drużyny kończyła się właśnie dobudzać, mając jeszcze chwilę zanim inni zdecydują się wypowiedzieć dodał.
- Co do owoców, to mogę je polecić. Tylko pamiętajcie aby pozbyć się tych kolców przed jedzeniem, nie wiem jaki dokładnie będzie ich efekt uboczny po zjedzeniu, ale na pewno nieprzyjemny. Aha, na wszelki wypadek wstrzymajmy się od zajadania się tylko nimi. Zjedzmy coś, a potem każdy zajmie się tym, co sądzi że zrobi najlepiej. Ja zajmę się noszami, jeżeli ktoś będzie chciał pomóc, niech się nie krępuje. Proponuje ustalić na przyszłość, ze jak kogoś coś ugryzie, użądli, skrobnie, czy chociaż poliżę, to mówi reszcie – zakończył wypowiedź patrząc na leżącą Asiję.
Nie czuł do niej gniewu, może trochę zawód brakiem wiary w innych. Pamiętając wyczyny innych kapłanów nie myślał zamienić jej na któregoś z nich, a o samym zostawieniu jej i podroży bez uzdrowiciela, nie chciał nawet myśleć. Począwszy od faktu, że to skrajna głupota w tych warunkach, a skończywszy na powodach moralnych i zwykłej, prostej wierności do towarzyszy w drużynie w której aktualnie byli. Choć rozumiał, dlaczego tak postąpiła. Nieufność w stosunku do innych była dla niego czymś normalnym, sam gdy byli na statku prawie nie rozmawiał z nikim bez potrzeby. Sam w sumie też nie posiadał dużej wiary w innych dopóki nie zobaczył do czego dana osoba jest zdolna. Ponadto są w nowym świecie, bycie tutaj chorym nie jest rzeczą dobrą. Do tego siedzenie w obozie i czekanie na zbawienie nie było ani w naturze Septusa, a ni jak widać jej.
 
Awatar użytkownika
Luciak
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn cze 20, 2016 11:43 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

czw sie 11, 2016 8:16 pm

- Wody... - cicho westchnęła zachrypniętym głosem. Aleira przykucnęła przy niej i poiła dalej związaną uzdrowicielkę. Asija piła zachłannie, przyglądając się każdemu ze swych towarzyszy. Aleira - porywcza wojowniczka, która z żołnierską wprawą zabijała moich rodaków, lecz właśnie pośpieszyła mi na pomoc. Septus - ponurak pozbawiony emocji, ale jednak szykujący się do przygotowania noszy dla małej nieznajomej. Młody - sprytny chłystek z szemraną przeszłością, dający mi właśnie czas na odpoczynek. Zindan - postarała się zmienić pozycję, lecz dały o sobie znać mocne węzły - właściwie to nie mam nic przeciwko wiązaniu przez takiego przystojniaka. - uśmiechnęła się pod nosem.

... Proponuje ustalić na przyszłość, ze jak kogoś coś ugryzie, użądli, skrobnie, czy chociaż poliżę, to mówi reszcie. - Septus wpatrywał się w nią ze swoją standardową kamienną twarzą.
- Przepraszam. Właściwie to... czuję się trochę skrępowana. - puściła oczko do Zindana, który prychnął i pośpieszył ją rozwiązywać. - Nie wiedziałam czy mogę wam ufać, ledwo się znamy, lecz teraz wiem, że mogę być z wami szczera. Nie chciałam się leczyć za pomocą magii przy oceanie, sami pewnie rozumiecie dlaczego... Więc zataiłam swój stan, by móc wyruszyć na tę wyprawę i przy okazji znaleźć antido... - przerwała paplaninę dopiero teraz uświadamiając sobie swój stan. NIE BOLI. Rzuciła się obejrzeć swą nogę. Była wysmarowana jakąś dziwną zieloną papką.
- Kto to zrobił?! - wielkie od ekscytacji oczy śledziły po kolei zmieszanie i zdziwienie przechodzące w lęk wśród drużyny. Jeśli to żadne z nich, to oznacza... TUBYLCÓW. - Widzieliście ICH? - zadała pytanie z nabożną czcią.

Zatopiła się w rozmyślaniach. Jeśli zrobili to tubylcy, to oznacza co najmniej dwie pozytywne kwestie. Po pierwsze - tubylcy są przyjaźnie nastawieni i są pomocni. To na pewno ułatwi sprawę z pozbyciem się kłopotliwego tsansu. Po drugie - Nadim nie jest nieomylny, a więc na pewno i wszechpotężny. O ile jest czasami pomocny - skrzywiła się i popatrzyła na przedmiot swych przemyśleń - ze względu na swą wiedzę o Nowym Kontynencie, to wciąż istnieje możliwość przechytrzenia go i pozbycia się.

Z zaciśniętymi piąstkami i maślanymi oczami wyczekiwała na odpowiedź na swe pytanie.
Ostatnio zmieniony czw sie 11, 2016 8:17 pm przez Luciak, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

czw sie 11, 2016 9:18 pm

Septus

Zapadła chwila ciszy, w której wszyscy zaczęli patrzeć się pytająco na siebie wzajemnie.
- Spokojnie, moja droga - powiedział i spojrzał na maść na jej nodze. Rzeczywiście wczoraj jej nie było, ani też przed rozpoczęciem jego warty...
"Jeżeli rzeczywiście ktoś tu był, to czemu moje zaklęcie nie zadziałało zastanawiał się dalej, "ani czemu jego chowaniec nie zareagował na nich". Do tej pory był pewien, że kształty które widział były tylko wynikiem zmęczenia, teraz zaczynał mieć wątpliwości.

- Też widziałem kogoś w nocy przez chwilę, lecz był tak niewyraźny, że uznałem go za senną marę. Ani Koda, ani moja magia na niego nie zareagowały- kontynuował powoli Septus. - Czy ktoś jeszcze miał tego typu omamy w nocy? Zindanie, też byłeś na warcie. Widziałeś coś dziwnego w jej trakcie?
Ostatnio zmieniony czw sie 11, 2016 9:18 pm przez Ardentus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Aleiris
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: wt cze 21, 2016 4:23 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

ndz sie 14, 2016 12:05 pm

Aleira nie do końca była pewna, czy powinna się cieszyć czy nie, że nadszedł poranek. Wreszcie nastała tak upragniona cisza. Do tej pory dzwoniło jej w uszach od krzyku. Cudem udało się wojowniczce zasnąć na trochę, ale wciąż był to sen niewystarczający by wyruszyć w dalszą drogę. Z twarzy jej towarzyszy odczytała to samo zmęczenie.

Najgorzej pod tym względem wyglądała Asija - nie dziwiło to, biorąc pod uwagę okoliczności. Kolejny raz uzdrowicielka udowodniła, że zasłużyła by tu być. Wytrzymałość i zawzięcie. Będą jeszcze ich wiele potrzebowali w czasie tej podróży. Kilkukrotnie w ciągu nocy wojowniczka zastanawiała się na ulżeniu w bólu Asiji - byłaby to naturalna rzecz. Nie pierwszy raz Aleira pomagałaby towarzyszowi w przeprawie na tamten świat. Coś ją jednak powstrzymywało. Asija ani razu nie prosiła towrzyszy o skrócenie męk. Zaimponowała Aleirze. Mała i delikatna istota walczyła o życie niczym nie jeden z najtęższych wojowników których znała. W pewnym momencie przebiegło Aleirze przez myśl, że uzdrowicielka nie walczy z trucizną, a sama ze sobą. I walkę tę wygrała.

Ile bitew jeszcze w czasie tej wyprawy przyjdzie im stoczyć?

Z rozmyślań wojowniczki wyrwała ją Asija, która prosiła o wodę. W czasie gdy podawała uzdrowicielce wodę, trwała narada co dalej. Aleira postanowiła włączyć się do rozmowy.
- Podróż w naszym stanie, z chorą u boku wydaje się beznadziejnym pomysłem - powiedziała wojowniczka. - Wciąż nie wiemy co czeka na nas w głębi dżungli, pomijając zasraną trawę. Owszem wygląda na to, że ktoś jest nastawiony do nas przyjaźnie. Jak jest ich wiele - nie wiemy. Co z resztą tego co zamieszkuje dżunglę? Jest nas pięć osób. Cztery zdolne do czegokolwiek. Conajmniej dwie osoby muszą nieść nosze. Zostają nam dwie osoby. Nie może ich nieść zwiadowca jeżeli nie chcemy zostać zaskoczeni. Czyli jedna osoba do ewentualnej obrony w przypadku nagłego ataku. Owszem, gdy dojdzie do walki odrzucimy nosze. Ale kto z nas nadaje się do walki i jednoczesnej obrony chorej? Co w razie ewentualnych ran? Jak szybko będziemy się poruszać? - ciągnęła dalej Aleira.
- Tutaj przynajmniej mamy jakieś pożywienie. Wypoczęci będziemy mogli narzucić szybsze tempo. Będziemy bardziej uważni i nie wdepniemy w żadne gówno. - wojowniczka spojrzała na stopę uzdrowicielki - Dosłownie i w przenośni.
- Jak powiedział Młody, te kilka godzin gubernatora nie zabije, nas za to jak najbardziej może. A nawet jeżeli, w obecnej chwili gubernatora mam w dupie, jeżeli nie potrafią utrzymać się na obronnej pozycji przez kilka dodatkowych godzin to cała ta wyprawa jest z góry przegrana.

Rozbawiła trochę wojowniczkę sugestia, by zgłaszać wszelkie ugryzienia reszcie grupy. Najmniej chyba ufna i otwarta osoba na statku proponuje takie rozwiązanie.
Już to widzę. "- Wiecie, bo właśnie mnie coś ugryzło w tyłek, zechce ktoś zerknąć czy aby przypadkiem nie był to jakiś komar morderca?" Plus - ciekawe czy gdyby to on stał się ofiarą czy byłby tak skłonny do dzielenia się tym z innymi?

Aleira postanowiła jednak te przemyślenia pozostawić dla siebie. Nie było sensu wdawać się w bezsensowne dyskusje, gdy powinni zająć się ważniejszymi sprawami - chociażby tym, w jaki sposób ktoś dostał się do ich obozu niezauważony...
Ostatnio zmieniony ndz sie 14, 2016 12:09 pm przez Aleiris, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Gregorio
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 9
Rejestracja: pt cze 24, 2016 8:01 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pn sie 15, 2016 6:10 pm

Zindan

Czy coś widział jak był na warcie? Nie licząc tych omamów sennych to zdecydowanie nic. Jeśli faktycznie podczas ich chwili nieuwagi ktoś nie tylko do nich podszedł, ale i zdołał opatrzeć Asiję, to wolał wierzyć, że jest to ich przyszły przyjaciel, a nie wróg. Podzielił się swoim brakiem obserwacji czegokolwiek podejrzanego i od razu zaproponował krótkodystansowy zwiad w celu wytropienia ścieżki, którą poruszali się wspomniani goście.

Lubił takie wyzwania, a ci których będzie tropił żyją w tych warunkach od urodzenia, to będzie to jedno z największych wyzwań jakie do tej pory miał. Ale spokojnie, ma przynajmniej kilka godzin podczas których jego towarzysze odpoczną. On w tym czasie postara się wytropić odpowiednie ślady owych gości, a jeśli to się nie uda to może przy odrobinie szczęścia wytropi jakąś zwierzynę łowną.

Dobrze, że Asija czuje się lepiej. Jeśli kiedykolwiek podczas tej wyprawy miała być unieruchomiona to właśnie na jej początku. Od teraz żarty się kończą i jej umiejętności mogą być szczególnie cenne. Oczywiście sam nie zamierzał być tylko dodatkiem do tego zespołu.

Odpowiadało mu to, że inni podejmują inicjatywę w przewodzeniu grupie. On nie czuł się w tym dobry. Zdecydowanie bardziej wolał w milczeniu robić to do czego był szkolony i co najbardziej lubił. Do tego ciekaw był tego kto z dwójki Młody i Septus ostatecznie będzie głównym "szefem". Młody niby jest ... młody, ale wiek wcale nie powstrzymuje go od dojrzałego myślenia i zwracania uwagi na wszystkie aspekty przed podjęciem jakiejś decyzji. Septus z kolei bije póki co Młodego doświadczeniem. Czas pokaże jak się dalej rozwiną ich role.

Po tej krótkiej refleksji i sprawnym przygotowaniu rozpoczął tropienie tajemniczych mieszkańców nowego świata.
 
Awatar użytkownika
Luciak
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn cze 20, 2016 11:43 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pn sie 15, 2016 8:19 pm

Krótka rozmowa i ekscytacja zostały okupione dużym zmęczeniem. Asiji zaczynają ciążyć powieki, lecz przed pójściem spać decyduje się na jeszcze jeden wysiłek. Widziała już nieludzko wyczerpanych, u których fizjologia dalej pracuje, a ona przed chwilą piła wodę. Nie zamierzała robić z siebie pośmiewiska. Po odejściu Zindana rusza jak najszybciej może w przeciwną stronę.

- Muszę... muszę na stronę. - spuszcza wzrok i rumieni się pod zimnym wzrokiem Septusa, drobiąc nogami w miejscu po czym znika w najbliższych zaroślach.

Szukając ustronnego miejsca starała się być w zasięgu głosu od miejsca ich noclegu. Leki... tyle nowości mogłabym się od nich nauczyć. Ciekawe czy mają tu dentystów? Leki, leki... Czy Zindan nie wspominał na statku, że szuka lekarstwa na jakąś zarazę? Więc przynajmniej nie tylko mi zależy na kontakcie z tubylcami. Właściwie to ciekawe jak mnie uleczyli - samą maścią? Może towarzyszyły temu jakieś śpiewy lub zaklęcia, a może był to cały rytuał? Rozejrzę się dookoła obozu, może znajdę jakieś ślady ich działalności - ochronne totemy, talizmany z piór i roślin lub plecionki łapaczy snów z koralikami? - dobrze było ulżyć pęcherzowi.
Ostatnio zmieniony pn sie 15, 2016 9:15 pm przez Luciak, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

wt sie 16, 2016 8:06 pm

Septus

Z przeprowadzonej w grupie rozmowy, tak naprawdę nic nie wynikło. Jedyną oczywistą konkluzją było lepsze rozdzielanie wart na przyszłość. Nie przejmując się tym zbytnio Septus postanowił chwilę jeszcze odpocząć, po czym zjadł śniadanie z racji przygotowanych na drogę, wzbogaconych owocami, które już jadł wczorajszej nocy.
Następnie zabrał się za przygotowanie zaklęć na nowy dzień.

Po skończeniu podstawowych zadań, rozpoczął poszukiwania odpowiednich kijów na nosze w okolicy miejsca ich obozu. Stelaż złożony z 2-óch długich, twardych, ale w miarę elastycznych kijów, przeplótł innymi mniejszymi kijkami i lianami, a następnie przymocował do tego wszystkiego jeden ze śpiworów, po jego drobnych przeróbkach.

Gdy skończył, pozbierał swoje rzeczy i zgarnoł je tak by być gotowym do nagłego wymarszu w razie potrzeby. Następnie czekał spokojnie aż inni skończą swoje zadania, obserwując w między czasie zachowanie tutejszej fauny i flory.
Ostatnio zmieniony wt sie 16, 2016 8:08 pm przez Ardentus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
krzysionek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: śr cze 22, 2016 5:25 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

wt sie 16, 2016 10:56 pm

Młody wykorzystując swoją zwinność skakał po najbliższych drzewach w poszukiwaniu ptasich jaj. Gotowanie posiłków dla dużej ilości osób nie było dla niego żadnych wyzwaniem.

Z wysokości na jaką się wspiął próbował wypatrzeć w oddali jakiś śladów ludzi. Zaintrygowany opowieścią towarzyszy liczył na szybkie spotkanie z nieznajomymi.
 
Awatar użytkownika
Aleiris
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: wt cze 21, 2016 4:23 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

śr sie 17, 2016 11:32 am

W czasie gdy towarzysze podróży zajęli się swoimi sprawami Aleira, z braku zajęcia na obecną chwilę, które byłoby dla niej odpowiednie, postanowiła wykorzystać czas na wypoczynek i posilenie się. Nie wątpiła, że ta podróż będzie od niej wymagać jeszcze wiele, a najlepiej by była wtedy wypoczęta. Przed pójściem na spoczynek zajęła się jedynie nazbieraniem chrustu na opał i wszystkiego suchego co nadawało się, by wrzucić do ognia. Nie oddalała się jednak zbytnio od obozu i starała się być w miarę możliwości czujna i uważna. Dodatkowo upewniła się, że cały jej ekwipunek jest w należytym stanie, w tym oczywiście broń wojowniczki.
 
Awatar użytkownika
Modrzev
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn maja 16, 2016 7:40 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

czw sie 18, 2016 11:03 pm



Decyzja zapadła, zostaliście w miejscu swojego odpoczynku na dłużej, mimo naglącej wyprawy. Mimo to każde z was było przekonane, że postępujecie słusznie - wypoczęci będziecie w stanie lepiej poradzić sobie z potencjalnymi przeszkodami, które staną wam na drodze i kto wie, może w ostatecznym rozrachunku wyjdziecie na tym bardziej korzystnie. Tymczasem każde z was znalazło sobie jakieś zajęcie.

Asija, kiedy tylko załatwiła swoją potrzebę, postanowiła powoli obejść obóz jego krawędzią dookoła szukając przy okazji znaków działalności tubylców. Przyglądała się szczególnie pniom drzew w poszukiwaniu zatkniętych totemików, albo run wyrytych na korze, gałązkom liści w poszukiwaniu uczepionych piór, a także ziemi, gdyż może któryś z nich po prostu po ludzku coś upuścił i zgubił. Po zrobieniu pełnej rundki jednak nie znalazła nic, a zmęczenie dawało o sobie coraz bardziej znać, postanowiła więc wrócić do obozu i położyć się na trochę - wiedziała, że nikt nie będzie miał jej tego za złe.

- Czy któreś z Twoich rodziców było kretem? - zapytał ją drwiąco Nadim. Spojrzała na niego wzrokiem wskazującym, iż nic nie rozumie. - No tak właśnie myślałem ślepoto! Nic dziwnego, że wdepnęłaś w rybę, skoro nie widzisz nawet czubka własnego nosa!

"Jak się nad tym zastanowić to w sumie nikt nie widzi tak po prostu czubka własnego nosa" - myśl sama przepłynęła przez głowę uzdrowicielki - efekt zmęczenia.

- Tutaj popatrz. - powiedział Nadim, po czym pojawił się nagle kilka kroków od Asiji wśród rozległych korzeni jednego z drzew. Dziewczę podeszło do niego trochę słaniając się na nogach i przykucnęło. Na ziemi rzeczywiście coś leżało. Po uniesieniu okazało się, iż jest to drewniana kulka, na pewno dzieło ludzkich rąk, z wywierconym otworem i jakimś rysunkiem wyrytym i poczernionym na powierzchni. Może jakiś koralik? Ściskając go mocno w garści Asija poczłapała w stronę obozu, aby lepiej mu się przyjrzeć.



W tym czasie Septus poskładał całkiem profesjonalne nosze. Wyglądały na bardzo wygodne i wytrzymałe, chociaż po nocy jaką spędziliście wszystko inne niż ziemia wydawać by się mogło wyjątkowo komfortowe. Po wypełnieniu zaplanowanych przez siebie zadań usiadł przy swoim ekwipunku i zaczął rozglądać się dokoła. Po raz pierwszy chyba od kiedy przybyliście na nowy ląd obserwował otaczającą przyrodę w spokoju, okiem naukowca, a nie wyszukując zagrożeń jako wojownik. Początkowo ilość kolorowych zwierząt, szczególnie ptaków przytłaczała go, aż zakręciło mu się w głowie. W końcu jednak zaczął rozróżniać pojedyncze gatunki. Duże i małe kolorowe ptaki wyraźnie żywiły się owocami, za to te w jednolitym brązowym, szarym lub czarnym ubarwieniu były drapieżne. Owoce, którymi żywiły się ptaki miały głównie ubarwienie żółte lub czerwone, wszelkie inne pozostawiały na gałęziach. Zauważył, że dużym problemem mogą być węże, kilka razy przyłapał się na tym że coś co uznał za gałąź lub lianę nagle zaczęło pełznąć lub chwytało swoją ofiarę. A może to rzeczywiście była część rośliny, która zapolowała na zwierzę? Biorąc pod uwagę wcześniejsze wasze doświadczenie z trawą nie można było wykluczyć takiej możliwości. W koło roiło się też od przeróżnych owadów, ale wyraźnie trzymały się z daleka od pewnego pnącza, z którego wyrastały niewielkie, niebieskawe liście. Mag zapamiętał wszystkie te fakty wierząc, że pomoże wam to przetrwać w tym miejscu.

Z oczu zniknął wam Zindan. Zapuścił się w gęstwinę dżungli idąc praktycznie na czworaka z czubkiem nosa tak zbliżonym do podłoża, że prawie rył nim rowek w mokrej i miękkiej ziemi. Wyraźnie był w swoim żywiole i jakby odzyskał energię i zapał wykonując jedną ze swoich ulubionych czynności. Przemieszczał się nieśpiesznie odgarniając liście z gleby, rozglądał się za połamanymi gałęziami, a nawet śladami płynów ustrojowych. Bardzo szybko odkrył ślady zwierząt małych i dużych. Niektóre z nich wyglądały znajomo, inne jednak były zupełnie dla niego nowe. Już po chwili jego wzrok przyzwyczaił się do ich wyglądu i zaczął łatwiej dostrzegać je na ziemi. Na jego chudej twarzy zarysował się uśmiech. Zaczął podążać za wybranymi odciskami próbując ustalić dokąd zmierzało dane zwierze i zastanawiając się nad jego celem. Czuł, że jest blisko znalezienia czegoś ważnego. Wtedy jednak uśmiech zniknął z jego twarzy. Do elfa dotarło, że kręci się w kółko. Zatrzymał się, przykucnął i położył dłoń na podłożu używając stopniowo coraz więcej siły aby ją zagłębić i pozostawić ślad. Podniósł ją następnie i obserwował jak miękka i wilgotna ziemia, porośnięta mchem i pokryta liśćmi unosi się powodując praktycznie całkowite zaniknięcie pozostawionego przez niego śladu. Zindan przeszedł kilka kroków i spróbował tej samej metody w miejscu, gdzie ziemia miała inną barwę i fakturę. Tutaj ślad pozostał wyraźny nawet kilka chwil po usunięciu dłoni.

"Cholera" - pomyślał i podłamał się delikatnie. -"Ta ziemia jest zupełnie inna niż gleba znana mi z Caratu, bez problemu zauważam ślady ale nie potrafię ustalić, które są starsze, a które świeższe, wszystkie wyglądają jednakowo. W ten sposób nic nie wytropię." Zrezygnowany elf wrócił do obozu i usiadł ciężko przy swoich bagażach. Zdał sobie sprawę, że będzie musiał poświęcić sporo czasu, aby nauczyć się skutecznego tropienia na tym terenie. Przydałby mu się też jakiś nauczyciel...

Z pochmurnego nastroju wyrwał go Młody, a konkretnie jego najnowszy wyczyn, którego się podjął i osiągnął w nim spektakularny efekt... spektakularnie zły efekt. Początkowo, czego elf nie widział, zwinny towarzysz wspinał się po drzewach i skakał po lianach niczym zwinne małpiątko znane z obszarów Kalifatu. Udało mu się nawet zebrać niemało ptasich jaj, z których praktycznie każde było inne. Znalazł małe i duże, kolorowe i białe, a nawet pokusił się o zerwanie kilku owoców rosnących wysoko, aby dać je na spróbowanie Septusowi. Oczami swojej dziecięcej wyobraźni widział maga siedzącego w kucki w krzakach i przeklinającego głośno przy każdej kolejnej fali wydobywającej się z jego trzewi. Młodemu aż trudno było się powstrzymać od roześmiania na głos. Rozglądał się także za śladami jakichś śladów ludzkiej działalności, ale był zdecydowanie za nisko i gęsta pokrywa liści skutecznie przesłaniała mu cały świat. Ani śladu dymu czy ognia w zasięgu wzroku. I właśnie wtedy, gdy wykonywał kolejny skok poślizgnął się na wilgotnej gałęzi i runął w dół jak kamień. Na jego szczęście nie znajdował się wysoko, a po drodze do ziemi czekało na niego kilka rozłożystych liści, które skutecznie wyhamowały jego upadek. Nie zmieniło to jednak faktu, że bardzo szybko poczuł coś mokrego w okolicach swoich pośladków... Upadł prosto na zebrane jajka, które rozbiły się wszystkie i ubrudziły go całego od góry do dołu. Widząc to nawet Aleira wybuchnęła śmiechem.

Uśmiech zastygł jej na twarzy, kiedy usłyszała odgłosy dochodzące z gęstwiny. Najpierw usłyszała coś za sobą, po chwili podobny odgłos wydobył się gdzieś z przodu. Wojowniczka instynktownie zerwała się na równe nogi i chwyciła do ręki broń. Dźwięki, które słyszeliście wszyscy były dziwne, jednak podobne do małpich odgłosów znanych z południa. Rozbrzmiewały teraz dookoła was nabierając na sile i ilości oraz towarzysząc hałasowi liści i gałęzi, po których przemieszczały się jakieś stworzenia. Odgłosy zdecydowanie zbliżały się do was. Aleira przyjęła postawę, spodziewała się tego, co po chwili nastąpiło. Nagle z zarośli wyskoczyła na nią istota człekokształtna kierując swoje pazury i zęby ku ciele wojowniczki. Ta zamachnęła się toporkiem, który zagłębił się w futrzastym przeciwniku wywołując u niego krótkie pisknięcie przerwane dotarciem ostrza do samych płuc bestii. Martwe ciało padło pod stopami Aleiry, odgłosy z dżungli ucichły. Spojrzeliście pod stopy wojowniczki i zobaczyliście małpę, wysokości około metra, pokrytą szarą sierścią, z długim ogonem i nogami, a przede wszystkim z czterema rękoma. Przeciwnik zwinny i niebezpieczny biorąc pod uwagę długość jego pazurów i kłów. A wy znajdujecie się w samym środku jego terytorium, z czego zdał sobie sprawę Zindan przypominając sobie ślady odchodów, które odnalazł.



- Wrócą tu. - powiedział Zindan. - Mamy niewiele czasu żeby zdecydować co robimy dalej. Ten tu to tylko młody samiec, pewnie chory, wysłały go jako zwiad żeby zobaczyć kto wdarł się na ich teren. Teraz zaatakują w pełnej sile, tak samo jak bestie z Caratu.

- Możemy nie dać rady. - odrzekła Aleira patrząc się pod swoje nogi. - Na pewno nie w równej walce. Musimy jakoś zyskać przewagę, wymyślić szybko jakiś sposób.

- Może udałoby się nam uciec? - zaproponował Młody, dla którego ta metoda zawsze sprawdzała się w miejskich warunkach, podczas walki z wrogiem mającym przewagę.

- Nie dam rady. - wydusiła z siebie Asija czując, że do oczu podchodzą jej łzy. Była jednocześnie przerażona i zła na siebie za swój stan.

- Może udałoby się jeszcze bardziej opóźnić ich natarcie żeby zyskać czas na podjęcie decyzji i przygotowania? - zamyślił się Septus, mówiąc do siebie na tyle głośno, że usłyszeliście go wszyscy.

- Ha! To będzie dobre! - zaśmiał się złośliwie Nadim. - Małpi interes! Jakby co, możecie na mnie liczyć złotka.
Ostatnio zmieniony czw sie 18, 2016 11:12 pm przez Modrzev, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ardentus
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: pn cze 20, 2016 9:44 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pt sie 19, 2016 2:42 am

Septus

Po chwili Septus wyrwał się z zamyślenia.
Nie - stwierdził na głos Septus - nie mamy już, w tym momencie, czym ich opóźnić . Zindanie, czy potrafisz powiedzieć ilu możemy się spodziewać?
- Niestety nie, z odgłosów można wywnioskować jedynie, że mniej niż 2 tuziny.
- Bajecznie- powiedział wzdychając lekko- Młody, nie słyszałeś może jakichś opowieść o tych stworzeniach? Na przykład od marynarzy na statku?
- Nie słyszałem.
- hmm hmm hymmm, mogło być gorzej- zanucił pod nosem ponownie pogrążając się w zamyśleniu i ponownie drapiąc swojego chowańca, który uczepił się jego włosów na głowię.

- Są mobilniejszę od nas, więc nie uciekniemy, w każdym razie nie daleko. Jedynym sensownym wyjściem będzie walka tutaj, warunki nie są korzystne, ale tutaj mamy fragment otwartej przestrzeni który daje nam przewagę, a przynajmniej zmniejsza ich przewagę - zaczął myśleć na głos, pokazując obszar polany. W sumie nie było to złe miejsce do obrony, w tym momencie każdy kawałek wolnej przestrzeni zmniejszał przewagę małpoludów, ponieważ przy ich wzroście walka z nimi w zaroślach byłaby koszmarem.
- Będzie ich więcej, więc nie możemy dać się okrążyć, ani pozwolić im na atak z góry - powiedział pokazując duży pień drzewa na skraju polany. Był on wyraźnie grubszy od innych, a inne zarośla tworzyły przy nim w pewnym sensie ściany. To wszystko tworzyło kąt bliski prostego, z drzewem będącym punktem, a resztą zarośli prostymi. Z jednej strony wyrastała przy nim roślina o błękitnych liściach.
- Ustawimy się przy nim, a po bokach zawiesimy pnącza tej rośliny z niebieskimi liśćmi, tak by sięgały ponad 2 metry, co osłoni nas od tyłu i flank - skończył zdanie. Widząc zdziwienie na twarzach towarzyszy gdy mówił o pnączach dodał – zwierzęta które obserwowałem trzymały się od nich z daleka, więc zapewne są w jakiś sposób trujące. Trzeba będzie brać je w rękawicach lub przez gruby materiał dla bezpieczeństwa. Przed nami ustawimy plecaki dla osłony wraz z resztą sprzętu, a przed nimi rozsypiemy kolce tego owocu którym się posilałem, są wyjątkowo twarde. Zindanie jeżeli starczy czasu możesz spróbować je zamaskować, na pewno nie będą przyjemne gdy na nie staną w pełnej szarży. Aleria, Młody i Ja z przodu, z Alerią po środku. Asija za nami wraz z tobą Zindanie. Ja unieruchomię te które będą próbować zaatakować na z góry, a Zin będzie je dobijał- zakończył wypowiedź przełykając ślinę.
„Dawno nie powiedziałem tak długiego monologu” pomyślał w duszy, nawet go to trochę na swój sposób rozbawiło.
- Przynajmniej taki jest mój plan wymyślony na poczekaniu. Jakieś sugestie? – zakończył zwracając się do reszty.
Ostatnio zmieniony pt sie 19, 2016 2:45 am przez Ardentus, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Aleiris
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: wt cze 21, 2016 4:23 am

Re: [D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pt sie 19, 2016 9:23 am

Atmosfera w obozie była całkiem przyjemna. I jak zwykle, długo to nie trwało.

Odgłosy małp szybko postawiły wszystkich na nogi pomimo zmęczenia. Aleira wykonywała wszystkie czynności odruchowo - chwyciła za broń i przyjęła postawę obronną. Nie dała się zaskoczyć i zabiła stworzenie, natychmiast jak tylko wyłoniło się z dżungi. Stworzenie - bo mimo, że przypominało znane małpy z południa, te miały cztery ręce.

Cudownie, chyba powinnam się przyzwyczaić, że tutejsza fauna i flora tylko przypomina tą ze Starego Kontynetu, a w rzeczywistości jest sto razy groźniejsza od zwykłego wojownika. Tak, chyba najwyższy czas zdać sobie sprawę, że wszystko tutaj stara się nas zabić - od owoców, przez mieczokurwatrawę i trujące ryby, po czterołape małpy....

Pomimo niefortunności ich położenia, wojowniczka odczuwała radość i podniecenie. Wreszcie przeciwnik z którym mogę walczyć! Wreszcie wyzwanie odpowiednie dla mnie! Mniej gadania, więcej walki! Uśmiech sam cisnął się na usta a adrenalina wzrosła. Jeden przeciwnik leżał martwy u jej stóp. Zmęczenie stało się mało istotne.

Gdy Septus proponował dalsze działania, Aleira dokładnie wyczyściła swoją broń, mimo, że oczywistym było, że jeszcze tego samego dnia, skosztuje ona małpiej krwi.

- W pełni zgadzam się z Septusem - rzekła wojowniczka - nie ma nawet co myśleć o próbie ucieczki przed tymi stworzeniami. Małpy na południu z dwoma rękoma poruszają się szaleńczo szybko po drzewach, a te tutaj mają cztery i całą dżunglę, bo gdzie okiem sięgnąć jest gęste poszycie. Próbować z nimi się ścigać, w naszej sytuacji, może skończyć się conajmniej tragicznie. - i nie mam zamiaru uciekać przed walką, dodała w myślach.
- Jak dobrze zauważyłeś - Aleira spojrzała na Septusa - ten jakkolwiek mały kawałek polany neutralizuje ich przewagę. Zawieszenie pnączy to dobry pomysł, pytanie tylko, czy odstraszają wszystkie zwierzęta? Jeżeli rzeczywiści są trujące to niegłupim pomysłem byłoby nasmarować ich sokiem oręż... - zamyśliła się wojowniczka.
- Rozsypanie kolcy powinno nam ułatwić zadanie. Gdybyśmy mieli więcej czasu zasugerowałabym rozpalenie po bokach ścian z ognia, ale wątpie byśmy się z wszystkim wyrobili zanim tutaj wrócą... Jedynę co mogę zaproponować to ponadcinanie pobliskich gałęzi, nie okrytych pnączem, żeby skurczysyny miały niespodziankę...

Od momentu, w którym rozpoczeli zastanawiać się nad sposobami uzyskania przewagi, Aleira nie mogła wyrzucić z głowy pewnej piosenki. Gdzie ja ją słyszałam? Chyba na statku...? Z początku była to sama muzyka, teraz wyróżniała słowa piosenki:


Snare and deadfall, pit and noose
Drive your quarry where you choose
Baffle them with trick and ruse
Snare and deadfall, pit and noose....



Odpowiednia do naszej sytuacji, pytanie tylko kto tu jest zwierzyną a kto łowczym...?
Kopanie wilczych dołów nie wchodzi w rachubę... Sidła..? hmm...


- Jeżeli ktoś ma jakiś pomysł na sidła, myślę, że nie zaszkodziłoby nam unieruchomienie, chociażby na krótko, kilku z nich. Łatwiej będzie nam ich ubijać pojedyńczo niż walczyć z wszystkimi naraz.
Ostatnio zmieniony pt sie 19, 2016 9:34 am przez Aleiris, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Luciak
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: pn cze 20, 2016 11:43 pm

[D&D 3.5] "Nowe Ziemie"

pt sie 19, 2016 9:40 am

Asija umościła się wygodnie na noszach i obracając koralik w dłoniach starała się choć troszkę odpocząć. Czy któreś z moich rodziców było kretem? Możliwe, w końcu nigdy ich nie widziałam. Zważając na rodzinne umiejętności gadania z myszoskoczkami czy pancernikami... - pokazała język Nadimowi.

Przyglądając się koralikowi zaciekawił ją wyryty w nim wzór. A jednak łapacz snów. Wiedziałam czego szukać. Amulet przyozdobiony zwykle piórami, paciorkami i innymi ozdobami, którym Indianie przypisywali określone właściwości magiczne. Łapacze snów zwykle wieszane były nad posłaniem lub przy wejściu do domostwa indiańskiego. Według wierzeń niektórych plemion Indian sny nawiedzające śpiących w domu musiały przejść przez amulet. Gęsta sieć miała przepuszczać jedynie dobre sny, a zatrzymywać nocne mary, które ginęły wraz z pierwszymi promieniami słońca. Taki sen miał łapać się w sieć i spływać po piórach. Może podobne wierzenia mają... Nowokontynentowcy? Trzeba wymyślić przyjemniejszą nazwę. - zmarszczyła nosek. - Koralik... Aby łapacz zatrzymał wszystkie złe sny a przepuszczał tylko dobre, powinien mieć niektóre z następujących ozdób:
- koraliki: spełniają sny
- pióra: spełniają sny i symbolizują oddech lub powietrze
- róg jelenia: daje powodzenie w łowach
- kawałek modrzewia lub szałwi: daje zdrowie
- futerko: zapewnia wygodę i ciepło
- koński włos: daje wytrzymałość
- turkus: sprowadza siłę
- kryształ górski: daje moc
- pazury: zapewniają ochronę.
Może tak dostali się do obozu? Wykorzystali to, że każdy spał lub był wpół śpiący i uznali ich przybycie za sen? Albo zostawili koralik, aby spełnił się dobry sen o ratunku...


Gdy zobaczyła Młodego serce podskoczyło jej do gardła. Czyżby Mleczak miał jakąś egzotyczną biegunkę? Postanowiła delikatnie wypytać go czy nic go nie boli i co ostatnio jadł. Dostała nietypową odpowiedź. Młody obejrzał się na swój zadek i roześmiał się.

- Pióra, dziób i lot zamknięte są w jajku! - zatrzepotał rękami jak ptak, po czym zadeklamował żwawo gestykulując:

Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;
Łam czego rozum nie złamie:
Młodości! – Orla twych lotów potęga,
Jako piorun twoje ramię.


Asija po bliższej obserwacji domyśliła się, że wszystkie plamy na jego spodniach spowodowane są upadkiem, a na tyłku Młodego znajduje się ich niedoszłe jedzenie. Nad ich drużyną ciążyła kucharska klątwa. Nie wiedziała jednak czy wszystko z jego głową jest w porządku, więc postanowiła go chwilę poobserwować.

Gdy nie zauważyła żadnego podejrzanego zachowania ze strony Młodego - wymiotów, zaubrzeń równowagi, wzroku czy mowy - schrupała wyciągniętą z plecaka rację żywności i położyła się spać.

Ryczący małpolud odrazu ją rozbudził. Przestraszona wcisnęła się w najdalszy kąt za plecakami swych towarzyszy i z otwartymi ustami obserwowała jak Aleira pokonuje potwora. Już wiedziała, że w najbliższym czasie będzie bardzo dbała o tę dziewczynę. Patrzyła na nią jak na żywą tarczę. W dziecięcym odruchu chciała przytulić się do jej nogawki, lecz w lot wyobraziła sobie jak wojowniczka patrzy na nią ze zmrużonymi w pogardzie oczami i mówi "Będziesz przeszkadzać mi w walce.".

"Mogło być gorzej.". Asija przewróciła oczami. Stały fragment dyskusji. Każdy mógłby pomyśleć, że to słowa niepoprawnego optymisty. Każdy kto nie widział aparycji Septusa i nie słyszał jego mrukliwego głosu. Wyobraziła sobie go siedzącego na malutkiej krze, pośród lodowatego oceanu rozpościerającego się aż po horyzont i z tą obojętnością wypowiadającego "Mogło być gorzej." Nigdy nie dojdzie do wypowiedzenia przez niego "Nie mogło być gorzej.", bo wiązałoby się to z unicestwieniem świata, a gdy on przestanie istnieć, zabraknie również Septusa do wypowiedzenia tych słów.

- Czytałam kiedyś książkę, w której opisano pradawnych podróżników bytujących na terenie dzisiejszego Hrabstwa Stholm. - nieśmiało zerknęła na Pana Ponuraka. - Na czas nocy otaczali swoje legowiska pierścieniem ognia. Zapobiegało to zamarznięciu podczas snu i chroniło przed dzikimi zwierzętami. Budzili się, by co jakiś czas dorzucić do ognia drewna tak, aby płonął do rana. Aktualnie w tej temperaturze nie chciałabym być w takim okręgu, ale odpowiednio ułożona ściana ognia również może być sposobem na ograniczenie naszego pola walki. Jeśli do niej dojdzie, bo większość zwierząt boi się ognia.

Po chwili zastanowienia i wysłuchaniu Aleiry podejmuje dalej. - Właściwie to moglibyśmy wyznaczyć teren, na którym będziemy walczyć. Ogień rozpalić dopiero wtedy, gdy znajdzie się na nim tyle osobników ile chcemy. Odetniemy im wtedy oczywistą drogę ucieczki oraz możliwość dosłania posiłków, a te które będą chciały uciekać górą Zindan może wystrzelać. - rysowała patykiem na ziemi swój plan. - Szybko możemy rozpalić małe ognisko przy nas, a ścianę rozpalić za pomocą płonącej strzały. Co do tego ile mamy czasu to powinien się wypowiedzieć Zindan. On najlepiej będzie wiedział z jakim wyprzedzeniem idzie zwiadowca przed głównymi siłami.

Ostatnio zmieniony pt sie 19, 2016 10:56 am przez Luciak, łącznie zmieniany 9 razy.
Powód:

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości