pt gru 21, 2012 10:38 am
Lokaj wskazał ręką korytarz: - Proszę za mną. - Rita i Anhur ruszyli za służącym, zostawiając jadalnie za sobą. Mężczyzna zaprowadził ich schodami na dół, pod wschodnie skrzydło sędziowskiego pałacu. W kamiennej sali na planie koła znajdowała się bogato urządzona, prywatna kaplica. Ołtarz wykonano z najjaśniejszego marmuru, sześć rzeźbionych na kształt rycerzy kolumn podtrzymywało strop. Sufit pokrywał skomplikowany fresk, ilustrujący scenę sądu. W centralnym miejscu malowidła, tuż nad głową Tyra, znajdował się okulus, przez który w czasie południa musiał wpadać pojedynczy snop światła. Oświetlenie zapewniały tu jarzące się białym blaskiem oczy sześciu rycerzy. Dwójka dostrzegła także koksownik ustawiony przed ołtarzem, w którym płonęły nieznane im rytualne wonności.
Ich gospodarz czekał na nich przebrany w odświętny ornat, którego mankiety zdobiły klejnoty szlachetne, a symbol Tyra wyszyto złotą nicią. Na szyi zawieszony miał amulet z wielką perłą. Zaprosił ich do środka i poprosił by Anhur przedstawił mu pytania. Kiedy Tułacz z Wyboru wypowiedział ostatnie z nich, sędzia skinął tylko głową.
- Mam nadzieję, że nie skomplikuje to bardziej, dzisiejszego, smutnego dnia.
W tym samym czasie w jadalni zapanowała nerwowa atmosfera. Karendis, Tanis i Amayen wiedzieli, że w kaplicy mogą zapaść decyzje ważące na ich dalsze losy. Wszyscy odtwarzali wydarzenia sprzed wielu dekadni, przypominając sobie Hagara Mahaggara. Któż mógł przewidzieć, że ten ponury incydent okaże się tak brzemienny w skutki. Co gorsza, trójka nie miała pojęcia ile potrwa rytuał i co nastanie po nim. Jakby nie patrzeć mieli trochę czasu na ustalenie planu awaryjnego...
Nerro Windsur wyciągnął spod połów swych szat zwój. Pieczołowicie rozwinął go na ołtarzu i zaczął odczytywać gęsto zapisane na nim znaki. W miarę jak posuwał się dalej, tekst na magicznym zwoju blaknął i stawał się nieczytelny. Wkrótce żar w koksowniku nasilił się, znacząco podnosząc temperaturę w kaplicy. Opary palonych wonności wytworzyły mętną mgłę, nieco przyćmiewającą zmysły. Słowa kapłana zapętlały się, cichły i znowu nabierały mocy, tworząc hipnotyczny rytm. Żar rósł, aż wkrótce z niewielkiego koksownika wystrzelił płomień, wysoki na dwa metry. Nerro Windsur odwrócił się od ołtarza, w ekstatycznym uniesieniu obserwując skutki magii. Anhur i Rita musieli cofnąć się o dwa kroki, by móc znieść gorąco. Sędzia spoglądał w płomienie, z których z wolna wyłaniała się sylwetka. Mógł to być jakiś niebianin, albo inna istota, lecz dla dwójki poszukiwaczy Vade'a Credo była ona nazbyt zamazana by określić jej nazwę. Nerro padł na kolana i zaczął mówić nieznanym Ricie językiem. Anhur skinął z uznaniem głową - kapłan Tyra biegle posługiwał się niebiańską mową.
Zadawał kolejne pytania, jednak druid nie słyszał odpowiedzi. Więź między przybyłą istotą, a kapłanem zdawała się być zbyt intymna, by mógł w nią ingerować ktokolwiek z zewnątrz. Niemożliwym było określenie czasu jaki upłynął od przybycia niewyraźnej istoty. W końcu jednak rytuał dobiegł końca, a płomienie zgasły. Nerro długo nie podnosił się z klęczek.
- Zadałem wasze pytania - powiedział cicho i z wyraźnym trudem wstał. Wyglądał na wyczerpanego.