O jedną Krainę za daleko
Promienie mozolnie zachodzącego słońca rozlały się na ciemne wody zatoki u stóp góry Waterdeep. Miejski tygiel stygł, a zabiegani mieszczanie zmierzali do swoich domostw po wyczerpującym dniu pracy. Szarówkę wieczora rozświetlały niegasnące płomienie oraz inne magiczne i tradycyjne iluminacje. W wyższej części miasta, pośrodku Dzielnicy Północnej, kilka osób przyszło na oczekiwane od paru dni spotkanie. Restauracja „Złoty Wiąz” była położona w niezwykle malowniczej okolicy. Roztaczał się stąd zapierający dech w piersi widok na niższe części Miasta Wspaniałości. Spoglądając w dół, miało się wrażenie, że obserwuje się zdrowe i silne serce Faerunu. Lokal znajdował się na parterze skromnej kamienicy; do budynku przylegał zadbany ogródek. Wzwyż jednej ściany, piął się piękny, przypominający trzaskające płomyki wiąz. Z wnętrza restauracji sączyła się ciepła, spokojna muzyka. Kelner przywitał każdego z osobna i wskazał na dwa zsunięte stoliki. Kiedy już podał wino, oznajmił, że pan Credo zjawi się lada moment.
Przy stole zapanowała niezręczna cisza. Grupa nieznanych sobie osób, siedziała naprzeciw siebie w milczeniu. Po paru minutach dołączył do nich oczekiwany mężczyzna. Miał mądre, przyjazne spojrzenie, które kontrastowało z poważnym obliczem. Przez większość mieszkanek Północy byłby uznany za przystojnego. Jego ciało chronił napierśnik nałożony na ciemny kaftan. W miejscu osłaniającym serce, wytłoczono symbol Kelemvora – Sędziego Umarłych. Na wierzch narzuconą miał grafitową pelerynę. U jego boku znajdowały się półtoraręczny miecz i sakwa. Mężczyzna zachowawczym uśmiechem i lakonicznym „Senter Credo” przywitał śmiałków.
- Wybaczcie, że kazałem wam czekać. Powinna zjawić się tu jeszcze jedna osoba. Zaczekamy kwadrans i... – wypowiedź przerwało mu pojawienie się ostatniego interesanta. Młoda dziewczyna, w sięgającej połowy ud, czarnej sukience pospieszenie dołączyła do zebranych w ogródku.
- Przepraszam za spóźnienie, ojciec wezwał mnie w ostatnim momencie... – powiedziała, po czym usiadła obok Sentera Credo. Miała przyjemny dla ucha, melodyjny głos. Jej skóra, koloru kawy z mlekiem, spryskana była delikatnymi perfumami.
- Tori Lostdale – przedstawiła się.
Sługa Kelemvora powiódł wzrokiem po zebranych śmiałkach:
- Nie zostaliście zebrani w tym miejscu przypadkowo. Potrzebuję ludzi z waszym doświadczeniem. Oferuję wam pięćset sztuk złota za odnalezienie mojego brata Vade’a. Dodatkowo dorzucę dwadzieścia pięć sztuk złota za każdy dzień poszukiwań. Rzecz jasna na głowę. Jestem przekonany, że tym razem brat wpadł po samą szyję – jeżeli go odnajdziecie, zapewne wypłaci coś ekstra – mężczyzna spojrzał na kielich, jednak nie napił się – Vade... on zawsze tułał się po Wybrzeżu i dalszych Krainach.
Tori zmrużyła nieco brwi: - Senterze, przecież wiesz, że się zmienił! Mieliśmy wziąć ślub na święto Obfitych Plonów. Po za tym znalazł stałą pracę. W Nowym Olamnie przyjęli go z otwartymi rękoma – prowadził zajęcia z umuzykalnienia.
- Na pewno starał się i zamierzam to docenić. Normalnie machnąłbym ręką na jego zniknięcie, ale tym razem nie mogę po prostu czekać. Zbyt poważne sprawy zakotwiczyły go w Waterdeep – głos Sentera nieco stężał: - Chciałbym też, żeby ojciec mógł zobaczyć go po raz ostatni przed śmiercią. - Przez chwilę bez słowa wpatrywał się przed siebie.
- Jeżeli okaże się to wszystko jego fanaberią... to chociaż przekażcie mu, że nie ma do czego wracać.
-...Senter! – młoda dziewczyna oburzyła się.
- To mało prawdopodobny wariant – mężczyzna zaczerpnął z kielicha. – Ostatni raz widziałem się z Vade’em pierwszego Kythorna. Wtedy też oznajmił mi, że musi załatwić ostatnie interesy we Wrotach. Droga z Waterdeep do Wrót wierzchem, zajmuje około dwunastu dni. Rozpoczął się już trzeci dekadzień od planowanego powrotu – uznałem, że czas przestać się martwić, a zacząć szukać. Nie mówił z kim chce się zobaczyć, ani jakie "sprawy" załatwić, ale jeżeli dobrze pamiętam, miał tam dobrego znajomego - browarnika Deepsteel'a. Myślę, że powinniście zacząć od niego...
Credo zaplótł ręce w trójkąt, nachylił się nieco nad stolikiem i spojrzał na zebranych wyczekująco:
-...oczywiście jeżeli podejmiecie się poszukiwań.