Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 28
 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pt wrz 16, 2011 9:26 am

O jedną Krainę za daleko


Promienie mozolnie zachodzącego słońca rozlały się na ciemne wody zatoki u stóp góry Waterdeep. Miejski tygiel stygł, a zabiegani mieszczanie zmierzali do swoich domostw po wyczerpującym dniu pracy. Szarówkę wieczora rozświetlały niegasnące płomienie oraz inne magiczne i tradycyjne iluminacje. W wyższej części miasta, pośrodku Dzielnicy Północnej, kilka osób przyszło na oczekiwane od paru dni spotkanie. Restauracja „Złoty Wiąz” była położona w niezwykle malowniczej okolicy. Roztaczał się stąd zapierający dech w piersi widok na niższe części Miasta Wspaniałości. Spoglądając w dół, miało się wrażenie, że obserwuje się zdrowe i silne serce Faerunu. Lokal znajdował się na parterze skromnej kamienicy; do budynku przylegał zadbany ogródek. Wzwyż jednej ściany, piął się piękny, przypominający trzaskające płomyki wiąz. Z wnętrza restauracji sączyła się ciepła, spokojna muzyka. Kelner przywitał każdego z osobna i wskazał na dwa zsunięte stoliki. Kiedy już podał wino, oznajmił, że pan Credo zjawi się lada moment.
Przy stole zapanowała niezręczna cisza. Grupa nieznanych sobie osób, siedziała naprzeciw siebie w milczeniu. Po paru minutach dołączył do nich oczekiwany mężczyzna. Miał mądre, przyjazne spojrzenie, które kontrastowało z poważnym obliczem. Przez większość mieszkanek Północy byłby uznany za przystojnego. Jego ciało chronił napierśnik nałożony na ciemny kaftan. W miejscu osłaniającym serce, wytłoczono symbol Kelemvora – Sędziego Umarłych. Na wierzch narzuconą miał grafitową pelerynę. U jego boku znajdowały się półtoraręczny miecz i sakwa. Mężczyzna zachowawczym uśmiechem i lakonicznym „Senter Credo” przywitał śmiałków.
- Wybaczcie, że kazałem wam czekać. Powinna zjawić się tu jeszcze jedna osoba. Zaczekamy kwadrans i... – wypowiedź przerwało mu pojawienie się ostatniego interesanta. Młoda dziewczyna, w sięgającej połowy ud, czarnej sukience pospieszenie dołączyła do zebranych w ogródku.
- Przepraszam za spóźnienie, ojciec wezwał mnie w ostatnim momencie... – powiedziała, po czym usiadła obok Sentera Credo. Miała przyjemny dla ucha, melodyjny głos. Jej skóra, koloru kawy z mlekiem, spryskana była delikatnymi perfumami.
- Tori Lostdale – przedstawiła się.

Sługa Kelemvora powiódł wzrokiem po zebranych śmiałkach:
- Nie zostaliście zebrani w tym miejscu przypadkowo. Potrzebuję ludzi z waszym doświadczeniem. Oferuję wam pięćset sztuk złota za odnalezienie mojego brata Vade’a. Dodatkowo dorzucę dwadzieścia pięć sztuk złota za każdy dzień poszukiwań. Rzecz jasna na głowę. Jestem przekonany, że tym razem brat wpadł po samą szyję – jeżeli go odnajdziecie, zapewne wypłaci coś ekstra – mężczyzna spojrzał na kielich, jednak nie napił się – Vade... on zawsze tułał się po Wybrzeżu i dalszych Krainach.

Tori zmrużyła nieco brwi: - Senterze, przecież wiesz, że się zmienił! Mieliśmy wziąć ślub na święto Obfitych Plonów. Po za tym znalazł stałą pracę. W Nowym Olamnie przyjęli go z otwartymi rękoma – prowadził zajęcia z umuzykalnienia.
- Na pewno starał się i zamierzam to docenić. Normalnie machnąłbym ręką na jego zniknięcie, ale tym razem nie mogę po prostu czekać. Zbyt poważne sprawy zakotwiczyły go w Waterdeep – głos Sentera nieco stężał: - Chciałbym też, żeby ojciec mógł zobaczyć go po raz ostatni przed śmiercią. - Przez chwilę bez słowa wpatrywał się przed siebie.
- Jeżeli okaże się to wszystko jego fanaberią... to chociaż przekażcie mu, że nie ma do czego wracać.
-...Senter! – młoda dziewczyna oburzyła się.
- To mało prawdopodobny wariant – mężczyzna zaczerpnął z kielicha. – Ostatni raz widziałem się z Vade’em pierwszego Kythorna. Wtedy też oznajmił mi, że musi załatwić ostatnie interesy we Wrotach. Droga z Waterdeep do Wrót wierzchem, zajmuje około dwunastu dni. Rozpoczął się już trzeci dekadzień od planowanego powrotu – uznałem, że czas przestać się martwić, a zacząć szukać. Nie mówił z kim chce się zobaczyć, ani jakie "sprawy" załatwić, ale jeżeli dobrze pamiętam, miał tam dobrego znajomego - browarnika Deepsteel'a. Myślę, że powinniście zacząć od niego...
Credo zaplótł ręce w trójkąt, nachylił się nieco nad stolikiem i spojrzał na zebranych wyczekująco:
-...oczywiście jeżeli podejmiecie się poszukiwań.


 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pt wrz 16, 2011 9:54 am

Trevo Alaeskyr

Do karczmy wszedł wysoki młodzieniec. Rzucił monetę woźnicy, który wyprzągł konie aby je napoić. Trevo wszedł do środka. Wysoki, szczupły, wszedł sprężystym krokiem tancerza, jakby stąpając tylko na palcach. Ubrany w jedwabną szatę, która wygląda jak kompromis między obfitym strojem kapłańskim a prostym strojem mnicha. Widać, że dostosowana aby nie krępowała ruchów. Z widocznych części ekwipunku, Trevo ma jeszcze srebrny symbol Lathandera na szyi oraz kij, który bynajmniej nie służy do podpierania się. Kostur również oznaczony był symbolami Lathandera i inskrypcjami w różnych językach, którymi były po prostu słowa modlitw do tego boga. Na szczycie kija zamontowany był lekko ociosany kamień szlachetny cytrynowej barwy. Trevo cały czas był uśmiechnięty, czekając na przyjście Credo postukiwał palcami po stole w rytm muzyki. Na chwilę zaczął nawet potupywać nogą i wyglądało na to, że zaraz zacznie tańczyć z krzesłem, ale opanował się i chrząknął przepraszająco.

Gdy Credo pojawił się, Trevo przywitał się z należną kapłanowi kurtuazją i wysłuchawszy słów obojga ludzi odpowiedział praktycznie od razu.

- Dziękuję Ci za docenienie naszych umiejętności. Ponieważ jednak nasza grupa widzi się dzisiaj pierwszy raz. Zanim podejmę decyzję chciałbym dowiedzieć się co nieco o tym, z kim przyjdzie mi pracować. - Trevo uśmiechnął się szerzej po czym wstał i skłonił się - jestem Trevo Alaeskyr, kapłan Lathandera z Chessenty. Miło mi będzie działać u Waszego boku.
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pt wrz 16, 2011 10:37 am



Młody jak na słonecznego elfa mężczyzna wszedł do karczmy, przez plecy miał przerzucony długi łuk doskonałej jakości zdobiony symbolami elfiego miasta Evereet. Poruszał się giętko i sprawnie, choć wprawne oko dostrzegłoby, że brak mu bystrości spojrzenia i nawyków prawdziwego łowcy. Zamiast tego w jego oczach czaiła się nieprzeciętna inteligencja zazwyczaj przypisywana magom czy psionikom. Był dobrze zbudowany i odziany w czarne praktyczne szaty, jego długie farbowane również na czarno włosy opadły z gracją na ramiona kiedy zasiadł przy stole.

Mężczyzna zamówił kielich wina od karczmarza i cierpliwie czekał obserwując zebranych i popijając wino małymi łyczkami. Nie tak dobre jak winno z piwnic jego ojca, no ale cóż ostatni raz dobre wino pił ponad rok temu i chyba czas się przyzwyczaić do tego sikacza śmierdzącego siarką, który na kontynencie śmią nazywać winem.

Słuchał uważnie co ich pracodawca ma do powiedzenia, starając się zapamiętać każde słowo. Nigdy nie wiadomo co może się przydać. Pojawienie się kobiety zaintrygowało go, czyżby miała wyruszyć wraz z nimi?

- Iverill Ahi'il, czarodziej z Evermeet do usług. - przedstawił się swojemu rozmówcy jak i pozostałym towarzyszą. - Czy nie masz jakiegoś rodzinnego portretu panie abyśmy mogli przyjrzeć się człowiekowi, którego szukamy?

Ostatnio zmieniony pt wrz 16, 2011 10:39 am przez Feniks, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

sob wrz 17, 2011 2:12 pm

Karendis Daichon


Przy stole siedziała dziewczyna. Na pierwszy rzut wydawała się być elfką, inny przedstawiciel tej rasy mógłby powiedzieć nawet, że elfką słoneczną, lecz na pierwszy rzut oka widać było, że w jej żyłach płynie demoniczna krew.
Miała fioletowoczerwone oczy i długie szkarłatnie włosy. Ostre zęby szczerzyła w uśmiechu, a pazurzastą dłoń trzymała na udzie.
Była ubrane niewiarygodnie jaskrawo i skąpo. Niewątpliwie była ładna, lecz w jej osobie było cpś wybitnie niepokojącego. Po ramieniu chodził jej szczur albinos
Siedziała tak, położywszy nogę na nodze i przyglądała się parze. Musiała przyznać, że była to piękna para, ale po tym, co zrobiła jej kiedyś inna równie piękna para... oczy diablicy rozrzażyły się czerwienią.
- Te jadłopodawco. Dawaj wina. Tylko nie lej kurwa do debilnych pucharów, tylko do kufla, prawdziwego. - zwróciła się do kelnera, który zbity z tropu odparł.
- Ależ pani, my tu nie mamy kufli. Ale mogę pani przynieść całą butelkę.
Karendis przewróciła oczami.
- Ja pierdolę, ale gupią tu mają obsługę. Co się kurwa pytasz? Pewnie, że tak!
Po kilku minutach wstała i powiedziała.
- Jestem Karendis Daichon z Halura? Wiedźma Za nim se usiądę, mam pytanie. Czy kase też dostaniemy, jak przywieziemy taką głowę w modzie? Głowy w miodzie się nie psują. Albo jak przyprowadzimy zombie? Bo pan narzeczony mógł mieć straszliwy wypadek Znam się na straszliwych wypadkach! Jeden mnie zrobił
Ostatnio zmieniony sob wrz 17, 2011 2:55 pm przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

ndz wrz 18, 2011 10:09 am

Jack Fate

Gdy nastała odpowiednia pora i zaproszeni listem ludzie zaczęli zbierać się w knajpie wyznaczonej jako miejsce spotkania, jeden z adresatów listu od dawna już tam był. Prawdę mówiąc spędził znaczną część dnia siedząc przy jednym ze stołów.

Młody mężczyzna kasy ludzkiej, o raczej szczupłej sylwetce nie wyróżniał się zupełnie, przynajmniej jeśli chodzi o jego wygląd zewnętrzny. Ubrany był w drogą kurtkę z czarnej skóry i luźną koszulę z białego jedwabiu. Krótką kozią bródkę przyciął idealnie – podobnie zresztą jak włosy. Najbardziej jednak intrygującą częścią jego aparycji były zielone oczy i ich niezwykle głębokie spojrzenie. Wyglądał dość młodo – nie mógł mieć więcej niż dwudziestu lat.

Siedział rozłożony zawadiacko na krześle z prezencją która sugerowała jedynie ignorancję.
Obok niego, na stole leżał duży kapelusz z szerokim rondem i trzema orlimi piórami oraz w znacznym stopniu opróżniona już butelka wina.

Przed sobą chłopak rozłożył talię kart i najwyraźniej układał partyjkę pasjansa.

Gdy zjawiła się reszta zebranych – a wyłowienie z tłumu najemników nie było w żadnym stopniu trudne, podniósł się i zabrawszy wszystkie swoje rzeczy, na czele z butelką, dosiadł się do stolika który zajmowali tamci.
Przywitał się uśmiechem i lekkim skinieniem głowy, po czym wsłuchał się w słowa zleceniodawcy.

„Eh, czyli czeka nas podróż na południe, trochę węszenia i pewnie okaże się że cwaniaczek leży zalany pod stołem w jednej z dziesiątek wybornych tawern Wrót Baldura. No nic, taka praca lepsza niż żadna – oby tylko nie musieli wyrywać go z rąk orków. Hehe.”

Gdy nadszedł czas na przedstawianie i inne czułości, skłonił się ponownie, tym razem zataczając szeroki łuk kapeluszem i powiedział tylko :
-Jack. Do usług.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

ndz wrz 18, 2011 10:57 pm



Póki pogoda była ładna, nie odczuwała potrzeby nocowania w pomieszczeniu. Nocleg pod gołym niebem nie był może najbezpieczniejszy, ale przynajmniej nie musiała rozstawać się z przyjacielem. Wiedziała, jak niektórzy miastowi reagują na obecność wilka w mieście, więc wolała nikomu nie dawać powodu do niepokoju. Wyruszając na spotkanie z Credo, poprosiła Sae, by został poza murami. W końcu nie był przymilnym pieseczkiem, a stworzeniem nawykłym do życia w dziczy. Sama czuła się dość nieswojo w Mieście Wspaniałości. Nie, żeby było brzydkie, nie. Bywała tu już kilka razy, ale mimo wszystko tak duża liczba ludzi i budynków budziła niepokój u kogoś, kto większość życia spędził w niewielkiej osadzie po środku lasu. W każdym razie znalezienie karczmy nie przysporzyło jej problemu.

Weszła do środka i skierowała się od razu do połączonych stolików, widząc przy nich niezłą zbieraninę. Dołączyła dokładnie w chwili, gdy Credo się przedstawił, co ostatecznie upewniło ją, że dobrze trafiła. Skinęła wszystkim lekko i przysiadła się w milczeniu, słuchając wyjaśnień. Pozwoliła sobie też krótko spojrzeć po pozostałych gościach. Obie kobiety zdecydowanie przewyższały ją urodą, a każdy mężczyzna wydawał się jej w jakiś sposób charakterystyczny. To zadziwiające ile można było dostrzec w ludziach, elfach, krasnoludach i całej reszcie ras mających się za inteligentne, mając wprawę w obserwacji zwierząt, które często dla nieprzyzwyczajonego oka nie różniły się jakoś wielce w obrębie jednego gatunku.

Samitari była młodą kobietą ludzkiej rasy, o długich czarnych włosach, z nielicznymi pasmami jakby lekko rozjaśnionymi słońcem. Po kolorze skóry znać było, że wiele czasu spędza na powietrzu. Oczy miała barwy soczystej zieleni pierwszych roślin na wiosnę. Ubrana była prosto i wygodnie, w sam raz na dłuższą podróż. Całości stroju dopełniała lekka zbroja oraz sejmitar i sztylet u boku. Wyraźnie nie przyszła tu posiedzieć w karczmie i odpocząć, wyglądała na gotową do drogi.

Spięła się nieznacznie na wybuch Karendis o trunek, ale na szczęście sytuacja szybko się uspokoiła. Co prawda trochę nie po drodze było jej z Wrotami Baldura, ale jednak złoto w takiej ilości mogło się przydać.
- Jestem Samitari, pochodzę z jednego z okolicznych kręgów. Chętnie pomogę w poszukiwaniach. - przedstawiła się, kiedy nadeszła jej kolej. Następnie zwróciła się do ich pracodawcy. - Czy wiecie o kimś, komu szczególnie zależałoby, że on... zniknął? - z tego co mówili, to ktoś taki mógł mieć wiele zatargów, ale nie szkodziło zapytać.
Głos miała miły, podobnie jak uśmiech. Wyglądała na nieco speszoną tym, ile osób spojrzało w jej kierunku, gdy zabrała głos.
~ Będzie trzeba przywyknąć do większego towarzystwa. ~ westchnęła w duchu.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 19, 2011 11:35 am

Amayen Karrut

Młody mężczyzna o czarnych włosach i bardzo przystojnej twarzy wszedł do karczmy i stanął w wejściu bacznie się rozglądając.
Jego szaty podróżne zdradzały szlachetne urodzenie, a postawa, ruchy i znudzony wyraz twarzy zdawał się tylko potwierdzać takie przypuszczenia.
Amayen zerknął na odpowiedni stolik spod szerokiego ronda swojego kapelusza i sprawnie przepchnął się pomiędzy pozostałymi gośćmi zasiadając przy stole. Nie odzywał się do chwili przybycia Sentera, któremu także poświęcił zaledwie krótkie spojrzenie. Było to jednak i tak więcej niż pozostałym, tworzącym grupę poszukiwawczą.
Kiedy Credo skończył mężczyzna pokiwał tylko głową, a na słowa elfa prychnął.
- Rodzinne portrety mają to do siebie, że wiszą w domach nad kominkami. Wątpisz w swoje umiejętności, czy masz zamiar zgarnąć kasę i prysnąć magu. Choć patrząc na Ciebie, wydaje mi się, że zaklęcie teleportacji jest poza Twoim zasięgiem.
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 19, 2011 11:52 am



~ No cóż elfia wiedźma splugawiona z demonem i psychopata nielubiący magów jak zawsze trafia mi się udana grupa. ~ Pomyślał słuchając wypowiedzi swoich nowych towarzyszy.

- Uważam, że nigdy nie zaszkodzi zdobyć więcej informacji, no ale jeżeli chcesz to ruszaj już teraz, a my cię dogonimy po obejrzeniu portretu, jeżeli rzecz jasna do tego czasu nie odnajdziesz poszukiwanego przez nas człowieka. - Odpowiedział z lekkim uśmiechem. Za kilka lat gdy zyska dość mocy, odnajdzie i zamieni tego bezczelnego szlachetkę w żabę albo lepiej w goblińską kobietę i podrzuci jakiemuś plemieniu do zabawy.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 19, 2011 12:19 pm

Amayen Karrut

- Uuuu, języczek się wyostrzył. Zobaczymy ile jesteś wart w czasie naszej podróży.
Po tych słowach mężczyzna zupełnie stracił zainteresowanie magiem, posyłając kobietom promienny uśmiech.
- Amayen Karrut. Do usług.
 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 19, 2011 9:28 pm

Tori zerknęła na Sentera. Jej spojrzenie zdawało się być nieco skonfudowane. Otaczała ją różnorodna zbieranina ras, kultur i profesji. Wszyscy mieli zaś zająć się poszukiwaniami Vade’a. Na niespodziewany wybuch Karendis zareagowała odchylając głowę do tyłu i delikatnie otwierając usta. Credo poskąpił komentarza, na jego obliczu odrysował się jednak piętnujący grymas. Po chwili ponownie zabrał głos:
- Niestety, nie przypominam sobie byśmy posiadali jakikolwiek portret Vade’a. Mogę go wam jednak opisać. Nie sugerujcie się moim wyglądem, różnimy się dość znacznie. Ma długie włosy, które często spina w koński ogon. Jego skóra jest o karnacje ciemniejsza, przypomina trochę południowca. Ubiera się luźno, ma przekłute uszy. Nigdy nie nosił pancerza. Co do wrogów... – Credo pominął wzmiankę o głowie w słoju – ...Vade ma ich z pewnością wielu. Podobnie jak ja, spędził sporą część życia na szlaku. Niegdyś podróżowaliśmy nawet razem, choć to bardzo odległe czasy. Do czego zmierzam – prowadząc takie życie, nie sposób nie zrobić sobie wrogów. Wrogów, których imienia nawet nie byłbym w stanie przytoczyć. Vade zawsze lekko liczył pieniądze, może odezwał się jakiś dawny wierzyciel? Wiem też, że często współpracował z magami. Miał smykałkę do wygrzebywania z ruin dawno zapomnianych przedmiotów. Ciężko wymienić mi konkretne nazwiska, bo po prostu nic nie przychodzi mi do głowy. – Kapłan oparł brodę na dłoni intensywnie myśląc.
-Przed wyjazdem do Wrót... – odezwała się Tori – ...Vade często spotykał się z jakimiś nieznanymi mi osobami. Przychodzili do niego skryci pod płaszczami, byli szczupłej postury i poruszali się zwinnie jak elfy. Ewidentnie mnie unikali... Czasami znikali na godzinę, czasem na dwie. Nigdy nie mówił mi kim oni są, ani czego od niego chcą. Wypowiadał się jednak o nich cieple, jakby mówił o przyjaciołach. Kazał mi nie zaprzątać sobie tym głowy po czym wyjechał.
- Pytałem o te elfy, jednak niczego się nie dowiedziałem. - Ponownie odezwał się kapłan. - W Waterdeep można kupić niemalże każdą informację, lecz w tym przypadku pieniądze mi nie pomogły... Być może, ta para ma jakieś znaczenie. – Kapłan sięgnął do wewnętrznej kieszeni swego grafitowego płaszcza. Wyciągnął zapieczętowaną, białą kopertę: - To jest list polecający. Jeżeli na miejscu będziecie potrzebować pomocy, zgłoście się do świątyni Kelemvora. Wracając jeszcze do kwestii pieniędzy. Zdaje sobie sprawę, że będziecie potrzebowali pewnych środków na podróż. W ramach zadatku mogę wypłacić wam po dwadzieścia pięć sztuk złota. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie i uczciwie.

Kiedy Senter skończył mówić uliczką sąsiadującą z restauracją przejechało dwóch jeźdźców. Gdy stukot podków umilkł, głos zabrała Tori:
- Nie bójcie się o pieniądze. Wiem, że nie macie obowiązku ufania na słowo nawet kapłanowi. Mój ojciec...
- Pieniądze są przygotowane – kapłan bezpardonowo przerwał dziewczynie. Ta w pierwszym momencie zlała się gniewnym rumieńcem, ale ostatecznie zamilkła. Senter musiał wywierać na nią spory wpływ. – Jeżeli mogę doradzić: popytałem trochę w porcie. Większość z stojących na redzie okrętów wypływa na południe dopiero po zakończeniu festiwalu Waukeen. Sugerowałbym udać się do Wrót konno.

Delikatna utarczka słowna Amayena i Iverilla nie doczekała się komentarza.
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 19, 2011 10:02 pm

Jack Fate

O tak, Jack wiedział aż nazbyt dużo o anonimowych wrogach jakich można było narobić sobie w pierwszej lepszej karczmie. Potrzeba było tylko trochę pecha, zuchwałości i lekkomyślności i skończyć można było z pełną gamą niemiłych niespodzianek – od obitej twarzy, po nóż w plecach.

Podobał mu się profesjonalizm i konkretność ich zleceniodawcy – jak większość, Jack lubił zwodzić i być nie do końca szczerym, natomiast nie znosił gdy było się takim w stosunku do niego. Tutaj oczywiście nie mógł mieć pewności że Senter jest szczery – ale informacje które im przekazał trzymały się kupy.

Tak więc : poszukiwany przez nich Vade Credo, brat szanowanego kapłana, przyszły mąż. Typ zawadiaki i żądnego przygód podróżnika. Zapewne ze znaczną dozą lekkomyślności i skłonnością do wpadania w kłopoty – zupełnie tak jak on sam. Koleś zaczyna zadawać się z nieodpowiednim towarzystwem i zmyka z miasta, albo też wyrusza gdzieś, zrobić coś dla kogoś. No cóż, zobaczymy.

-Panie i panowie. Jako że spotkanie nasze dobiegło już końca, a pomysł popytania w mieście wydaje mi się posunięciem rozsądnym i obiecującym rezultaty, proponuję byśmy rozdzielili się teraz i spróbowali zdobyć jakieś użyteczne informacje, każdy na własną rękę. Będzie to też dobra okazja by uzupełnić zapasy. Jakież macie opinię w tej sprawie? Kiedy moglibyśmy wyruszyć? Czy podróż konna rzeczywiście jest najlepszym rozwiązaniem?

Co jak co, ale sam siebie uważam za eksperta, lub przynajmniej świetnie wyszkolonego profesjonalistę, jeśli chodziło o wyciąganie z ludzi informacji – kilka tawern później z całą pewnością coś już by wiedział.
Ostatnio zmieniony wt wrz 20, 2011 12:21 am przez DibiZibi, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 19, 2011 11:10 pm



- Dziękuję postaramy się odnaleźć twojego brata.

Odłożył swoją część zaliczki do sakwy i odezwał się do Jacka.

- Niestety moje zdolności społeczne są mocno zardzewiałe lata nauki nie wpierają plotkowaniu i zagadywanie nieznajomych. Jednak doceniam twoje umiejętności spotkajmy się tutaj w takim razie za kilka godzin, ja w tym czasie dokupię reszty ekwipunku niezbędnego do podróży. Moim zdaniem musimy wyruszyć konno, jak słusznie zauważył jaśniepan Karrut, teleportacja jest jeszcze poza moim zasięgiem.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

wt wrz 20, 2011 9:56 am

Amayen Karrut

Amayen wysłuchał tego co ma do powiedzenia kapłan w milczeniu.
Pieniądze bez słowa zgarnął do sakiewki, po czym wstał i skierował się w stronę wyjścia. Zanim jednak odszedł od stolika, odezwał się jeszcze.
- Magu, spotkajmy się faktycznie za parę godzin. Albo pleciesz co Ci ślina na język przyniesie, albo jesteś skończonym debilem. Proponuję, abyś pojawił się tutaj za parę godzin, kiedy my już dawno będziemy w trasie. To nam oszczędzi Twojego jakże wątpliwego towarzystwa.
Południowa brama - za trzy godziny - wszystkim powinno wystarczyć czasu.


Po tych słowach mężczyzna wyszedł z tawerny, na pożegnanie kiwając lekko głową kapłanowi i jego córce.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

wt wrz 20, 2011 8:01 pm

Karendis Daichon


Karendis zagarnęła złoto i powiedziała
- Grosze trochę, ale na słój miodu starczy! -
Nie skomentowała słów o zaufaniu wobec osoby kapłana. Tam gdzie spędziła ostatnie siedem lat ufanie kapłanom było ostatnią rzeczą, jaką można było zrobić, jeśli chciało się przeżyć.
Nie zwróciła uwagi przepychanki Elfa i arystokraty, lecz gdy ten wyszedł, rzekła
- Te, kto go tu kurwa mianował dowódcą.
Potem popatrzyła na swych towarzyszy.
~! Fircyk, czyli ktoś komu nie wolno ufać. Klecha, czyli ktoś wobec kogo nie wolno odwracać się plecami, z różnych powodów. Zadufany elf i zadufany szlachcic, czyli samobieżny pojedy i miłośniczka zwierząt,. ~

Mrugnęła do narzeczonej szlachcica i opuściła restaurację by udać się na zakupy.
Ostatnio zmieniony czw wrz 22, 2011 4:00 pm przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

wt wrz 20, 2011 8:36 pm



Utarczki słowne między częścią towarzystwa pominęła milczeniem. Nie zamierzała wchodzić w żadne konflikty, bo mogły jedynie utrudnić współpracę. Miała dość swoich problemów, by tworzyć nowe czy przejmować się kolejnymi.
- Dziękuję, skupię się na tym, co może nam być potrzebne.

Skłoniła się kapłanowi i jego towarzyszce, po czym wyszła z karczmy, podążając za Amayenem. Nie przepadała za miastami, a dobrze było mieć kogoś zdecydowanego przed sobą. Być może pójście za nim będzie równoznaczne dla kogoś innego z opowiedzeniem się po jego stronie, ale nie zamierzała się tym specjalnie przejmować. Takie myślenie było dość płytkie.
Ostatnio zmieniony wt wrz 20, 2011 8:54 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

wt wrz 20, 2011 9:18 pm



- Niech będzie brama, skoro jaśnie pan woli.

Po tych słowach ruszył na swoje zakupy, najpierw udał się do kogoś kto handlował końmi kupił dobre rumaka bojowego wraz z siodłem, następnie zakupił jeszcze dwie wieczne pochodnie. Udał się też do sklepu ze smakołykami i tam z kieszeni wyciągnął swojego chowańca, pomimo protestów sprzedawczyni pozwolił szczurowi węszyć po ladzie, aż nie wskazał czegoś na co ma ochotę, zakupiwszy smakołyk dla niego znów bezpiecznie włożył go do kieszeni.

- Wypuściłbym cię Zrifth ale w tym mieście zbyt wiele kotów, a to zawsze ryzyko. Dam ci trochę poszaleć jak wyjdziemy na otwartą przestrzeń... Ach
- westchnął ciężko - Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie będziesz mógł mi odpowiedzieć.
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

śr wrz 21, 2011 12:18 am



Trevo Alaeskyr

Trevo rzadko stwierdzał kategorycznie, że czyjeś towarzystwo mu nie odpowiada. Starał się być zawsze tolerancyjnym, mając nadzieję na okazję do nawrócenia nieznajomych. Jednej rzeczy nie lubił i miał na to specjalną nazwę - syndrom mrocznego bóstwa. Mroczne bóstwo to ktoś niebywale pewny siebie, który w wyzbyciu się wszelkich zasad moralnych upatruje wyzwolenia i wolności, znajdując zwykle tylko autodestrukcyjną siłę, która tylko nielicznych prowadzi tam, dokąd chcą. Trevo bardzo współczuł Mrocznym Bóstwom ze względu na ich smutny etos, nie przeszkadzało mu to jednak w nienawidzeniu przedstawicieli tej filozofii. Każde spotkanie z nimi, oprócz wymienionych już cech, zwykle prowadziło też do próby jak najbardziej brutalnego i prześmiewczego zadrwienia napotkanego kapłana dobrego bóstwa, jak również jego boga. Trevo pomyślał kiedyś, że gdyby bogowie naprawdę obserwowali kto i jak wypowiada na ziemi ich imię, to ludzi pokroju Mrocznych Bóstw byłoby przynajmniej połowę mniej. Oczywiście Lathander i tak by nic nie zrobił. Pan odnowy do końca wierzyłby w odkrycie dobrych intencji u każdego. Przedwczesne kończenie życia nigdy nie było w jego stylu...

Trevo kiwnął głową gdy przedstawił się czarodziej i pokiwał z aprobatą gdy ten zapytał o portret. Co jak co, ale przy poszukiwaniu osób wiedzieć lub nie wiedzieć jak jak dana osoba wygląda było różnicą bardzo znaczącą. Kapłan sam przypomniał sobie, jak przybywszy do Water sam szukał portretu swojego tutejszego przodka. Jednak samolubstwo i przywiązanie do tradycji zrobiły swoje. Posiadłość Alaeskyrów w Waterdeep obwieszona była przodkami Treva, wraz z tutejszą linią krwi, kończącą się na osobie poszukiwanego przez Treva szlachcica.

Następna to Karendis. Gdy kobieta podchodziła do stołu, jak przystało na dobrze wychowanego Trevo wstał i nie usiadł póki i ona nie zajęła miejsca. Szybko okazało się, że elfka ... przepraszam, diabelstwo, ma spore zadatki na Mroczne Bóstwo. Wyzywające ubranie, styl bycia prosto ze stajni albo portowej tawerny. Wychowany wśród dam z dobrych domów Trevo nie mógł uwierzyć, że niewiasta może wyrażać się tak ordynarnie. I do tego wrzeszczeć na całe gardło, gdy jej głos powinien płynąć pięknie jak śpiew wśród zdobionych ścian tej restauracji. Pytanie zadane przez diabelstwo również zniesmaczyło Treva, choć po wyglądzie mógł przypuszczać, że coś takiego się stanie. Mroczne Bóstwa uwielbiają prowokować i szafować śmiercią. W przypadku tej halruuańskiej wiedźmy Trevo mógł być pewny swej diagnozy. Niezauważalnie westchnąwszy czekał na dalszy rozwój wypadków.

Jack Fate był niespodzianką. Gdy Trevo czekał na kolejną osobę obserwując drzwi wejściowe, Jack Fate po prostu przesiadł się ze stolika stojącego dwa metry dalej. Nie wyróżniał się w tym miejscu. Ubrany może nie przesadnie elegancko, ale na pewno schludnie i z klasą pasował do tłumu bogatszych kupców i rzemieślników. Skoro zaś dosiadł się do stołu, oznaczało że jest również poszukiwaczem przygód, co po spotkaniu z Karendis przywracało Trevowi wiarę w ludzi z tego fachu. Trevo z niepewnością czekał na to, co powie mężczyzna, ten poprzestał jednak wyłącznie na zdradzeniu swojego imienia, pozostając wciąż zagadką.

Samitari od pierwszego wejrzenia spodobała się Trevowi. Kobieta nie była szczególnie wielkiej urody, ale widać było, że to ktoś kto nie zamierza szafować swoim ego, widać za to po nim, że poznał w życiu niejedno. Ogorzała od słońca Samitari w ubraniu gotowym do podróży wydawała się jak na razie najbardziej autentyczną z postaci, które spotkały się przy stole. Trevo nawet lekko się nachylił do przodu aby wśród zgiełku usłyszeć wyraźnie, co do powiedzenia będzie mieć podróżniczka, nie zawiódł się. Wspomniała o kręgu, a więc była druidką. Do tego zadała sensowne pytanie nie eksplodując swoim ego. Trevo jeszcze bardziej polubił tą kobietę, mimo że znał ją zaledwie od minuty.

Ostatnim z nowo poznanych towarzyszy był Amayen. On budził sprzeczne odczucia. Elegancko ubrany człowiek budził dobre skojarzenia w nawykłym do środowiska arystokracji kapłanie. Słowa Amayena świadczyły jednak przeciwko niemu. Kerrut od razu zaczął podpuszczać elfa i drwić z jego umiejętności. Widocznie nie dane było mu poznać lekcji o tym, że nie warto drwić z nieznajomych, kimkolwiek by nie byli. Trevo postanowił uważniej przyjrzeć się Amayenowi. Człowiek mógł mieć bolesne wspomnienia, które zagłuszają jego łagodność i każą mu prowokować innych. Kerrut jednak nie wyglądał jeszcze na bardzo zdegenerowanego, Trevo widział dla niego jasną przyszłość i liczył na to, że uda mu się z Amayenem zamienić kilka słów, a może nawet złagodzić jego cięty język.

Gdy już wszyscy się zgromadzili, Credo odpowiedział na pytania, nie rzucając jednak zbyt wiele pomocnych odpowiedzi. Trevo zamyślił się próbując zebrać myśli do kupy i ocknął w chwili, gdy Jack Fate zaczął organizować ich działania. Ktoś mógłby pomyśleć, że Fate kreuje się na przywódce, nagle rozkazując wszystkim i nie pytając nikogo o zdanie, ale Trevo wiedział, że nie inaczej jak właśnie tak powstają autorytety. Owo zdecydowanie i rozsądna propozycja działania sprawiała, że Fate zyskiwał w oczach kapłana Lathandera i Trevo głęboko wierzył w profesjonalizm Jacka. Postanowił poddać się jego rozkazom.

- Świetnie, panie Fate. Nie jestem co prawda długo w Waterdeep, ale już rozpoznałem sytuację w mieście i lokalne plotki i jak dotąd nie słyszałem o Vade Credo. Jeśli powęszę trochę dłużej, to może dowiem się czegoś nowego. Co do podróży, dysponują karetą i woźnicą, który służy mi odkąd opuściłem Chessentę - oczywiście za pieniądze, choć nie jest to drogi wydatek. Kareta mieści cztery osoby, pozostałych dwóch z nas może zaopatrzyć się w konie i patrolować drogę w trakcie podróży. Zaś wyruszyć mogę jak tylko zakupię jakieś zapasy. Niedawno przyjechałem do Water, jeszcze nie odwykłem od drogi.

Amayen kolejny raz obraził maga. Trevo zastanowił się, czy nie była to czasem po prostu złość ukierunkowana tylko na członków tej profesji? Cóż straszliwego mogli oni uczynić Kerrutowi, że tak bardzo gardzi on czaromiotami?

Trevo zgarnął do kieszeni dwadzieścia pięć sztuk złota i wyszedł z restauracji dopijając uprzednio wina. Południowa brama za trzy godziny. Zdąży obskoczyć kilka miejsc oraz kupić trochę racji żywnościowych. A jeszcze musiał pojechać do wdowy Aunsele, której obiecał pomóc ze ściągnięciem niesfornego kota z drzewa. Trevo westchnął. Tam, na zewnątrz, świat wciąż czekał na bohaterów.

Ostatnio zmieniony śr wrz 21, 2011 12:33 am przez dreamwalker, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

śr wrz 21, 2011 8:46 am

Amayen Karrut

Mężczyzna wyszedł z tawerny i zaczerpnął świeżego powietrza. Jego smoliście czarne, pozbawione białek oczy - widoczne dopiero teraz w słońcu - lustrowały otoczenie.
Amayen rozejrzał się jeszcze przez chwilę, po czym ruszył w poszukiwaniu konia i jakiegoś siodła.

Kiedy w końcu udało mu się zakupić odpowiednie zwierzę, przeszedł się jeszcze na targ, gdzie dokupił nieco jedzenia i niewielki składany namiot. Spanie na ziemi, jakoś nie leżało w naturze Karruta - a już na pewno nie na ziemi pod gołym niebem. Po za tym - miał w grupie dwie kobiety, więc możliwe było, że po drodze czeka go jednak odrobina przyjemności. Co prawda Karendis wyglądała i zachowywała się jak niezła świruska, jednak daleko jej jeszcze było do niektórych arystokratek z Waterdeep.


Wtedy też Amayen zauważył Samitari, która podążała za nim. A może zauważył ją wcześniej, jednak zwrócił na nią uwagę teraz, kiedy skończył zakupy?
Mężczyzna trzymając konia za uzdę podszedł do kobiety z uśmiechem na twarzy i zamiótł podłogę kapeluszem w dworskim ukłonie.
- Twoja atencja Pani naprawdę mi schlebia, jednak śledzenie mnie nie jest najlepszym wyjściem - jestem dość niebezpiecznym indywiduum. - Amayen uśmiechał się cały czas.
 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

śr wrz 21, 2011 9:32 am

Senter Credo zaczął rozcierać skronie gdy tylko ostatni z nich wstał od stołu.

Ustaliwszy miejsce spotkania, rozproszyli się po mieście w celu załatwienia swych interesów. Powoli zachodzące słońce skłaniało do pośpiechu – większość sklepikarzy, handlarzy i kupców zwinęła już swój towar. Na szczęście trwający festiwal ku czci Waukeen, dał szansę na dokonanie późnych zakupów. Co po niektórzy, poświęcili skąpy czas na poszukiwanie użytecznych informacji. Do odnalezienia Vade’a mogła nie wystarczyć nazwa jednego miasta i nazwisko browarnika.

Uwagę Trevo przykuła grupa trzech bardów, wykonujących spokojną pieśń. Siedzieli po turecku, bezpośrednio na bruku, oświetleni magicznym blaskiem prostego zaklęcia. Jeden z nich trzymał w ręku butelkę z winem. Znoszony kapelusz podróżny, spoczywający między nimi mienił się miedziakami i srebrnikami. Zagajeni, z łatwością rozpoznali Vade’a – każdy szanujący się bard przynajmniej zahaczył o Nowy Olamn, a poszukiwany mężczyzna od niedawna prowadził tam zajęcia. Jego nazwisko wywołało uśmiech na twarzach ulicznych muzykantów. Potwierdzili słowa Sentera – znanego flecisty nie było od paru dekadni w mieście. Młodzi bardowie wspomnieli też, że z jakiś nieznanych powodów, Vade nie darzył sympatią kupców – a w szczególności Cormyrskich kupców. Często dawał temu wyraz w swoich utworach. Dziwne... niedorzeczne...

Strażnicy z politowaniem wysłuchali młodego kapłana – przez miesiąc, przez bramę przewinęły się tysiące osób, a nazwisko Credo było im zupełnie obce. Nie zniechęcony jednak, udał się do handlarzy końmi. Spieszył się, gdyż nieubłaganie zbliżała się godzina ponownego spotkania. Tym razem fortuna mu sprzyjała – nie musiał nawet sięgać do sakwy. Dowiedział się, że Vade nabył dwa, silne i wytrzymałe rumaki, wystawiając rachunek na uczelnię. Z tymi informacjami, popędził w kierunku południowej bramy.

Konkretnie i sprawnie, może nieco autorytarnie, Jack zarządził wymarsz. Tym razem udało mu się uzyskać posłuch, być może z racji logiczności rozwiązania. Samemu postanowił poświęcić ten czas na drobne zakupy i zasięgnięci języka. Cóż... to nie był jego dzień. Ludzie stali się niecodziennie nieufni i zamknięci w sobie. Jego żart i płynna gadka, również zdawały się zawodzić. Zniechęcony, jeszcze przed czasem ruszył w stronę południowej bramy. Zdziwił się, dostrzegając poznaną dzisiejszego wieczora osobę. Senter Credo, w pełnym rynsztunku, z tarczą u boku, w galopie pokonywał ulice miasta. Towarzyszyło mu dwóch podobnie uzbrojonych mężczyzn. Zbroje każdego z nich zdobiły dobrze widoczne emblematy Kelemvora. Zachowując ten obrazek w pamięci niespiesznie dotarł na miejsce spotkania.

Również Iverill niezwłocznie przystąpił do załatwiania swoich spraw. Już w karczmie jego ściśle zdyscyplinowany umysł ułożył potrzebną listę. Teraz wystarczyło ją zrealizować.

Karendis nie mogła wyjść z podziwu, jak trefny szmelc jest przedmiotem handlu w Mieście Wspaniałości. Co więcej, kupcy byli beznadziejnie tępi i zdawali się nie rozróżniać koloru ochry od cynamonowego. Ślepi, głupi, pazerni na pieniądze. W końcu wydała to, co miała wydać i stawiła się w określonym miejscu, o umówionej porze.

Jedynie Amayen i Samitari spędzili część zakupów razem. Młoda dziewczyna zdawała się nie czuć zbyt pewnie w gąszczu budynków. Czy jej towarzystwo było mężczyźnie obojętne?, czy też po utarczce z słonecznym elfem nie chciał szukać nowych zwad? – rzecz trudna do jednoznacznego stwierdzenia. Kiedy druidka zniknęła w kolejnej aptece alchemicznej, nieco już zmęczony trudami dnia Amayen, przysiadł na kamiennym murku przed budynkiem. Kątem oka dostrzegł cienie dłużące się w świetle magicznej latarni.
- Te, Amayen? – przepity, brzmiący jak bluzg głos przeszył wieczorną ciszę. Mężczyzna uniósł wzrok, dostrzegając trzech drabów zachodzących go od lewej i prawej. Kiedy portowe męty dostrzegły jego twarz, wymienili porozumiewawcze skinienia głową i z parszywymi uśmieszkami zaczęli się zbliżać... W ręku trzymali ciasno owinięte materiałem lagi...

W tym samym czasie, uśmiechnięta Samitari pakowała ziele, którego tak długo szukała...
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

śr wrz 21, 2011 11:48 pm

Jack Fate

Jack zjawił się na miejscu spotkania z niezwykłą, jak na siebie, punktualnością.
Tym razem nie przybył jednak pieszo lecz na lekkim i świetnie zbudowanym, karym koniu.
Po sposobie w jakim trzymał się w siodle widać było że zwierze nie jest żadnym nowym nabytkiem – albo przynajmniej że wcześniej Jack sporo jeździł konno.
Do siodła przytroczone miał juki pełne jakiegoś sprzętu, ale zapakowane równo i elegancko, tak że nie wystawał z nich żaden fragment wyposażenia. W pochwie przy siodle zamieścił rapier a skórzaną kurtkę którą miał na sobie wcześniej zamienił na długą pelerynę z obszernym kapturem – ta zmiana wymusiła też pozbycie się kapelusza który w tym momencie spoczywał bezpiecznie pośród bagażu.

-Niestety, nie mogę zachwycić was żadnymi niezwykłymi informacjami. Pechowy dzień. – Zamyślił się, patrząc w niebo. -Przypomnijcie mi, czemu wyruszamy w nocy?
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

czw wrz 22, 2011 12:36 am

Trevo Alaeskyr

- Ruszamy w nocy bo spotkanie z pracodawcą mieliśmy popołudniu a postanowiliśmy wyruszyć niezwłocznie. To zresztą pańska decyzja, panie Fate - powiedział bez zgryźliwości w głosie Trevo wysiadając z powozu. Kareta nie wyglądała jakoś elegancko. Widać było, że ma swoje lata, choć z drugiej strony nie rozlatywała się jeszcze. Ot, po prostu wysłużony sprzęt. Woźnicą był niziołek w kaszkiecie i białej koszuli, który wesoło pogwizdywał prowadząc zaprzęg złożony z dwóch koni. Alaeskyr wysiadł z karety i dołączył do Jacka czekając na pozostałych.

- Może skusi się Pan na odrobinę tabaki? - zagaił Trevo podając Jackowi podłużną metalową tabakierę, której wieko zdobił wizerunek kobiety w skąpym stroju - czas się strasznie dłuży gdy się na kogoś czeka. Przy okazji Vade zahaczył w swej podróży o Nowy Olamn. Myślę, że tam należy udać się w pierwszej kolejności.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

czw wrz 22, 2011 9:19 am

Samitari i Amayen Karrut

Kiedy druidka zniknęła w kolejnej aptece alchemicznej, nieco już zmęczony trudami dnia Amayen, przysiadł na kamiennym murku przed budynkiem. Kątem oka dostrzegł cienie dłużące się w świetle magicznej latarni.
- Te, Amayen? – przepity, brzmiący jak bluzg głos przeszył wieczorną ciszę. Mężczyzna uniósł wzrok, dostrzegając trzech drabów zachodzących go od lewej i prawej. Kiedy portowe męty dostrzegły jego twarz, wymienili porozumiewawcze skinienia głową i z parszywymi uśmieszkami zaczęli się zbliżać... W ręku trzymali ciasno owinięte materiałem lagi...

W tym samym czasie, uśmiechnięta Samitari pakowała ziele, którego tak długo szukała...
Amayen poderwał się na równe nogi.
- No Panowie - nie wiem kim jesteście, nie wiem czego chcecie,ale to się źle dla Was skończy!
W tym momencie z dłoni Warlocka wystrzelił zółtobiały płomień.
Mężczyzna zwinnie ominął wiązkę żółtobiałej energii. Jego kompan, nieco skonfudowany pojawieniem się nieziemskich mocy, ruszył do ataku. Wykonał efektowny młynek nad głową, atakując Amayena, jednak czarnoksiężnik zdołał uchylić się przed lagą. Do pierwszego z drabów prędko dołączyli dwaj pozostali. Mężczyzna z lewej, stanął tak, by zajść Amayena od flanki. Wymierzył kąśliwy cios w biodro. I tym razem bogowie sprzyjali Amayenowi. Broń o włos minęła jego ciało. Trzech na jednego - sytuacja wyglądała dość poważnie. Zwłaszcza, że kij trzeciego z nich dosięgnął celu.
Samitari spojrzała ku drzwiom, czym prędzej dopakowała torbę i wyszła ze sklepiku, poszukując źródła hałasu.
Amayen zaczął powoli cofać sie w bok, dokładnie obserwując przeciwników, czekał, aż kobieta wyjdzie, bądź zorientuje się co się dzieje. Postanowił się bronić, bo rzucanie się teraz na tych drabów było czystym samobójstwem.
Drab po jego lewej stronie, nie odpuszczał. Ponownie doskoczył do niego dźgając drewnianą bronią, jednak i tym razem chybił.
Rzut oka wystarczył Samitari, by rozeznać się w sytuacji. Mężczyźni otoczyli Amayena jak drapieżniki ofiarę zagonioną w kąt. Nie zamierzała stać i biernie się przyglądać, nie chciała jednak od razu chwytać za broń. Zaintonowała zaklęcie, wykonując kilka prostych gestów.
Jeden z trzech napastników został pochwycony przez magicznie wzmożone pnącza i korzenie. Wystrzeliły one z bruku pochwytując znajdującego się po lewej stronie Amayena mężczyznę.
Dwóch pozostałych, ślamazarnie zaczęło przedzierać się w stronę swojego celu:
- Co do ciężkiej kurwy?! - klnęli na szalejace rośliny. Udało im się przedrzeć i wymierzyć swoje ciosy. Jeden z nich machnął tak niefortunnie, że laga wypadła mu z dłoni. Drugi zaś trafił wyjątkowo celnie. Skroń Amayena eksplodowała szkarłatem i bólem. Mężczyzna osunął się na ziemię.
Sytuacja wyglądała źle. Bardzo źle. Sama nie poradzi sobie z trzema... I do tego jeszcze ranny. Nabrała sił w płuca i krzyknęła:
- Straż! Straż! Pomocy! - jednocześnie, zmierzając ku Amayenowi, by rzucić kolejne zaklęcie, które jeśli nawet nie uleczy go całkowicie, to może chociaż zatrzyma w nim życie na dłużej.
Amayen poczuł chłodną leczniczą moc, przywracającą mu świadomość. Napastnicy, zaczęli nerwowo rozgladać się w poszukiwaniu strażników. Jeden z nich zaczął oswobadzać pochwyconego przyjaciela, zaś trzeci dopadł do wtrącającej się kobiety. Jego cios był jednak niezdarny i pospiesznie wykonany. Zwinna druidka, z kocią gracją uniknęła prostego ataku. Był powolny w porównaniu... z bardziej wymagającymi przeciwnikami jej przeszłości.
Mężczyzna był wściekły - to nie tak miało wyglądać na wszystkie piekielne kręgi! Warlock wyciągnął dłoń i odpalił kolejny płomienny promień w stronę mężczyzny, który walczył z Druidką.
Wściekły płomień dotkliwe poparzył portowego siepacza. Ten zachwiał się na nogach, ale przetrwał atak. Oplątanemu, przy pomocy towarzysza udało się oswobodzić. Zaczął powoli brnąć poza strefę czaru.
Zaskoczył ją atak wyprowadzony przez Amayena. Czegoś takiego jeszcze nie widziała, ale nie była teraz pora na takie rozmyślania. Żałowała, naprawdę bardzo żałowała, że jest w mieście, a Sae kluczy gdzieś tam za murami. Nie dałby im odejść. Samitari nie lubiła walki, nie lubiła ranić. Ale czasem nie było wyjścia. Bacznie obserwując poparzonego łotra, dobyła broni, by podjąć walkę.
Beznadziejnie wyprowadzony cios na odlew nie mógł jej po prsotu zaszkodzić. Nie musiała nawet zanadto się uchylać.
Niestety, również druidka nie wykazała się kunsztem. Wyciągała miecz w takim pośpiechu, że upuściła go na ziemię.
Ranny mężczyzna warknął pod nosem, po czym wymierzył cios lagą uzbrojonej kobiecie. Szybka, pozioma parada bez trudu zatrzymała jego prymitywną broń. Napastnik, który wcześniej pomagał swojemu druhowi wybrnął z pola oplątania. Spróbował kopnąć leżącego Amayena w skroń. Kopniak był dotkliwy, jednak trafił w żebra. Czarnoksiężnik wciąż się trzymał - jakoś...
Nie pozostało nic innego jak próbować wstać i się zasłaniać - atakowanie w tej chwili było nie najlepszą opcją.
Wróg po jego lewej stronie obejrzał się przez ramię:
- Straż biegnie! - syknął, po czym rzucił się do ucieczki. Samitari wyczuła okazję do kąśliwej riposty... Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wyprowadziła szybkie cięcie. Cięła wroga przez ramię, obserwując jak krople krwi broczą bruk. Ten skrzywił się, jednak zdołał biec dalej. Raniony przez Amayena również dostrzegł zbliżających się w oddali strażników. Ruszył za swym towarzyszem. Ostatni z nich nie zamierzał samotnie zostać na polu walki, w pośpiechu zaczął uciekać przed każącą ręką sprawiedliwości.
Druidka spojrzała za zbirami, wiedząc, że i tak nie ma sensu ich gonić... Była szybka, ale sama jedna i tak nic by nie zrobiła, nawet doganiając ich. Odwróciła się ku Amayenowi.
- Jacyś znajomi? - mruknęła, krzywiąc się lekko i podchodząc bliżej, by ocenić jego obrażenia.
- Możliwe, ale nie moi.Może komuś nie spodobała się jakaś moja uwaga. Obstawiam naszego nowego kumpla - elfa - warknął mężczyzna starając się nieco zetrzeć krew z twarzy. Siniaki będą paskudne, jednak za jakiś czas znikną. Na szczęście nie udało się im bardziej okaleczyć mężczyzny.
Po chwili przybywa straż. Kapitan w koszulce kolczej i krótkim mieczem w dłoni zapytał:
- Co tu się dzieję? - ostrzem broni wskazał na szalejące rośliny.
Kiedy pojawił się strażnik, Amayen tylko się uśmiechnął:
- Nie wiem czy mój stan jest za mało wskazujący na to co się dzieje w tym miejscu. Ale ta kobieta właśnie uratowała mnie od napaści.
- Napaści? Chcecie złożyć donos? - zapytał, oglądając obitego mężczyznę. Kobieta spojrzała na strażnika, na Warlocka, na rośliny, na strażnika.
- Chyba nie ma sensu... - raczej odpowiedziała niż zapytała.
Strażnik kiwnął głową: - Sprawdzimy okolicę, nie mogli uciec daleko. Powiedzcie tylko jak wyglądali... - kapitan odebrał powierzchowne zeznania po czym ruszył wraz w podwładnymi w lekko opóźniony pościg.
Kiedy wszyscy straż oddaliła się od nich, Karrut uśmiechnął się do Samitari.
- Ruszajmy, jeszcze się okaże, że jesteśmy spóźnieni.

Po tych słowach zebrał swoje rzeczy i prowadząc konia za uzdę, ruszył w stronę miejsca zbiórki.

Kiedy dotarli na miejsce, już tylko siniaki i delikatnie przybrudzone pyłem ubranie mogło dać znać, że wcześniej mężczyzna leżał kopany na ziemi. Jego mina nie wyrażała jednak niczego, a obojętny jej wyraz zdawał się wręcz zaprzeczać, że cokolwiek się wydarzyło.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

czw wrz 22, 2011 3:58 pm

Karendis Daichon


- I poproszę tą zieloną chustkę
- Ona jest niebieska - rzekła krawcowa z rozpaczą w głosie
- Zielona! Lepiej znam na kolorach Fuknęła diablica - I tę zieloną apaszkę
- Też jest niebieska
- Zielona! Prawda Zgryz?
- Iiii - Pisnął szczur albinos. Zwierzę było tłuste i pokraczne, spokojnie zdolne zerzreć kota, choć i tak w porównaniu z innymi przedstawicielami swego gatunku był drobny. Jego kuzyni znani byli z tego, że potrafili wyciągać niemowlęta z kołysek.

- No dobrze, a może ten granatowy szal też panienka zechce? - Zapytał sprzedawczyni
- A w mordę chcecie? - Warknęła i zapłaciwszy za wszystko opuściła sklep. Potem kupiła od sprzedawców jeszcze kilka artykułów pierwszej potrzeby, a na koniec muła. Nie znała się na zwierzętach i z trudem doprowadziła go pod klitkę w której pomieszkiwała. "Na duchy pomsty, co za głupie bydle"
- Widzę, że tu w kogoś diabeł wstąpił! Potrzeba panience wody święconej? - zawołał podpity mężczyzna.
- Pomyślę o tym - rzekła słuchając jednym uchem.
W końcu znalazła się na miejscu. Zostawiła muła mając nadzieję, że nie ucieknie i weszła na górę. Najpierw odmówiła mieszkanie u właściciela kamienicy, a potem udała się do swej klitki po własne graty. Nie było tego wiele, ale przed drzwiami spotkała pewną zafrasowaną staruszkę.
- Wnuczka boli brzuch, czy mogłaby panienka coś poradzić
Diablica westchnęła ciężko i weszła do środka. Po chwili wróciła i podała paczuszkę z ziołami
- Trza to zaparzać. Nie potrzeba kasy, ale idzie już - Rzekła i zeszła na dół z resztą bagaży. Poganiała trochę za mułem, a potem pojechała na miejsce spotkania.
Ostatnio zmieniony czw wrz 22, 2011 5:33 pm przez Morel, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pt wrz 23, 2011 8:44 am



Mag podjechał do towarzyszy jako trzeci jego zakupy były również owocne przyjechał na lekkim rumaku bojowym, objuczonym potrzebnym sprzętem, z torby wyciągnął płonące już pochodnie. Rzucił jedną z nich w stronę Trevo.

- Weź jedną z nich panie skoro mamy jechać w nocy przydałoby się widzieć drogę przed nami. - Miał jeszcze coś powiedzieć ale nadjechał Amayen i Samitari. Na widok obitej twarzy mężczyzny uśmiechnął się krzywo i szepnął do towarzyszy.

- Widzę, że ktoś okazał się stracić cierpliwość do jaśniepana Amayena o wiele szybciej niż ja to mam w zwyczaju. Może nauczy go to trzymać swój niewyparzony język za zębami.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pt wrz 23, 2011 2:48 pm

Karendis Daichon



Karendis widząc jak Amayen i Samitari wracali razem i zobaczywszy, w jakim stanie jest arystokrata, wyszczerzyła ostre zęby w uśmiechu, a następnie podjechała do mężczyzny.
- Widzisz, jak idziesz z dziewczyną się zabawić, to lepiej spytaj co lubi, bo jak widzisz, może lubić okładanie facetów po mordach. - rzekła tak konspiracyjnym tonem, że słyszeli ją wszyscy towarzysze wyprawy i kilkoro przechodniów
Nim Amayen zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Karendis napluła dłonie, wypowiedziała kilka słów i rozbłysło jasne światło. Twarz szlachcica wyglądała jak nowa. Potem zwróciła się do pozostałych.
- Te, a jak myślcie, kiedy tamten klecha zacznie pocieszać szwagierkę? Bo trochę gupio będzie, jak uratujemy tego muzykanta, a gdy od wróci do domu, zastanie brata pukającego jego narzeczoną. Ciekawe, czy dostaniemy wtedy kase?
Zaśmiała się głośno i pojechała dalej.

Ostatnio zmieniony pt wrz 23, 2011 2:49 pm przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pt wrz 23, 2011 4:01 pm

Maestro...

Na pospiesznie uformowaną drużynę spoglądało srebrne oblicze księżyca. Minęli południową bramę, która co do zasady nie była zamykana. Miasto Wspaniałości przez długi czas żegnało ich swoim blaskiem, rzucając ciepłą łunę na całą okolicę. Poruszali się w wielobarwnym kondukcie – na czele jechał Iverill, który jako elf cieszył się najlepszym wzrokiem. Tuż za nim – poniekąd pełniący rolę buforu – Jack, którego koń sprawował się lepiej niż wyglądał. Za jego plecami podążał czarnoksiężnik. Jego twarz, nie zdradzała śladów pobicia... Turkoczący na wybojach powóz Trevo znajdował się tuż za ich plecami. Niziołek powożący pojazdem kręcił głową i mruczał pod nosem. Pochód zamykały dwie kobiety, jadące na swych mułach bok w bok. Był to widok dość interesujący, zważywszy na to, że wierzchowiec Samitari zachowywał się jak potulny baranek, zaś zwierzę Karendis co rusz nerwowo parskało (a jego właścicielka nie była mu dłużna). Być może, przyczyna tego zachowania leżała w sporym wilku, który dołączył do czcicielki natury.

Droga wiodła ich wzdłuż stromego klifu. Bryza, odpychająca morską toń od brzegu, tworzyła spienione bałwany. Waterdeep znajdujące się daleko na horyzoncie jaśniało jak klejnot północny, którym de facto było. Wedle wiedzy Samitari, nie dalej jak dzień drogi na południe rozpościerał się Las Ardeep. Według ich szacunków właśnie tam przyjdzie im spędzić pierwszy, wspólny odpoczynek. Krajobraz Wybrzeża Mieczy był dość surowy, ale nie monotonny. Otaczały ich zielone pagórki, często porośnięte iglastym borem. Minęli sporo niebezpiecznych zapadlin i jarów, powstałych w skutek wielowiekowego podmywania przez niespokojne wody. Orzeźwiająca, ostra woń morza okazała się przyjaznym kompanem w nocnej wędrówce. Mniej więcej w połowie drogi, zaczęło wschodzić słońce. Drużyna zatrzymała się na krótki popas, który Trevo skrzętnie wykorzystał modląc się do Lathandera. Po śniadaniu, z racji kolejności posiłków będącym raczej późną kolacją, ruszyli dalej. Zgodnie z słowami Samitari, w trzy godziny po świcie, na horyzoncie wykwitł las. W miarę zbliżania się szlaku do boru, ich oczom ukazywały się kolejne rodzaje drzew. Wysokie niebieskoliście, czarnodrzewy i jazodrzewy w dawnych wiekach stanowiły schronienie dla licznych księżycowych elfów. Według słów towarzyszącego im barda, ostatni z smukłego ludu opuścił te ziemie setki lat temu, lecz ponoć las wciąż skrywał resztki Wysokiej Magii.

Zdrożeni trudami poprzedniego dnia i nadprogramowym marszem postanowili rozbić obozowisko. Kiedy juki obciążające ich wierzchowce wreszcie spoczęły na ziemi, a oczy spowiło przedsenne zamglenie, spomiędzy zarośli wybiegł młody mężczyzna. Chłopak nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Jego twarz znaczyły piegi i rumieniec. Jednak nie to przykuło ich uwagę najbardziej. Przez plecy przerzuconego miał wspaniałego, srebrnego lisa. Dłonie chłopaka były ubrudzone krwią. Na widok drużyny zastygł w miejscu i zaczął nerwowo wycierać ręce o myśliwski kubrak.
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

sob wrz 24, 2011 12:30 am



całą drogę jechał jako pierwszy za równo podziwiając widoki jak i od czasu do czasu zagadując do innych towarzyszy, starając się ich lepie poznać. Mag odezwał się jako pierwszy.

- Spokojnie co się stało, czyja to krew chłopcze? - przyjrzał się chłopakowi dość nieufnie.

Na słowa elfa chłopak jakby oprzytomniał: - Tam... w lesie jest potwór! Potwory! - nerwowo przełknął ślinę - Krew? To jest krew lisa. - Uśmiechnął się krzywo łapiąc martwe zwierze za kitę.

Elf spojrzał na swoich towarzyszy obserwując ich reakcję. Nie uśmiechało mu się ganianie za jakimś potworem ale z drugiej strony jak mieli tutaj biwakować to byłoby dobrze to sprawdzić.
Ostatnio zmieniony sob wrz 24, 2011 9:02 am przez Feniks, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

sob wrz 24, 2011 3:19 pm



Napad na Amayena sprawił, że Samitari zaczęła czuć się w mieście jeszcze bardziej nieswojo. Nie dość, że nie było jakoś ekstremalnie późno, to przecież byli praktycznie między domami i tuż obok sklepiku. Ktokolwiek powinien był to widzieć czy jakoś zareagować. Całe szczęście, że przyszła straż. We dwoje nie poradziliby sobie z tamtą trójką. Wyraźnie chcieli dopaść Amayena, bo nią się nawet nie przejęli (zresztą i tak nie była na tyle groźna, by powinni). Udało im się na szczęście wyjść z tego cało, choć mężczyzna był nieco poobijany.
- Wybacz, że na to nie pomogę. - mruknęła, wskazując na sińce i ślady uderzeń - Brak mi sił, by zaczerpnąć energii na kolejne zaklęcie. - wytłumaczyła się cicho, kiedy zmierzali ku bramie.

Po drodze zdecydowała się kupić muła. Może i nie było to zwierzę najszybsze i najzwinniejsze, ale było względnie tanie. No i mimo wszystko grupa wierzchem była bardziej mobilna niż w powozie. Tempo koni też nie powinno być zabójcze dla mniejszego krewniaka, bo w końcu powóz i tak będzie spowalniał wszystkich. Wybrała sobie uroczego, brązowego zwierzaka o łagodnym spojrzeniu. Przywitała go z uśmiechem i powiedziała mu cicho kilka słów. Zwierzę zastrzygło uszami i gładko dało się poprowadzić ku bramie, nie stawiając najmniejszego oporu. Jak Sae będzie grzeczny, to muł nie powinien się nim zbytnio przejmować.

Kiedy zjawili się na miejscu znów przyszło jej znosić krzywe uśmieszki i dziwne szepty. Na szczęście fakt, że uratowała Amayenowi życie prawdopodobnie zostanie między nimi, więc nikt nie zrobi z niej od razu jego przyjaciółki. Z kolei słowa Karendis sprawiły, że w łagodnym spojrzeniu Samitari pojawił się groźny błysk. Kolejne stworzenie przemądrzałe i znające wszystkich dookoła lepiej niż oni sami znają siebie. Szybko oddaliła od siebie irytację, bo szkoda jej było nerwów czy energii na tak bzdurne zachowania. Zaraz za bramą dołączył do grupy Sae, co sprawiło, że dziewczyna rozluźniła się nieco. Zlustrował wszystkich spojrzeniem co najmniej obojętnym i przydreptał do Samitari, ostrożnie obchodząc muła.

Obrazek


W końcu bez dalszych już kłótni ruszyli. Czuła się trochę nieswojo, widząc, że najwyraźniej nikt w grupie nie potrzebuje światła. Życie w dziczy wiele ją nauczyło, ale mimo że wzrok miała lepszy od przeciętnego człowieka, to jednak w ciemności była chyba najsłabszym ogniwem zespołu. Trudno, zdarza się, nie można być idealnym, choć chyba nie wszyscy o tym wiedzieli. Na szczęście pierwsze chwile podróży mijały dość sprawnie i spokojnie. Okolica była całkiem przyjemna, a na pewno o niebo lepsza niż mury miasta. Humor psuła jej lekko jedynie myśl o tym, co może ściągnąć na pozostałych. Ale nawet w razie najgorszego obrotu spraw była przygotowana. Zerkała co jakiś czas kontrolnie na Karendis i jej muła. Zdawał się być spięty obecnością wilka, czego nie było widać po jej wierzchowcu. Może przydałoby się z nim potem porozmawiać i nieco obłaskawić.
~ W swoim czasie, Samitari, w swoim czasie... ~ uśmiechnęła się lekko do własnych myśli.

Świt pośród przyrody zawsze zapierał jej dech w piersiach. Kończył niespokojne nocy i sprowadzał, względnie bezpieczny, dzień. Wkrótce mieli zatrzymać się na postój, więc rozglądała się za odpowiednim miejscem. W końcu zatrzymali się, by rozbić obozowisko. Ledwie jej stopy dotknęły ziemi, spomiędzy zarośli wyłonił się młody mężczyzna. Cała noc w siodle dała się druidce we znaki, a z wymienionych zdań między chłopakiem a Iverillem wynikało, że nie położą się wcześniej spać. Był jeden typ potwora, którego w ostatnim czasie Samitari faktycznie się obawiała. Nic jednak nie wskazywało, by to miał być ten. Zmierzyła młodzieńca wzrokiem. Zabił zwierzę niezwykle rzadkiego gatunku, a futro srebrnych lisów było naprawdę wiele warte. Nie podobało jej się to... Wyglądał na zmęczonego, ale dziwne, że było mu do uśmiechu, skoro mówił o potworze. Sae stał u jej boku, węsząc przy ziemi i nie spuszczając z chłopaka spojrzenia.

- Skoro mamy tu nocować, to może to sprawdźmy? Co to za potwór, który tak Cię pogonił? - zmrużyła lekko oczy i ruszyła powoli w kierunku chłopaka - Pójdziemy przodem. Chodź, Sae. Daleko to? - zwróciła się do nieznajomego.
Chłopak przeniósł wzrok z elfa na wilka. Potem jego spojrzenie utkwiło w druidce:
- Ten potwór... to znaczy potwory? Były... straszne i przerażające. Miały pazury, ostre zęby - skrzywił się - Nie pamiętam, były tak okropne!
Samitari miała złe przeczucia, coś jej tu nie grało, choć nie do końca wiedziała co. Miała wrażenie, że pakuje się w coś złego. Chłopak nie wyglądał na jakiegoś specjalnie przerażonego, co z kolei kontrastowało z jego słowami. Postanowiła jednak pozostawić ocenę tego komuś... bardziej nawykłemu do relacji społecznych.
Ostatnio zmieniony sob wrz 24, 2011 3:50 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód: Tagi
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

ndz wrz 25, 2011 11:02 am

Karendis Daichon



Las niepokoił wiedźmę. Tam gdzie żyła, nie było drzew.... tylko mrok. Podobnym uczuciem napawały ją zwierzęta. Dla niej jak coś cię nie próbowało zjeść, to ty powinieneś go zjeść. Wyjątek stanowił zgryz, ale jego rola była inna.... Musiała jednak udać się na tą wyprawę. Potrzebowała pieniędzy aby odszukać tę cholerę. A gdy już znajdzie, to dziwka za wszystko odpowie.

Karndis po raz kolejny uciekła nogą od paszy muła
- Te Samitari... czy muły są mięsożerne?
Dziewczyna spojrzała na Karendis, wyrwana z zamyślenia, przyjrzała się jej mułowi, robiąc wielce zamyśloną minę.
- Z tego co mi wiadomo... Zwykle nie. - uśmiechnęła się lekko.
Muł po raz kolejny spróbował ugryźć wiedzimę.
- Naprawdę? - rzekła diablica. popatrzyła potem na wilka i wzdrygnęła się
- Czym karmisz tego psa
- Naprawdę. Nie bój się. On Ci nic nie zrobi... Najwyżej uszczypnie i będzie siniak. - przyjrzała się diabelstwu - Rozluźnij się, nie bądź taka spięta. On czuje, że nie jesteś pewna, czy chcesz na nim siedzieć i też go to denerwuje. Niepotrzebnie. - demonstracyjnie pogładziła swojego wierchowca po szyi.
Powędrowała wzrokiem za wzrokiem Karendis.
- Em... Sae nie jest psem. Sae jest wilkiem. - stworzenie zastrzygło uszami, słysząc jej głos i swoje imię - Sam się karmi. Poluje sam. Czasem jak zamarudzi to dam mu trochę mięsa z obiadu. Ale jest samodzielny.
Diablica nieśmiało dotknęła swego zwierzęcia - powiedziała
- Poluje? Na zające? Jelenie? Zagubione dzieci - popatrzyła twardo na druidkę.
Samitari zaśmiała się cicho, traktując to jako zwykły żart.
- Raczej zające. Nie przejadłby całego jelenia. Od ludzi woli trzymać się z daleka. Musiałby być w naprawdę paskudnym stanie, żeby zaatakować dziecko. Tak mi się wydaje. Nikomu tu nie zrobi krzywdy. Pewnie bardziej boi się Was niż Wy jego. Ale póki mi się nic nie dzieje, to wie, że nie musi reagować. - uśmiechnęła się ponownie - Choć pewnie jak będzie potrzeba upolować coś większego dla całej grupy, to chętnie pomoże.
Karendis odwróciła wzrok i wzruszyła ramionami. Potem rzekła bezbarwnym głosem.
- W Dambarath bojowe ogary karmi się chorowitymi i kalekimi dziećmi, aby polubiły smak ludzkiego mięsa. Czasem wypuszczają ogary na te, dzieci niewolników, które sprzątają plac ćwiczebny. Wojownicy wtedy się śmieją i robią zakłady.



Druidka spojrzała jeszcze raz na wilka i wzdrygnęła się.
- Takich praktyk u nas nie ma. To okrutne... - westchnęła - To nieludzkie. - potrząsnęła lekko głową - Nie spotkałam się z czymś takim nigdy i obym nie musiała. To nieludzkie. Lykanie często urządzają sobie łowy na ludzi. Dla zabawy. Ale w mojej obecność nikt nie poszczuł zwierzęcia na dziecko.
Karendis rzekła cicho
- Przy mnie też... potem popatrzyła na drzewa
- Te, a lasy zawsze są takie gęste? Kiedyś byłam w takim przez kilka tygodni, ale nic nie pamiętam... A potem mało drzew widziałam... Tylko raz las grzybów... ale to nie to samo. Cholera, za jedno drzewo można by kupić w Podmroku niewolnika. Albo dwóch kiepskich. Albo noc z drowką jeńcem. Ale tam wszystko jest cenne, po za życiem - diabilica zamilkła.
Dziewczyna czuła się nieco przytłoczona słowami diablicy. Jej życie było do tej pory... proste. Zanosiło się na zmiany w takim towarzystwie.
~ ...z drowką jeńcem...aha. ~ przeszło jej przez myśl.
- Cóż... Różnie. Czasem są tak gęste, że ciężko przezeń przejechać. Czasem są bardziej przerzedzone, pełne polan, czasem strumieni czy nawet jezior. Nic dziwnego, że drewno tam jest tak cenne, skoro nie ma warunków, by rosły tam drzewa. - wzruszyła lekko ramionami - Dla niektórych tu na powierzchni życie innych też nie przedstawia specjalnej wartości.
- Tak, wiem coś o tym - powiedziała wiedźma i zamilkła...
No cóż. Ich kompania prezentowała się poniekąd cudacznie. Zlustrowała wszystkich od druidki po kapłana i wyszczerzyła zęby. Cóż, trzeba przyznać, że prezentowała się też nad wyraz miło dla oka
Muł się też nieco uspokoił i teraz głównym źródłem hałasu były pakunki z jedzeniem, słój miodu i butelki burbonu. Jej skarb...
Gdy zaczęli rozbijać zeskoczyła z wierzchowca , i próbowała rozbić namiot. Wtedy przybiegł chłopak. Wysłuchawszy jego historii, diablica z trudem ukryła pogardliwy uśmiech. ~~ Na kogo myślisz kurwa trafiłeś?~~Wzięła butelkę burbonu, podeszła do chłopaka, wypowiedziała kilka słów i i podała mu butelkę
- Weź, wypij do dna. Zajebiście smakuje!
Ostatnio zmieniony ndz wrz 25, 2011 11:10 am przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[D&D 3.5 FR] O jedną Krainę za daleko

pn wrz 26, 2011 3:41 pm

Amayen Karrut

Mężczyzna przez całą drogę jechał nie odzywając się do nikogo. Pierwszą próbę maga, który spróbował się do niego odezwać skwitował posłaniem pod nogi konia ognia, który wystrzelił z jego rąk. To dostatecznie zniechęciło wszystkich do zaczepiania Amayena.

W czasie postoju, mężczyzna usiadł z boku i spróbował się zdrzemnąć. Kiedy chłopak wyskoczył z zarośli, Amayen ocknął się. Na szczęście rondo kapelusza zasłoniło oczy mężczyzny, które były bladostalowe. Po chwili jednak na powrót stały się smolisto czarne, ponieważ Amayen wymruczał pod nosem kilka słów jakimś dziwnym języku. Kiedy podniósł się z posłania po raz kolejny wypowiedział krótką formułę, a jego ciało znów stało się jakby delikatnie większe i otoczyła go aura strachu i wyższości.

Przez chwilę Warlock przyglądał się dzieciakowi po czym zdecydowanym krokiem ruszył do przodu i stanął przed nim. Jemu też nie podobała się ta sytuacja. Czyżby to miała być jakaś zasadzka?
- Jak to nie pamiętasz chłopcze? Lepiej sobie przypomnij, inaczej te ... potwory które spotkałeś będą niczym w porównaniu do potwora, który stoi przed Tobą.
Dłoń Amayena zapłonęła zimnym czerwono żółtym ogniem. Jakby na podkreślenie jego słów.

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 28

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości