Gdy się obudziliście, byliście w ciemnej, ciasnej i śmierdzącej ładowni pirackiej galery. Wasze nadgarstki są przytwierdzone kajdanami do solidnej, długiej beli, przy której w szeregu przymocowani są podobni wam - niewolnicy. Około czterdziestu ludzi. Niektórych chyba znacie z widzenia, inni sądząc po akcencie muszą pochodzić z jakiś innych, choć niedalekich wysp. Jesteście chorzy, od uderzenia w głowę, od kołysania się łodzi, od obrzydliwego kleiku którym piraci czasami was karmili. W końcu, jesteście chorzy, od ponurej świadomości, że zmierzacie do jednego z zachodnich portów handlarzy niewolników i nigdy już nie zobaczysz rodzinnego domu.
Klucze do kajdan wisiały na prawo, obok włazu na pokład, mniej niż jakieś dwa metry jednego z was. Równie dobrze, to mogły by być dwie mile…
Kilka dni po waszym przebudzeniu, zastała was burza. Statkiem najpierw tylko szarpało, wieczorem już rzucało, sztorm rozszalał się na dobre. Za każdym razem gdy otwierał się właz, z pokładu wlewał się potok wody i marynarskich przekleństw...
Wasz strażnik nazywał się Swen, mógł być półorkiem, trudno było to na pewno stwierdzić przy całym oblepiającym go brudzie, może to tylko wrodzona brzydota? Swen wyprowadził połowę niewolników na pokład, by zastąpili przy wiosłach zmytych przez fale wioślarzy. Sztorm ciągnął się kolejny dzień i Swen znów przyszedł do ładowni, zabrać kolejną grupę. Mina pirata była jeszcze bardziej ponura niż zwykle.
To było wczoraj. Od tego czasu nie widzieliście żadnego z piratów czy zabranych wcześniej niewolników. Dzisiaj rano, krzyki i trzaskanie biczy, odgłosy dające do zrozumienia, że wioślarze są trzymani w ryzach, ucichły zupełnie.
Czekacie na jakiś znak życia na pokładzie. Słyszycie straszny zgrzyt, tarcie i drżenie całej ładowni w koło was, gdy statek osiada na mieliźnie. Z góry dobiegł odgłos wyginających się prętów, łamanych desek. Wtedy potężne udeżenie wstrząsnęło całym pokładem, to misiał być upadający maszt. Wszystkich was, rzuciło w stronę dziobu, lecz wciąż jesteście spętani kajdanami w nadgarstkach. Dziób okrętu, rozbity uderzeniem, oderwał się zupełnie, wpuszczając do środka podmuch deszczu i zimnego powietrza. Z lewej burty wystaje ogromny głaz.
Chwilę później słyszycie tylko szum wiatru i uderzenia przybrzeżnych fal. Z otwartego dziobu można zobaczyć fragment mokrej od deszczu plaży. Wrak osiadł chyba w miejscu, gdzie klif spotyka się z małą zatoczką.