Z racji wzięcia się znów za pisanie postanowiłem spisywać historię Sigvalda Czerwonej Tarczy - mojej postaci w aktualnej sesji dziejącej się oczywiście w Zapomnianych Krainach.
Krótko o sesji: edycja 3.5, Srebrne Marchie i Północ, Mistrz Gry + dwóch graczy - Uthgardzki Barbarzyńca Sigvald oraz Paladyn sprawiedliwego boga śmierci; Kelemvora.
Jako pierwszy tekst (prolog?): pozostawiająca duże pole do popisu, krótka historia postaci:
Stary szaman klęczał na rozłożonych na ziemi skórach, wokół rozsiadły się odziane w proste ubrania dzieci. Ogień trzaskał w palenisku, wypełniając szałas pomarańczową poświatą…
- Przysuńcie się bliżej ognia dzieci… ta historia mówi o jednym z największych wojowników naszego klanu… Opowiem wam o Sigvaldzie, dziś nazywanym przez nas Czerwoną Tarczą.
Opowieść zaczyna się tu, w Chłodnym Lesie, kiedy jeszcze wśród gęstych, mroźnych zagajników grasował złowrogi Lud Czarnej Krwi. Tak, moje dzieci, łakowilki, dziki na dwóch nogach i podli ludzie o szczurzych głowach… Nigdy nie opuściłby swojej ojczyzny, gdyby nie ci plugawi wyznawcy Malara - boga bestii. Sigvald mieszkał w takim obozie jak nasz. Jego broni i jego pięknej kobiety zazdrościli mu wszyscy wojownicy szczepu, a nacięć na drzewcu topora nikt nie mógł zliczyć… Likantropi łaknąc krwi Czerwonych Tygrysów zaatakowali leśną osadę znienacka, tuż przed świtem. Krzyk mordowanych kobiet i ryk zmiennokształtnych kultystów całe życie nawiedzał go w koszmarach. Gdy wraz z ocalałymi wojownikami ugasił płomień zemsty posoką ludu czarnej krwi, próbował wrócić do Klanu Czerwonego Tygrysa , jednak bez ukochanej Valnor nie potrafił znaleźć miejsca wśród swoich braci. Opuścił plemię, by zapomnieć o śmierci i stracie… Jednak nigdy nie zapomniał o zemście. To on tak głęboko zakorzenił w naszych sercach nienawiść do martwych już sługusów boga zwierzołaków.
Jestem bardzo stary moje dzieci… Już wkrótce Uthgar zabierze mnie tam, gdzie nie ma zimna i głodu, a moje ciało spocznie pośród skał Studni Beorunny… Znałem Czerwoną Tarczę... I wiem jaki był.
Gdy biegł przez gęstą puszczę północy, ścigając likantropich plugawców był jak samotny, wiecznie głodny tygrys szukający ofiary, nigdy się nie zatrzymywał i zawsze był lepszy i szybszy niż jego wróg… Tropił jak najlepszy tropiciel a bił jak najdzielniejszy wojownik. Jego topór był ciężki jak góra i ostry jak jej iglica… Dzisiaj ta broń spoczywa wraz ze szczątkami Sigvalda w zewnętrznym pierścieniu naszego Kurhanu Przodków...
Sigvald opuścił plemię, by żyć samotnie, by szukać krwi, która ugasi ogień pomsty… Tak jak żył, tak i poległ w obronie Kurhanu Przodków… Obronił nasze dziedzictwo przed hordami Ludu Czarnej Krwi… Zasiał w sercach naszych wojowników wieczystą nienawiść do tych plugawych stworzeń i pokazał jaką siłę stanowi jedność naszego szczepu…
Tak w kilku słowach brzmi tragiczna historia wojownika klanu Czerwonego Tygrysa… Pamiętajcie o tym, by być zawsze jak on, by zawsze nienawidzić zmiennokształtnych i być wiernym plemieniu Czerwonego Tygrysa. A gdy nadejdzie wasz czas oddać za honor przodków życie…
Stary szaman z trudem dźwignął się z podłogi i ciężko wzdychając pokuśtykał w stronę wyjścia… Tylko Uthgar widział, że w gęstej brodzie mędrca zniknęła łza…
Kolejne teksty będą poniekąd fabularnymi raportami z naszej kampanii, oczywiście z perspektywy Starego Szamana...
Pozdrawiam i liczę na obiektywną opinię