Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Pakutilapek [BN 3,5ed.] Nieświadomy prorok

wt maja 12, 2009 1:28 pm

Pakutilapek

Niegdyś nazywał się Magnus, na cześć miejsca, w którym się narodził. Wulkan Neverwinter wyznaczał początek wielkiej przygody, historii niezwykłej istoty. Pewnego dnia po prostu powstał, zlepiony z życiodajnego tchu jakiegoś potężnego bytu i płynnej skały, w postaci magmy. Wychowały go żywiołaki ognia, które będąc świadkiem narodzin Azera, odebrały to jako znak, błogosławieństwo od bogów. Tak to się zaczęło. Ogarnięty płomieniami Magnus rósł jak na drożdżach, przyswajając wiedzę i doświadczenia. Uczony przez swych żywiołaczych opiekunów, stawał się taki sam jak oni. Był skryty i milczący. Prawie nigdy się nie odzywał. Nauczycielom tylko potakiwał głową, na znak, że rozumie ich przesłanie czy naukę. Nawet gorliwe prośby i rozkazy opiekunów nic nie dały, on wciąż milczał. Azerowi czas mijał głównie na nauce i ćwiczeniach. Żywiołaki dzieląc się na kilka grup nauczały swego przyszywanego syna kilku różnych dziedzin życia. Jedne próbowały wpłynąć na jego uduchowienie, chwaląc Kossutha i inne bóstwa żywiołów. Kolejne nauczały go prztrwania samotnie w dziczy, zabierając co jakiś czas z wulkanu i puszczając go swobodnie w lasach otaczających płonącą górę. Inne zaś nauczały go walki i obrony, szkoląc go na mężnego woja, który stanie w ich obronie, kiedy tamci będą już słabi.

Azer nie zliczał dni spędzonych na wulkanie. Nawet gdyby chciał, nikt go tego nie nauczył. Po prostu żył z dnia na dzień wciąż chłonąc wiedzę i ucząc się nowych rzeczy, szkoląc również te, które już znał. Nadszedł jednak dzień w którym Magnus postanowił odejść z rodzinnego domu. Żywiołaki były temu przeciwne, oskarżając go zdradę, o nielojalność i niewdzięczność jaką okazał im za wiele nauk i zdobytych doświadczeń. On jednak zignorował oskarżenia i mimo wszystko odszedł. Samemu nie wiedząc dlaczego, udał się na wschód. Droga jaką sobie obrał była nieprzyjazna i trudna, nawet dla istoty, która została wychowana w dziczy. Wiele dni minęło nim przebył dość spokojne równiny, między Lasem Neverwinter, a Wysokim Lasem. Na swej drodze nie napotkał żadnych przeciwności, które zmusiłyby go do podjęcia walki, czy też ucieczki. Na swym własnym szlaku napotykał wędrujących kupców, oraz grupy awanturników, których obserwował skrycie, poznając nowe rasy zamieszkujące Faerun.

Wysoki Las nie był tak przyjaznym miejscem jak poprzednie ziemie, które przebył Magnus. Straszliwe poczwary, ogromne robactwo, a nawet olbrzymie smoki, zamieszkujące tereny lasu, zmusiły Azera do wyjątkowej czujności i ostrożności. Nie obawiał się konfrontacji z potworami, lecz nie był głupi i miał świadomość, że większą liczbę przeciwników w pojedynkę nie rozgromi, a i smok jest z pewnością przeciwnikiem nie do pokonania. Nim opuścił Wysoki Las, minęło wiele dni. Pogoda stawała się niesprzyjająca, noce były chłodne i niebezpieczne, na szczęście jego płonące ciało odganiało większość zwierząt i grzało go nawet w tak nie sprzyjających warunkach atmosferycznych. Gdy opuścił wysoki las, był szczęśliwy. Czuł się bogatszy o wiele nowych doświadczeń i rzeczy, których by nie zobaczył, zostając na Wulkanie Neverwinter. Na swej drodze napotkał pierwszą poważną przeszkodę, jaką była Rzeka Delimbiyr. Wiele czasu spędził nad jej brzegiem próbując znaleźć sposób na jej przebycie, nie wchodząc do niej. Postanowił ruszyć na południe, widząc z dala rozciągające się wzgórza.

Po raz kolejny instynkt go nie zawiódł. Dotarł on na miejsce, gdzie nad rzeką, rozciągał się ogromny most, stworzony przez naturę. Przewrócona iglica skalna była idealną kładką nad rwącym nurtem rzeki. Ostrożnie, aczkolwiek zwinnie pokonał most, znajdując się na drugiej stronie rzeki. Azer świetnie się wspinał to też nie chcąc tracić kolejnych dni na omijanie gór, postanowił przejść dalej właśnie tą niebezpieczną drogą. Tak naprawdę czas jaki stracił na wspinaniu się zrównał się z tym, jaki w musiałby ominąć góry. Najważniejsze jednak było to, że w końcu znalazł się po drugiej stronie wzgórz. Przed nim rozciągały się Upadłe Ziemie a dalej setki mil pustyni Anauroch. Nie zważał na przeciwności i mimo wszystko ruszył w dalszą drogę. Pewnego dnia, gdy znajdował się na granicy pustyni i Upadłych Ziem, napotkał grupę krasnoludów, którzy zatrzymali się na noc niedaleko jego obozu. Do krasnoludów Magnusa przyciągnęły gromkie krzyki, śmiech i przyśpiewy, które Azerowi bardzo się podobały.

Chcąc poznać tak optymistyczne istoty, wyłonił się z mroku, wywołując niemałe zdziwienie u grupy brodaczy. Tamci jednak prędko się przełamali i widząc brak jakiejkolwiek agresji, czy wrogości z strony płonącego humanoida, zaprosili go do siebie, częstując gorzałką i strawą. Wtedy to spity Azer po raz pierwszy odezwał się i to nie jednym słowem. Opowiedział on krasnoludom o swojej historii, o żywiołaczych rodzicach i o niewytłumaczalnym uczuciu, które nakazało mu opuścić rodzinny dom i udać się na wschód. Następnego dnia, targany potwornymi bólami głowy i niewyjaśnionym uczuciem pragnienia, pożegnał się z napotkanymi krasnoludami, ruszył w dalszą drogę. Całą drogę zastanawiał się, dlaczego to spotkanie było tak przyjemne. Co takiego było w napoju, który wywołał u niego śmiech, równie gromki co krasnoludzki. Dziwił się, że rozmowa może być tak przyjemna. Chciał to powtórzyć i to nie raz, nie mogąc się doczekać napotkania kolejnej grupy wędrowców.

Kolejnym miejscem, jakie miał na swej drodze była olbrzymia pustynia Anauroch. Miejsce zamieszkiwane przez hordy straszliwych bestii i niejednego wrogo nastawionego plemienia miejscowych ludzi. Wciąż czujny i ostrożny maszerował przed siebie, w dawno obranym kierunku. Widział on prymitywnych ludzi o brunatnej skórze, poruszających się na czworonogich stworach o żółtym umaszczeniu, których grzbiety zdobiły wypukłe garby. Widział z dala rozciągające się karawany. Pewnej nocy, kiedy odpoczywał, zdawało mu się nawet, że coś olbrzymiego przecięło nieboskłon, lecz nie miał pojęcia co to mogło być. Magnus wciąż wędrował na wschód, unikając kłopotów i problemów, po wielu dniach trudnej tułaczki, pokonał w końcu piaszczyste i skaliste ziemie Anauroch, stając oko w oko z kolejnym pasmem gór. Na szczęście nie były one trudne do pokonania, to też kilkanaście dni później znalazł się po ich drugiej stronie.

Przed Azerem rozciągał się piękny i śmiertelnie niebezpieczny Cormanthor, którego mieszkańcy byli kilkukrotnie straszliwsi od tych zamieszkujących Wysoki Las czy Anauroch. Azer wędrował niezmiennie na wschód. Po kilku dniach drogi, minął równiny i przedsionek lasu, znajdując się w jego właściwym środku. Nie mając pojęcia o czyhających tu niebezpieczeństwach Azer natrafił na stare, ruiny jakiegoś miejsca, podobnego kształtami i dostojnością do opisywanych przez żywiołaki zamku. Chcąc ujrzeć na własne oczy ile było prawdy w opowiadaniach dawnych opiekunów Magnus wszedł do ruin budowli. Poprzewracane rzeźby, ślady płomieni i dziesiątki humanoidalnych szkieletów, zdobiły wnętrza ruin. Podniecony znaleziskiem barbarzyńca udał się na dalsze zwiedzanie. Kierując się w głąb budowli, zszedł do jej podziemi, przeszukując kolejne komnaty. W ostatniej natrafił na sporych rozmiarów, zwalony piedestał, na którym nakreślone były dawno wyschniętą, czerwoną posoką nieznanym mu pismem, słowa.

Udając się w górne partie ruin Azer natrafił na kamienny okrąg, z wyrytymi znakami, których również rozpoznać nie mógł. Nagle poczuł w pomieszczeniu obecność jeszcze jednej istoty i gibko się odwrócił. Jego oczom ukazał się widok obrzydliwej pół kobiety, pół żmii. Łuskowata poczwara o sześciu ramionach, z którego każde dzierżyło splugawiony trucizną sejmitar, szczerzyła się do Magnusa, ukazując rząd naostrzonych kłów. Potwór zawył i rzucił się do boju, ruszając energicznie i płynnie każdą z sześciu kling. Płonący Azer zawarczał i złapał za swój młot, który otrzymał od jednego z żywiołaczych nauczycieli. Odważnie, choć przeczuwając swoją porażkę, skoczył naprzeciw potwornemu Marlithowi, próbując uderzyć go obuchem młota. Nic to jednak nie dawało. Stwór dzięki krążących w powietrzu sejmitarach, trzymał przeciwnika na dystans, raniąc go co kilka chwil. Mało tego, wciąż próbował oplątać nogi nieszczęśnika swoim ogonem.

Zdesperowany Azer odskoczył do tyłu, nie mając pomysłu na przebicie osłony kobiety-węża. Nagle usłyszał dźwięk trzaskającego pioruna i ujrzał, jak kamienny okrąg za jego plecami, wypełnił się blado-błękitną materią, która pulsowała nieznanym Azerowi rodzajem mocy. Chwilowo wystraszony, wejrzał ukradkiem na materię i dostrzegł kontury lasu, wzgórz i niewielkiej budowli stojącej u podnóża sporej skały. Czuł, że musi zaryzykować i zjednoczyć się z ową materią. Azer odskoczył do tyłu, znikając w esencji portalu. Kątem oka dostrzegł tylko rysy humanoidalnej sylwetki, która stojąc w mroku korytarza chyba przyglądała się walce. Mężczyzna upadł na miękką trawę. Stał przed nim zdziwiony człowiek, w czerwonym pancerzu. Zaintrygowany dziwacznym pojawieniem się opatrzył Magnusa, a ten opowiedział klerykowi o swojej przygodzie, tak opowiedział napotkanym krasnoludom. Po wszystkim, kapłan przedstawił się imieniem Artemisa i oznajmił Azerowi, że wyznaje Kossutha i ich spotkanie oraz rodowód Magnusa nie są przypadkiem i to wszystko musiało być zaplanowane przez boga ognia.

Tym razem to płonący człek był zaintrygowany słowami kaznodziei i postanowił dokładnie go wysłuchać. Zdawało mu się, że kapłan ma rację i to wszystko co mówi może być prawdą, przynajmniej wydawało się takie prawdziwe. Magnus postanowił zostać z Artemisem i również oddawać cześć bogowi żywiołu ognia. Kleryk uczył go i pokazywał wszystko co było potrzebne kapłanowi, a z czasem Azer naprawdę zaczął wierzyć, że jest wybrańcem jakim i kimś wyjątkowym, dlatego co raz gorliwiej wierzył i oddawał cześć Kossuthowi. Artemis nauczył swego podopiecznego jak pisać, czytać i co najważniejsze, jak korzystać z magii, którą za gorliwe modlitwy zsyłają im bogowie. Podekscytowany Azer miał jeszcze więcej powodów, by pozostać z mentorem. Życie Magnusa, choć zatrzymało się na pewnym etapie, bardzo mu się podobało. Twierdził, że jest gotów by porzucić pogańską naturę barbarzyńcy i stać się posłem na służbie samego boga ognia wśród śmiertelników.

Uczył się długo. Miejsce, w którym znajdowała się kaplica jego mentora, było położone około dziesięciu dni północny wschód, od miasteczka Shaarmid. Kapłan Kossutha nauczał jak korzystać z błogosławieństwa magii, jak należy zwalczać istoty ożywione, które są plagą tego świata. Po dość długim czasie, uznał swego ucznia za gotowego do drogi, by nauczał, tak jak jego nauczano. Miał maszerować przez Faerun z głową uniesioną w górę, prezentując sobą oczyszczający ogień Kossutha. Tak też zrobił. Zgodnie z poleceniem swego mistrza ruszył ponownie w świat, witając wielu miastach. Mężczyzna zachęcał do wiary w swego patrona. Używał takich argumentów jakie wpoił mu do głowy Artemis. Mijały długie lata a on co raz gorliwiej wierzył w słowa, które głosił. Odwiedzał nowe miejsca przekonując donośnym głosem słuchaczy do swojego boga. On nie był jednak typem nauczyciela. Nie potrafiłby spędzać wiele czasu na przekazywaniu wiedzy, wolał być swego rodzaju krzykaczem, który tylko zachęca i pobudza do uwierzenia w Kossutha.

Jego życie zmieniło się dopiero, gdy na swej drodze, z dala od miast i jakichkolwiek ludzkich osad, jego spokój zakłócił rządny zemsty demon, który tylko czekał na odpowiedni moment. Marlith pojawił się nocą, w towarzystwie strasznego Glabrezu i kilku demonów - Odbieraczy. Sześcioraka kobieta-żmija oznajmiła Azerowi, że długo czekała na ten moment, szukając zemsty, na zuchwalcu, który zakłócił spokój jej domu w Cormanthorze i do tego zbiegł jej. Powiedziała, że jego dusza w końcu będzie jej własnością i go przed tym nie uchroni. Nie mający zamiaru pogodzić się z takim losem Magnus, rzucił się do walki. Jego młot lawirował w powietrzu niczym sztuczne ognie gnomiego iluzjonisty. Walczył, choć tak naprawdę miał świadomość, tak jak przy ostatnim spotkaniu z demonicą, że nie ma szans. Rzeczywiście. Po długiej i nierównej walce demony rozszarpały ciało nieszczęśnika na kawałki a jego duszę zabrała kobieta – żmija.

Gdy odprawiła swoich sojuszników na ich rodzimy plan, z zamiarem powrotu do swego domu w dawnym lesie elfów, w powietrzu zawirowała magia, a przed jej obliczem pojawił się Mefistofeles, władca ognia piekielnego. Arcydiabeł uśmiechnął się do kobiety złowrogo, patrząc na jaskrawą esencję duszy, którą skrywała w dłoni. Diabeł przestrzegł kobietę by oddała mu duszę, bo inaczej umrze w straszliwych męczarniach, błagając Lolth, lub innego arcydemona, o ukojenie bólu ostateczną śmiercią. Tanar’ri, choć przelęknięta, nie miała zamiaru oddać duszy diabłowi. Ten nie zwlekając długo, spopielił demonicę piekielnym płomieniem zabierając jej duszę Azera.

Gdy Magnus otworzył oczy, zrozumiał, że jest więziony przez rogatego humanoida o czerwonej skórze, i białych oczach. Diabeł przedstawił się Azerowi, tłumacząc mu co się stało. Wyjaśnił mu, że gdyby nie jego interwencja, to teraz pewnie jego dusza warzyła by się w kotle tamtej demonicy, by następnie trafić jako bezmyślny Dretch w szeregi armii demonów. Arcyczart zablefował, że tak naprawdę nie może trzymać azera na siłę w swoim królestwie i że on sam musi wybrać, czy woli zostać u niego czy trafić z powrotem do demonicy. Diabeł też zapewnił, że jeśli wybierze jego będzie mógł nadal służyć sile ognia i płomieni. Dusza Magnusa, przekonana, że diabeł mówi o Kossuthu, zgodziła się pozostać w jego władaniu, pod warunkiem, że będzie mogła służyć oczyszczającemu płomieniowi. Diabeł zawarł zatem pakt z duszą nieświadomego Azera.

Gdy Magnus ponownie otwarł oczy, nie miał pojęcia kim jest, gdzie się znajduje i co się w ogóle dzieje. W głowie miał kompletną pustkę. Była to sprawka arcyczarta, który zadbał o posłuszeństwo swego ulubieńca. Azer odzyskał jaźń, leżąc u podnóża wulkanu, w dalekim Chulcie. Miał tylko świadomość, że musi oddawać cześć oczyszczającemu płomieniowi i jak przekonać do tego innych. Gdy z twardego bazaltu, dostrzegł cztery przedmioty, które leżały na skale, niedaleko jego. Był to wspaniały młot, o wielu wydrążonych na głowicy runach, płonący żywym ogniem, taki jaki ogarniał jego ciało. Był to pas, po którego założeniu Azer poczuł niewiarygodny przypływ siły i krzepy, oraz amulet, po którego założeniu zmysły mężczyzny znacznie bardziej się wyostrzyły. Ostatnim była stalowa tarcza, z wyrzeźbionym wizerunkiem Magnusa.

Chcąc poznać okolicę zszedł z podnóża wulkanu, kierując się na południe. Na swej drodze napotkał głęboki i wartki strumień. Nie miał pojęcia jak to się stało, lecz samą wolą, wszedł na powierzchnię wody, nie zanurzając się w niej. Gdy jednak tylko dotknął stopą wody, wzbił w powietrze ogromne ilości pary, które szybko rozniosły się po okolicznym terenie puszczy. Gdy był już po drugiej stronie rzeczki i wyłonił się z kłębów pary, okazało się, że stoi przed niewielką wioską czarnoskórych ludzi, którzy na jego widok padli jak jeden mąż na kolana oddając mu cześć i nazywając go Pakutilapkiem, czyli bogiem z mgieł. Azer znał ich język, więc wiedział, co do niego mówią mieszkańcy puszczy. Uznali oni przybysza za boga, który zszedł z płonącej góry. By jednak sprawdzić jego boską moc, postawili przed nim chorego współplemieńca, którego ukąsił wąż. Azer dotknął rany nieszczęśnika i nie parzącym płomieniem uleczył jego ranę, pozbywając się jadu.

Pogańskie plemię uznało go za swego opiekuna. Zaproponowali mu by został w ich wiosce. On jednak miał świadomość, że jego miejsce jest na wierzchołku wulkanu, pod którym „się narodził”. Odszedł więc z wioski, zapewniając, że niebawem do niej wróci. Pakutilapek wrócił na wulkan, gdzie zamieszkał w jednej z wielu jaskiń, którymi niegdyś z wulkanu uciekała lawa. Co jakiś czas tubylcy przychodzili na szczyt wulkanu, wrzucając do niego przeróżne ofiary, prosząc swoje bóstewko o pomoc i interwencję. Ukryty Azer wszystko zawsze widział z mroku jaskini, przychodząc do wioski dzień później. Niedługo potem, na szczyt wulkanu przychodzili ludzie z innych plemion przynosząc dary i ofiary. Azer schodząc z wulkanu do wiosek zawsze przynosił nauki i kazania, ucząc, że oddawanie czci oczyszczającemu płomieniowi jest właściwe i będzie nagrodzone. Plemiona oddawały cześć Azerowi, choć on tak naprawdę był tylko pośrednikiem i na wierze nieświadomych Chultan korzystał Mefistofeles.

Mężczyzna Azer barbarzyńca 6 / tropiciel 1 / kapłan 8 (Mefistofelesa) : SW 17; średni przybysz (ognia [azer]); KW 2k8+6 plus 6k12+18 plus 1k10+3 plus 8k8+24; pw 132; Inic +2; Szyb 9m; KP 23 (+7 Nat, +2 Zr, +4 Duża stalowa tarcza) Nieprzygotowany 19, Dotykowy 19; Atak wręcz +24/+19/+14 (1k12+9 plus 1k6 od ognia Miażdżący meteor x3), lub + 15 dotykowy na dystans czarem; Char CN SA Odpędzenie nieumarłego, Szał 2x dzień, Preferowany wróg: smok (zielony); SC Specjalne cechy Azerów, OC 28, podatność na zimno; MRO Wytrw +19 Ref +11 Wola +17; S 23, Bd 16, Zr 14, Int 14, Rzt 22, Cha 16. Znane języki: płomienny, wspólny, piekielny, powietrzny.
Umiejętności i atuty: Ciche poruszanie +10, Czarostwo +14, Koncentracja +18, Leczenie +14, Nasłuchiwanie +16, Skakanie +12, Spostrzegawczość +16, Sztuka przetrwania +18, Ukrywanie się +8, Wiedza (natura) +16, Wiedza (religia) +14, Wiedza (tajemna) +8, Wspinaczka +17, Zastraszanie +10; Błyskawiczny refleks, Doskonalsza szarża byka, Doskonalszy naturalny pancerz, Potężny atak, Skupienie na broni (Miażdżący meteor), Żelazny chwyt (Miażdżący meteor).
Ekwipunek: Pakutilapek ma przy sobie tylko jedną broń, z którą się nigdy nie rozstaje. Miażdżący meteor, to ogromny młot, który poza swoją magiczną esencją jest dodatkowo nasączony ognistą mocą, którą przelewa na ofiary ataku. Ta broń jest stworzona do walki oburącz, lecz Pakutilapek tak długo doskonalił się w walce tą bronią, że w połączeniu z ogromną krzepą potrafi władać nią jedną ręką, w drugiej zaś dzierżąc tarczę. Po za tym używa Pasa siły giganta +6, Stalowa tarcza +2, oraz Wisiora roztropności +4
Zdolności specjalne: Wraz z oddaniem duszy Mefistofelesowi, Pakutilapek, stracił kontakt z Kossuthem i nie może rzucać czarów. Sam nie wie, że służy Mefistofelesowi, jest przekonany, że oddaje cześć Oczyszczającemu płomieniowi. Sprytny diabeł obdarzył Azera kilkoma niezwykłymi mocami, dzięki którym jest postrzegany przez tubylców za ich boga.
*Zdolności czaropodobne: Pakutilapek potrafi rzucić Światło, oraz Rozumienie języków na życzenie. Potrafi również rzucić Chodzenie po wodzie i Modlitwa 3 razy dziennie (zdolności analogiczne do czarów o tej nazwie, rzucanych przez kapłana 8 poziomu).
*Oczyszczający ogień: Jest to zdolność, którą Mefistofeles obdarzył swego sługę w zamian za brak czarów leczących. Za pomocą tej zdolności Azer potrafi uleczyć czyjeś (lub swoje) rany, ogarniając podmiot zdolności nie parzącym ogniem (zdolność analogiczna do czaru Uzdrowienie, rzucanego przez kapłana 15 poziomu).
*Obdarzenie urokiem: Mefistofeles musiał obdarzyć swego sługę urokiem osobistym, którego brakowało mu gdy był jeszcze śmiertelnikiem. Charyzma Pakutilapka, wzrosła o +6.
*Ponadczasowość: Pakutilapek stał się odporny na starzenie się, zatem nie otrzyma nigdy kar za wiek, ani nie umrze ze starości.

Pomysły na przygodę:

-Do miasta przybywa stary i zmęczony kapłan Kossutha, który snując się po ulicach jest w stanie głębokiej konsternacji. Rzadko kiedy przemawia do kogokolwiek, spytany o stan swojego zdrowia psychicznego opowie historię swego dawnego ucznia, tłumacząc na koniec, że poszukuje go już wiele dni, lecz nigdzie nie może usłyszeć o nim jakichkolwiek wieści…
-Marlith, demonica którą zabił Mefistofeles była kochanką Orkusa. Nieumarły książę demonów pragnie zemsty, wiedząc jednak, że w otwartym pojedynku z arcydiabłem mógłby przegrać, chce zemścić się na niewielkim kulcie Chultan, prowadzonych przez Azera Pakutilapka, który służy Mefistofelesowi i to właśnie przez niego zginęła kochanica księcia demonów…
-W miejskiej karczmie przebywa krasnolud, który po pijaku rozpowiada, że zna bożka, któremu cześć oddają pogańskie plemiona Chultu. Brodacz opowiada, że kiedyś sam z nim rozmawiał i nawet się polubili, a teraz Azer jak widać stał się ważną personą…
-Grupa misjonarzy Illmatera, próbująca nawracać plemiona Chultan, spotkała niedawno plemię, które przywitało ich gościnnie i opowiedziało historię o ich bogu, tłumacząc, dlaczego nie będą wierzyli w Illmatera. Kapłani Poranionego Boga poprosili o spotkanie z bożkiem. Podczas rozmowy z niezwykłym Azerem jeden z kleryków wywnioskował, że istota głęboko wierzy w to co mówi i nie jest świadoma, że moc, z której korzysta jest splugawiona dzięki czarciej interwencji.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości