Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 19, 2014 3:12 pm

Wojna domowa ogarnęła niemal cały kraj. Główne miasta są jeszcze względnie bezpieczne, lecz postanowieniem Lorda została w nich wprowadzona godzina milicyjna. Każdy, który się po zmierzchu kręcił po ulicach był aresztowany i skazany na pobyt w lochach. Zakazano noszenia broni, każda sztuka uzbrojenia była rekwirowana. Wprowadziło to mniejsze i czasami większe utarczki z grupami awanturników, poszukiwaczy przygód, którzy nawiedzili te okolice. Niemal wszyscy ważniejsi magnaci i kupcy schowali się za potężnymi murami metropolii. Jednakże nie wy. Dla was to był o wiele gorszy wróg niż zbuntowane chłopstwo na prowincji.

Tamzin


Od kilku dni w twojej niewielkiej warowni wszyscy byli lekko podenerwowani. Wieści z okolicznych wsi mówiły o ponoć sporej grupie czy nawet niewielkiej buntowniczej armii kierującej się właśnie tutaj. Załogi w warowni było 50 żołnierzy, ale bitnych i lojalnych. W połączeniu z solidnymi murami spokojnie mogliby się bronić w przypadku 10 krotnej przewagi wroga a jeśli ten nie miałby odpowiedniego sprzętu czy magów, to nawet i większy oddział byś powstrzymał.
- Panie, przyszli! - krzyknął żołnierz, który wpadł do twoich komnat
Wybiegłeś na mury. O takiego widoku to ty się nie spodziewałeś. Wszędzie gdzie spojrzałeś widziałeś wroga. Różnie wyekwipowanego, od obozowych ciurów po nawet zawodowych żołnierzy. To nie w setkach powinieneś go liczyć, ale w tysiącach. Twój zameczek został okrążony.
- Zacharel! Zacharel! Zacharel! - rozległ się fanatyczny krzyk z tysięcy gardeł wroga.


Samael


Siedziałeś sobie w swojej kryjówce na wytwornej, wygodnej sofie, nogi trzymając na pufie. W rękach trzymałeś książkę. Lecz nie byłeś nią prawie w ogóle zainteresowany. Ot rozmyślałeś nad kolejnym niecnym planem, który chcesz wprowadzić w życie. Lecz dalsze twoje rozmyślania przerwało twoje stado kruków, które wleciało do twojego pomieszczenia gniewnie kracząc. Odruchowo sięgnąłeś do ich umysłu, lecz tym razem ci się nie udało. Zdziwienie odmalowało się na twojej twarzy. A zostało pogłębione, kiedy to twoje kruki utworzyły swoisty ruchowy obraz twarzy.
- Ukorz się! - rozległ się głos tworzony przez dźwięki wydawane przez twoje kruki.
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 19, 2014 5:02 pm

Tamzin

Mag stał na murach zgięty w pół. Dosyć długie włosy zasłaniały jego twarz. Podparty na śnieżnobiałej lasce zaczął kalkulować szanse przeżycia swoje, jak i swoich ludzi. Proste zaklęcie mogło go przenieść setki kilometrów stąd, nie martwił się o siebie. Nie mógł natomiast pozwolić by jego ludzi spotkała krzywda. Celem istnienia potężnych istot była ochrona tych którzy w niego wierzyli. Wolną ręką poprawił bogato zdobiony płaszcz kryjący duży garb wyrastający z pleców czarodzieja. Przeszedł się wzdłuż murów, poświęcając chwilę na luźną rozmowę z swoimi poddanymi. Mówił spokojnie, ale nie zagrzewał ich do walki. Nie było potrzeby by oddawali swoje życie za stracony spłachetek ziemi. Po paru minutach poprosił dowódcę jego skromnego wojska o zebranie ludzi na dziedzińcu.

Gdy wszyscy się zebrali mag wszedł na skrzynię która miała służyć jako podium. Szepty momentalnie umilkły, żołnierze czekali na jego słowa.
- Dziękuję za szybkie przybycie. Czas niestety nam nie służy. - zaczął, z wysiłkiem podpierając się na lasce. - Dziękuję wam za wierną służbę. Niestety przewaga liczebna wroga nie pozwala nam na efektywną obronę tego kawałka ziemi. Poproszę o rozmowę z dowódcami powstania i zapewnienie wam bezpieczeństwa. Jeśli odmówią... Gwarantuje wtedy jedno. Nazwa ziemi wokół tej twierdzy zostanie zmieniona na Krwawe Pola. I bynajmniej nie będzie to nasza krew. Proszę przygotujcie się do ewentualnej walki.- skończył przemowę i ruszył do swojej pracowni. Potrzebował swojej księgi zaklęć.

Po paru minutach był na murach, gotowy do działania. Wyraźna aura ochronnej magii otaczała jego ciało, przybierając kształt półprzezroczystej zbroi płytowej. Z jednej z wielu ukrytych kieszeni wyciągnął kilka przedmiotów i szybko wymruczał dwie inkantacje. - Ciało w powietrze. - wymruczał gdy kończył pierwszą - Przestrzeń w wyobraźnię. - rzekł mocno kończąc drugą. Nad zamkiem pojawiła się gigantyczna powiewająca biała flaga, a nad nią zmieniające powoli kolory litery.

"Zacharel? Uniknijmy niepotrzebnego przelewu krwi. Proszę o rozmowę pod bramą warowni. Gwarantuję bezpieczeństwo posła."

Ostatnio zmieniony sob lip 19, 2014 5:39 pm przez Zaalaos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 19, 2014 8:51 pm

Tamzin


- Panie, myślę, że mowie w imieniu reszty chłopaków. Na pohybel kurwim synom! - zakrzyknął dowódca twojego skromnego wojska- Na mury! - wydał polecenie swoim żołnierzom
Na murach widziałeś całą tą ciżbę, ale przed tym tłumem stanął jeden, nędznie odziany krasnolud, który zagrzewał swoich licznych kompanów
- Bracia! Ten niegodziwiec musi zginąć! ...Śmierć Radcom! ...Za naszego Pana, on da nam ukojenie!
Widziałeś, że jego słowa trafiają do serc i umysłów twoich wrogów. Ale jak na razie nie było widać żadnej odezwy na twoją propozycję.

Ostatnio zmieniony sob lip 19, 2014 9:08 pm przez Klebern, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 19, 2014 9:20 pm

Tamzin

Mag potrząsnął lekko głową - Gotujcie się.- zwrócił się do dowódcy i zabrał się za kolejną szybką inkantację. - Myśl w słowa.- mruknął i w szeregach zebranej armii zaczęły pojawiać się inne, zgoła odmienne okrzyki.
- Słyszałem że on już nie jest Radcą!
- Tak! To prawda!
- A ja słyszałem że zawsze był dobry dla swoich podwładnych. Surowy, lecz prawy!
- To on jest wrogiem czerwonych czarnoksiężników!
- Na własne oczy widziałem jak jednego pokonał!
- Leczy potrzebujących!
- Daje pracę biednym!
- Prawda!
- Źle się stanie jeśli taki człowiek zginie! - i wiele innych okrzyków zaczęło wybuchać w różnych częściach zebranej armii, a wszystkie sławiły go jako człowieka prawego, stojącego w opozycji do skorumpowanej władzy. Flaga nad twierdzą przestała powiewać, a litery zmieniły się.
"Pozwólcie odejść załodze w spokoju, to dobrzy ludzie, pracujący na chleb dla rodziny."

Ostatnio zmieniony sob lip 19, 2014 9:39 pm przez Zaalaos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 19, 2014 10:58 pm

Samael

Macki mroku sięgały daleko. Sembia od dziesiątków lat powoli przesiąkała zepsuciem, które Samael rozsiewał wśród jej mieszkańców swymi mrocznymi obietnicami. Nawet wojna domowa nie mogła tego powstrzymać, władza przychodziła i odchodziła, ale on cały czas trwał i wciąż knuł.
Jednakże tym razem snucie planów musiało poczekać, Blight wtargnął bez uprzedzenia do jego komnaty, na dodatek blokował mu dostęp do swego umysłu. Mroczny mag był tym bardzo zdziwiony, wtedy rój przemówił
-Ukorz się! - rozległ się głos tworzony przez dźwięki wydawane przez kruki, zdziwienie szybko przerodziło się w furię. Wstał, a wokół jego sylwetki zaczęła unosić się mroczna energia.
-Jak śmiesz mi rozkazywać Blight?! To ja cię stworzyłem, ja jestem TWOIM PANEM! - wyrzucił przepełnionym gniewem głosem w Czarnej Mowie, dla podkreślenia uderzając kosturem w ziemię.
Choć adresował wypowiedź do roju, miał nadzieję że ten kto za tym stoi również odczuje skutek wzbudzania jego gniewu. Chowaniec, nawet tak plugawy jak ten, nigdy nie występuje przeciwko panu z własnej woli, to było oczywiste że bierze w tym udział ktoś trzeci... Jednakże nie ujawnił się z tym, że coś podejrzewa. Lata snucia intryg nauczyły go cierpliwości, jeśli jego zagranie się uda, ten kto pociągał za sznurki Blighta powinien niedługo sam się ujawnić.

 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 10:08 am

Tamzin


Próbowałeś do nich przemówić racjonalnie, ale szaleńcy nie rozumieją logiki. Cała ta masa wroga rzuciła się do murów, tratując siebie, kompletnie bez ładu. Widzieliście, że część z nich miała łuki, ale ich nie używała. Nie mili niczego co by pozwoliło im wspiąć na wysokie mury. Nie mieli lin, drabin ani nawet tyk i haków. Pierwsze szeregi wpadły do fosy. Dalsze, tratując je, przeszli po ich trupach. Wokół murów wrogowie w swoim szaleństwie stworzyli ciągle ruszający się stos ciał, by po nich wspiąć się na blanki.

Samael


Rój kruków, przestraszony, wzbił się w powietrze, a obraz twarzy znikł. Powietrze zaiskrzyło do magii, której celem byłeś ty. Lecz to było za słabe by cię pokonać. Kruki latały bez ładu i porządku wokół czarnoksiężnika, wpadając na siebie i przeszkody.

 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 10:22 am

Tamzin

Mag westchnął patrząc na popełniających samobójstwo ludzi. Wyglądało na to że czas jego skromnego zameczku dobiegał końca. Nie mógł jednak oddać go za darmo.
- Gotować się! - ryknął. Z kieszeni wyciągnął fiolkę jadu, rozsmarował go na wargach i rozpoczął kolejną inkantację. - Oddech w Śmierć - szepnął i posłał chmurę trujących oparów w miejsce gdzie ostatnio widział krasnoluda.

 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 12:09 pm

Samael

Rój sięgnął po moc magiczną którą dzierżył, jednakże jego zaklęcia nie zdołały skrzywdzić Samaela. Postanowił wykorzystać to zajście na swoją korzyść. Prawdziwy prowodyr zamieszania wciąż się nie ujawniał, więc trzeba było dalej ciągnąć grę która już się zaczęła. Uśmiechnął się pogardliwie i przemówił.
-Głupcze, to ja dałem ci moc. Nie zdołasz mnie skrzywdzić tym co ode mnie otrzymałeś! Poddaj się! - w jego głosie słychać było ogrom pewności siebie. Trzymał się planu który powziął i liczył że efekt nie zawiedzie jego oczekiwań. Nie lubił udawać głupiego, ale czasami wywierało to zwyczajnie lepsze efekty niż gra w otwarte karty.

 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 4:14 pm

Tamzin


Wrogowie spinali się po ciałach na szczyt murów. Łamali sobie kończyny, obrywali strzałami, ale żaden ból nie był w stanie ich powstrzymać. Niektórzy krwawili z uszu, nosa, oczu, ust, toczyli pianę, wpadali w agonalne drgawki. Twoi żołnierze kąpali się we krwi wrogów. To byłą istna rzeź. Jedyne zagrożenie było na samych murach. Przerwy pomiędzy żołnierzami były za duże. Za duża długość do obrony, za mało wojska.




Samael


- Twoje sztuczki nie robią na mnie wrażenia. - ptaki znów zbiły się w obraz twarzy po czym rozpierzchły się po całym pomieszczeniu przeraźliwie kracząc - One są moje, co byś zrobił, by je odzyskać?



Aldred


Właśnie przygotowałeś sobie pyszną przedwieczorną przekąskę. Ciastka z różowym kremem z płatkami róż otoczonymi cukrem. Z kieliszkiem doskonałego białego wina wszedłeś na pierwszy poziom swojej małej norki. Już przymierzałeś się do konsumpcji, kiedy twój wzrok przykuła biała koperta. Sprawdziłeś dokładnie, żadna pułapka. Otworzyłeś. W środku była karta a na niej zakreślony czerwonym atramentem twoje nazwisko. I klucz. Ale nie jakiś tam zwykły klucz. Ten klucz doskonale znałeś, prowadził do twoich najtajniejszych zakamarków norki. Nigdy się z nim nie rozstawałeś.
Ostatnio zmieniony ndz lip 20, 2014 4:16 pm przez Klebern, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 4:52 pm

Tamzin

~Szaleństwo! Muszą być pod wpływem jakiegoś zaklęcia. Ale kto jest wystarczająco potężny by kontrolować takie rzesze? Zacharel? Kto to jest?~ rozmyślał mag celnymi uderzeniami swojej laski powalając jednego wroga po drugim. Opozycji było za wiele, nadeszła pora się wycofać. Silnie odbił się od ziemi i uniósł w powietrze, skąd miał lepszy widok na pole walki. - Szept w umysł- mruknął i wskazał palcem wszystkich wyższych rangą żołnierzy w polu widzenia. - Porzucamy mury, wycofać się do drugiego punktu obrony. Przekazać informację podwładnym.- po czym spłynął na ziemię i zaczął wycofywać się wraz z swymi ludźmi. Kilkoma szybkimi ruchami przyzwał gigantyczną sieć, która miała zablokować drogę napastnikom. Następnie przykucnął i silnym uderzeniem w ziemię przywołał magiczny krąg otoczony runami. Delikatne błękitne światło emanowało z zapisków w nieznanym języku.

Ostatnio zmieniony ndz lip 20, 2014 5:03 pm przez Zaalaos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 5:33 pm

Samael

Mag uśmiechnął się paskudnie.
-Więc w końcu postanowiłeś się ujawnić... - powiedział spokojnie, choć w głębi jego głosu słychać było warkot - Blight nie należał, nie należy i nigdy nie będzie należeć do ciebie, kimkolwiek lub czymkolwiek byś nie był. Gdy twoje zaklęcie minie kruki będą wolne, a uwierz że wybaczanie nie jest ich mocną stroną. Ty wgryzłeś się w ich umysł, one wgryzą się w twoje kostniejące ciało... - paskudny uśmiech nie schodził z twarzy maga. Blight bardzo polubił żerowanie na na tych którzy padali śmiertelnymi ofiarami działań jego pana i Samael niedługo miał zamiar dostarczyć mu kolejną przekąskę.
-Także zamiast pytać mnie, co ja bym zrobił żeby je odzyskać... zapytaj siebie - co ty możesz zrobić dla mnie bym powstrzymał się przed zemstą gdy utracisz kontrolę nad mym sługą? - nadszedł czas na ofensywę.
~Koń na H3, szach. Jak myślisz, zdoła wybrnąć? - zwrócił się myślą do jeszcze jednej obecnej tu istoty.
~Porównujesz to do naszej ostatniej partii? Wpadł w pułapkę, teraz musi tylko zdecydować czy wyjdzie z twarzą czy stchórzy. - warczący tercet odpowiedział z wyraźnym rozbawieniem.
~Zaiste Naberiusie, zaiste. Zobaczmy jaki ruch wykona. - zakończył krótką wymianę zdań ze swoim "przyjacielem".

 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 6:21 pm

Tamzin


Zamknęliście się w wieżach. Teraz wróg nie miał już żadnej fizycznej możliwości sforsować metalowych drzwi. W takich wieżach mieliście sporo żywności i wody by przetrwać nawet tygodnie. Strzał też już nie brakowało. Mogliście spokojnie wyżynać wrogów, bo przez wąskie okiennice nijak nikt nie mógł się prześlizgnąć. Przeszli przez magiczny krąg, ale szaleństwa nie utracili. Zatem nie był to efekt magiczny.




Samael


Ledwo skończyłeś przemawiać do tego obrazu twarzy, kiedy nie rozumiałeś, dlaczego byłeś taki opryskliwy. Przecież on jest najwspanialszą istotą na tym świecie i na wieloświecie. Zrobiłbyś wszystko o co tylko by poprosił. Kruki utworzyły obraz pewnej korony a później drzewa. Znasz to: Te drzewo to najsłynniejsze drzewo życia w Domu Ognistowłosych, twierdzy kleru Sune. Zaś tą koronę nosi ich arcykapłanka.
- Przynieś mi to, proszę. A teraz masz z powrotem swoje kruki. Idź i nie zawiedź mnie. - kurki na nowo stały się częścią twojej mocy, tak jakby nic przed chwilką się nie stało.
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

ndz lip 20, 2014 7:04 pm

Tamzin

Mag usiadł na ziemi i zaczął przerzucać karty w swojej księdze zaklęć. Musiał odnowić swą magiczną potęgę i zacząć szukać odpowiedzi na dręczącego go pytania.



Po paru godzinach oderwał zmęczone oczy od kart zapisanych znajomym pismem. Pstryknął palcami i na ziemi pojawił się niewielki czerwony okrąg. Znalazł dowódce straży i poprosił o rozmowę. - Wyruszam w podróż do świątyni Oghmy, poproszę tamtejszy kler o konsultację. Proszę, unikajcie przebywania w tym okręgu, będzie to punkt powrotny mojego teleportu. Wrócę w przeciągu doby. W razie ponownego szturmu możecie wykorzystywać wszystkie zasoby wieży.

 
Kertul
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: pn lip 18, 2011 8:24 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pn lip 21, 2014 4:25 pm

Aldred

Blady strach przeszył plecy niziołka zimnym dreszczem. - Nawet moja samotnia, mój ostatni bastion!-
Zerwał się szybko i kilkoma zgrabnymi ruchami dłoni i linijką prozy sprawił że jego sylwetka rozpłynęła się. Swojemu wiernemu droździemu przyjacielowi, który nawiasem mówiąc zniknął razem z nim, wyszeptał szybko do ucha: - Leć do naszych przyjaciół i przekaż im że jestem w niebezpieczeństwie. - Gdyby nie moc inkantacji można by spojrzeć w kierunku tunelu i zobaczyć miły dla oka lot miniaturowego ptaszka. Nie było jednak na to czasu. Niespotykanie poważny teraz Aldred skupił się po raz kolejny nad zaklęciem. W pokoju rozbrzmiały słowa i po minucie ciszy w powietrze wzbiło się kilka filigranowych kul. - Lećcie! Przeszukajcie moją kryjówkę od dołu do góry i informujcie o każdym intruzie! - Niziołek sam skradając się, również zaczął działać. Miał przy sobie swoją kość z czarami i ubranie, a to zbyt mało by sobie poradzić. Potrzebował plecaka, prowiantu, kilku magicznych zwojów i swoich dwóch notatników. -Jeszcze kasa...- Westchnął do siebie mimowolnie. Osobiście odwykł od noszenia pieniędzy, jako członek rady posługiwał się glejtami lub umowami. List zastał go w jadalni więc prowiant spakował, rozglądając się za plecakiem. Plecakiem, który był ostatnią pamiątką po jego św pamięci mamusi. Następnie miał zamiar skierować się na niższy poziom po notatniki i 3 zwoje z zaklęciami. Wszystkie te przedmioty leżały w biurku w czytelni. No i oczywiście zaoszczędzone pieniądze na czarną chwile. Były upchnięte w pierwszym pomieszczeniu w drugim regale od wejścia w dziale wiedzy tajemnej, za żartobliwie umieszczoną tam księgą pana Arviliusa Gebede ,, O magi słów kilka.'' , którą osobiście niziołek uważał za papier do rzyci.
Po zebraniu potrzebnych rzeczy, o ile nic nie poszło by nie po jego myśli, niziołek zamierzał wydostać się z kryjówki i schronić się w jakimś ustronnym miejscu...

 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pn lip 21, 2014 5:24 pm

Samael

Korona arcykapłanki Sune z Domu Ognistowłosych... Dostał ambitne zadanie, więc jego cele osobiste musiały poczekać.
-Blight do mnie. - zwrócił się do roju i jeden z kruków podleciał siadając mu na ramieniu. Mag wyjął z kieszeni swój najnowszy nabytek, mały amulet który zapiął na ciele ptaka.
-Mały prezent dla Ciebie. Przyda się teraz, musimy ruszać w drogę.
Kruk spojrzał na niego, pokiwał głową ze zrozumieniem.
-To wszystko jest dziwne... Ale ruszajmy. - zakrakał.
-Zaraz, trzeba zadbać żebyśmy mieli do czego wracać. - powiedział spokojnie i odprawił rój za okno. Nie wiedzieć czemu tak urocze stworzenia jak kruki budziły strach w prostych ludziach, po czym wezwał służącego i wydał mu stosowne instrukcje, na temat postępowania w czasie jego nieobecności. Takie nagłe wyjazdy nie były dla Samaela niczym niezwykłym więc, sługa nie zadawał pytań, skłonił się i wyszedł. Teraz mógł ruszać w drogę.
Mag zakręcił kosturem rozwiewając się w lekką eteryczną mgiełkę, która poszybowała w stronę okna i po chwili rozproszyła się w stronę kruków. Stado ruszyło, a gdy opuściło tereny posiadłości chmara zbiła się, zawirowała i zamieniła w hipogryfa, który ze znacznie większą niż ptak prędkością pomknął w stronę sanktuarium, gdzie znajdował się jego cel. Po drodze zaś, Samael opracowywał plan. Arcykapłanka to nieco wyższa trudność postępowania niż jego codzienne knowania, ale na każdego znajdzie się metoda. Każdy ma słabości, które można wykorzystać, trzeba je tylko odsłonić, pociągnąć właściwą strunę...

Ostatnio zmieniony pn lip 21, 2014 5:25 pm przez Altaris, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pn lip 21, 2014 8:50 pm

Samael


Po drodze do Domu Ognistowłosych nie spotkało cię nic nadzwyczajnego. Z wysokości, Sembia wyglądała na sielankową krainę, miodem i mlekiem płynącą. Widziałeś winnice, gospodarstwa, miasta pełne życia. Twierdza nie była daleko, a zbawienny wpływ kleryków Sune sprawiał, że był to jeden z ostatnich regionów wolnych od rebelii. Na horyzoncie zamajaczyłą twierdza. Pierwszy problem to był z wejściem. Twierdza byłą chroniona magicznie i można było wejść tylko przez jedną bramę. Problem był taki, że nie był dobry nie mógł przekroczyć.


Tamzin


Przemiesiłeś się magicznie na plac świątyni Ogmy. Choć znajdowałeś się w bastionie żmij, stolicy Sembii, to tutaj mogłeś się czuć bezpiecznie. Nikt nie był na tyle głupi by atakować kogokolwiek w przybytku Pana Wiedzy. Wyszedł do ciebie jeden ze starszych kleryków
- Witaj bracie. Dumam, że w ten niespokojny czas nie przybyłeś szukać odpowiedzi na pytania egzystencjalne.


Aldred


Tam gdzie szukałeś pieniędzy ujrzałeś też list. List opatrzony magiczną pieczęcią Srebrnych Kruków.

"Witaj bracie

Wybacz nam te teatralne zagrywki, lecz obawialiśmy się, że żadne racjonalne wyjaśnienia nie zmusiły by twoich niziołczych kości, przywykłych do wygody tej norki. A nadszedł czas niespokojny. W granicach Sembii pojawił się nowy wróg, którego macki sięgają zarówno Cormyru jak i Thay. Zasłyszeliśmy, że jego słudzy, choć poprawniej rzec trzeba niewolnicy, poszukiwali leża Nexusa. Zasłyszeliśmy również, że ów był widziany w Lesie Cormanthoru na wschód od Harrowdale. Bracie, musisz ich ubiec, dowiedzieć się czego oni chcą i nie dopuścić do spotkania."

 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pn lip 21, 2014 9:08 pm

Tamzin

- Ach, jak bardzo bym chciał poświęcić temu czas przyjacielu. - odrzekł mag, poprawiając płaszcz po podróży - Dzisiaj szukam odpowiedzi na inne pytania. Kim jest Zacharel, figura stojąca za rebelią? I czy jego wyznawcy służą mu z wolnej woli, a może są pod wpływem jakiegoś potężnego zaklęcia lub narkotyku? Moje mieszkanie zostało przez nich otoczone i chciałbym uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi. I tak posłałem zbyt wielu na sąd Kelemvora. - powiedział ze smutkiem w głosie. - Liczę na pomoc Pana Wiedzy, oczywiście odwdzięczę się gdy tylko nastanie taka potrzeba.
 
Kertul
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: pn lip 18, 2011 8:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pn lip 21, 2014 10:51 pm

Aldred

Niziołek poczuł zapomniane już emocje. Zadumanie i to straszne złe uczucie, którego nie znosił, tak zwana świadomość niewiedzy! Ktoś lub coś ma wiedzę na temat jego kryjówki! Wiedzę tajną przez poufną! Wiedzę, która nigdy prze nigdy nie miała wyjść na jaw! Do tego ktoś wie lepiej niż on co w trawie piszczy! - Kurwa! - Zaklął siarczyście niziołek, kompletnie zapominając o podjętych krokach bezpieczeństwa. Pełen nerwów wykrzesał ze swych drobnych dłoni kolejne zaklęcie i zaraz po nim kolejne! - Marionetko do roboty! Potrzeba mi tu zwojów z biurka, zaoszczędzonych pieniędzy, listy moich informatorów z Harrowdale i kilkunastu czystych zwojów oraz kałamarza i pióra! -
- Nikt nie będzie ze mną pogrywał! -
Gdy wszystkie wymienione przedmioty zostały przyniesione przez niewidzialną personę, a emocje buchające jasnym płomieniem w niziołczym serduszku zgasły, mężczyzna zasiadł do biurka i zaczął pisać. Pierwsze trzy listy były do jego przyjaciół z Klubu Entuzjastów Wiedzy, którego to niziołek był skromnym przewodniczącym. Dwa z nich były prośbami o przygotowanie, w pierwszym odpowiedniego miejsca do badań i w drugim o wynajęcie, na swój koszt rzecz jasna, jednego bądź dwóch ochroniarzy w Harrowdale. W trzecim były instrukcje i szczegółowy opis sytuacji oraz list od ,,przyjaciela'', który niziołek znalazł przed chwilą. Na końcu ostatniego listu były instrukcje. Niziołek musiał dowiedzieć się jak najwięcej o osobach, które w tak bezczelny sposób ukazały mu jego niewiedzę. Kolejnym był list anonimowy wysłany do przywódcy rebelii, który urzędował najbliżej ziem należących do skorumpowanych członków rady kupieckiej. Tajemniczy darczyńca oferował wsparcie rebelii magicznymi przedmiotami. W zamian za pomszczenie jego biednej córki, która była ofiarą bezdusznego Olnin Ach'or. Darczyńca chcę go żywego i proponuje spotkanie w ustalonym miejscu. Kolejny jest do ostatniego i najbardziej zaufanego przyjaciela z Klubu. Prosi go o dokładne informacje co do Olnin Ach'or, w liście zdradza również chęć pojmania go. Zastrzega przy tym również iż nie ma zamiaru go skrzywdzić. Chce wiedzieć czy planuje jakieś podróże, cokolwiek co dało by szanse złapania go. Kolejny list jest do Ognistorękich. Niziołek wyraża w nim chęć przeniesienia interesów do Harrowdale i wyjaśnia iż ostatnie chaosy w Sembi spowodowały u niego duże straty. Piszę iż jest za star już na takie gierki i chciałby w spokoju zająć się swoim fachem. Wyraża chęć współpracy i pełen szacunek dla wpływów Ognistorękich na tych ziemiach. -cholera ...- Westchnął, nawet gniew nie był w stanie napędzać nadwyraz znużonego ciągłym pisaniem nadgarstka. Chwila oddechu odsunął krzesło od biurka i pohuśtał się na nim. -Łyk wybornego wina ... ... ... Kilka głębszych wdechów ..... Już dobrze staruszku ... - Mówił sam do siebie. Przywykł do częstych samotnych dni, więc nie było to dla niego nic dziwnego. Mimo chwili oddechu wciąż na uwadze miał to co się właśnie stało. Kolejny list był dla resztek służby, która mu została. Nakazywał w nim zdobycie informacji o tym czego teraz brakuje w Harrowdale. -Pieniądz na pewno się przyda!- Powtarzał. - Co jeszcze maleńki, co jeszcze? - Nerwowo wertował kartki krótkiej historyjki, która dopiero co miała miejsce. Szybko dopisał w liście do służby. ,, PS: Sprzedajcie wszystko co zostało w domu ... Mam życzenie się przeprowadzić! Gdy skończycie dajcie mi znać jak zwykle, a ja gdy skończę poinstruuję was co dalej.''. Odłożył pióro i odetchnął. Poczuł jak powoli udaje mu się zapanować nad sytuacją.- A jeszcze jedno! - Łapiąc się za głowę sięgnął po kilka ostatnich pustych zwojów i zaczął na nich kreślić. - Pierwszy raz robię to w tę stronę heheh- Zaśmiał się sam do siebie niziołek. Całe życie studiował fałszerstwo by odróżnić dokumenty prawdziwe i doszło w końc u do tego iż sam coś będę podrabiał.- Niziołek nakreślił prosty list od władzy, nakazujący rozwiesić listy gończe ze swoją podobizną. Mówiące o tym jak to strasznie jest ta osoba niemiła radzie kupieckiej i o tym jak bardzo zależy radzie na schwytaniu go. Jednak podkreślił iż nie będzie za to żadnej nagrody, po za możliwością przystąpienia do rady kupieckiej jako jeden z jej podkomendnych! - No aktualne nastroje wysłanie tego do nieco oddalonych posterunków, powinno przysporzyć więcej dobrego niż złego.- Teraz najważniejsze! -Informacje o Nexusie związane z Harrowdale!- Przekazał listy niewidzialnemu pomocnikowi, który zdaję się cierpliwie czekał w czasie tego całego procesu twórczego i grzecznie zaniósł listy do służby. W tedy Niziołek oddał się w niby trans, jednak wciąż zachował jasność umysłu na bodźce zewnętrzne, powtarzając w kółko: -Nexus Harrowdale....Nexus.... HArrowdale-

 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pn lip 21, 2014 11:40 pm

Samael

Podróż na szczęście nie trwała długo i obeszła się bez niespodzianek. Teraz pozostało dostać się do świątyni, dziecinna igraszka. Widocznie kapłanki nie przewidziały możliwości ominięcia bariery ochronnej, a Samael doskonale znał sposób by to zrobić. Wylądował w zacisznym miejscu po czym oddzielił się od swego chowańca.
-No to teraz trzeba poszukać jakiegoś petenta zmierzającego do Sanktuarium i przy jego pomocy dostać się tam... - mruknął do roju po czym znów przeniósł się na plan eteryczny. Niewidoczny zbliżył się do terenów chronionych i zaczekał w ukryciu na osobę zmierzającą do wnętrza kręgu, po czym wniknął w jej ciało, by osłoniło go przed magią odpychającą nieproszonych gości.
~Trywialne, zdobędę tę koronę i zdążę skorumpować pół tego zakonu jeszcze przed kolacją. - zachichotał w myślach, czuł się jak młodzik zakradający się do damskiej łaźni by podpatrzeć kobiety w kąpieli, prosta rzecz a cieszy.
Gdy bariera nie mogła go już wyrzucić opuścił ciało swojego niczego nieświadomego tragarza i zmaterializował w ukryciu.
Nadszedł czas by zapolować na akolitów...

 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

wt lip 22, 2014 4:58 pm

Tamzin


- O tych problemach najlepiej jak porozmawiasz z naszym Oświeconym. - po czym zaprowadził cię do najstarszego kapłana w świątyni. To był stary krasnolud, który w swoim życiu przeczytał więcej ksiąg niż nie jeden goryl ma włosów na ciele.
- O Witaj Tamzinie. Dawno się nie widzieliśmy. Herbatki? - po czym skinął na kapłana, który cię przyprowadził, a ten się oddalił
- To jest narkotyk, a właściwie mieszanka narkotyków i ziół, silnie oddziaływająca na psychikę oraz blokująca większość reakcji na bodźce zewnętrzne. Jednak nich cię fakt o ziołach nie zmyli. Ta mieszanka jest całkowicie otrzymana w sposób magiczny. Szukaliśmy miejsca, gdzie jest to wytwarzane. Przy takiej ilości nie sposób, by była to prywatna rezydencja pojedynczej istoty...
Właśnie kapłan, który wyszedł wcześniej przyniósł herbatę. Nalał ją do kryształowych miniaturowych kufelków i usiadł wygodnie. I to on dokończył myśl zaczętą przez Oświeconego
- Jaśnie Oświecony Hektor wraz z innymi Oświeconymi rozpoczęli poszukiwania owego miejsca. Lecz nie było go na całym wybrzeżu Morza Spadających Gwiazd. Nasze poszukiwania objęły tereny Zentharimów, Wysp Piratów, a nawet Thay. I nic nie znaleźliśmy. Wtedy uznaliśmy, że albo wytwarzają go gdzieś daleko na jakiś pustkowiach albo na zupełnie innym planie egzystencjalnym.Ale jeśli ktoś potrafi zorganizować taką masową akcję z innego planu, to oznacza, że jest naprawdę potężny.
Wtedy się wtrącił Oświecony
- I wtedy mnie coś tknęło. Widisz młody człowieku. Sama potęga nie wystarcza. Dowolny Lord Otchłani posiada ogromną potęgę, na tyle dużą, że bez problemu byłby w stanie zaprowadzić swoje porządki na naszym świecie. Ale nigdy żadnemu się to nie udało, a wielu próbowało, o wielu. Wynika to z naszej psychiki i mentalności. A Zacharel wykazuje niesamowitą znajomością naszej mentalności. Najlepszą nauką jest nauka na swoich błędach. Założyłem, że tu był i że wcześniej próbował. I się nie myliłem. Odnalazłem pewien trop.. Tylko, że tu pojawia się tyciutki problem...

Samael


Opętanie kleryka Sune nie było problemem. Ale problem z wejściem do świątyni wcale nie znikł. Bo po podejściu do tego wejścia zauważyłem, że brama to tak naprawdę krąg chroniący przed złem. Wejście w niego oznaczałoby magiczne przerwanie opętania a to już nie byłoby miłe, gdyby klerycy i paladyni Sune dowiedzieli się, że ktoś w ten sposób próbował wedrzeć do ich Twierdzy.

Aldred

Ostatnio zmieniony wt lip 22, 2014 4:59 pm przez Klebern, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

wt lip 22, 2014 5:20 pm

Tamzin

Mag skinieniem głowy podziękował za herbatę. Była wyśmienita. W pełnym skupieniu słuchał słów Oświeconego. Magiczna mieszanka ziół produkowana na tak dużą skalę i w dodatku transportowana z innego planu. Uważał siebie za istotę silną, ba w pewnych polach jego ekspertyzy wręcz potężną, ale organizacja takiego przedsięwzięcia? Absurd.
- ... Tylko, że tu pojawia się tyciutki problem... -
- I problem pewnie nie jest powiązany z głębokością mojej sakiewki. - odparł Tamzin - Jak mogę pomóc?
Ostatnio zmieniony wt lip 22, 2014 5:31 pm przez Zaalaos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

wt lip 22, 2014 6:03 pm

Samael

Gdy Samael był praktycznie przy samej barierze olśniło go. Jeśli nie zrobi czegoś by oszukać magię ochronną to wypadnie z ciała swojej ofiary w momencie przekraczania bramy. Szybko skupił swoją wolę tak by ukryć ciało astralne jak najgłębiej w ciele transportującego go kapłana, by wyeliminować wszelakie oznaki swojej obecności, miał nadzieję że wystarczająco dobrze, by bariera go nie odrzuciła.
~W ostatniej chwili... Widać perspektywa łatwego łupu nieco przytępia czujność. - skarcił się w myślach.
~Można rzec że wykrakałeś, he he he... - gardłowy warkot trzech paszcz Naberiusa przeszedł w śmiech.
~Dowcip Ci się wyostrzył jak widzę, odszczekujesz się pierwsza klasa. - odpowiedział złośliwie mag i zaczął analizować całą sytuację, żeby nie przegapić żadnego istotnego szczegółu tym razem.

 
Kertul
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: pn lip 18, 2011 8:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

śr lip 23, 2014 12:32 pm

Aldred



Gdy skończył medytację i uzyskał (bądź nie) oczekiwane efekty. Niziołek, już spokojniejszy, przeszukał kryjówkę od dna 3 poziomu po samo sklepienie. Szukał magicznych przedmiotów i wszystkiego co było by zdatne do sprzedania. Następnie przewertował swoje zbiory ksiąg i wybrał najcenniejsze egzemplarze. Ogółem musiał zorganizować pieniądz by móc wogólę rozmawiać z Ognistorękimi. W między czasie starym nawykiem otworzył butelkę wina, drugą tego dnia.
Ostatnio zmieniony śr lip 23, 2014 12:34 pm przez Kertul, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

śr lip 23, 2014 7:25 pm

Tamzin


- Tu nie chodzi o pomoc - kontynuował Oświecony - Większość ksiąg jest spisanych przez ludzi. Jednakże ta chęć spisywania swojej historii nie jest aż tak stara jak by się wydawało. Zapiski traktujące o Zacharelu pochodzą z ostatnich lat istnienia Imperium Netherilu. I są bardzo ogólnikowe. Pełniejszą wiedzę mają elfy, które są spadkobiercami tamtego Imperium. Elfy z Enklawy Cieni. Tylko jak się oni wyrazili, z radością będą patrzeć jak będziemy zdychać, tak jak patrzyliśmy się na upadek ich Imperium. Bardziej dosadnej odmowy pomocy raczej nie uświadczysz.


Samael





Aldred


Przyszła odpowiedź od Ognistorękich. Była kurtuazyjna i wyważona. Serdecznie zapraszają zaś co się tyczy możliwości współpracy, to chętnie porozmawiają niezwłocznie po twoim przybyciu. Cóż trzeba będzie ostrożnie dobierać słowa i wiedzieć kiedy można odmówić, jeśli masz negocjować jako gość w ich domu. Z dalszych spraw organizacyjnych, to niedoszła odpowiedź od twoich współpracowników, że miejsce i osobista ochrona już czekają na twoje przybycie.

Tego smoka interesują tylko potężne artefakty. Ich się nie kupuje, je się znajduje. Trzeba się dowiedzieć tylko, czy ktoś nie zadawał dziwnych pytań, a to by wiedzieli najlepiej Srebrne Kruki.
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

śr lip 23, 2014 10:56 pm

Tamzin

- Zobaczymy, może uda mi się coś na to zaradzić. Mogę prosić o opis ich Enklawy? Najlepiej spisany na papierze. Spróbuję ich odwiedzić i porozmawiać jak mag z magiem. W najgorszym wypadku wrócę z niczym, a w najlepszym uzyskamy sporo cennej wiedzy. Tymczasem, nie znacie może sposobu na zniesienie działania, albo chociaż osłabienie tego magicznego narkotyku? - spytał Tamzin. Gdy uzyskał odpowiedzi pożegnał się z Oświeconym, oraz starszym kapłanem i przygotował się do kolejnego skoku przez wymiary.

 
Kertul
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: pn lip 18, 2011 8:24 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

czw lip 24, 2014 5:54 am

Aldred



- Uffff... - Odetchnął z ulgą mały człowieczek, który puścił w ruch ogromną machinę. Musiał się jeszcze zastanowić. Czy aby na pewno warto ujawniać swoją tożsamość ? Może lepiej kilka sprawnych zaklęć i miły staruszek stanął by u ich drzwi? Tylko czy tam nikt nie zna się na iluzji? ... ... ... ... - No nic ! Jak mawiał tatuś, jak nie wiesz co robić, to idź na żywioł! - Mały mężczyzna wstał i zaczął się pakować. Ubrał na siebie ciuchy odkrywcy jakie odziedziczył po tatuśku.
Do plecaka natomiast leciał prowiant na pięć dni, kajdany, szkło powiększające, mapa Sembii i okolic oraz okolic Harrowdale i narzędzia złodziejskie(mistrzowskie). Wśród znalezionych przedmiotów magicznych, niziołek szukał czegoś co ułatwiło by mu transport pieniędzy i oszczędziło spotkań z ewentualnymi fanami złota. Przejrzał również swoje zapiski w poszukiwaniu jakiejś taniej stoczni w pobliżu Harrowdale i aktualnego stanu rynku kupiecko rzemieślniczego w tym że mieście.
 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pt lip 25, 2014 11:50 am

Samael

Udało się, był w środku. Teraz zaczynała się trudniejsza część. Żeby zdobyć koronę musiał dostać się do samego centrum kompleksu, a wątpił by opętany akolita mógł dotrzeć tak daleko. Miał do wyboru dwa wyjścia, oba cholernie ryzykowne...
Mógł pozostać w ciele kapłana i liczyć na szczęście, nie lubił tego... Zawsze polegał na swoich umiejętnościach, liczenie na farta to nie była jego metoda działania. Pozostawała druga opcja, opuścić swojego nosiciela i spróbować przejść do wnętrza sanktuarium o własnych siłach. O ile tu również pewne znaczenie miało szczęście, to zdecydowanie więcej zależało od niego samego. Przejście testów Sune na pewno nie będzie proste, ale przynajmniej miał pewność że na nie trafi, a koleje opętania były od tej pory zbyt losowe. Dylemat rozwiązywał się sam.
~Pani Utraty, strzeż mnie... - chciał się pomodlić, ale po chwili dotarł do niego paradoks tej sytuacji. Miał nadzieję że jego mroczny gust nie zostanie źle odebrany, w końcu jak mówią dogmaty Sune, piękna należy szukać wszędzie.
~Graj muzyko! - zawarczał Naberius
Przechodząc całkowicie w eter opuścił młodego kapłana, który pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy co sprowadził ze sobą do tego przybytku. Całkowicie niedostrzegalny okrążył niewielki obszar na dziedzińcu by się upewnić że nikt nie patrzy. Gdy miał pewność że nie zostanie dostrzeżony zmaterializował się.
Nie miał sobie nic do zarzucenia, jego ciało było pełne młodzieńczego wigoru, a po aparycji nie było widać bardzo zaawansowanego wieku. Czarne długie włosy nosił splecione w warkocz, miał szlachetne rysy twarzy, ciemne oczy i króciutką bródkę. Nawet poszarzała skóra nie mąciła obrazu niezwykle przystojnego męża w sile wieku. Czarna szata z wysokim kołnierzem zasłaniała noszoną na szyi obrożę, zaś metalowy kostur pokryty runami mocy budził trwożny szacunek, jak na laskę maga przystało.
Samael miał silny charakter i było to widać w jego ruchach kiedy pewnym krokiem zmierzał w stronę Zewnętrznego Sanktuarium. Miał nadzieję że wpływ Sune nie zrobi mu większego zamieszania w głowie niż już miał...

 
Awatar użytkownika
Klebern
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4195
Rejestracja: czw gru 01, 2005 5:53 am

Re: [D&D 3.5 FR] Płoną zorze

pt lip 25, 2014 8:37 pm

Samael


Pierwszy test: piękno wewnętrzne czy zewnętrzne?
Ujrzałeś dwie figury. Jedna przedstawiała piękną kobietę, lecz była w okropnym stanie. Popękana, z licznymi ubytkami. Druga przedstawiała niezwykle realistycznie oddanego trolla, idealnie zadbanego. Jego okropny wygląd wręcz kipiał z tej statuy. Przed nimi stała tabliczka z napisem: "Jak uważasz, który bym wybrała?"



Aldred





Tamzin





Maximus Maxwell Warp


Coś opętało twojego thralla. To nie było zwykłe opętanie, to było szaleństwo. Musiałeś go zabić, choć ta decyzja nie przyszła ci z łatwością. Ale to jeszcze nie powód do rozpaczy. Mogłeś to odwrócić. Tylko należało się spieszyć, zanim on trafi do Studni Dusz na Sąd. Stamtąd nikt nie wraca. Trzeba było tylko odprawić pewien skomplikowany rytuał, którego forma majaczyła ci w głowie....

Ostatnio zmieniony pt lip 25, 2014 8:37 pm przez Klebern, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Zaalaos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 878
Rejestracja: sob sty 19, 2008 1:07 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 26, 2014 3:17 pm

Tamzin

Mag podziękował kapłanom Oghmy. Jak zawsze rozmowy z nimi były wyjątkowo owocne. Szybko rozpoczął inkantację która miała go przenieść do jego zamku. Jeśli miał zamiar wyciągnąć coś z Enklawy Cieni musiał się przygotować. A przygotowania magów z reguły wymagały godzin siedzenia z nosem wbitym w księgi zaklęć.

Gdy tylko zmaterializował się w wieży postanowił zlustrować sytuację. Jak zawsze poprosił dowódcę swej małej armii o rozmowę. Szybko wytłumaczył metodę działania narkotyku i dał mu pod opiekę większość mikstur, zostawiając sobie trzy sztuki. Nigdy nie wiedział kiedy mogą mu się przydać. Wstrzymał się również od zabijania oblegających, być może później wpadnie na metoda wybicia ich z opętańczego transu. Tamzin usiadł na stołku i rozłożył księgę zaklęć. Musiał przygotować bardzo specyficzny zestaw zaklęć.

 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[D&D 3.5 FR] Płoną zorze

sob lip 26, 2014 4:22 pm

Lord Maximus Maxwell Warp


Lord Warp przechadzał się po swym gabinecie. Był niezwykle wysoką postacią, nieco może za szczupłą. W zadumie gładził się swymi długimi palcami po swojej dumnej, nieco kwadratowej szczęce. Wysokie kości policzkowe dodatkowo nadawały jego twarzy szlachetne rysy. Jego mroczna lecz anielska uroda pasowała by znakomicie na popiersie w jakiejś świątyni.
Jednak to jego oczy były tym, co przyciągało wzrok rozmówcy. Głęboko granatowe, pozbawione białek. Wyglądały jak niebo nocą. Hipnotyczne, przenikliwe. W odmętach jego spojrzenia szalała burza, wir wciągający duszę w odmęty żądzy i szaleństwa. Długie smoliście czarne włosy spoczywały na jego ramionach.
W lewej ręce Lord Warp trzymał ciężki wolumin. Mimo iż księga musiała ważyć sporo, trzymał ją bez wyraźnego wysiłku, niemalże niedbale. Był to spis rachunków. Księga handlowa jego upadłego imperium. Maximus nadal śledził, jak to się stało, że jego dom został pozbawiony niemalże wszystkiego. Przejrzał już nakazy konkwisty, niczym nie uzasadnione cofnięcia koncesji. Nałożone podatki od... czegokolwiek. Jaren nie kwapił się na zbyteczną subtelność. Mniej lub bardziej otwarcie użył swego stanowiska, by pozbawić ród Warp wszystkiego. Cóż. Nigdy nie był z tego durnia zbytnio wyrafinowany gracz na finansowej arenie. Ale za to nadrabiał to swym politycznym talentem.
Gdyby był tylko silniejszy i zarządzał Sembią jak należy. Lord Warp mógłby go nawet poprzeć. Lub gdyby był słabszy... może dało by się sterować Jaren 'em. Lecz cóż... jedyna aktualna pozostała opcja nakazywała eliminację tego osobnika. Lecz wszystko w swym czasie.
Maximus szczerze nienawidził Jaren 'a. Nie dość, że doprowadził drogą jego sercu Sembię do ruiny to jeszcze miał czelność zaatakować go bezpośrednio. Pozbawić dom Warp należnej mu pozycji i władzy.

Maximus podszedł do wielkiego mahoniowego biurka i odłożył księgę do innych jej podobnych. Na obitym skórą blacie leżały w równiutkich rzędach i stosach księgi rachunkowe, papiery wartościowe, notarialnie potwierdzone akty własności, umowy handlowe i wiele innych obecnie mało wartych papierów.
Mężczyzna smutno spojrzał na to wszystko. Jego wzrok powędrował po papierach, a jego umysł już pracował nad tym, jak to wszystko odzyskać.
Lord Warp obrócił się wreszcie od biurka, jego długa czarna szata opływała jego sylwetkę niczym cień. Mężczyzna ruszył przez swój gabinet w stronę balkonu. Jego sylwetka, wydawała się nieustannie pozostawać w mroku, a światło z rzadka rozstawionych świec czmychało przed nim jakby w popłochu.

Lord Warp zmrużał porażone słońcem oczy. Mimo iż w jego gabinecie zawsze panował mrok, tu na zewnątrz panował słoneczny dzień. Ze swej wysokiej wierzy, stojąc na balkonie Lord Warp rozejrzał się dookoła.
Pałacyk umiejscowiony był na górzystym terenie, także górował nad malowniczo okalającymi go lasami i polami. W pewnej oddali dostrzegał, majaczące na horyzoncie smugi dymu z pobliskich wiosek.
Sam pałacyk był zbudowany z białego granitu. Jego strzeliste smukłe wieżyczki z powiewającymi na wietrze sztandarami Sembi i rodu Warp, pokryte były błękitną dachówką.
Dookoła rozciągał się wspaniały ogród. A nawet jezioro. Błyszcząca tafla kryształowo czystej górskiej wody. Maximus uśmiechnął się dostrzegając swoją wnuczkę, 15 letnią Kalipso, bawiącej się w wraz z jej damami do towarzystwa w jeziorze.
Po Serii zamachów na jego rodzinę, Lordowi pozostała tylko ona. Jedyna, i ostatnia szansa na przetrwanie rodu Warp. Maximus w myślach przejrzał listę potencjalnych kandydatów na męża dla Kalipso i skrzywił się z niesmakiem. Obecnie, w tak podupadłym stanie, nie znajdzie dla niej odpowiedniego męża.
Maximus powlókł swym spojrzeniem po okalającym posesję murze. Nie był zbytnio wysoki, a przechadzający się po jego parapecie gwardziści zbyt nieliczni dla odpowiedniej obrony. Nieco dziwnym mogło, by się wydawać, że kilkadziesiąt metrów przed murem, posesję okalał stalowy płot. Strefa pomiędzy płotem a murem stanowiła jednak strefę śmierci. Liczne zakotwiczone tam zaklęcia powinny zatrzymać każde konwencjonalne natarcie.
Lord Warp nie obawiał się jednak konwencjonalnych natarć. Wiedział, że Jaren ma do swej dyspozycji znakomitych skrytobójców. Zabezpieczenia domu Warp były znakomite. Jednak... niczym więcej jak niedogodnością dla mistrzów sztuki cichej śmierci. Mimo to, powinno to starczyć, by dać Lordowi kilka chwil, by odpowiednio zareagować.
Do czego to doszło? On Lord Warp musiał się chować tu niczym szczur. Drżąc przed psami Jaren 'a! Niech będzie przeklęta ta spasła świnia. Maximus drżał z wściekłości. Po swym powrocie do Sembi zastał swe imperium handlowe w ruinie, podobnie jak swą ojczyznę. A swe dzieci martwe. Za pewne z rąk zabójców Jaren 'a. Choć nie udało mu się tego potwierdzić.
Maximus znów spojrzał w stronę calypso. Wesoły śmiech dziewcząt nieco złagodził jego złość. Teraz jedynie ona mu pozostała.

W tym momencie poprzez telepatyczne łącze wezwał go jeden z jego sług. - Panie, coś. coś złego dzieje się z Tyberiuszem..
- Jestem w drodze. - odparł Lord Warp. Czasem żałował, że zabezpieczył posesje przed teleportacją. Tu musiał częściej korzystać z własnych nóg.
Tyberiusza znalazł w jadalni. Mężczyzna stał ciężko dysząc nad zwłokami trzech dziewek służebnych. Dziewki były potwornie okaleczone. Jakby jakiś szaleniec wyładował całą swą złość na nich. Kontynuując nawet gdy ich dusze dawno opuściły zmaltretowane ciało.
Lord Warp rozejrzał się dookoła. wszędzie walały się połamane meble, strzępy rozerwanych zasłon z drogocennego materiału. Nawet Wiszące obrazy na ścianach miały rozdrapane twarze.
Tyberiusz stał, dysząc. Zmieszana z krwią ślina ściekała mu po brodzie. Nie zauważył swego pana. Maximus prześlizgnął się przez cienie i stał teraz za nim. Z dezaprobatą przyglądał się poczynionemu przez jego sługę dziełu.
Zagłębił swe mentalne macki w umysł Tyberiusza. pragnął sprawdzić co się wydarzyło. Jednak nim zakończył, Tyberiusz obrócił się, i z opętańczym wyciem i błyskiem szaleństwa w oku wystrzelił w stronę swego pana tysiące ostrych jak brzytwy kryształów. Ale jego już tam nie było. W umyśle Maximus pojawiła się wizja, ukazująca mu nadchodzące zdarzenia z wyprzedzeniem. Cienista postać uchyliła się przed atakiem, a chmura odłamków trafiła w ścianę, rozrywając drogocenną boazerię i wyrywając kawałki muru ze ściany.
Maximus warknął. Był wściekły. Bardziej na Jaren i to co spotkało jego rodzinę z rąk tej oślizgłej pijawki niż na Tyberiusza. Lecz Jaren 'a tu nie było. W jego zastępstwie cały gniew skupił się na Tyberiusze. Wysoka chuda cienista postać znalazła się nagle za Tyberiuszem. Czarna szata falowała nadal. Nieludzko długie ramiona sięgnęły w stronę mężczyzny.
Niebieski błysk i elektryczne iskry rozpełzły, gdy pazury przebiły się przez ochronne bariery, by natychmiast zanurzyć się w miękkim mięsie. Buchnęła krew. Lord Warp zacisnął swój stalowy uścisk na kręgosłupie Tyberiusza i szarpnął z całej siły. Trzasnęły kości. Z odgłosem rozpruwanego płótna białe kręgi wychodziły z ciała, ciągnąc SA sobą drgające nerwy i kawałki ociekającego krwią mięsa.
Druga ręka sięgnęła do ramienia Tyberiusza, by podtrzymać jego spazmatycznie drgające ciało. Pazury zgrzytnęły o kość. maximus szarpnął ponownie. Odrzucił od siebie ciało, samemu został z znaczną częścią kręgosłupa Tyberiusza w ręce. Znów warknął. Nadal był wściekły. Metaliczny zapach krwi jedynie pobudzał jego rządzę mordu.
Wreszcie jednak Lord Warp opanował swą złość i upuścił fragment kręgosłupa. Ten upadł z cichym chrzęstem na dębową posadzkę.
Lord Warp podszedł do Tyberiusza. Jego sługa wpatrywał się w swego pana gasnącymi oczyma. Próbował coś powiedzieć. Mimo iż z jego gardła dobiegło jedynie krwawe gulgotanie, Maximus dostrzegł jakby żal. Czyżby Tyberiusz żałował, że zaatakował swego mistrza?
Lord Warp stał przez chwilę nad zwłokami. Zastanawiał się. Tyberiusz był zawsze wierny. Mógł go wymienić na kogoś innego, lecz... w tych niepewnych czasach wolał by... Maximus podjął decyzję.
Wychodząc, wydał swym sługom odpowiednie polecenia. Oni zajmą się przyziemnymi sprawami, on sam, zajmie się trudniejszą częścią.

Maximus wrócił do swojej wierzy. Lecz nie zatrzymał się w swym gabinecie. Przysiadł na dachu, niczym złowrogi, czarny ptak, na samym szczycie iglicy. Rozejrzał się po okolicy. Jego wola pozwoliła jego wzrokowi sięgnąć dużo dalej, ponad horyzont. Szukał. Szukał odpowiedniej zwierzyny. Odpowiedniego podarunku.
Jego twarz rozjaśnił demoniczny uśmiech. Znalazł ją.

Z pałacyku można było teleportować się jedynie w jednym zabezpieczonym miejscu, zatem Lord Warp, ponownie przeklinając powolność tego rodzaju poruszania się, opuścił ostatnią posesję domu Warp.

***

Nigdy nie zapomni chwili, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Później nie raz żałował swej decyzji. Mógł ją zatrzymać dla siebie... Ale wtedy przyświecał mu inny cel.
Rzecz miała miejsce w czasie balu u jakiegoś nowo Bogackiego kupca z Waterdeep. Jak na takich przyjęciach było wiele do picia i prawie tyle samo do jedzenia. Lord Warp stał popijając wykwintne wino z kryształowego kielicha i rozmawiał właśnie z córką pana domu. Gdy jego uwagę przyciągnął nagły ruch. połyskujące suknie i kolorowe stroje rozstąpiły się jak Morze w jakiejś baśni, a do środka wkroczyła pewnym, tanecznym krokiem Lorie. Jej kształtne biodra kołysały się kusząco, jakby mówiła - weź mnie. Zupełnie tak, jak Lord Warp przewidział w swojej wizji.

Maximus, mimo długiego życia, nie był jeszcze zblazowany pięknymi kobietami. Lecz miał dość tych trzepoczących rzęsami, szepczących, eleganckich młodych panien, które kręciły się wokół towarzyskiej śmietanki nie mając na sobie majtek i gorąco pragnąc każdego mężczyzny, który mógł poszczycić się tytułem szlacheckim bądź willą na wybrzeżu.
Lorie jednak nie należała do takich dziewcząt, tego Maximus był pewien, to ukazała mu wizja, a postawa jej ciała oraz chłodne spojrzenie potwierdzało.
Rozmowy na sali na chwilę przycichły. Rozmówczyni Maximus 'a próbowała na powrót skupić uwagę swego rozmówcy na sobie, jednak Maximus już stracił wszelkie zainteresowanie nią. Przeprosił szarmancko, zrobił kilka obietnic, których nie zamierzał dotrzymać i oddalił się od zawiedzionej dziewczyny.

Lorie była wysoka, wyższa niż wszystkie kobiety w tym pomieszczeniu, a także niż część mężczyzn. Maximus pomyślał, że może mieć około pięciu stóp i jedenastu cali wzrostu. Ten wzrost bynajmniej jej nie krępował. Wkroczyła na środek pomieszczenia, pod lśniący kandelabr, wyprostowana i z arogancko uniesioną brodą.
Część mężczyzn gapiła się na nowo przybyłą, jakby doznali jakiegoś religijnego objawienia. Lord Warp nie mógł im odmówić pewnej racji.

Grzywa zaczesanych do tyłu włosów koloru nocy opadała Lorie na nagie ramiona. Jej twarz była niezwykle piękna. Prosty nos, szerokie i zmysłowe usta oraz nieco skośne zielone oczy. Nosiła szmaragdowy naszyjnik, iskrzący się w świetle lamp. Była ubrana w głęboko wciętą suknię wieczorową z cielistego jedwabiu, tak dopasowaną i ciasno opiętą wokół biustu, że gdy raz się na nią spojrzało, trzeba to było uczynić powtórnie, gdyż wyglądała, jakby była topless. Miała duży biust i niewątpliwie nie nosiła stanika. Jej sutki unosiły jedwab w lekko ocienione wzgórki, a gdy się poruszała, rozchybotane piersi uciszały rozmowy i prowokowały nawet najbardziej wiernych mężów w Waterdeep do patrzenia na nie przez ramiona żon.
Gdy tak stała, wyglądając dumnie i wspaniale, a zarazem niewinnie, maximus podszedł do niej i wyciągnął dłoń. - Witam cię Lorie, czcigodna kapłanko Selune. Czekałem na ciebie. - Dziewczyna wzdrygnęła się zdumiona.

***

Po balu Maximus zaproponował Lorie, że zabierze ją do swojego domu. Dziewczyna zgodziła się. Ufnie spoglądając w jego ciemne oczy. Nie świadoma, że dom Lorda Warp leży w Sembi, daleko od Waterdeep.
Teleportacja wystraszyła dziewczynę, a tym bardziej to, co ujrzała na miejscu. Mrok otaczał nowo przybyłą parę. Chłód natychmiast przeszył skąpo ubraną dziewczynę.
Lord Warp trzymając Lorie czule za rękę sprowadził ją z platformy, na którą już wsuwały się chroniące przed teleportacją bloki.
Lorie przylgnęła instynktownie do swego towarzyszy, szukając w jego ramionach otuchy.
- Gdzie jesteśmy.... - jej głos zabrzmiał bardziej bojaźliwie niż tego chciała. Natychmiast jednak powtórzyła słowa, tym razem stanowczo.
- W mym domu, moja droga. Wedle obietnicy. - oznajmił spokojnie Maximus. - Chodź, muszę ci coś pokazać. - oznajmił ciągnąć dziewczynę za sobą, nie dając jej czasu na dalszą dyskusję.
Oczy Lorie przyzwyczajały się powoli do mroku. Lecz nadal nie mogła dostrzec szczegółów. Miała jednak bardzo złe przeczucia. - pozwól, że zrobię tu nieco światła. - rzekła stanowczo, gdy się zatrzymali, pragnąc zaklęciem rozproszyć mrok.
- oczywiście, wybacz mi proszę. Zapomniałem o twych ograniczeniach. - rzekł Maximus miękko, uspokajająco. Na chwilę uśpił czujność dziewczyny. Światło rozbłysło i rozproszyło mrok.
Krzyk przerażenia wyrwał się z gardła Lorie. światło ukazało to, co mrok skrywał. Lorie i Maximus znajdowali się w jakiejś podziemnej komnacie. Ściany, posadzka i sufit były niczym czarne wypolerowane lustra. jednak zamiast odbijać światło, pochłaniały je. Jedynie niewyraźne odbicia pokazywały się na gładkiej zimnej powierzchni.
W jedną ze ścian wpuszczone zostały kajdany. A w nich umieszczono całą rodzinę Lorie. Była tam Kasandra, słodka może dwunastu letnia blondynka, Kori, około szesnastoletnia dziewczyna o kroczu czarnych włosach i brązowych, rozwartych w przerażeniu oczach. Była tu Nadia, osiemnastoletnia i prawie tak piękna jak Lorie. Łzy spływały po jej białych policzkach. Był też Tomi, czternastoletni brat Lorie. Krew spływała po jego nadgarstkach , tam gdzie kajdany otarły go do żywego mięsa. Obok stał, zupełnie wolny i nie Skuty ojciec Lorie, Karl. Miał spuszczone w rezygnacji ramiona. Garbił się jakby pod niesamowitym ciężarem. Jego twarz była trupio blada, a usta zaciśnięte w cienką linię. Spuścił głowę, nie mogąc spojrzeć swojej córce w oczy.
Lorie w przerażeniu przyglądała się temu. - Coś ty uczynił! - zawołała wściekle w stronę Maximus 'a.
Lord Warp zaniósł się diabolicznym śmiechem. Lorie była szybka. Musiał jej to przyznać. Wyciągnęła ręce i rozpoczęła inkantacje. Ale Lord Warp był szybszy. Uderzył ją. Dziewczyna odleciała do tyłu i upadła na ziemi. Gdy uniosła głowę, w jej oczach szalała nienawiść. Z rozbitej wargi spływała szkarłatną stróżką krew.
- Zaatakuj mnie jeszcze raz, a oni zginą. - zagroził Maximus swym hipnotyzującym miękkim głosem.
- Czego chcesz - wysyczała przez zaciśnięte zęby Lorie.
- Ja niczego. Ale sądzę, że to ty chcesz coś od mnie. Ale może twój ojciec wyjaśni ci sytuację. - Lord Warp spojrzał na stojącego mężczyznę.
- Proszę nie... - odparł ten drżącym głosem i zakrył swą twarz dłońmi. Kuląc się jeszcze bardziej.
- W takim razie... na mnie spada ten obowiązek. - rzekł z udawaną rezygnacją Maximus.
Opowiedział on, jak to ojciec Lorie przegrał wszystko w karty. Jak to raz za razem zaciągał u niego pożyczkę by móc się odegrać. Wreszcie, na sam koniec postawił własną duszę. I... przegrał znów. Lord Warp pominął jak to dał biedakowi z początku wygrać, jak to kusił go ogromnymi stawkami, jak otumanił jego umysł lekkim winem i rozproszył uwagę za pomocą wynajętej kurtyzany. To wszystko.. przemilczał.
Gdy zażądał spłaty, ojciec Lorie próbował się wykręcić. Błagał, wił się. Szczególnie gdy mroczny przybysz pokazał mu jak to rozszarpie jego ciało, oderwie mięso od kości a duszę sprzeda poniższemu diabłu z piekieł na wieczną mękę. Ale... oczywiście nie musiało do tego dojść. Lord Warp zaoferował wyjście. Karl mógł ocalić swe życie i swą duszę.
Mógł oddać zamian za siebie swoje dzieci. Lecz ojcowi Lorie zostało wystarczająco ikry by się sprzeciwić. Nawet gdy Lord Warp dodawał paragrafy, wydłużające czas życia dzieci lub zmniejszające ich męki. Wreszcie Lord Warp odstąpił.
- Zaimponowałeś mi człowieku. Mało kto ma tyle samo zaparcia. Zaoferuję ci coś innego, polubiłem cię. A co tam, niech stracę. - Lord Warp złożył nową propozycję.
Wystarczyło, że ojciec Lorie złoży jakąś drobną, symboliczną ofiarę Shar. Lord Warp był nawet tak łaskaw, iż wskazał mu najbliższą. Podał jedynie dwa warunki. Ofiara musiała być złożona nim nadejdzie świt, i mężczyzna musiał ukoić się i udać się tam czołgając się na swym brzuchu. Jeśli tego nie uczyni, będzie musiał zgodzić się na uprzednią ofertę i oddać dusze i ciała swych dzieci w zamian za swoją.
Umowa wydawała się zbawieniem. Ojciec Lorie przystaną na tą umowę.
Dotarcie do skrytej w piwnicy kapliczki nie było problemem. Było poniżające i Karl obtarł sobie dłonie, i kolana, lecz nie było to jakoś szczególnie trudne. Mężczyzna ześlizgnął się po wytartych schodach i ujrzał mały ołtarz na końcu około trzydzieści metrowego korytarza. Lord Warp stał obok, okryty cieniem i z bladym uśmieszkiem na ustach.
Karl jęknął w przerażeniu. Podłoga usiana była licznymi ostrzami i hakami. A na jej środku ktoś rozłożył szeroki na trzy metry pas z żarzących się węgli.
- Choć do mnie człowieku. Ocal się i swoje dzieci. - zawołał szyderczo Lord Warp.

***

Maximus spojrzał na Karla. Był już uleczony. I doszedł nawet dalej niż Maximus by się spodziewał. Lecz w końcu, płacząc i szlochając, ciągnąc własne wnętrzności za sobą... skapitulował. Poddał się. Oddał wszystko.

Lorie spoglądała na ojca z mieszaniną szoku i odrazy. Jak mógł...
- I co teraz zrobisz? Zabijesz nas? - wysyczała wściekła Lorie.
- Nie tak od razu. I... nie ciebie... widzisz, jest pewien problem. Twojej duszy twój ociec nie mógł mi oddać. Gdyż nie należała ona do niego. Oddałaś ją wcześniej komuś. - wyjaśnił Lord Warp.
- Selune. - odgadła Lorie.
- Dokładnie. Jednak to na twojej duszy mi zależy. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Oddasz się mi, dobrowolnie złożysz się w ofierze. A ja nie oddam twego rodzeństwa do piekła. Będą żyli. - Maximus wiedział, że nie odmówi. Oczywiście, będzie stawiać pytania, warunki, lecz w ostateczności była już jego.

***

Lorie stała nago obok ofiarnego kamienia. Jedynie fakt, iż jej siostry i brat nie zostaną oddane w męki, dodawało jej siły.
W komnacie stało wiele osób, wyznawcy Lorda Warp. Była tu też rodzina Lorie. Stali, już swobodnie w pierwszej linij. Ojciec Lorie trzymał się na uboczu. złamany cień człowieka. Bezradny i bezsilny.
- Czy będzie boleć? - zapytała szeptem stojącego obok niej Lorda Warp. - Odrobinę. - przyznał.
Dziewczyna spuściła głowę, zamknęła oczy. Jakby w ostatniej modlitwie. Potem spojrzała na siostry i brata, by dodać im otuchy. Chłopak próbował się wyrwać, ale silne ręce kogoś z tylnego szeregu unieruchomiły go w miejscu.
Lorie położyła się na zimnym kamieniu. Jej duże piersi unosiły się w rytm jej ciężkiego oddechu.
Stojące w każdym rogu postacie pochwyciły ją za nadgarstki i kostki, unieruchamiając ją w miejscu. Lorie przełknęła ciężko.
Lord Warp podszedł do jej prawej dłoni. Wyciągną spod swoich szat czarną ostro zakończoną śrubę. Pokazał ją przerażonej dziewczynie. A potem wkręcił zimny metal w jej rękę tuż powyżej nadgarstka. Lorie krzyknęła z bólu. Krew spływała rynienką tworząc zawiłe znaki na czarnym kamieniu.
Lord Maxwell podszedł do lewej ręki i wkręcił drugą śrubę. Metal przewiercał się powoli przez mięso i ścięgna, rwąc żyły i rozpierając kości. Lorie wygięła się w łuk, krzycząc z bólu.
Jej oczy zaszły łzami. ciężko dysząc, przyglądała się w przerażeniu, jak Lord Warp powoli zmierza ku jej stopą. Znów pokazał jej przerażająco dużą śrubę. Poczuła jej zimno, gdy jej ostrze dotknęło jej nogi. Potem mogła tylko wyć z bólu, gdy śruba wkręcała się przez jej kość i mięso.
Musiała stracić przytomność. Gdy się przebudziła, już wszystkie cztery śruby były na miejscu. Krew powoli wyciekała z jej ciała. Było jej niesamowicie zimno. Słyszała zaśpiew. słyszała płacz jej sióstr. Spojrzała w ich stronę. Byli tam. Uśmiechnęła się do nich. Chciała dać im znać, że nie mają się lękać...

Lorie słabła, lecz jej agonia trwała długo. Śruby tamowały krwotok, życie wypływało z niej jedynie wąskimi strugami.
- Dokonało się. - rzekła ochrypłym od krzyku głosem. - Odeślij ich, nie muszą już dłużej tu być... - poprosiła.
- Odesłać ich? dokąd? - Lord Warp uniósł brew.
- Do domu...
- Ależ są w domu. W ich nowym domu. - wyjaśnił Lord Warp spokojnie.
- Nie... Nie! obiecałeś... mieliśmy umowę... - zimny dreszcz przeszył kręgosłup dziewczyny aż do samego szpiku.
- Tak. I ja moją część umowy dotrzymam. Obiecałem ci, że nie oddam ich do piekła i że ich nie zabiję. I tak też będzie. Ale nadal należą do mnie moja słodka. A teraz ciii , śpij....

***

Krew z ołtarza spływała w dół, wlewając się powoli w otwartą ranę w plecach Tyberiusza. Powoli, jego ciało wchłaniało krew dziewczyny. Rana powoli się zasklepiała. Serce uderzyło raz. Nieśmiało i słabo. A potem jeszcze raz, tym razem silniej.
życie za życie.
Lord Warp zastanawiał się jedynie, czy było warto. Oczywiście świetnie się bawił.
miał też znów trzy dziewki służebne, lecz czy nie lepiej było, by zatrzymać Lorie? Była taka wyjątkowa. Cóż. Za późno.
Tyberiusz wstał powoli, ociekając krwią dziewczyny, która oddała swoje życie by on mógł powrócić.
Lord Maxwell skinął na niego głową. A potem wdarł się w jego umysł, by sprawdzić co porabiał przed tym nieszczęsnym incydentem.

***

Po kolacji, Lord Warp wrócił do swojego gabinetu. Innym razem przyuczy dziewczęta do ich obowiązków. Z pewnością, i to okaże się ekscytującym doświadczeniem.
Lecz obecnie, czekały go ważniejsze sprawy.
Jeśli miał umieść swój dom z ruiny, potrzebował sojuszników. Potrzebował informacji.
Usiadł zatem i wysłał mentalną wiadomość do pozostałych radców, którzy jak on byli na krawędzi zagłady.
Odezwał się do każdego z osobna. Po kolei.

- Samael 'u. Witaj. Tu Lord Maximus Maxwell Warp. Nadeszły ciężkie czasy. Zwracam się do ciebie z propozycją połączenia sił w tym starciu..

***

- Szlachetny i oświecony Tamzin 'ie. Nasza ukochana Sembia krwawi. Ja Lord Maximus Maxwell Warp, wyciągam do ciebie dłoń. Przywróćmy naszej ojczyźnie jej dawną chwałę. Sprawmy by lud był bezpieczny i żył w dostatku.

***

- Czcigodny Aldred 'cie. Sembia upada, jej bankructwo to jedynie kwestia czasu. Ja, Lord Maximus Maxwell Warp, wzywam cię. Czy pomożesz mi przywrócić i odbudować Sembię?

***

Po rozmowie z kolegami radcami udał się znów w drogę. Tym razem do Thay.
Nadal miał tam sporo kontaktów. Pragnął się dowiedzieć od nich co wiedzą o magu Ulmor Drihnoth.

Następnie planował odwiedzić Dalbar Essgar. Nie otwarcie. Ale i jemu pragnął zaoferować sojusz. Dalbar Essgar, ze swoim pseudo immunitetem, Mógł okazać się cennym nabytkiem.




Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości