Miałam raz dziewięcioosobową drużynę... stronnictwo chaosu podkładało świnie stronnictwu praworządności i nawzajem, nie można było się dogadać co w ogóle robić dalej, bo każda postać chciała inaczej, a walki trwały 2 rundy. Fabularna i mechaniczna porażka
(chociaż z drugiej strony te sesje były pr0 i dobrze je wspominam)
Teraz mam drużynę zupełnie innego rodzaju:
Mag człowiek - względnie dobry, aczkolwiek skupia się na własnych potrzebach
elfia kapłanka - typowa, dobra i łagodna
człowiek łotrzyk (z niepotrzebnymi dwoma poziomami woja) - moja postać, mały zachłanny sukinkot, jednakże wciąż pozytywny i fair w stosunku do ludzi, których polubi
Ogólnie na sesjach traktujemy mechanikę po macoszemu, natomiast drama z taką drużyną wychodzi ekstra. I walka z resztą też, jak się okazuje, ostatnio udało nam się wybić załogę dwóch statków bez specjalnego naciągania
Acha, pewnie teraz naraże się na Święty Gniew, ale nie lubię kiedy w drużynie pojawiają się dziwne rasy albo rasy z pół- w nazwie (z wyjątkiem półelfów naturalnie). Czemu?
Ponieważ trzebaby dostać najpierw magisterkę na temat danej rasy. Realistyczne odgrywanie czegoś takiego jest taaak nieziemsko trudne, że musi być naprawdę dobry gracz, żeby dać sobie z tym radę...