Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5] Prequel do sesji Na Ruinach 2

wt sty 22, 2013 9:11 am

W tym wątku zamieszczamy wydarzenia, dialogi itp. dotyczące relacji między postaciami z sesji PPPP "Na Ruinach 2" mające miejsce przed rozpoczęciem głównego wątku. Sesja Na Ruinach 2 rusza około 12-13 lutego. Do tego czasu życzę miłej zabawy niecierpliwym współgraczom :)
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: [DnD 3.5] Prequel do sesji Na Ruinach 2

wt sty 22, 2013 9:55 am

Występujące postaci: Elaine i Garanor

Garanor wyszedł własnie ze swego namiotu wysuszyć mokre od deszczu rzeczy przy ognisku. Zauważył wtedy, że do Elaine, młodej dziewczyny przygarniętej, gdy Zgraja przemierzała zgliszcza Arabel, zaczyna się przylepiać jakiś osiłek z oddziału. Choć wojna już się zakończyła, czas po wojnie zdawał być się jeszcze gorszy. Młody chłopak widział już chyba wszystkie możliwe okropności. Ale coś go tknęło i nie miał zamiaru tym razem przejść obojętnie. Zaczął od niewinnego blefu.
- Gordian sugerował, że tę tutaj mieliśmy zostawić dla niego, nie pamiętasz?
- Taką szczapę do Gordiana? Chyba żartujesz! Ona się nie nadaje dla niego, ale dla mnie już tak... - fuknął obwieś, przyduszając czule Elaine. Dziewczyna wyrywała się bezskutecznie.

Garanor westchnął tylko. Nie miał ochoty wdawać się w dalsze dyskusje. Zainkantował tylko pod nosem zaklęcie i po chwili dziewczyna zamieniła się miejscem z jednym z drużynowych wojów. Wywołując, delikatnie mówiąc, konsternację wszystkich zaangażowanych stron. Garanor tylko pogroził niedoszłemu oprawcy palcem, z uśmiechem od ucha do ucha na swojej młodej twarzy. Szkoda że nic nie będzie pamiętał kolejnego ranka, jak przejdzie mu pijacki wid.

Elaine uśmiechnęła się lekko do wybawcy oraz walnęła mężczyznę w krocze. - Mimo wściekłości dziewczyny napastnik nie odczuł tego zbyt boleśnie, a ona sama umknęła szybko jak najdalej od miejsca zdarzenia.

***

Po kilku godzinach stanęła za młodym czarodziejem i rzuciła w kierunku jego pleców krótkie "Dzięki".

Mężczyzna odwrócił się i zlustrował dziewczynę od góry do dołu nie zdradzając jakichkolwiek emocji swoim wyrazem twarzy. Odpowiedział tylko krótko i rzeczowo. - To nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie.
Elaine uniosła oczy pełne pasji. - A co innego zaproponujesz, geniuszu? Zamtuz może? - warknęła.
Garanor przymknął tylko oczy a przez jego twarz przebiegł ledwo widoczny uśmiech. Jakby powstrzymał się właśnie przed kąśliwym, dowcipnym komentarzem. Zamiast tego odpowiedział, nie tracąc spokojnego tonu. - Po pierwsze, musisz się nauczyć trzymać czasem język za zębami. Im mniej będziesz zwracać na siebie uwagę, tym lepiej dla ciebie. Po drugie... Mężczyzna zamilkł, zastanawiając się nad czymś krótką chwilę. - Nauczyli ciebie czegokolwiek? Gotowania, innych prac...?
Elaine pomyślała smętnie o dawnym życiu. - Trzymam gębę na kłódkę - zaczęła z pretensją. - I nie, nie nauczyli. Kto pomyślałby że gobliny z orkami zrobią nam tu koniec świata? - rzuciła z goryczą.
Garanor westchnął tylko cicho z nutą rezygnacji. - Dobrze... a jest cokolwiek wartościowego, czego sama się nauczyłaś?
- Geografia, historia, takie tam totalne bzdury. Kompletnie nieprzydatne w życiu. Nie mam zadatków na garkotłuka, przykro mi bardzo, paniczu - odparła patrząc ze złością w dal.
Chłopak chwycił Elaine bezceremonialnie​ za ramię, aby wreszcie patrzyła mu w oczy. Jego chwyt był jednak dość delikatny. - Posłuchaj mnie więc uważnie. Dawne życie już nie wróci, zapomnij o nim. Na początek, ubierz się jakoś... przyzwoiciej. Jeśli wyglądasz jak szmata, inni będą ciebie traktować jak szmatę. W wozie ze zrabowanymi rzeczami znajdą się jakieś skórznie i płaszcze podróżne, wybierzesz coś w mniejszym rozmiarze. Powinnaś wyglądać jak inni, żeby mniej rzucać się w oczy. Co to znaczy, że znasz się na geografii? Orientujesz się w terenie? Rozpoznajesz tropy? Można by ciebie dać do zwiadu...
- Puść mnie - syknęła. - A nie pomyślałeś, że ubieram się tak, bo gdybym wskoczyła w jakieś lepsze ciuchy, to chętnych do rozdziewiczenia mnie przybyłoby natychmiast? Nie, nie pomyślałeś... - rzuciła. - Na tropach się nie znam, całe życie spędziłam w mieście lub kopalni z ojcem.
- Tak, pomyślałem o tym. A teraz wyobraź sobie, że jeśli nie stworzysz choćby pozoru, że jesteś przydatna tutaj do czegokolwiek, to skończysz wyłącznie jako materiał do rozdziewiczania.​ Założył ręce na ramiona i wzruszył delikatnie ramionami. Ton jego głosu tak samo spokojny jak na początku konwersacji. - Jestem tutaj trochę dłużej od ciebie. Ale nie musisz mnie słuchać. Jeśli wolisz, możesz przywyknąć do spoconych osiłków sapiących, gdy w ciebie wchodzą. Odwrócił się, jakby zakończył właśnie tę bezowocną wymianę zdań i zbierał się do odejścia.

Wzruszyła ramionami - - I chciej tu żyć człowieku zgodnie ze swoimi przekonaniami...​ - westchnęła do siebie. - Zawsze mogę spróbować Cię uwieść, kochasiu! - zawołała za magiem i roześmiała się perlistym, pięknym śmiechem.
Garanor odwrócił się uśmiechając się z przekąsem. - Doprawdy? Dopiero co mówiłaś, że nic nie potrafisz i znasz tylko historię i pracę w kopalni. Jakże byś chciała to zrobić... w Twoim obecnym stanie?
Uśmiechnęła się szelmowsko. - Nie bój się, coś bym wymyśliła. Ale ciesz się, młodzieńcze, Twemu dziewictwu nic nie grozi, bowiem Elaine ma zasadę, żeby nie wykorzystywać swojego ciała w takim celu. Me ciało to ma świątynia.
Garanor parsknął zastanawiając się, jak to możliwe, że młoda przetrwała tak długo z taką butą. - Dobrze wiedzieć. Mam szczerą nadzieję, że ten argument przekona każdego kolejnego nachalnego amanta.
- Oj, nie obrażaj się... Przecież żartowałam! - spuściła zasmucona wzrok. - Jesteście moją jedyną rodziną, nikogo innego nie mam. A Ty jesteś dla mnie niczym starszy brat, którym bogowie w dawnym życiu nie zechcieli mnie obdarzyć, więc jak możesz się gniewać na małą, niesforną siostrzyczkę...
- Niech ci będzie, moja mała niesforna siostrzyczko. Garanor wszedł w rolę. Nie ulegało wątpliwości, że rozmowa z dziewczyną mimo jej opryskliwości była miła odmianą po jakże przewidywalnym obcowaniu z prymitywnymi osiłkami, którzy przeważali w obozie. - A więc może raczysz powiedzieć coś więcej, czym bogowie raczyli Cię obdarzyć w Twym poprzednim życiu?
Elaine uśmiechnęła się promiennie, ale na ostatnie zdanie nieco przygasła. - Problem polega na tym, że na razie niczym - odparła normalnym, zrezygnowanym głosem. Już nie grała. - W mojej rodzinie było sporo różnych magów, albo utalentowanych artystów, tworzących wspaniałe dzieła. A ja, ja jeszcze nie odkryłam moich talentów. Najgorszy jest taki zimny strach, że ich nie posiadam wcale. A nie ma już świata, w którym moja uroda wystarczyłaby żebym wiodła spokojne, szczęśliwe życie...
- Na tym właśnie polega wojna. Uśmiechnął się do dziewczyny przyjaźnie, po raz pierwszy chyba bez cienia ironii. - Ja z kolei nigdy nie przypuszczałem, że będę wykorzystywał te sztuczki magiczne, których kiedyś się nauczyłem, w walce... albo ratując dzierlatki z niechcianych obściskiwań.​ Próbował zażartować, ale nie było mu do śmiechu. Widać było, że spoważniał. - Życie jeszcze Ciebie zaskoczy... zawsze to robi.
- Z pewnością... Zadziwiający z Ciebie człowiek, Garanorze...​ - przyjrzała mu się z zastanowieniem.
- Co masz na myśli? Autentycznie się zdziwił, ale nie dał tego po sobie wyraźnie poznać. Zauważył już, że Młoda lubiła i potrafiła grać i nie wiedział, co knuje tym razem.
Uśmiechnęła się mile. - Spokojnie! Zastanawiam się tylko nad Tobą, skąd pochodzisz, ale boję się spytać wprost, bo wiem, że nie lubisz rozmawiać o przeszłości... - ostatnie zdanie można było odebrać jako pytanie właśnie. Ale widać było że Elaine zostawia Garanorowi furtkę.
Garanor rozluźnił się. Dziwne, zawsze reagował inaczej na takie zbędne pytania. Może to przez delikatne rysy jej twarzy, przez błysk zrozumienia w oku. Zaczął jednak ostrożnie jak zawsze. - Po co chcesz to wiedzieć?
- A czy muszę mieć powód poza tym, że chcę Cię poznać?...
- Nie wiem po co chciałabyś mnie poznać. Walczymy, wykonujemy zadania, próbujemy przeżyć. Wojna to nie czas na poznawanie.
Spojrzała nań przeciągle przez chwilę. - Oczywiście, że nie. Wybacz zatem, pójdę sobie w takim razie. Dobrej nocy...

Odwróciła się i poszła, po raz pierwszy lekkim krokiem młodej dziewczyny, a nie kulącego się ze strachu popychadła. Garanor pokręcił tylko głową i zarzucił kaptur na głowę, oddalając się. W tej dziewczynie było coś niepokojąco... intrygującego.
Ostatnio zmieniony wt sty 22, 2013 9:58 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
thannis
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1599
Rejestracja: wt maja 01, 2007 7:17 pm

Re: [DnD 3.5] Prequel do sesji Na Ruinach 2

wt lut 05, 2013 8:03 pm

Występujące postaci: Elaine i Garanor


W ciągu kolejnych kilku dni Elaine spostrzegła, że Garanor często ją dyskretnie obserwuje z oddali. Gdy jednak spoglądała w jego kierunku, natychmiast odwracał wzrok, jakby chciał udawać, że cały czas zajmował się innymi sprawami. W końcu nie omieszkała wykorzystać okazji, kiedy nikogo przy nich nie było, by go zagadać. Podeszła do młodego mężczyzny.

- Boisz się odezwać pierwszy? - uśmiechnęła się zawadiacko.
Garanor założył tylko ręce i z wyrazem twarzy nie zdradzającym jakichkolwiek emocji rzucił, próbując udawać zdziwienie.
- Że co proszę?
Elaine żachnęła się.
- Och, daj spokój! Naprawdę możesz się czasem rozchmurzyć. Choć na chwilę - obdarzyła go olśniewającym uśmiechem i stanęła obok nie patrząc mu w twarz, żeby się chłopak nie stresował albo co.
- Nie wiem na jakiej podstawie uważasz, że jestem pochmurny… może to Twoje własne niezrównoważenie emocjonalne utrudnia chłodną ocenę innych, hmm? Uniósł lekko jedną brew dając jasno do zrozumienia, że ton żartobliwych prowokacji nie jest mu obcy. Elaine odniosła chyba jednak sukces, gdyż uśmiechnął się nieco.

Dziewczyna westchnęła ze smutkiem.
- Prawdopodobnie masz rację, być może można mi przypisać pewne problemy emocjonalne, jednak uważam że mimo okoliczności, w jakich się obecnie znajdujemy, radzę sobie nie najgorzej. Czego również życzę szanownemu koledze, jeśli wolno mi będzie go tak nazwać - rzuciła okiem i zrobiła krzywy uśmieszek.

Garanor podparł się rękoma i obdarzył ją spojrzeniem wyrażającym coś pomiędzy protekcjonalnym politowaniem a uprzejmym, co by nie rzec wymuszonym zainteresowaniem.
- Dobrze... siostrzyczko. Do rzeczy zatem, czy chciałaś mi coś ciekawego powiedzieć? Podzielić się czymś? Poskarżyć?
- Nudzi mi się - Elaine weszła w rolę młodszej, niesfornej siostry. W sumie to nawet nie kłamała, akurat nie mieli nic ciekawego do roboty.
Garanor już miał rozłożyć ręce w geście niemocy, ale odpowiedź, a w zasadzie pytanie samo przyszło mu do głowy. - Dobrze, a co zwykłaś robić, gdy się nudziłaś w swoim dawnym życiu?
Dziewczyna obrzuciła okolicę niechętnym spojrzeniem.
- Nic co mogłabym robić tutaj. Często chodziłam obserwować mojego tatę... - głos się jej załamał i przez chwilę nic nie mówiła.
- Mieszkaliście w Arabel, tak? Często bywałaś poza miastem? - Garanor szybko zmienił temat widząc, że Mała zaraz mu się rozklei.
- Kiedyś, dawno temu, tak. Prowadziliśmy z tatą nieco koczowniczy tryb życia, bo jak sam mówił "pańskie oko konia tuczy", a on lubił mieć na wszystko oko. Potem siedzieliśmy głównie w domu, tata był zbyt zajęty pracą, poza tym, już nie miał po co jeździć. A Ty? Jak spędzałeś wolny czas?
- Różnie. Odpowiedział zdawkowo, po czym uśmiechnął się tajemniczo. - Między innymi snując się po lasach, odkrywając nowe miejsca i podchodząc dziką zwierzynę...
- Jesteś kimś w rodzaju tropiciela? - spytała. Nieco ją bawiły te podchody, ale skoro Garanor chce bawić się w tę grę, to skoro nie ma nic innego do roboty, to czemu nie. Zachowała stosowną powagę.
Chłopak myślał przez chwilę, w jaki sposób odpowiedzieć na to pytanie, po czym wpadł na pewien pomysł. Zamiast odpowiedzieć zaproponował tylko.
- Co tu będziemy tak siedzieć, chodź, urządzimy mały wypad poza obóz. Co Ty na to?
- Może być. W końcu jesteś moim bratem, prawda? Nie dasz mnie skrzywdzić - stwierdziła pytająco.
- Oczywiście, nie opowiadaj bzdur! Garanor po raz pierwszy się roześmiał, po czym dodał mrugając okiem. - Co najwyżej porządnie Cię nastraszę.
Elaine roześmiała się również.
- Byle nie za bardzo, bo wiesz, jeszcze Ci zemdleję i będziesz musiał mnie cucić - droczyła się, zakładając na głowę kaptur. Wychodzili na zewnątrz, wolała nie ryzykować gapiowskich spojrzeń.

Wyszli niespiesznie poza obóz i zeszli ze ścieżki w głąb bujnego liściastego lasu. W powietrzu unosił się zapach mchów i żywicy, a spomiędzy koron drzew przebijały promienie południowego słońca. Garanor teraz kontynuował pytania.
- Czyli kim w gruncie rzeczy był Twój ojciec? Bo chyba nie zwykłym górnikiem?
- Nie, no skąd! Był jubilerem, a właściwie artystą... - zachmurzyła się.
Utkwił w niej spojrzenie i spytał delikatnie. - Hmm, coś nie tak?
- Poza tym, że widziałam jak go zabili, a potem rozkradali i demolowali wszystko, na koniec puszczając z dymem dom? Nie, poza tym, wszystko w porządku... - odparła z goryczą. Widać było, że jest zła i smutna jednocześnie.

Miał przemożną ochotę ją przytulić, ale wydało mu się to irracjonalne. Odparł więc tylko sucho.
- Przepraszam. Ja też nie mam już nikogo. Nie wracajmy do tego.

Elaine poczuła się urażona. Było to oczywiście emocjonalne podejście, ale nie takiej odpowiedzi się spodziewała. W końcu się naprawdę odsłoniła, a ten chłopak ją zbył w ten sposób.
- Po co w takim razie w ogóle... - zaczęła z lekką pretensją, lecz machnęła ręką. - Oczywiście, nie wracajmy do tego, przecież to takie normalne, że nie mamy rodzin i w ogóle to cudownie być samymi jak palec. No, wręcz zarąbiście! - syknęła, używając pierwszego wulgarnego wyrażenia jakie jej do głowy przyszło.

Przyspieszyła kroku.

- Nie obrażaj się, przepraszam. Naprawdę Ciebie rozumiem, tylko nie potrafię tego wyrazić. Jego głos się zmienił, po raz pierwszy można było w nim usłyszeć jakieś emocje, a jego oddech przyspieszył. - Zaczekaj to Ci coś powiem. Przystanął obserwując reakcję Elaine.
Dziewczyna zatrzymała się. Po chwili wolno się odwróciła. Na jej policzkach widać było łzy.
- Co takiego? - spytała zduszonym głosem.
Zaczął powoli, jakby niepewnie.
- Gdy... gdy straciłem wszystkich, nie pragnąłem niczego tylko własnej śmierci... i choć bardzo się starałem, ona jakby na złość nie nadchodziła. Zrobił ku niej dwa kroki i kontynuował. - Dopiero z czasem zrozumiałem, że to by niczego nie rozwiązało. A nawet że może w tym wszystkim jest jakiś sens, jakaś lekcja dla nas żyjących... której po prostu jeszcze nie rozumiemy. Podszedł do niej zupełnie blisko i chwycił delikatnie jej dłoń. - Elaine... musisz uwierzyć, że tak właśnie jest...

Elaine przełknęła ślinę i wytarła łzy. Zacisnęła przez chwilę jego dłoń, a potem ją cofnęła.
- Tylko co mi po tym, jeśli nie rozumiem tej lekcji? Wszystko o co mój ojciec walczył, wszystko to już nie istnieje. Zło zatriumfowało. Szaleństwo ogarnęło świat! A po nawałnicy zostali tylko tacy rozbitkowie jak my. Czasem... czasem jestem przerażona tym wszystkim. Niczym mały liść targany wiatrem, nie mam kompletnie żadnego wpływu na swoje życie.

Milczał przez dłuższą chwilę i trwali tak w ciszy, którą w końcu przerwał.
- Ja też tej lekcji nie rozumiem... ale wiem, że triumf zła może być tylko chwilowy. Podszedł do pnia wielkiego buku opodal i dotknął go swoją dłonią wyczuwając gładką, chłodną korę. - Armie orków przedzierające się przez ten las są już przeszłością. Mogły stratować paprocie, poranić korę drzew i wybić zwierzynę... ale one wszystkie już odrosły i powróciły tutaj. To jedno drzewo widziało więcej wojen niż my razem wzięci... a mimo tego rośnie jeszcze mocniejsze... i szumi z takim samym spokojem jak zawsze.
Wpatrywał się w Elaine uważnie, jakby chciał coś jeszcze dodać.
- Nie musisz próbować wszystkiego zrozumieć, czasem wystarczy poczuć... zamknąć oczy i wsłuchać się w las... Uświadomiwszy sobie, że powiedział już i tak dużo więcej niż zamierzał dodał tylko na koniec uśmiechając się ciepło. - Ciebie też nigdy nie uda mi się zrozumieć i nie widzę w tym problemu, czasem może po prostu lepiej nawet nie próbować.

Elaine kiwnęła głową. W sumie cieszyła się, że Garanor okazał się być normalnym czującym człowiekiem, a nie pozbawionym emocji monstrum, bo z kimś takim wolałaby nie przebywać. Uśmiechnęła się ciepło.
- Ja Ciebie też nie zrozumiem, to oczywiste, chyba nigdy nie można do końca zrozumieć drugiej osoby - przytuliła policzek do kory drzewa.- Wszystko odrasta, nadeszła wiosna - wciągnęła głęboko powietrze do płuc, słuchając śpiewu ptaków. - A kim byli Twoi rodzice? - spytała.
Spiął się wyraźnie i w odpowiedzi na to pytanie zdołał tylko wycedzić przez zęby.
- Moi rodzice... nie są tym za kich ich uważałem. Nigdy ich tak naprawdę nie znałem... Zamilknął i widać było, że nie ma zamiaru kontynuować. Zmienił tylko temat, próbując się rozchmurzyć. - Ale jak dobrze pójdzie, dowiesz się czy jestem tropicielem... czy nie. Spojrzał na Elaine tajemniczo i wskazał gestem, aby ruszali dalej w las.
- Właśnie! Miałeś mnie wystraszyć! - odparła. Nie chciała już naciskać, widocznie Garanor wolał nie wracać do przeszłości. Cóż, sama też miała sporo do ukrycia, nie chcąc mówiąc o pewnych sprawach.

Kroczyli dalej bez słów, w towarzyszącym im jedynie akompaniamencie ptaków. Garanor uważnie rozglądał się dookoła, jakby czegoś wypatrywał. W końcu przystanął i nakazał gestem Elaine, aby pozostała w miejscu na chwilę, a sam zaczął ostrożnie przedzierać się dalej. Dziewczyna przystanęła, patrząc uważnie. Garanor zniknął na krótki moment za zaroślami, aby po chwili wrócić. Z pełną powagą nakazał jej gestem zachowanie milczenia, a następnie chwycił ją za rękę i ostrożnie stąpając pokierował ku tej ścianie zarośli. Gdy przedarli się przez zarośla z czarnego bzu, przed nimi rozpostarła się połać rzadszego lasu i rosły wilczur, węszący w odległości ledwie pięćdziesięciu metrów. Widząc psa, Elaine mimowolnie cofnęła się nieco.

Garanor szepnął jej tylko do ucha. - Cokolwiek się stanie, nie uciekaj, ani się nie ruszaj. Gdy tylko to powiedział, bestia podniosła pysk znad ziemi i utkwiła swoje ślepia w miejscu, w którym się ukrywali. Następnie zaczęła zmierzać prosto w ich kierunku. Na początku powoli, ale już zaraz przeszła w szybki bieg, jakby chcąc upolować ofiarę, w którą nie przestawała się wpatrywać. Elaine chwyciła chłopaka za rękę wbijając mu paznokcie w skórę. Zesztywniała z przerażenia chwyciła za sztylet. Garanor chwycił leżący opodal kij i wyciągnął w kierunku nadbiegającego wilka. Ten, gdy już do nich dobiegł i szykował się doskoku, nieoczekiwanie przystanął i położył się na ziemi tuż przed nimi. Chłopak podszedł bliżej i dotknął zwierzęcia kijem, a w tym samym momencie jego kontur zaczął się rozmywać. Po krótkiej chwili iluzja całkiem zniknęła, a w jej miejscu nie pozostało nawet wgniecenia na trawie. Garanor spojrzał na znieruchomiałą ze strachu Elaine z ciekawością obserwując jej reakcję.

Elaine poczuła rozbawienie pomieszane ze złością. To pierwsze wzięło górę, roześmiała się głośno.
- Obiecałeś mnie nastraszyć i dotrzymałeś obietnicy! - zawołała. - To była jakaś iluzja, prawda?
- Tak... a czego się spodziewałaś, czyżbyś już zapomniała naszego pierwszego spotkania? Spoglądał na nią nie mniej rozbawiony.
- To była inna sytuacja! Ach, jak ja bym chciała Ci odpłacić pięknym za nadobne! - odparła śmiejąc się głośno. - Wracamy, czy jeszcze nacieszymy oczy pięknem lasu?
- Możemy zatoczyć małe półkole i wrócić od drugiej strony. Chciałaś się dowiedzieć, czy jestem tropicielem. A więc odpowiadam teraz, że jedną rzecz lubiłem jeszcze bardziej niż błąkanie się po dziczy. Mianowicie uczenie się magicznych sztuczek. Każdą wolną chwilę spędzałem u pewnego bitewnego maga, który obrał sobie na siedzibę samotną zagrodę niedaleko naszej wioski. To od niego wszystkiego się nauczyłem... Garanor po raz pierwszy mówił o sobie w wyraźnym ożywieniem i ochotą.
- O, a co jeszcze potrafisz? - spytała zaciekawiona.
- Szanujący się mag nie zdradza swoich sekretów bez dobrego powodu... jeszcze kiedyś byś mi chciała odpłacić, a ja nie miałbym Cię czym zaskoczyć... i co wtedy?
- Ej, no, szanujący się magu, siostrze nie powiesz?
- Siostrze przede wszystkim nie należy zdradzać takich rzeczy! - Garanor najwyraźniej dobrze się bawił drocząc się.
- Ale siostrze można zaufać! Ona nie zdradzi! I obiecuję, nie wykorzystam tego przeciwko Tobie!
- Wybacz, ale to nie byłoby odpowiedzialne. Magia to nie zabawa, pamiętaj o tym... mógłbym Ci przypadkiem zrobić krzywdę.
Elaine załamała ręce. - No, tak, bo przecież ja jestem pustą dzieweczką, której nic nie można powiedzieć. Wiesz, mówiąc całkowicie serio - naprawdę dobrze by było znać swoje możliwości. Bo nie wiadomo, kiedy się to może okazać ważne. Życie to pasmo niespodzianek, czyż nie?

Zatrzymał się i spojrzał na nią z zainteresowaniem. - Tak uważasz? Bo ja myślałem, że najroztropniej zrobisz, jeśli będziesz się po prostu trzymać z dala od kłopotów tudzież niespodzianek. Ale dobrze, skoro chcesz, to zacznij od siebie... jakie są zatem Twoje "możliwości"?
Elaine pokręciła głową.
- Żadne. I doceń moją szczerość. W mojej rodzinie uzdolnienia magiczne jeśli są, to pokazują się późno, więc jeszcze nie straciłam nadziei, że będę mogła robić więcej rzeczy niż teraz. W każdym razie, bardzo tego pragnę, wiesz? Mieć wpływ na rzeczywistość inny niż zwykli ludzie... - w jej głosie zabrzmiała tęsknota. - A co Ty potrafisz? Bo iluzje to już cenna rzecz, lecz to pewnie nie koniec?
Wzruszył ramionami, jakby ta cała magia była chlebem powszednim i zaczął swoją litanię.
- Mogę leczyć rany... ale też zadawać ból... to wszystko na odległość... wystarczy, że kogoś widzę i że o tym pomyślę. Mogę też utrudniać poruszanie się wrogom i takie tam. Ale moje ulubione to sztuczka z zamianą miejsc oraz iluzje... wyobraź sobie, że jesteś w stanie stworzyć iluzję wszystkiego, co kiedyś widziałaś... jeśli tylko dość dobrze to znasz i potrafisz zbudować obraz w swojej wyobraźni... Czasem mnie to trochę przeraża... zresztą mój przyjaciel Fandalg zawsze mawiał, że to dość nietypowe połączenie talentów magicznych... szkoda, że nie zdążyłem się więcej od niego nauczyć.

Elaine uśmiechnęła się i dziarsko trzepnęła Garanora w ramię.
- No, wygląda na to, że całkiem przydatne te Twoje umiejętności! - uśmiechnęła się miło. - A ból głowy potrafisz leczyć? - spytała z ciekawością.
- Haha, mógłbym spróbować! Udając, że się namyśla, dodał jeszcze po chwili. - Choć nie wiem, czy to przystoi. Używać magii do tak prozaicznych celów... Może lepiej byś znalazła jakiego wioskowego znachora.
- Znachora? Pfffff, przecież mam Ciebie. Znachor migreny nie wyleczy. No, ale jak uważasz - nadąsała się. - O, juz obóz! - wykrzyknęła.
- Niech będzie, daj zatem znać, jak będzie Cię bolała głowa... Uśmiechnął się.
- Oczywiście, że tak zrobię, Garanorze - uśmiechnęła się również. Świat stał się jasniejszy, bo wyglądało na to, że wreszcie zyskała jakąś przyjazną duszę.

Garanor skinął na pożegnanie. Już dawno tyle nie mówił i odniósł wrażenie, że straszliwie go to zmęczyło. A do tego chyba zaczynała go boleć głowa.

***

Elaine rzeczywiście zaczęła z pewnym optymizmem patrzeć w przyszłość. Nikt już się do niej nie dostawiał, bo wszyscy wiedzieli że młody mag jest jej przyjacielem. W związku z czym dziewczyna mogła częściej pojawiać się wśród ludzi, choć nadal ubierała się w rozciągnięte ubrania i nosiła nieodłączną czapkę, a jej twarz nigdy nie była do końca czysta. Zresztą, kąpiel to był luksus kompletnie nieosiągalny, można było jedynie umyć się z grubsza raz na jakiś czas.

Dziewczyna starała się nie wracać myślami do życia, które niegdyś wydawało się jej nudne, choć wygodne, a teraz dałaby wiele, żeby doń wrócić. Nie, nie ma co się katować. Jest tylko to co tu i teraz. A to teraz nie było takie złe - mogła trafić o wiele gorzej.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości