Pierwszy zapytany przez Satriusa przechodzień z wyrazem przerażenia na twarzy umknął na pierwsze jego słowo. Drugi po prostu utkwił wzrok w ziemi i przyspieszył kroku zmierzając w sobie tylko znanym kierunku. Dopiero trzecia spytana osoba odpowiedziała z ociąganiem, wpatrzona w zatknięty za pasem pokaźny miecz.
- Prowiantu nakupicie na targu, albo i bliżej, na kramach wzdłuż Drogi Zwycięstwa. - odpowiedział z ciężkim akcentem wskazując gestem prostą szeroką aleję, a na której się znajdowaliście, tylko że w kierunku w głąb miasta. Dodał jeszcze po chwili, jakby zastanawiając się, czy taka odpowiedź wystarczy, aby usatysfakcjonować obcego rozmówcę. -
A jeśli chcecie odpoczynku, najlepiej przyjmą was pod Ostatnią Szansą. Tam przyjmują chętnie wszystkich... obcych... nowych.Tłum ludzi dookoła zaczął dziwnie oddziaływać na Tharosa. Rozglądał się dookoła nie mogąc skupić uwagi na jednej rzeczy czy myśli. Ale najgorszy był głód. To już nie była zwyczajna pustka w żołądku czy uczucie boleści. To była siła, która wypełniała bolesną pustką całe jego ciało. Miał wrażenie, że musi użyć siły własnej woli, aby przejąć ponownie kontrolę nad swoim ciałem. Przez jego umysł przebiegł cień strachu - co by się stało, gdyby nie wygrał tej walki. I, co ważniejsze, z czym tak naprawdę walczył?
Niespodziewana PrzepowiedniaDiogenes oczekiwał chwilę aż Satrius uzyska jakieś informacje, a Mercutio napije się świeżej wody. I wtedy, wieszczka, która dotąd bezskutecznie próbowała nakłonić kogoś do zapłaty za jej wróżby, wypatrzyła samotną ofiarę. Podeszła do Diogenesa i utkwiwszy w nim swój drapieżny wzrok zaczęła nagabywanie.
- Panie, dobry panie! Opowiem ci ja o rzeczach, co nadejdą, co twe życie zmienią! Widzę je wyraźnie już teraz, głosy krzyczą do mnie! Panie, panie... posłuchaj ich, proszę! - po czym dodała ciszej i mniej teatralnym tonem głosu -
Okazja, tylko dwa złocisze!Łowca przez chwilę przyglądał się kobiecie, nieco z dystansem, lekkim zaskoczeniem i wręcz zażenowaniem. W jednej z karczm słyszał barda opowiadającego o wróże, która przepowiedziała mu przyszłość jota w jotę, i bard zaklinał się na oczy matki, że była to prawda... ale teraz, czy coś może go jeszcze zaskoczyć?
- Ostatnie dni spędziłem na pustyni, w żarze, pozbawiony stałego dostępu do wody, prześladowany, atakowany, kąsany... dlaczego sądzisz, że twa przepowiednia byłaby dla mnie teraz ważniejsza niż szklanka wody? A moja przyszłość? To krew i śmierć... nic więcej. - rzucił wzruszając ramionami co jakiś czas kontrolnie spoglądając na paladyna. Wiedział, że jest z nim kiepsko, a paladyn był jedyną prawdziwie porządną osobą w tym dziwacznym gronie.
Kobieta zdawała się nie zważać na słowa łowcy. Jakby była w transie. Albo po prostu jakby jej zawodzenie tak bardzo weszło w nawyk, że nie potrafiła go z własnej woli przerwać. Chwyciła rękę Diogenesa w swoje dłonie. Jej skóra była sucha i cienka jak papier, ledwo wyczuwalna. Utkwiła błagalne spojrzenie w mężczyźnie i spytała swoim skrzeczącym głosem.
- Przepowiednia, tak? Przepowiednia?Diogenes pokręcił jedynie głową i westchnął pompując w płuca gorące powietrze. Jeżeli przepowiadanie przyszłości faktycznie istniało, gdyby ktoś był w stanie to robić na pewno znaczyłoby to, że pojednał się z demonami. Sprzedał duszę, w zamian za tą zupełnie niepotrzebną i psującą wodę klątwę. Łowca uśmiechnął się ostatecznie i spoglądając w oczy kobiety przytaknął głową.
- Przepowiednia. - rzucił krótko czekając na opowieść kobiety.
Kobieta aż podskoczyła z zadowolenia. Zaczęła masować dłoń Diogenesa zaciskając z całych sił powieki. Mruczała pod nosem, ale tak, że wyraźnie słyszał.
- Widzę kobietę, tak tak, piękną kobietę! Przyjdzie do ciebie... ale będzie też walka, ciężka walka, ale z której wyjdziesz zwycięsko...Nagle zastygła w miejscu, jej głos ucichł.
Oczy otworzyły się szeroko i ujrzałeś same białka skierowane wprost na ciebie, niemal jarzące się złowrogo.
Wtem zaczęła mówić, ale jej głos i ton były zupełnie odmienione. Słuchałeś uważnie, chłonąc każde słowo.
-
Pięciu więźniów własnej pychy napotkacie
Mieniących się władcami
Lecz będących cieniami
Własnej odwagi, mądrości, piękna i bogactwa
Ale tylko piąty w ukryciu trzyma swoje łajdactwa
Tylko jego strzec się musicie, tego, który do cieni zstąpił
Aby w jego wieczną władzę nikt już nigdy nie zwątpiłPo wypowiedzeniu ostatniego słowa ciało starowinki ponownie zwiotczało, powieki się zacisnęły. Gdy po chwili otworzyła oczy, wyglądały znów normalnie. Spojrzała na ciebie i zamrugała oczami, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Odburknęła tylko.
- Ja... ja nie rozumiem... widzę pustkę... nic wam dziś nie powiem...Po czym zaczęła odchodzić, jakby nie pamiętając całej waszej rozmowy.
Cała sytuacja zaskoczyła Diogenesa i to w bardzo wyjątkowy sposób. Pierwsze słowa kobiety sugerowały że będzie to kolejna przepowiednia zgadywana, która miałaby na celu podbudować ego zniszczonego psychicznie człowieka. Lecz gdy oczy kobiety wywróciły się, a głos przybrał innej barwy, przez ciało mężczyzny przepłynął krótki, lecz bardzo intensywny dreszcz. Łowca sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej dwie złote monety. Zrobił kilka kroków, bez problemu doganiając kobietę i w zasadzie tarasując jej drogę. Chwycił jej dłoń i włożył do niej monety. Zgodził się na tę transakcję, więc niehonorowym byłoby teraz nie uiścić zapłaty. Chwilę potem wygrzebał z plecaka dziennik oraz pióro i zanotował przepowiednie kobiety, póki jeszcze świeża rozbrzmiewała w jego głowie.
W tym momencie zauważył jeszcze tylko, że Mercutio odskoczył od studni, jakby coś go poraziło, a co najmniej zaskoczyło.
Studnia ŻyczeńMercutio wodził wzrokiem dookoła w poszukiwaniu studni czy fontanny. I nagle, ku swojej uciesze dostrzegł na uboczu małą, obudowaną kamieniem studzienkę. O dziwo nikt z niej akurat nie korzystał. Mercutio rzucił dwa słowa wyjaśnienia towarzyszom i ruszył w stronę studni stęskniony za zimnym dotykiem i smakiem wody. Po przyjrzeniu się z bliska, mógł stwierdzić, że nie było niestety żadnego wiadra ani mechanizmu umożliwiającego zaczerpnięcie. Lustro wody było bardzo nisko, ale pochylając się byłby w stanie nabrać co nieco w dłonie. Mercutio pochylił się, z trudem utrzymując równowagę i zaczerpnął trochę wody żeby się napić. Woda była chłodna i orzeźwiająca. Wolna od woni stęchlizny czy innych nieprzyjemności. Ale wtedy, zaspokoiwszy pierwsze pragnienie i wpatrując się w poruszone lustro wody, Mercutio ze zdziwieniem zaczął dostrzegać jakiś zarys formujący się na jej powierzchni. Niewyraźny kontur twarzy... która po chwili przemówiła doń głębokim głosem, tonem brzmiącym jak jakiś pradawny lament.
- Wędrowcze, pomóż mi proszę, a ja pomogę Tobie w zamian...Mercutio niemal wpadł do studni z wrażenia, zwłaszcza że głos odbijający się od jej ścian studni brzmiał iście złowrogo. Mercutio wyprostował się, otarł pot z czoła i zaryzykował kolejne spojrzenie w studnię. Twarz jednak była tam nadal. Mercutio przełknął ślinę, pochylił się drugi raz, jakby miał zamiar nabrać wody po raz kolejny i zapytał szeptem:
Kim jesteś i czego potrzebujesz?Twarz wyglądała na ludzką, ale w mroku studni trudno było rozpoznać jej rysy. Głos milczał przez dłuższą chwilę, jakby nie chciał wystraszyć Mercutia. Po czym kontynuował, trochę tylko ciszej.
- Odnajdź Mehmeda Ibn Salikha... on jeden wie... spytaj go... o uwolnienie... powiedz o mnie... będzie wiedział... Zapadła cisza, jakby istota przeżuwała coś w swoich myślach. Po czym dodała.
- W zamian spełnię Twoje jedno życzenie... to Miasto to ja... mogę wiele... Jednocześnie, wizja twarzy na wodzie zaczęła się rozpływać.
Meructio otrząsnął się. Nabrał jeszcze ile zdołał wody i wypłukał sobie twarz, następnie wrócił do towarzyszy. Może dostali informacje o jakiejś niedrogiej karczmie niedaleko...