TharosStrażnicy miejscy spojrzeli po sobie, po czym ten z nich, który wcześniej przemawiał wzruszył ramionami i odpowiedział.
- Dobrze, proszę zakupić strawę obywatelu. Będziemy was eskortować. Nie wyglądali na skorych do jakiejkolwiek pogawędki. Podążyli tylko za Tharosem do najbliższego straganu. Ghul nie błądził, nie szukał. Wiedział gdzie może kupić mięso. Czuł jego zapach... Szybko znalazł stoisko z pieczonymi świńskimi udźcami. Kupił dwa pięciokilowe kawały mięsa, z czego jeden zaczął jeść od razu, a drugi owinął w jakiś papier, czy papirus i włożył do plecaka. Po czym, bez stawiania oporu, dał się poprowadzić strażnikom.
- Wytłumaczy mi ktoś, o co chodzi z tym opieczętowaniem? - zapytał w pewnym momencie
Zbrojni patrzyli z nieudawanym zdziwieniem na olbrzymi zapas mięsa zakupiony przez przybysza. Na zadane pytanie tylko spojrzeli z zaciekawieniem i wzruszyli ramionami. Jeden z nich odburknął
- Opieczętowanie to opieczętowanie... każdy je ma... nie mieć go to jak... być bezimiennym. Po czym wskazali kierunek i nakazali gestem Tharosowi, aby ruszał, a idąc krok za nim baczyli na niego uważnie.
- Rozumiem, że to jest permanentne, mam rację?- Perma... co? Strażnik tylko podrapał się po głowie, po czym odzyskał rezon i rzucił.
- To my tu będziemy zadawać pytania. Nie ociągać się proszę!Tharos uniósł brew w powątpiewaniu i ruszył we wskazanym kierunku.
-
Pytam czy to na stałe. Bo ja tu przejazdem i, w ogóle, w tej sferze przypadkiem.
Eskortujący mężczyźni zbyli te uwagi milczeniem, najwyraźniej nie uznając ich za pytania, na które są zobligowani odpowiadać. Po pospiesznym marszu krętymi i wąskimi uliczkami Tharos został doprowadzony gdzieś w południowe rejony miasta, nieopodal wieży, którą widzieli zaraz po wejściu. Strażnicy wskazali na niewielki budynek z palonej gliny i nakazali wejść do środka. Wyglądało to na przedsionek prowizorycznego aresztu czy może raczej sali przesłuchań. W środku panował zaduch mimo niewielkiego ruchu. Znajdowały się tu tylko trzy osoby. Gruby jegomość siedział przy rachitycznym stoliku, do którego Tharos został poprowadzony. Na drugim końcu pomieszczenia jakaś wytatuowana kobieta tłumaczyła coś żywo innemu urzędnikowi. Gruby jegomość założył niespiesznie binokle na nos i zaczął flegmatycznie.
- Jestem Mon'nath-Ra, mianowany inkwizytor w służbie Ostatniego Odpoczenienia, czy obywatel przysięga odpowiadać zgodnie z samą prawdą, wyłącznie prawdą i tylko prawdą? jego głos był monotonny, jakby został dopiero co wyrwany ze snu. Albo jakby nie przyjmował tutaj nikogo od lat.
Taermack rozejrzał się po pomieszczeniu i po czy spojrzał na grubasa i po raz wtóry uniósł brew, ale po chwili kiwnął głową.
-
Niech będzie.Strażnicy stali przy wejściu zamykając drogę odwrotu, jednak po jednej stronie kilka metrów od Ciebie znajdowało się okno, a w zasadzie nieosłonięty otwór w ścianie, przez który wpadało do środka światło. Poza tym cała ściana pomieszczenia wypełniona była rejestrami pełnymi zwojów i pergaminów. Twoją lustrację pokoju przerwało pytanie ze strony inkwizytora.
- Co jest powodem Twojego przybycia do Ostatniego Odpoczenienia oraz dlaczego chcesz tu pozostać? Głos był ociężały jakby wargi jegomościa lepiły się do siebie od gorąca.
Tharos przechylił głowę z wyrazem udawanego zaskoczenia.
-
Powód? Przypadek. Zostałem porwany przez diabły i, szczęśliwie, udało mi się im uciec przez niestabilny, portal. Pojawiłem się na pustyni i skierowałem me kroki tutaj. Czemu chcę pozostać? Nie chcę. Chcę wrócić do domu. Do Pierwszej Materialnej.Inkwizytor westchnął tylko ociężale i stwierdził ponawiając pytanie -
- Wszyscy chcą tu pozostać. Musisz powiedzieć czemu chcesz tu pozostać. Oczy męzczyzyny świdrowały ciebie i niemalże obierały ze skóry.
I po raz trzeci Tharos uniósł brew.
-
Ja nie. Ale skoro tak ci zależy to chcę tu zostać, by znaleźć sposób na opuszczenie tego miejsca i udanie się do celu mojej wędrówki. Pasuje ci taka odpowiedź?Inkwizytor milczał dłuższą chwilę, po czym odpowiedział podnosząc nieznacznie głos.
- Nie! Nie pasuje. Będę musiał to skonsultować. A tymczasem musicie zostać internowani.
Taermack westchnął ciężko.
-
Ile zajmą te konsultacje?
- Tyle ile powin... Nie zdążył dokończyć, bo kobieta, która najwyraźniej zakończyła swoją wizytę w tym miejscu weszła mu w pół zdania.
- Proszę zostawić tego obywatela. Jest moim zagubionym niewolnikiem, a więc moją własnością, a moją wolą jest, aby moja własność wyszła stąd ze mną. Wpatrywała się w Ciebie znacząco. Była dość szczupła i skąpo odziana, co było dość praktyczne w tym gorącu. Większość jej ciała pokrywały wymyślnie zdobione tatuaże w czarnym kolorze. Jedynie jej twarz przyozdobiona była na biało co przypominało do złudzenia wizerunek czaszki. Mimo tego ekscentryzmu można było powiedzieć, że była dość atrakcyjna i bez wątpienia dbała o swój wygląd.
Inkwizytor zwrócił ku ghulowi swoje przenikliwe spojrzenie i spytał bez emocji w głosie.
- Czy ta kobieta mówi prawdę?Tharos spojrzał na nią, obmyślając za i przeciw, po czym pochylił przed nią głowę. Nie podnosząc jej, ani nie odwracając się do grubasa powiedział
- Zaprzeczenie nie byłoby prawdą.Inkwizytor zamrugał tylko oczami i ryknął. Najwyraźniej nie należał do zbyt lotnych umysłowo.
- Jesteś jej niewolnikiem czy nie?! Strażnicy przy drzwiach poruszyli się lekko, przysłuchując się całej dyskusji.
Tharos miał ochotę palnąć się w łeb. Co za idioci tu zajmują się prawem. Gdyby nie był zirytowany to zastanowiło by go skąd grubas zna tak mądre słowo jak "internowanie".
-
Tak. - przytaknął, nie chciał kłamać, ale cóż.
- W takim razie proszę nie zajmować mi więcej czasu... Z głośnym klapnięciem osunął się na oparcie krzesła i przymknął oczy, jakby znów zapadając w błogą drzemkę.
Strażnicy przepuścili kobietę i Tharosa na zewnątrz. Gdy odeszli kilka kroków dalej, kobieta przedstawiła się, lekko skinąwszy głową.
- Jestem Tamara de los Muertes, kapłanka z dalekich stron. Przepraszam za tę niespodziewaną interwencję, ale zauważyłam, że miałeś z nimi problemy, a jestem tu na tyle długo, że wiem już co nieco jak sobie z nimi radzić.Tamara uśmiechnęła się, na pół przyjaźnie, a na pół w wyrazie zadowolenia z siebie i kontynuowała półszeptem.
- Od miesięcy próbuję znaleźć sposób na wydostanie się z tego miasta. Jak dotąd bez skutku. Nie dowiedziałam się nawet o żadnej metodzie wydostania się stąd. Poza tą absurdalną legendą znaczy się... ale nieważne, jestem póki co zmęczona użeraniem się z tym biurokratycznym molochem... muszę coś zjeść i się napić, jeśli chcesz możesz do mnie dołączyć. Chętnie posłucham o nowym przybyszu w tym zapomnianych przez bogów miejscu.Zmrużyła oczy przyglądając się bacznie Tharosowi.
***
Mercutio i
SatriusPo kilku chwilach wyszliście z szerokiej alei wprost na rozległy plac wypełniony jeszcze większym ruchem kramarzy, przekupniów i wszelkiej maści istot załatwiających swoje sprawunki. Rozglądaliście się dłuższą chwilę i przeszliście wzdłuż i wszerz po targu z płodami rolnymi, ale nie znaleźliście nigdzie Tharosa. Na domiar złego spostrzegliście, że Diogenes również gdzieś zniknął. Musiał zostać w tyle i przepaść gdzieś w tłumie. Mieliście do wyboru spróbować ich poszukać albo znaleźć najbliższe miejsce na kwaterę dla podróżnych licząc, że oni postąpią podobnie i się wkrótce odnajdziecie.