Piekielny czart przechadzał się drepcąc w kółko po pomieszczeniu. Podmuchy ognia smagały od niego to na lewo, to na prawo, gdy wydawał z siebie pomruki niezadowolenia.
- Wiecie, że przez was będę musiał świecić oczami przed Panem?!
Widząc, że Kythorr i Kythaiia próbowali zabrać głos, dodał zaraz.
- To było pytanie retoryczne, głupie gnidy!
Skulili się pod ognistym wyziewem, który ich dosięgnął wraz z jego podniesionym głosem. Po czym czart kontynuował głośno swój wywód myślowy.
- Namierzenie ich nie będzie problemem, tak długo jak długo jest z nimi nasza kochana duszyczka.. nasz mały szpieg. Ale za wszelką cenę musimy uniemożliwić im dostanie się na wyższe albo wyciągnąć z nich wszystkie niezbędne informacje zanim to zrobią.
Nie przestając chodzić w kółko, założył ręce na plecach tuż poniżej potężnych błoniastych skrzydeł i kontynuował nie spoglądając nawet na swych podwładnych.
- Wiemy, że w tej chwili są w katatonii astralnej zanim nie dotrą do swej nowej destynacji. To znaczy, że będą podatni. Macie wolną rękę i ostatnią szansę na naprawienie tego burdelu. Jeśli zawiedziecie, sprawa zostanie przekazana do wydziału trzydziestego trzeciego, a wy zostaniecie zdegradowani ze skutkiem natychmiastowym. Następnie wyciągnę i zjem wasze serca. I zdegraduję was ponownie pośmiertnie. A jak już będziecie lemurami, zrobię z was kompot! Odmaszerować!
Kytony bez słowa opuściły komnatę. Przeszywający odgłos dźwięczących na podłodze łańcuchów zwieszonych ze strachu i poczucia gorzkiej klęski był jedyną odpowiedzią na tyradę wyższego diabła.
Gdy wyszli z komnat, a dźwięki łańcuchów ucichły w oddali, diabeł zwalił swoje potężne cielsko na kamienne siedzisko i bębniąc palcami po granitowym pulpicie zawalonym papierzyskami, mapami i raportami wojskowymi, powiedział do siebie masując drugą dłonią swoją skroń.
- A więc Dispater miał rację. To nie był przypadek...
***