Diogenes Mężczyzna maszerował dość żwawym krokiem patrząc jedynie wprost przed siebie. Co jakiś czas spoglądał przez ramię na pozostałych towarzyszy, swoją uwagę skupiając głównie na paladynie. Ten jeszcze chwilę temu wyglądał na bliskiego śmierci, a łowca wolał mieć pewność, że nie padł gdzieś w czasie marszu. Temperatura i otoczenie zmieniało się z każą chwilą, przyjemny chłód wywołał na ustach Diogenesa dziwny, satysfakcjonujący uśmiech. W jego głowie wciąż krążyły myśli, co konkretnie miała na myśli kobieta, która jasno dała im do zrozumienia, że ich losy wykraczają daleko poza zwykły przypadek czy przeznaczenie.
Zbliżając do celu ich podróży, na twarzy łowcy malowało się zdziwienie. Na początku sądził, że to co widzi jest jedynie dziwnym żartem jaki wywierał na nim zmęczony, i wciąż niedostoswany umysł. Im jednak bliżej, tym widok stawał się coraz bardziej realny. Mężczyzna, odziany w szaty koloru granatu dosiadał gigantycznego żółwia. Widząc to łowca przystanął na chwilę, i przyglądał mu się z dużym zaciekawieniem. Nie ukrywał, że pierwszy raz w życiu widział tak wielką kreaturę, a już tym bardziej że ktokolwiek go dosiadał.
Łowca wysłuchał słów mężczyzny, delikatnie skinął głową przyglądając się mu z uwagą. W tej chwili, znacznie bardziej fascynował go żółw, który jak posłuszny wierzchowiec wykonywał wszystkie polecania swoje właściciela. Mężczyzna mówił o jakimś „Al-Khaliffa’rże” i początkowo, łowca sądził że mowa o gigantycznym żółwiu. Jedna z każdą chwilą myśl ta rozpływała się pozostawiając wielką pustkę. Mężczyzna wyglądał jak gdyby spędził tu całe życie, co zdawało się być dość dziwne. Przecież to miejsce, jest swego rodzaju więzieniem. Łowca postanowił zachować wyjątkową ostrożność, i robił to w taki sposób by nie obrazić tym samym mężczyzny, który dopiero co zaproponował im schroenienie.
Dopiero teraz, łowca spojrzał na Satrius’a i uśmiechnął się lekko. Nie był to przyjacielski uśmiech, a raczej uśmiech który z pogardą miał skomentować słowa żeglarza.
- Dlatego wszystkie floty świata składając się w głównej mierze z wyrzutków? – W tym momencie spojrzał na umarlaka. I dopiero po pewnej chwili zdał sobie sprawę… że on tak naprawdę dopiero poznaje swoje nowe ciało. Dopiero teraz, Diogenes zdał sobie sprawę, że to nie do końca tak jak sądził na początku.
Diogenes zwrócił się ku ich gospodarzowi, ściągnął plecak który odstawił na ziemie i usiadł wygodnie częstując się owocami. Nie wiedział, czego może się spodziewać wiem nim zjadł owoc przyjrzał mu się dokładnie. Wolał mieć pewność, że po ucieczce z piekła nie zginie zjadając zatrutą jagodę.
- Jestem Diogenes. Jak brzmi twoje imię przyjacielu? – mówiąc to spojrzał w oczy mężczyzny. Te pełne były życia i energii, którą Diogenes stracił już bardzo dawno temu. Teraz jego oczy były wypalone i jałowe. Widział już zbyt wiele, by zapomnieć.