To w środku lasu widzi się na jakiś dystans?
A dla Ciebie się nie widzi nic a nic? Ściana drzew wokoło?
Między drzewami widzi się na kilka, do kilkunastu metrów (zależy od typu lasu). W nocy ciut bliżej urywa się widzenie
Widząc twoje argumenty mam wrażenie ze muzyka w trakcie sesji to też zbytek?
Nie używam jako bajeru. Raz włączyłem w "stosownym momencie" - więcej babrania się ze sprzętem niż efektu.
Powiedz mi dlaczego w kinie film ogląda się po ciemku
Bo lepiej widać ekran.
Dlaczego ludzie horrory lubią oglądać w nocy?
Ja oglądam w nocy, bo mam wtedy spokój i czas.
Dlaczego na LARP'ach ludzie się przebierają?
LARP =/= Sesja.
I co mają świeczki do romantycznej kolacji?
Romantyczna kolacja =/= Sesja. No, chyba, że ktoś lubi patrzeć w odbijające światło świec oczy graczy. Cóż, różne preferencje
(ew. można odpowiedzieć cytatem)
Dlaczego zło określa się jako "ciemność"?
I oto doszliśmy od świeczek jako wspomagacza zła do romantycznej kolacji. Z Darthem Vaderem.
Sesja to nie film, gdzie w ramach stymulacji potrzebujesz muzyki, bajerów wzrokowych i zyliona efektów specjalnych. Sesję widzi się oczyma duszy. A moje widzą tak samo w dzień, jak i w nocy.
Tak, jestem dinozaurem. Dziadem-bajarzem, który zamiast na sypaniu do ogniska "magicznego proszku" by ogień był barwny woli gadać. Może nie trafiam w nowoczesne trendy RPGowe, ale nie przejmuję się tym.
Pominę już fakt, że najlepsze sesje miałem w środku słonecznego, niedzielnego popołudnia. Bez świec, okien zasłoniętych by tworzyć "klymat" i MG przebranego w jakiś fikuśny kostium.
Powołam się na koniec na klasyka
(cytaty z tematu o L5K)
Drachu pisze:gadżety czasami rozpraszają graczy. Podobnie zreszta jak świeczki, zawsze ktoś będzie się bawił woskiem
Oraz (Z tematu Sushi i Sake)
Drachu pisze:Przez wiele lat również wierzyłem w rekwizyty, świeczki, "żarcie z klimatem", kadzidełka, muzykę i tak dalej. Tak mnie nauczyło otoczenie, prasa i tym podobne. I wiesz co? To naprawdę działało. Ale dopiero jakieś dwa latka temu zdałem sobie sprawę, że to autosugestia. Hej, przecież na codzień jem ryż i odwiedzam orientalne żarłodajnie, nie łapię wtedy klimatu Rokuganu. Nie ma zatem bezpośredniej linii skojarzeń "Ryż - Rokugan". Bo tak naprawdę na sesji dochodzi czynnik autosugestii. Wkręcasz sobie, że to działa tak, że naprawdę może zadziałać.
A fetysze?
Jako pierwsze odpadły kadzidełka - mdliło mnie po nich. Potem rekwizyty - skupiały na sobie uwagę, tak naprawdę odciągając od nici fabularnej. Podobnie zresztą jak jedzenie - im bardziej celebrowane, tym bardziej skupia uwagę na sobie, a nie na sesji. Kiedy odchodził każdy kolejny fetysz zdawaliśmy sobie sprawę, że tak naprawdę go nie potrzebowaliśmy, aby osiągnąć ten sam stopień immersji, wczucia, czy jak to nazwać. Że już nie potrzebujemy zewnętrznych katalizatorów - liczy sie to co mamy we łbach + nasze startowe nastawienie. Że dawniej nie wyobrażaliśmy sobie grozy bez świeczek, ale po tych latach umiemy wytworzyć ten sam nastrój w środku dnia.
Nastrój siedzi w graczach - jedni wydobędą go ze wspomagaczami, inni bez.
I ja się pod tym podpisuję.