Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

ndz cze 24, 2012 7:42 pm

Kiedy już pracownicy opuścili przedział, Alan spojrzał na swojego towarzysza:
- Coś mi tutaj śmierdzi. Mam wrażenie, że cała sprawa jest zamiatana pod dywan. Dobrze, że spytał się pan o tą całą Lavoie. Gwiazdorskie życie? - Prosty szeryf pokręcił z niesmakiem głową: - Może i jestem zbyt podejrzliwy, ale cała ta scena wydaje mi się grubymi nićmi szyta. Nie wspominając o postrzale... Jestem tylko ciekaw czy po przybyciu do Montrealu zainteresuje się nami policja. Chociaż strzelanina w pociągach to sprawy właściwe federalnym, jestem niemal pewien, że mają obowiązek zatrzymać pociąg w takich okolicznościach i dokładnie go przetrząsnąć. Nie wspominając już o CIELE, które wciąż może znajdować się na torach - i za przeproszeniem - być rozjeżdżane przez kolejne pociągi... Muszę zapalić. - Pangborn sięgnął już po trzeciego w trakcie tej podróży papierosa.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt cze 26, 2012 10:38 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Russel w myślach wydał z siebie zachwycone "Oooo!" gdy usłyszał o potencjalnym porwaniu panny Lavoie. Czuł się niczym posokowiec na tropie postrzałka. Nie słyszał o tym wcześniej no ale życie kulturalnych elit nie było w ognisku jego zainteresowań. Już może prędzej jego żona coś by na ten temat wiedziała. Ona zawsze wiedziała tyle różnych, dziwnych i najczęściej niezrozumiałych dla niego rzeczy. Żałował, że jest w trasie i nie może wrócić do domu by jej zapytać. Mógł to jednak sprawdzić po dotarciu na miejsce.

Nadal jednak samo zachowanie gwiazdy wydało mu się dziwne. Jednak za słabo ją znał by czuć się na tylepewnie by to oceniać. Może faktycznie ją to zahartowało? Może miała jeszcze inne niekoniecznie miłe i przyjemne przygody? Jakoś bowiem dziwne wydało mu się, że można się do czegoś takiego przyzwyczaić. Z drugiej jednak strony jak rozmawiał czasem z weteranami Wielkiej Wojny można się było przyzwyczaić do sypiania w błocie i ostrzału artyleryjskiego. Żyli w dziwnym i ciekawym świecie a on sam uwielbiał zgłębiać jego tajemnice i ujawniać je światu. ~ Muszę dowiedzieć się więcej. ~ doszedł do takiego wniosku słuchając pracowników kolei i porównójąc z własnymi przemyśleniami. Obecnie po prostu za mało wiedział by jakoś rzetelnie się wypowiadać na ten temat.

-Bardzo mnie cieszy, że waszemu koledze nic się nie stało. Myślę, że nikt do panów nie będzie miał pretensji, w końcu mielismy doczynienia z uzbrojonym, przebiegłym i zdeterminowanym przestępcą prawda? - przemówił do nich uspokajająco. Zapewne i tak wpłynął skargi od innych podróżników jednak była to norma. W końcu ludzie nie po to kupowali bilety na miejsca w luks-klasie by stawać się świadkami porwań i strzelanin. Jednak zapewne on i szeryf Penbroke no i niedoszła ofiara porwania byli głównymi świadkami zdarzenia. Tamci zdawali sobie z tego sprawę więc zależało im na ich pozytywnej opinii. Russelowi zaś zależało na informacjach od nich i bezproblemowej współpracy. Mogli się okazać a właściwie już się okazali cennym ich źródłem. A pokłócić czy poskarżyć zawsze mógł zdążyć a do celu podróży mieli jeszcze trochęc czasu.

-A przepraszam bo się nie orientuję w miejscowej topografii. W którym dokładnie miejscu miało miejsce użycie tego hamulca? Między jakimi stacjami? - spytał uprzejmie ponownie. Faktycznie jemu samemu nic specjalnego w oczy się nie rzuciło tuż przed samym zdarzeniem ale zapewne załoga orientowała się lepiej. Może jednak było w okolicy coś ciekawego? Bo uciekanie z zakładnikiem przez gołe pole rozsądnym sięmu nie wydawało. Zwłaszcza, że porywacz wcześniej wydawał się dość dobrze planować swoje ruchy więc obecne działanie mu nie pasowało do całości. No ale może spanikował?

Gdy pracownicy ich opuścili spojrzał na zegarek. Własciwie niewiele czasu im zostało do spotkania z ofiarą porwania. Zanim zdążył omówić swoje przemyślenia z szeryfem ten odezwał się pierwszy. Reporter wysłuchał go i zastanowił się nad jego wątpliwościami. Obserwował jak tamten ni to pyta ni to informuje go o kolejnym odpalanym papierosie po czym go odpala. - Wie pan, do pewnego stopnia ich rozumiem. Myslę, że pierwszy raz spotykają się z taką sytuacją i nie bardzo wiedzą jak się zachować więc trochę panikują starając się aby wszystko jak najszybciej wróciło do normy. - mówił wolnoobserwując palącego papierosa południowca. Po chwili uświadomił coś sobie i wypowiedział to na głos nieco zdziwionym tonem - Własciwie to ja też jestem pierwszy raz w takiej sytuacji... - zamilkł na chwilę. Bywał w różnych miejscach, spotykał się z różnymi ludźmi ale chyba pierwszy raz miał okazję przeżyć "na żywo" całe zdarzenie o którym szykował właśnie artykuł. Czuł się więc trochę nieswojo i ciężko mu było nabrać chłodnego dystansu z jakiego zazwyczaj słyną. Tylko dociekliwość i upór pozostały niezmienne.

Wróciłdo przerwanego wątku. - Właściwie to co widzieliśmy i to co mówią ci panowie wydaje mi się prawdopodobne. Widział pan tego brodacza? Duży był. Ja na pewno nie dałbym mu rady. Więc zwłaszcza jak napadł na konduktora z zaskoczenia to myślę, że nie miałby problemów osiagnąć sukces. Reszta ich rozmowy też myślę, że się zgadza. Wszelkie niedociagnięcia i uchybienia ojakich pan mówi myslę, że w takiej sytuacji i ich doświadczeniu w takich sprawach są zrozumiałe. Nie wiem tylko jak to ma się do procedury zatrzymania pociagu w takim przypadku, naprawdę się nie znam na tej materii. - Znów zamilkł szukając chwilę jakiś nieścisłości albo braków we własnych rozważaniach jednak nie znalazł na razie takich. Liczył jednak, że jesli są tomo że szeryf je wyłapie.

- Co mnie zastanawia to postawa samego porywacza i jego ofiary. Byłbym jeszcze jakoś w stanie zrozumieć samą decyzję o porwaniu, przygotowanie i wykonanie. Bo obecnie wygląda, że ten mężczyzna miał on jakiś plan i dążyłdo jego wykonania. Nie rozpoznaje jednak na razie samego motywu tych działań jak i tej jego ucieczki. Naprawdę to mnie zdumiewa. Bo nawet próba zatrzymania pociągu mogła wynikać albo z paniki albo przypadku albo wcześniejszego planu. On sam bowiem mógl mieć coś przygotowanego w tamtym miejscu co pomogłoby mu w ucieczce a przecieżo czym by się nie chwalił. No i sama pani Lavoie. Doprawdy niejeden mąż mógłby jej pozazdrościć zimnej krwi, nawet jeśli przeżyła już kiedyś cos podobnego. - nie mógł się powstrzymać by z uznaniem nie pokręcić głową. On sam i szeryf chyba bardziej to przężyli niż sama porwana. No chyba, zę może nerwy dopadły ją później, podobno niektórzy ludzie tak meli.

Nagle tknęła go jedna myśl - Wie pan co? Tak sobie myśle... A może ona była taka opanowana bo wiedziała, że nic jej nie grozi? A przynajmniej nic poważnego? Ten mężczyzna mimo całej akcji jak i możliwości nikomu krzywdy nie zrobił. No może sobie po tym jak wyskoczył. Może więc ta pani wiedziała o tym? Zwłaszcza jak mówię jeżeli jakoś znali się wcześniej? Po prostu znała tego człowieka na tyle by wiedzieć, że poza samym porwaniem nic jej nie zrobi. Noa przynajmniej silnie wierzyć w taką wersję... - pogrążył się w rozważaniach. Jak na razie bazował na własnych doświadczeniach i obserwacjach. Nie miał żadnych konkretów.

Ostatecznie westchnął i wzruszył ramionami. Schował notatnik i ołówek do kieszeni i spojrzał na zegarek. - No chyba czas już ruszać na spotkanie. Myślę, że sami wiecej nie wymyślimy. Może nasza dzielna panienka da nam jakieściekawe wyjaśnienia. - uśmiechnał się do sąsiada z przedziału. Miał opuścić przedział gdy nagle sobie o czymś przypomniał. Sięgnął po leżący aparat i zwrócił się do szeryfa. - Czy mógłby mi pan wyświadczyć przysługę? Jak będziemy z panią Lavoie mogę wam zrobić zdjęcie? Bardzoby mi to pasowało do artykułu. wie pan, taka fotografia z uczestnikami zdarzeń. Czytelnicy uwielbiają takie kompletne artykuły. Więc jak panna Lavoie się zgodzi będę mógł wam zrobić zdjęcie? - ponowił pytanie do spalonego słońcem mężczyzny. Miał nadzieje, że się zgodzi, podobnie jak aktorka. To by bardzo wywindowało wartość jego artykułu.
 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

czw lip 05, 2012 10:01 pm

Alan wysłuchał towarzysza podróży i przytaknął: - Oczywiście, jeśli pan chce może pan robić zdjęcia. Ciekaw tylko jestem czy pani Lavoie wyrazi zgodę? Nie jestem pewien czy rozgłos o podobnych wydarzeniach byłby jej w smak. Co do obsługi... - szeryf skrzywił się wyraźnie: - Trochę to naciągane, nieprawdaż? Ochroniarze pociągu tej klasy z pewnością mają długi staż w innych liniach i odpowiednie przeszkolenie. Mnie zaleciało trochę amatorszczyzną, ale być może trochę dramatyzuję. Może to objaw zboczeń zawodowych, kto wie. - Przez chwilę spoglądał na swojego rozmówcę: - Ma pan rację, chyba nastał najwyższy czas na spotkanie z naszą szanowną ofiarą. - Mężczyzna dźwignął się z siedzenia. Raz jeszcze sprawdził walizę... na wszelki wypadek zamknął ją na niewielką kłódeczkę, a kluczyk schował do portfela.
- Chodźmy.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

pt lip 13, 2012 9:25 am

Trasa: New York - Montreal
Express Great Northern
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Ruszyliście do wagonu restauracyjnego. Kiedy weszliście do środka, okazało się, że znajduje się tam Panna Lavoie przy dość dużym stoliku, przy którym mogło zmieścić się swobodnie 6 osób, a także jedna dodatkowa parka, która siedziała pod ścianą i była bardzo zajęta sobą na wzajem.

Kiedy weszliście Celine skinęła Wam głową i zapraszającym gestem wskazała miejsca przy stole.
Usiedliście i kelner podał szampana, a także wodę i soki.
- Gdyby Państwo czegoś potrzebowali - proszę natychmiast mnie wezwać. - kelner powiedział z uśmiechem i oddalił się.

Szampan na stole wyraźnie wskazywał, że przekroczyliście już granicę. A może w wagonach linii kolejowej należącej do ojca - producenta alkoholu Lavoie czuła się bardzo swobodnie?

Zostaliście sami i kobieta wzniosła pełny kieliszek.
Obrazek
Celine Lavoie

- Chciałam jeszcze raz podziękować Panom za ratunek. A nic lepiej nie wyrazi tego, jak miła rozmowa w doborowym towarzystwie i kieliszek wyśmienitego szampana. A więc - Panów zdrowie!
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

pt lip 13, 2012 3:50 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



-A także zdrowie pieknych i odważnych dam! - dziennikarz grzecznie przyjął zaproszenie i wzniósł kieliszek szampana w rewanżując się gospodyni toastem. Na pierwszy rzut oka wyglądała (serio? jakiś rzut czy co?) swobodnie i ponownie okazywała niewykły spokój jak na wydarzenia jakie miały miejsce całkiem niedawno. Jeśli miała jakiś moment paniki, płaczu czy słabości spowodowany tym zajęciem to obecnie nie było po nim śladu. Postanowił się ponownie przedstawić. Chwilę wahał się czy ujawnić swoją profesję ale, że lubił jasne sytuację więc przedłożył szczerość nad jakieś dodatkowe informacje jakich ich gospodyni mogła nie chcieć ujawniać komuś z prasy. - Panno Lavoie, pozwoli pani, że się przedstawię bo wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości. Jestem Russel Lawson i jestem dziennikarzem, pracuję dla "Ipswich Times", no przynajmniej ostatnio... - Zawahał się trochę. Właściwie był bardziej wolnym strzelcem niż stałym współpracownikiem którejś z gazet. Po prostu na ogół kończyła się seria artykułów i felietonów jakie pisał i na ogół kończyła się jego wspłpraca z danym tytułem. Gwarantowało mu to niezależność którą tak sobie cenił. Niestety nie obiecywało zbyt stałych kontraktów a więc i dochodów. - Naprawdę się bardzo cieszę, że nic się pani nie stało. Właściwie, że nic nikomu się nie stało. - dodał po chwili wahania wracając do rzeczywistości.

Russel upił łyk szampanu i pozwolił sobie na chwilę relaksu. Wyciągnął się wygodnie na siedzisku i delektował się musującym trunkiem. W końcu jakby nie patrzyć całą trójką uczestniczyli w tych gwałtownych wydarzeniach ~ A właściwie czwórką... ~ przypomniał sobie o brakującym elemencie układanki i jego relaks prysnął. Znów zabrał się do pracy. Pochylił się bliżej stołu zastanawiając się jak zacząć rozmowę na interesujące go tematy.

-Naprawdę muszę przyznać, że dawno nie spotkałem nikogo tak dzielnie znoszącego takie nieprzyjemności! - Dał wyraz swemu podziwowi dla jej postawy tak samo jak wcześniej zwrócił na to uwagę w rozmowie z współpasażerem. - Można wiedzieć jak i gdzie można nauczyś się tak silnego charakteru? - ciągnął tonem swobodnej pogawędki by jakoś rozluźnić atmosferę. Podobno każdy lubił być chwalony i się chwalić. Jeśliby ich gospodyni zareagowała inaczej byłoby to... zastanawiające. Poczekał co odpowie po czym ciągnął dalej.

-Mogła by pani opowiedzieć jak do tego doszło? Jestem naprawdę zaskoczony. Nie spodziewałem się takiego czynu w takim miejscu, przecież to nie są jakieś niebezpieczne dzielnice tylko pociąg i to na najwyższym poziomie! Czemu i czym ten mężczyzna panią nagabywał? Zna pani tego jegomościa? - z trudem powstrzymywał się by nie zasypać swoją rozmówczynię gradem pytań które go nurtowały. Jednak tak wrodzony jak i wyuczony takt powstrzymały go od tego. Nie lubił zrażać do siebie ludzi z którymi rozmawiał zwłaszcza przy pracy. Mieli tyle informacji... A jakiemuś gburowi mogli nie być skłonni ich udzielić a przynajmniej nie wszystkich. Teraz gdy czekał na odpowiedź przyglądał się młodej kobiecie dyskretnie sprawdzając jak przyjmie jego pytania. Zwłaszcza o znajomość z niedoszłym porywaczem. Pytanie i odpowiedź według doświadczenia reportera było kluczowe i nieważnie jaką otrzyma odpowiedź dużo ona mu powie o całej sytuaji. A przynajmniej na to liczył.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt lip 17, 2012 11:19 am

Trasa: New York - Montreal
Express Great Northern
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Szeryf w milczeniu uniósł kieliszek i upił z niego niewielki łyk. Cały czas obserwował Celine, jednak nie odezwał się ani słowem. Kobieta zdawała się nie robić sobie nic z zachowania mężczyzny.
Tymczasem całą uwagę poświęciła Russelowi.

Obrazek
Celine Lavoie


- Miło mi Panie Lawson - raz jeszcze. - kobieta wzniosła kieliszek i upiła z niego znowu. Zauważyłeś, że praktycznie na dwa razy opróżniła prawie cały. A więc jednak pojawiały się jakieś emocje! Nie miałeś jednak czasu do rozmyślań, gdyż Celine zapaliła papierosa w długiej i misternie rzeźbionej fifce i zaczęła opowiadać.
- Widzi Pan - mój ojciec w Stanach ma wielu wrogów. Gangi, wrogie przejęcia, interesy. Producentowi alkoholu nie jest łatwo w dzisiejszych czasach, jeśli rozumie Pan co mam na myśli. Nauczyłam się od swojego ojca, że trzeba być twardym i chwilami bezwzględnym. Inaczej nie ma możliwości odniesienia sukcesu.
Weźmy za przykład dzisiejszą sytuację. Gdybym nie zachowała zimnej krwi, krzyczała, wiła się i mdlała to raczej teraz byłabym martwa, a nie popijała z Panami tego wyśmienitego szampana. A właśnie - kelner!

Kobieta odwróciła się na moment, aby pracownik mógł napełnić jej kieliszek.
Russel musiał przyznać, że ostatnia część jej wypowiedzi miała sens - gdyby zachowała się "normalne" zamachowiec mógł się wściec i uciszyć ją na miejscu.
Lawson miał wrażenie, że kobieta doskonale się bawi - jednak było to krótkotrwałe uczucie. Ledwie mignięcie, które zaraz zniknęło.
Lavoie sprawiała wrażenie młodej i twardej kobiety - doświadczonej życiowo, co niesamowicie dziwiło reportera.*

Po chwili Celine odezwała się znowu:
- Jeśli chodzi o samego porywacza - muszę Pana rozczarować: to nikt kogo bym znała. Widziałam go pierwszy raz w życiu na oczy. Może był to jakiś szaleniec, który trafił na jedną ze sztuk w których występuje i postanowił mnie zdobyć?
Słyszałam od koleżanek mrożące krew w żyłach przypadki o podobnych zajściach. To przerażające...


 
Awatar użytkownika
Marcin19
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1677
Rejestracja: pt maja 29, 2009 11:06 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt lip 17, 2012 10:56 pm

"No, no, wszystko zaczyna nabierać rozmachu" - pomyślał szeryf uważnie przysłuchując się rozmowie. W pierwszej części rozmowy milczał, gdyż najwyraźniej zszedł z niego stres spowodowany strzelaniną i jego organizm musiał odreagować. Pani Lavoie zdawała się być "ponad" wszelkie przyziemne problemy, a porwanie przypominało kolejną kartę w jej awanturniczym życiorysie. Wszystko to budziło podejrzenia szeryfa:
- Myślę, że pani zdolność do opanowania to po prostu... ewenement? - Prosty południowiec nie był pewien czy posłużył się odpowiednim słowem: - W jednym przypadku na sto ofiara potrafi zachować równie stoicki spokój w obliczu kryminalisty. Nie zapominajmy, że nawet gdyby wrogiem pani ojca był sam diabeł, jest to nadal wróg pani ojca. Jak mniemam niezbyt często ma pani do czynienia z gangsterami i innymi przestępcami. Przyznam, że to niezwykle interesujące. Miejmy nadzieję, że śledztwo w tej sprawie wyjaśni motywy tego mężczyzny. Pewnie byłoby to dla pani dalece bardziej komfortowa sytuacja. - Alan uśmiechnął się pod nosem. Nawet nie zauważył kiedy udzielił mu się styl słownictwa kobiety z wyższych sfer: - A tak w ogóle - dzięki za drinka. Dawno nie miałem w ustach czegoś z e... bąbelkami?
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

śr lip 18, 2012 12:15 am

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Russel w milczeniu wysłuchał relacji młodej gwiazdy. Uważnie ją obserwował. Patrzył na jej oczy, twarz, ruchy dłoni i ogólna mimike ciała. Słuchał co mówi i jak mówi. Był w tym dobry, w obserwacji ludzkich zachowań i reagowaniu na nie odpowiednio. Dzięki temu dzięki zwykłej rozmowie potrafił się dowiedzieć wielu ciekawyh rzeczy.

Ta młoda kobieta była inna. Jej powierzchownośc typowa dlamłodej gwiazdeczki kompletnie nie pasowała mu do obserwacji jakie poczynił wzgledem jej reakcji na ostatnie wydarzenia. Jednym słowem to co było na zewnątrz nie pasowało do tego co jest wewnątrz. Russelowi ciężko było sobie przypomnieć kiedy ostatni raz spotkał się z taką rozbierznością.

Właściwie jakby tak gwałtownie nie piła tego szampana ciężko było zauważyć by miała jakieś niezaplanowane wydarzenie w podróży do Kanady. Zastanawiał się nad znaczeniem jej słów. Mówila o ojcu i jego wrogach. Prawie w jednym zdaniu o nim wspomniała o gangach. Fakt, był to ostatnio temat dość modny. Russel niejako z zawodowego obowiązku a także naturalnej ciekawości czytał relacje kolegów po fachu o dokonaniach band. Zwłaszcza w rejonie Małej Italii.Wyglądało, że przez ostatnie dwudziestolecie problem, zwłaszcza na Wschodnim Wybrzeżu stale narastał. O ile zdarzyło mu się rozmawiać z paroma prawnikami i policjantami straszyli, że przez obecną ustawę będzie jescze gorzej. Russelowi aż ciężko było to sobie wyobrazić. Przecież w niektórych włoskich dzielnicach miasta już teraz wcale nie było wesoło. Co prawda na ogól Wlosi robili sobie nawzajem przykrości ale nie było wiadomo kiedy zaczną zaczepiac innych sąsiadów. ~ Czyżby więc jej ojciec miał problemy z jakąś bandą? ~ zastanawiał się. Prawie od razu nasunęło mu się hasło "przemyt". Zastanawiał się czy tak potężny biznesmen skusiłby się na takie ryzyko i wziął udział w takim procederze. Jednak nieważnie czy tak czy nie pozostawało kwestią otwartą co o jego interesach wiedziała jego młoda ale jak widać dzielna córka. Raczej o ile się orientował reporter jakichś specjalnych biznesowych zainteresowań nie przejawiała więc niby nie było powodu by ojciec ją wtajemniczał w interesy, zwłaszcza jeśli nie były do końca legalne. Z drugiej strony była jednak w najbliższej rodzinie więc coś musiala wiedzieć. W końcu przy ostatnim spotkaniu z nim mógł się skarżyc na jakieś kłopoty w takiej a takiej sprawie prawda? Ponadto mimo wszystko dobór słów w zdaniu mógl być przypadkowy. Russel postanowił na razie sprawę odłożyć na bok bo chwilowo i tak nie mógł jej sprawdzić.

Nadal jednak nie pasowało mu jej zachowanie. Była w końcu prawie o płowe mlodsza od niego a miała podejście do sprawy starego weterana jakiś niesamowitych przygód. Ten kontrast aż bił po oczach. Co dziwne miał wrażenie, że zachowuje się zupełnie jakby odgrywała znaną scenę i rolę. Zupełnie jakby starała się wejść w rolę zblazowanej gwiazdeczki która bagatelizuje sprawę. No i można było być opanowanym i przejść do porządku dziennego nad różnymi rzeczami i zdarzeniami no ale aż tak gładko? Praktycznie bez śladu. Russel był świadkiem fenomenu którego nie rozumiał a który bardzo pragnał zrozumieć. Zajety analizą sytuacji i poszukiwaniem odpowiedzi oraz wyłapywaniem ewentualnych luk w wypowiedzi dziewczyny z ulga przyjał przejęcie inicjatywy rozmowy przez nowego współtowarzysza podróży.

W końcu sam postanowił zapytać o parę spraw. - No jeszcze raz podkreślam, że jestem pod wrażeniem. Bardzo pozytywnym zresztą. Muszę pogratulować pani ojcu fenomenalnego jej przygotowania na takie sytuacje a pani przyswojenia tej wiedzy. To musi być niepowtarzalny człowiek. Bardzo chetnie bym go spotkał i porozmawial. Właściwie to myślę, że zarówno pani jak i pani rodzina jesteście fascynujacymi i godnymi głębszego poznania ludźmi. Myśli pani, że udaloby nam się wszystkim spotkać i porozmawiać? - mówil szczerze. W obecnej sytuacji najchętniej urządziłby sobie dłuższą pogawędkę zarówno z ową młodą damą jak i jej rodzina. Była pewna szansa, że panienka udawała się właśnie do domu w Montrealu więc istniała pewna szansa na jakieś spotkanie w szerszym gronie. Russel był bardzo ciekaw czy reszta rodziny również okazałaby się podobna do Celine.

Poczekał co mu jego rozmówczyni odpowie. Nie chciał jej się narzucać z pytaniami. Gdy jednak uznał, że sytuacja było odpowiednia poprosił ją o jak miał nadzieję drobna dla niej przysługę. - Przepaszam panią. Mam małą prośbę. Czy mógłbym zrobić pani i panu Penbroke zdjęcie? - spojrzał na nią pytająco. Miał już wcześniej zgodę szeryfa więc miał nadzieję, że i młoda gwiazdka się zgodzi. Nie bardzo się wyznawał na modzie i sztuce ale chyba próba porwania aktorki przez oszalałego z miłości wielbiciela była odbierana raczej pozytywnie w tym środowisku. Po raz kolejny żałował, że nie ma przy nim Margo, ona się dużo lepiej orientowała w tej materii.

Czekając na odpowiedź zastanawiał się nas ostatnim elementem układanki a mianowicie owym porywaczem. Panna twierdziła, ze to ktoś obcy. Tymczasem najprostszm wyjasnieniem jej pewności siebie i opanowania mogło być to, że było to ukartowane. Wówczas obie strony wiedziały, że tak naprawdę nic nikomu nie grozi więc nie było czego się bać. No i wówczas młoda dama oczywiscie nie mogłaby się przyznać do znajomości z porywaczem. Nie pasowała do tego jednak ucieczka z pociągu. Czyżby na obecność uzbrojonego szeryfa tamten tak spanikował, że stracił głowę i wyskoczył przez okno pociagu? I do tego zamknięte okno? Po co tak ryzykował? Czemu po prostu się nie poddał? Czy szaleniec mógł być aż tak szalony? Westchnął cicho wracając do oczekiwania na pozowlenie zrobienia zdjęcia. Nie mógł obecnie roztrzygnąc tej łamiglówki, może w Montrealu spotka się z jakimś ekspertem który mu to jakoś wyjasni.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

śr lip 25, 2012 1:34 pm

Trasa: New York - Montreal
Express Great Northern
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Celine w skupieniu wysłuchała tego co macie do powiedzenia.
Najpierw odezwała się do szeryfa:

Obrazek
Celine Lavoie


- Jeśli chodzi o drinka Panie Pangborn to żaden problem. Mam nadzieję, że Pan - jako przedstawiciel władzy nie ma aż tak krytycznego nastawienia do kwestii prohibicji w USA? Oczywiście proszę się nie przejmować na zaś - jesteśmy już na terytorium Kanady.
Kobieta raz jeszcze wzniosła kieliszek.
- A wracając do tematu. Nie wie Pan jak ciężkie jest prowadzenie alkoholowego interesu w dzisiejszych czasach. Muszę zmagać się z wieloma stresującymi sytuacjami, ponieważ większość czasu spędzam w Stanach. I nie ukrywam tego kim jestem, ani czyją jestem córką. A córka alkoholowego magnata nie ma łatwo. Zarówno jeśli chodzi o gangsterów, jak i stróżów prawa. - to ostatnie zdanie brzmiało nieco jak wyzwanie rzucone szeryfowi. Lavoie dość długo wpatrywała się w Alana, jednak w końcu przeniosła swoją uwagę na reportera.

- Zdjęcie? Ależ oczywiście! - Celine wydawała się niezwykle podniecona kwestią zrobienia jej zdjęcia - prawie jak podlotek, któremu sprawiono przyjemność nową sukienką. Szybko ustawiła się za Alanem w dość skromnej pozie, wręcz prosząc o to, aby ten pozostał na swoim miejscu. W pewnym momencie Russel pomyślał, że w tej pozie wyglądają jak senior rodu i jego dziedziczka.
Kiedy Celine usiadła na swoim miejscu, znów upiła nieco z kieliszka i uśmiechnęła się do Russela.
- Spotkanie z moim papą? Interesujące, że Pan o to prosi. Muszę przyznać, że to dość śmiała prośba! Zobaczę co da się zrobić, jednak nie mogę nic Panu obiecać. Rozumiem, że zostają Panowie w Montrealu na jakiś czas? Czy mogę wiedzieć, gdzie się Panowie zatrzymają? Jeżeli będzie okazja do spotkania - chciałabym wiedzieć, gdzie wysłać zaproszenie.

 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt lip 31, 2012 12:09 am

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Ta niewielka i młoda osóbka bardzo go intrygowała. Była pełna sprzeczności. Nie mógł jej rozgryźć. Uwagę jego przykuło jej nasawienie do roli prawa i jej przedstawicieli docałego alkoholowego interesu. Najwyraźniej temat był jej bliski. Czy łączyło ją tylko lojalność względem rodzinnego interesu czy zwykłe młodzieżowe a modne wśród złotej młodzieży irytowanie starszych i szarganie autorytetów to nie wiedział. Ale wyglądało na to, że córka alkoholowego barona ma całkiem dobre relacje z ojcem i nie widzi nic zdrożnego w tym procederze. No właściwie sam Lawson też nie widział. Jego zdaniem alkohol był dla ludzi i jeśli były z nim problemy to była kwestia niewłaściwego stosowania owego środka a nie wada samego środka. No i to, że córka stoi po stronie ojca i rodziny było raczej normalne prawda?

Na szczęście rozmowa zeszła z potencjalnie drażliwego tematu na bardziej przyjemne. Panna Lavoie zaskoczyła go po raz kolejny. Tym razem reakcją na propozycję zdjęcia. Ku jego uldze i radości zgodziła się bez oporów. To było jeszcze do przewidzenia bo o ile się orientował w jej środowisku rozgłos był pożądany jak najbardziej. Jednak ekscytacja i radość jaką tamta okazywała wygladała jakby pierwszy raz miała mieć robione zdjęcie co przecież nie mogło być prawdą. No ale może tak odreagowywała stres albo sama cieszyła ją po prostu sama możliwość uwiecznienia tej chwili.

Dłużej nad tym się nie rozwodził. Pstryknąl kilka fotografii na wypadek gdyba któras nie wyszła. Huknęła lampa flesza i było po sprawie. Odruchowo się zaczął zastanawiać gdzie w Montrealu mógłby wywołać zdjęcia. Planował też od razu tytuł pod zdjęciem ale jak zwykle w takich sytuacjach wstrzymał się do momentu aż je wywoła. Na próżno i dosłownie w ciemno nie było co planować. A czasem wystarczyło rzucić okiem na zdjęcie i tytuła znajdywał się sam.


Powrócił do rozmowy z młoda gwiazdą Wschodniego Wybrzeża. Bardzo żywo zareagował na możliwość spotkania się z jej ojcem. Miał nadzieję, że dojdzie do skutku. Bardzo zależało mu na ujrzenie jej w "środowisku naturalnym" jak to mawiali przyrodnicy. Natychmiast więc siegnął po notes i pamiętając, ze pisze dla kogoś a nie dla siebie, nakreslił dużo wyraźniej niż zwykle adres ojca McBirda pod którym zamierzał się zatrzymać. - Oh, naprawdę, bylibysmy bardzo zobowiązani mogąc spotkać się z kimś takim osobiście. Ponadto chciałbym mu pogratulować wspaniałego przygotowania córki na wszelakie okoliczności. Ja zatrzymam się na parę dni, może nawet tygodni w Montrealu pod tym adresem więc mam nadzieję, że uda nam się spotkać. - powiedział do swojej rozmówczyni. Nie do końca wiedział co przyjdzie mu czynić w tym kanadyjskim mieście ale liczył, że na spotkanie znajdzie czas. Może nawet starczyłoby materiału na cały cykl o tej rodzinie? Jemu i jego rodzinie przydałby się jakiś zastrzyk gotówki. A taki temat powinien dość dobrze się sprzedać w wydawnictwach, zwłaszcza, że był z pierwszej reki. W Montrealu też mógł popytac i posprawdzać niektóre wątki sprawy jakich siedząc tutaj w pociągu po porstu nie mógł sprawdzić.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt lip 31, 2012 3:23 pm

Trasa: New York - Montreal
Express Great Northern
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Rozmawialiście jeszcze przez jakiś czas. Młoda Lavoie zapisała sobie adres podany przez reportera i w podzięce obdarzyła Lawsona przepięknym uśmiechem.
Rozmawialiście jeszcze przez jakiś czas - głównie na tematy dość błahe - po czym kobieta grzecznie przeprosiła Was i oddaliła się w stronę swojego przedziału.
Oczywiście mogliście pozostać w barze i korzystać z niego do woli na koszt linii kolejowej.
W końcu wróciliście do przedziału - zbliżaliście się do Montrealu, więc wypadało się przygotować do opuszczenia pociągu.

Montreal - Dworzec Główny
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Kiedy wysiedliście na stacji, zauważyliście przygotowane już i czekające na Was bagaże. Odprawa celna była tylko formalnością, udało się Wam bardzo szybko z nią uporać.
Kiedy w końcu stanęliście na posadzce, jaką wyłożony był główny hol Dworca poczuliście się, że trafiliście do innego świata. W Kanadzie o wiele mocniej dało się wyczuć "europejską nutę" niż w Stanach.
Po chwili podszedł do Was wysoki, strasznie kościsty jegomość. Po krótkiej wymianie uprzejmości zakomunikował Wam, że jest stangretem wysłanym przez McBride'a i ma odebrać Was z Dworca. Z radością ruszyliście przed budynek, gdzie czekał Wasz pojazd. Okazało się, że nad Montrealem już się zmierzchało...
Nagle usłyszeliście głos.
- Odezwę się do Panów! Raz jeszcze dziękuję! - odwróciliście głowy. Okazało się, że Panna Lavoie machała Wam ręką z pewnej odległości. Towarzyszył jej sporych rozmiarów mężczyzna, który - co dziwne o tej porze roku - miał na sobie kożuch, sięgający mu do ziemi. Pewnie stąd właśnie wzięła się jego czerwona twarz...
Skinęliście grzecznie głowami, odpowiadając na zaproszenie Celine, po czym sami zaczęliście pakować się do powozu. Okazał się on dostatecznie przestronny, aby zmieścić Was wszystkich. Stangret poinformował Was, że przejażdżka nie będzie trwała długo - parafia znajdowała się niedaleko Dworca.
Kiedy ruszaliście zauważyliście wielkiego lśniącego Kruka, który poderwał się do lotu. Ptak zatoczył kilka kółek, nad samochodem do którego wsiadła Celine, po czym poszybował w górę.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

czw sie 02, 2012 11:48 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Russel skończył szampana podczas rozmowy w pociągowej restauracji. Na błache tematy rozmawiało mu się całkiem przyjemnie. Gdy panna Lavsone opusciła ich pozwolił sobie na skorzystanie z okazji i zaspokojenia momentu próżności. Przeglądając menu dań wybrał sobie drogą i dobrą kawę z wszelkimi dodatkami. Na ogół pił kawę codziennie ale musiał się zadowalać tymi najtańszymi. Co prawda mógł czasem z racji swego zawodu i kontaktów z różnymi grupami społecznymi wypić coś naprawdę specyficznego, nowego lub po prostu drogiego jednak raczej były to przypadki a nie norma.

Czekając na kelnera w zamyśleniu przeglądał dalej menu. Wzrok spoczął mu na deserach. Wiedział, że ta część karty dań z pewnością pochłonęła by uwagę jego pociech. Zapewne musiałby im tłumaczyć co jest co i dlaczego tak dziwnie się nazywa. Jednak po przejściu na rubryczkę z cenami które były po prostu dostosowane do wymogów i portfeli pasażerów tego pociągu stwierdził, że pewnie i tak nie było by ich stać na to. Ponownie ubodla go tęsknota za domem. Żałował, że nie dało się ich zabrać w tę podróż. Mogliby się wyrwać z betonowej miejskiej dżungli Wschodniego Wybrzeża i pozwolic sobie choć na tydzień czy dwa wakacji. Co prawda on pewnie i tak byłby pochłonięty pracą ale przynajmniej Margaret i dzieci by miały jakąś rozrywkę. No i jemu inaczej by się wracało do domu, nawet tymczasowego. A w takiej sytuacji jak był teraz pewnie nie prędko miałby okazję powtórzyć. Rzadko się zdażało by miał jakieś konkretne materialne profity ze swojej pracy. Teraz np. dzięki wdzięczności i szczodrości panny Lovaie mogliby zażyć radości wspólnego opychania się deserami.

Westchnął cicho. Smętne rozmyślania przerwał mu kelner z parującym ciemnym naparem. Russel podziękował mu grzecznie i przez chwilę wpatrywał się w wirujący co raz wolniej gorący napój. Koła na jego powierzchni stopniowo zwalniały zakłócane co raz bardziej przez stukot wagonu. Russel pogawędził chwilę na niezobowiązujące tematy ze swym współpasażerem. Był ciekaw jakiej drużynie baseballowej tamten kibicuje. On sam kibicował oczywiście NY Giants.

Gdy zbliżali się do Montrealu przenieśli się z powrotem do ich przedziału przygotowując się di jego opuszczenia. Na zewnątrz wszystko poszło gładko i sprawnie. Począwszy od odprawy celnej a kończywszy na opiece ojca McBride która objawiała się milczącym i dystyngowanym stangretem. Reporter raźno załadował swoje bagaże i miał własnie zająć miejsce w powozie gdy usłyszał za sobą wołanie młodej gwiazdy. Tym raze zachowywała się aż nadto młodo, wręcz młodzieżowo. Z jej opanowania i zimnej krwi nic nie zostało. Objawiała się jako kwintesencja nieokiełznanej młodości. Czyli własnie tak jak powinna. Naprawdę nie rozumiał zahowania tej osóbki. Mimo to dał się ponieść jej entuzjazmowi i posłał jej ciepły usmiech i pomachał radosnie ręką na pożegnanie.

Wewnątrz powozu czekał aż szeryf zajmie miejsce koło niego. Zastanawiał się nad pierwotnym celem ich podróży. Teraz miał czas nad tym pomysleć bo w pociągu po prostu tyle się działo, że nie miał na to czasu. Znów się zastanawiał po co właściwie duchowny potrzebował jego pomocy. No ale już niedługo sam miał się o tym przekonać. Na razie zajął się więc podziwianiem i obserwacją widoków i ludzi za oknem. Pierwszy raz był w Kanadzie więc zastanawiał się w czym kanadyjskie miasto jest podobne a w czym się różni od amerykańskiego. Jak wróci będzie miał o czym opowiadać w domu. No i prawie na pewno znajdzie sposób by jakoś zdobytej obecnie wiedzy użyć w pisanych przez siebie artykułach.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

sob sie 11, 2012 10:45 pm

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Przejażdżka - pomimo, że miła - nie była zbyt długa. W końcu zajechaliście pod wejście do Parafii.
Budynek - świeżo wyremontowany - przedstawiał się dość przeciętnie. Jednak po chwili uważnej obserwacji, można było zaobserwować detale, które świadczyły o tym, iż w tej jednej budowli mieszało się kilka styli architektonicznych. Zapewne sam budynek mógł opowiedzieć wiele ciekawych historii na temat tego, co działo się w jego wnętrzach.

Na schodach już czekał na Was McBride. Wyglądał nieco starzej niż jak go zapamiętaliście - jednak nikt nie jest nieśmiertelny. Kapłan od razu rzucił się do witania Was, w czasie kiedy stangret wynosił Wasze bagaże. Ojciec wyściskał każdego z Was po kolei, pytając o to jak minęła Wam podróż. Oczywiście na dłuższe rozmowy przyjdzie czas za chwilę.
McBride poprosił Was do środka, mówiąc, że kolacja już gotowa, a także iż pokoje także na Was czekają.
Ruszyliście więc do niewielkiego pokoju, który - jak wyjaśnił McBride - był kiedyś salką w seminarium, które mieściło się w budynku kościoła.
W pokoju krzątała się niska starsza kobieta, która wyglądała na gosposię. Czarna suknia, biały, wręcz sztywny od krochmalu fartuch. Siwe włosy spięte w kok.

Obrazek
Ojciec McBride

- Oh Madame D'Anjou. Widzę, że wszystko jest już przygotowane na przyjecie naszych wspaniałych gości.
Gosposia z uśmiechem skinęła głową, wynosząc wazę z zupą. W pokoju dało się wyczuć mocny aromat zupy gulaszowej.
Ojciec wskazał Wam miejsca.
- Moi drodzy. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że widzę Was wszystkich w komplecie. Naprawdę nie wiedziałem, czy odpowiecie na mój - sami przyznacie - enigmatyczny list. Ale o tym za chwilę - opowiadajcie - jak minęła Wam podróż?
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

pn sie 13, 2012 8:46 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Budynek parafii przypadł Russelowi do gustu. Tego typu budynki były historią samą w sobie. Wystarczyło tylko odpowiednio dokładnie pogrzebać. Po prostu w odpowednio długim czasie po prostu z natury rzeczy musiało dziać się coś ciekawego. Pod tym względem zawsze żałował, że nie urodził się albo przynajmniej nie miał okazji zwiedzić Starego Kontynentu. W porównaniu do tamtejszych budowli wszystkie budynki wzniesione w jego ojczyźnie byłu nowiutkie. Niemniej nadal miały swój urok i potencjał i Russel miał dar, umiejętności i pasję by je odkrywać.

Jednak w chwili gdy się zatrzymali przed budynkiem i i wyszedł do nich ich gospodarz dziennikarz stracił zainteresowanie samą posesją. Wyszedł do niego i przywitał się dając się wyściskać starszemu mężczyźnie. - Dobry wieczór panie profesorze! - rzekł tym samym tonem jakim całe lata temu witał się z nim na uniwersytecie a jaki mimo upływu czasu odtworzył bezbłędnie. Zawsze były to ciekawe spotkania bo ówczesny profesor potrafił wynajdywać różne tematy i zagadnienia a jego młody student rzadko ustępował mu pola w wynajdywaniu niestandardowych odpowiedzi. Ponadto charakteryzowała go specyficzna pewność siebie, która może nawet trąciła poufałością względem mentora i pychą co do wiary we własne umiejętności. Rzucało się to w oczy wszsystkim i było kompletnie dmienne od podejścia reprezentowanego przez większość i studentów i profesrorów. Obecnie Russel nie był już tak młody i tak pewny swego sukesu jak kiedyś. Te kilkanascie lat które minęły od tamtego czasu udowodniły mu, że dość często bywa bezsilny wobec tak powszednich ułomności jak ludzka głupota, nieodpowiedzialność, niedbanie o szczegóły czy zapominanie. Jedyne co się niezmieniło to gotowość do podjęcia rękawicy i niezłomność w dążeniu do wyjaśnienia sprawy w najdokładniejszy możliwy sposób.

Poczekał aż ceremoniałowi powitalnemu stanie się zadość. Nie śpieszył się ciesząc się każdą chwilą ze spotania. Ponownie ukuła go igiełka żalu, że reszta rodziny nie może poznać tego wyjątkowego człowieka. Ale nagle wpadła mu do głowy myśl, że jakby jego pobyt tutaj się trochę przeciągnąl to właściwie mógłby ich ściągnąć tutaj na wakacje. Ten pomysł bardzo go pokrzepił i dzięki temu raźno przestąpił próg domostwa.

Wewnątrz dał sobą rozporządza do woli, zwłąszcza, że chodziło o zjedzenie kolacji. Pytanie gospodarza o podróż bardzo go rozbawiło. Było oczywiste i należało się go spodziewać. Byłoby dziwne gdyby nie padło. I niegrzeczne. Ale tym razem było co opowiadać ponad standardowe "Wszystko było w porządku" albo sarkanie na jakieś niedogodności. - Ha! Dobrze, że pan profesor o to pyta. Nie uwierzy pan co się stało... - i zaczął opowiadać swoim wyćwiczonym w relacjonowniu głosem wydarzenia z pociągu. Opowiadał jak poznali się z Alanem, jak natknęli się na dziwnego konduktora który potem okazał się porywaczem, sam przebieg porwania aż wreszcie rozmowę w salonce z panną Lavoie i jej prawie obietnicą na ponowne spotkanie w Montealu. Mówił składnie i po kolei bo już wcześniej obmyślał tekst pod względem przyszłego artykułu. To mu przypomniało o ważnej dla niego rzeczy. - A własnie panie profesorze, czy nie znalazłaby się jakaś maszyna do pisania w okolicy? Na maszynie dużo łatwiej mi się pisze. Pan profesor pamięta pewnie jak to z rozczytywaniem moich gryzmołów było... - usmiechnął się wiedząc, że ciężko było o tym zapomnieć. W końcu we wcześniejszych progach edukacji miał z tym duże problemy i nauczyciele nagminie łamali ręcę nie wróżąc mu zbyt dobrej kariery w zawodach związanych ze słwoem pisanym. Na szczęście problem zniknął gdy udało mu się zacząć pisac na maszynie. Wówczas pozostawał po nim jego czysty i płynny tekst, konkretny ale i fantazyjny, który tak dobrze podobał się i wydawcom i czytelnikom... tylko ta tematyka jaką obrał sobie za specjalność Russel...

- A pod rugie to zrobiłem parę zdjęć... Nie wie pan profesor gdzie można znaleźć jakąś ciemnię? Chciałbym je wywołać. Mam nadzieję, że wyjdą... - dodał trochę z obawą. Najchętniej jako profesjonalista sam by wywołał swoje zdjęcia bo wóczas miał pewność, że zostaną potraktowane z należytą uwagą jednak liczył się z tym że pewnie będzie musiał zdać się na miejscowego fachowca. W końcu w tak dużym mieście musiała być jakaś ciemnia albo zakład fotograficzny. Następnie pogrążył się w rozmowie gdzie dominowały dwa tematy, pierwszym była sprawa jaką ściągnął swych przyjaciół do Montralu ich gospodarz. Intrygowało go to i był ciekaw co tamten powie. List zaiste był dość skromny w informacje. Gdyby nie dołązone bilety dziennikarz wątpił czy by przyjechał a już na pewno nie tak szybko. Po prostu nei byłoby go stać. Drugim zaś tematem była rodzina Lavoie, bo Russel nie ukrywał wrażenia jakie wywołała na nim młoda członkini tego rodu.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt sie 14, 2012 1:35 pm

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Ojciec Philip wysłuchał wszystkiego co Russel miał do powiedzenia i pokiwał głową.
Obrazek
Ojciec McBride


- Tak, tak - zaiste podróż była dla Was pełna wrażeń. Jakkolwiek - z tego co wiem ojciec Panny Lavoie ma olbrzymią władzę w mieście, więc zapewne będzie on w stanie załatwić tą jakże niepokojącą dla jego córki sprawę...po swojemu. - tu przerwał na chwilę, dając do zrozumienia, że chyba lepiej jest zostawić sprawę.
Po chwili zwrócił się do dziennikarza:
- Maszyna powinna być w piwnicy - poszukam jej dzisiaj wieczorem. A co do ciemni. Hmmm... - ojciec zamyślił się na chwilę, po czym zanotował coś na kartce:
- Oto adres jednej z ciemni przy Uniwersytecie. Zaraz obok biblioteki. Tam na pewno powinni Ci pomóc.
Dalsza część obiadu minęła Wam w atmosferze żartów i opowieści z przeszłości, jednak napięcie, jakie tworzyło się w pokoju, było niesamowite. Można było je wręcz kroić. W końcu Ojciec McBride odsunął od siebie talerz i powiedział.
- Moi Drodzy. Przejdźmy w końcu do sedna - czyli powodu dla którego Was tutaj wezwałem. Otóż dokonałem niesamowitego odkrycia, które może mieć wpływ na moją parafię, a także prawdopodobnie na całą Kanadę.
Ale po kolei.
Budynek w którym mieści się teraz kościół, jest zbudowany na starym seminarium.
Podczas remontu budynku - a dokładnie piwnicy - odkryto niewielki zamurowany grób, w którym znajdowało się doskonale zakonserwowane ciało. Nie byłoby w tym nic aż tak niezwykłego, gdyby nie fakt, że serce owego nieboszczyka było w idealnym stanie. Było nietknięte ani upływem czasu, ani działaniem otoczenia!
To niesamowite odkrycie!

Tutaj ojciec zniżył głos, tak że niemalże zaczął szeptać:
- Uważam, że serce należy do samego patrona mojej parafii - św. Cutisa! Skąd ta pewność - zapytacie. Otóż na grobowcu wyryto imię: James z Andrews. Jest to imię św. Cutisa zanim został świętym. Tak nazywał się, mieszkając w sierocińcu. Potem skrócił je do James Andrews, ale z zapisków kościelnych wiem, że posługiwał się i tym i tym.
I tutaj zaczyna się Wasza rola moi Drodzy - jeżeli uda nam się potwierdzić autentyczność tego serca, to wtedy to miejsce będzie obiektem pielgrzymek. Czyż nie jest to ewidentny dowód na działanie opatrzności!?
Chciałbym, abyście przeprowadzili to śledztwo moi mili. Znam Was, śledziłem Wasze poczynania przez ostatnie kilka lat i wiem, że poradzicie sobie z tym zadaniem doskonale. A wolałbym mieć przy swoim boku zaufanych ludzi, którym mogę wiele zawierzyć.
Russel jest dociekliwy, a do tego specjalizuje się poniekąd w dziwnych zjawiskach i niesamowitych historiach. Natomiast Alan ma trzeźwy umysł i twardo stąpa po ziemi. Jeżeli Wy będziecie w stanie potwierdzić te rewelacje, będę miał niezwykle twarde dowody!


 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt sie 14, 2012 7:41 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Reporter trochę był rozczarowany wrażeniem jakie wywarła na ojcu McBirde informacja o ich przygodach. Zupełnie jakby codziennie zdażały się tu takie wypadki. Jednak jak wydawało się młodemu Lawsonowi gospodarz ma uwagę skupioną na czym innym więc dzielnie przyjął ów sporą dozę niedoceniania niebezpieczeństw na jakie się narażali by tu przybyć.

Słowa zaś mówiące o władzy i potędze patrona firmy alkoholowej zastanowiły go. Z jednej strony ktoś z taką ilością dobytku i pieniędzy automatycznie stawał się kimś ważnym jednak ton jakiego użył jego dawny mentor wskazywał, że ma on tu znaczenie niebagatelne. Niewątpił ani we własny rozsądek ani w przyjacielskie porady księdza mówiły mu, że drażnienie kogoś takiego byłoby wielce nierozsądne. Jednak działało to też na niego jak wyzwanie. W końcu zdarzało mu się już pracować w nieciekawych rejonach lub ludźmi o wątpliwej reputacji. - Wezmę to pod uwagę. - uśmiechnął się do swego gospodarza niczego jednak ani jemu ani sobie nie obiecując. Nadal miał zamiar napisać ten artykuł i miał zamiar go napisać tak rzetelnie jak tylko się da. Aby zbadać sprawę zapewne trzeba by się udać na komisariat policji i sprawdzić co się uda dowiedzieć. W tej materii liczył się czas. Musiał posłać do redakcji artykuł zanim ktoś go ubiegnie. Najpóźniej jutro rano. To mu przypomniało, że jeszcze musi dostać się do jakiejś poczty. Spytał przy okazji tego planowania jutrzejszych działań ich gospodarza.

-Bardzo by mi ta maszyna pomogła. Chciałbym chociaż krótki artykuł napisać jeszcze dziś by móc go rano wysłać. Jakbym rano wywołał zdjecia i wysłał je razem z artykułem mam spore szanse złapać się na wieczorny druk gazety czyli pojutrze rano bym już mial artykuł. - wiedział, że ktoś kto by wiedział o takim zdarzeniu musiałby przebyć przez podobną proedurę dlatego małe były szanse, że ktoś go wyprzedzi niemniej jak zwykle odczuwał presję pod tym względem. Z jednej strony opóźninie napisania artykułu dawało więcej czasu na zbadanie materiałów i zebranie dowodów a drugiej dawało czas konkurencji na wyprzedzenie go. Na szczęście w swojej specjalności dużej konkurencji nie miał bo takich "dziwaków" było niewielu no ale obecnie wgrę wchodziła dość standardowa tematyka więc mogło być różnie.

Następnie wysłuchał spokojnie wywodu księdza na temat celu ich sprowadzenia tutaj. Gdzieś w połowie jego wywodu na wpół świadomie wydobył swój nieśmiertelny notatnik i zaczął notować najważniejsze dane. Gdy ksiądz skończył Russel milczał chwilę wpatrując się w swoje właśnie ukończone notatki trzymane lewą ręka a prawą bawił się prawie pustym kieliszkiem wina jakie podano do stołu. - Dziękuję, że zaliczam się do połowy zaufanych profesjonalistów na jakich pan profesor polega! - uprzejmie wzniósł toast w kierunku księdza i dpił resztkę wina. Postawił puste szkło na stole ale nadal bawił się nim przechylając je na różne strony. Ktoś obcy mógłby zapewne pomysleć,że w ten średnio subtelny sposób dmaga się kolejnej partii wina jednak reporter bawił się nim machinalnie analizując to co usłyszał. Już nie musiał patreć na notatki bo wiedział co w nich jest. W końcu puścił kieliszek i przemówił.

-Ciekawe, ciekawe... Ale mam parę pytań... A mianowicie po pierwsze musiałbym dowiedzieć się więcej o patronie tego miejsca no i o jego życiu by móc wyłapać jakieś detale które mogłyby potwierdzić lub zaprzeczyć danej wersji. Zwłaszcza jeśli byłby w owych materialach źródłowych opis, rysunek albo coś podobnego owego patrona aby móc porównać odnalezionym ciałem. Po drugie skąd wiadomo jak wygląda jego serce? Przeprowadzono sekcję zwłok czy może ciało ma tak głębokie obrażenia, że je widać od razu? Własciwie... To skoro to jest na miejscu to czy moglibysmy rzucić okiem z czym mamy doczynienia? No bo jesli o mnie chodzi to oczywiście, że postaram się pomóc tak bardzo jak to tylko możliwe. - trochę się wahał. Ojciec co prawda mówił o działaniu Opatrzności ale biorąc pod uwagę sens i wymiar celu ich misji chyba mieli udowodnić lub obalić cud boski. Trochę duży kaliber. Russel jednak wiedział, że sporo potencjalnie nadnaturalnych zjawisk i rzeczy da się wytłumaczyć przypadkiem, niewiedzą lub "chciejstwem" swiadków. Same zachowane w doskonałym stanie po śmierci ciała nie były codziennością no ale jednak darzały się. Ponadto nie chciał jednak mówić tego tak na wstepie aletakie miejsca jak koscioły, forty czy zamki miewały bardzo burzliwą historię i ich mury wiele widziały. Więc w sumie nie wiadomo na pewno kto spoczywa w owej trumnie. Dlatego potrzebne mu były opisy owego św. Cutisa.

- Coś jeszcze profesor odkrył w związku z tym wydarzeniem? Nie chciałbym przekopywać się przez coś co już ksiądz wie a przecież pan profesor chyba pamięta, że ja kopać potrafię! - rzucił wesoło do starszeo mężczyzny. Jego powsciągliwość i tajemniczość trochę go zastanawiała i dziwiła. Nie widział powodu by ukrywać ten cel i nie wyjawić o nim w liscie. Przeicież i tak by przyjechał a nie miałby takiej nerwowej i tajemniczej atmosfery. Czyżby ksiądz nie do końca mu ufał? Ale to bez sensu, po co by go w ogóle wówczas wzywał. Nie wątpił, że było to ważne wydarzenie gdyby okazało się tak jak zakłada proboszcz. Kanada, a właściwie cały Nowy Kontynent mógłby poszczycić się takim samym miejscem jak jedno z wielu w starej Europie i Bliskim Wschodzie. Po cichu miał głęboką nadzieję, że stary mentor nie zamierza nadurzyć jego zaufania. Bowiem w tematyce w jakiej na ogół grzebał sie reporter słowo "oszustwo" i "kłamstwo" zdarzały się dużo częściej niż "cud" i "fenomen". Jeśli Russel naprawdę miał się zająć tą sprawą to zamierzał odkryć prawdę jakakolwiek by ona nie była. Miał nadzieję, że ojciec McBride nie zmienił zdania ani pamięć mu nie szwankuje na temat uporu, uczciwości i poczucia spraweidliwości swojego byłego studenta. Bo naprawdę zamierzał się zabrać za tą sprawę bo wydawała mu się ciekawa i godna uwagi.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

pt sie 17, 2012 2:00 pm

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


McBride spoglądał na Russela i pokiwał głową.
Obrazek
Ojciec McBride

- Nie przejmuj się. Kiedy skończymy, znajdę dla Ciebie tą maszynę.
Jeżeli chodzi o informację - ja mam teraz strasznie dużo na głowie. Chciałbym abyście odwiedzili archiwum i bibliotekę uniwersytecką - tam znajdziecie wszystkie informacje. Przepraszam, ale jest tak wiele do zrobienia!
- McBride był niesamowicie nakręcony swoim znaleziskiem.
- Ciało jest zmumifikowane. A serce - w idealnym stanie. Nie bije oczywiście, ale wygląda jak dopiero wyjęte ze zdrowego ciała.
Oczywiście - pokażę Wam i serce i ciało, a także grobowiec, w którym je znaleźliśmy. Potem jeszcze porozmawiamy.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

czw sie 23, 2012 1:38 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Reporter był naprawdę zaciekawiony. Z opisu wyglądało, że dosłownie serce jest w doskonałym stanie i nie była to jakaś przenośnia w stylu "wygląda całkiem nieźle ale...". Nie mógł się doczekać aż sam tego nie zobaczy na własne oczy. Lubił twarde dowody i lubił je przedstawiać czytelnikom. Obecnie jednak najwyraźniej miał udowodnić coś wyjątkowego. Nawet jakby to się udało wiedział, że z miejsca znajdą się malkontenci którzy zaczną szukać dziury w całym. Właściwie toon sam własnie taki był tylko tym razem miał stanąć tak trochę z drugiej strony. Chociaż właściwie... Nadal musiał odkryć co się stało i jak. Właściwie dopiero jakby sprawa go przerosła i zabrakło mu dowodów był gotów uznać, że "coś w tym jest".

Wstał od stołu i podąrzył za gospodarzem. Po drodze przypominał sobie co wie o mumifikacji. Własciwie nie specjalizował się w tej dziedzinie. Od razu jednak przypominało mu się hasło "Starożytny Egipt". Ale nie miał pojecia co mieliby robić starożytni Egipcjanie w Ameryce w czasach prawie dzisiejszych. Mógł co prawda ktoś wykorzystać ich wiedzę i spreparować mumie już tutaj i w miarę teraz. Na razie nie widział powodu dla którego ktoś miałby to robić jednak wydało mu się to dużo bardziej prawdopodobne niż podróż w czasie i przestrzeni przedstawicieli wymarłej cywilizacji.

Jednak po zastanowieniu wydawało mu się, że temte metody oddzielały wnętrzności od pustego ciała. A to co mówił jego mentor sugerowało chyba, że serce jest tam gdzie powinno. Z drugiej strony jednak powinno być w klatce piersiowej a wóczas chyba nie powinno go raczej być widać prawda? No ale jeszcze bywały przypadkowe i niezamierzone mumifikacje. Zdaje się, że zdarzało się to czasem w górach albo czymś podobnym. Nie był jednak pewny czy to jeszcze można zaliczyć do mumii czy nie. ~ Musiałbym to sprawdzić. ~ zdecydował ostatecznie. Na razie odłożył wątpliwości i przypuszczenia na bok by mu nie zaśmiecały głowy. Postanowił wstrzymać się z opiniami aż sam nie zobaczy ciała. Serce w stanie w jakim opisywał je ojciec chyba mimo wszystko było przesadą. Ale chyba miał dość emocjonalny stosunek do znaleziska. Może trzeba je pokazać jakiemuś lekarzowi i nie mówić skąd pochodzi? Tak, to chyba by była dość wiarygodna opinia.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

pt sie 24, 2012 2:22 pm

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Ksiądz wstał i dał Wam znak, abyście ruszyli za nim.
- Pokażę Wam serce i ciało św. Cutisa. Jeżeli będziecie chcieli - możecie także obejrzeć grób.
McBride poprowadził Was wąskim korytarzem do pomieszczenia, które okazało się być kuchenną chłodnią. W środku - na stojącym pod ścianą stole - leżało coś co przykryte było białym prześcieradłem. Wszędzie dookoła leżały wielkie bloki lodu, które zapewniały niską temperaturę w pomieszczeniu.
- Madame bardzo protestowała przed trzymaniem tutaj ciała, jednak nie mam żadnego innego pomieszczenia, które byłoby odpowiednie. - powiedział ojciec niemalże szeptem.
Potem podszedł do stołu i zdjął prześcieradło.
Na stole leżały zwłoki.
Ciało było zasuszone - właściwie był to szkielet obleczony jedynie w skórę. Wyglądało jakby za długo moczono je w herbacie. Było brązowe i pomarszczone - przywodziło na myśl egipską mumię.
Kawałek skóry, niegdyś pokrywającej nos przesłania teraz usta i podbródek zmarłego. Po bokach głowy włosy połączyły się z ciałem w jednolitą, gnijącą masę.
Zmarły ma na sobie resztki szaty, która była najprawdopodobniej niebieska. Na szyi ma coś w rodzaju wisiora, z dziwnym symbolem na wierzchu. Na dwóch palcach ma złote pierścienie.



Z tego przerażającego, ale i fascynującego widoku wyrywa Was głos McBride'a.
Oto św. Cutis. Jego serce mam tutaj w sejfie - zaraz Wam je pokażę.
Oderwaliście się od widoku ciała i przeszliście za McBride'em do stojącego w rogu niewielkiego sejfu.
Była to postawiona w rogu szafa ze stalowych płyt, pomalowana na ciemnozielony kolor, a drzwi zdobione były jakimś tandetnym motywem pnących się liści.
McBride otworzył ją kręcąc pokrętłem szyfrowym, a potem chwilę mocując się z dużą dźwignią.
Ze środka wyjął niewielką poczerniałą, a kiedyś zapewne srebrną skrzynkę.

Obrazek


W środku znajduje się dość świeże ludzkie serce. Żyły i tętnice są precyzyjnie odcięte. Mięsień jest nieco gąbczasty i mniej jędrny niż świeże mięso, jednak nie ma na nim oznak przebarwienia, czy rozkładu.
Brak jest też widocznej świeżej krwi, jednak dostrzegacie na narządzie kilka brunatnych smug, które mogą być zaschniętą krwią.
Jak by na sprawę nie spojrzeć i jak mała by była Wasza znajomość biologii i anatomii, ale po prostu niemożliwe jest aby serce nie poddane żadnym zabiegom przetrwało nie psując się w takim samym środowisku, w którym przebywało ciało. Narząd powinien być wysuszony na wiór tak jak jego właściciel.



Sam ksiądz jest niesamowicie podniecony. Widać jak błyszczą mu z radości oczy, kiedy pokazuje Wam serce.
Obrazek
Ojciec McBride


- Ale to jeszcze nie wszystko co znaleźliśmy. Przy ciele było jeszcze to.
Po tych słowach odkłada na bok puzderku i z sejfu wyjmuje jeszcze niewielką książeczkę.
- To znajdowało się w dłoniach nieboszczyka. Sądzę, że to jakiś pamiętnik, bądź modlitewnik
Sam wolumin jest niewielki. Wyschnięta, brązowa skóra oprawy pęka, ale na przedniej okładce daje się wyróżnić złote koło, przypominające ciastko z dziurką.
Podobny symbol znajdował się na medalionie nieboszczyka.
Strony wyglądają na fantastycznie zachowane - nie licząc kilku zetlałych kartek, oraz kilku plam.
Całość zapisana jest ręcznym pismem w języku, którego nie jesteście w żaden sposób zidentyfikować.
- To koptyjski. - mówi McBride, jakby czytając Wam w myślach.
- Późny koptyjski, jednak liternictwo jest typowe dla Wysp Brytyjskich. Dzisiaj jeszcze chcę pokazać ten wolumin Robertowi Lowellowi - to mój przyjaciel i antykwariusz. Zbiera książki, a także zna koptyjski.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt sie 28, 2012 7:21 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Reporter oczywiście chciał zobaczyć ciało natychmiast więc nie oponował propozycji księdza. Gdy zobaczył, że ida do kuchni a potem do nastepnego pomieszczenia domyślił się gdzie gospodarz trzyma zwłoki. Na swój sposób musiał uznać rację taj logice. Niemniej... To było takie... Nietypowe...

Cała atmosfera normalnego i zwyczajnego w końcu pomieszczenia nabrała aury jakiejś niesamowitości. Te puste pomieszczenie zastawione tylko bryłami lodu i tym czymś pod prześcieradłem na środku. Jakoś tak odruchowo czuł opory przed zagłębieniem sie w pomieszczenie. Dobrą chwilę spędził przy drzwiach lustrując pomieszczenie. Mimo wysiłków wzrok jednak co chwila, wręcz hipnotycznie wracał mu do ciała zakrytego prześcieradłem. Relacja księdza o zachowaniu gosposi wcale go nie dziwiła. Jakoś chyba ciężko byłoby mu znieść obceność czegoś takiego we własnym domu.

W końcu jednak gdy ciało zostało odkryte i reporter napatrzył się na nie dobrą chwilę zaczęła przezwyciężać jego naturalna ciekawość. Jego wzrok przykuł wisior na szyi. Ostrożnie, zupełnie jakby stapał po polu minowym i odruchowo prawie się skradając podszedł bliżej stołu i przygladał się chwilę wisiorkowi. Potem oglądał pierścienie. Nasepnie gdy nic strasznego się nie stało a on już nieco oswoił się z tym miejscem i sytuacją zaczął uważniej oglądać całe ciało i ubiór zmarłego. Zastanaiwał się skąd może pochodzić taka dziwna szata. Symbole i wzory na pierscieniach i wisiorze też nie wyglądały na typowo chrześcijańskie o ile sie orientował co jak na chrześcijańskiego świętego i patrona tego miejsca trochę go dziwiło. Stan paznokci i zebów też go dziwił ale nie był lekarzem.

Z oględzin wyrwał go głos ojca McBirde zapowiadający pokazanie im serca nieboszczyka. No i zobaczyli je już po chwili. Kontrast pomiedzy stanem ciała a serca był uderzający nawet dla takiego amatora jak Lawson. Nie mógł uwierzyć, że oba pochodzą z tego samego ciała i grobu. To jednak nakierowało ponownie wzrok ku klate piersiowej zmarłego. Szukał sposobu w jaki sposób zostało ono wyjete. Dość prostym mu się wydało bowiem rozwiązanie, że ktoś podmienił oryginalne serce na świeższe i stąd ten cud. Ktoś taki jednak miałby na celu chyba wyłacznie oszukanie innych, potencjalnych wiernych. Mógł to zrobić ojciec McBirde lub jakis jego poprzednik. W taką winę jednak ich gospodarza ciężko mu było uwierzyć.

W końcu swoił się z sytuacją na tyle by zacząć zadawać pytania i wyrażać swoje opinie. -No to naprawdę dziwne... A profesorze mogę porobić zdjęcia? - Wiedział, że gdy skupi się na znajomej czynności będzie mu łatwiej myslec. Ponadto gdy wywoła zdjęcia będzie mógł je obejżeć na gdzie indziej i kiedy indziej. - Mogę zobaczyć tą książeczkę? - zastanawiał się co w niej jest. I czemu pisano ją w wymarłym zdaje się języku? Przeicież chyba bardziej naturalna wydawała mu się łacina niż koptyjski. Wyjął ponownie swój notatnik i zaczął notowac swoje spostrzeżenia i odpowiedzi księdza.

- A kto wyjął serce jesli mogę spytać? I kto przeniósł ciało z grobu i kiedy? I możemy obejżeć sam grób? - myślał nad tym. Jesli książeczka była zapisana w nieznanym języku no to trzeba było czekać aż przyjaciel księdza ją przetłumaczy. Zwróciła też uwagę szata zmarłego. - Czy w czasach współczesnych św.Cutisa taki ubiór był powszechny w ostatnią podróż? - zadał kolejne pytanie. Miał sprzeczne uczucia zarówno by stąd wyjść i więcej tu nie wracać jak i zpstać i rozwikłać zagadkę. Chciał jednak jeszcze zobaczyć grób a potem przemysleć sprawę w spokoju.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

śr sie 29, 2012 3:02 pm

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


McBride odezwał się:
Obrazek
Ojciec McBride

- Oczywiście, że możesz zrobić zdjęcia. A oto i książeczka. Serce wyjąłem osobiście - leżało w otwartej klatce piersiowej, więc nie było problemu z jego wydobyciem. Ciało przenieśliśmy już jakiś czas temu, Jednak to kolejne novum - zarówno suche powietrze w grobowcu, jak i to w chłodni nie wpływa na rozkład ciała. Tak samo jak i nie degeneruje serca.

Russel zaczął oglądać książeczkę - zapisana była w całości w obcym języku, którego nie znałeś. Wyglądało to jak jakiś dziennik. Ręczne zapiski, dodatkowe notatki na bokach. Tyle udało Ci się udało ustalić na pierwszy rzut oka. Poza odciśniętym symbolem, podobnym do tego na medalionie nie odkryłeś żadnych innych zdobień, czy elementów graficznych.

McBride zauważył zainteresowanie.
- Koptyjski ma swoje uzasadnienie. Św. Cutis wiele podróżował i spędzał wiele czasu w krajach arabskich i Ziemi Świętej. Stąd też jego imię. Został adoptowany przez Hatuma Cutisa. Misjonarza z Jerozolimy. Stąd też może wywodzić się jego dziwny ubiór Russel.

Oddałeś książeczkę McBride'owi i zacząłeś obserwować ciało.
Nie stwierdziłeś żadnych śladów mumifikacji, czy wysysania mózgu. Ciało nie miało jakiś specjalnych ran, czy też nacięć. Jednak znalazłeś dziwny płat skóry, który nie pasował do reszty. Znajdował się on w okolicy ust nieboszczyka. Nie był on w żaden sposób częścią nieboszczyka. Z niewiadomych przyczyn przylepił się do trupa. Jednak wygląda tak samo staro, co pozwala wnioskować, że może święty leżał z jakimiś innymi zwłokami, albo to np. resztki po jakiejś walce, w skutek której zginął św. Cutis. Medalion zaś wygląda na jakiś symbol władzy. Oczywiście szaty były dość zastanawiające i dziwne, jednak to zauważyłeś już wcześniej.

- Pokażę Wam grób i muszę znikać! Muszę pędzić do Lowella. Spotkamy się później. Na końcu korytarza jest zejście do grobowca, są tam też lampy, aby oświetlić drogę. Naprawdę Was przepraszam, ale jeżeli dzisiaj nie spotkam się z antykwariuszem przepadnie mi jedyna możliwość.
McBride wyprowadził Was na korytarz i wskazał miejsce, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące do grobu. Sam szybko założył płaszcz i powiedział, że wróci za około 3 godziny.
Po tych słowach wyszedł.

Po niespodziewanym pozostawieniu Was samych sobie, nie pozostawało nic innego jak obejrzeć grobowiec. Ruszyliście więc w stronę wskazaną przez McBride'a.
Zapaliliście lampy i ruszyliście w dół. Im niżej schodziliście, tym bardziej w Wasze nozdrza uderzała woń wilgoci z domieszką słonego, drażniącego zapachu. Wygląda na to, że gleba jest silnie zasolona - a to doskonały środek konserwujący.
Daje się też odczuć słodkawy odór zgnilizny, jednak żadne z Was nie potrafi zidentyfikować skąd to pochodzi.

Grób znajduje się pod zewnętrznymi fundamentami głównego budynku seminarium. Wygląda tak, iż można przypuszczać iż nikt nie tykał go przez bardzo długi okres. Kiedy znaleźliście się na dole, okazało się, że grób tak na prawdę nie jest grobem. pomieszczenie nie jest w pełni wymurowane. W sumie jest tutaj tylko strop z cegły i jedna podtrzymująca go ścianka. Cała luźna przestrzeń została wypełniona ziemią.
Na środku znajduje się niewielki kamienny postument, na którym znajdowało się ciało. Elementem, który najbardziej przyciąga uwagę jest kamienna poduszka, na której najprawdopodobniej spoczywała głowa zmarłego.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

ndz wrz 02, 2012 3:03 am

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



-Ciało miało otwartą klatkę piersiową? - zdziwił się reporter. To chyba nie było normalne nawet teraz o ile się orientował. Wydawało mu się, że robi się to tylko w przypadku sekcji zwłok ale nie był pewny. Bo oprócz tego to powód otwarcia klatki piersiowej to mu przychodziło do głowy raczej dość brutalne obrazy. Bo albo zmarły zginął w jakimś wypadku, albo padł ofiarą jakiejś fizycznej napaści która zapewne doprowadziła do jego smierci skoro była to tak rozległa rana albo ktoś sprofanował ciało po śmierci. Ostatnia hipoteza wydała mu się dziwna bo denat wciąż miał na sobie ozdoby które na pierwszy rzut oka nie wyglądały na tanie. No chyba, że ktoś ponownie by odpowiednio przystroił ciało.

By to sprawdzić osobiście pochylił się nad ciałem pomimo naturalnego oporu i lęku jaki to w nim budziło i starał się dojrzeć wspomniany otwór. Nie miał jednak rekawiczek a goła reką obawiał się dotykać zmarłego. Skoro już był bliżej obejrzał też twarz zmarłego i te jego dziwne uzębienie i tą narośl wokół ust. Starał się dociec co to mogło być kiedyś. Na wszelki wypadek obfotografował na zbliżeniu ten rejon ciała.

Przestudiowawszy małą książeczkę trochę się zawiódł nie znajdując żadnych znaków, grafik, obrazków czy map. Same zapiski nic mu nie mówiły. Zorientował się tylko, że ktoś dopisywał coś na marginesach do głównego tekstu. Mówiło mu to tyle, że główna część zapewne powstała wcześniej a jesli kiedyś były takie same zwyczaje jak obecnie w szkole czy na studiach to dopiski mogły powstać później i niekoniecznie przez autora oryginału. Choć nie było to przesądzone. Jednak by wiedzieć więcej musiał czekać na tłumaczenie więc oddał tomik znaleźcy. Też nie mógł się doczekać tłumaczenia.

Pospiech księdza trochę go zaskoczył. Dziwił się czemu nie zabrał go do tłumaczenia wcześniej. ~ Może chciał poczekać na nas? ~ bo jak sam mówił miał już ciało a więc pewnie i książeczkę jakiś czas więc chyba mógł go zanieść wcześniej. Im samym bez tłumaczenia i tak nie dawała wielu informacji poza samym faktem istnienia. No i symbol. Symbol był taki sam jak na talizmanie. To już wprowadzało pewną stabilizację danych. - Proszę się nie obawiać poradzimy sobie. -rzekł na odchodne do swego gospodarza.

Podczas zejścia nie spieszył się. Liczył kolejne stopnie i zapisywał wynik w swym notatniku. Był ciekaw jak głęboko muszą się udać. Zapach wilgoci i zgnilizny zaskoczył go. Nie pasował do zasuszonego ciała. W końcu dotarli do "mety". Dziennikarzowi od razu rzucił się w oczy postument. Jakoś brak trumny, krzyża, sarkofagu nie pasował mu do chrześcijańskiego świętego. Ostrożnie podszedł bliżej i zaczął oglądać sam kamienny blok. Szukał jakiś napisów, wzorów, symboli, ozdób chociaż cokolwiek by mu pomogło nakreślić w czasoprzestrzeni wiek i cel danego kamienia. Oglądał go czy był obrobiony, gładki, ociosany z grubsza czy w ogóle surowy. W końcu postanowił sprawdzić co to za materiał. Wyjął chusteczkę, scyzoryk i zeskrobał gdzieś z dołu trochę pyłu ze skały właściwej. Wiedział, że część pewnie będzie jakimś naleciałym kurzem ale znacza część będzie pochodziła ze skały właściwej tego sarkofagu. Później może dogada się z jakimś geologiem który mu powie więcej na temat danej skały.

Gdy już nasycił swe oczy wyglądem samego postumentu zajął się badaniem reszty pomieszczenia. I trochę go zdziwiło, że widzi tylko ścianę i sufit. ~ A gdzie reszta? ~ zadawał sobie w duchu pytanie. Zupełnie jakby otaczająca ich ziemia wypełniała resztę pomieszczenia. Wyjął notatnik i zaczął mierzyć krokami pomieszczenie, jego układ i stopniowo na kartce pojawił mu się wstępny szkic pomieszczenia. Następnie porównał to ze swoimi obliczeniami jakie mu wyszły na temat głębokości i starał się razem zsumować jak bardzo zanurzone w ziemi jest to pomieszczenie i co powinno być nad nim. Obiecał sobie, że wróci tu z miarką i naszkicuję porządną mapę a nie ten prowizoryczny szkic.

No i na koniec po swojemu obfotagrafował całe miejsce. Wypstrykał kliszę do końća. Żałował, że nie jest u siebie, mógłby wówczas wywołać zdjęcia już teraz i na rano już by pewnie były. A tak to się wszystko odciagnie na pewnie następny wieczór albo i dłużej. Spojrzawszy na zegarek sam się dziwił ile im zeszło. Ale właściwie nie miał się co dziwić, badania zawsze stanowiły uniwersalny złodziej czasu jak dla niego. Nie był pewny kto wróci wczesniej, oni czy ksiądz. Jakby wrócili wcześniej od niego postanowił spytać gosposie o maszynę do pisania. Mógłby wówczas postukać trochę literek do roboty. A jak nie to przynajmniej mógłby pomyśleć nad tyloma dziwnymi sprawami jakie dziś miały miejsce.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

sob wrz 15, 2012 12:26 am

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Russel dokładnie obejrzał postument, oraz kamienną poduszkę. Sam postument nie był w żaden sposób ciekawy, jednak dokładne obejrzenie poduszki przyniosło kilka spostrzeżeń. Po pierwsze - znajdowała się na niej płaskorzeźba przedstawiająca symbol, taki sam jak na książeczce i naszyjniku denata. Po drugie - przy jej górnej krawędzi znajdowały się litery, układające się w napis "James z Andrews". Napis był bardzo niezgrabny, nie wyrzeźbiony, lecz raczej wyryty w kamieniu. Kamienny krąg - który miał być poduszką, na której spoczywała głowa zmarłego (na co mogły wskazywać wyblakłe plamy, które można było w pierwszej chwili uznać za plamy krwi) miał w sobie coś dziwnego. Reporter dopatrzył się tam wzorka, który ciągnął się wzdłuż krawędzi. Były to krzywe linie, które układały się w jakiś wzór, lub zdobienie. Niestety czas zrobił i nie sposób było teraz dokładnie rozszyfrować co miało to być. Mężczyzna strzelał, że to mógł być równie dobrze motyw liści, jak i fal, albo czegoś jeszcze innego.

Obejrzenie uzębienia i tego dziwnego narośla nie przyniosło żadnych spostrzeżeń, które Russel mógłby wykorzystać - po prostu nie wiedział co to jest....

Pomiar grobowca pozwolił mu ustalić, że znajdowali się jakieś 5 metrów pod ziemią. Dodatkowo - sprawdzanie ścian ujawniło, że reszta znajdowała się po prostu pod ziemią i nie została odkopana. Ciało zostało pochowane dawno w tym miejscu, który wcześniej musiał być grobowcem, a potem po prostu zadziałał upływający czas.

Wtedy też z góry usłyszeliście czyjeś kroki. Jakaś postać zmierzała na dół.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

ndz wrz 16, 2012 6:44 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Dziennikarz skupił się na ogladaniu postumentu. Cały czas wydawało mu się to dziwne. Najbardziej przypominał mu sarkofag w jakim dawniej chowano chrześcicjańskich możnowładców. Tyle, żenie miał wyżeźbionej sylwetki zmarłego na górze ani nawet czegoś podobnego. No i wyglądało, że ciało znajdowało się na "sarkowagu" a nie w środku. ~ Może w środku coś jest? ~ poczuł dziwną mieszaninę ekscytacji i niepokoju. No bo sam grób wyglądał na stary a jeśli coś byłoby w środku musiałoby być jeszcze starsze. Lawson zaczął sprawdzać szukając jakiś rys, szczelin czy uchwytów sugerujących, że postument nie jest jednolitą bryłą tylko czymś wydrążonym zakrywających coś pod spodem. Sprawdzał uważnie "dach" kamiennej bryły i tuż przy podłodze obchodząc go dookoła.

Sama "poduszka" też miała ten sam dziwny symbol co na naszyjniku i książeczce. Jednoznacznie wskazywały, że pochodzą z jednego miejsca i czasu i stanowią komplet. Czemu było to koło a nie np. krzyż czy ryba albo jakiś inny z popularnych symboli chrześcicjan to zrozumieć nie mógł. Zanotował sobie w notatniku by to sprawdzić. Ogólnie jakoś cały ten grób i przystrojenie ciała wyglądały mu na mało chrześcijańskie. ~ Może święty należał do jakiegoś stowarzyszenia, organizacji, odłamu albo po prostu sekty? ~ zastanawiał się reporter.

Motyw roślinny czy fal kojarzył mu się raczej z muzułmańskimi arabeskami no ale nie przesądzało to sprawy. Przyglądał się dłużej samemu napisowi: "James z Andrews". Właściwie nie pasował chyba do reszty. Był jedynym "normalnym" napisem jaki dotąd udało mu się odnaleźć. Nie było wyrytych dat co na ogół towarzyszyło wszelakim mogiłom i to bez względu na czas i kulturę. Zastanawiał się czy sam napis mógł zostać wyryty później niż wykonanie samego postumentu. Niestety nie znał się na tym i nie potrafił tego stwierdzić. Musiałby się chyba podpytać jakiegoś archeologa albo chociaż sprawdzić w jakiejś książce.

Zastanawiał się co jeszcze mógłby zbadać na miejscu. Obecnie gdy nasycił swój pierwszy głód wiedzy i wrodzoną ciekawość musiał odnaleźć odpowiedzi napytania które mu się nasuwały. Zapewne podczas badań pojawią się nowe i później bedzie mógł powrócić tutaj i znów sprawdzić badany element. Popatrzył na swój szkic pomieszczenia jaki wykonał. Wiedział, że czasem konstruktorzy takich obiektów przywiąywali wielką wagę do jakiś proporcji albo ułożenia poszczególnych elementów. Poatrzył więc na liczby jakie mu wyszły pod tym względem ciekaw czy wychwyci z nich coś ciekawego. Choć ostatecznie naprawdę musiałby wrócić tutaj z miarką by się nie podniecać jakąś wyjątkową prawidłowością która może być zwykłym błędem pomiarowym. W końcu mierzył wszystko tylko własnymi krokami i ramionami. Wówczas właśnie usłyszał, ż ktoś schodzi do nich. Śpojrzał na zegarek ciekaw ile czasu minęło od zejścia. Obstawiał, że albo ksiądz już wrócił albo jego gosposia no bo kto inny?
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

pn wrz 24, 2012 8:40 pm

Montreal - Parafia Św. Cutisa
Niedziela 12.06.1921

Obrazek


Russel przyczaił się czekając na nieznajomego który okazał się być mężczyzną, który w stu procentach był robotnikiem. Stare, zniszczone i nieco przepocone ubranie. Nieogolona twarz. Wyglądał na mniej więcej pięćdziesiąt parę lat. W jego oczach błyszczały ogniki szaleństwa i strasznego lęku. Spoglądał na Russela przerażony, jednak po chwili jakby się lekko uspokoił.
- Kim jesteś. - zapytał reporter, a przestraszony mężczyzna spojrzał na niego i wymamrotał.
Obrazek
Artur Deschamps

- Jestem Artur. Artur Deschamps proszę Pana. Proszę mi wybaczyć, ale myślałem, że to oni...ludzie z moich snów.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [Zew Cthulhu 1920] Serce Grozy

wt wrz 25, 2012 5:41 pm

Russel Lawson - drobny brunet w jasnym prochowcu



Reporter spodziewawszy się księdza lub gosposi trochę się zdziwił gdy ujrzał obego, starszego mężczyzne. Do tego który zachowywał się przynajmniej dziwnie. Nie sprawiał jednak niebezpiecznego czy nieprzyjemnego wrażenia więc syn pastora postanowił się obejść z nim łagodnie i stosownie.

-Dzień... hm... Własciwie to dobry wieczór. - usmiechnął się przyjaźnie i zachęcająco do obcego. Wyglądało, że tamtemu brakuje pewności siebie. Było więc trochę dziwne czemu to przyszedł sam i dobrowolnie. ~ Przynajmniej rozmawia po angielsku bo po francusku byśmy sobie dużo nie pogadali. ~ dziennikarz zawsze starał się znaleźć ciekawszą lub jasniejszą stronę każdego wydarzenia. Albo drugie dno.

-Ja nazywam się Russel Lawson, a to jest mój przyjaciel szeryf Penbroke. Jesteśmy Amerykanami, przyjechaliśmy dzisiaj na zaproszenie do księdza McBride'a, jesteśmy jego gośćmi. - przedstawił siebie i towarzysza Nowojorczyk. Dał chwilę na to bystarszy mężczyzna się uspokoił i oswoił z nimi po czym delikatnie zaczął go przepytywać.

-Przepraszam bardzo ale czy mógłbym spytać co pan tu robi? To chyba nie jest ogólnie dostępna część kościoła prawda? I jak rozumiem spodziewał się pan kogoś innego niż nas? A mogę spytać kto zamiast nas powinien tu być? - zaczął pytać ostrożnie. Artur i tak zdawał się być zdenerwowany i przestraszony. Nie było sensu pogłębiać tego stanu. No i był iekaw jego odpowiedzi bo gościa w podziemnych katakumbach się nie spodziewał.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości