Hej! Jestem nowa na forum i przesyłam taką próbną wersję początku powieści, którą zaczęłam pisać. Tak jak piszę - jest próbna. Tytuł próbny cała treść też również składniowo i gramatycznie może nie zachwycać ale mam nadzieję, że napiszecie mi Wasze opinie na temat samej historii jaką chcę napisać i w ogóle. Miłego czytania i jeśli się Wam nie spodoba i nie mam talentu to proszę o delikatność :
''Rozdział I
Przyjdzie ten, który zawładnąć zapragnie waszymi duszami. Przyniesie szept ciemności. W dzień Pierwszego Nistrila, gdy Serce Igrela rozbłyśnie mocniej, gdy zamęt rozgości w waszych sercach a gwiazdy ułożą się w konstelację Ngah. Wtedy powróci zamknięte zło. Wtedy nastąpi ciemność. A jedynym ratunkiem będzie Słońce Duradina.
To ostatnie słowa Proroctwa Eudaimona – ostatniego z Czterech Wielkich Magów. Księga ta znajdowała się w Bibliotece Elfów w Alabastrowym Pałacu – siedzibie króla Elfów Vadraniela. Każdego Pierwszego dnia miesiąca Nistril sprawdzano konstelację gwiazd. Ngah nie widziany już od wieków nigdy się nie pokazywał. Gwiazdy ułożone cztery pionowo i po dwa rzędy czterech w skosie przecinające pionowe. Na straży Proroctwa trwał Lord Gemetren. Starał się być czujny i wypatrywać znaków, które miały przygotować wypełnienie się Proroctwa. Serce Igrela – krainy Pięciu Królestw znajdowało się w górze Terram. Strzegło jej Pięć Istot Pięciu Królestw. Jednorożec Sikiar od króla Elfów, puma Negtek od władcy Sharashitów – ludzi kotów, wielki wąż Ganrak od królestwa ludzi, Kamienny Olbrzym Jitor od krasnoludów i lodowy wilk Ashrun od Arunów z Zimnej Północy. Serce zostało stworzone z mocy każdego królestwa. Miało zapewnić pokój i harmonię w całej Krainie Igrel. Dlatego postawiono strażników u wrót góry Terram gdyż miało w sobie wielką siłę. Zdolną by zniszczyć lub zbudować. By rozniecić wielką wojnę lub zapewnić wielki pokój. Raz już próbowano je posiąść. Czarownik Lehinn z Podziemia ze swoimi szkaradnymi trollami i orkami chciał rozniecić ciemność w Igrel i panować nad nią. Miał tak wielką siłę, że mógł pokonać Istoty. Wtedy miały miejsce wielkie bitwy i Wielkie Zjednoczenie Królestw. Wtedy też Czterech Wielkich Magów połączyło swoje siły w ostatecznej bitwie na polach Ragiardu – tam chowano umarłych bohaterów, wielkich rycerzy i magów. Lehinna zabito a jego ciało zakopano na pustkowiu. Zużyli tyle swojej mocy, że trzech – Jonrael, Gerun i Tristak umarło wkrótce potem. Eudaimon żył jeszcze nękany wizjami, które spisał w Proroctwie. A artefakt – Słońce Duradina, magiczną laskę najpotężniejszego maga jaki kiedykolwiek żył w Igrel , zmarłego na długo przed wojną ukryto razem z ciałem maga aby było jak najbezpieczniejsze. Bardzo mało osób wiedziało gdzie się znajduje Słońce Duradina. Tylko dwie na całe Igrel. Byli to przedstawiciele długowiecznych elfów – król Vadraniel oraz Lord Gemetren. Dzień Pierwszego Nistrila w dniu spełniania się proroctwa miał zawierać w sobie wypełnienie znaków z ostatnich słów Eudaimona. Jednak wcześniej miało być przygotowanie świata Igrel na walkę ze złem.
200 lat po śmierci Eudaimona zaczęły dziać się rzeczy, które roznieciły niepokój ale nikt nie był pewny. Zaczęło się od władcy Sharashitów. Był to Gereshak. Nacja ta była często na granicy dobra i zła. Jednak ze względu na Serce potrafili okazywać szacunek innym a w Wielkiej Wojnie z Lahinnem dołączyli do Wojsk Królestw choć ostatni. Oddali również Istotę do ochrony Serca. Lecz to ich mrok atakował najpierw. Od nich zaczęło się przygotowanie na starcie z ciemnością.
Sharashici zamieszkiwali lasy na południu Igrel. Ich główne miasto – Shakk znajdowało się w sercu Lasu Pnączy. Było to miasto – twierdza. Jedna budowla z brązowego kamienia. Twierdza kształtem przypominała prostokąt. Nie była urodziwa a zwyczajna i praktyczna. Środek lasu stanowiła polana na której właśnie postawiono Shakk. Surowość budynku przyprawiała o dreszcze. Ogromne drzwi prowadzące do wnętrza były pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi dawne dzieje Sharashitów. Stali po jednej i drugiej stronie drzwi dwaj strażnicy. Ich szara zbroja była zrobiona z pancerzy wielkich żuków granaków. Trzymali w swoich dłoniach z palcami zakończonymi szponami włócznie. Przy dwóch bocznych wejściach i jednym tylnym również stało po dwóch strażników. Wewnątrz tętniło życie. Na najwyższym piętrze znajdowały się komnaty ich władcy - Gereshaka. Władca był emocjonalny ale dobry dla poddanych. Siedział właśnie przy drewnianym stoliku. Zapalił świeczkę i zaczął pisać ptasim piórem list do króla Vandraniela. Czuł, że coś się dzieje. Musiał zawiadomić Króla Elfów zanim nie będzie w stanie tego zrobić. Treść listu brzmiała tak :
Czcigodny królu Vandranielu!
Muszę zawiadomić Cię o sprawie, która nie może czekać. Wielu moich ludzi przestało wierzyć w Proroctwo. Ja nie pamiętam czasów Wielkiej Wojny. Wtedy władcą był mój dziad – Orsharak. Ty pamiętasz te czasy i wiem, że musisz dowiedzieć co się dzieje. Odkąd odwiedziłem Cię w Alabastrowym Pałacu i jako Jeden z Pięciu Władców przeczytałem Księgę zacząłem miewać sny, które sprawiają, że pojawiają się myśli w mojej głowie, o które mimo wszystko nigdy bym siebie nie podejrzewał. Różnie między naszymi narodami bywało ale chcę bronić Serca póki jeszcze mam władzę nad sobą…
W snach znajduję się w kamiennej komnacie jakiegoś upiornego zamczyska rodem z legend o Podziemiu. W niej na strzelistym tronie siedzi ciemna, niewyraźna postać w długich szatach z laską maga w ręku. Czuję jak on mnie ogarnia. Słyszę w swojej głowie szepty ‘’Służ mi a nie ominie Cię nagroda. Twoja dusza będzie moja.’’ Nagle w powietrzu unosi się cichy głos mówiący w nieznanym mi języku. Jak zaklęcie. Wtedy nie panuję nad sobą i klękam przed tą postacią. Ostatnio na jawie usłyszałem jak ktoś cicho wołał mnie po imieniu. Jednak w sali nikt do mnie nic nie mówił. Moje myśli zrobiły się wtedy czarne. Chciałem już wtedy tylko służyć jemu i wiedziałem co mam robić. Zdążyłem dojść do siebie po chwili. Obawiam się, że jestem jednak za słaby na tą moc. Moi ludzie pójdą za mną, niedługo już będą czuć podobnie. Słyszałem już o koszmarnych snach wśród poddanych. Teraz gdy do Ciebie piszę drogi królu Elfów jestem sobą. Za chwilę może się to zmienić…czuję niepokój. Ostrzegam Cię uczciwie o tym co się stanie. Tracę nad sobą kontrolę i nie wiem co spotka mój naród. Jeszcze dużo czasu do Pierwszego Nistrila. Ale bądź gotowy. Mój czas kończy się, już niedługo mną zawładnie on.
Wyrusz na poszukiwania artefaktu. Przyjmij mojego posłańca Shendara na swoją służbę. Jest najszlachetniejszy z nas. Nigdy mnie nie zawiódł. Niech Ci pomoże w wyprawie po artefakt. Na pewno będzie Ci wierny. Wyrusz zanim ktoś Cię ubiegnie. Igrel jest w niebezpieczeństwie. Wciąż czuję obecność kogoś obok mnie. Mrok powoli mnie ogarnia, nie na długo starczy mi sił by z nim walczyć. Pozdrawiam Cię i być może po raz ostatni życzę Ci dużo szczęścia.
Gereshak, władca narodu Sharashitów 10 Vriel 200 roku po Wielkiej Wojnie
Gereshak złożył list, który włożył do jasnej kopert opatrzonej znakiem splecionych gałęzi co oznacza, że jest tylko dla króla. Opatrzył list pieczęcią i zawołał swojego wiernego sługę, który stał wewnątrz komnaty przy wejściu.
- Shendar musisz to zawieść do Alabastrowego Pałacu. Ufam Ci jak nikomu innemu. Musisz to dać królowi Vandranielowi. Nikomu innemu. – rzekł z powagą do szarego Sharashita w błękitnej tunice i spodniach.
- Panie, nie zawiodę Cię. – odpowiedział Shedar i ukłonił się.
- Ruszaj natychmiast. Wiem, że las jest w nocy niebezpieczny ale nie ma czasu do stracenia. – odpowiedział i położył rękę na ramieniu wiernego przyjaciela – i najlepiej – ciągnął – nie wracaj już tu.
- Dlaczego Panie? – Shendar nie spodziewał się tego zupełnie.
- Ponieważ stanie się coś złego. Widzisz, że zachowuję się ostatnio różnie. Coś może mną zawładnąć i nie wiem jak to się potoczy dalej. Nie uchronisz mnie przed tym. Idź do króla Elfów z Alabastrowego Pałacu i służ mu tak jakbyś służył mnie. Bądź dla niego jak najbardziej użyteczny.
- Ale Panie… widziałem, że coś jest nie tak. Ale myślałem, że może choroba Cię trapi i przejdzie. Pytałem nawet, nie odpowiadałeś. Czy tak musi być? – zapytał z niedowierzaniem Shendar.
- Jeśli jesteś mi wierny zrobisz to o co proszę. Musisz mi zaufać. Bo może się okazać, że możesz mi ufać po raz ostatni. Idź już, chcę być sam.
Sługa…nie, to był przyjaciel, zdezorientowany powolnym krokiem wyszedł z komnaty. Liczył, że może zostanie zatrzymany i, że bardziej mu to wszystko Gereshak wyjaśni. Tak się nie stało, Shendar wyszedł z komnaty. Postanowił na razie o tym nie myśleć z nadzieją, że król Elfów wyjaśni mu więcej bo pewnie wie o co chodzi. Ruszył po schodach do swojego pokoju by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, broń – swoją włócznię oraz krótki miecz. Po czym popędził na zewnątrz do stajni. Osiodłał konia i ruszył w drogę. Miał mętlik w głowie. Bił się z myślami. Ale był wierny i postanowił wykonać to co polecił mu Pan.
By dojechać do Alabastrowego Pałacu musiał przemierzyć cały Las Pnączy, potem poza swoją krainą przejechać wzgórzami Kredornu i dalej przez ziemię krasnoludów. Stamtąd już blisko do siedziby Vandraniela i Elfickiej ziemi. Zatrzymywał się tylko żeby odpocząć. Jego podróż trwała do końca miesiąca Vriel. Został już tylko jeden miesiąc – Khin do pierwszego Nistrila.
W końcu ujrzał biały, piękny Alabastrowy Pałac. Sprawiał wrażenie przytwierdzonego do skały. Wokół rosły iglaste drzewa. W ten dzień niebo było czyste, niebieskie. Pałac miał trzynaście wież. Cała budowla była najsmuklejsza i najpiękniejsza w całym Igrel. Do Pałacu prowadziły długie schody. Również białe. Zdobiły je wyrzeźbione liście. A po jednej i drugiej ich stronie płynęło źródło. Shendar wstrzymał na chwilę oddech. Coś sprawiało, że nie czuł się godzien tam wchodzić. Zsiadł z rumaka i zaczął wchodzić. Z każdym krokiem przybliżał się do bramy, która ozdobiona była srebrnymi, krętymi wzorami. Gdy doszedł do niej. Dotknął dłonią jej gładkiej powierzchni. Nagle brama zaczęła otwierać się delikatnie a zielonym oczom Shendara ukazała się wysoka postać Elfa. Miał jasną cerę, szpiczaste uszy, długie jasne włosy i przenikliwe spojrzenie. Ubrany był w długą białą koszulę ze zdobieniami z takimi samymi spodniami i eleganckimi butami. Na czole widniał mały, srebrny diadem. Miał oczy koloru nieba. Uśmiechnął się lekko i zapytał grzecznie choć nieco podejrzliwie:
- Witaj co Cię sprowadza do ziemi elfów? Jestem Lord Gemetren i służę Ci moją pomocą.
Shendar przez chwilę stał w ciszy. Czuł się lekko oszołomiony Pałacem i postacią stojącą przed nim. Nigdy jeszcze tu nie był, słyszał tylko opowieści swojego pana.
- Witaj, nazywam się Shendar jestem posłańcem Gereshaka władcy Sharashitów. Przysyła mnie abym przekazał list jego królewskiej mości królowi Vandranielowi. Proszę o audiencję u króla. Dostałem polecenie żeby przekazać do rąk własnych. – odpowiedział jednym tchem i pokazał kopertę ze znakiem splecionych gałęzi.
Lord popatrzył na człowieka – kota z lekkim zdziwieniem. Po co Gereshak wysyła posłańca? Z listem przeznaczonym tylko dla króla. Coś musiało się stać…
- Prosiłbym tylko o oddanie mi broni. – rzekł.
Shendar rozpiął pas ze swoim krótkim mieczem i oddał Elfowi, który po otrzymaniu ukłonił się.
- Moja włócznia została przy moim koniu.
- Odprowadzimy go do naszych stajni. Wejdź proszę, zaprowadzę Cię do Nefrytowej Sali. Jest naszym gościnnym miejscem. Tam mnie oczekuj, ja Cię zapowiem Królowi. – odparł Lord po czym gestem zaprosił gościa do środa. Oczom Shendara ukazał się piękny hol z gładkimi ścianami i sklepieniem utkanym srebrnymi gwiazdami. Schody biegły na wyższe piętra. Najpierw jedne, później rozdzielały się na dwoje. Jednak przed nimi Lord Gemetren skręcił w prawo i otworzył duże, białe drzwi. Cały Pałac był z białego alabastru oprócz jednej sali, która była pokryta zielonym nefrytem. Zielony jako kolor nadziei miał dawać siłę gościom Elfów.
- Proszę poczekaj tu. Broń naturalnie oddam Ci później. Przyjdą za chwilę do Ciebie Elektea i Frea z poczęstunkiem. Na pewno jesteś głodny po długiej podróży. – powiedział Elf po czym zostawiając Shendara ukłonił się z gracją i wyszedł.
Na środku Sali stał duży stół, również z nefrytu a na nim srebrny świecznik z pięcioma świecami w kolorze zieleni. Na suficie wisiał piękny czterorzędowy żyrandol podobnie jak świecznik – srebrny. Ściany zdobiły płaskorzeźby przedstawiające motywy roślinne. Sharashit przyglądał im się z zachwytem. Po chwili do Sali weszły dwie elfie kobiety. Obie wysokie, smukłe. Jedna kasztanowych, druga o czarnych włosach. Na ich czołach spoczywały małe diademy. Ubrane były w jasnoniebieskie, długie suknie. Jedna niosła srebrną tacę a druga dzban i puchar.
- Witaj panie, jestem Elektea a to jest Frea. Przyniosłyśmy poczęstunek. – powiedziała Elfka z kasztanowymi włosami po czym podeszła do stołu i położyła tacę. Odsłoniła przykrywkę. Pod nią znajdował się talerz zieloną potrawą z ziół. Druga Elfka podeszła i nalała do pucharu kwiatowego nektaru.
- To Ci doda siły. – powiedziała druga.
Shendar podziękował a Elfie kobiety ukłoniły się i wyszły. Nie zastanawiając się usiadł na krześle wykonanym z nefrytu zaczął się posilać. Przebył długą drogę i bardzo rzadko zatrzymywał się w drodze. Był co prawda przyzwyczajony do mięsa ale ta potrawa nawet mu smakowała.
Po posiłku czekał już tylko na powrót Lorda Gemetrena. Minęła już około godzina od jego wyjścia z sali. Minęła jeszcze chwila i klamka w drzwiach poruszyła się. To Lord Gemetren wracał z rozmowy z królem.
- Przepraszam, że tak dużo czasu musiałeś czekać. Król Vandraniel Cię przyjmie. Proszę, chodź za mną. Udamy się do Sali tronowej. -powiedział.
Sharashit wyszedł za Lordem do holu. Weszli po długich schodach na kolejne piętro, później na kolejne. Na najwyższym piętrze naprzeciwko schodów były wielkie odrzwia. Łukowate, pełne majestatu ze starannie wyrzeźbionymi klamkami. Lord nacisnął na jedną i drzwi się otworzyły. W wielkiej Sali na wzniesieniu znajdował się tron o oparciu w kształcie liścia. Na nim siedział dumny Elf w białej szacie obszytej złotą nitką. Miał włosy długie, bardzo jasne, jaśniejsze nawet niż Lord Gemetren. Na głowie widniał diadem. Był jednak większy i wspanialszy niż diademy innych elfów. Na palcu miał sygnet rodowy. Oprócz tej postaci nikogo innego w Sali nie było.
Lord uklęknął przed swoim Królem. Shendar z szacunku się skłonił jednak nie ukląkł.
- Mój Panie to jest posłaniec Sharashitów z wiadomością dla Ciebie.
Shendar podszedł bliżej. Nie był pewien czy nie urazi swojego rozmówcy jeśli zacznie pierwszy. Czekał więc na gest. Vandraniel wyczuł to i dał ręką znak by mówił.
- Witaj Królu. Nazywam się Shendar i przysłał mnie mój Pan Gereshak. Mam wiadomość. – rzekł Shendar.
- Witaj w Alabastrowym Pałacu, przywitał Cię już mój zaufany Lord. Proszę podejdź i podaj mi wiadomość. – odparł spokojnym, pięknym głosem król.
Człowiek – kot wyjął kopertę ze swojej skórzanej torby podszedł i wyciągnął rękę do króla. Vandraniel odebrał list. Gdy zobaczył znak przez chwilę wpatrywał się i rozmyślał. Po chwili jednak złamał pieczęć i wyjął papier. Czytał długo i z uwagą. Na jego gładkiej twarzy malował się coraz większy niepokój.
- Czy twój pan coś Ci mówił? – zapytał Vandraniel.
- Na temat listu nic prócz tego, że mam śpiesznie go Tobie dostarczyć panie. I mówił, że powinienem służyć Tobie Panie tak jakbym służył jemu i nakazał pozostanie u Twego boku. Jeśli pozwolisz mi wykonać to zadanie będę Ci służyć do końca. Tak mi nakazał mój pan. – odpowiedział Shendar .
Król myślał przez dłuższą chwilę. Musiał mieć pewność, że to naprawdę Proroctwo się spełnia. Potrzebował maga. Odkąd Czterej Wielcy Magowie umarli nie było nikogo kto by im dorównał. Było kilku, którzy uczyli się magii ale żaden nie był tak potężny by zastąpić Czterech i stać się jednym z Wielkich Magów. Musiał porozmawiać z Lordem Gemetrenem. Był on prawą ręką króla i jego doradcą.
- Dobrze, spełnijmy wolę twego pana. Zatem, skoro tak pragniesz, przyjmij mnie jako swojego pana. Będziesz służyć Elfom. Musisz jednak coś przeczytać. Lord Gemetren Cię zaprowadzi do biblioteki, ja pomówię z nim a później on Ci coś przekaże.
Shendar tym razem ukląkł przed królem Elfów. Wolałby służyć swemu panu. Ale zobowiązał się do wykonania jego woli. Nie rozumiał nic z tego co się działo. Jeszcze niedawno nie sądziłby, że będzie służył elfom. Alabastrowy Pałac wywarł na nim wrażenie ale oprócz legendach o piękności elfich budowli krążą legendy o ich dumie i wywyższaniu się. Nie wiedział na ile jest to przesadzone na ile nie. Uległ już jednak dosyć dawno pewnym uprzedzeniom. Teraz musiał z tym walczyć oddając się pod władzę króla Vandraniela.
- Dobrze. Lordzie zaprowadź Shendara do biblioteki. Niech przeczyta Proroctwo Eudaimona. A później wróć tutaj. Wieczorem przedstawimy Shendara elfom Alabastrowego Pałacu.
- Dobrze Panie. – odpowiedział Lord po czym ukląkł. Za chwilę wstał i wyszedł razem z Sharashitem.
Drzwi zamknęły się za nimi a elf powiedział :
- Zaprowadzę Cię teraz do Biblioteki. – na dłuższą wypowiedź nie chciał sobie pozwolić. Był za bardzo zdziwiony obrotem spraw. I chciał to ukryć.
Szedł korytarzem wśród okien przez które wpadało światło słońca. Cały czas bez słowa. Shendar czuł się dziwnie. Nie wiedział co elf myśli, czy go akceptuje i jest spokojny czy nie odzywa się bo właśnie jest niezadowolony z tego zdarzenia. Nie umiał go rozgryźć.
Doszli do drzwi biblioteki. Wewnątrz były białe półki pełne książek. Przy stolikach siedziało kilkoro elfów. Obok półek stały marmurowe posągi elfich panien.
Sharashit od razu wzbudził ciekawość. Ale na krótko. Elfy spoglądały na niego na chwilę po czym wracały do swoich lektur.
- Poczekaj tu proszę. – rzekł Elf.
Lord Gemetren zniknął wśród półek. Poszedł do półki najbliżej ściany. Wziął stojącą obok drabinkę, po czym wszedł i z najwyższego miejsca zabrał księgę w skórzanej, brązowej oprawie. Była zamykana na małą, złotą kłódkę. A na oprawie widniał znak konstelacji Ngah. Elf zszedł z drabiny i podszedł do małej skrzynki znajdującej się obok półki. Otworzył ją a w niej małą, prawie niewidoczną szufladkę. Tam był klucz do Księgi.
Po chwili wrócił do Shendara.
- To jest Księga Proroctwa Eudaimona. Król na tyle obdarzył Cię zaufaniem. Daruj ale nie wiem dlaczego, widzi Cię pierwszy raz na oczy ale widocznie ma swoje powody. Na pewno przez wzgląd na twego dawnego pana. Jeśli król Ci zaufa, ja także. Mówię o tym bo tej Księgi nie czytają wszyscy. Nikt nie powołany nawet nigdy nie próbował jej czytać przez szacunek. Twój pan nie powiedział Ci dlaczego podjął taką decyzję. Po przeczytaniu tej księgi zrozumiesz wiele. Resztę dopowiem Ci jeśli mój Pan wyrazi na to zgodę. – tu elf zatrzymał się sprawdzającą reakcję Shendara. Sharashit był trochę zdezorientowany ale już zaczęła dochodzić do jego świadomości myśl, że naprawdę zaczyna się dziać coś złego, i że nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci do swojego domu. – Usiądź przy stoliku przy ostatnim oknie – ciągnął dalej - będziesz mógł się lepiej skupić. Myślę, że twój pan chciał tylko Twojego dobra. Bądź mu wdzięczny. – zakończył.
- Nie mam Ci za złe Twoich słów. Masz prawo się dziwić Twojemu…naszemu…królowi… - Shendar zawiesił na chwilę głos i przymknął swoje szare oczy – sam jestem zdziwiony tą sytuacją. Ale skoro mówisz, że ta księga mi wyjaśni wiele spraw… mam nadzieję, że tak będzie.
- Proszę, tutaj masz księgę i klucz. Jest dużo czasu do wieczora, powinieneś zdążyć przeczytać choć część. – rzekł Lord Gemetren i ruszył w stronę drzwi.
Shendar po chwili poszedł do jasnego stolika na końcu biblioteki. Gdy usiadł otworzył kłódkę kluczem. Położył dłoń na oprawie. ‘’Chyba już nie ma odwrotu’’ pomyślał i otworzył Proroctwo.
Czytał cały dzień. Pochłaniał stronę po stronie. W głowie tliły mu się różne myśli. W sumie sam nie wiedział czy naprawdę wierzyć w to co przeczytał. Gdy zapadał zmrok przyszedł do niego Lord Gemetren.
- Witaj, widzę, że skończyłeś. Król prosi Cię do Sali tronowej. – powiedział Elf.
Shendar wstał i ruszył za Lordem. Najpierw odstawili Proroctwo na miejsce. Sharashit czuł się dziwnie ‘’Jeśli to prawda to… Stwórco, czemu muszę żyć w takim czasie?’’ – pomyślał.
Lord Gemetren szedł żywym i pewnym krokiem. Gdy weszli do Sali tronowej nastała cisza. Chwilę wcześniej wszyscy rozmawiali między sobą. Podeszli pod tron, Lord ukląkł tak jak poprzednio. Shendar zawahał się jednak zrobił to samo. Tym razem sala była pełna elfów a przy drzwiach, tronie oraz wzdłuż ścian stało pełno wojska – Legion Królewski. Mieli błyszczące, srebrne zbroje z licznymi zdobieniami a z naramienników zwisały białe włosia.
- Drodzy poddani, szlachetni Elfowie. Oto Shendar, Sharashit. Teraz i on będzie moim poddanym a waszym współbratem. Traktujcie go równo, tak jak traktujecie siebie nawzajem. Lord Gemetren będzie twoim honorowym świadkiem przyjęcia do społeczności Elfów. Uklęknij Shendarze. – powiedział Król Vandraniel.
Shendar uklęknął a Lord położył mu na ramieniu dłoń. Podszedł również generał Quendral – naczelny dowódca Legionu Królewskiego. Miał w ręku białą chorągiew ze srebrnym liściem.
Król wstał i podszedł do Sharashita. Ujął go za ręce i podniósł z kolan. Po czym nakazał ręką aby podszedł elf, który trzymał białą poduszkę a na niej srebrny diadem. Vandraniel nałożyl Shendarowi diadem na czoło.
- Tak, teraz jesteś jednym z nas. Ten diadem symbolizuje twoją przynależność do Narodu Elfów. Teraz musimy działać razem.
Po czy cała sala zaśpiewała hymn Alatrea Astra – Jasne Gwiazdy. Elfy miały czyste, piękne głosy. Istoty prawie idealne. Często gubiła ich niestety duma i wyniosłość.
Po śpiewie król nakazał opuścić salę. Został tyko król, Lord Gemetren, Quendral oraz Shendar.
- Myślałem wiele moi wierni. Do pierwszego Nistrila został miesiąc. Wtedy według Proroctwa Eudaimona będziemy mieli wielką wojnę. – twarz Vandraniela do tej pory nie zdradzająca emocji posmutniała – Słońce Duradina – magiczna laska uczyniona ze światła jest naszym ratunkiem. Znajduje się ona w grobowcu Duradina ukrytym na pustyniach Neheftu. Nie wiem czy zdążymy na czas ale musimy się spieszyć aby zdobyć ją jak najszybciej. Została ona zaklęta tak, że tylko przedstawiciele wszystkich Pięciu Królestw może ją wyciągnąć z grobowca. Muszą ją dotknąć razem. Później już nie będzie to konieczne. Musicie póki jeszcze nie zostali ogarnięci mrokiem udać się do pozostałych królestw po przedstawiciela. My i Sharashici już jesteśmy. Brakuje człowieka, krasnoluda i Aruna. Zło, które ma zawładnąć królestwami to może być jakiś potomek Lehinna ale pewności nie mam. Najpierw udajcie się do Wielkiej Świątyni – tam pomódlcie się do Stwórcy o powodzenie misji. Quendralu zabierz pięciu najlepszych rycerzy – ich większa liczba na pewno by spowolniła was w drodze. Nie możemy pozwolić na zniszczenie Serca i wykorzystanie go przeciw nam. Bo o to zapewne chodzi w Proroctwie. Puma Negtek mogła już opuścić Serce ale nikt tego nie wie jak zachowają się Istoty i czy ma na nie wpływ zło. Ja ćwiczę umysł żeby jak najdłużej przeciwstawiać się złej mocy. Ale jeśli coś się zmieni to wciąż musicie wypełniać misję. Słuchajcie się nawzajem i bądźcie sobie pomocni. Niezależnie od tego co się stanie zdobądźcie Słońce Duradina. Myślę, że będziecie wtedy wiedzieli co robić. Nie zawiedźcie mnie. – rzekł Vandraniel.
To przemówienie wywarło wielkie wrażnie na Shendarze. Czekała go wielka podróż jakiej nie spodziewał się w swoich najśmielszych snach.''