Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Alishia
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: pt kwie 05, 2013 7:43 pm

Serce Igrela - początek powieści

pt kwie 05, 2013 7:51 pm

Hej! Jestem nowa na forum i przesyłam taką próbną wersję początku powieści, którą zaczęłam pisać. Tak jak piszę - jest próbna. Tytuł próbny cała treść też :) również składniowo i gramatycznie może nie zachwycać ale mam nadzieję, że napiszecie mi Wasze opinie na temat samej historii jaką chcę napisać i w ogóle. Miłego czytania i jeśli się Wam nie spodoba i nie mam talentu to proszę o delikatność :D :

''Rozdział I

Przyjdzie ten, który zawładnąć zapragnie waszymi duszami. Przyniesie szept ciemności. W dzień Pierwszego Nistrila, gdy Serce Igrela rozbłyśnie mocniej, gdy zamęt rozgości w waszych sercach a gwiazdy ułożą się w konstelację Ngah. Wtedy powróci zamknięte zło. Wtedy nastąpi ciemność. A jedynym ratunkiem będzie Słońce Duradina.

To ostatnie słowa Proroctwa Eudaimona – ostatniego z Czterech Wielkich Magów. Księga ta znajdowała się w Bibliotece Elfów w Alabastrowym Pałacu – siedzibie króla Elfów Vadraniela. Każdego Pierwszego dnia miesiąca Nistril sprawdzano konstelację gwiazd. Ngah nie widziany już od wieków nigdy się nie pokazywał. Gwiazdy ułożone cztery pionowo i po dwa rzędy czterech w skosie przecinające pionowe. Na straży Proroctwa trwał Lord Gemetren. Starał się być czujny i wypatrywać znaków, które miały przygotować wypełnienie się Proroctwa. Serce Igrela – krainy Pięciu Królestw znajdowało się w górze Terram. Strzegło jej Pięć Istot Pięciu Królestw. Jednorożec Sikiar od króla Elfów, puma Negtek od władcy Sharashitów – ludzi kotów, wielki wąż Ganrak od królestwa ludzi, Kamienny Olbrzym Jitor od krasnoludów i lodowy wilk Ashrun od Arunów z Zimnej Północy. Serce zostało stworzone z mocy każdego królestwa. Miało zapewnić pokój i harmonię w całej Krainie Igrel. Dlatego postawiono strażników u wrót góry Terram gdyż miało w sobie wielką siłę. Zdolną by zniszczyć lub zbudować. By rozniecić wielką wojnę lub zapewnić wielki pokój. Raz już próbowano je posiąść. Czarownik Lehinn z Podziemia ze swoimi szkaradnymi trollami i orkami chciał rozniecić ciemność w Igrel i panować nad nią. Miał tak wielką siłę, że mógł pokonać Istoty. Wtedy miały miejsce wielkie bitwy i Wielkie Zjednoczenie Królestw. Wtedy też Czterech Wielkich Magów połączyło swoje siły w ostatecznej bitwie na polach Ragiardu – tam chowano umarłych bohaterów, wielkich rycerzy i magów. Lehinna zabito a jego ciało zakopano na pustkowiu. Zużyli tyle swojej mocy, że trzech – Jonrael, Gerun i Tristak umarło wkrótce potem. Eudaimon żył jeszcze nękany wizjami, które spisał w Proroctwie. A artefakt – Słońce Duradina, magiczną laskę najpotężniejszego maga jaki kiedykolwiek żył w Igrel , zmarłego na długo przed wojną ukryto razem z ciałem maga aby było jak najbezpieczniejsze. Bardzo mało osób wiedziało gdzie się znajduje Słońce Duradina. Tylko dwie na całe Igrel. Byli to przedstawiciele długowiecznych elfów – król Vadraniel oraz Lord Gemetren. Dzień Pierwszego Nistrila w dniu spełniania się proroctwa miał zawierać w sobie wypełnienie znaków z ostatnich słów Eudaimona. Jednak wcześniej miało być przygotowanie świata Igrel na walkę ze złem.

200 lat po śmierci Eudaimona zaczęły dziać się rzeczy, które roznieciły niepokój ale nikt nie był pewny. Zaczęło się od władcy Sharashitów. Był to Gereshak. Nacja ta była często na granicy dobra i zła. Jednak ze względu na Serce potrafili okazywać szacunek innym a w Wielkiej Wojnie z Lahinnem dołączyli do Wojsk Królestw choć ostatni. Oddali również Istotę do ochrony Serca. Lecz to ich mrok atakował najpierw. Od nich zaczęło się przygotowanie na starcie z ciemnością.
Sharashici zamieszkiwali lasy na południu Igrel. Ich główne miasto – Shakk znajdowało się w sercu Lasu Pnączy. Było to miasto – twierdza. Jedna budowla z brązowego kamienia. Twierdza kształtem przypominała prostokąt. Nie była urodziwa a zwyczajna i praktyczna. Środek lasu stanowiła polana na której właśnie postawiono Shakk. Surowość budynku przyprawiała o dreszcze. Ogromne drzwi prowadzące do wnętrza były pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi dawne dzieje Sharashitów. Stali po jednej i drugiej stronie drzwi dwaj strażnicy. Ich szara zbroja była zrobiona z pancerzy wielkich żuków granaków. Trzymali w swoich dłoniach z palcami zakończonymi szponami włócznie. Przy dwóch bocznych wejściach i jednym tylnym również stało po dwóch strażników. Wewnątrz tętniło życie. Na najwyższym piętrze znajdowały się komnaty ich władcy - Gereshaka. Władca był emocjonalny ale dobry dla poddanych. Siedział właśnie przy drewnianym stoliku. Zapalił świeczkę i zaczął pisać ptasim piórem list do króla Vandraniela. Czuł, że coś się dzieje. Musiał zawiadomić Króla Elfów zanim nie będzie w stanie tego zrobić. Treść listu brzmiała tak :

Czcigodny królu Vandranielu!
Muszę zawiadomić Cię o sprawie, która nie może czekać. Wielu moich ludzi przestało wierzyć w Proroctwo. Ja nie pamiętam czasów Wielkiej Wojny. Wtedy władcą był mój dziad – Orsharak. Ty pamiętasz te czasy i wiem, że musisz dowiedzieć co się dzieje. Odkąd odwiedziłem Cię w Alabastrowym Pałacu i jako Jeden z Pięciu Władców przeczytałem Księgę zacząłem miewać sny, które sprawiają, że pojawiają się myśli w mojej głowie, o które mimo wszystko nigdy bym siebie nie podejrzewał. Różnie między naszymi narodami bywało ale chcę bronić Serca póki jeszcze mam władzę nad sobą…
W snach znajduję się w kamiennej komnacie jakiegoś upiornego zamczyska rodem z legend o Podziemiu. W niej na strzelistym tronie siedzi ciemna, niewyraźna postać w długich szatach z laską maga w ręku. Czuję jak on mnie ogarnia. Słyszę w swojej głowie szepty ‘’Służ mi a nie ominie Cię nagroda. Twoja dusza będzie moja.’’ Nagle w powietrzu unosi się cichy głos mówiący w nieznanym mi języku. Jak zaklęcie. Wtedy nie panuję nad sobą i klękam przed tą postacią. Ostatnio na jawie usłyszałem jak ktoś cicho wołał mnie po imieniu. Jednak w sali nikt do mnie nic nie mówił. Moje myśli zrobiły się wtedy czarne. Chciałem już wtedy tylko służyć jemu i wiedziałem co mam robić. Zdążyłem dojść do siebie po chwili. Obawiam się, że jestem jednak za słaby na tą moc. Moi ludzie pójdą za mną, niedługo już będą czuć podobnie. Słyszałem już o koszmarnych snach wśród poddanych. Teraz gdy do Ciebie piszę drogi królu Elfów jestem sobą. Za chwilę może się to zmienić…czuję niepokój. Ostrzegam Cię uczciwie o tym co się stanie. Tracę nad sobą kontrolę i nie wiem co spotka mój naród. Jeszcze dużo czasu do Pierwszego Nistrila. Ale bądź gotowy. Mój czas kończy się, już niedługo mną zawładnie on.
Wyrusz na poszukiwania artefaktu. Przyjmij mojego posłańca Shendara na swoją służbę. Jest najszlachetniejszy z nas. Nigdy mnie nie zawiódł. Niech Ci pomoże w wyprawie po artefakt. Na pewno będzie Ci wierny. Wyrusz zanim ktoś Cię ubiegnie. Igrel jest w niebezpieczeństwie. Wciąż czuję obecność kogoś obok mnie. Mrok powoli mnie ogarnia, nie na długo starczy mi sił by z nim walczyć. Pozdrawiam Cię i być może po raz ostatni życzę Ci dużo szczęścia.

Gereshak, władca narodu Sharashitów 10 Vriel 200 roku po Wielkiej Wojnie


Gereshak złożył list, który włożył do jasnej kopert opatrzonej znakiem splecionych gałęzi co oznacza, że jest tylko dla króla. Opatrzył list pieczęcią i zawołał swojego wiernego sługę, który stał wewnątrz komnaty przy wejściu.
- Shendar musisz to zawieść do Alabastrowego Pałacu. Ufam Ci jak nikomu innemu. Musisz to dać królowi Vandranielowi. Nikomu innemu. – rzekł z powagą do szarego Sharashita w błękitnej tunice i spodniach.
- Panie, nie zawiodę Cię. – odpowiedział Shedar i ukłonił się.
- Ruszaj natychmiast. Wiem, że las jest w nocy niebezpieczny ale nie ma czasu do stracenia. – odpowiedział i położył rękę na ramieniu wiernego przyjaciela – i najlepiej – ciągnął – nie wracaj już tu.
- Dlaczego Panie? – Shendar nie spodziewał się tego zupełnie.
- Ponieważ stanie się coś złego. Widzisz, że zachowuję się ostatnio różnie. Coś może mną zawładnąć i nie wiem jak to się potoczy dalej. Nie uchronisz mnie przed tym. Idź do króla Elfów z Alabastrowego Pałacu i służ mu tak jakbyś służył mnie. Bądź dla niego jak najbardziej użyteczny.
- Ale Panie… widziałem, że coś jest nie tak. Ale myślałem, że może choroba Cię trapi i przejdzie. Pytałem nawet, nie odpowiadałeś. Czy tak musi być? – zapytał z niedowierzaniem Shendar.
- Jeśli jesteś mi wierny zrobisz to o co proszę. Musisz mi zaufać. Bo może się okazać, że możesz mi ufać po raz ostatni. Idź już, chcę być sam.
Sługa…nie, to był przyjaciel, zdezorientowany powolnym krokiem wyszedł z komnaty. Liczył, że może zostanie zatrzymany i, że bardziej mu to wszystko Gereshak wyjaśni. Tak się nie stało, Shendar wyszedł z komnaty. Postanowił na razie o tym nie myśleć z nadzieją, że król Elfów wyjaśni mu więcej bo pewnie wie o co chodzi. Ruszył po schodach do swojego pokoju by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, broń – swoją włócznię oraz krótki miecz. Po czym popędził na zewnątrz do stajni. Osiodłał konia i ruszył w drogę. Miał mętlik w głowie. Bił się z myślami. Ale był wierny i postanowił wykonać to co polecił mu Pan.
By dojechać do Alabastrowego Pałacu musiał przemierzyć cały Las Pnączy, potem poza swoją krainą przejechać wzgórzami Kredornu i dalej przez ziemię krasnoludów. Stamtąd już blisko do siedziby Vandraniela i Elfickiej ziemi. Zatrzymywał się tylko żeby odpocząć. Jego podróż trwała do końca miesiąca Vriel. Został już tylko jeden miesiąc – Khin do pierwszego Nistrila.

W końcu ujrzał biały, piękny Alabastrowy Pałac. Sprawiał wrażenie przytwierdzonego do skały. Wokół rosły iglaste drzewa. W ten dzień niebo było czyste, niebieskie. Pałac miał trzynaście wież. Cała budowla była najsmuklejsza i najpiękniejsza w całym Igrel. Do Pałacu prowadziły długie schody. Również białe. Zdobiły je wyrzeźbione liście. A po jednej i drugiej ich stronie płynęło źródło. Shendar wstrzymał na chwilę oddech. Coś sprawiało, że nie czuł się godzien tam wchodzić. Zsiadł z rumaka i zaczął wchodzić. Z każdym krokiem przybliżał się do bramy, która ozdobiona była srebrnymi, krętymi wzorami. Gdy doszedł do niej. Dotknął dłonią jej gładkiej powierzchni. Nagle brama zaczęła otwierać się delikatnie a zielonym oczom Shendara ukazała się wysoka postać Elfa. Miał jasną cerę, szpiczaste uszy, długie jasne włosy i przenikliwe spojrzenie. Ubrany był w długą białą koszulę ze zdobieniami z takimi samymi spodniami i eleganckimi butami. Na czole widniał mały, srebrny diadem. Miał oczy koloru nieba. Uśmiechnął się lekko i zapytał grzecznie choć nieco podejrzliwie:
- Witaj co Cię sprowadza do ziemi elfów? Jestem Lord Gemetren i służę Ci moją pomocą.
Shendar przez chwilę stał w ciszy. Czuł się lekko oszołomiony Pałacem i postacią stojącą przed nim. Nigdy jeszcze tu nie był, słyszał tylko opowieści swojego pana.
- Witaj, nazywam się Shendar jestem posłańcem Gereshaka władcy Sharashitów. Przysyła mnie abym przekazał list jego królewskiej mości królowi Vandranielowi. Proszę o audiencję u króla. Dostałem polecenie żeby przekazać do rąk własnych. – odpowiedział jednym tchem i pokazał kopertę ze znakiem splecionych gałęzi.
Lord popatrzył na człowieka – kota z lekkim zdziwieniem. Po co Gereshak wysyła posłańca? Z listem przeznaczonym tylko dla króla. Coś musiało się stać…
- Prosiłbym tylko o oddanie mi broni. – rzekł.
Shendar rozpiął pas ze swoim krótkim mieczem i oddał Elfowi, który po otrzymaniu ukłonił się.
- Moja włócznia została przy moim koniu.
- Odprowadzimy go do naszych stajni. Wejdź proszę, zaprowadzę Cię do Nefrytowej Sali. Jest naszym gościnnym miejscem. Tam mnie oczekuj, ja Cię zapowiem Królowi. – odparł Lord po czym gestem zaprosił gościa do środa. Oczom Shendara ukazał się piękny hol z gładkimi ścianami i sklepieniem utkanym srebrnymi gwiazdami. Schody biegły na wyższe piętra. Najpierw jedne, później rozdzielały się na dwoje. Jednak przed nimi Lord Gemetren skręcił w prawo i otworzył duże, białe drzwi. Cały Pałac był z białego alabastru oprócz jednej sali, która była pokryta zielonym nefrytem. Zielony jako kolor nadziei miał dawać siłę gościom Elfów.
- Proszę poczekaj tu. Broń naturalnie oddam Ci później. Przyjdą za chwilę do Ciebie Elektea i Frea z poczęstunkiem. Na pewno jesteś głodny po długiej podróży. – powiedział Elf po czym zostawiając Shendara ukłonił się z gracją i wyszedł.
Na środku Sali stał duży stół, również z nefrytu a na nim srebrny świecznik z pięcioma świecami w kolorze zieleni. Na suficie wisiał piękny czterorzędowy żyrandol podobnie jak świecznik – srebrny. Ściany zdobiły płaskorzeźby przedstawiające motywy roślinne. Sharashit przyglądał im się z zachwytem. Po chwili do Sali weszły dwie elfie kobiety. Obie wysokie, smukłe. Jedna kasztanowych, druga o czarnych włosach. Na ich czołach spoczywały małe diademy. Ubrane były w jasnoniebieskie, długie suknie. Jedna niosła srebrną tacę a druga dzban i puchar.
- Witaj panie, jestem Elektea a to jest Frea. Przyniosłyśmy poczęstunek. – powiedziała Elfka z kasztanowymi włosami po czym podeszła do stołu i położyła tacę. Odsłoniła przykrywkę. Pod nią znajdował się talerz zieloną potrawą z ziół. Druga Elfka podeszła i nalała do pucharu kwiatowego nektaru.
- To Ci doda siły. – powiedziała druga.
Shendar podziękował a Elfie kobiety ukłoniły się i wyszły. Nie zastanawiając się usiadł na krześle wykonanym z nefrytu zaczął się posilać. Przebył długą drogę i bardzo rzadko zatrzymywał się w drodze. Był co prawda przyzwyczajony do mięsa ale ta potrawa nawet mu smakowała.
Po posiłku czekał już tylko na powrót Lorda Gemetrena. Minęła już około godzina od jego wyjścia z sali. Minęła jeszcze chwila i klamka w drzwiach poruszyła się. To Lord Gemetren wracał z rozmowy z królem.
- Przepraszam, że tak dużo czasu musiałeś czekać. Król Vandraniel Cię przyjmie. Proszę, chodź za mną. Udamy się do Sali tronowej. -powiedział.
Sharashit wyszedł za Lordem do holu. Weszli po długich schodach na kolejne piętro, później na kolejne. Na najwyższym piętrze naprzeciwko schodów były wielkie odrzwia. Łukowate, pełne majestatu ze starannie wyrzeźbionymi klamkami. Lord nacisnął na jedną i drzwi się otworzyły. W wielkiej Sali na wzniesieniu znajdował się tron o oparciu w kształcie liścia. Na nim siedział dumny Elf w białej szacie obszytej złotą nitką. Miał włosy długie, bardzo jasne, jaśniejsze nawet niż Lord Gemetren. Na głowie widniał diadem. Był jednak większy i wspanialszy niż diademy innych elfów. Na palcu miał sygnet rodowy. Oprócz tej postaci nikogo innego w Sali nie było.
Lord uklęknął przed swoim Królem. Shendar z szacunku się skłonił jednak nie ukląkł.
- Mój Panie to jest posłaniec Sharashitów z wiadomością dla Ciebie.
Shendar podszedł bliżej. Nie był pewien czy nie urazi swojego rozmówcy jeśli zacznie pierwszy. Czekał więc na gest. Vandraniel wyczuł to i dał ręką znak by mówił.
- Witaj Królu. Nazywam się Shendar i przysłał mnie mój Pan Gereshak. Mam wiadomość. – rzekł Shendar.
- Witaj w Alabastrowym Pałacu, przywitał Cię już mój zaufany Lord. Proszę podejdź i podaj mi wiadomość. – odparł spokojnym, pięknym głosem król.
Człowiek – kot wyjął kopertę ze swojej skórzanej torby podszedł i wyciągnął rękę do króla. Vandraniel odebrał list. Gdy zobaczył znak przez chwilę wpatrywał się i rozmyślał. Po chwili jednak złamał pieczęć i wyjął papier. Czytał długo i z uwagą. Na jego gładkiej twarzy malował się coraz większy niepokój.
- Czy twój pan coś Ci mówił? – zapytał Vandraniel.
- Na temat listu nic prócz tego, że mam śpiesznie go Tobie dostarczyć panie. I mówił, że powinienem służyć Tobie Panie tak jakbym służył jemu i nakazał pozostanie u Twego boku. Jeśli pozwolisz mi wykonać to zadanie będę Ci służyć do końca. Tak mi nakazał mój pan. – odpowiedział Shendar .
Król myślał przez dłuższą chwilę. Musiał mieć pewność, że to naprawdę Proroctwo się spełnia. Potrzebował maga. Odkąd Czterej Wielcy Magowie umarli nie było nikogo kto by im dorównał. Było kilku, którzy uczyli się magii ale żaden nie był tak potężny by zastąpić Czterech i stać się jednym z Wielkich Magów. Musiał porozmawiać z Lordem Gemetrenem. Był on prawą ręką króla i jego doradcą.
- Dobrze, spełnijmy wolę twego pana. Zatem, skoro tak pragniesz, przyjmij mnie jako swojego pana. Będziesz służyć Elfom. Musisz jednak coś przeczytać. Lord Gemetren Cię zaprowadzi do biblioteki, ja pomówię z nim a później on Ci coś przekaże.
Shendar tym razem ukląkł przed królem Elfów. Wolałby służyć swemu panu. Ale zobowiązał się do wykonania jego woli. Nie rozumiał nic z tego co się działo. Jeszcze niedawno nie sądziłby, że będzie służył elfom. Alabastrowy Pałac wywarł na nim wrażenie ale oprócz legendach o piękności elfich budowli krążą legendy o ich dumie i wywyższaniu się. Nie wiedział na ile jest to przesadzone na ile nie. Uległ już jednak dosyć dawno pewnym uprzedzeniom. Teraz musiał z tym walczyć oddając się pod władzę króla Vandraniela.
- Dobrze. Lordzie zaprowadź Shendara do biblioteki. Niech przeczyta Proroctwo Eudaimona. A później wróć tutaj. Wieczorem przedstawimy Shendara elfom Alabastrowego Pałacu.
- Dobrze Panie. – odpowiedział Lord po czym ukląkł. Za chwilę wstał i wyszedł razem z Sharashitem.
Drzwi zamknęły się za nimi a elf powiedział :
- Zaprowadzę Cię teraz do Biblioteki. – na dłuższą wypowiedź nie chciał sobie pozwolić. Był za bardzo zdziwiony obrotem spraw. I chciał to ukryć.
Szedł korytarzem wśród okien przez które wpadało światło słońca. Cały czas bez słowa. Shendar czuł się dziwnie. Nie wiedział co elf myśli, czy go akceptuje i jest spokojny czy nie odzywa się bo właśnie jest niezadowolony z tego zdarzenia. Nie umiał go rozgryźć.
Doszli do drzwi biblioteki. Wewnątrz były białe półki pełne książek. Przy stolikach siedziało kilkoro elfów. Obok półek stały marmurowe posągi elfich panien.
Sharashit od razu wzbudził ciekawość. Ale na krótko. Elfy spoglądały na niego na chwilę po czym wracały do swoich lektur.
- Poczekaj tu proszę. – rzekł Elf.
Lord Gemetren zniknął wśród półek. Poszedł do półki najbliżej ściany. Wziął stojącą obok drabinkę, po czym wszedł i z najwyższego miejsca zabrał księgę w skórzanej, brązowej oprawie. Była zamykana na małą, złotą kłódkę. A na oprawie widniał znak konstelacji Ngah. Elf zszedł z drabiny i podszedł do małej skrzynki znajdującej się obok półki. Otworzył ją a w niej małą, prawie niewidoczną szufladkę. Tam był klucz do Księgi.
Po chwili wrócił do Shendara.
- To jest Księga Proroctwa Eudaimona. Król na tyle obdarzył Cię zaufaniem. Daruj ale nie wiem dlaczego, widzi Cię pierwszy raz na oczy ale widocznie ma swoje powody. Na pewno przez wzgląd na twego dawnego pana. Jeśli król Ci zaufa, ja także. Mówię o tym bo tej Księgi nie czytają wszyscy. Nikt nie powołany nawet nigdy nie próbował jej czytać przez szacunek. Twój pan nie powiedział Ci dlaczego podjął taką decyzję. Po przeczytaniu tej księgi zrozumiesz wiele. Resztę dopowiem Ci jeśli mój Pan wyrazi na to zgodę. – tu elf zatrzymał się sprawdzającą reakcję Shendara. Sharashit był trochę zdezorientowany ale już zaczęła dochodzić do jego świadomości myśl, że naprawdę zaczyna się dziać coś złego, i że nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci do swojego domu. – Usiądź przy stoliku przy ostatnim oknie – ciągnął dalej - będziesz mógł się lepiej skupić. Myślę, że twój pan chciał tylko Twojego dobra. Bądź mu wdzięczny. – zakończył.
- Nie mam Ci za złe Twoich słów. Masz prawo się dziwić Twojemu…naszemu…królowi… - Shendar zawiesił na chwilę głos i przymknął swoje szare oczy – sam jestem zdziwiony tą sytuacją. Ale skoro mówisz, że ta księga mi wyjaśni wiele spraw… mam nadzieję, że tak będzie.
- Proszę, tutaj masz księgę i klucz. Jest dużo czasu do wieczora, powinieneś zdążyć przeczytać choć część. – rzekł Lord Gemetren i ruszył w stronę drzwi.
Shendar po chwili poszedł do jasnego stolika na końcu biblioteki. Gdy usiadł otworzył kłódkę kluczem. Położył dłoń na oprawie. ‘’Chyba już nie ma odwrotu’’ pomyślał i otworzył Proroctwo.

Czytał cały dzień. Pochłaniał stronę po stronie. W głowie tliły mu się różne myśli. W sumie sam nie wiedział czy naprawdę wierzyć w to co przeczytał. Gdy zapadał zmrok przyszedł do niego Lord Gemetren.
- Witaj, widzę, że skończyłeś. Król prosi Cię do Sali tronowej. – powiedział Elf.
Shendar wstał i ruszył za Lordem. Najpierw odstawili Proroctwo na miejsce. Sharashit czuł się dziwnie ‘’Jeśli to prawda to… Stwórco, czemu muszę żyć w takim czasie?’’ – pomyślał.
Lord Gemetren szedł żywym i pewnym krokiem. Gdy weszli do Sali tronowej nastała cisza. Chwilę wcześniej wszyscy rozmawiali między sobą. Podeszli pod tron, Lord ukląkł tak jak poprzednio. Shendar zawahał się jednak zrobił to samo. Tym razem sala była pełna elfów a przy drzwiach, tronie oraz wzdłuż ścian stało pełno wojska – Legion Królewski. Mieli błyszczące, srebrne zbroje z licznymi zdobieniami a z naramienników zwisały białe włosia.
- Drodzy poddani, szlachetni Elfowie. Oto Shendar, Sharashit. Teraz i on będzie moim poddanym a waszym współbratem. Traktujcie go równo, tak jak traktujecie siebie nawzajem. Lord Gemetren będzie twoim honorowym świadkiem przyjęcia do społeczności Elfów. Uklęknij Shendarze. – powiedział Król Vandraniel.
Shendar uklęknął a Lord położył mu na ramieniu dłoń. Podszedł również generał Quendral – naczelny dowódca Legionu Królewskiego. Miał w ręku białą chorągiew ze srebrnym liściem.
Król wstał i podszedł do Sharashita. Ujął go za ręce i podniósł z kolan. Po czym nakazał ręką aby podszedł elf, który trzymał białą poduszkę a na niej srebrny diadem. Vandraniel nałożyl Shendarowi diadem na czoło.
- Tak, teraz jesteś jednym z nas. Ten diadem symbolizuje twoją przynależność do Narodu Elfów. Teraz musimy działać razem.
Po czy cała sala zaśpiewała hymn Alatrea Astra – Jasne Gwiazdy. Elfy miały czyste, piękne głosy. Istoty prawie idealne. Często gubiła ich niestety duma i wyniosłość.
Po śpiewie król nakazał opuścić salę. Został tyko król, Lord Gemetren, Quendral oraz Shendar.
- Myślałem wiele moi wierni. Do pierwszego Nistrila został miesiąc. Wtedy według Proroctwa Eudaimona będziemy mieli wielką wojnę. – twarz Vandraniela do tej pory nie zdradzająca emocji posmutniała – Słońce Duradina – magiczna laska uczyniona ze światła jest naszym ratunkiem. Znajduje się ona w grobowcu Duradina ukrytym na pustyniach Neheftu. Nie wiem czy zdążymy na czas ale musimy się spieszyć aby zdobyć ją jak najszybciej. Została ona zaklęta tak, że tylko przedstawiciele wszystkich Pięciu Królestw może ją wyciągnąć z grobowca. Muszą ją dotknąć razem. Później już nie będzie to konieczne. Musicie póki jeszcze nie zostali ogarnięci mrokiem udać się do pozostałych królestw po przedstawiciela. My i Sharashici już jesteśmy. Brakuje człowieka, krasnoluda i Aruna. Zło, które ma zawładnąć królestwami to może być jakiś potomek Lehinna ale pewności nie mam. Najpierw udajcie się do Wielkiej Świątyni – tam pomódlcie się do Stwórcy o powodzenie misji. Quendralu zabierz pięciu najlepszych rycerzy – ich większa liczba na pewno by spowolniła was w drodze. Nie możemy pozwolić na zniszczenie Serca i wykorzystanie go przeciw nam. Bo o to zapewne chodzi w Proroctwie. Puma Negtek mogła już opuścić Serce ale nikt tego nie wie jak zachowają się Istoty i czy ma na nie wpływ zło. Ja ćwiczę umysł żeby jak najdłużej przeciwstawiać się złej mocy. Ale jeśli coś się zmieni to wciąż musicie wypełniać misję. Słuchajcie się nawzajem i bądźcie sobie pomocni. Niezależnie od tego co się stanie zdobądźcie Słońce Duradina. Myślę, że będziecie wtedy wiedzieli co robić. Nie zawiedźcie mnie. – rzekł Vandraniel.
To przemówienie wywarło wielkie wrażnie na Shendarze. Czekała go wielka podróż jakiej nie spodziewał się w swoich najśmielszych snach.''
 
boberek34
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: sob sie 10, 2013 4:08 pm

Serce Igrela - początek powieści

sob sie 10, 2013 5:00 pm

Przeczytałem. Ciekawie się zapowiada. Mamy już sierpień, więc liczę na to, że wkrótce nastąpi ciąg dalszy :) :) Czekam z niecierpliwością w każdym razie. :D
 
Awatar użytkownika
Alishia
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: pt kwie 05, 2013 7:43 pm

Serce Igrela - początek powieści

wt sie 13, 2013 10:57 pm

Obiecuję, że ciąg dalszy niebawem się pojawi :) w przeciągu kilku dni :)
 
Awatar użytkownika
Alishia
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: pt kwie 05, 2013 7:43 pm

Serce Igrela - początek powieści

czw sie 29, 2013 8:57 pm

"Rozdział II
Następnego dnia rankiem uczestnicy wyprawy wyszli przed schody Alabastrowego Pałacu. Zebrano zapasy – suszone zioła, grzyby i warzyw, wodę pitną oraz futrzane płaszcze – na ziemi Arunów jest zimno. Quendral wybrał pięciu najlepszych żołnierzy Legionu Królewskiego – Tamariela, Raudina, Irmaila, Veriena oraz Lorda Feniksa – to nie było jego pierwsze imię, wcześniej nazywał się Viriel lecz uleczył niegdyś króla Królestwa Ludzi Dariusa ze śmiertelnej choroby. Żaden lekarz nie był w stanie mu pomóc. Viriel był żołnierzem ale również lekarzem. Najlepszym w całym Igrel. Król Darius zwrócił się więc do elfów o pomoc. Król Vandraniel wysłał swojego najlepszego elfiego lekarza. Viriel długo zajmował się królem ludzi i udało mu się go uleczyć. Na cześć ognistego ptaka powstającego z popiołów otrzymał od króla elfów imię Feniks oraz tytuł szlachecki – Lord. Znany ze swojej skromności rzadko używał tytułu Lord. I wolał by zwracano się do niego starym imieniem. Jednak elfy przestrzegające etykiety uważały, że skoro król nadał mu nowe imię, należy go używać – wołano na niego Feniks. Jak wszystkie elfy nosił diadem na czole. Miał bursztynowe, lśniące, długie włosy.
Shendar dosiadł swojego gniadego rumaka. Dowódca Quendral dosiadał pięknego karo-srokatego konia, Tamariel siwego, Raudin karego, Irmail i Verien kasztanowatych – jeden miał białą gwiazdkę na czole- a Lord Feniks izabelowatego – miał kremowo-złotą sierść oraz jasną, prawie białą grzywę. Lord Gemetren miał śnieżnobiałego ogiera. Wszystkie konie oprócz jeźdźców dźwigały zapasy – podzielono to jednak tak by żadne zwierzę nie miało zbyt ciężko, nie brano również przesadnie dużo zapasów. W razie potrzeby trzeba będzie znaleźć coś w lesie. Król Vandraniel wraz z poddanymi stali na szczycie schodów.
- Ruszajcie w drogę, niech Stwórca będzie z Wami – powiedział król i skłonił głowę na pożegnanie. Odpowiedzieli mu tym samym i Lord Gemetren poprowadził resztę za sobą.
Najpierw udali się do Wielkiej Świątyni. Mieściła się niedaleko Alabastrowego Pałacu na Wzgórzu Przeznaczenia pośród drzew. Świątynia była ogromna. Cała z szaro-białego marmuru zwieńczona kopułą. Po dwóch stronach łukowatych, drewnianych, jasnych drzwi stały kolumny. Nad drzwiami unosiło się okrągłe okno. Gdy patrzyło się na to święte miejsce przychodziły na myśl słowa – wielkość, światłość. Kojarzyło się z wszechmocą, z czymś potężnym. Obok Świątyni mieścił się mniejszy budynek – również z marmuru. Było to mieszkanie opiekujących się Świątynią mnichów. Byli to przedstawiciele różnych ras. Najczęściej elfy. Jednak byli wśród nich i Sharashici, którzy też wyznawali wiarę w Stwórcę oraz ludzie. Arunów i krasnoludów było bardzo mało. Większość Arunów wierzyło w wielu, różnych bogów. Krasnoludy często oddawali cześć Stwórcy jednak jeszcze częściej ćwiczyli się w umiejętności potrzebnych w czasie wojny lub polowania. Jednak był tu i przedstawiciel krasnoludów i Arunów. Należało to jednak do rzadkości.
Wszyscy jeźdźcy zsiedli ze swych koni. Weszli powoli do Świątyni. Wewnątrz była jasna tak jak i na zewnątrz. Z wielkich okien wpadały promienie słońca. Przy ścianach ustawione były świeczniki. Na środku dosyć surowej sali stał kamienny ołtarz a na nim srebrna, zdobiona misa z kadzidłem. Dym z niego unosił się majestatycznie w górę. Przy ołtarzu stał większy i wspanialszy świecznik niż pozostałe. Oplatała go zielona roślina. Przed ołtarzem siedział po turecku mnich ubrany w fioletową, długą szatę. Był to Sharashit o ciemno brązowej sierści. Oczy miał zamknięte. Zatopiony był w modlitwie. Nie poruszał się, nawet jego ogon ani drgnął. Był to Pierwszy Kapłan. Zapach kadzidła przyjemnie roznosił się po całym wnętrzu. Lord Gemetren podszedł bliżej. Nie powinien zakłócać spokoju Kapłana jednak musiał poprosić o złożenie ofiary oraz błogosławieństwo a czas naglił. Sharashit wyczuł jego obecność i po chwili otworzył piwne oczy. Wstał i skłonił się lekko.
- Witaj Lordzie Gemetren, cóż mogę dla Ciebie zrobić? – zapytał.
- Witaj Pierwszy Kapłanie Rishicie. – Gemetren również skłonił się – Musimy prosić Cię o złożenie ofiary za powodzenie bardzo ważnej misji oraz o błogosławieństwo.
- Tak, wiem. Czułem, że ten dzień nadejdzie. Poczekajcie tutaj. Pomódlcie się. – odpowiedział Kapłan Rishit i udał się w stronę drzwi na końcu sali. Było to miejsce gdzie schowane były szaty kapłańskie,, kadzidła i dary ofiarne. Gdy wrócił ubrany był w jasnoniebieską szatę z szerokimi rękawami, które były wykończone złotą tasiemką. Na szacie widniały wyszyte na złoto rośliny. Niósł ze sobą misę ale złotą, wspaniale zdobioną drogimi kamieniami. Wypełniona była kadzidłem. Za nim szedł inny kapłan – elf w szacie żółtej przepasanej złotym pasem. Za pasem widniał mały sztylet o pięknej rękojeści z głową smoka. On niósł ze sobą kilka suszonych liści wierzby oraz małego gołąbka.
Po chwili Pierwszy Kapłan położył misę na ołtarzu. Kapłan elf podał mu najpierw liście wierzby. Rishit rozkruszył je do kadzidła. Wierzono, że wierzby mają magiczne właściwości. Kapłan wyjął z małej, ledwo widocznej kieszeni szaty krzesiwo i za moment mała iskierka rozpaliła kadziło. Po czym wziął gołębia od kapłana – elfa i powiedział mu by zostawił sztylet i zabrał poprzednią – srebrną misę z kadzidłem. Kapłan – elf usłuchał i zaniósł tą misę do pomieszczenia. Nowe kadzidło roztaczało słodki zapach, jeszcze milszy niż to poprzednie. Im dłużej jednak się ono paliło tym zapach był ostrzejszy ale wciąż przyjemny. Rishit zamknął oczy i zaczął na głos modlić się w starożytnym języku. Co jakiś czas kłonił się lekko. Cały czas trzymał gołębia w dłoniach. Po piętnastu minutach ujął w jedną rękę sztylet i ugodził gołąbka. Krew ptaka popłynęła na ołtarz. Po chwili wrócił elf-kapłan i zabrał martwe zwierzę z rąk Pierwszego Kapłana oraz sztylet i znowu zniknął za drzwiami. Elfy kochały zwierzęta, nie zabijały ich a tym bardziej nie spożywały. Bardzo ciężko było im zaakceptować ofiary z gołębi choć były one rzadkie – tylko w najważniejszych sprawach i ograniczono je do minimum, spełniali je tylko wtedy gdy nakazywały to Księgi. I nigdy nie robił tego żaden elf nawet gdy był najwyższym kapłanem. Robił to wtedy Drugi Kapłan. Ofiary codzienne i za prośbą były przede wszystkim z kadziła i różnych roślin.
Rashit obrócił się do zebranych i wyciągnął do nich otwartą dłoń. Wyszeptał coś niezrozumiałego a następnie powiedział głośno błogosławieństwo :
- Niech wam sprzyja Stwórca, niech wam pomoże i sprowadzi na was szczęśliwy los.
Cofnął rękę i przemówił znowu:
-To kadziło będzie palić się nieprzerwanie przez dziesięć dni. Ja będę się modlił tutaj cały czas, również w nocy. W waszej intencji. Teraz ruszajcie, czas was nagli prawda?
Ukłonili się i udali do wyjścia. Shendar był nieco oszołomiony. Pamiętał małą kapliczkę w twierdzy Shakk. Nie mogła się równać z tą świątynią.
Gdy wsiedli na konie Shendar powiedział :
-Lordzie czy wiesz gdzie udać się najpierw?
-Myślałem o tym długo i w porozumieniu z dowódcą Quendralem podjęliśmy decyzję, że najpierw udamy się do Arunów. Na północ, przez morze i Pogranicze.-odpowiedział.
-Tak czeka nas podróż przez morze…-rzekł dowódca. Nie lubił morza, podczas podróży statkiem często robiło mu się niedobrze.
-Dobrze, że wziąłem lekarstwo na mdłości. To z myślą o Tobie Quendralu. – rzucił z uśmiechem Feniks. Nie był to zwrot niestosowny. Tutaj wszyscy byli równi. Quendral był dla nich przede wszystkim przyjacielem. Dowódcą był w czasie bitwy, ćwiczeń. Pozwolił na to. Przez to był kochany przez elfich żołnierzy.
-Wiedziałem, że o mnie pomyślisz. Nie dawaj mi go jednak zbyt wcześnie, on powoduje senność. Nie chcesz chyba żebym spadł z konia i potłukł sobie tylną część ciała. – odpowiedział. Wszyscy się zaśmiali. Lody zaczęły się łamać. Wcześniej Shendar nie umiał otworzyć ust do któregokolwiek z elfów prócz Lorda Gemetrena. Teraz było mu łatwiej.
- Musimy dotrzeć do naszego miasta portowego Eluroi – zaczął Gemetren – dotrzemy tam za około trzy dni.
Oprócz Lorda Gemetren i Quendrala pozostali towarzysze nie wiedzieli jeszcze, że w porcie mieli się rozdzielić.
Kiedy przemierzali lasy, łąki Shendar głowił się nad tym wszystkim. Myślał o Gereshaku i zastanawiał się co się z nim dzieje. Czy jego rodacy pozostali przy zdrowych zmysłach? Czasami myślał, że wszystko to mu się śni. Musiał zostawić swój kraj, władcę... „Dobrze, że nie mam kobiety bo jeszcze trapiłaby mnie dodatkowa tęsknota” pomyślał, choć mimo wszystko żałował, że żył w samotności i nie czeka na niego żadna przedstawicielka płci pięknej.
Wieczorem po drugim dniu wędrówki trwał tak w swoim zamyśleniu. Wszyscy odpoczywali na skraju lasu. Konie pasły się na polanie, ogień buchał z niewielkiego ogniska jakie udało im się rozpalić. Raudin i Irmail już spali. Byli braćmi, młodymi elfami. Raudin był kilka lat starszy od Irmaila. Miał kruczo czarne, długie jak większość elfów włosy i surowy wyraz twarzy. Był świetnym łucznikiem. Irmail nosił wyjątkowo krótkie włosy. Były brązowe. Oboje mieli zielone oczy. Choć był młody miał niesamowity talent do walki mieczem, był też niezwykle honorowy.
Verien przechadzał się koło koni z generałem Quendralem. Verien był chyba najwyższy z nich wszystkich. Uchodził za bardzo sprytnego i zwinnego. Miał rude włosy i piwne oczy. Teraz z generałem obserwowali otoczenie sprawdzając czy nie czyha nic złego i wymieniali swoje myśli. Lord Gemetren przeglądał swoją mapę co jakiś czas patrząc w niebo. Obliczał w myślach czas podróży.
Tamariel siedział samotnie kawałek dalej od wszystkich. Zdawało się, że medytuje lub modli się. Miał włosy koloru ciemny blond i oczy koloru indygo – rzadkość wśród elfów. Miał niezwykle szeroką wiedzę o geografii świata Igrel. Walczył też całkiem dobrze.
Feniks siedział przy ognisku bez słowa drobiąc gałązką w ziemi. Shendara zaciekawił ten elf. „Jak on się w ogóle nazywa? Feniks? Co to za imię… brzmi dziwne. Niektórych krasnoludów pewnie by rozbawiło. Feniks to przecież mityczny ognisty ptak powstający z popiołów ilekroć się go zabije.” – myśląc to uśmiechnął się do siebie lekko. Poprawił sznurowania swoich długich butów. Stwierdził, że odważy się i zapyta Lorda Feniksa skąd to jego dziwaczne imię. Uznał, że niewątpliwie musi wiązać się z nim jakaś historia.
Zwlekał jeszcze chwilę z rozpoczęciem rozmowy. Znalazł w sobie odwagę :
- Lordzie Feniksie czy mógłbym o coś Cię zapytać? – zaczął Shendar
Feniks przestał drobić gałązką w ziemi. Chwycił drugi jej koniec w lewą rękę. Podniósł wzrok na Sharashita, człowieka-kota o szarej sierści ,takich samych oczach i dużych kocich uszach.
- Mów do mnie Feniks . Ale nie musisz używać zwrotu „Lord”. Pytaj. – odparł.
- Zastanawia mnie… twoje imię. Coś mi mówi, że nie dostałeś go tak po prostu. – powiedział Sharashit.
- Tak… nie dostałem go przy narodzinach. Nazywałem się kiedyś Viriel. Ale wiele lat temu uratowałem życie królowi ludzi Dariusowi. Cierpiał na nieznaną chorobę, którą zaraził się podczas dalekiej wyprawy. Żaden medyk mu nie pomógł więc wezwano mnie. Mój król Vandraniel wysłał mnie bym uczynił wszystko co w mojej mocy żeby uratować króla. Udało mi się. Przygotowałem antidotum. Król wyzdrowiał, uznano, że powstał z popiołów niczym Feniks. Tak właśnie ktoś wtedy powiedział. Chyba któryś ze sług Dariusa. Prędko te słowa zaczęły obiegać stolicę Królestwa Ludzi. Posłyszał to też i nasz król. Vandraniel w nagrodę nadał mi tytuł szlachecki i nowe imię - Feniks. Czasami robi się tak w celu podkreślenia zasług. Nie ukrywam, że nie lubię jednak stosować tytułu. Przyzwyczajony byłem do mojego imienia. Dali mi je przecież moi rodzice. Jednak król ma prawo je zmienić. I zrobił to. Taka to historia. Ale ten czas mija… - Feniks zawiesił na chwilę głos. Zaraz potem ciągnął dalej – Już niedługo dotrzemy do Eluroi. Został w zasadzie jeden dzień. Jak się czujesz w ogóle między nami? Mam nadzieję, że dobrze.
Shendar zdziwił się tym pytaniem. W sumie to jak ma się czuć? „Nagle w moim życiu wszystko się zmieniło, całe otoczenie” stwierdził w myślach.
- Dobrze się czuję. Jesteście sympatyczni. Choć nie ukrywam, że ciężko mi się przyzwyczaić do tej sytuacji. Bez urazy ale nagle wszystko się zmieniło – mam nowego pana, innych w Okół siebie, musiałem zostawić swój dom i perspektywa tak ogromnej walki ze złem mnie lekko przeraża i czuję się zdezorientowany.- odpowiedział. Jak skończył mówić poczuł, że chyba zbyt wiele powiedział, za bardzo się otworzył. Przecież wszyscy go słyszą.
Raudin i Irmail wciąż spali, Verien rozmawiał dalej z Quendralem wśród koni a Lord Gemetren zdawał się nic nie słyszeć, tak był pochłonięty studiowaniem mapy i własnych myśli.
Feniks po chwili milczenia niezbędnej w tej sytuacji odparł :
- Czekają nas ciężkie czasy – to fakt, w sumie jesteśmy ci obcy – to też fakt, byłeś zmuszony to podjęcia pewnych kroków – kolejny fakt ale plusem tej sytuacji jest to, że możesz zyskać nowych przyjaciół, którzy będą stać za tobą murem i przeżyć pewną przygodę. Niezależnie od tego jak będzie ciężko to wierzę, że uda nam się wygrać i wyjść z tego cało. Później będziemy się spotykać i wspominać „stare, dobre czasy”. – Elf uśmiechnął się spokojnie. Chciał pocieszyć Sharashita nieważne, że mogło to zabrzmieć bardzo naiwnie. W pewien sposób go rozumiał. Feniks z resztą był zbyt wylewny jak na elfa. Elfy tłumiły emocje nie ukazując ich na zewnątrz. Starali się być dumnym narodem .
Sharashit mimo wszystko poczuł radość. „Może nie będzie tak źle?” pomyślał. W jakiś sposób zrobiło mu się ciepło na sercu i poczuł, że może zyskać przyjaciela.
Quendral i Verien wrócili do ogniska i zaczęli kłaść się spać. Tamariel też zbliżył się do reszty kończąc swoje medytacje. Lord Gemetren po chwili odłożył mapy.
- Jutro wieczorem, może jeszcze przed zmrokiem jeśli się pośpieszymy, będziemy w Eluroi. Rano wyruszamy. A tymczasem dobrej nocy. – powiedział Lord Gemetren do tych, którzy jeszcze nie zasnęli i położył się przykrywając futrzanym płaszczem.
Shendar jeszcze długo nie mógł zasnąć. Nigdy nie płynął jeszcze statkiem. Królestwo Sharashitów było daleko od morza a na rzece nie miał jeszcze okazji płynąć. Myślał o kraju Arunów, którego nigdy nie widział, o Pograniczu o którym tylko czytał. Lubił czytać. Ale nigdy nie myślał, że będzie miał okazję być na Wyspie Dalekiej Północy. Teraz w środku czuł niesamowitą ciekawość i głód wyprawy. Wpłynęła na to też rozmowa z Feniksem. Wzbogacił się o kolejną ciekawą historię i został uspokojony przez tego elfa.
Wszyscy już leżeli i usypiali. Ogień zmalał znacznie lecz nie zgasł całkiem gdy Shendara zmorzył sen.
Następnego dnia wyruszyli wcześnie rano. Było ciepło i delikatnie powiewał wiatr. Dotarli do Eluroi zadziwiająco szybko – późnym popołudniem. Miasto otaczał kamienny mur. Domy były z bardzo jasnego kamienia. Kilka budynków było wyższych i okazalszych, zdobionych płaskorzeźbami przedstawiającymi elfich bohaterów lub zwierzęta i rośliny. Było to miasto szeroko rozciągnięte jednak nie za gęste w zabudowie. Na jednym pięknym budynku łopotały dwie flagi – jedna biała ze srebrnym liściem symbolizująca Królestwo Elfów a druga, mniejsza – trójkątna, przedzielona miała barwy chabrowo- żółte. Ta mniejsza symbolizowało barwy miasta. Eluroi było najschludniejsze i najładniejsze ze wszystkich miast portowych. Po ulicach kroczyły elfy, jak zwykle pięknie odziane. Parami szli żołnierze z Legionu Miejskiego – w lekkich skórzanych pancerzach z szarawej skóry. Na pancerzach mieli koszule – w połowie koloru chabrowego i połowie żółtego. Na brukowanych ulicach nie było bazarów jak to bywało w Królestwie Ludzi. Tu wszystko było w pomieszczeniach, w sklepach. Na ulicach widniały piękne białe latarnie, które gdy zapadał zmrok zapalano.
Shendar poczuł ukłucie zazdrości gdy wjeżdżali do miasta. Kolejna rzecz, która zrobiła na nim wrażenie. Alabastrowy Pałac, Wielka Świątynia i teraz Eluroi. Miasta Sharashitów nie były aż tak piękne. Stolica Shakk była po prostu twierdzą. Mieszkańcy mieli tam swoje komnaty, pokoje. Nawet król nie miał żadnego pałacu tylko komnaty na najwyższym piętrze. Owszem Shendar wiele czytał, studiował mapy, król go dobrze wykształcił. Jednak na własne oczy widział mało. Miał jednak wielki dar wyobraźni. Dlatego bez trudu trafił do Alabastrowego Pałacu pamiętając drogę z mapy, którą do znudzenia kazał mu król Gereshak powtarzać i przypominać sobie szczególnie ostatnimi czasy. Inaczej się o czymś czyta a inaczej jest gdy ktoś widzi już wszystko wiedząc, że naprawdę to jest takie jak to opisywano. A opisywano to wszystko jako wspaniałe i dostojne. Na razie książki jakie mógł przeczytać w bibliotece w Shakk go nie zwiodły. Ale kto wie jak miało to wyglądać w przyszłości? Ufał jednak książkom wiedział, że pisali je sławni Sharashici.
Wjeżdżając do miasta elfy nie wzbudziły zainteresowania. Mieszkańcy zwracali jedynie uwagę na Shendara ale nie na długo. W końcu było to miasto portowe i tak naprawdę normalnym był przyjazd różnych podróżników. Gdy dotarli do doków po raz kolejny Shendar poczuł zachwyt. Ujrzał statki pochodzące z wszystkich Królestw. Białe i kremowe żagle zalewały morze. Widać było najróżniejsze flagi. Aura sprzyjała widokowi. Statki podkreślało błękitne niebo pokryte gdzieniegdzie rozwianymi chmurami. Słońce świeci mocno choć już dawno nie było w najwyższym punkcie.
Lord Gemetren czuł, że to on, nie Quendral musi powiedzieć co zamierzają.
- Musimy się rozdzielić. – zaczął bezpośrednio – Ja, Shendar, Quendral oraz Verien ruszymy na Wyspę Dalekiej Północy. Tamariel, Raudin, Irmail i Lord Feniks wyruszą do Królestwa Ludzi. Nie zdążymy jeśli będziemy podróżować razem. A czas jest tu bardzo ważny. Lordzie Feniksie będziesz przewodził drugiej grupie i będziesz rozmawiał z królem Dariusem. Przykro mi, że tak to wygląda ale nie mamy innego wyjścia. – Gemetren był elfem zdecydowanym. Ciężko było odgadnąć jego uczucia i myśli – ukrywał je pod maską swojej twarzy bez wyrazu.
Stolicą Królestwa Ludzi było portowe miasto Avargad. Dlatego musieli rozłączyć się w Eluroi – żeby wsiąć na osobne statki. Do Królestwa Arunów było trudniej się dostać. Należało udać się statkiem na wybrzeże Wyspy Dalekiej Północy, przedostać się przez Pogranicze i ruszyć do Halumov Lodowego Miasta.
Shandar zrozumiał to. Tak naprawdę to mógł się wcześniej domyśleć, że tak będzie. Tak mało czasu zostało. Reszta też nie okazywała specjalnego rozczarowania czy zaskoczenia.
- Nam podróż zajmie więcej czasu. – ciągnął Lord o jasnych włosach – Dlatego nie śpieszcie się z wyjazdem. Pozostańcie tam kilka dni, ale bez przesady. Około 5 dni maksymalnie. Potem wyruszcie do Ziemi Krasnoludów – Maalethii. W przygranicznym miasteczku Roskefeld się spotkamy. Tam razem pójdziemy do króla krasnoludów. Musimy tam być razem bo może być z nimi ciężko, są krnąbrni i tylko wojaczka im w głowie więc mogą szukać zaczepki. Tym bardziej, że może zła moc już na nich działać. Jeśli uda nam się załatwić tam sprawę – a mam taką nadzieję- pojedziemy stamtąd na pustynie Neheftu. Tam ja już zaprowadzę nas do naszego celu. Proroctwo mówi, że jeśli spóźnimy się i nie zdążymy na 1 Nistrila to i tak będzie nadzieja. Nie będziemy mogli doprowadzić tylko do wypowiedzenia Ostatniego Słowa. Moje badania nad tym tekstem doprowadziły mnie do tego, że może chodzić tu o zaklęcie. A Ostatnie Słowo tegoż zaklęcia ma mieć straszliwe konsekwencje, gorsze od tego co ma wydarzyć się po ujrzeniu konstelacji Ngah. Nie ma określonego czasu kiedy będzie wypowiedziane. Wiadomo, że ma minąć wiele księżyców i słońc od 1 Nistrila. Według tego co ustaliłem 1 Nistrila ma wybuchnąć Druga Wielka Wojna, jednak zupełnie inna od pierwszej. Zamknięte zło kojarzy mi się z magiem Lehinnem jednak on nie żyje i tak jak mówił król Vandraniel może chodzić o jego potomka. Może nie syna, Lehinn był człowiekiem, którzy nie żyją tak długo jak elfy, ale może to być wnuk w bardzo podeszłym wieku lub młody prawnuk. Chyba, że ktoś w innej linii rodziny. A ciemnością często w dawnych czasach nazywano wojnę. Postarajmy się jednak uniknąć tego ale musicie być świadomi, że może nas czekać stawienie czoła wojnie zanim zdobędziemy Słońce Duradina. Musimy jednak wierzyć, że nam się uda. Mówię wam to po to żebyście byli świadomi. – Gemetren tak naprawdę mówił to przede wszystkim z myślą o Shendarze. Pozostali jako elfy i zaufani króla Vandraniela zostali poinformowani o badaniach nad Proroctwem i możliwym jego przekazie. Shendar choć przeczytał proroctwo i wiele razy czytał też o Wielkiej Wojnie ale wśród tego amoku ostatnich wydarzeń nie koniecznie udało mu się poskładać wszystkie przeczytane historie. Nie wiedział też nic o badaniach elfów. Pozostali pokornie wysłuchali wykładu wiedząc, że musi to zostać powiedziane i nie dali po sobie poznać, że wiedzieli o badaniach żeby Shendar nie poczuł się wyobcowany bardziej niż się nie raz czuł. Oczywiście nie wiedzieli jednak nic o rozłące i osobnej podróży. Ale tak jak Sharashit zrozumieli. Bo któż mógł sądzić, że w miesiąc objadą pozostałe trzy królestwa po kolei i jeszcze zdążą zdobyć Słońce Duradina? Nawet jeśli się rozłączą wcale nie byli pewni, że uda im się na czas. Dlatego każdy z nich wyobrażał sobie Drugą Wielką Wojnę i zastanawiał się co mogą oznaczać słowa, że będzie inna niż poprzednia. Lord Gemetren, Quendral i Verien pamiętali poprzednią Wielką Wojnę i jej okrucieństwa. Dlatego najbardziej obawiali się Drugiej choć starali się nie dawać tego po sobie poznać. Mieli jednak nadzieję, że zdążą i nie będzie wojny. Pielęgnowali ją w sobie nawet jeśli miała być złudna.
- Jeszcze razem udamy się tylko do Urzędu Portowego. Tam dowiemy się który statek wypływa do celów naszej podróży. – powiedział generał Quendral.
Ruszyli w prawo, do niewielkiego budynku. Nie wyróżniał się niczym specjalnym. Zsiedli z koni i po zapukaniu zostali wezwani do środka. Tam przy drewnianym biurku siedział elfi urzędnik. Był zajęty pisaniem ważnego dokumentu ale wstał od razu widząc Lorda Gemetrena i skłonił mu się.
- Witaj. Szukamy statków – jednego na Wyspę Dalekiej Północy i drugiego do Avargadu. Spójrz proszę na spis i poradź nam do jakich okrętów mamy się udać. – rzekł Lord.
Małomówny urzędnik uśmiechnął się tylko i podszedł do regału stojącego na prawo od biurka przy ścianie. Przejeżdżał palcami po księgach. Po chwili zatrzymał dłoń na jednej i wyciągnął ją. Wrócił i usiadł na pięknym, czarnym, drewnianym krześle. Otworzył księgę i rzekł:
- Zaraz zaraz do Avargadu odpływa nasz Szkarłatny Okręt z towarami handlowymi – tkaninami przede wszystkim, wypływa przed zmierzchem z Doku Królewskiego a na Wyspę Dalekiej Północy hmmmm…. – elf zawiesił głos szukając czegoś w księdze- Aktualnie okrętów z naszej strony nie ma do wypłynięcia w tym kierunku ale okręt Piękny Alduin wypływa na wyprawę odkrywczą na Nowe Wyspy. Myślę, że po drodze może Was tam zawieść za odpowiednią opłatą. Musicie udać się do Trzeciego Doku, tam statek jest przygotowywany. Poszukajcie tam kapitana Lourina.
- Dziękujemy Ci bardzo – uśmiechnął się Lord po czym wyszli.
Urzędnik jeszcze chwilę patrzył na drzwi. „Na Wyspę Dalekiej Północy? Po co oni tam jadą? Sam Lord Gemetren i generał Quendral? I po co im to kocisko?” pomyślał.
Na zewnątrz słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Gemetren spojrzał na nie i zamknął na chwilę oczy. Czuł jakiś dziwny ciężar na duszy. Otworzył oczy, wziął głęboki wdech i powiedział :
- Lordzie Feniksie musicie się spieszyć żeby zdążyć przed odpływem, oto pieniądze na podróż – Gemetren podał Feniksowi woreczek ze złotymi monetami –powinno wystarczyć. Pamiętajcie aby czekać na nas w Roskefeld. Powodzenia.
Wszyscy po kolei uściskali się i wymienili serdeczności. Rozdzielili się w dwie różne strony prowadząc konie w ręku. Grupa Lorda Feniksa w lewo a Lorda Gemetrena w prawo. Wszyscy czuli dziwne napięcie. Starali się odpychać od siebie strach, na niego jeszcze przyjdzie czas."
 
Awatar użytkownika
Alishia
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: pt kwie 05, 2013 7:43 pm

Serce Igrela - początek powieści

czw sie 29, 2013 8:58 pm

mała notka - Jeśli kryją się jakieś błędy to przepraszam, tekst jest przed szerszym sprawdzaniem :)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości