Feng AmaliiaPodczas noclegu w posiadłości krewniaka Thomasa Fenga obudziły ciche kroki. Gdy tylko otworzył, zobaczył tamtą dziewczynę, która domagała się śmierci Martenki. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Czy mogę się przysiąść? - zapytała grzecznie
Feng ocknął się i przecierając oczy spytał dziewczynkę zdziwiony.
- Co tutaj robisz? Coś się stało?-
Pomogłeś nam, a pomoc wymaga zapłaty... - rzekła cicho
Feng wzdrygnął się, po czym odpowiedział powoli, jakby z ociąganiem.
- Zapomnij o tym, co się działo w gospodzie... Martenka i Ogon to byli źli ludzie. Ale teraz są daleko stąd i tutaj obowiązują już inne zasady. Obserwował ją przez chwilę, po czym dodał jeszcze, tym razem głośniej i pewniej, patrząc dziewczynie w oczy.
- Nie masz długu wdzięczności wobec nikogo. Jesteś wolna.Przyglądała się przez chwilę Fengowi, a potem spuściła wzrok.
-
Rozumiem panie Feng... ale ja mam problem. - Nie musisz mnie tytułować panem. Feng uśmiechnął się pod nosem. Zaciekawiło go jednak, co jego rozmówczyni miała do powiedzenia.
- Ale powiedz w każdym razie cóż to za problem, młoda damo?- Chciałam być z tobą tej nocy... bo wtedy mogłabym powiedzieć że jest twoje.No ładnie! Młódka była w ciąży. W sumie mógł się tego było spodziewać, podejrzewając, do czego te potwory wykorzystywały dzieci... oprócz karmienia nimi bluszczu. A ta tutaj była z nich najstarsza, według prawa wielu krain byłaby już dorosłą. Feng zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie o swojej córce... musiała być teraz w podobnym wieku. Nie wiedział, gdzie jest, ani czy nie potrzebuje teraz jego pomocy... wiedział tylko, że cały czas wisi nad nią śmiertelne zagrożenie. Poczuł gniew. Gniew płynący z bezsilności i niemocy.
Na zewnątrz jednak nie dał tego po sobie poznać. Zamrugał tylko oczami i zmarszczył brwi. Odpowiedział spokojnym głosem.
- Nie rozumiem, co by to miało zmienić? Wiesz chociaż, czyje jest to dziecko?- Wy bylibyście dobrym ojcem... Tak mi się wydaje. Ojcem jest któryś z klientów... Ogon wolał jeść. To mógł być ten bard... o oczach jak rubiny i jasnych włosach. Ogon był mu za coś wdzięczny... Był bardzo silny i powiedział, że urodzę jego dziecko... powiedział, że jego krew jest silna, tak jak jego ojca... Jego ojciec jest kimś ważnym w Kartakass. Nazywa się Harkon Lukas.Feng skrzywił się, jakby przeszyło go jakieś bolesne wspomnienie z przeszłości. Czy był dobrym ojcem? Może kiedyś nim był. teraz już nie pamiętał. Był taki młody jak poznał swoją żonę i został ojcem. Potem wojaczka i Kolegium zbyt często zabierały go jego rodzinie. Syna nie widział w sumie już tak dawno. Pokłócili się jeszcze przed "incydentem", który zmienił jego życie.
- Jak możesz widzieć we mnie dobrego ojca, skoro w ogóle mnie nie znasz, nic o mnie nie wiesz? Jesteś młoda, nie wiesz jeszcze wiele o życiu. Ile w ogóle masz lat? - Odpowiedział jej nieznacznie podniesionym głosem.
Wzruszyła ramionami
-
Lepszym niż Ogon w każdym razie... mogłam milczeć i pójść do twoich przyjaciół. Jakiś ojciec jest lepszy niż żaden. Mam szesnaście lat i przez sześć mieszkałam w Karczmie.... trochę się zdążyłam nauczyć. - W to nie wątpię. Feng krótko skwitował całą wypowiedź dziewczyny.
- Obawiam się jednak, że jeśli szukasz ojca dla swojego dziecka i stabilizacji, to ja ci nie mogę pomóc. Razem z moimi kompanami nie zamierzamy zostawać w jednym miejscu aż nie odnajdziemy sposobu ucieczki z tego świata... a wtedy powrócę do normalnej rzeczywistości. I do mojej rodziny. Chciałbym ci jakoś pomóc, ale sądzę, że musimy szukać innego sposobu.-
Więc co mam zrobić - rzekła łamiącym się głosem.
Feng objął dziewczynę przyjaźnie, żeby się zupełnie nie rozkleiła i odpowiedział, obserwując ją uważnie.
- Najbezpieczniej dla ciebie by było, gdybyś została w tym mieście pod opieką kapłanów w świątyni, jak polecił nam Thomas... chyba że bardzo chcesz udać się z nami w drogę, to jeśli będziemy zdążać w kierunku tego Kartakass, to możemy spróbować odnaleźć tego barda. Aczkolwiek jak sama rozumiesz, nie wygląda on na materiał na troskliwego ojca, więc polecałbym pierwszą opcję. Zgadzasz się?Świdrował dziewczynę wzrokiem, próbując wybadać jej reakcję. Jednak nie mógł się skupić. Jego myśli stawały się coraz bardziej rozbiegane. Bliskość dziewczyny podniecała go. Nie był z kobietą od... dość dawna. Żyjąc jak wyrzutek, uciekinier, nie miał na nie czasu. Każda jego słabość mogła stać się przyczyną śmierci z rąk jego wrogów, a to skutkowało żelazną dyscypliną. Instynkt przetrwania potrafił stłumić nawet inne instynkty. Teraz jednak było inaczej. Jego prześladowcy zostali daleko, w innym świecie, w innej rzeczywistości. Czy to, co kiedyś, miało w ogóle jakieś znaczenie?
-
Ale poszukajcie jego dziadka. To Lukas Harkon... - Dziewczyna odpowiedziała, wtulając się w ramię Fenga i wyrywając go z zamyślenia.
Czy to, co kiedyś, miało w ogóle jakieś znaczenie? Feng pomyślał przez chwilę o swojej żonie. Owszem, będąc na dłuższych i bardziej stresujących wypadach wojennych zdarzało mu się z kolegami wyskoczyć na panienki raz czy dwa, ale nigdy nie zbliżył się do dziewczyny w wieku jego własnej córki. Teraz jednak tracił kontrolę nad sobą. Przez jego głowę przebiegła ponura myśl, coby się stało, gdyby dziewczyna zdenerwowała go, wyprowadziła z równowagi, gdyby użył swojej siły przeciw niej... z dwojga złego wolał to drugie rozwiązanie. W końcu sama tego chciała... po to tu przecież przyszła...
- Dobrze, poszukamy go... a teraz zamknij oczy i zapomnij już o twoich problemach... Mówiąc to objął dziewczynę mocniej i położył ją na łóżku.
- Jak masz na imię?-
Stella - odparła
- Stella... jeśli trafimy na tego Lukasa to dam znać... ale na razie możesz o nim zapomnieć... dostaniesz ode mnie to czego chcesz... niech to będzie naszą małą tajemnicą... tylko nie rób dużo hałasu... tyle chyba cię nauczyli w karczmie... Feng szeptał do Selli gorączkowo, a jego serce biło jak szalone, gdy się przy niej kładł.
-
Tak, sporo się nauczyłam... - odpowiedziała, patrząc nań pytająco.
- To zostaniesz do rana i pokażesz, co potrafisz.Stella tylko się uśmiechnęła się i pocałowała mężczyznę.
***
Gdy dyskutowali o losie dzieci u wrót świątyni, Feng wtrącił się z propozycją.
- Z tego co nam wiadomo, to najlepsze miejsce, żeby ulokować te sieroty... i, mówiąc, nieoględnie, najtańsze. Obawiam się, że nie mamy dość gorsza, aby zakwaterować je po innych przybytkach.Po czym zapytał jeszcze odźwiernego.
- Panie Jonaszu, co to są te "mośe", o których mówicie, że można tam szukać fortuny?W ich obecnej pozycji nie zaszkodziłoby zdobyć trochę grosza. I tak będą potrzebowali pieniędzy, aby kontynuować podróż lub aby dostać się do osób dość potężnych, aby mogły jakoś pomóc w ich powrocie do domu.