Rasiel Rikumai
Zarówno miecznik, jak i piątka cienistych demonów dawała sobie radę całkiem przyzwoicie. Wokół nich co rusz ciche pyknięcia dawały znać o dezintegracji kolejnych dusz. Wchłaniane lub po prostu "gaszone" przez mroczne moce cienistych demonów, lub dezintegrowane przez nasączone ponurą magią "macki" kierowane bezpośrednio przez Rasiela.
Kątem oka mężczyzna dostrzegł coś, co generalnie go zaniepokoiło. Cornungon, próbujący dotychczas wywrzeć wrażenie jak najniebezpieczniejszego zaniechał walki, poddał się? Nie... on patrzył w stronę przywołanych demonów! Rikumai wiedział już, na co się zanosi. Pole bitwy rozdarł krzyk czarta, będący zapewne wyzwanie rzuconym Jemu samemu, lub Jego przywołańcom. Wszystko jakby zamarło, pozostała tylko chora rywalizacja, odwieczny bój między Tanar'ri, a Baatezu. Rasiel doskonale zdawał sobie sprawę z poziomu walki, która za chwilę go czekała. To nie będzie siekanie zmarłych dusz, ani rzeź pomniejszych diabłów na wojnie krwi. Teraz czeka go starcie z potężnym, zapewne starym diabłem.
Wszystko na moment jakby zamarło dla miecznika, w chwili gdy ujrzał idącego w swoją stronę diabła. Strzelił tylko karkiem i stanął w pozycji bojowej, nawet zmarłe dusze zaprzestały ataku, zupełnie jakby zdawały sobie sprawę jakie siły ze sobą się ścierają.
~Cholera...~
Pomyślał, wiedząc że przeciwnik może być nader wymagający. Mimo wszystko byli od siebie jeszcze jakieś 30 metrów. Dusze, które nie zostały już zlikwidowane zamarły, czując emanację mocy dwóch tak potężnych istot.
-Nie wiesz, na co się porywasz...
Mruknął bardziej do siebie, niż do oponenta. Pięć kopii Rasiela stanęło przed Nim, mimo że bez żadnej broni i tak lata treningów czyniły z Nich niebezpiecznych przeciwników. Mężczyzna skoncentrował się... nagle piątka demonów władających mocą cienia zniknęła, za to wokół miecznika utworzył się kolejny pentagram, z którego wyszła kolejna piątka
demonów. Kiedy się na nie spojrzało, sprawiały wrażenie, jakby niegdyś były elfami. Spaczona, fioletowa skóra, długie czarne włosy, tatuaże na całym ciele. Coś tutaj jednak nie pasowało. Generalnie fakt, że każdy z nich w ręku trzymał potężny łuk zdawał się oponować temu, że na oczach każdy z nich miał przewiązaną czarną opaskę.
-Kogo zlikwidować, panie?-
Rasiel jedynie wskazał palcem sylwetkę wielkiego diabła, cała piątka łuczników jak jeden mąż zwróciła głowy w Jego kierunku. Pewnym było to, że widzieli, jednak robili to w zupełnie inny sposób, niż zwyczajne istoty.
Pięć replikacji Rasiela ruszyło przed siebie w morderczym biegu, szarżując z gołymi pięściami na czarta. Oryginał póki co stał wśród łuczników, nie włączając się w walkę. Każdy demon napiął łuk. W stronę diabła nagle poleciało pięć złotych strzał. Każda wystrzelona ze śmiertelną precyzją, lecąca idealnie w kierunku zamierzonej części ciała.
Na czole biesa rodem z piekła pojawiły się drobinki potu, które można było zauważyć dopiero, po długiej i dokładnej obserwacji. Pięć Tanar'ri znikło, zaś na ich miejsce pojawiły się inne. Nie trudno było się zorientować, że Cornugonowi nie chodziło o męża z znakiem otchłani na twarzy, a o jego sługi. Sługi, które właśnie biegły by zlikwidować Baatezu. To był ułamek sekundy, gdy każdy -z przypominających niegdyś elfa- demonów wystrzelił pocisk w kierunku diabła. Ten jednak nie miał zamiaru stać się "poduszką na igły". Potężne skrzydła znów zerwały się w dół, unosząc czarta na wysokość ponad czterech metrów, co pomogło uniknąć naszpikowania strzałami. Strzały pomknęły przed siebie, podczas, gdy Czerwony z impetem opadł na równe nogi, w miejscu, gdzie stał przed chwilą.
Diabeł z łatwością uniknął pięciu strzał, wznosząc się w powietrze na ten moment, gdy pociski przelatywały w miejscu, w którym niegdyś stał. Rasiel uśmiechnął się pod nosem. Pięć kopii miecznika okrążyło czarta, czekając na moment, w którym ten znów uniesie się w powietrze, by móc zaatakować, połamać, zniszczyć Jego skrzydła.
-Zwiększyć naciąg...-
Mruknął jedynie oryginał do swoich podwładnych. Każdy łucznik przekręcił wystający szpikulec na łuku, zwiększając jednocześnie siłę, odległość strzału, a także prędkość każdej wypuszczanej strzały.
-Tak, panie.-
Odrzekły znów tym samym, równie beznamiętnym głosem demony. Naciągając po dwie strzały na cięciwę i wypuszczając je w jednym momencie. Tym razem sytuacja diabła była dużo gorsza. Dać się naszpikować strzałami lub dać uszkodzić sobie skrzydła.
Kolejny atak okazał się dużo bardziej przemyślany, jednak podstęp leży w naturze rodowitych mieszkańców otchłani. Diabeł dobrze o tym wiedział, wiedzieli to wszyscy Baatezu. Ich rasa zdążyła się przystosować, na tego typu zagrania. Każdy Cornugon miał niezwykłą zdolność zmieniać swoje położenie nie ruszając nawet palcem. Kolejne strzały pomknęły w kierunku diabła, ten jednak nie miał zamiaru wpaść w między młot a kowadło. Bies postanowił wykorzystać swoją nadnaturalną zdolność. W pewnym momencie zniknął, pojawiając się tuż przed łucznikami, którzy w tej chwili okazali się bezbronni. Diabeł uniósł szybko prawą nogę w kierunku klatki piersiowej jednego z demonów, by zakończyć jego byt jednym, potężnym uderzeniem.
Tego się Rasiel mógł spodziewać. Strzały znów zbiły się w ziemię, tym razem diabeł teleportował się przed Jego łuczników. Cios, który miał szybko pozbawić tchu jednego z nich nie doszedł celu. Ręka miecznika znów rozbłysła szkarłatnym płomieniem odsyłając sługi na swój rodowity plan. Mimo wszystko Rasiel znów stał w środku pentagramu, na końcach którego pojawiły się już bramy. Z każdej bramy wyszedł demon. Kolejny rodzaj przeciwnika, tym razem każdy z nich podobny był w pewnym sensie do
człowieka, gdyby nie znaki na rękach i para rogów wyrastających z głowy. Ubrani byli raczej w samurajskim stylu, a definitywnie rzeczą wyróżniającą było to, że byli dosłownie "napakowani" mieczami. Na plecach mieli ich cztery, przy czym jeden trzymali w ręce. Pięć istot ruszyło w kierunku diabła. Byli potwornie szybcy, dla niewprawnego oka mogły wydawać się pięcioma smugami, przecinającymi powietrze. W ułamku sekundy znaleźli się przy diable, tnąc swymi ostrzami. W międzyczasie pięć kopii Rasiela rozpłynęło się w powietrzu, a On sam szykował się do ataku.
Kolejna sztuczka sługi othcłani. Łucznicy, którzy swymi strzałami mieli pozbawić diabła sprawności, okazali się przeciwnikami nie dość skutecznymi. Bies prawie powalił silnym kopniakiem jednego ze strzelców. Pech (a raczej ich właściciel), chciał, że strzelcy zniknęli równie szybko jak się pojawili. W ich miejsce, pojawiła się kolejna piątka. Tym razem nie miał to być pokaz sztuczek a prawdziwej walki wręcz. Ich szybkość jednak okazała się nieprawdopodobna. Diabeł wytrzeszczył oczy z zaskoczenia. Trzy z pięciu ciosów okazały się na tyle celne i szybkie, że Cornugon nawet nie zdążył zareagować. Właściwie nawet nie poczuł samego ciosu, dopiero zorientował się, po krótkiej chwili, że piekące smugi na ciele, to głębokie rany. Dwa pozostałe ciosy zahaczyły o pancerz. Cornugon Nabrał respektu dla przeciwników. To jednak nie oznaczało, że miał zamiar się poddać.
Szarża jednego z mieczników okazała się dość bolesna... dla niego samego, gdyż w chwili, gdy miał zadać potężne pchnięcie w plecy, diabeł odwrócił się i złapał go za szmaty, podnosząc do góry na swoją wysokość, a zaraz potem wypłacając mu byka w twarz. Krew natychmiast popłynęła z nosa, a twarz przyozdobiła obfitych rozmiarów opuchlizna, w niektórych miejscach będąca poprzebijana przez kostne wypustki na twarzy czarta. Pozostali miecznicy za to nie próżnowali. Czwórka demonów zaczęła nieustannie się przemieszczać dookoła diabła, dosłownie zaczęli biegać w kółko wokół Niego. Bez problemu dało się zauważyć, że dwójka z nich miała miecze ustawione w pozycji obronnej, mając za zadanie sparować wszystkie ciosy wycelowane w nich samych, lub towarzyszy. Pozostała dwójka natomiast biegała wokół diabła i wykonywała płytkie cięcia mające na celu osłabienie przeciwnika.
W tym czasie płomień wokół ręki Rasiela zmieniał kolor na błękitny. Bez wątpliwości zamierzał On wykonać za chwilę następne przywołanie. Mimo wszystko cały czas był czujny, gotów by odskoczyć od zadawanego ciosu.
Cięcia celne, jednak nie posiadające zbyt wielkiego impetu by dość mocno zranić diabła. Tak drobne rany szybko się goiły, dzięki kolejnej nadnaturalnej zdolności biesa. Sytuacja zdawała się być co raz to lepsza, na korzyść demonów. Nie mający nic do stracenia Cornugon postanowił zaatakować z maksymalną siłą, choćby nawet kosztem niecelnego ciosu. Jego oczy zaświeciły się bladym światłem a demony poczuły dziwne wibracje . Diabeł wykorzystał tę chwilę, by zadać jak największą ilość ciosów. Jednym z ataków okazał się cios ogonem. Pozostałe biczem i ogromnym toporem. Diabeł miał nadzieję, że uda mu się rozproszyć już czwórkę przeciwników, tak by móc odskoczyć ustawić się w dogodniejszej pozycji do walki i dać sobie chwilę na zregenerowanie sił.
Nagle piątka demonów syknęła (nawet ten leżący na ziemi) i cofnęła się. Nawet Rasiel odskoczył w tył, by nie zostać zranionym przez dziwną moc diabła, jednak płomień na Jego dłoni ciągle tlił się. Tę chwilę wykorzystał diabeł na zadanie Jego sługom jak najwięcej uderzeń. Po chwili każdy z mieczników leżał na ziemi, próbując się podnieść. Widać było, że był to potężny przeciwnik. Jednak Rasiel nie zamierzał rezygnować.
-Zapewne baator był z Ciebie dumny. Jednak... czas to kończyć, bo Nam poginie reszta ocaleńców ze styksu.-
Po czym przyłożył płonącą dłoń do ziemi. Powietrze wokół naszło przeraźliwym chłodem, wokół miecznika rozszedł się pentagram złożony z niebieskich płomieni. Kolejne przywołanie, tym razem było to coś...
potwornego. Długowłose chimery człowieka i demona, wyposażone w długie i ostre pazury i skrzydła. Sam ich wygląd napawał przerażeniem. Do tego pokryte były cienką warstwą lodu zapewniającym jakąś ochronę. Cała piątka ruszyła przed siebie tnąc pazurami. Trójka zaatakowała z ziemi tnąc i blokując ciosy, zdawały się być jeszcze szybsze niż miecznicy. Do tego dwójka wzniosła się w powietrze i flankując przeciwnika atakowali. Co gorsza, już przy pierwszym uderzeniu diabeł zdał sobie sprawę, że rana obrasta lodem, do tego każde kolejne uderzenie spowalniało go.
-Kończcie to. Pokażcie mu pełnie swojej mocy.-
Krzyknął Rasiel, po czym przykucnął zbierając wokół siebie cienie. Tym razem i On miał zamiar włączyć się do walki. Tym czasem piątka demonów odskoczyła otaczając diabła i szykując się do kolejnego ataku.
Na pysku Baatezu pokazał się grymas bólu. Diabeł wiedział, że to już końcówka walki. Był dość osłabiony i wiedział, że śmierć nadchodzi wielkimi krokami. Czart postanowił sięgnąć po ostatni z swoich asów w "rękawie". Pełen nadziei, że lodowe demony ulękną się ognia, skorzystał z kolejnej nadludzkiej mocy. Diabeł wywołał wokół siebie ścianę ognia, która miała odgrodzić go od piątki demonów. Nie czekając chwili dłużej, bies wywołał ognistą kulę, której nakazał eksplodować tuż pod swoimi nogami. Będąc odpornym na swoje czary, oraz na ogień wiedział, że jego położenie będzie najlepszym miejscem na epicentrum wybuchu.
Na widok ściany ognia wszystkie demony odsunęły się lekko w tył. Jednak Rasiel uśmiechnął się, wiedząc że poczucie bezpieczeństwa zgubi Jego przeciwnika. W momencie wybuchu wszystkie lodowe demony zniknęły. Nie, nie zniknęły, po prostu szybkość z jaką się poruszały dawała iluzję nagłego znikania i pojawiania się, aktualnie znajdowały się w powietrzu, jakieś 4 metry nad diabłem, z wystawionymi przed siebie rękoma. Mimo tego wszystkiego, na ich ciałach dało się zauważyć zaczernienia, będące znakiem poparzeń.
-Czas to kończyć... zamroźcie go!-
Na komendę z rąk demonów wystrzeliły błękitne promienie godzące w baatezu i pokrywając Go coraz grubszą pokrywą lodu. Rasiel doskonale zdawał sobie sprawę, że przez ścianę ognia lód zaraz się stopi. Wykorzystał moment unieruchomienia diabła na odwołanie swoich sług i skoncentrowaniu się na zgromadzonych wokół siebie cieniach. Drugi już raz dzisiejszego dnia cień wydłużył się, oddzielając się od podłoża, a następnie rozdzialając się na kilkadziesiąt igieł grubości miecza każda. W momencie, gdy twarz diabła została rozmrożona na tyle, by ten mógł słyszeć i mówić, był już otoczony cienistymi mieczami z każdej możliwej strony, w każdym możliwym punkcie. Każdy niewłasciwy ruch mógł spowodować uwolnienie energii, która przebiła by Jego cielsko.
-Naprawdę jesteś potężny. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek wytrzymał tak długo i opierał się moim mocom. Gratuluję, jednak sądzę, że lepiej będzie odłożyć nienawiści rasowe póki co i pomóc tamtym, bo długo mogą nie pociągnąć. Co Ty na to? Naprawdę nic do Ciebie nie mam, a te demony, które tutaj widziałeś nawet nie brały udziału w wojnie krwi, one zostały wyhodowane do zadań... bardziej specjalnych niż bezsensowne walki między dwoma gatunkami...-
Diabeł poległ, choć nie do końca. Była to swego rodzaju hańba, gdyż sługa otchłani zechciał oszczędzić mu życia. W pewnej chwili, czart pomyślał, że może nie warto kończyć to w taki sposób, i spróbować pokonać mężczyznę innym razem. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie. Zamarznięta sylwetka diabła dzięki swej umysłowej mocy telepatii, porozumiewała się z osobą,
która go poskromiła.
~
Demon to demon, niezależnie czy walczy czy nie. Jego narodziny oznaczają uczestnictwo w wojnie krwi czy tego chce czy nie. Ja powstrzymać się nie potrafie. I licz się z tym, że z każdym twoim przyzwaniem będę agresorem. Fakt, chwilowy rozejm nie jest złym pomysłem. Przynajmniej, do momentu, gdy uda nam się stąd odejść. ~
Lód powoli zaczął zanikać pod wpływem płonącej ściany.
~
Odwołaj demony...~
dodał na koniec bies, wiedząc, że jeśli jego przeciwnik tego nie zrobi, to nie będzie umiał znieść obecności jego sług i walka znów się rozpęta.
Tymczasem Rasiel nie potrzebował już do walki sług otchłani. Rozmach, jaki niosła ze sobą walka wyeliminował następne kilkadziesiąt zmarłych dusz podczas wybuchów i innych ataków. Miecznik cofnął swoje macki utkane z cienia od Baatezu, by rozpierzchły się one po resztkach dusz, które po zakończeniu walki, widząc zmęczenie dwójki wojowników ruszyły znów do ataku.