Epizod I
Odsłona V
Zapadła głucha cisza. Tylko konary skrzypieć zaczęły cichutko, jakby łkały. Dziwne, gdyż wiatr najlżejszy nie mącił trupiego spokoju tej krainy. Tajemniczy nieumarły ogrodnik spozierał na was z czeluści swych oczodołów. Nagle wzniósł ręce do góry, jakby w błagalnym geście wzywać począł nieznane wam moce.
- Żałośni, żałośni i nudni jesteście! Achh gdyby nie siła, która was tu przywiała… bylibyście nikim… nie wyszlibyście z mego gaju żywi ani nieumarli. Ale teraz, teraz… i tak będziecie musieli zapłacić trybut! Trybut za przejście na tę drugą stronę!
Nagle gaj poczerniał jeszcze bardziej, szczątki drzew poczęły uginać się od wiatru piekielnego, który teraz nieoczekiwanie zaczął wyć i skowyczeć zwalając małego gnoma z nóg pierwszym swym uderzeniem.
Chwilę potem drzewa zaczęły pękać, czemu towarzyszyły jaskrawe błyski i huki straszliwe. Każdemu rozdarciu kory towarzyszyła siła ogromna, napór, eksplozja, jakby coś się spod niej wydobywało z mocą wielką. Drzazgi latały wszędzie dookoła wypełniając powietrze, a wy padaliście na ziemię, by uniknąć ciosów odrywających się, wystrzeliwujących wręcz w waszym kierunku gałęzi. Rachel legła, nieomal rozłupana wpół potężnym konarem.
Strzaskane Niebiosa również nie zdążył się uchylić, a jego jedyne skrzydło zostało odrąbane jakimś magicznym ciosem pobliskiego drzewa. Legło u jego stóp, krwawiąc słabo i drgając, jakby próbowało się poderwać do lotu. Makabrycznego widoku dopełnił potężny konar, który wbił się w klatkę piersiową niebianina. Deva, wydając cichy jęk, spróbował ostatkiem sił uleczyć swe śmiertelne rany. Bezskutecznie, to przeklęte miejsce uniemożliwiło nawet najpotężniejszą próbę zaleczenia…
Kładąc się pokotem na ziemi, by uniknąć podobnego losu, nawet nie spostrzegliście, że wnet wszystko znów zamarło, uspokoiło się. Wasz tajemniczy ogrodnik stał cały czas w tym samym miejscu. Teraz jednak wyglądał odrobinę inaczej. Jakaż to potężna magia zaślepiła was, że nie spostrzegliście mocy jaką dzierżył? Dopiero teraz, kiedy taka stała się jego wola.
Spojrzeliście na Kościeja. Z popękanych i roztrzaskanych drzew napływały do niego duchy, uwięzione w tym oliwnym gaju. Dusze przeklęte i zniewolone, całkowicie poddane jego woli. Wydawało wam się, jakby ze zmasakrowanego ciała Niebios, które w tej chwili były Strzaskane jak zapewne nigdy dotąd, również wydobyła się malutka iskierka, która posłusznie powędrowała do rąk Władcy Tej Krainy.
- WASZYM TRYBUTEM ZA WSTĄPIENIE DO MEJ KRAINY NIECH BĘDZIE TA, KTÓRA PASUJE DO NIEJ, JAK NIKT INNY!
Głuchy, dudniący głos niemalże rozrywał wasze czaszki od środka. Kościej spojrzał na Irenę, wampirzycę, co ledwo powstrzymywała swój głód. Nie zdążyła nawet nic wyrzec, zawyła tylko, kiedy koścista ręka wyprysła spod ziemi i wyrwała z jej ciała to, co można było chyba nazwać duszą, po czym samo ciało rozsypało się w proch, niczym nie różniący się od szarego piachu pokrywającego te pustkowia.
- TRYBUTEM ZA JEDNĄ JEDYNĄ DUSZĘ, KTÓRĄ BYĆ MOŻE POZWOLĘ WAM STĄD WYPROWADZIĆ BĘDZIE NATOMIAST TEN, KTÓRY NAJBARDZIEJ NIE PASUJE ANI TU, ANI DO ŻADNEGO ZE ZNANYCH MI ŚWIATÓW!
Mówiąc to wskazał na Gharrela, który właśnie się podnosił i strzepywał ze swego kombinezonu okruchy gleby. Posłyszeliście jakoby świst pary wydobywającej się z gnomiego czajnika, gdy woda wrzeć już zaczyna. Szybka pękła, metalowe okucia poczęły gnąć się i stapiać. W końcu cała konstrukcja rozsypała się, lecz właściciela wewnątrz już nie było.
- A JEŚLI NIE BRAK WAM ODWAGI I POZNAĆ CHCECIE ODPOWIEDZI NA PYTANIA, ZAPRASZAM JA WAS. POWYMIENIAMY SIĘ DALEJ!
To rzekłszy postąpił krok naprzód w waszą stronę. Zapadły ciemności. Gdy poczęliście odzyskiwać wzrok i zmysły, nie było go już w zasięgu wzorku, a wy poczuliście dotkliwy brak. Uczucie to było prawie tak silne jak w chwili, w której opuściliście zimną toń Styksu. Najwyraźniej znów ubyło wam czegoś jeszcze… pamięci, wspomnień? Co jeszcze dziwniejsze, choć mniej dotkliwe dla was, gaj zniknął. Nie zostało po nim śladu. Teraz dopiero spostrzegliście, że kilkaset stóp przed wami rozpościerała się ściana wysoka aż po niknące w wiecznych mrokach niebiosa. A na jej skraju najbliższym wam,
para odrzwi potężnych zdawała się zachęcać i zapraszać was do środka.
Została was już tylko piątka. Odpowiedzi na wiele spośród nurtujących was pytań, były w zasięgu ręki. Trzeba było jednak odważyć się po nie sięgnąć, ryzykując tejże ręki odrąbanie…
[c]
Main theme music: Underground Wastes[/c]