Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Aque
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 34
Rejestracja: sob lis 26, 2005 4:52 pm

sztuka własna przez bardzo małe "s"

pn lis 28, 2005 10:45 am

No dobra, sama nie jestem pewna, czy to odpowiednie forum... Tzn. czy to tu powinnam to dać, czy w innym dziale.
W każdym razie, zostałam poproszona, aby zaprezentować to, co stworzyłam. Więc prezentuję. Tu macie opowiadanie na podstawie sesji (a potem się ludzie dziwią, że się boję Mistrza Gry, jak on takie sesje wymyśla ._.)
Brak MS Worda sprawił, że możecie znaleźć literówki i błędy ortograficzne, ale mam nadzieję, że was to nie zrazi. Mam także nadzieję, że moja patetyczna znajomość kultury i obyczajów nie stanowi większej przeszkody. I że post nie jest zbyt długi.

Zanim jednak zaczniecie czytać, musze uprzedzić:
UWAGA! TEKST PONIŻEJ JEST W DUŻEJ MIERZE NIEODPOWIEDNI DLA OSÓB PONIŻEJ 15 ROKU ŻYCIA!
Tak dla czystego sumienia, bo ja się nie przyznam, ile mam lat.

Enjoy, a jak dostanę skaner, to zapodam obrazkami, jak obiecałam.

===

"Dzień z Agashą"

- Szukasz, Pani, partnera do ćwiczeń? - rozległ się za mną czarujący, męski głos. Odwróciłam się, by ujżeć niewysokiego Agashę o niebieskich oczach. Dopiero po chwili dotarło do mnie, iż jest to Toki Agasha, ów feralny Toki którego musiałam wypytać, tym razem w całej okazałości. Był conajmniej o głowę odemnie niższy, chociaż prawdę mówiąc, trzebaby raczej powiedzieć: byłam od niego o conajmniej głowę wyższa. Jemu jednak widać to nie przeszkadzało, gdyż uśmiechał się, zadzierając trochę głowę by spojrzeć mi w twarz. Proste, czarne włosy upiął w wysoki kucyk, na sobie zaś miał zwyczajne kimono, prezentujące się nieco marnie w porównaniu do tego podarowanego mi przez Panią Meriko. Na jego ramieniu dumnie widniał mon Agashy.
- Owszem, szukam - odpowiedziałam, próbując wyczytać z jego oczu zamiary, lecz skutecznie chował je za spojrzeniem pełnym może nawet przesadzonej sympatii. Sympatii oraz czegoś, co już gdzieś widziałam, a co przywoływało z zakamarków pamięci wspomnienia zarówno piękne i wspaniałe, jak i pełne bólu i strachu.
Tymczasem Toki Agasha odszedł kilka metrów dalej, gdzie stał teraz z dwoma bokenami w dłoni. Odebrałam od niego jeden i przybrałam pozycję bojową w stosownej odległości. Gdy tylko podniosłam wzrok, zaatakował. Zdążyłam jednak uskoczyć, przez co jego drewniany miecz minął mnie o zaledwie, lub też o aż, kilka centymetrów. Po czym przystąpiłam do kontrataku. Nie wiem, czy z rozdrażnienia niespodziewanym atakiem, czy też z przyzwyczajenia uderzyłam silnie - co zaowocowało moim ostrzem przechodzącym przez jego ubranie i barwiącym je ciemnym kolorem krwi Agashy. Stracił równowagę i upadł na ziemię, szybko jednak wstał, ignorując ranę.
- Doskonały unik i wspaniale wyprowadzony cios - powiedział, jakby w ogóle nie zauważał bólu, który przecież musiał czuć - Zupełnie jak wykonawczyni.
Spojrzałam z podełba na niewinnie i słodko uśmiechniętego Tokiego, dając mu do zrozumienia, że jego uwodzicielskie sztuki nie dają efektu. Zaróżowił się nieco, po czym chwycił boken, który wypadł mu z ręki podczas upadku. Zdziwiłam się, gdy zatknął go za pas, przygotowując się do pojedynku iaijutsu, lecz zrobiłam to samo.
Utkwiliśmy w sobie kamienne spojrzenia. Izolując od siebie, a zarazem łącząc w jedno relacje dostarczane mi przez zmysły koncentrowałam się na poczynaniach przeciwnika, zbierając energię do ciosu. Trwało to dosyć długo i to mi brakło cierpliwości - nerwowo, choć powoli, poruszyłam palcami, przygotowując się do ataku. Który nastąpił chwilę potem, jednak wymierzony w przeciwną stronę - wemnie. Agasha w mgnieniu oka dobył miecza i uderzył. Nie był to mocny cios, ale bardzo celny, w rękę, jakby mający mi dać do zrozumienia, że gdyby chciał, byłby w stanie wytrącić mi boken z dłoni. Odruchowo zrewanżowałam się równie silnym cięciem, lecz pojedynek był juz rozstrzygnięty - przegrałam. I to z rannym.
Uprzejnie ukłoniłam się, choć przyszło mi to z trudem, a on odwzajemnił się ukłonem nieco głębszym. Odłożyliśmy bokeny, a moją uwagę ponownie przykuła krwista plama na jego ubraniu. Kolor bordo w czasie walki pochłonął nieco więcej powierzchni. - Powinien Pan zgłosić się z tym do medyka - powiedziałam, rozmasowywując siniak pojawiający się na przedramieniu, efekt jego ciosu - Mała ranka może stać się wielkim problemem.
Zerknął na mnie, ponownie uśmiechnięty w ten dziwnie znajomy, trochę krzywy, czarująco niebezpieczny sposób.
- Uczynię to pod warunkiem, że będziesz mi towarzyszyć, piękna Pani - odrzekł, gestem zapraszając mnie do drogi.
Westchnełam niezauważalnie. Najwyraźniej nie miał zamiaru dać sobie spokoju z uwodzeniem mnie, choć dobrze wiedział, iż przejżałam jego zamiary. Cóż może zaszkodzić mi to, że odprowadzę go do lekarza? Przy okazji poproszę o kapkę jakiejś maści, by siniak znikł, bo mógłby stać się przyczyną porażki. Z panią Meriko nie można być pewną niczego, lepiej być w pełni sił.
Uśmiechnełam się, nieco sztucznie i ruszyłam ku drzwiom, on zaś zrównał się zemną, wciąż rozradowany, teraz nawet bardziej.
Droga do medyka mineła szybko, tak jak i samo leczenie. Mężczyzna znał się na rzeczy i nie był już wcale zdziwiony moim widokiem. Ani tym, że mojej wizycie towarzyszyło przybycie rannego.
Zaraz po opuszczeniu pomieszczenia chciałam pożegnać się z Agashą i odejść w swoją stronę, lecz znowu mnie zagadał.
- Przejdziemy się, Pani? - zapytał przymilnie. Chciałam odpowiedzieć, że nie mogę, bo za nidługo jestem umówiona (choć do spotkania z Panią Meriko o południu zostało mi jeszcze sporo czasu). Nawet się odwróciłam i otwarłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden artykułowany dźwięk. Ponieważ moje spojrzenie natrafiło dokładnie na jego oczy.
Gdyby ktoś mógł zobaczć to, co wtedy ja zobaczyłam! Bezdenny, lazurowy ocean, jasny, żywy, iskrzący się płomieniami nadzieji. Największe nawet poematy największych poetów nie byłyby w stanie wyrazić piękna oczu Tokiego Agashy w tamtej chwili.
To sprawiło, że spod maski neutralności i obojętności, jaką winien mieć na twarzy każdy samuraj, wypłynął krwisty rumieniec. Razem z niesamowitym gorącem w ułamku sekundy pokrył moje policzki, uszy, dekolt i kto wie, czy jeszcze nie łokcie.
Toki Agasha bezprecedensowo złapał mnie za rękę, wyzbyty wszelkich wątpliwości co do powodzenia swoich działań. A ja dałam się pociagąć w stronę pokoi mieszkalnych, całkowicie ignorując krzyczący w mojej czaszce głos rozsądku.
Korytarz, którym wiódł mnie Toki, był mi znany - prowadził do jego pokoju. Teraz był prawie pusty, z powodu pory obiadowej, dlatego dobrze roznosił dźwięki. Dźwięki rozmowy, żywo toczonej w jednym z pokoji. W pokoju, pod którym zatrzymał się Toki. Na jego twarzy i w jego cudnych oczach pojawił się przestrach. Spojrzał na mnie, nieco jakby błagalnie, chcąc mi coś przekazać bez słów, w obawie, iż jego współlokatorzy go usłyszą i wyjżą. Ja zaś zrozumiałam jego prośbę.
- Mieszkam na pierwszym piętrze - szepnełam mu wprost do ucha, uśmiechając się. Odwzajemnił uśmiech i ruszyliśmy, a ja poczułam, jak czerwony gorąc na moim ciele mija.
Otworzyłam drzwi i kierowana automatyczną grzecznością jego pierwszego wpuściłam do środka. Ledwo zasunełam je za sobą, poczułam na mojej szyi jego usta - aksamitne, delikatne i ciepłe. Przeszył mnie dreszcz, a on odsunął się odemnie o krok. Odwróciłam się, po czym oboje jakby wiedzeni tą samą myślą odłożyliśmy na półkę miecze.
Odpiął ramiączka mojej zbroi i prawie rytualnie zdjął ją zemnie.
Pancerz z cichym łoskotem uderzył w podłogę u moich stóp. Toki nie zaprzestawał pocałunków, a jego ręce błądziły po moim ciele, jakby delektując się dotykiem miękkiej tkaniny okrywającej moją skórę. W końcu znalazł to, czego szukał - obi. Szybkim ruchem odziązał je, by rozchylić haori i w końcu dotknać dłonią mojej skóry. A dłoń miał miękką i delikatną, choć umięśnioną, silną i miecz trzymającą pewnie.
W międzyczasie powoli i prawie niezauważalnie zbliżał nas oboje w stronę łóżka. Dopiero tam do końca zszarpnął zemnie ubranie, przyprawiając o kolejne dreszcze. Lekko opadłam na pościel i opierając się na łokciach przyglądałam się przymrużonymi oczyma jak Toki wyswabadza się ze swojej odzieży.
Wydał mi się jeszcze drobniejszy niż przedtem, pozbawiony zwykle otaczającyh go warstw tkaniny. Drobny, ale nie kruchy, bo pod skórą wyraźnie widoczne były zarysy mięśni wypracowanych wielogodzinnymi treningami. Owe mięśnie drgały teraz niespokojnie razem z każdym oddechem stojącego przedemną mężczyzny, a jego oczy w półmroku lśniły jeszcze bardziej.
Rzucił ubrania w niedbałą stertę na podłogę i prawie doskoczył do mnie, by znów zalać mnie potokiem pocałunków i słodkich słówek, teraz przychodzących mu z taką łatwością i trafiających do mnie bez żadnych oporów.
Nie wiem, czy to owe pieszczoty, czy też długi, namiętny, słodki pocałunek, który nastąpił zaraz po nich pozbawił mnie tchu, lecz zostałam go pozbawiona. Wszelkie fronty oporu, jeśli jakiekolwiek jeszcze istniały w mojej głowie, zostały złamane.
Zaczął od szyi, przeszedł do twarzy, uszu. Na moją skórę natychmiast powrócił gorąc, teraz jednak przyjemny, a nie krępujący. Ukryłam twarz w jego ramionach, mrucząc z rozkoszy. Schodził coraz niżej i niżej, przez ramiona, piersi, dłonie, brzuch. Gdy jego usta dotkneły mojego pępka, wygiełam się spazmatycznie, nie mogąc już powstrzymać emocji. Mocno wbiłam palce w jego plecy, próbując utrzymać się w pozycji siedzącej - moja świadomość gwałtownie odpływała do krainy uniesienia, nie chcąc już dłużej panować nad rozszalałym ciałem.
Zdawał się nie czuć bólu który mu zadałam. Kontynuował szybkimi, delikatnymi pocałunkami teraz już lekko spierzchniętych ust, a potem ramionami oplótł moją talię i wtulił się wemnie, by na chwilę odsapnąć.
Chwyciłam dłońmi jego szyję i przyciągnełam się do niego, by móc się odwdzięczyć. Był różowy z podekscytowania i podniecenia. Lekko przygryzłam mu ucho, uśmiechając się. Mimowolnie napiął wszystkie mięśnie, nie wiem, czy przez ten gest, czy z napięcia, oczekiwania. Zrobił to, a ja nie mogłam się powstrzymać, by nie dotknąć ich. Wodziłam rękoma i wzrokiem po jego klatce piersiowej, brzuchu, plecach, barkach, szyi. Miękka jak aksamit skóra skrywająca siłę i potęgę mięśni. Niewinna twarz i ognisty charakter. Pozory tak mylą...
Cudne oczy miał zamknięte, a powieki drgały w zgodnym rytnie z bijącym głośno sercem. Przytuliłam się do niego, jakby chcąc spokoić, a on odruchowo zrobił to samo. Napawałam się zapachem jego ciała, całując i smakując słony pot na jego barkach. Obudził się wemnie jakiś pierwotny instynkt, dzikie zwierze. Nie potrafiłam się powstrzymać. Całą sobą skupiłam się na partnerze, wypuściłam na wolność całą moją żądzę, pożądanie i zmysłowość.
Toki jęknął, prosząc o więcej. Owinełam nogi wokół jego ud, ujełam twarz w dłonie i zbliżyłam do swojej, patrząc w oczy. Utkwiwszy w nich nieprzytomny wzrok odwiązałam wstążkę utrzymującą jego włosy spięte, te zaś rozlały się czarną kaskadą wokół jego głowy. Uśmiechnął się nieśmiało, uchylając powieki. W mroku zabłysnął błękit jego oczu.
Potrząsnełam głową, jakby chcąc się upewnić, że to wciaż Tokiego Agashę trzymam w objęciach, nie bóstwo jakieś, nie półboga, że to nie kitsune jakiś zwodzi mój umysł. Potrząsnełam nią i wciąż widziałam tę samą zdolną doprowadzić do szaleństwa, przystojną twarz. Zaśmiałam się cicho i odgarnełam kosmyk z jego twarzy, by za piękno nagrodzić pocałunkiem, o jakim mu się nie śniło. W moich dłoniach z napiętych jak struna, twardych od ekscytacji mięśni Tokiego nie pozostało nic. Rozluźnil się, objął mnie w pasie i położył na pościeli, przechodząc do rzeczy.
Wzdłuż mojego kręgosłupa biegały tam i spowrotem dreszcze, po skroniach płynął pot. Własny pokój wydał mi się nagle nieco mroczny, cichy, spokojny i przytulny. Idealny.

Pogrążeni w półśnie, opleceni ramionami, wtuleni w siebie leżeliśmy wśród zdewastowanego koca, oddychając już spokojnie i miarowo. Toki wpatrywał się wemnie spod przymkniętych powiek wzrokiem pełnym uwielbienia, gładził lekko miękką dłonią mój ciepły policzek i bezdźwięcznie szeptał słowa komplementów. Ja zaś uśmiechałam się, wciąż niebardzo będąc świadoma czegokolwiek.
Do rzeczywistości przywróciło mnie skrzypnięcie, a potem lekki trzask. W dźwiękach tych rozpoznałam odgłosy poruszania drzwiami. Nerwowo zerknełam w ich stronę, lecz ujżałam je bezpiecznie zamknięte. A ulgą opadłam na pościel.
Toki musiał zrozumieć ten gest jako zachętę - przyciągnął się do mnie i obrucił na plecy, a jego włosy łaskotały mój dekolt. Ugiął ręce, prawie kładąc się na mnie i pocałował, a ja, zbyt zmęczona by cokolwiek zrobić, biernie poddałam się nowej fali przyjemności.
Wtem mój wzrok padł na okno. Za nim widoczne było słońce. Słońce, które już dawno mineło zenit. Mimo, iż chciałam zostać gdzie jestem, w ciepłch, opiekuńczych ramionach kochanka, sumienie nie dało mi spokoju. Przeciągałam tę chwilę ile mogłam, lecz w końcu poczucie obowiązku wygrało.
Jęknełam buntowniczo i nadludzkim wysiłkiem zmusiłam mięśnie do pracy. Wyciągnełam spod głowy poduszkę i wepchnełam ją pomiędzy nas. Toki spojrzał na mnie zdziwiony, a widząc twardy wzrok i ściągnięte brwi, zapytał:
- Co się stało? - ton jego głosu zaś wskazywał na obawę, jakoby mógł zawieść. Chcąc go uspokoić, uśmiechnełam się, co musiało silnie ontrastować z wyrazem oczu. Podciągnełam się i oparłam na łokciach.
- Właśnie zdałam sobie sprawę, że miałam się spotkać z przełożoną. W południe - głową wskazałam okno. Zrozumiał natychmiast, bo poderwał się z przestrachem w oczach i chwycił swoje ubrania.
Niechetnie zwlekłam się z łóżka i także zaczełam ubierać. Nawzajem pomogliśmy sobie założyć zbroje i już kilka minut puźniej w pełnym rynsztunku, aczkolwiek wciąż z niego potarganymi włosami staneliśmy przed drzwiami.
Oddałam mu wstążkę, którą związywał włosy, a którą cały czas ściskałam w dłoni, on zaś namiętnie pocałował mnie na pożegnanie. Odeszliśmy w przeciwne strony, poprawiając uczesanie i zerkając przez ramię na siebie. Za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały, na twarzach wykwitał uśmiech. Było tak, dopuki nie skierował się schodami w dół, do siebie, ja zaś podążyłam w górę. Ku komnatom Pani Meriko.
Ostatni raz poprawiłam uczesanie i w końcu zapukałam do drzwi, przed którymi stałam od kilku chwil. Usłyszałam "proszę" i weszłam, od progu kłaniając się tak mocno, że moje włosy zamiotły podłogę.
- Bardzo, bardzo przepraszam za spuźnienie! - powiedziałam najbardziej przepraszającm tonem na jaki mogłam się zdobyć. Przez kurtynę ciemnych pasm zobaczyłam, jak Pani Meriko gestem nakazuje mi się wyprostować, a na jej tarzy wykwita uśmiech. W moich oczach musiało odbić się przerażenie, gdy potulnie się prostowałam, ponieważ zmrużyła tryumfalnie oczy.
- Nic się nie stało. Dobrze wiem, jak bardzo ważna jest służba klanowi. Tak, tak, służba nie drużba! Że też akurat cię przydzielili tak tuż przed naszym spotkaniem... - powiedziała sztucznie ubolewającym tonem, patrząc prosto na mnie i dając mi do zrozumienia, że zna prawdziwy powód mojego spuźnienia. Spłoniłam się, potakując z niesamowitą częstotliwością. Więc miałam rację! To była Pani Meriko. Gdy nie przyszłam, postanowiła sprawdzić co się zemną dzieje... I widziała.
Fortunom niech będą dzięki za jej taktowność! Sądzić by można, że bezprecedensowo wejdzie i każe mi się ubierać, nie zważając na Tokiego. A jednak nie...
Uśmiechnełam się lekko w podzięce i niepewnie zapytałam:
- W takim razie.... Po co chciała się Pani zemną spotkać?
Uśmiech Meriko Agashy stał się jakby nieco wredny.
- Wyjeżdżamy.
Dużo silnej woli kosztowało mnie powstrzymanie krzyku protestu czy choćby otwarcia ust ze zdziwienia.
- Gdzie...? I kiedy? - wydukałam z siebie zamiast tego. Teraz już byłam pewna, iż moja reakcja daje satysfakcję sadystycznej części Pani Meriko.
- Do zamku rodu Agasha. Teraz. Jak myślisz, pół godziny wytarczy ci na spakowanie się? - a gdy potaknełam oszołomiona, kontynuowała - W takim razie idź.
Wciąż niespełna rozumu ukłoniłam się i wyszłam, kierując w stronę moich komnat. Po drodze, niewiadomo skąd, przyszła mi do głowy śmieszna myśl. Nie powiedziałam Tokiemu jak mam na imię...
===
*czeka na zbesztanie i rozkaz do seppuku*
Może być trochę niezrozumiałe, w końcu do jest skierowane do MG.
Przy okazji, te "wypytanie Tokiego Agashy" jest adekwatnie poprzedniej sesji, na której przeprowadzałam śledztwo na temat śmierci jednej ważnej osoby w zamku. A feralny dlatego, że się postać wydurniła, pytajc "Który to Toki Agasha?" (w pokoju było 4 bushi, każdy miał mon na ramieniu, 3 Mirumotów i jeden Agasha. To był zamek Mirumoto, on zaś był jednym z niewielu Agasha aktualnie w nim przebywających. Mistrz Gry oświecił mnie, kiedy cała czwórka zaczeła się dusić ze śmiechu) .
Co do jej wspomnień - aluzja do historii postaci, gdzie niestety miała podobną przygodę z pewnym Skorpionem-dyplomatą... puszczalkie postacie górą :D
Ostatnio zmieniony pn lis 28, 2005 1:17 pm przez Aque, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
ZlyPorucznik
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 300
Rejestracja: wt lis 15, 2005 12:45 pm

pn lis 28, 2005 12:12 pm

Kimże jestem by oceniać, więc tylko parę spostrzeżeń.

Ogólnie jest fajnie. (lub jak kto woli zapewnia rozrywkę na odpowiednim poziomie intelektualnym :wink: )

Nawet gdybyś to wcześniej ukrywała to dzięki temu tekstowi jasnym się staje, że jesteś przedstawicielką płci pochodzącej z Wenus. Świadczą o tym drobiazgi, na które autor z Marsa miałby zupełnie inne spojrzenie. To dodaje świeżości.

W kilku zdaniach ja użyłbym formy bezosobowej lub 3 osoby w stosunku do działań głównej bohaterki, ale to już Twoja decyzja i Twój styl. Mną sie nie sugeruj za bardzo bo moje wypociny czytała tylko jedna osoba, ale to było daleko stąd i obu nam słońce za mocno grzało w dekiel.

Gratuluję odwagi :spoko: i cczekam na cd.
 
Awatar użytkownika
Aque
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 34
Rejestracja: sob lis 26, 2005 4:52 pm

pn lis 28, 2005 12:28 pm

Nawet gdybyś to wcześniej ukrywała to dzięki temu tekstowi jasnym się staje, że jesteś przedstawicielką płci pochodzącej z Wenus.

Miałeś co do tego jakieś wątpliwości?
Świadczą o tym drobiazgi, na które autor z Marsa miałby zupełnie inne spojrzenie

Skąd wiesz? Wprawny (czyt. nie ja) pisarz potrafi pisać z perspektywy przeciwnej płci tak dobrze, że nie sposób rozróżnić.
To dodaje świeżości.

Czyżby forum przejęte przez marsjan? (w takim razie czas wprowadzić matriarchat!)
użyłbym formy bezosobowej lub 3 osoby w stosunku do działań głównej bohaterki

Forma pierwszoosobowa, której użyłam w tym tekście, wymaga trzymania się jej przez cały czas. Za skakanie pomiędzy 1 i 3 osobą w opowiadaniu każdy polonista by cie zamordowł. Przynajmniej u mnie.
Gratuluję odwagi i cczekam na cd

Odwaga albo brak myślenia futurystycznego, zależy jak na to spojrzeć. Ciągu dalszego nie będzie, broń mnie Togashi. Za nic. Absolutnie. (chyba, że mi Mistrz Gry zaoferuje pedeki... :> Jeśli nie dostanie zawału czytając to)
------------------
Mam nadzieję, że będzie mi darowany podwójny post... oczywiście że nie bedzie - regulamin jest jasny. Korzystaj z funkcji Edytuj - fairhavenTu kilka linków do zestakowanych ilustracji. gdyby się ktoś pytał - tak, ja mam obsesję na punkcie kwiatów wiśni.
http://www.deviantart.com/view/25954293/
http://www.deviantart.com/view/25954421/
http://www.deviantart.com/view/25954567/
http://www.deviantart.com/view/25954669/
Na deviancie bo na deviancie, na moim serwerku by się nie pomieściła ^^" Konstruktywna krytyka mile widziana.

Jeśli zaś chodzi o opowiadanie, to MG przeżył jego lekturę. Ale potem przyszedł do mnie z pretensją "To miał być delikatny erotyk, a nie hentai!"
 
Awatar użytkownika
beneq
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 796
Rejestracja: pn paź 10, 2005 4:39 pm

sob gru 24, 2005 11:52 pm

Nie lubie czytać długich postów szczególnie o tej porze, gdy chce mi się już powoli spać więc mogłabyś mi to streścić :razz: ?

pozdr beneq

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości