Zarówno khazad jak i jego ludzki towarzysz przymierzyli się do strzału. Gundahar przymknął jedno oko by poprawić sobie celność. Zapadła tak druzgocąca cisza, jak poprzedniego wieczoru, kiedy słyszał tylko szum rzeki. Tym razem jednak nie było tego szumu. Mógłby za to przysiądz, że słyszał bicie własnego serca. Dopiero po chwili młody Lucas naciągnął procę do strzału wydając pierwszy dźwięk.
Stwór oddalony o dobre kilkanaście metrów brnął bez celu przed siebie. Krasnolud nacisnął spust i bełt wyskoczył z kuszy tak szybko, że trudno go było zauważyć. Pocisk trafił stwora w ramię. Bestia zawyła żałośnie z bólu, lecz nie trwało to zbyt długo, gdyż sekundę później kamień wystrzelony z procy uderzył ją prosto w paskudny czerep. Stwór runął do wody znikając pod jej powierzchnią, zaś w jego miejscu pojawiła się plama ciemnoczerwonej krwii.
Echo jego krzyku rozniosło się po całych bagnach zrywając do ucieczki okoliczne ptactwo. Lucas wejrzał wyczekująco na brodacza, lecz on sam jeszcze nie wiedział co może mu się teraz stać.
Nagle na dachu chaty, zza której wyłonił się stwór pokazał się nocny goblin. Był sam. Co do określenia go nocnym goblinem nie było żadnego problemu. Miał charakterystyczną dla tej odmiany zielonoskórych szatę składającą się z ciemnej peleryny i dziwacznego kaptura usztywnionego szczątkami i kośćmi wielu zwierząt. Goblin trzymał w ręku mały, pasujący do jego rozmiaru kostur poobwieszany różnymi błyskotkami i talizmanami. Kurdupel rozejrzał się uważnie po okolicy, krótką chwilę spoglądał na unoszącą się na wodzie plamę krwi po czym zeskoczył z dachu. Niestety dla dwójki przybyszów zeskoczył na tyły domostwa, tak że nie było go widać.
-Co teraz? Co teraz?- syczał Lucas szukając nerwowo kamyka w kieszeni. Nagle goblin ponownie dał o sobie znać. Zza tamtego domu dało się usłyszeć dziwną pieśń śpiewaną w plugawej mowie goblinów. Piskliwy głosik był irytujący ale z pewnością nie wróżył nic dobrego. Wszak, kto normalny śpiewa sobie w reakcji na zagrożenie.