***
Wprowadzenie
Letnie słońce wschodziło nad Betancurią. Pierwsze jego promienie lizały kamienne mury i baszty, by za chwilę dotknąć ludzkich siedzib, straganów, warsztatów i ulic. Miasto za moment miało obudzić się do życia. Tylko samotne sylwetki przemykały pośród dobrze utrzymanych dróg, starając się nie wchodzić w drogę niestrudzonym patrolom żołnierzy Dhorne. Wśród tych rannych ptaszków było także kilkoro niezwyczajnych osobników, których łączyła jedynie przynależność do pewnej organizacji oraz fakt, że za chwilę mieli się spotkać w tym samym miejscu.
Niedźwiedzie leże o tej porze dnia dopiero co budziło się do życia. Jedynie z kuchni dochodził przytłumiony gwar pracy oraz miły zapach wypiekanego pieczywa. W głównej sali samotna dziewka służebna poprawiała jeszcze wystrój i kończyła sprzątanie. Droga na półpiętro i wyżej prowadziła szerokimi, solidnymi schodami. Kilkoro strażników mijanych po drodze przyjaźnie skinęło głową owym przybyszom, zdążającym najwyraźniej wprost na spotkanie z nikim innym jak Nathanem Geigersem.
Legendarny właściciel gospody i jedna z kluczowych osobistości w całym mieście. Mimo bagażu lat i doświadczeń oraz trudnych czasów, jakie od miesięcy panowały w mieście, zdawał się być niewzruszony, zawsze w pełni opanowany i trzymający swój biznes twardą ręką. Nie inaczej prezentował się w tej chwili. Blask porannego słońca z okna za jego plecami delikatnie oświetlał jego sylwetkę, gdy z założonymi z tyłu rękami oczekiwał waszego przybycia. Pokój Przyjęć – tak było zwane to miejsce, nie miał żadnych stołów ani siedzisk. Odprawy były zawsze krótkie i do rzeczy, a zadania zlecane przez Nathana były najwyższej wagi i poufności. Geigers przywitał was jeno skinieniem, a gdy tylko cała trójka, czy też może gwoli ścisłości czwórka, członków Gildii zebrała się w pomieszczeniu, rozpoczął odprawę. Jego wypowiedź, jak zawsze, nie zawierała ani jednego zbędnego słowa, a stalowy wzrok i twarz pozbawiona jakichkolwiek emocji lustrowały kolejno każdego z was.
- Po napaści na królewski zamek mówiono oficjalnie, że wszyscy jego mieszkańcy zostali wybici co do nogi. Nie jest to prawdą. Dziedziczka tronu, Księżniczka Lyanna Stormborn, prawdopodobnie jako jedyna ocalała z tej rzezi. Do tej pory, poza garstką moich zaufanych ludzi, nikt nie dowiedział się o tym fakcie. Ani opinia publiczna, ani siły Dhorne. Lyanna dostała nową tożsamość, pracowała w kuchni Niedźwiedziego Leża jako służka pod czujnym okiem Chelli, pod naszą opieką, bez prawa do wychodzenia poza mury gospody, bez prawa do utrzymywania kontaktów ze światem zewnętrznym. Nie możemy jednak dłużej utrzymywać tego stanu. Lyanna dostanie pełne przeszkolenie jako członek Gildii. – Nathan podniósł ze stołu zdobiony ametystami puchar i zwilżył usta rubinowym trunkiem. Nie odkładając pucharu, ale ponownie kierując ku wam swój wzrok, kontynuował.
- Trening Księżniczki będzie trwał przez najbliższy dekadzień. Waszym zadaniem jest dopilnowanie, aby przez ten czas nie spadł jej włos z głowy, a także aby nikt poza Gildią nie dowiedział się o jej prawdziwej tożsamości. Księżniczka na co dzień posługuje się aliasem Tina, przefarbowaliśmy jej włosy, ale to wciąż za mało, aby mieć pewność, że nikt jej nie rozpozna, gdy zacznie pojawiać się na ulicach. Wasze zadanie jest tym trudniejsze, że chroniąc Księżniczkę, musicie jednocześnie pozostawać w cieniu, nie dać jej poznać, że jest przez kogoś śledzona, a już tym bardziej chroniona. Musi być przekonana, że jest zdana tylko na samą siebie... to ważna część jej treningu... – Nathan zatrzymał się w pół zdania, jakby chciał coś dodać, ale powstrzymał się i odkładając puchar, przeszedł do kolejnego tematu.
- Wybrałem was, ponieważ każdy z was posiada unikalne umiejętności, a zadanie jakie stoi przed wami jest olbrzymiej wagi dla Gildii i całej Betancurii. Bez wątpienia będzie trudniejsze niż może się wydawać. Co do kwestii organizacyjnych. Wasze wynagrodzenie wyniesie pięćset sztuk złota za każdy dzień, w którym Księżniczka będzie cała i zdrowa, a jej prawdziwa tożsamość pozostanie sekretem. Pięćset sztuk na osobę. – zaakcentował ostatnie zdanie podkreślając wysoko postawioną poprzeczkę – Nie muszę dodawać, że porażka w misji o tak wielkiej wadze nie wchodzi w rachubę. Mam nadzieję, że przewidziany dla was łączny budżet piętnastu tysięcy sztuk złota unaocznia wam to dostatecznie dobrze. Macie być jej stróżami, obserwować jej każdy krok w dzień i w nocy. A jeśli zobaczycie, że sytuacja staje się niebezpieczna, macie zainterweniować i posprzątać, ale najlepiej tak, aby nie zorientowała się, że jesteście z Gildii. Waszym bezpośrednim przełożonym w tej misji oraz kontaktem do mnie będzie Vico. – W tym momencie z alkowy w pomieszczeniu wyłonił się tajemniczy mężczyzna
– najwyraźniej skrywał się tam cały czas, choć wcześniej moglibyście przysiąc, że poza wami i Nathanem w pokoju nie było nikogo innego. Vico skinął tylko w waszym kierunku, a Nathan kontynuował – Vico jest moim zaufanym człowiekiem, będzie odbierał od was raporty, przekazywał szczegółowe instrukcje. W skrócie – w zakresie waszej misji opieki nad Księżniczką traktujecie jego słowo na równi z moim. – Vico tylko uśmiechnął się parszywie i zmrużył oczy. Nathan zaś bez zająknięcia kontynuował dalej.
- Przydałoby się oczywiście, abyście wiedzieli, jak nasza Księżniczka wygląda. Wszystko zostało zaaranżowane. Nasza podopieczna wejdzie do tego pomieszczenia dosłownie za chwilę...
Nathan nie zdążył dokończyć zdania, gdy drzwi do pokoju skrzypnęły.
Ukazała się w nich zgrabna kobieca sylwetka. Młoda dziewczyna, poruszająca się z niebywałą gracją, o figlarnych oczach, odziana w pełen rynsztunek bojowy najlepszych zabójców Gildii. Jak gdyby nigdy nic oparła rękę na biodrze i przechyliła głowę na bok, odsłaniając zmysłowo kawałek szyi spod falujących rudych włosów i zapytała.
- Dobrze wyglądam?
Nathan bez słowa zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów. Jego twarz, najmniejszy nawet szczegół mimiki nie zdradzał absolutnie żadnej myśli na temat dziewczyny. Po chwili milczenia odparł.
- Znajdź lepiej zbroję, która lepiej chroni przed ciosami w podbrzusze. I mam nadzieję, że pamiętasz, że jeśli wyjdziesz w takim rynsztunku na ulicę, zgarnie ciebie pierwszy napotkany patrol straży.
Dziewczyna tylko roześmiała się i rzuciła od niechcenia, wzruszając ramionami. Jej głos był bardzo przyjemny. Pogodny i zmysłowy zarazem
- Dhorne są głupi, poradzę sobie z nimi. – uśmiechnęła się szelmowsko. Trudno było wyczuć, czy przemawiała przez nią młodzieńcza buńczuczność, lekkomyślność początkującego, czy specyficzne poczucie humoru. W każdym razie jak na osobę, która większość swego życia powinna była spędzić w atłasach, na nauce dobrych manier i dworskiego obycia, której rodziców odcięte głowy jeszcze cztery miesiące temu gniły na pikach przed wejściem do królewskiego zamku i której całe przeszłe życie legło w ruinie, sprawiała nadzwyczaj... nietypowe wrażenie.
Nathan odpowiedział jej tylko sucho, aby zakończyć nieproduktywną dyskusję.
- Jak widzisz jestem jeszcze zajęty i przeszkadzasz nam. Przyjdź za pół godziny.
Lyanna bez wyrazu sprzeciwu ukłoniła się dworsko, aż nazbyt przesadnie i odwróciła się na pięcie, wychodząc z pokoju. Mieliście jednak dość czasu, aby przyjrzeć jej się dobrze. Powinniście być w stanie ją poznać nawet gdy będzie w mniej... ekstrawaganckim stroju.
Nathan tymczasem znów założył ręce za plecami, dając znać, że odprawa zmierza ku końcowi. Zadał jeszcze jedno ostatnie pytanie, którego bardzo nie lubił, ale dla dobra misji wypadało je zawsze zadawać.
- Jakieś pytania?