Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn cze 03, 2013 1:23 pm







***


Wprowadzenie

Letnie słońce wschodziło nad Betancurią. Pierwsze jego promienie lizały kamienne mury i baszty, by za chwilę dotknąć ludzkich siedzib, straganów, warsztatów i ulic. Miasto za moment miało obudzić się do życia. Tylko samotne sylwetki przemykały pośród dobrze utrzymanych dróg, starając się nie wchodzić w drogę niestrudzonym patrolom żołnierzy Dhorne. Wśród tych rannych ptaszków było także kilkoro niezwyczajnych osobników, których łączyła jedynie przynależność do pewnej organizacji oraz fakt, że za chwilę mieli się spotkać w tym samym miejscu.

Niedźwiedzie leże o tej porze dnia dopiero co budziło się do życia. Jedynie z kuchni dochodził przytłumiony gwar pracy oraz miły zapach wypiekanego pieczywa. W głównej sali samotna dziewka służebna poprawiała jeszcze wystrój i kończyła sprzątanie. Droga na półpiętro i wyżej prowadziła szerokimi, solidnymi schodami. Kilkoro strażników mijanych po drodze przyjaźnie skinęło głową owym przybyszom, zdążającym najwyraźniej wprost na spotkanie z nikim innym jak Nathanem Geigersem.

Obrazek


Legendarny właściciel gospody i jedna z kluczowych osobistości w całym mieście. Mimo bagażu lat i doświadczeń oraz trudnych czasów, jakie od miesięcy panowały w mieście, zdawał się być niewzruszony, zawsze w pełni opanowany i trzymający swój biznes twardą ręką. Nie inaczej prezentował się w tej chwili. Blask porannego słońca z okna za jego plecami delikatnie oświetlał jego sylwetkę, gdy z założonymi z tyłu rękami oczekiwał waszego przybycia. Pokój Przyjęć – tak było zwane to miejsce, nie miał żadnych stołów ani siedzisk. Odprawy były zawsze krótkie i do rzeczy, a zadania zlecane przez Nathana były najwyższej wagi i poufności. Geigers przywitał was jeno skinieniem, a gdy tylko cała trójka, czy też może gwoli ścisłości czwórka, członków Gildii zebrała się w pomieszczeniu, rozpoczął odprawę. Jego wypowiedź, jak zawsze, nie zawierała ani jednego zbędnego słowa, a stalowy wzrok i twarz pozbawiona jakichkolwiek emocji lustrowały kolejno każdego z was.

- Po napaści na królewski zamek mówiono oficjalnie, że wszyscy jego mieszkańcy zostali wybici co do nogi. Nie jest to prawdą. Dziedziczka tronu, Księżniczka Lyanna Stormborn, prawdopodobnie jako jedyna ocalała z tej rzezi. Do tej pory, poza garstką moich zaufanych ludzi, nikt nie dowiedział się o tym fakcie. Ani opinia publiczna, ani siły Dhorne. Lyanna dostała nową tożsamość, pracowała w kuchni Niedźwiedziego Leża jako służka pod czujnym okiem Chelli, pod naszą opieką, bez prawa do wychodzenia poza mury gospody, bez prawa do utrzymywania kontaktów ze światem zewnętrznym. Nie możemy jednak dłużej utrzymywać tego stanu. Lyanna dostanie pełne przeszkolenie jako członek Gildii. – Nathan podniósł ze stołu zdobiony ametystami puchar i zwilżył usta rubinowym trunkiem. Nie odkładając pucharu, ale ponownie kierując ku wam swój wzrok, kontynuował.

- Trening Księżniczki będzie trwał przez najbliższy dekadzień. Waszym zadaniem jest dopilnowanie, aby przez ten czas nie spadł jej włos z głowy, a także aby nikt poza Gildią nie dowiedział się o jej prawdziwej tożsamości. Księżniczka na co dzień posługuje się aliasem Tina, przefarbowaliśmy jej włosy, ale to wciąż za mało, aby mieć pewność, że nikt jej nie rozpozna, gdy zacznie pojawiać się na ulicach. Wasze zadanie jest tym trudniejsze, że chroniąc Księżniczkę, musicie jednocześnie pozostawać w cieniu, nie dać jej poznać, że jest przez kogoś śledzona, a już tym bardziej chroniona. Musi być przekonana, że jest zdana tylko na samą siebie... to ważna część jej treningu... – Nathan zatrzymał się w pół zdania, jakby chciał coś dodać, ale powstrzymał się i odkładając puchar, przeszedł do kolejnego tematu.

- Wybrałem was, ponieważ każdy z was posiada unikalne umiejętności, a zadanie jakie stoi przed wami jest olbrzymiej wagi dla Gildii i całej Betancurii. Bez wątpienia będzie trudniejsze niż może się wydawać. Co do kwestii organizacyjnych. Wasze wynagrodzenie wyniesie pięćset sztuk złota za każdy dzień, w którym Księżniczka będzie cała i zdrowa, a jej prawdziwa tożsamość pozostanie sekretem. Pięćset sztuk na osobę. – zaakcentował ostatnie zdanie podkreślając wysoko postawioną poprzeczkę – Nie muszę dodawać, że porażka w misji o tak wielkiej wadze nie wchodzi w rachubę. Mam nadzieję, że przewidziany dla was łączny budżet piętnastu tysięcy sztuk złota unaocznia wam to dostatecznie dobrze. Macie być jej stróżami, obserwować jej każdy krok w dzień i w nocy. A jeśli zobaczycie, że sytuacja staje się niebezpieczna, macie zainterweniować i posprzątać, ale najlepiej tak, aby nie zorientowała się, że jesteście z Gildii. Waszym bezpośrednim przełożonym w tej misji oraz kontaktem do mnie będzie Vico. – W tym momencie z alkowy w pomieszczeniu wyłonił się tajemniczy mężczyzna

Obrazek


– najwyraźniej skrywał się tam cały czas, choć wcześniej moglibyście przysiąc, że poza wami i Nathanem w pokoju nie było nikogo innego. Vico skinął tylko w waszym kierunku, a Nathan kontynuował – Vico jest moim zaufanym człowiekiem, będzie odbierał od was raporty, przekazywał szczegółowe instrukcje. W skrócie – w zakresie waszej misji opieki nad Księżniczką traktujecie jego słowo na równi z moim. – Vico tylko uśmiechnął się parszywie i zmrużył oczy. Nathan zaś bez zająknięcia kontynuował dalej.

- Przydałoby się oczywiście, abyście wiedzieli, jak nasza Księżniczka wygląda. Wszystko zostało zaaranżowane. Nasza podopieczna wejdzie do tego pomieszczenia dosłownie za chwilę...

Nathan nie zdążył dokończyć zdania, gdy drzwi do pokoju skrzypnęły.

Ukazała się w nich zgrabna kobieca sylwetka. Młoda dziewczyna, poruszająca się z niebywałą gracją, o figlarnych oczach, odziana w pełen rynsztunek bojowy najlepszych zabójców Gildii. Jak gdyby nigdy nic oparła rękę na biodrze i przechyliła głowę na bok, odsłaniając zmysłowo kawałek szyi spod falujących rudych włosów i zapytała.
- Dobrze wyglądam?

Obrazek


Nathan bez słowa zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów. Jego twarz, najmniejszy nawet szczegół mimiki nie zdradzał absolutnie żadnej myśli na temat dziewczyny. Po chwili milczenia odparł.
- Znajdź lepiej zbroję, która lepiej chroni przed ciosami w podbrzusze. I mam nadzieję, że pamiętasz, że jeśli wyjdziesz w takim rynsztunku na ulicę, zgarnie ciebie pierwszy napotkany patrol straży.

Dziewczyna tylko roześmiała się i rzuciła od niechcenia, wzruszając ramionami. Jej głos był bardzo przyjemny. Pogodny i zmysłowy zarazem
- Dhorne są głupi, poradzę sobie z nimi. – uśmiechnęła się szelmowsko. Trudno było wyczuć, czy przemawiała przez nią młodzieńcza buńczuczność, lekkomyślność początkującego, czy specyficzne poczucie humoru. W każdym razie jak na osobę, która większość swego życia powinna była spędzić w atłasach, na nauce dobrych manier i dworskiego obycia, której rodziców odcięte głowy jeszcze cztery miesiące temu gniły na pikach przed wejściem do królewskiego zamku i której całe przeszłe życie legło w ruinie, sprawiała nadzwyczaj... nietypowe wrażenie.

Nathan odpowiedział jej tylko sucho, aby zakończyć nieproduktywną dyskusję.
- Jak widzisz jestem jeszcze zajęty i przeszkadzasz nam. Przyjdź za pół godziny.

Lyanna bez wyrazu sprzeciwu ukłoniła się dworsko, aż nazbyt przesadnie i odwróciła się na pięcie, wychodząc z pokoju. Mieliście jednak dość czasu, aby przyjrzeć jej się dobrze. Powinniście być w stanie ją poznać nawet gdy będzie w mniej... ekstrawaganckim stroju.

Nathan tymczasem znów założył ręce za plecami, dając znać, że odprawa zmierza ku końcowi. Zadał jeszcze jedno ostatnie pytanie, którego bardzo nie lubił, ale dla dobra misji wypadało je zawsze zadawać.
- Jakieś pytania?
 
Awatar użytkownika
Midoro
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 277
Rejestracja: pn lis 12, 2012 6:01 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn cze 03, 2013 2:47 pm

Guen Deric

Obrazek


Kobieta szła samym środkiem ulicy miasta z gracją i elegancją. Wysokie buty wykonane z czarnej skóry cichutko stukały o bruk. W nie wsunięte spodnie ciemno fioletowego mające po zewnętrznych bokach niebieski wzorek. Były one lekko ciasnawe by pokazać zgrabne nogi oraz jędrne pośladki. Górna część ciała była odziana w koszulę z luźnymi rękawami na końcu. Na to była nałożona kamizelka odpowiednio uszyta by podkreślić resztę kształtów damy. Wszystko utrzymane w ciemnych kolorach fioletu i niebieskich ozdobach. Strój elegancki aczkolwiek wygodny. Nikt nie widział lekkiej i błyszczącej mithrilowej kolczugi dopasowanej do takiego ubrania oraz dobrze schowanego ostrza w bucie oraz na żebrach zaraz za lewą piersią. To dawało jej duża satysfakcję dlatego szła z zadziornym uśmiechem na twarzy a jej jasno brązowe krótkie włosy falowały lekko na wietrze.

Guen minęła strażnika patrząc mu prosto w oczy i pogodą ducha na twarzy. Jacyż oni byli ślepi i głupi. Lecz tutaj trudno nie zgodzić się z powiedzeniem Mistrza Yanca który ją szkolił - "Najciemniej pod latarnią". Weszła do gospody i lekko skłoniła się barmanowi po czym ruszyła do komnat Nathana. Przyszła jako pierwsza co ją raczej nie zdziwiło. Starała się być punktualna gdyż zdawała sobie sprawę, że jeśli zrobi coś za późno może zostać wykryta. Skłoniła się Mistrzowi Gildii lecz ten nakazał jej chwilkę poczekać. I tutaj nastąpiła niesamowita metamorfoza. Kobieta oparła się o ścianę niechlujnie zakładając nogę na nogę jak i ręce na piersi. Nie trzeba było długo czekać gdyż po paru minutach weszły dwie kolejne osoby. Guen stanęła w rządku obok nich i słuchała wytycznych kolejnej misji. Chłonęła każde słowo gdyż już nie mogła się doczekać kolejnego zadania. Od prawie piętnastu dni nie miała nic szczególnego do roboty.

Była lekko zaskoczona gdy Vico wyłonił się z cienia. Słyszała co nieco o nim i była pełna podziwu jego umiejętności ukrywania i skradania się. To ją motywowało by ciągle się szkolić.

Następnie weszła ich księżniczka. Jej postawa od razu uległą zmianie. Wyprostowała się, położyła ręce na brzuchu i opuściła lekko głowę by włosy jej spadły na twarz. Spojrzała na nią kontem oka by jej nie pokazywać swej twarzy. Przyjrzała się jej dokładnie po czym gdy wyszła ponownie jej wzrok padł na mężczyznę stojącego przed nią.

Gdy padło mało lubiane pytanie Guen zabrała głos.
-Ja mam jedno pytanie. Czy Lyanna którą to mamy ochraniać będzie dostawała zadania różnego typy czy tylko jednego na przykład okradanie, bądź wrabianie? Jeśli jeden rodzaj to czy można wiedzieć jaki to będzie?- zakończyła wypowiedz. W jej głosie można było usłyszeć nutkę szacunku i podziwu. Od kiedy przyjął ją do gildii coraz częściej ma okazje przekonywać się o wielkości tego człowieka.
Ostatnio zmieniony pn cze 03, 2013 2:48 pm przez Midoro, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn cze 03, 2013 3:22 pm

Nathan skierował swój wzrok na młodą kobietę. Choć była w organizacji dopiero od dwóch lat, co było dość krótkim stażem, dała się poznać jako dobry szeregowy żołnierz Gildii, a to zadanie mogło sprawić, że stanie się kimś dużo ważniejszym. Zdobywała zaufanie współpracowników posłuszeństwem i lojalnością. Oraz oczywiście zręcznością i naturalnym talentem do niemal każdego łotrzykowskiego fachu. Nathan wiedział, że bez kogoś o takich "standardowych" umiejętnościach nie obędzie się w misji ochrony Księżniczki. Stanowiły one bowiem niezbędne uzupełnienie bardziej "egzotycznych" umiejętności pozostałych kompanów.

Przywódca Gildii odpowiedział zwięźle - Lyanna dostanie kompleksowe przeszkolenie, abyśmy poznali, do czego może posiadać talent. Dlatego właśnie najbliższe dni mogą być intensywne. Ma wiele do nauczenia się.
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn cze 03, 2013 4:24 pm

Obrazek
Murdoc Blake


Mężczyzna uśmiechnął się drepcząc radośni samym środkiem brukowej ulicy. Dzień zapowiadał się wyjątkowo ciekawie, a uśmiech nie znikał z jego twarzy nawet na moment. Spotkania, spotkania spotkania. Z każdym dniem stawało się to coraz bardziej męczące, nudne i wręcz nieciekawe.
~ Ciekawe co ten sflaczały staruch wymyśli tym razem ~ zaśmiał się cicho, co mogło wydać się dość dziwne biorąc pod uwagę to, że ulica była zupełnie pusta.

Chwilę później wmaszerował do karczmy, a w zasadzie wszedł do niej dość rytmicznym i wręcz tanecznym krokiem.
- Witajcie moje pięknie, i mniej piękni! Najlepszy grajek w tej części miasta zawitał do waszych skromnych, żeby nie powiedzieć wręcz biednych progów! - Zaśmiał się i zaklaskał sam sobie chwilę później kłaniając się nisko. W żaden sposób nie przeszkadzał mu fakt, iż w taj chwili przybytek stoi w zasadzi pusty.
Grajek rozejrzał się nieco, wzruszył ramionami i kontynuując swój wesoły marsz ruszył w kierunku schodów.

Spóźnił się, co nie powinno było w zasadzie nikogo zaskoczyć. W zasadzie to gdyby nie fakt, że samo spotkanie zaczęło się nieco później niż zazwyczaj to najpewniej nie wiedział by nawet jakie jest ich zadanie. Co z resztą tez nie było żadną nowością. Mężczyzna słynął z elastycznego języka, bardzo luźnego i wręcz żartobliwego podejścia do życia.
Wchodząc do pomieszczenia w którymi odbywało się spotkanie, nieco posmutniał. Nie było tu żadnego miejsca, na którym mógł by posadzić swoje (gdy jest potrzeba) szlachetne siedzenie.
- Dziadziu, kiedy w końcu kupisz tu jakieś wygodnie kanapy? Albo wiem! Powiedz mi kiedy masz urodziny to może sam jakiś Ci sprawię! Sam zbuduję! Jestem pewien, że przy twoim wieku przydało by się jakieś mięciutkie krzesełko... wiem, kości już nie te. O i mam pomysł, może się zrzucimy? A potem ja pójdę i kupię coś ładnego? Albo może pomożecie mi zrobić? Co ty na to? - przytaknął pewny siebie i spojrzał na pozostałych doszukując się oznak zgody na jego pomysł.

- 500? E tam, nie opyla się. Przecież to strasznie niebezpieczne, czasochłonne, a do tego te straże, tu trzeba przekupić, tam zapłacić, a to podatki coraz większe. Trzeba czasem i dupy dać - Tu spojrzał na kobietę opartą o ścianę po czym uśmiechnął się i puścił jej oczko - Według moich obliczeń - mężczyzna zadarł głowę do góry, zaczął liczyć coś w pamięci rysując palcem w powietrzu liczby, znaki i nawiasy, szepcząc przy tym wiele cyfr. - Sześć w pamięci, cztery dodać dwanaście, odjąć cztery, dwa w pamięci, wyciągnąć sumaryczną wartość, pomnożyć przez dwa w pamięci... to będzie 550! Jak w mordę strzelił! - uśmiechnął się i przytaknął głową zadowolony ze swoich skomplikowanych obliczeń.

Ostatnio zmieniony pn cze 03, 2013 4:33 pm przez Sanawabicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn cze 03, 2013 4:46 pm

Nathan westchnął, niemalże zauważalnie. Mało komu udawało się wywołać u niego tak znaczną reakcję. Ale Murdoc Blake potrafił wpływać na ludzi. Na dobre i na złe. Nathan przed dokonaniem przydziału do tej misji długo się zastanawiał jak to w ogóle się stało, że taki osobnik przeżył tak długo w organizacji, której najważniejszym atrybutem pozostawała tajność. Być może miał z tym coś wspólnego fakt, że Murdoc zwykł gadać tyle bzdur na raz, że jeśliby wypaplał pośród nich tożsamość wszystkich znanych mu członków Gildii, to i tak nikt, włącznie z najlepszymi śledczymi Dhorne, nie daliby mu wiary.

Nathan najwyraźniej nie miał czasu na kontynuowanie czczej gadaniny z tym nadwornym błaznem Gildii. Mimo pewnego zniecierpliwienia, panował jednak na sobą.
- Oszczędź sobie strzępienia języka, być może z wiekiem zrozumiesz, że czasem szkoda na to czasu. Niech będzie zatem o pięćdziesiąt sztuk złota więcej. - świdrując wzrokiem grajka, dodał jeszcze tylko akcentując szczególnie mocno jedno słowo i adresując to pytanie do wszystkich obecnych w sali.
- Czy są jeszcze jakieś MERYTORYCZNE pytania? Jeśli nie, to przekażę was pod opiekę Vico, abyście wyjaśnili sobie z nim kwestie... operacyjne.
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

wt cze 04, 2013 12:28 pm

Obrazek
Murdoc Blake


- Ile masz lat? - rzucił krótko spoglądając na starca. Na twarzy barda wymalował się szeroki i wręcz zabawny uśmiech, który wręcz prowokował do tego samego. Bard sięgnął po lutnie zawieszoną na plecach i spojrzał na kobietę opierającą się o drzwi.
Ołłł jeee twe lico piękna (nie) dziwico
Sprawia, że sztywnieje me drugieeee lico, piękna diablicoooo
Jędrnee pośladki, nie ma z niąąąą gadkiii... -

Mężczyzna śpiewał jeszcze przez chwilę. Utwór był chyba najbardziej tandetnym jakim do tej pory udało się im usłyszeć. Jednak sam Murdoc, uważał je za arcydzieło.

- A całkiem poważnie, dostaniemy listę jej zadań zanim ona zacznie je wykonywać? Dobrze było by wiedzieć co planuje lub ma zrobić w danej chwili, dziadziuniu.
 
Awatar użytkownika
Forumowicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 623
Rejestracja: śr cze 02, 2010 5:41 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

wt cze 04, 2013 8:09 pm

Bracia White


Dwoje mężczyzn szło bocznymi ulicami miast w stronę karczmy. Byli ubrani w bogate ubrania, a na ręce każdego z nich dostrzec można było sygnet z jakimś niewyraźnym godłem. Do ubrania zupełnie nie pasował roboczy plecak, który oboje mieli na plecach. Gołym okiem byli prawie nierozróżnialni. Ten same ubrania, ten sam ekwipunek, ta sama blada twarz z tym samym wyrazem. Od ostatniego zlecenia minęły wieki, więc bracia nie opuszczali zamkniętego pomieszczenia przez długi czas. Każdy przechodzeń otrzymywał podejrzliwe spojrzenia, a słoneczne promienie niemiłosiernie raziły ich po oczach. Inna sprawa, że sama robota była im bardzo na rękę, bo z pieniędzmi było ostatnio krucho, a konstruktorskich pomysłów mieli co niemiara.

Kiedy dotarli do karczmy na oczach obu z nich od razu zawitał uśmiech. Synchronicznie potrząsnęli rękami poprawiając rękawy. Nareszcie można było się rozluźnić i znowu poczuć się jak u siebie. Oboje podeszli do lady i z uwagą wysłuchali słów Nathana. Kiedy ukazała się Lyanna, bracia zaczęli przyglądać się jej z koncentracją nie bardzo zważając na to, czy ich zauważy.

Po wysłuchaniu pytań całej reszty i figli Murdoca, postanowili zadać kilka własnych.
- Czy jest nauczona pokory wobec własnych umiejętności? - zapytał jeden z braci, a w jego głosie można było wyczuć niezadowolenie.
- Niełatwo wyciągnąć kogoś z bagna jeśli sam się szarpie. - dodał drugi jakby dla podkreślenia.
- Czemu właściwie mamy się ukrywać? Od razu widać, że jej porażka to kwestia czasu. Nie domyśli się, że wiele przypadków może być czymś więcej niż szczęściem? - odezwał się znowu pierwszy wyrażając już swoją niechęć otwarcie.
- Dworskie damy nie znają życia. - wtórował mu drugi.
- Cokolwiek by Gildia nie myślała o swoich treningach... - zamruczał pierwszy niby do siebie.
Bracia nie byli zachwyceni. Nie dość, że sprawa była trudna to tego wydawała się dosyć błaha. Prawdziwa, cudownie ocalała księżniczka jest zwykle tak samo wiarygodna jak ta nieprawdziwa. Na pewno znalazły by się zaufane kandydatki. Jednak cokolwiek by sobie bracia nie myśleli, wiedzieli, że z rozkazami Gildii się nie dyskutuje.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 05, 2013 10:31 am

W trakcie występów barda na twarzy Vico wykwitł nieskrywany uśmiech. Popatrzał na Nathana, jakby chciał mu coś powiedzieć, ale najwyraźniej powstrzymał się i zachował milczenie. Nathan z kolei dyplomatycznie przeczekał piosnkę Murdoca, a także zignorował jego pytanie. Skierował natomiast swe słowa w odpowiedzi braciom bliźniakom.

- Nie musicie się ukrywać, jeśli macie z tym taki problem. Jeśli Lyanna będzie cała i Dhorne się o niej nie dowiedzą, to wystarczy, aby uznać zadanie za wykonane i wszyscy będą szczęśliwi. - Nathan zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym dodał. - Po prostu jeśli Lyanna dowie się o waszym zadaniu to od tego czasu wasze wynagrodzenie będzie o połowę mniejsze. Jakby to wszystko miałoby być takie proste, to nie potrzebowałbym was. - Zakończył, próbując najwyraźniej załagodzić wcześniejsze ostre słowa.

Na koniec powrócił do merytorycznego pytania Murdoca.
- A w kwestii zadań podczas treningu Księżniczki, dostaniecie informacje od Vico. Odmaszerować.

Vico żwawo i sprężystym krokiem ruszył się z miejsca w stronę drzwi, najwyraźniej czekając na ten sygnał.

Obrazek


Bez słowa udaliście się na dół. Sala była jeszcze pusta, Leże było otwierane dla pierwszych śniadaniowych gości dopiero za jakąś godzinę. Vico mimo wczesnej pory bez słowa pytania zamówił dla wszystkich na koszt firmy po kuflu najlepszego lokalnego piwa - Betancuriańskiego Diabła, po czym usiadł z wami przy niewielkim stoliku.

Przez moment panowało niezręczne milczenie, gdy opierając się niechlujnie o krzesło lustrował każdego z was. Dłużej zatrzymał się tylko na biuście Guen, w żaden sposób tego nie kryjąc. Gdy zakończył przyglądanie się wam tylko cmoknął i pokręcił głową jakby z dezaprobatą. Nie wiedzieliście czy dotyczyła ona was, czy czego innego. W końcu zaczął, wypowiadając słowa powoli i przeciągle.

- Dobrze, wszyscy wiemy, że to pierdolona i niewdzięczna robota. Ciągnące się niemiłosiernie dni nudy, a potem jedna tylko chwila nieuwagi albo zbytnia fantazja naszego ptaszka i wszyscy idziemy kurwa na dno. No ale dobrze, powiem wam coś, czego nie wiecie. - pociągnął bezceremonialnie łyk trunku i starł rękawem pianę z ust, kontynuując - Co do zadań, Księżniczka będzie testowana w zakresie ukrywania swojej tożsamości, skradania się, kradzieży kieszonkowej, włamań, rozbrajania i zakładania pułapek oraz walki. A kto wie, może w praniu wyjdą jeszcze nowe tematy, jeśli jakimś cudem okaże się, że ma do zaoferowania coś więcej niż śliczną twarzyczkę i cycki... albo może właśnie dzięki temu. - uśmiechnął się niezwykle obleśnie biorąc kolejny, tym razem dłuższy łyk ciemnego piwa i oblizując ze smakiem swoje usta, patrząc w dal.

- A teraz słuchajcie uważnie, bo uprzedzam wasze kolejne pytania - pochylił się nad stolikiem, opierając na nim łokcie - kasę możecie odbierać na koniec każdego dnia od Derthena. A jeśli coś pójdzie nie tak – nie martwcie się o żołd, bo wszyscy będziemy w tak głębokiej dupie, że nawet gdybyśmy srali pieniędzmi, to nam to wiele nie pomoże. - parsknął, nie wnikając głębiej w temat niepowodzenia misji i zmienił wątek - Musimy być na bieżąco w kontakcie. Od tej misji zależy wiele i wiele może się przez ten dekadzień zmienić, a ja mam oczywiście ważniejsze plany niż gonienie was po całym chędożonym mieście.

Powiedziawszy to wyciągnął na stół kawałek pergaminu. Dość duży, ale dający się zwinąć w wygodny rulon. W tym kawałku skóry było coś niezwykłego i niepokojącego. Odnosiliście wrażenie, jakby przedmiot was... obserwował.

Vico budował jeszcze przez chwilę napięcie, spoglądając wam w milczeniu w oczy, by ostatecznie przerwać ciszę.
- To magiczny pergamin, który umożliwi nam komunikację bez względu na odległość. Drugi taki mam przy sobie. Gdy na jednym z nich zostanie coś zapisane, natychmiast pojawia się również na drugim. A co jeszcze ważniejsze, w chwili gdy to następuje, osoba która ma go przy sobie odczuwa delikatne mrowienie. - Vico rozparł się wygodnie i rozpogodził na moment, jakby miał wam zamiar opowiedzieć dowcip - Heh, nasz poprzedni dostawca zamiast uczucia mrowienia wplótł jako sygnał gong alarmowy, zapominając nam o tym wspomnieć. Biedny Clancy miał okazję się o tym przekonać, gdy przekradał się nocą po koszarach Dhorne. Szkoda, zdolny chłopak był. W przeciwieństwie do tego dostawcy, ale na szczęście już go... usunęliśmy z biznesu. - Vico roześmiał się głośno i poklepał po udzie, na którym jak można się było domyśleć, miał ukryty jeden ze sztyletów.

- No ale koniec pierdolenia. Mówiąc szczerze... - przerwał na chwilę, by wydłubać sobie coś spomiędzy zębów - ...to nie jestem zadowolony, że dostałem takich parweniuszy jak wy do tak wrażliwego zadania. Pożalcie się bogowie artysta, który nie potrafi trzymać języka za zębami... wy z waszą parszywą mordą to już w ogóle zwracacie na siebie tak bardzo uwagę, że chyba bardziej byście się przydali, jakbym was zamknął w karcerze... no a panienka... panienka to może by się nawet na coś zdała, ale to bardziej poza godzinami pracy, jak nasza Księżniczka będzie grzecznie spać...

Guen wyraźnie odczuwała, jak Vico rozbiera ją wzrokiem. Wtem nieoczekiwanie wstał i zaczął krążyć wokół stołu, jakby miał was przesłuchiwać. Wzniósł tylko ręce z nutą rezygnacji, mówiąc:
- No ale cóż poradzimy, musimy radzić sobie z tym, co mamy. Jeśli chcecie być mili i zapunktować u mnie, to opowiedzcie mi proszę jak do kurwy nędzy planujecie śledzić Księżniczkę, żeby możliwie długo nie wzbudzać jej podejrzeń? Jakieś pomysły?

Ostatnio zmieniony śr cze 05, 2013 3:25 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Midoro
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 277
Rejestracja: pn lis 12, 2012 6:01 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 05, 2013 1:43 pm

Guen Deric

Obrazek


Kobieta z nutką pogardy patrzyła na barda który jednoznacznie dawał do zrozumienia, że dawno się nie zabawiał. Dla tego nie lubiła bardów. Owszem przegada każdego lecz 90% jego myśli zajmują podrywy i rozpusty. Jak widać Vico nie był lepszy. Niespecjalnie się jej podobało jak na nią patrzył ani jakie miał o niej mniemanie. Nathan w nią wierzył. Inaczej by jej nie wziął do tej roboty a ich nowy szef? Zapatrzony we własne umiejętności bufon. Najchętniej by mu wbiła sztylet w gardło tak samo jak grajkowi lecz wiedziała, że będzie potrzebny. A śmierć Vica niespecjalnie pomoże jej w awansie w gildii a wręcz przeciwnie.

Gdy ich nowy szef postawił im piwo kobieta nawet go nie ruszyła. Nie lubiła pić. Potrafiła trochę wypić lecz szały nie było. Dodatkowo to otumanienie. Takie rzeczy tylko pomagają takim pokroju ich znajomych. Piwo było najgorsze ze wszystkich trunków. Dlaczego? Bo jest strasznie moczopędne a podczas skradania się za celem to raczej nie pomaga.

Wysłuchała mężczyzny patrząc na niego spokojną twarzą gdy ten na nią patrzył. Zwłaszcza na część ciała poniżej szyi. Zaciekawiło ją lekko jego zachowanie. Niby mistrz skradania stojący grzecznie przy szefie a tutaj nagle niechlujna postawa i kurwa co trzecie słowo. Kolejną zagadką byli bliźniacy. Nie miała pojęcia kim są ani jacy są. Przynajmniej zadawali normalne pytania a nie gadanie o kasie na dziwki.

Ostatnie pytanie wprowadziło Guen w wir myśli. Ciężkie pytanie. To głównie zależy od zadania jakie Lyanna będzie musiała wykonać. Stąpała po nieznanym terenie więc zaczęła od paru pomysłów które już wymyśliła na poczekaniu.
-Wszystko zależy od zadania jakie będzie musiała wykonać.- zaczęła ostrożnie dobierając słowa. - W dzień to żaden problem można się wtopić w tłum. W nocy jest dużo cieni. Dachy domów są łatwe do utrzymania się a mało kto patrzy w niebo. Można również spróbować się przebierać, zmieniać kolory włosów, nosić peruki oraz zmieniać styl chodzenia oraz zachowanie. Na pewno musimy być cicho.- zaakcentowała ostatnie słowa patrząc znacząco na barda. -Jeśli chodzi o pergamin to może niech będzie u kogoś kto umie wyraźnie pisać. Nie będzie czasu by Vico się jeszcze rozczytywał co ktoś napisał. Innymi słowy ja go nie będę trzymała.- zakończyła swą wypowiedź patrząc na grupę z założonymi rękami na piersiach.
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 05, 2013 2:55 pm

Obrazek
Murdoc Blake


Jegomość przysiadł przy stoliku bez słowa. Co zdawać mogło by się nieco dziwne, gdyby nie fakt, że siedział cicho tylko dlatego, że usta zajęte miał kuflem z piwem. Uśmiechał się za to cały czas, spoglądając to na bliźniaków to na bliźniaczki. Stanowczo bardziej podobały mu się bliźniaczki i nie starał się ukryć tego w żaden możliwy sposób.

- Pewnie macie problem... jest was dwóch a kobitki rzadko chodzą do łóżka z brzydalami jak wy dwa razy. Tak więc wynika z tego, że zalicza tylko jeden z was. Ale nie martw się, to znaczy nie martwcie. Przy mnie kobiet będziecie mieć na pęczki! Co prawda jeden z was jest brzydszy, ale i z nim damy sobie radę. A nawet jeśli nie... to może będziecie zmieniać się w trakcie!? Tak! Wspaniały pomysł! - uśmiechnął się i znów na moment zajął się piwem. Po chwili gdy kufel był w połowie pełny mężczyzna wyprostował się i sięgnął po swoją kochankę, jedną i jedyną która zasługuję na to by oddać jej całego siebie.

Kattie, bo tak zwykł ją nazywać była wykonana mistrzowską ręką, a drobne złocenia i ręcznie wykonane szczegóły nadawały jej jedynie wdzięku. Po chwili, upewniwszy się że instrument jest odpowiednio nastrojony, bard zaczął cicho przygrywać zamykając na chwilę oczy.

- Ja wezmę pergamin. O ile wam to nie przeszkadza, a nawet jeśli to sądzę że dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Jeśli chodzi o twoje pytanie, skośnooki przyjacielu... oj tam od razu ukrywać. W ciągu dnia mogę mieć ją na oku praktycznie cały czas, a biedulka o jędrnych pośladkach nawet się nie zorientuję. - Przytaknął głową i upił kolejny łyk piwa na chwilę przerywając grę - Po prostu... pozwólcie, że w razie problemów ja zajmę się gadaniem, a wyjdziemy na tym jeszcze lepiej niż nam się wydaje. Pewnie Ty sam nie zdajesz sobie sprawy z tego jak często mnie widujesz... więc to raczej nie będzie problemem. Nawet moja matka by mnie nie poznała... czekaj. Moja matka była dziwką, więc to raczej nie dziwne. Tak czy inaczej... damy radę żółtku. - zaśmiał się i wrócił do gry, przesuwając pergamin na swoją stronę stolika.
 
Awatar użytkownika
Forumowicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 623
Rejestracja: śr cze 02, 2010 5:41 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 05, 2013 4:17 pm

Bracia White


Bracia White usiedli do stołu, a następnie w milczeniu i z uwagę przyglądali się biegowi wydarzeń. Najpierw zachowaniu Vico, potem zniewadze, a następnie wywodowi Murdoca. Wydawało się, że jedyne co ich dotknęło to określenie "parweniusze". Oboje równocześnie spojrzeli na swój ubiór. Najbardziej zainteresował ich wymyślony sposób komunikacji.
- Ja się tym zaopiekuje. - powiedział jeden zabierając bardowi pergamin sprzed nosa. Po chwili, nie patrząc na swojego bliźniaka podał mu przedmiot, który tamten natychmiast zaczął oglądać.

Kiedy wszyscy skończyli się odzywać bracia wstali.
- I to mają być najlepsi ludzie Gildii? - zapytał jeden z nich podczas, gdy oboje patrzyli na zebranych przy stole z pogardą.
- Lepiej chodźmy. Nad sposobem zastanowimy się w terenie. Tutaj można tylko spekulować. - powiedział drugi i czekając na resztę wyjął jakiś zwój z plecaka i zaczął wymawiać jakieś magiczne inkantacje i skomplikowane ruchy rękami, jednak od razu było widać, że sprawiało mu to duże trudności. Po chwili zaklął i rozpoczął od nowa. Tym razem kontynuował już dłuższy czas, co wskazywało na to, że próba była udana.

 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

czw cze 06, 2013 12:20 am

Vico pokiwał głową z udawanym uznaniem w odpowiedzi na wypowiedź Guen. Następnie uśmiechał się szelmowsko słuchając, jak bard bezczelnie podsumowuje swoich nowych kompanów. Ten chłopak chyba rzeczywiście nie miał instynktu samozachowawczego. Zaczynał go nawet lubić. Przynajmniej nie będzie miał do czynienia z bandą ponurych sztywniaków.

Próby odczytania magii ze zwoju na moment zwróciły uwagę wszystkich w kierunku Bliźniaków. Gdy czar zadziałał, jedynym widocznym efektem było chwilowe dziwne zachowanie White'ów. Na moment ich oczy rozszerzyły się jakby miały eksplodować, a usta rozdziawiły się w bezmyślnym wyrazie. Był to krótkotrwały skutek przyswojenia gigantycznej porcji wiedzy o układzie przestrzennym całego miasta oraz wszelkich pól i kniej w promieniu całych staj dookoła. Magicy szybko jednak otrząsnęli się z tego stanu i wstali zbierając się do wyjścia.

Vico również gestem nakazał Wam zbieranie się. Sam nie miał zamiaru opuszczać swojego kufla póki co. Dodał tylko na odchodnym.
- Księżniczka nocuje cały czas w kuchni Niedźwiedzia, pod opieką Chelli. Więc gdyby mimo waszych potężnych zdolności wam gdzieś zginęła, zawsze możecie przyjść tutaj podpytać i poszukać.

Uniósł kufel, jakby życząc wam szczęścia w tym zapowiadającym się na dość długi dniu.

***

Dzień 1

Północna Betancuria
- motyw muzyczny

Miasto budziło się do życia. Pokonane, ale nie zniszczone. Okupowane, ale nie zniewolone.

Gdy wyszliście na plac przed Niedźwiedzim Leżem nigdzie nie było widać śladu niedawnej wojny. Zadbane kamienne budowle wznosiły się dookoła. Miasto wyglądało dostojnie jak zawsze. Przeróżni kupcy sprzedający płody rolne, najlepszej jakości odzienie, magiczne specyfiki ułatwiające codzienne życie i wszystko inne czego mieszkaniec cywilizowanego miasta mógł potrzebować, krzątali się zdążając na pobliski główny rynek. W takim tłumie i ruchu podążanie za Księżniczką nie będzie wymagało absolutnie żądnych umiejętności. Wystarczy postarać się nie wpaść na nią pośród tłumów, a z drugiej strony nie stracić jej w całej tej pędzącej ciżbie.

W końcu po nieznośnie dłużącej się chwili pojawiła się. Księzniczka Lyanna Stormborn. Odziana tym razem, na całe szczęście, w prosty strój kuchennej dziewki. Przekroczyła próg Niedźwiedziego Leża i w jednej chwili stanęła oślepiona blaskiem słońca i miasta wokół niej. Nie wychodziła z budynku od niemal pół roku. Jej piękne blade lico jaśniało w porannym słońcu, gdy z pełnym zachwytu uśmiechem przyglądała się okolicy. Niepewnym krokiem ruszyła przed siebie, powoli, jakby delektując się każdą chwilą, każdym widokiem, zapachem i dźwiękiem.

Podążaliście w ciągu całego dnia za Księżniczką, trzymając bezpieczną odległość. Pośród tłumów Północnego Dystryktu nawet Bracia nie musieli zbyt głęboko nasuwać kaptura swego płaszcza, aby pozostać niezauważonymi. Dzień zapowiadał się tyleż leniwy, co piękny, gdy na zazwyczaj zwiastującym deszcze niebie Betancurii nie widniała ani jedna chmurka.

Księżniczka w akcji - motyw muzyczny

(1) W pierwszej kolejności Lyanna udała się na sam Główny Rynek. Kręciła się dłuższą chwilę po bazarach, podglądając różnorakie towary rozkładane przez kupców, od barwników do tkanin po proste magiczne zwoje. W końcu ucięła sobie pogawędkę z nikim innym jak samym Yancem Thennaldem. Stary łotr wyglądał jak zawsze rześko i nienagannie, paradując po placu w szlacheckim stroju i co rusz podkręcając sobie wąsa. Niemal bez przerwy był zajęty rozmową z kimś. Często byli to mali chłopcy - dobrze znaliście ich jako świetnie wyszkolony gang młodocianych złodziejaszków, którzy swoją zręcznością, refleksem i drobnymi paluszkami z łatwością prześcigali starych wyjadaczy, gdy w grę wchodziły drobne kradzieże. Yance zawsze rozdawał im jakieś słodycze - nieliczni z nich potrafiący czytać otrzymywali w nich od razu zaszyfrowane wskazówki co do ich nowych zleceń.
Lyanna tymczasem najwyraźniej przedstawiła się Mistrzowi Złodziei i ucięli sobie dłuższą pogawędkę. Przez moment mieliście wrażenie, jakby dziewczyna zaczęła dyskretnie obmacywać mężczyznę. Najwyraźniej sprawdzał w ten sposób jej biegłość w zakresie kradzieży kieszonkowych, gdyż po każdej takiej próbie przekazywał jej kilka uwag, żywo przy tym gestykulując. W pewnym momencie Guen dostrzegła wyraz triumfu na twarzy Księżniczki, jednak nie udało jej się zidentyfikować, co mogło być tego powodem. Thennald przez dłuższy czas potem opowiadał coś dziewczynie, po czym pożegnała się ona z Mistrzem i oddaliła się w innym kierunku.

(2) Następnie Lyanna skierowała swe kroki do herbaciarni Hatori'ego. Spędziła w niej dobrych parę godzin. Już zaczęliście się niepokoić, co mogło się z nią stać zważając na dziwną renomę tego egzotycznego staruszka, gdy w końcu pojawiła się znów w drzwiach. Była cała spocona, i wyraz satysfakcji malował się na jej twarzy. Niosła pod ręką pakunek, którego z pewnością wcześniej nie miała. Guen dzięki ciekawości oraz swemu bystremu wzrokowi zdołała wypatrzyć, że był to z pewnością jakiś materiał na skórzaną zbroję. jej podejrzenia potwierdziły się, gdy skierowała się prosto do warsztatu kowala Igora Wilkino, starego przyjaciela Gildii i spędziła tam krótką chwilę.

(3) Wychodząc od kowala Lyanna udała się niespiesznie na wschód. Wyszła właśnie poza ruchliwy plac targowy, gdy została zaczepiona przez pewnego mężczyznę. Nie był on nikomu z was znany. Jednakże jego zachowanie wskazywało, że nie miał wrogich zamiarów. Potrząsał ręką Księżniczki i w zasadzie wydawał się być bardzo przyjazny. Wypytywał przez chwilę Księżniczkę oraz o czymś jej opowiadał. W końcu pozwolił dziewczynie odejść, samemu udając się w przeciwnym kierunku, a gdy mijał was spostrzegliście że jego oczy aż błyszczały się z radości i podekscytowania.

(4) Lyanna skierowała się dalej ku biegnącej wzdłuż murów miasta Ulicy Zamkowej. Przystanęła na chwilę, jakby na coś czekając. Musieliście zachować większą odległość, gdyż ruch był tutaj znacznie mniejszy. I wtem Księżniczka zaczęła dobierać się do zamka jednego z domów, który bynajmniej nie wyglądał na opuszczony. Gdy Lyanna zniknęła w środku, po chwili waszych uszu dobiegło szczekanie. Guen, mając bardziej wyczulone zmysły, rozróżniła szczekanie aż dwóch psów. Musiały to być owczarki, rosłe psy obronne, jakie były najbardziej popularne w tych rejonach jako towarzysze zapewniający ochronę przed intruzami na czas nieobecności właściciela w domu. Guen przyrzekłaby, że usłyszała także krótkie skomlenie, które zostało brutalnie ucięte przez następującą po nim nagłą ciszę. Kilka chwil później Księżniczka ostrożnie wyglądnęła za drzwi i wysunęła się z nich z powrotem na ulicę. Murdocowi nie umknęło, że jej lica były zarumienione i sprawiała wrażenie, jakby była lekko przestraszona albo co najmniej podekscytowana, jednakże szybko odzyskała rezon.

(5) Wydawało się, że dzień zakończy się spokojnie, gdy podążaliście za Lyanną do Dystryktu Zachodniego. Pewnie skierowała swoje kroki ku Królewskiemu Zaułkowi. Była to mała ślepa uliczka, przy której jednak ciaśniły się całkiem przyzwoite kamienice należące do lepiej sytuowanej klasy mieszczańskiej. O tej porze dnia ruchu tam nie było prawie wcale. Z tego względu tylko Guen mogła podążyć w miarę bezpiecznie za Lyanną kryjąc się pod zacienionym murem po drugiej stronie ulicy. Lyanna znów najwyraźniej zaczęła się zabawiać we włamywacza. Gdy tylko zniknęła w środku, Guen dała sygnał reszcie i usadowili się w bezpiecznym miejscu naprzeciw domu, za stertą pustych drewnianych pudeł wywalonych z pobliskiego magazynu. Gdy Lyanna wyszła po dość długiej chwili ze środka, tym razem Bracia White wypatrzyli coś zgoła dziwnego. Lyanna najwyraźniej coś próbowała zakryć i przez moment mignęła im w oczach czerwona plama na jej szacie, którą po chwili jednak starannie zakryła. Murdoc, który nawet z takiej odległości potrafił oceniać ludzkie reakcje i nastawienie, mógłby z kolei przysiąc, że dziewczę było wyraźnie pobladłe i zmieszane, jakby w środku napotkała coś... nieoczekiwanego.

Ostatnio zmieniony czw cze 06, 2013 12:29 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Midoro
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 277
Rejestracja: pn lis 12, 2012 6:01 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

czw cze 06, 2013 1:10 am

Guen Deric

Obrazek


Guen wstała i poprosiła barmana by dał jej jakiś owoc na przekąszenia. Odebrała dwa jabłka i wyszła z karczmy. Oddaliła się kawałek by wszystko widzieć po czym ruszyła za księżniczką. Gdy kobieta "rozmawiała" z Yancem od razu poznała podstawowe lekcje które sama u niego pobierała. Nic nadzwyczajnego, zwykła lekcja.

Herbaciarnia była lekko ciekawsza tylko ze względu na to, że ciekawiło ją co tak długo tam robiła. Trening bronią? Kto ich tam wie. Kowal też bezpieczny i spokojny. Zaniepokoił ją lekko mężczyzna który ją zaczepił. Niby nic groźnego lecz nie słyszała o czym mówi z winy odległości jaką musieli obrać. Na niego szkoda było czasu bo Lyanna już się oddalała więc kobieta tylko przyjrzała się jego twarzy starając się ją zapamiętać.

Następny był przepiękny pokaz Panny Stormborn w którym to dawała jasno do zrozumienia, że zapomniała z kuchni zabrać rozum. Gdy na szczęście wyszła z domu. Nie podobało się jej to szybkie milczenie psów. Zabiła je? Cokolwiek tam się stało trzeba to sprawdzić. Poleciła by zaczekali i mieli ją na oku a ona sprawdzi co się tam stało. Kobieta zakradła się pod okno i spokojnie zajrzała do środka. Niestety przez zamknięte okiennice mało było widać. Dostrzegła jednak pewne cienie na podłodze. Może to psy? Kobieta poinstruowała towarzyszy by zaczekali po czym podeszła do drzwi i weszła gdy nikt nie patrzył. Niestety jej obawy się sprawdziły. Na dywanie leżały dwa częściowo spalone psy. Martwe i śmierdzące. Kobieta wyszła i poinformowała towarzyszy o tym co znalazła w środku.
-Niestety nasza kochana damulka nie myśli zbyt często. W środku zostawiła dwa truchła psów. Lepiej. Podejrzewam, że je spaliła. Proponuję by część drużyny została i posprzątała te 2 psy i zostawiła uchylone drzwi. To sprawi, że gospodarze pomyślą, że ktoś chciał się włamać a psy za nim pobiegły. Dwie osoby wystarczą do tej roboty. Jeden z was musi iść ze mną dalej za Lyanną by jej nie zgubić.- zakończyła wypowiedź.

***

Gdy nieudolny włamywacz opuścił dom Guen zakradła się i obejrzała sytuację. Nic nie dostrzegła przez okno więc jedyną możliwością było wejść do środka. Wróciła do swych kompanów i przekazała informacje i pomysły.
-Z ulicy nic nie widać. Mam nadzieje, że tutaj nie zostawiła podobnego syfu. Jak teraz robimy?- zapytała patrząc znacząco na mężczyzn.
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 12, 2013 12:42 pm

Obrazek
Murdoc Blake


Sytuacja, przynajmniej z punktu widzenia Grajka zdawała się być nieco przereklamowana i wręcz naciągana. Dziwny rodzaj pośpiechu i napięcia nie były raczej w jego stylu. Murdoc lubił się guzdrać, grać na zwłokę i nawet w najbardziej napiętych momentach starał się odnaleźć chwilę na żart, odpoczynek i uśmiech.

Dlaczego tym razem miało by być inaczej? Po zdanym (wręcz) raporcie, które zdaniem Barda składany był przez dwie bliźniaczki w głowie mężczyzny urodził się całe multum pomysłów i zagrań, które mogły by rozwiązać lub przynajmniej nieco zahamować dalszy rozwój sytuacji.
Murdoc zdawał się znać mieszkańca domu w którym obecnie leżały dwa, nadpalone truchła zwierząt. Widywał go kilka razy przy partyjkach kości czy kart, nie był pewien czy gra dla zabawy, czy woli raczej duże stawki. Ale w tym momencie był w stanie zaryzykować.
- No dobra, dobra. Nie ma się tak spinać ślicznoto - rzucił w zasadzie w eter.
- Wszystko jest pod kontrolą! - Dorzucił po chwili a z plecaka wyciągnął nieco pergaminu pióro i kałamarz. Kilka pociągnięć pióra później, kartka zapełniona była pogróżkami i ostrzeżeniem w stylu "Potraktuj to jako ostrzeżenie, masz czas do jutra", którą ostatecznie wręczył kobiecie i polecił porzucić przy ciele psów.

Sprawa wydawała się być załatwiona, przynajmniej jak na razie.
Ostatnio zmieniony czw cze 13, 2013 9:49 am przez Sanawabicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Midoro
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 277
Rejestracja: pn lis 12, 2012 6:01 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 12, 2013 11:47 pm

Guen Deric

Obrazek


Po uporaniu się z pieskami ruszyli dalej za celem. Księżniczka weszła do pewnego domu. Guen czekała na ławce udając, że podziwia ptaki na drzewie. Siedziała w bezpiecznej odległości więc damulka wychodząc jej nie zauważyła. Ponadto była roztrzepana strasznie co dało się zauważyć mimo tego, że się szybko otrząsnęła. Kobieta dała znak towarzyszą by zaczekali. Ona zaś wstała i kobiecym krokiem ruszyła tam jak gdyby nigdy nic do tych samych drzwi. Lewa czysta. Prawa również. Szybko zmieniła postawę z powabnej kochanki na zwinną włamywaczkę. Drzwi oczywiście pofatygować się by zamknąć to już za dużo. Uchyliła je. Cisza i pustka. Weszła do środka. Ciche skrzypnięcie wydobyło się z pod jej stopy gdy stanęła na obluzowanej desce. Szybko się poprawiła i opuściła się na ugiętych nogach by być ciszej. Zadbane, wysprzątane domostwo, z małą sienią i pomieszczeniem dziennym służącym zarazem za kuchnię zajmującymi całość pierwszego poziomu tego wąskiego budynku było dość dziwne. Za cicho tutaj było jak dla niej.

Przed nią znajdowały się schody. Gdy podeszła do nich ujrzała to czego się obawiała. Krew. Dużo krwi. Czerwona ciecz spływająca z góry schodów. Z samej góry. Żeby było gorzej to nie były małe krople tylko kałużę na prawie całe schody. Guen ostrożnie weszła na górę starając się nie wdepnąć w krew. Raz by nastąpiła lecz na szczęście w ostatniej chwili zabrała nogę i postawiła w innym miejscu. Na górze czekało ją więcej niespodzianek. Przed nią leżał elegancko ubrany mężczyzna na oko z 30 lat. Najwidoczniej właściciel. Wszystko było by dobrze gdyby nie fakt, że ma rozprute pół szyi.
~Ehh... Jaka sieka... Sądziłam, że ta idiotka ma w głowie coś więcej niż uwodzenie dupą facetów...~ pomyślała w pierwszej chwili. No nic to. Niema co patrzeć na tą rzeź. Po szybkim obejrzeniu piętra zauważyła, że ofiara zginęła w biurze czyli w jednym z dwóch pomieszczeń na górze po czym z przeciętą szyją dopełzł do góry schodów. Kolejną rzeczą jaką dało się zauważyć był fakt, że pechowiec zginął w futrynie z której doskonale widać schody i wchodzącą po nich księżniczkę. Kobieta nie znała się na zabijaniu i nie lubiła tego robić. Zrobiła to tylko parę razy w życiu i się tym brzydzi więc nie mogła dokładnie powiedzieć co się tu stało. Przynajmniej zabrała ze sobą nóż.

Guen westchnęła jeszcze raz i wróciła na dół. Uchyliła drzwi i popatrzyła na ulicę. Czyściutko. Wyszła i spokojnym krokiem podeszła do swoich nowych partnerów po czym odpowiedziała szczegółowo jaki syf narobiła ich ukochana Lyanna.
 
Awatar użytkownika
Forumowicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 623
Rejestracja: śr cze 02, 2010 5:41 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

ndz cze 16, 2013 11:27 pm

Bracia White


Dzień upływał bardzo powoli. Zadania wydawały się łatwe i nie wydawało się, aby interwencja była kiedykolwiek potrzebna. Jedynie przy ekscesie z psami bracia odczuli trochę stresu, bo przegryzione gardło oznaczałoby niepowodzenie całej misji. Na szczęście Lyanna poradziła sobie, a do tego wyglądało na to, że potrafiła posługiwać się magią. To mogło jednocześnie ułatwić i utrudnić sprawę. Bard najwyraźniej obmyślił jakiś plan, ponieważ interweniował. Jego działania nie były jasne dla braci, a do tego mieli wątpliwości czy w ogóle były konieczne, ale w tej sytuacji nie pozostawało nic innego jak mu zaufać.

Jedyne co zainteresowało braci, to rozmowa z jakimś wyraźnie przypadkowym przechodniem. Jeśli nie była to część misji, to nie było to pod kontrolą Gildii. Bracia postanowili sprawić, aby jednak było. Jeden z nich odłączył się od grupy i udał się za podejrzanym człowiekiem. Śledztwo mogło się udać pod warunkiem, że nie był on nazbyt spostrzegawczy, a do tego nie zapuszczał się w podejrzane okolice. Podążanie za kimś bez wzbudzają podejrzeń nie było specjalnością braci, jeśli byli nieprzygotowani, a ryzykować i chodzić ulicami gdzie byle rzezimieszek może poderżnąć gardło nie mieli zamiaru. Jedyną nadzieją było to, że mężczyzna wydawał się wciąż zaabsorbowany rozmową z Lyanną.

Odkrycie na sam koniec było dosyć martwiące. Morderstwo to nie byle co. Jednak nie było to takie oczywiste, czy należy interweniować. W końcu prawdopodobnie była to część zadania, a życie księżniczki nie było bezpośrednio zagrożone. Jeden z braci White pozostały przy grupie, postanowił zapytać ich informatora, co należy robić. W końcu przydałoby się znać trochę więcej szczegółów przed podjęciem decyzji. Wyjął pergamin z plecaka i zaczął pisać swoim piórem wiadomość z informacją co zastali i z pytaniem co należy zrobić.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

wt cze 18, 2013 12:20 pm

Ad. 3) Jeden z Braci odłączył się od drużyny niespiesznie podążając za tajemniczym mężczyzną, po jego rozmowie z Lyanną. Był on rzeczywiście na tyle pogrążony w myślach, że nie miał szans zwrócić uwagi na dziwną bladoskórą postać depczącą mu po piętach. Ów mężczyzna pośpiesznie dokonał sprawunków na pobliskim targu biegając od straganu do straganu. Nie wydawał się być groźny, nie zbliżał się do żadnego ze znajomych gildii kupców mających czarnorynkowe towary dla wtajemniczonych, ani nawet do autoryzowanych przez Dhorne kupców z limitowanymi dobrami magicznymi. Mężczyźnie najwyraźniej bardzo się gdzieś spieszyło lub był bardzo podekscytowany, bo mimo obciążenia dorodnym indorem i innymi wiktuałami, zdawał się poruszać szybciej i szybciej. W pewnym momencie, jako że była to godzina szczytu, niewysoki dvati zgubił go z oczu pośród tłumu i nie był w stanie stwierdzić, dokąd się udał dalej. Pozostało mu wrócić do pozostałych, zresztą i tak zbyt długo już był daleko od swojego bliźniaka.

***

(Teraz)

Bracia nie musieli długo czekać na odpowiedź. Ledwo odłączyli pióro od pergaminu, gdy poczuli długi przeciągły dreszcz spływający po ich plecach, gdy na materiale zaczęła pojawiać się niedbale, pospiesznie wypisywana odpowiedź. Po chwili widniał na nim napis.

Przenieście trupa do opuszczonego magazynu za wami. Potem natychmiast wracajcie do Leża. Mamy tu pilniejszy problem!

Zastanawialiście się, jakiż to ważniejszy problem niż trup oczekuje na was w Gospodzie. A Bracia do tego zastanawiali się, skąd Vico wiedział, że rzeczywiście stoją w tej chwili tuż obok magazynu.
Ostatnio zmieniony wt cze 18, 2013 12:21 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Forumowicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 623
Rejestracja: śr cze 02, 2010 5:41 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 19, 2013 10:29 pm

Bracia White


Pogoń zakończyła się w chyba najbardziej niesatysfakcjonujący sposób jaki mógł być. Jeden z braci pomyślał tylko, że można było takie coś przewidzieć, a poinformowany o martwym ciele przez bliźniaka, natychmiast wyruszył do drużyny, od niedawna jeszcze lepiej znanymi ulicami.

Odpowiedź rzeczywiście była wyjątkowo szybka. Czyżby Vico oczekiwał na ich odpowiedź? Fakt, że wiedział on o znajdującym się tu magazynie bracia odebrali jako potwierdzenie, że zabójstwo jest częścią planu. Choć niezbyt silni, we dwójkę dosyć dobrze radzili sobie z przenoszeniem ciała, nie zważając na liczne kałuże krwi.
- Vico prosi, abyśmy natychmiast wrócili do Leża. - rzucili tylko równocześnie, kończąc już sprzątanie.
Ostatnio zmieniony śr cze 26, 2013 8:53 pm przez Forumowicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

czw cze 20, 2013 1:18 pm

Bracia zniknęli w domu nie tracąc czasu na zbędne konsultacje. Zresztą zaułek ten był na tyle spokojny i pusty, że zadanie wydawało się banalnie proste. White bez trudu zlokalizowali denata i bez ceregieli zaczęli go ściągać na dół starając się minimalizować łoskot jaki ten wywoływał będąc ciągniętym po schodach, na ile ich wątła siła na to pozwalała.

Tymczasem na zewnątrz, zaledwie chwilę potem, gdy bliźniacy weszli do domostwa, zza załomu ulicy wyłoniła się samotna kobieca postać. Niespiesznym krokiem, niosąc pleciony koszyk zmierzała w głąb ślepej uliczki, w której się znajdowaliście. Murdoc i Guen bez słowa spojrzeli na siebie, po czym skierowali swój wzrok z powrotem na kobietę. Wodzili za nią wzrokiem żywiąc cichą nadzieję, że zaraz zniknie w którymś z sąsiednich domostw. Stało się jednak inaczej. Na nieszczęście, kobieta zatrzymała się tuż u progu domu ze znaną wam niespodzianką w środku. Wyciągając klucz zaczęła grzebać w zamku, najwyraźniej nie wiedząc, że drzwi są otwarte.

Bracia ściągnęli już trupa na sam dół schodów. Nie zważali zbytnio na spływające po schodach kałuże, stąd ich podeszwy zostawiały mokre czerwone plamy. Stali idealnie naprzeciwko drzwi w momencie, gdy usłyszeli chrobotanie w zamku, a przez barwione szkło u góry odrzwi dostrzegli cień stojącej na zewnątrz sylwetki.

Ostatnio zmieniony czw cze 20, 2013 1:20 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Forumowicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 623
Rejestracja: śr cze 02, 2010 5:41 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr cze 26, 2013 9:05 pm

Bracia White

Sytuacja nie była za ciekawa. Bracia spojrzeli na siebie z zakłopotaniem kiedy setki myśli przebiegały w ich głowach w jednym momencie. Z braku lepszego pomysłu szybko chwycili magiczny zwój z plecaka i zaczęli wprowadzać magię w życie, co prawdopodobnie zdradzało ich obecność. Nie wydaje się jednak, żeby była inna możliwość.

Ostatnio zmieniony wt lip 02, 2013 5:59 pm przez Forumowicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr lip 03, 2013 4:03 pm

Obrazek
Murdoc Blake


Sytuacja już dawno przestała być kolorowa. Co gorsza, nic nie wskazywało na to by teraz miało się to zmienić. Wręcz przeciwnie, wszystko jedynie komplikowało się z każdą chwilą. Kobieta, która z każdym kokiem zbliżała się ku drzwiom domu w którym Bracia załatwiali... dość delikatną sprawę komplikowała tą sprawę dość... drastycznie.

Opcje były dwie... no być może było ich trochę więcej. Ale wnosząc po intelekcie pozostałych członków drużyny była to śmierć lub kupienie bracią trochę czasu. Rzecz jasna Murdoc, z natury dobry i uczynny człowiek wybrał pierwszą z opcji i nie czekając zbyt długo wystrzelił szybkim krokiem by złapać kobietę jeszcze przed drzwiami domu.
- Witam szanowną Panią, Steaven McGregor kłania się nisko - mężczyzna ukłonił się lekko i pochwycił dłoń kobiety. Delikatnie musnął ją ustami i wyprostował się.
- Proszę wybaczyć najście, ale sprawa z którą zjawiam się u progu tegoż domostwa nie może czkać zbyt długo. - skinął lekko głową i sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki wyciągając z niej pergamin, który wręczył kobiecie.
- Jestem tu z polecenia straży miejskiej, co rzecz jasna pokwitowane jest tym że dokumentem. - Początkowo nie dał kobiecie dojść do głosu, jak do tej pory to działało w większości przypadków.
- W celu uniknięcia nieporozumień, zmuszony jestem zadać Pani kilka pytań. Rzecz jasna, nie musi pani na nie odpowiadać, jednak osobiście - Tu przerwał na chwilę i rozejrzał się - Lepiej odpowiedzieć na nie mnie, niż oddziałowi straży. To niewychowane i brudne chamy. Tak więc, dopełniając wszelkich formalności... poświęci mi Szanowna Pani dziesięć cennych minut i odpowie na bardzo proste pytania? - Murdoc spojrzał na nią i uśmiechnął się ochoczo, mimo iż jego spojrzenie było wyjątkowo poważne.
Kobieta pobladła nieco i wyglądała na wyraźnie przestraszoną i zakłopotaną. Pod wpływem stresu nawet nie rzuciła okiem na pergamin, tylko wybąkała pod nosem, nie wypuszczając go z rąk i wpatrując się w obcego mężczyznę, który bynajmniej pod względem ubioru na strażnika nie wyglądał.
- Ojej... ja... mam nadzieję, że nic się nie stało. Oczywiście pomogę panu jeśli tylko będę w stanie. - Kobieta patrzała na rzekomego Steavena ze skrywaną dozą podejrzliwości. A może ważyła w myślach, czy bezpiecznie jest wpuścić go do domu.
- Więc na sam początek, jeśli mógł bym prosić o Pani godność, wiek oraz stan cywilny. Z góry przepraszam iż pytam o tak osobiste rzeczy. Ale niestety... formalności. Muszę mieć pewność, że rozmawiam z odpowiednią osobą, a jednocześnie nie mogę zdradzić na rozmowie z kim mi zależy. I rzecz jasna, jeśli mogę prosić o zwrot pergaminu. - uśmiechnął się ochoczo, spoglądając na pergamin w dłoni kobiety. - Jako prywatny detektyw współpracujący ze strażą, jestem rozliczany praktycznie ze wszystkiego. Sama pani rozumie... mamy ciężkie czasy.
Kobieta westchnęła oddając pergamin i odpowiedziała z nutą rezygnacji w głosie. - Czyli jak rozumiem zanosi się na dłuższe przesłuchanie? W takim razie zapraszam pana do środka, myślę, że mąż nie będzie miał nic przeciwko. - uśmiechnęła się blado, kładąc rękę na klamce.
- Droga Pani wydaje mi się, że obecność męża może... nieco zaszkodzić. Tym bardziej, że całą sprawa dotyczy właśnie niego. Jeśli nie ma Pani nic przeciwko, rad bym był załatwić sprawę nieco... dyskretniej. Rzecz jasna, uprawniony jestem do tego by aresztować panią i odprowadzić na posterunek pod zarzutem utrudniania śledztwa. Tam przesłuchaniem zajmie się straż, a oni potrafią być brutalni. Oczywiście, wybór należy do pani. W końcu jest pani wolną obywatelką, a ja po prostu staram się załatwić to... nieco delikatniej. Więc... jeśli mogę raz jeszcze prosić o odpowiedź na wcześniej zdane pytania. Prosił bym jednocześnie o odsunięcie się do drzwi. - Mimo wciąż uśmiechniętej twarzy, spojrzenie mężczyzny zdawało się być z każdą chwilą coraz bardziej poważne. Chciał dać kobiecie do zrozumienia, że odmowa wiąże się z nieprzyjemnościami. Pergamin schował do wewnętrznej kieszeni kamizelki.
Kobieta przełknęła tylko ślinę, blednąc jeszcze bardziej. Założyła ręce na piersiach i zaczęła odpowiadać na zadane pytania próbując ukryć drżenie głosu.

* * *


Po dziesięciu minutowym przesłuchaniu mężczyzna ukłonił się nisko i spojrzał na kobietę.
- Czy zastanę męża w domu? Wcześniej wspominała Pani, że nie będzie miał nic przeciwko jeśli wejdziemy do środka. Wnioskuję więc, że zapewne znajduje się w środku.
Kobieta w odpowiedzi tylko skinęła głową i zorientowawszy się już wcześniej, że drzwi są otwarte, nacisnęła na klamkę, aby wejść do środka.
Mężczyzna położył dłoń na ramieniu kobiety i tym tym samym zatrzymał ją jeszcze nim otworzyła drzwi.
Pozwoli pani, że wejdę pierwszy. Jak to mówił bardzo mądry człowiek zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza. Chciał bym przesłuchać męża, podobnie jak i panią. To znaczy na osobności. Chcę zweryfikować czy obie wersie się zgadzają. Zatem proszę za mną - Murdoc wszedł do komu jako pierwszy i rozejrzał się, mają nadzieję, że bracia już dawno skończyli robotę.


 
Awatar użytkownika
Forumowicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 623
Rejestracja: śr cze 02, 2010 5:41 pm

Re: [DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn lip 08, 2013 12:29 pm

Bracia White


Bracia trwali w bezruchu w formie pyłu czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Kiedy usłyszeli, że kobieta przy wejściu z kimś rozmawia odczuli ogromną ulgę. Głos wydawał się należeć do Murdoca, a to oznaczało, że mają trochę czasu. Należało natychmiast wziąć się do roboty.

Bracia wrócili do normalnej postaci i aktywowali zwój, który roztoczył wokół nich idealną ciszę. Po szybkim przeglądzie pokoju uznali, że najlepszą kryjówką będzie duża skrzynia na ubrania. Upchnęli tam nieboszczyka, co dzięki użytej magii nie wydało żadnego dźwięku. Następnie trzeba było zająć się krwią.

Trzeba było znowu na szybko rozejrzeć się po domu. Na szczęście czymś trzeba myć podłogi, więc szybko udało się zlokalizować wodę i szmaty. Bracia użyli jeszcze zwoju, który miał wspomóc ich w posprzątaniu domu i zabrali się do szorowania. Napięcie było duże.

Na koniec schowali zabrudzone krwią szmaty do skrzyni pod ubrania - do nieboszczyka. Chodziło o kupienie sobie jak najwięcej czasu. Bracia na chwilę odetchnęli, ale zaraz trzeba było myśleć o ucieczce. Poszli w jak najdalszy kąt domu i czekali nasłuchując otwieranych drzwi. Kiedy Murdoc z kobietą zaczęli wchodzić do domu, bracia szybko stali się niewidzialni, a w ich otoczeniu nie było żadnych dźwięków. Znowu dzięki ich zwojom, które aktywowali dwa na raz.

Należało tylko czekać na dogodny moment, a kiedy nikt nie mógł być zahaczony sferą ciszy, co mogłoby zdradzić ich obecność, wyślizgnąć się z domu. Braciom już przestała się podobać akcja w terenie.

Ostatnio zmieniony pn lip 08, 2013 12:29 pm przez Forumowicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr lip 10, 2013 10:38 am

Wszedłszy do środka, Murdoc nie zauważył niczego dziwnego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kobieta, bard już wiedział, że na imię jej Stacey Sannemen, niepewnie weszła do środka. Zakrzyknęła na górę domostwa czy ktoś jest w domu, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza.

- Dziwne, mąż nie zostawiłby domu otwartego wychodząc... - wymruczała pod nosem, wciąż wyraźnie zdenerwowana tą niecodzienną sytuacją.

Następnie przystanęła przy schodach i wspierając się pod boki pokręciła głową ze zdziwieniem. I jak to się stało na bogów, że ten leń wymył całe schody?

W tym momencie Bracia White wyczuli okazję do ucieczki. Pod wpływem podwójnej magii niewidzialności i ciszy wymknęli się z domostwa przechodząc tuż obok kobiety i barda. Oni jednak byli w stanie poczuć jedynie delikatne i nie budzące podejrzeń muśnięcie powietrza gdy drobne sylwetki dvati przechodziły obok nich.

Guen z kolei czekała na zewnątrz obserwując całą sytuację i oczekując powrotu pozostałych z tej niecodziennej akcji. Kobieta tymczasem została w domu, póki co jeszcze najwyraźniej niepomna trupa swego męża w skrzyni z ubraniami.

Sytuacja była póki co zażegnana, choć trudno było to uznać za długotrwałe rozwiązanie. Vico mówił o przeniesieniu zwłok do magazynu, ale w tym momencie wydawało się to cokolwiek kłopotliwe. Poza tym mieliście najwyraźniej inne pilne zadanie wyraźnie polecone przez waszego pracodawcę. Nie wspominając, że przez to całe zamieszanie najwyraźniej straciliście z oczu samą Lyannę.


Ostatnio zmieniony śr lip 10, 2013 10:46 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 6 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Midoro
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 277
Rejestracja: pn lis 12, 2012 6:01 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr lip 10, 2013 11:04 am

Guen Deric

Obrazek


Kobieta czekała z założonymi rękoma przed domostwem rozglądając się co pewien czas w lewo i prawo by wyglądało jakby była z Murdocem w straży. Gdy wyszedł kiwnęła głową i ruszyła z nim ulicą. Może i idiota ale ma gadane.

-Niezła improwizacja.- powiedziała gdy odeszli kawałek od domu. -Mimo iż rozwiązaliście jeden problem to pojawił się drugi gdyż nasza panna zniknęła. Sądzę jednak, że skoro się już ściemnia to za dużo nie zrobi a my mamy wracać. Niema sęsu jej szukać bo jedna czy dwie osoby będą ją szukały do jutra.

Guen była ciekawa co takiego ważnego stało się w Gildii. Bardziej ją w sumie ciekawiło czy to przypadkiem nie sprawka Lyanny.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr lip 10, 2013 12:43 pm

Obrazek
Aegis Dimatri


Siedziałeś jak zwykle w kuchni, spędzając bezproduktywnie kolejne leniwe popołudnie. No, może nie do końca bezproduktywnie. Patrzenie jak służba uwija się jak w ukropie podczas popołudniowego szczytu było nawet całkiem przyjemnie. W sumie to patrzenie, jak inni pracują zawsze jest przyjemne. Szkoda tylko, że nie było nigdy płatne. Chelli nie przeszkadzała Twoja obecność. Nie tylko tolerowała, ale i nawet lubiła Ciebie, gdyż już parokrotnie pomogłeś jej uporać się z niesympatycznym dostawcą, który wymagał... pewnej zachęty, aby poprawić swoją punktualność czy też jakość dostarczanych do Niedźwiedziego Leża wykwintnych produktów. Dlatego jedyne, co mogło Ci grozić za zbyt długie przesiadywanie tutaj, to okazjonalne poszturchiwanie chochlą, gdy stanąłeś na drodze uwijających się jak w ukropie pomywaczek, dziewek służebnych czy kucharzy. Zapewne cały dzień upłynąłby Ci znów w ten sposób, gdyby nie zjawił się pewien osobnik. Poznałeś, że był dość ważnym osobnikiem w Gildii. Nazywali go Vico i poza Kryjówką można go było nieraz widywać w Leżu, zazwyczaj z samym Nathanem. Najwyraźniej spieszyło mu się i miał jakąś ważną sprawę, bo bez zbędnych ceregieli wziął Chellę na bok, aby zamienić z nią kilka słów, które bynajmniej nie wyglądało na wymianę plotek przy popołudniowej herbatce. Już miał wychodzić, gdy jego wzrok zahaczył o Ciebie. W jednej chwili rozpromienił się, choć jego uśmiech był raczej cokolwiek złowrogi. Podszedł do Ciebie i rzucił od niechcenia.
- No proszę, Aegis Dimatri, prawda? Jak to się ciekawie złożyło, że akurat kogoś takiego w tej chwili potrzebuję. Mam dla Ciebie dwie wiadomości - dobrą i jeszcze lepszą. Którą chcesz usłyszeć najpierw? - mierzył Ciebie zmrużonymi czarnymi jak noc oczami, obserwując uważnie Twoją reakcję.
Kiedy w kuchni pojawił się Vico, Aegis nie ukrywał nawet, że zainteresował się pojawieniem się mężczyzny.
Cały czas sledził go wzrokiem, a kiedy ten spojrzał na niego, Dimatri po prostu wytrzymał wzrok, spoglądając nieco pustym wzrokiem. Ciężko było ocenić, czy Dimatri taki po prostu jest, czy może prowokuje Vico.
Kiedy ten jednak odezwał się do Dimatriego, mężczyzna podniósł się z krzesła i skinął głową, niewiadomo czy potwierdzając że to on, czy witając się z Vico.
- Skoro obie wiadomości są dobre, nie ma różnicy od której zaczniesz.
- Bardzo dobrze, zatem po pierwsze nasz poczciwy Nathan oszalał. Oj tak, oszalał! Oferuje 200 sztuk złota za dzień pracy prostakom i nowicjuszom, którzy partolą jego robotę. A ja tak się składa, działam w jego imieniu i poszukuję osoby o talentach dokładnie takich jak Twoje. A jako że cenię Cię wyżej niż pierwszych lepszych skundlonych rekrutów, zaoferuję tobie potencjalny zarobek 500 sztuk złota za dzień, płatne od jutra. Chętny, aby usłyszeć więcej?
- Nie za bardzo wiem, czym zasłużyłem sobie na tak znaczną podwyżkę z Twojej strony Vico, ale kwota jest niezwykle zachęcająca, więc proszę - kontynuuj. - ton głosu Aegisa był nad wyraz uprzejmy, jednocześnie jego twarz pozostawała niewzruszona.
Vico bez słowa wyszedł z kuchni wskazując, abyś szedł za nim. Wszedł do pierwszego pustego pokoju gościnnego, jakich kilka znajdowało się na półpiętrze dla gości Nathana i generałów Gildii. Zamknąwszy drzwi, ściszył głos i kontynuował. - Nie muszę chyba dodawać, że taki zarobek oznacza zadanie najwyższej wagi. I znacznego ryzyka. Jeśli się spiszesz, zanim się obejrzysz będziesz szanowanym właścicielem całej sieci burdelów, natomiast porażka będzie skutkować... heh, porażka nie wchodzi nawet w grę. Zamilkł na moment, dając grobową ciszą do zrozumienia o wadze tej misji. - Spieszę się, więc będę się streszczał. To, co Ci powiem nie może wyjść poza ten pokój, gdyż wie o tym jedynie garstka członków Gildii. Otóż Księżniczka Lyanna, dziedziczka tronu żyje i jest pod naszą... kuratelą. Co więcej, właśnie zaczęła trening pod naszym czujnym okiem i troskliwą opieką. Chciałbym, abyś dołączył do zacnego grona kilku młodych i ambitnych osobników, którzy mają za zadanie jej strzec, pilnować, aby wieść o niej nie wyszła poza Gildię, a jednocześnie pozostawać w cieniu, aby sama Lyanna nie podejrzewała że jest na krótkiej smyczy. Zgoda na to zlecenie oznacza, że musisz być całkowicie dyspozycyjny dla mnie, a przeze mnie dla samego Nathana, przez kolejnych dziewięć dni, w trakcie których będzie trwał intensywny trening Księżniczki. Czy to jest póki co zrozumiałe?
Jedynie lekko uniesiona brew dała Vico do zrozumienia, że Aegis jest nieco zaskoczony.
- Interesujące. Ciekawe, czy Lyanna mnie pamięta. - Dimatri mruknął do siebie, ale wystarczająco głośno, aby Vico to usłyszał.
- Zadanie jest zaiste wymagające i bardzo ciekawe. Chętnie się go podejmę. Zwłaszcza za takie pieniądze. Rozumiem, że pozostali zostaną poinformowani o moim dołączeniu do grupy? Czy mam działać samodzielnie?
- Spotkasz resztę, jak tylko zakończą swoje aktualne sprawunki. Liczę, że jeszcze dzisiaj. Tymczasem zajmiesz się pozornie prostym, ale niecierpiącym zwłoki i kurewsko ważnym zadaniem. - Vico zerknął na stojący w pomieszczeniu zegar, najwyraźniej potwierdzając, że jest w pośpiechu - Dzisiaj na ulicy pewien mężczyzna, mimo jej charakteryzacji i przebrania dziewki służebnej, rozpoznał w naszym ptaszku Księżniczkę. Lyanna miała na tyle oleju w głowie, że skierowała go do Niedźwiedziego Leża. Dzięki temu zajęliśmy się nim, ale musimy go przesłuchać, aby upewnić się, czy nikomu nie powiedział o swoim znalezisku. Jeśli puścił parę, musimy wiedzieć komu, gdzie i jak możemy go dostać. To absolutnie kluczowe dla powodzenia misji, aby każdy kto tym kurewsko chędożonym przypadkiem dowiedział się o Księżniczce został skutecznie uciszony. Nie wątpię, że będziesz wiedział, jak to zrobić. W przeciwnym razie jutro będziemy mieli nawet miejskich obwoływaczy krzyczących o odnalezieniu królewskiej córy, a Dhorne będą biegali jak pies za suką, obwąchując każdą dupę w mieście. - Vico najwyraźniej ukrywał dobrze swoje zdenerwowanie, ale i tak był już bliski, aby wybuchnąć. Czekał już tylko na Twoją reakcję i ostateczną odpowiedź.
- Gdzie trzymacie tego mężczyznę? - Aegis nie powiedział nic więcej, bo nie miało to sensu. Skoro zadanie było tak niecierpiące zwłoki, należało od razu udać się do miejsca gdzie trzymany jest więzień i porozmawiać z nim.
Vico bez słowa poprowadził Ciebie do spichlerza na tyłach Leża. Dotknął podłogi i nieoczekiwanie uniósł klapę pod kórą rozpościerał się mrok. Słyszałeś wcześniej, że istnieje wejście do ścieków z samej Gospody Nathana, ale jego lokalizacja była znana tylko nielicznym, a używanie zarezerwowane do najbardziej palących sytuacji, aby nie ryzykować podejrzeń, gdyby całe bandy ludzi wchodziły i wychodziły z Gospody ni stąd ni zowąd. Tam Vico zostawił Ciebie, rzucając na odchodnym, że w razie pytań będzie jeszcze po zmroku w Gospodzie. Zszedłeś na dół po długiej drabinie do zatęchłych, dusznych miejskich kanałów. Chwila minęła zanim twoje oczy przyzwyczaiły się do mroku na tylu, aby rozróżniać jakiekolwiek kształty w skąpym świetle padającym punktowo z rynsztoków kilka metrów wyżej. Nagle ktoś chwycił Cię za ramię, mówiąc.
- Nie bać się, ja Gert! Ja zaprowadzić cię do dziad! - potężna sylwetka olbrzymiego przygłupa wyrosła za tobą, po czym ów Gert, o którym słyszałeś legendy jakoby zajmował się karcerem dla tych, o których nawet Gildia miała zapomnieć, zaprowadził cię plątaniną korytarzy w nieznane rejony kanałów. Minęło kilka minut zanim dotarliście do niewielkiej mulistej, częściowo zagruzowanej alkowy, którą musiały wymyć deszcze i nieczystości spływające z góry. Pośrodku niej siedział mężczyzna, w wieku może 50 lat, choć trudno było to ocenić w tym mroku. Miał zawiązane z tyłu ręce, opaskę na oczach i knebel w ustach. Gert skinął na niego i rzekł -On dużo krzyczeć, więc ja uderzyć go w głowę. Ale chyba jeszcze móc mówić. Jak ty wyciągnąć szmata z ust. Ja iść i wrócić jak ty skończyć. Miła zabawa, ale pilnować, aby nie krzyczeć. Czasem krzyk słychać u góra w świecie żywych. - to powiedziawszy Gert oddalił się. Zastanawiałeś się jeszcze chwilę jakim cudem ten przygłup tak dobrze i bezszelestnie poruszał się w ciemnościach kanałów, ale szybko wróciłeś myślami do mężczyzny, którego bez zwłoki trzeba było przesłuchać.

Aegis przez dłuższą chwilę stał w bezruchu nie odzywając się, tylko obserwując. Bezgłośnie poruszał ustami, szepcząc modlitwę, lub wypowiadając jakieś tajemne słowa. Po chwili otoczył się aurą władzy i bezwzględnego autorytetu, który był przytłaczający - niemalże namacalny. Po chwili jego oczy stały się czarne jak smoła. Białka zniknęły, a wściekle zielone tęczówki zblakły i ściemniały. Po chwili w oczodołach mężczyzny ziały dwie czarne dziury.
Dimatri sięgnął za pazuchę skąd wyjął swoją mechaniczną maskę. Założył ją na twarz i naciągnął kaptur. Przesłuchanie czas zacząć.

Obrazek
Aegis Dimatri


Członek Gildii podszedł powoli do więźnia.
- Za chwilę usunę Ci knebel, a potem opaskę. Jeżeli krzykniesz, czeka Cię coś gorszego niż śmierć. Potem utniemy sobie krótką pogawędkę. Kiwnij głową jeśli zrozumiałeś polecenie. - głos wydobywający się z spod maski nie był ani trochę przytłumiony. Dimatri mówił spokojnie, jednak bardzo dobitnie.
Więzień tylko skinął nie wykonując żadnego rozpaczliwego ruchu.

Zachowując daleko idącą ostrożność, Aegis zdjął mężczyźnie opaskę, a potem wyjął knebel. Więzień potrzebował chwili, aby jego oczy przyzwyczaiły się do panujących warunków. Na widok Dmatriego mężczyzna tylko sapnął. Chciał krzyknąć, jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie słowa mężczyzny w masce.
Dimatri kiwnął głową z aprobatą.
- Dobrze, a teraz. Kogo spotkałeś dzisiaj na mieście? Oczywiście znam odpowiedź na to pytanie, jednak chciałbym znać Twoją wersję. Widzisz - moi przyjaciele sądzą, że trzeba Cię zlikwidować. Ja jednak sądzę, że jest możliwość, abyś odszedł wolno. Musisz mi w tym jednak pomóc.
Mężczyzna przerwał wyciągając krótki miecz.
- To jest ostrze, które w odpowiednich rękach potrafi zadawać spory ból, bez konieczności śmierci ofiary. Jeżeli nie będziesz ze mną szczery - a uwierz mi, że będę wiedział kiedy tak się stanie - użyje go na Tobie. Przyda mi się nieco ćwiczeń. - głos Dimatriego był nad wyraz spokojny. Jakby tłumaczył coś komuś cierpliwie bez cienia emocji.

Ostatnio zmieniony śr lip 10, 2013 2:38 pm przez Morel, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn lip 15, 2013 8:42 pm

Aegis Dimatri

Mężczyzna jęknął tylko widząc twarz skrytą w półmroku za jakąś groteskową maską. Słyszałeś, jak oddychał ciężko, w zasadzie sapał. Czułeś gęstniejący w powietrzu zapach potu i moczu. Zapach strachu.

- Pro... proszę, nie rób mi krzywdy! Powiem wszystko co wiem! - mężczyzna wyjęczał bardziej niż powiedział, utkwiwszy wzrok w mieczu, który właśnie wyciągnąłeś. Dłuższą chwilę mu zajęło wyrównanie oddechu na tyle, aby mógł zacząć w miarę normalnie mówić.

- Po...po-wiedz tylko, co chcesz wiedzieć, powiem wszystko! Dobrze... dobrze... spotkania... chodzi ci pewnie o nią, musi chodzić o nią, prawda? Tak, tak... widziałem dziś jej wysokość Lyannę Stormborn. Tak się ucieszyłem jak ją zobaczyłem... wszyscy mówili, że cała rodzina królewska została wymordowana. Ale ja wiem, że to była ona. Wszędzie bym ją poznał. Byłem nadwornym weterynarzem. Odwiedzałem królewskie stajnie i nie raz widziałem jak Księżniczka szykowała się na polowanie... ach, to jak pięknie trzymała się w siodle i posługiwała łukiem! Wprawiała niejednego rosłego chłopaka w zakłopotanie...

Mężczyzna jakby się uspokoił. Mimo stresu i niekomfortowej sytuacji zdawał się odpływać we wspomnienia i przypominać sobie dawne dobre czasy...


Guen, Murdoc i Bracia White

Czas was naglił. Próba powrotu do domu i przeniesienia zwłok w pewniejsze miejsce mogła być zbyt ryzykowna. Tym bardziej, że tą późną popołudniową porą już nawet ruch w tej ślepej alejce zaczął się nasilać, gdy lokalni mieszkańcy wracali na nocny spoczynek po ciężkim dniu zarabiania miedziaków na przeżycie.

Zdecydowaliście się popędzić do Niedźwiedzia, aby dowiedzieć się, co też takiego niecierpiącego zwłoki miał dla was Vico. W zasadzie niemal zderzyliście się w wejściu do Leża, gdy właśnie już wychodził z Gospody. Był wyraźnie zdenerwowany. Rzucił wam tylko opryskliwe - Myślałem, że się was nie doczekam! po czym zgarnął was do jednego z prywatnych pokoików Nathana w gospodzie.

Zamknąwszy drzwi nie tracił nawet czasu na zwyczajowe mierzenie was swoim pełnym pogardy spojrzeniem, tylko od razu warknął.
- Co macie mi do powiedzenia?!
Ostatnio zmieniony pn lip 15, 2013 8:45 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn lip 15, 2013 8:53 pm

Obrazek
Aegis Dimatri


Dimatri spoglądał na mężczyznę przez maskę. Wydawało się, że mężczyzna mówił prawdę, że przeraził go dostatecznie, jednak Aegis wiedział, że zawsze można było być świetnym aktorem. A do tego - wielu szpiegów i wrogów Gildii była trenowana w odpieraniu wszelakich praktyk, jakie wykorzystywano aby złamać więźnia.

- Dobrze. - powiedział dostatecznie głośno, aby wyrwać mężczyznę z letargu. Aby rzekome wspomnienia nie przeszkadzały w dalszej rozmowie.
- A teraz powiedz mi, komu powiedziałeś o księżniczce. Wiem, że była to dla Ciebie bardzo radosna nowina, więc naturalne jest, że mogłeś się nią z kimś podzielić. A więc? Kto jeszcze wie o młodej Stormborn.

W dalszym ciągu bawił się ostrzem, które błyszczało w ciemnościach.

 
Awatar użytkownika
Midoro
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 277
Rejestracja: pn lis 12, 2012 6:01 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

pn lip 15, 2013 11:24 pm

Guen Deric

Obrazek


Kobieta zatrzymała się na trochę przed swoim przełożonym który po sekundzie na nich wybuchł. ~O co mu znowu chodziło. Ehh ci mężczyźni...~ pomyślała i podążyła do komnat z resztą panów.

Gdy Vico zamknął drzwi i padło pytanie na początku Guen czegoś nie zrozumiała. O co mu chodzi skoro posprzątaliśmy po niej a ona żyje i nadal o nas nie wie.

- Z tego co wiem to posprzątaliśmy parę trupów po księżniczce czyli zrobiliśmy to co mieliśmy robić.- odpowiedziała spokojnie na zadane wcześniej pytanie. Chciała by się dowiedzieć po co ich tak gwałtownie sprowadził do Leża oraz skąd wiedział o magazynie lecz teraz by ją tylko zjebał za zbędne pytania więc zamilkła.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr lip 17, 2013 10:24 am

Aegis Dimatri

Przesłuchiwany momentalnie oprzytomniał usłyszawszy kolejne pytanie. Spoglądał chwilę to na maskę oprawcy, to na dzierżone przez niego ostrze. Przełknął głośno ślinę, po czym wydusił z siebie.
- Pro... proszę, obiecaj, że nie zrobicie im żadnej krzywdy! Nikomu nie powiemy... przysięgam... zawsze byliśmy wierni Królowi...

Po czym zaniósł się szlochem, niezdolny chwilowo do powiedzenia niczego więcej.


Guen, Murdoc i Bracia White

Vico zareagował nadspodziewanie spokojnie. Najwyraźniej krótka, pozbawiona emocji odpowiedź Guen była właściwym zagraniem. Skinął tylko głową i zaczął, już bardziej stonowanym głosem.

- O trupach porozmawiamy później. Nie od dziś krew przelewa się w mieście... rządzi chaos, względem którego Dhorne naiwnie myślą, że potrafią go okiełznać. Jest mała szansa, że ktoś powiąże trupa tu czy tam z Księżniczką, która sama powinna być zimna. Problemem jest co innego. To, że pewien przechodzień rozpoznał Lyannę. Na szczęście nasza ptaszynka była na tyle sprytna, że poleciła mu udać się do Leża, więc mogliśmy się nim... zająć... - Vico odgiął głowę w lewo i prawo wywołując tym samym niemiłe chrupnięcie - Aktualnie mój człowiek przesłuchuje go, aby dowiedzieć się, komu mógł zdążyć puścić parę o tym zajściu. To jest teraz priorytet. Jeśli okaże się, że ktoś jeszcze wie, że Lyanna biega sobie radośnie po mieście... będziecie mieli poruszyć niebo i ziemię, aby ta informacja nie poszła dalej w obieg.

Vico przerwał, wyciągnął swój krótki miecz - piękne obosieczne ostrze, nasycone delikatnie iskrzącą magią, jarzące się złowrogim zielonkawym blaskiem. Zaczął się nim bawić i nieoczekiwanie na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy dodał - Nie obchodzi mnie, w jaki sposób to zrobicie. Pamiętajcie tylko, że lepiej jeśli zginie jedna osoba... lub kilka... niż żeby trzeba było wybić pół miasta... Ludzie nie mogą się dowiedzieć o Lyannie. Nie teraz. Jeszcze nie teraz. Losy Gildii i tego miasta zależą od tego. A także wasza pensja.

Vico jednym szybkim ruchem schował miecz do pochwy. Z podłym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, oczekiwał waszych reakcji bądź pytań.
 
Awatar użytkownika
Morel
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4566
Rejestracja: śr mar 03, 2010 10:59 am

[DnD 3.5 FR/Autorski, 18+] Tańcząca z Łotrzykami

śr lip 17, 2013 12:11 pm

Obrazek
Aegis Dimatri


~Nie zrób im krzywdy...nie powiemy... - w końcu do czegoś dochodzimy.~

Dimatri schował miecz do pochwy, po czym zbliżył się nieco do przesłuchiwanego mężczyzny.
- Nie mogę Ci nic obiecać przyjacielu, ponieważ nie wiem komu powiedziałeś o księżniczce. Los tych osób leży teraz w Twoich rękach. Jeżeli wyznasz wszystko, będę w stanie dopilnować, aby nie stała się im krzywda. Ale nie mogę tego zrobić, jeżeli nie będziesz ze mną współpracował. A więc? Jak będzie?
Widzisz - jestem człowiekiem słownym. Jak na razie jestem zadowolony z naszej rozmowy. A Ty jesteś w jednym kawałku. Sprawmy aby tak pozostało do samego końca.


Głos Aegisa był spokojny, ale donośny. Teraz był moment w którym więzień powinien się złamać i zacząć współpracować. Jeżeli nie - zadanie mężczyzny będzie o wiele trudniejsze.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości