Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Jarl Jotun
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 165
Rejestracja: wt mar 20, 2007 9:17 pm

The good, the bad and the ugly

pn mar 26, 2007 9:25 pm

Grając przez wiele sesji swoim berserkerem z Norski zdarzyło mi się dokonywać wielu okrutnych czynów. Odrąbywałem pewnemu szlachcicowi głowę i wysłałem ją w pudełku do jego skorumpowanego przez chaos ojca. Żuchwę ścigającego mnie łowcy czarownic nosze przytroczoną do mojego topora. Na szyi noszę wisior wykonany z zebów i kłów (nietylko orczych ale i ludzkich). Dobijałem umierających i napadałem na traktach, w szale berserkera wybiłem pół karczmy. Najlepsze jest jednak to że prawie wszystko (w sumie 70%) robiłem dla dobra imperium (jestem najemnikiem, a patrioci dobrze płacą). W sumie jestem dość okrutną i barbarzyńską postacią ale zazwyczaj stoję po stronie tych dobrych. Moja drużyna nie jest lepsza, rycerz Ulryka puścił z dymem całą wieś, bo wiele osób z niej było powiązanych z kultem pradawnej wiedźmy. Kapłan Sigmara bez mrugnięcia okiem skazał na więziennie osoby nieświadomie biorące udział w spisku na głowy kościoła.

Czy i waszym postaciom zdarzało się pławić w okrucieństwie, czy byliście prawymi i sprawiedliwymi, czy też postaciami sięgającymi po pewne środki tylko w ostateczności?

Czy patrząc na dokonania waszych postaci nie powiedzieliscie sobie kiedyś z przerażeniem- o kó*&a! co ja robie.

Przenosze - Chav
 
Awatar użytkownika
Gildiril
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 122
Rejestracja: czw sty 19, 2006 6:28 pm

pn mar 26, 2007 9:50 pm

Moim zdaniem za każdym razem, kiedy się kogoś zabija, czyni się zło. I to nie musi być masakra wioski całej. Nie. Właśnie lepiej, gdy jest to pojedyncza ofiara. Czy to pijak, który Cię zaczepił, czy też podróżny spotkany na trakcie, żołnierz innej prowincji. Lecz patrząc w jego gasnące oczy, słysząc jego urywany, płytki oddech, może nawet ostatnie słowa, czy zastanawiasz się, co ty najlepszego zrobiłeś?; większość graczy pewnie nie. Lecz zabicie drugiego człowieka to zło najwyższe. Może w ten sposób udało ci się zdobyć 20 PD, lecz także udało Ci się zabić człowieka takiego jak ty; powiesz, że to mutant, lecz czy mutant nie ma uczuć? Moim zdaniem ma. Czy zastanowiłeś się, czy w ten sposób nie staje się równie zły, jak kultysta Nurgla, z którym walczyłeś na poprzedniej sesji? Każdy w świecie Warhammera powinien sobie zadać pytanie. Jedno pytanie: Czy warto zabić dwudziestu mutantów, żeby zdobyć te PDeki? A może lepiej spróbować ruszyć głową zamiast mięśniami? Radzę się zastanowić. U mnie to pomogło w lepszym zrozumieniu i w konsekwencji odgrywaniu postaci.
Ostatnio zmieniony pt lis 09, 2007 10:50 pm przez Gildiril, łącznie zmieniany 1 raz.
 
vader1312
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 200
Rejestracja: pn lut 13, 2006 8:09 pm

pn mar 26, 2007 11:07 pm

"Gdy umiera jeden człowiek to tragedia, gdy miliony to statystyka"

To tak odnośnie palenia wsi, tylko że nie ma tam milionów, ale myśl wciąż aktualna.

A co do zabijania samego w sobie. Wiemy że świat młotka jest mroczny zly chaotyczny i za kazdym zakretem ktoś ci może poderżąć gardło. Zatem kiedy dochodzi do walki o śmierć czy życie to nazwijmy to wprost, równa wymiana, ja cie zabije a sam pójde dalej;p No a tak na poważnie, nie można patrzeć tak jak my teraz. Świat humanitarny, życie ludzkie jest najwyższą wartośćią. Zacznijmy od tego, ze tam nie ma Boga, tylko bogowie, i jakoś żaden nie zabrania zabijać w ostateczności sług chaosu. Pozatym to poruwnując do naszego świata sredniowiecze, wtedy nikt o humanitarnym postępowaniu nie myślał zbytnio. Upadł, niech leży.
 
Kuba89
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: czw mar 22, 2007 3:11 pm

wt mar 27, 2007 12:25 am

Powiem tak, są różne postaci... wśród nich fanatycy oddani w pełni swojej ideii, którzy często kompletnie są przez nią zaślepieni, z drugiej strony zdarza się postać która nie rozlewa krwii.

Co do moich doświadczeń, gram w młotka od około dekady i nie pamiętam wszystkich swoich postaci (mimo, że głównie mistrzuje i mało grywam od dobrych kilku lat) ale ostatnie 3 postaci pamiętam dokładnie. Napewno nie są do określenia jako dobre - złe.

1)To Elf- banita, syn dwójki bohaterów z minionych kilku dekad.. również wygnanych lata temu, którego rodzice zostali zabici przez Wodza zwierzoludzi, a całe jego życie w jednym momencie zminiło sie w tropienie zbrodniaża, nie było nic wazniejszego niż odnaleść go, zmieniało sie coraz bardziej w obsesje, z czasem zahaczył o wystepek by zdobywac fundusze na podróż, potem zmieniał sie w coraz baridzje bezduszna maszyne do zabijania, intelignetną, ale bez skupułów. Jego obsesja zmieniła go na tyle, że nawet przy zwykłych zniewagach i najmnijeszych przeszkodach na wszystko reagował jednym precyzyjnym strzałem z ukrycia. Mimo to, nie mógł przezyc niesprawiedliwości społecznej i braku majatków u ubogich ludzi. Nawet nie zmieniła go śmierć zbrodniarza, z resztą z czasem pozostawił na swojej drodze wiecej niewinnych ciał, niż tez zwierzoczłek. Zapewne bardzo sie nie różnili, mimo ze jeden zabijał w imie swego Boga, drugi w imie Sprawiedliwości.

2)To krótki epizod, stary, emerytowany łotrzyk "na emeryturze", ciagle sprawny i poproszony o "osatnią" pracę, majaca zapewnic mu emeryture do konca zycia, ale wpada, popada w długi i musi sie jakos wykaraskać. Nie zabił nigdy człowieka, ale pracował dla wystepku przez całe zycie, mase ludzi oddał strażom, wrabiajac ich w swoją robote, samemu czerpiąc łupy, wielu ogłuszonych pozostawiał w uliczkach miast, bez sakiewek, ograbiał szlachte i kupców, a jak nie miał leprzego celu, zadowolał go ostatni pens wiesniaka. Też nie miał sumienia, nie obchodził go los wiesniaka.

3)Trzecia postać to dosć świeża postać, przygoda odbywałą sie w Bretoni, zaś sam on, to podróżnik, Estalijczyk, mieniący sie "przyrodnikiem" oraz "poszukiwaczem wszelkiej wiedzy", podrózował za młodu(i to obejmował pierwszy człon kampanii) ze swym przyjacielem z Magritty po północnych księstwach Bretonii by badać śwait i przyrode, natrafiał na kulty Chaosu i nie bał si przechowywac i uczyć nawet zakazanej wiedzy, nie zabił by za wiedze(człowieka, ale mutant nie stanowił dla niego problemu moralnego), ale nie miał oporów przed poddaniem na ryzyko całej wyprawy by tylko zbadać dokładnie zabitego dzika z Artua. Był to istny odkrywca wszelkich nowości... i gdyby dane mi było kontynuować tą postac zapewne mógłby stać sie wielkim autorytetem w wielu dziedzinach nauki na Uniwerytecie w Magrittcie.

Tymi 3 jakże różnymi postaciami chciałem udowodnić, ze cała czarna lub cała biała postać, nie moze istnieć i nie powinna, jesli bynajmnije ma stanowic jakis logiczny portret charakterologiczny i nie mozna jej bezpośrednio ocenic czy jest dobra czy zła.

Bo któż jest dobry lub zły... szlachetny elf... mściciel i morderca, łotrzyk walczacy z prawem i bez zachamowań zdobywający korzysci materialne... ale nigdy nikogo nie zabił czy naukowiec, który w swej obsesji pogubił wszystko, łącznie z wartością życia innych... mimo że brnie ku dobremu celowi.
 
Awatar użytkownika
pneu
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 135
Rejestracja: czw lis 17, 2005 1:44 pm

sob mar 31, 2007 7:27 pm

Zgadzam się, że nie ma co przykładać naszej miarki do postaci wfrp jeśli chodzi o moralność. U mnie gracze nie czują presji na bycie "dobrymi". Na pierwszym planie stawiają swoje własne interesy. Biorą również pod uwagę to jak zostali wychowani. Dla nich zabicie mutanta to coś jak obywatelski obowiązek i nie powoduje to u nich żadnych moralnych rozterek. Trzeba się naprawde natrudzić, żeby w takiej sytuacji wywołać jakiś konflikt wewnętrzny.

Przykład z niedawnej sesji: BG wynajmują się jako woźnice w wojskowym transporcie żywności do fortu na północy(Ostland). Droga wiedzie przez zniszczone inwazją ziemie. Im dalej na północ, tym sytuacja robi się gorsza. W jednej z wiosek konwój atakuje oszalały z głodu tłum. Wóz z naszą ekipą zostaje odcięty. Zostają tylko BG na wozie, dowódca konwoju i kilku wojaków. Dowódca jest gotowy zabić każdego, kto tylko spróbuje podejść do wozu (a w tłumie są również bezbronne kobiety, dzieci etc). BG decydują się nie robić nic w obronie ludzi i kombinują tylko jak się z tego syfu wydostać. Jeden z wojaków buntuje się przeciwko dowódcy, ogłusza go i pomaga reszcie w ucieczce, tym samym ratując życie im i kilku tuzinom chłopów. BG zostawiają wóz w wiosce. W pobliskim zamku lokalnego władyki zbuntowany wojak trafia do lochu, a z zamku wyrusza ekipa z misją odzyskania żywności i "ukarania złodziei". Na dziedzińcu oficer z wyprawy pyta ironicznie naszych zuchów czy chcą sie zabrać. Ku mojemu zdziwieniu jeden z BG sie zgłasza. (Chyba poczuł się urażony, że jakaś banda obdartusów zmusiła go do haniebnej ucieczki.) Cóż, jak wrócił to nie miał za tęgiej miny... W tym samym czasie reszta ekipy zostaje przesłuchana w związku z niedawnym buntem. Całą winę (chyba ze strachu przed potencjalnymi oskarżeniami) zrzucają na tego żołnierza, któremu nie uśmiechało sie mordowanie zagłodzonych cywili. Rano "buntownik" zostaje powieszony na pobliskim drzewie, a konwój rusza w dalszą drogę.
 
Bhasillus
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 29
Rejestracja: wt sty 02, 2007 10:00 pm

wt kwie 03, 2007 8:12 am

Co do mnie, następuje coś w rodzaju ujemnego sprzężenia zwrotnego. Obecnie gram magiem tradycji ognia (moja n postać patrząc na perspektywe grania w worha obu edycji) i zauwarzyłem, że im moj mag robi się potężniejszy tym mniej rajcują mnie bitwy i mniej ciagnie mnie do walki. Fakt iż los maga mojej tradycji to robienie żeźni gdzie tylko wyślą (o tyle dobrze, że gram elfem nie należącym do kolegium) i mam mniej więcej wolną ręke (mniej więcej bo skaveny depczą mi po piętach, oraz mam problem z pewnym magiem tradycji zwierząt - chaośnikiem zbierającym przy sobie zwierzoludzi). w Każdym razie obecnei moja postać kończy ochroniarza (po prawie kompletnym wędrownym czarodzieju) i za kilka sesji skacze na mistrza magii (magii będzie wtedy 4, bo mam całkiem niezłego chowańca). Co do mnie, mimo wszystko jakoś szczegulnie nie dąże do walki (na razie mialem tylko piętno tradycji w postaci runy), natomiast problem polega na tym iż zaraz na początku, chciałem zdobyć większą potęge i jak tylko nadarzyłą sie okazja to zająłem sie magią chaosu - w każdym razie przekonałem sie co to za gówno i staram sie moralnie odpokutować. Moja pozycja jest o tyle gorsza, ze w trakcie apogeum młodzieńczego zapału mojego bohatera będąc ochroniarzem karawany, zdradziłem ją i napadłem (z zwierzoludźmi i czarodziejem chaośnikiem). Na nieszczęscie (albo i szczęscie) przegraliśmy (kowal run w niej podrużował), moj stosunek po tym powoli sie zmienił i obecnie znajduje się między barykadami. Tyle dobrego w tym wszsytkim iż ten krasnal mnie jeszcze nie dopadł (a jak dorwie to będzie nieźle bo rune pieca na bank będzie miał...). Powili mojemu bohaterowi kroi się los renegata, albu uciekne na północ - Norsca, albo do sylwanii :) sam niewiem co lepsze, ale chyba lepiej zdechnąć starając się podejść vampira niż zostać splugawionym. O tyle dobrze, że worh to nie d&d (w tym drógim nie tródno grać dobrą postacią, bo jest ich aż nadto) i grać kimś o "dobrym" charakteże to dopiero wyzwanie. W każdym razie, moj bohater ma ciężki kawał chleba, miejmy nadzieje, że go przełknie :)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości