- W odwodzie? - demon wyszczerzył kły w szyderczej imitacji uśmiechu. To znaczyło dla niego, iż miał wolną rękę. I może bawić się gdzie i jak zechce.
Demon rozciągnął swe wielkie niczym pniaki ramiona na boki i wyprostował się, by przegiąć kręgosłup, aż strzeliło mu głośno i ohydnie w plecach. Demon teraz swym ogromnym, prawie pięciu metrowym, cielskiem wyraźnie górował nad wszystkimi towarzyszami, nawet nad bogiem wojny.
Pochwycił komunikator, podrapał się po szczęce w zamyśleniu i schował urządzenie, Był przekonany, iż nie jest to jedynie komunikator, ale równocześnie urządzenie namierzające. A demona denerwowała powoli ta stała inwigilacja.
Kiedyś Ragnar był uczonym, Wybitnym naukowcem wyprzedzającym swą epokę. Przynajmniej za takiego się samemu uważał. Pamiętał jeszcze, iż powierzchnia ziemi to jakieś 510mln kilometrów kwadratowych. W jego czasie 70,7 % powierzchni zajmowała woda. Nie pamiętał dokładnie jak było w czasach prehistorycznych, hem, to jest teraz? A może przedtem? Mniejsza o to. Oceanów i tak nie mogli ignorować, bo habitaty istniały nawet pod wodą.
Demon odchrząknął chrapliwie, po czym splunął czymś gęstym i obrzydliwym w trawę. - No to mamy robotę panienki. Jakby ktoś nie wiedział, to ziemia ma jakieś 500 milionów kilometrów kwadratowych powierzchni, mamy tydzień, zatem codziennie każdy z nas musi oczyścić powierzchnię około dziesięciu milionów kilometrów kwadratowych. - Balrog wyszczerzył zębiska w złowrogim uśmiechu. - Bawcie się dobrze, jakby ktoś potrzebował pomocy, nie wstydźcie się wołać o pomoc. Kawaleria przybędzie by wyciągnąć was z gówna, no, o ile nie będę zajęty gdzie indziej. To duża planeta wiecie? - demon mrugnął do reszty i zacharczał przeciągle, niczym gruźlik palący hawańskie cygaro, co zapewne miało być śmiechem.
Na pytania Alfy jedynie wzruszył szerokimi ramionami i przykucnął, drapiąc pazurami dla zabawy w trawie. - Obawiam się, że nie jestem za bardzo w stanie w tej kwesti pomóc. Nie wyczuwam tu Shadow Kinga. Ale jak coś zauważę dam wam znać..
Balrog popatrzył po kolegach, którzy ruszali w bój. Zostali tylko on i Bane. Prośbę kolegi Balrog chętnie spełnił. Nagle wszędzie dookoła nich buchnęły płomienie. Ściana ognia ogarnęła lasy z każdej strony. Było słychać donośny trzask pękających grubych pni drzew. A także i gdzieniegdzie przeraźliwy ryk ginących w męczarniach dinozaurów. W górę wzbiły się grube słupy ognia, zasłaniając słońce. Cała okolica pokryła się w cieniu, rozjaśnianym jedynie przez ryczące ściany ognia.
- No co? - zapytał niewinnie kolegę. - Chciałeś przecież bym rozpalił ogień. - demon miał bardzo zadowoloną minę.
- Poczekaj chwilę, rozejrzę się nieco po tym świecie..
Demon postanowił najpierw obeznać się w sytuacji. Wybicie całego życia na ziemi nie było zbyt łatwym zadaniem. mało osiągnie, uderzając na ślepo.
Ogromny cień wzbił się w górę. Z zawrotną prędkością przebił się przez wiszące w górze chmury a chwilę potem wyleciał z atmosfery ziemskiej. Tam demon na chwilę przystaną, by przyjrzeć się ziemi. Jego zmysły badały powierzchnię, z grubsza określając skupiska życia i najlepsze cele. Serią kilku skoków teleport erem, demon okrążył ziemię by przyjrzeć się jej prehistorycznemu obliczu, które różniło się dość znacząco od układu kontynentów jaki znali z doczesnych map.
Gdy już poznał teren walki, demon runął w dół, z powrotem do Bane. - Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam zostawić całej zabawy innym. Jak chcesz, możesz mi towarzyszyć. Pobawmy się nieco.
Balrog postanowił najpierw skupić się na habitatach znajdujących się na dnie oceanu. Te zdawały się stosunkowo łatwym celem. W sam raz na rozgrzewkę.
Niewidzialny cień zanurkował w mroczne odmęty oceanu. Jego oślizgłe macki, niemalże od niechcenia, rozrywały, niczego się nie spodziewające, morskie stworzenia na strzępy. Woda dookoła demona poczęła się gotować i gęstnieć, nie było ucieczki dla nikogo, kto raz wpadł w zasięg jego piekielnej aury.
Jedynym ostrzeżeniem dla mieszkających w podwodnym habitacie ludzi, była, szybko zbliżająca się czerwona smuga, znacząca przejście demona i śmierć setek istnień. Zagłada zbliżała się jednak zbyt szybko, mieszkańcy nie mieli czasu, by przygotować skutecznej obrony.
Pokrzepiony pożartymi duszami demon runął na pokrywę habitatu, wyrywając w niej ogromną dziurę. Tysiące metrów sześciennych wody wdarło się z potwornym rykiem do środka podwodnego miasta. Pieniąca się lodowata woda runęła w dół, zawalając znajdujące się poniżej budowle, jak by zbudowano je z piasku. Ocean wziął w posiadania na powrót to, co ta cywilizacja mu siłą odebrała. A jego gniew i siła były przerażające. Już po chwili, tysiące potopionych ciał spływało rzekami, w jaki przemieniły się ulice. Pod niewyobrażalnym naporem wody waliły się kolejne budynki grzebiąc pod sobą tych, którzy jeszcze nie utonęli. W kilka minut cały habitat wypełniła woda. Zapanowała na powrót niezmącona cisza. Niebawem przybędą morskie stworzenia, by żerować na trupach zaścielających podwodne miasto. Demon się uśmiechnął na tę myśl. kraby będą miały nie lada ucztę na wydętych brzuchach tysiąca trupów.
Balrog poleciał dalej w stronę następnego miasta. Woda go nie spowolniała, dla jego niematerialnego ciała nie była gęstsza niż powietrze lub nawet próżnia.
Następne miasto jednak było już przygotowane. Odczuli widocznie śmierć swych pobratymców. Przed miastem unosiła się leniwie ławica ogromnych prehistorycznych rekinów. Po dnie oceanu sunęły ciężkie gąsienicowe pojazdy. Łaziki jednak nie wyglądały na wojskowe, raczej były to pojazdy konstrukcyjne lub wydobywcze. Na pokrywie habitatu pośpiesznie montowano wyrzutnie harpunów i baterie torped.
Demon zagłębił się głęboko w mulistym gruncie. Tam przygotował się do walki. Z odwiecznego mroku przywołał swe cienie, by wsparły go w walce. Wykonał również szereg rytuałów oraz stworzył kilka artefaktów, które następnie rozdzielił wśród swych sług, by w ten sposób wzmocnić ich siłę. Oczywiście, uprzednio musiał stworzyć sobie narzędzia i zebrać kilka komponentów, jednak dla kogoś obdarzonego taką prędkością jak on, nie było to specjalnym problemem.
Swą potężną wolą, wspieraną na dodatek przez swoje sługi i artefakty, sięgnął do umysłów ogromnych morskich lewiatanów. Bezlitośnie kruszył kontrolę, jaką dotychczas sprawowali nad prehistorycznymi rekinami tutejsi ludzie.
Jeden za drugim, ogromne morskie drapieżniki rzucały się na swych pobratymców lub roztrzaskiwały w swych ogromnych, usłanych niezliczonymi zębiskami, paszczach stalowe kadłuby morskich pojazdów. Chaos i rzeź szerzyły się w szeregach przeciwnika. W krotce woda przybrała szkarłatny odcień. Rekiny poddały się swym instynktom i wpadły w szał. Rzeź była całkowita.
Wtedy nadeszła mroczna fala. Balrog ruszył z zastępem swych cieni, by dobić tych, którzy opierali się jego woli. Ulice habitatu spłynęły krwią. Tym razem demon zabawił się osobiście, nie pozwolił, by woda odebrała mu przyjemność.
Mieszkańcy nie mieli cienia nadzieji. Ci którzy próbowali walczyć, zginęli jako pierwsi. Ci którzy uciekali, mieli żyć nie dużo dłużej. Cienie były nieubłagane, kordon sług demona ciasno oplatał habitat. Nie było dokąd uciekać. Nie było gdzie się schować. Zmysłom demona nie uszła ani jedna żywa istota.
Gdy odchodził w kierunku następnego habitatu, zostawił za sobą martwe miasto. Na każdej lampie zwisały na własnych oślizgłych flakach, ociekające szkarłatną posoką, obdarte ze skóry ludzkie ciała. Pod nimi powoli powiększały się kałuże zmieszanej z odchodami i wnętrznościami cuchnącej krwi. Szczury i inne gryzonie kłębiły się gęsto na usypanych z dzieci i niemowląt krwawych piramidach. Porozrywane na strzępy ludzkie ochłapy pokrywały gęsto chodniki i place. W kanalizacji było więcej krwi i ludzkich wnętrzności niż wody.
Demon uśmiechał się zadowolony. Ci ludzie byli ini. Odważni i stanowczy. Demon musiał im to przyznać. Walczyli zaciekle, nawet gdy było jasne, że nie mają najmniejszej szansy. Ale nie byli całkiem odporni na strach i ból. Co jeszcze bardziej zachwyciło demona. Miał kombinacje tego co lubił najbardziej, czyli dobrego przeciwnika, dozę walki i masę agonalnego krzyku i rozpaczliwego płaczu.
Każdy następny habitat był lepiej przygotowany. nie było trzeba geniusza, by wydedukować, że uczą się na błędach swych już martwych poprzedników. Mimo to, nie mieli najmniejszych szans. Ich broń i pułapki działały jedynie na dinozaury, nad jakimi demon i zastęp jego cieni przejęli kontrolę. Jak do tond, obrońcy nie byli w stanie zranić ani Balroga ani jego cieni. Za to szybko udało im się pozyskać zabójcza skuteczność w unicestwianiu dinozaurów.
Jaskrawe czerwone promienie górniczych laserów kroiły gady na kawałki a ukryte w strategicznych miejscach środki wybuchowe, rozrywały sługi Balroga na strzępy, pokrywając okolice oślizgłymi szczątkami. Gdzieniegdzie obrońcy wysadzali całe wieżowce, lub nawet dzielnice by pochować pod gruzami co większe dinozaury. Nad miastami unosiły się chmury wzbitego w powietrze ciężkiego pyłu i kolumny czarnego smolistego dymu. W swej zaciętej walce, obrońcy sami odwalali część roboty, burząc i paląc własne miasta. Resztę załatwiał Balrog, wzniecając pożary i spalając całe dzielnice. Uwielbiał zapach przypalanej skóry, uwielbiał odgłos skwierczącego na ogniu ludzkiego tłuszczu.
Mimo swej desperacji obrońcy byli na przegranej pozycji. żadna fizyczna broń nie mogła dosięgnąć cieni. Demony harcowały niepowstrzymane wśród obrońców, szerząc chaos i śmierć. To nie była walka, to była rzeź.
Na dodatek demon nie przestawał rozszerzać swej woli na kolejne małe gadzie umysły. Wetując sobie w ten sposób poniesione straty. Jego armia ciągle rosła.
Demon bawił się w najlepsze. I w sumie to była jedyna treść jego raportów, które wymawiał jedynie wtedy, gdy Alfa o nie prosił. W swej chaotycznej naturze wybierał swe cele bez widocznego schematu, skacząc z jednego kontynentu na drugi. Szybko zdarzyło się, iż jego koledzy natrafiali na habitaty, które miały nieszczęście być gospodarzem dla demona. Przeprowadzona w nich na wielką skalę rzeź połączona z niemalże niewysławianym okrucieństwem, była nawet dla najtrwalszych żołądków sporym obciążeniem.