ThunderboltsBalrog już raz zdołał przejąć umysł Alfy, spodziewał się, że teraz pójdzie mu jeszcze łatwiej. Niestety, nie mógł przewidzieć rozwoju sytuacji. Bane, cały czas połączony z Węglanem cienką nanonicią, poleciał pociągnięty siłą skoku grafitowego mutanta. Wtenczas Alfa, który szykował się do wystrzelenia kolejnej serii, również został pociągnięty przez znikającego w przestrzeni kosmicznej symbionta. Atak cieni trafił w pustkę, a Węglan, Alfa i Bane zniknęli daleko od Ziemi. W samą porę, gdyż nieznacznie wolniej niż wiązka energii wyemitowanej przez ciemnoskórego mutanta, w zieloną planetę uderzył rozpędzony nagi mężczyzna. Dopiero wtedy Balrog zdał sobie sprawę, że celem nie była Ziemia, tylko on sam, Ragnar von Roek.
MakerMaker, pokryty zbroją stworzoną z czystej mocy, z wysiłkiem przebił się przez błonę otaczającą Ziemię. Nie było to łatwe, osłona sprawiała wrażenie niemal inteligentnej w swoich próbach utrudnienia podróży Stevenowi. Membrana, podczas przebijania się przez nią zarazu gwałtownie się oziębiała, by potem rozgrzać się do temperatur, które naturalnie występują wyłącznie we wnętrzach supernowych.
Jednakże Maker nie byłby sobą, gdyby w końcu nie dokonał dzieła. Nieustępliwy człowiek bardziej dzięki swojej sile woli i uporowi niż mocom zapewnianym przez pierścień, przebił się przez osłonę. Ziemia robiła wrażenie pustej, tak jakby ktoś dokończył dzieła zniszczenia rozpoczętego przez Thunderboltów. Inżynier z olbrzymią szybkością oblatywał całą planetę szukając śladów ludzkiego życia.
W końcu je znalazł. Na jednej z wysepek oceanu Tetydy dostrzegł dziwną górę na szczycie której siedziała jakaś rogata postać. Kiedy podleciał bliżej zauważył, że po pierwsze, góra jest usypana z ludzkich czaszek, po drugie, u jej stóp cztery olbrzymie konie stworzone z ognia rozciągały przywiązane do nich łańcuchami ciało Aresa.
Rogata figura zauważyła Makera i pomachała do niego dłonią, w której trzymała olbrzymi topór, bronią, którą musiała odebrać ostatniemu szefowi Thunderbolts.
-
Śmiertelniku - zawołała dziwna postać -
Jestem Kyknos, syn Aresa. Teraz ja jestem bogiem wojny. Wiem, że jesteś jednym z Thunderboltów i dlatego musisz zginąć. Gotuj się więc do walki - rogacz zarechotał głośno -
Możesz się opierać. Możesz walczyć nawet setki lat. Mamy wiele czasu, zanim twój rodzaj się znowu pojawi na tej planecie. Zasłona jest już ukończona. Nie zdołasz się stąd wydostać.Maker unosił się w powietrzu z niedowierzaniem patrząc na stos czaszek. Nie trzeba było geniusza, aby domyśleć się, skąd się tu wzięły. Steven zamierzał walczył. Nie tylko dla siebie. Również dla wszystkich Utopian, którzy zginęli z ręki szalonego syna Aresa.
WęglanGrafitowy człowiek w końcu wyczuł nić wiążącą go z pasażerami na gapę. Jego potężne dłonie obdarzone były niezwykle czułym zmysłem dotyku, dlatego nie bez trudu Węglan w końcu wymacał cienką mackę i przerwał ją nie wysilając swoich mięśni. Teraz, kiedy miał całą energię ze zderzenia...
Zamyślony Węglan leciał przez przestrzeń, napędzany strumieniem emitowanej energii. Głęboko się zastanawiał nad sobą. Po raz pierwszy poczuł w sobie coś więcej, coś bardziej ludzkiego, coś w rodzaju... Przywiązania? Mutant nigdy nie tęsknił, ale teraz poczuł w sobie coś w rodzaju smutku, że może minie bardzo wiele czasu, zanim znowu spotka się tak blisko z kimś takim jak nagi mężczyzna, który w niego tak mocno uderzył.
Balrog, Miguel i RickNa tym świecie została już tylko odrobina magii. To właśnie ją wykorzystał Balrog, kiedy w ostatniej chwili opracował rytuał teleportacji. Toporne, wręcz prostackie zaklęcie zadziałało. Kiedy na Ziemi zaczął się Armageddon, Balrog ze swoimi towarzyszami był na jednym z wcześniej przygotowanych asteroidów-magazynów. Mieli teraz chwilę oddechu, mogli się również zastanowić nad sobą i całą tą sytuacją. Ktoś chciał ich zabić, ale dlaczego? I po co?
Bane i
AlfaWiktor musiał przyznać Bane’owi jedno - uratował mu życie. Gdyby nie działanie symbionta, to nawet zbroja Alfy nie przetrwałaby lotu pomiędzy odłamkami rozbitej Ziemi. Teraz, gdy znajdowali się już sporo poza Układem Słonecznym, mogli tylko z nostalgią patrzeć na resztki Ziemi. Ucierpiały również Wenus i Mars, a Księżyc, o dziwo wciąż w jednym kawałku, został zepchnięty ze swojej orbity. Teraz tak jak Thunderbolts, bez celu leciał przez galaktykę szukając dla siebie nowego miejsca.
Mieli dużo czasu. Zbroja Alfy zapewniała mu wszystko, co niezbędne do przeżycia w kosmosie, a Bane ewoluował szybko (nie wspominając o garści genów pożyczonych od Węglana), że już w tej chwili był przystosowany do długich podróży międzygwiezdnych.
~
Teraz dokąd? - zastanawiał się Wiktor przeglądając uproszczone mapy galaktyki, które znalazł w swoim komputerze. Nagle jedna nazwa przykuła jego uwagę. Wiedziony jakimś przeczuciem, specznazowiec uruchomił silniki skokowe zbroi, które teraz kierowały ich dryfem w przestrzeni kosmicznej.
~
Dokąd lecimy? - zapytał przez komunikator Bane.
~
Alfa. Centauri.Tajne laboratorium wojskowe agencji Thunderbolts, ArgentynaNaukowiec odetchnął. Według informacji z komputera, Falling Star osiągnął już cel.
-
Zadziwiające - powiedział w końcu Loki -
Nic nie zyskałeś na udziale w spisku Shadow Kinga. Sądziłem, że będziesz bardziej skuteczny. -
To fakt - jego rozmówca, blond włosy okularnik, uśmiechnął się szeroko.
-
Sądziłem, że będziesz bardziej zapobiegliwy. Nic nie zastąpi ci Jokasty. A bez Shadow Kinga nie masz kontroli nad Rojem. -
Wiem o tym. Dlatego nie proszę was o wiele. Pozwólcie mi tylko dalej produkować Thunderboltów. -
W porządku, tylko - Loki się na chwilę zawahał -
obstajesz dalej przy drugim warunku? -
Tak. Mogę pracować za darmo. Pozwólcie mi tylko wysyłać razem z nimi moje kolejne klony. -
Po co? -
Żaden spisek. Po prostu... Brakuje mi akcji. -
Raczej destrukcji - skomentował ironicznie nordycki bóg i rozpłynął się w powietrzu. Tymczasem blondyn usiadł przed komputerem i oglądał przez chwilę pierwszą akcję nowego zespołu Thunderboltów. Dopiero zmierzali na miejsce przeznaczenia w jednym z najnowszych Zeusów. Jeszcze nie wylądowali, a Alfa już zdołał się pokłócić z Węglanem. Byli tak przewidywalni, że aż nudni. Okularnik wstał i wziął z jednej z szuflad biurka identyfikator, po czym podszedł do jednych z drzwi prowadzących do sal doświadczalnych.
-
Doktor Ragnar von Roek, kod dostępu czerwony - zadeklamował, po czym chwilę poczekał aż system ochronny go zidentyfikuje. Miał sporo pomysłów na nowego Balroga i nie mógł się doczekać ich przetestowania.
Elastico -
Dzień dobry, Kevin - Elastico drgnął. Po raz pierwszy od długiego czasu otworzył oczy. Wciąż był lekko oszołomiony po podawanych przez długi czas środkach przeciwbólowych. Obok jego łóżka stał olbrzymi, monstrualnie gruby mężczyzna. Ton głosu być jowialny, ale oczy rozmówcy nastolatka wyrażały skrajne okrucieństwo -
Nazywam się Wilson Fisk. Jestem biznesmenem. I filantropem. Mam ciekawą ofertę dla ciebie. I dla twoich kolegów.