Skoro już przy linkach jesteśmy, to polecam:
http://www.back2roots.org/
Bardzo duża, bardzo dobra baza danych z plikami do Amigi - gry, dema, muzyka, programy użytkowe - wszystko.
Bardzo fajnie odpalić sobie czasem jakiś stary przebój pod emulatorem (ja używam WinUAE (
http://www.winuae.net/) i bardzo go sobie chwalę).
Gry do których wracamy? Będzie tego trochę. Nieszczęściem brak mi zwykle czasu na granie, więc wracam raczej rzadko, ale, wg odwrotnej chronologii:
Morrowind. Niepowtarzalny klimat. Niepowtarzalna grafika. Do tej pory zdarza mi się po prostu wyjść w nacy na taras w Vivec i po prostu pogapić się na chmury przesuwające się na tle księżyców. No i niespotykana niemal w komputerowych eRPeGach możliwość interakcjii z innymi. To przekradanie się po gzymsach, skakanie z mostu do morza w ucieczce przed strażą, rozpaczliwe uniki przed nadlatującymi kulami ognia lub odważne zapuszczanie się w podziemia, by powalić jakiegoś Bonewalkera wypuszczoną z ukrycia srebrną strzałą.
Diablo II / Lord of Destruction. Znowu klimat. Może to kwestia ruchomego oświetlenia. Może świetnej, nastrojowej muzyki w tle. W każdym razie - silnie uzależnia. No i, w przeciwieństwie do wielu gier, można go sobie włączyć na pół godzinki, zrobić misję i zapisać bez żalu, żeby wrócić znów dwa tygodnie później. Bardzo praktyczne dla zajętych ludzi
ADOM. Rogue-like, czyste ascii. Zero grafiki, dźwięk nie istnieje, a jednak ma to coś... Szkoda, że po "big one" praktycznie nic się z ADOMem nie dzieje. Ale Thomas Biskup pracuje nad JADEm, który zapowiada się, no nie powiem, bardzo bardzo. Co do ADOMa, to znów w grę wchodzi bogactwo świata. Możesz sobie wykopać dołek w ziemi, i będzie tam dziura. Możesz go nakryć kocykiem, i zrobisz z tego improwizowaną zapadnię, w którą mogą wpaść twoi wrogowie. Jak ci się znudzi, to możesz wrzucić w dołek wielki głaz i zniwelować go w ten sposób. Lodowy promień zamrozi rzekę. Możesz przez nią przejść suchą nogą. No chyba, że dźwigasz ze sobą za dużo, wtedy lód się załamie itd. itp. Niby zwykły hack'n'slash, a widziałem wielu mistrzów gry, których sesje na żywo były mniej urozmaicone.
Tyle z PC. Z czasów Amigowych:
Frontier. Nowe, lepsze wydanie "Elite" z czasów ośmiobitowców. Niby prosta wektorowa grafika. Gra zajmuje niecałą dyskietkę (sic !), a można się w nią bawić do upadłego. Nic dziwnego. Przecież masz dla siebie całą galaktykę
Latasz sobie między tymi gwiazdami, latasz. Czasem postrzelasz do piratów, czasem okazyjnie ktoś odkupi od ciebie cały towar za podwójną cenę... Ot, zwykły los galaktycznego kupca.
Dungeon Master i, mimo wszystko,
Dungeon Master II: The Legend of Skullkeep. Gdyby "Skullkeep pojawiło się z osiem lat wcześniej, byłoby legendą... Jeden z pierwszych cRPG z widokiem z pierwszej osoby. Logiczne (do bólu) zagadki. Zgrany ekosystem. Wysoka inteligencja przeciwników. Realizm. Jednego stworka wystraszysz głośniejszym okrzykiem, z innymi przyjdzie ci walczyć do upadłego. Możesz kogoś przytrzasnąć drzwiami, rzucony sztylet czasem przeleci przez kratę, czasem się od niej odbije. Żeby zrobić magiczny napój, musisz mieć butelkę. Jeśli go wypijesz - butelka zostaje (ciągle się zastanawiam, co we wszystkich cRPGach bohaterowie robią z tymi butelkami, zjadają szkło czy co?!?). Jak wrzucisz przedmiot w dziurę w podłodze, to potem będziesz mógł go znaleźć poziom lub kilka poziomów niżej. Jak wrzucisz stwora, to też będziesz mógł go znaleźć, chyba, że znajdziesz to, co po nim zostało... Spójność, logika i sens świata, nawet zamkniętego do jednego lub kilku (Skullkeep) podziemi trudna do przebicia nawet dziś, po osiemnastu latach.
No, wystarczy na razie. Znalazł bym jeszcze parę, ale do tych wymienionych zdarza mi się wracać i pewnie wrócę jeszcze nie raz. Warto.