pn mar 07, 2005 7:50 pm
Nigdy nie prowadziłem Paladyna ani wielu innych postaci, o czym z góry uprzedzam. Gdybym jednak miał to zrobić... Prowadziłbym postać młodego chłopaka, w wieku ok. 20 kilku lat najwyżej, którego wychowywano w regule zakonnej. Jego rodzice przekazali go do zakonu w młodym wieku, w podzięce za uratowanie rodziny przed śmiercią podczas zarazy, co nie było niczym niespotykanym. Dorastał w ciężkich warunkach, przyuczany do służby swemu bogu, czytając, modląc się i ucząc... W ciężkich warunkach, wśród kleru i innych nowicjuszy, było mu ciężko. Przekazany do zbrojnego ramienia w nieco późniejszym wieku - ok. 11 lat - kontynuował swą naukę, szkolać się w broni, poddając się meczącym, strasznym treningom. Tylko wiara i nadzieja na przyszłość dawały mu oparcie... Nie miał dla siebie czasu, nie mógł się bawić, czuł żal i ból, sam... Gdy dorastał, majac tylko czasem moment odpoczynku, czytał książki i słuchał podań o rycerzach, wiarze, bogach i wielkich czynach. Dorosły, wciąż zwiazany regułą zakonu i honorem, pod przysięgą wierności i czystości, rusza w świat. Radosny, pełen nadziei, ale wyobcowany, o czym wciąż się przekonuje. Nie umie rozmawiać z ludźmi, są dla niego niezrozumiali, pogrąża się więc znów w żalu, próbując dowieść swej wiary i dostosować sie do społeczeństwa. Biedny, nie obdarzony jeszcze tytułem rycerza, błąka się po świecie za chlebem, próbując przeżyć i krzewić wiarę, pokazać, co potrafi, żyć z ludźmi, po prostu być człowiekiem, a jednocześnie zachować honor i zasady, które mu przez lata wpojono. Wszelkie swe wątpliwości, lęki, kieruje ku bogom... Mając nadzieję, że go wysłuchają. Młody, przekonany do wiary, nie nauczony życia z innymi - o wpojonej tylko regule zakonnej i nakazami wairy, dobra... którego nigdy nie zaznał, a kazano mu je czynić w świecie. Przez to wyobcowanie, ma dość dziwny stosunek do innych - w karczmie siedzi cicho, siada na uboczu, odmawia modlitwy, je w ciszy - bo nie nauczono go niczego innego. Dba o kodeks, nie wie co robić, gdy inni wokół tych nakazów nie przestrzegają. Uczono go o złu, o demonach, diabłach i umarłych, heretykach i czarnoksiężnikach - ale na świecie czeka go coś innego, znacznie gorszego. Ludzka obojętność, niezrozumienie, brak akceptacji, zło w postaci służalczości, różnorodności. Spotyka orków - myśli, że są źli... ale nie wie, co powienien zrobić - zaatakować? Przecież nakazano mu obronę, sprawiedliwość, honor i rozwagę. Czy atak jest odpowiedni? Ma głosić wiarę. Rozmawiać z nimi? Jak go odbiorą? Orkowie to jedno, a ludzie? Ludzi trzeba bronić. A gdy obrzucą go wyzwiskami, okradną, zechcą zabić - czy z nimi też ma walczyć? Takie wątpliwości targałyby nim ciągle. A gdyby nawet spotkał zło wcielone... musiałby się z nim zmierzyć głównie w sercu - zło które mami, kusi i wyciąga pomocną dłoń ku tym, którzy przecież z nim walczą. Wspierające w potrzebie, tłumaczące wszystko, przyjazne z pozoru... A z drugiej strony, dobro, które zdaje się zamykać za hierarchią, porzucać swe sługi na pastwę zła, okrucieństw, niesprawiedliwości, przyzwalając, by cierpieli. Za co? W imię czego? Dlaczego dobro się ukrywa, a zło wita z otwartymi ramionami? Czemu kłamstwo i oszustwa pozwalają się wzbogacić i żyć godnie, a prawda i uczciwość skazują na biedę i poniżenie? Ścieżka rycerza wiary, Paladyna, jest usiana różami - ale różami bez płatków, za to z bolesnymi cierniami, głęboko raniącymi ciało i duszę.
Tak wyglądałaby moja postać - młody rycerz, który na świecie jest sam. Nie wie, co go czeka, nie zna świata po za murami kościoła, a spotkają go tudności i moralne rozterki. Gdy będzie walczył ze złem, tylko bliżej je pozna, poczuje pokusę.. I będzie musiał się jej przeciwstawić, całą swą młodzieńczą wiarą i ideałami wpojonymi w klasztorze. Rzadko stawałby do walki, tylko w najwyższej konieczności. A w przyszłości... Jeśliby to przeżył, stałby sie może prawdziwie dobry - najbliższy swm ideałom. A może by uległ złu, upadł ostatecznie, omamiony łatwiejszą drogą potęgi pośród kłamstw, albo pogrążył się w rozpaczy - zgorzkniały, słaby, osamotniony, bez młodzieńczego zapału... Wiele jest możliwości, a jak by się stało - zależy to od tego, co będzie się z nim działo w życiu. Wierny ideałom nie rzuci się na orka, nie zaatakuje od tyłu - będzie próbował, póki starczy mu nadziei. Jeśli się podda, zrobi krok po za ścieżkę... a później łatwiej tylko odejść, niż wrócić.
Szkoda, że raczej nie będę miał przez dłuższy czas odegrać takiej postaci - brak MG, który by poprowadził w okolicy.
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony pn mar 07, 2005 8:40 pm przez
Zsu-Et-Am, łącznie zmieniany 1 raz.