IMO z tą muzyką to jest nieco tak:
1. Niemal wszystkie artykuły o "klymacie" biorą pod uwagę muzykę. Że to taki nieodłączny element itd. Nie wiem czy to prawda, czy nie. Tak samo klimat można uzyskac z muzyką jak i bez. Muzyka jest dobra ponieważ zagłusza wszystkie niechciane dźwięki z zewnątrz - rozmowy rodziców, samochody, itd. A po drugie, niezaleznie od klimatu, fajnie jest posłuchać niezłej muzyczki. A po trzecie - ja bardzo nie l;ubię chwil totalnej ciszy - nawet zasypiam przy muzyce... A kiedy MG coś mózi i zrobi przerwę w wypowiedzi, w tle można wyłapac własnie muzykę, zamiast siorbania pepsi przez gracza.
2. Peany powiedziano, jak to odpowiedni kawałek pasuje do danej sceny. A ja mam takie pytanie techniczne - jako, że jestem praktykiem, jak to robicie, że odpowiedni kawałek pasuje dokładnie do scen jakie chcecie. Widzę tu pare rozwiązań i dotąd niespecjalnie działały u mnie w praktyce:
- wieża + 1 płyta CD danego zespołu: na każdej płycie sa kawałki fajne i takie, które sa badziewne. Można wczesniej zaprogramowac wieżę, by odtwarzała tylko te fajne kawałki, ale kiedy dojdzie do scen, w których ma być muza zgrana z akcją to jak rozumiem MG pilotem przełącza na dany utwór. Ok, ale co jeśli utwór się kończy, a akcja trwa dalkej. MG w ferworze opisu, rzucania kostkami szuka pilota, zawiesza akcję, wpatruje się długo w pilota (bo przecież gramy pw półmroku, nie?), przyciska z powrotem dany utwór - który dopiero po kilkusekundowym intro przechodzi do warstwy własciwej. I mamy wtedy zgrzyt. Dodatkowa wadą jest to, że rzadko kiedy na 1 płycie mamy muzę pasująca do wszystkich scen. Kto ma wieżę na kilka CD ten wie, że przełączanie płyt trwa kilka ładnych sekund, podczasktórych sprzęt rzęzi.
- mamy na kompie w mp3 utwory odpowiednie i mg przełącza je w odpowiedniej scenie. To już wogóle idiotyzm (nigdy to nie wyszło), ponieważ a) tam gdzie gramy potrzebny jest komputer + głośniki do niego b) komputer musi być przez cały czas włączony a to nieco rozprasza podczas prowadzenia sesji c) szumi wentylator; c) MG zamiast skoncentrować się na prowadzeniu bawi się w żonglera utworów "I teraz idziecie przez las a wtedy.... czekajcie, gdzies tutaj mam muzę lasu... o jest! nie to, nie to! A tutaj... No i jest las. No wiec sa tu drzewa i... Co wychodzicie z lasu?! To zaraz, czekajcie, tu mam gdzieś odgłosy świerszczy na łące...."
- wszelkie rozwiązania typu zgrywania utworów na jedną płytkę nie eliminuje żonglerstwa.
3. Mój sposób to puszczenie "jednostajnej" muzyki na całą sesję i zapętlenie CDka. Nie bawię się w dopasowywanie muzyki do scen, bo nie kręcę teledysku. Jedna płyta rzęzi godzina po godzinie, ciągle i ciągle. A kiedy sesja się kończy, gracze wariują już od muzy. Tydzień póxniej puścisz im muzykę - i zawsze będzie im się kojarzyć z tą właśnie sesją.
Mówiąc szczerze to mam kilka płyt, które wykorzystuję zawsze do danych konwencji - ma być groza psychiczna - Diamanda Galas, dark fantasy - Arcana, ostra, chora i szybka akcja - Cradle of Filth, patetycznie i mrocznie - Cradle (ale zgrałem same instrumentale)... itd. Kiedy przychodze i gracze zerkają jaką mam płytkę, już wiedzą na jaką konwencję się szykować. Oczywiście, czasem można im zrobić niespodziankę.
4. Muzyka ma być jednostajna. W tym samym klimacie cała płyta i o podobnym natężeniu. Bo wyjdzie kicha. Puścimy Lorda of the Ringsa - przy muzie Nazguli trzeba ściszać głos, przy zwykłych skrzypeczkosyntezatorach ledwo co słychać. To samo muzyka z Robin Hooda - sesja - krwawa, ostra walka, a tutaj nagle muzyczka wesoła i pogodna (wioskowa) - pościg, a tymczasem leci (Rooobin, The Hooded man". Wyznanie miłości - muza z walki. I co wtedy - bawić się w żonglerkę? Muzyka cały czas jednostajna, podobna, taka sama - nie znaczy softów. To mogą być najgłosniejsze szarpidruty, byle ciągle trzymali ten sam poziom. Bo wtedy zawsze w tle lecą. Nie ma sytuacji, że MG przerywa opis a tu cisza - wszyscy myslą co to - a tutaj leci kawałek z szumem wiatru - MG podgłaśnia by było słychać - by zachwile wszyscy podskoczyli w górę, bo nastepny utwór to teksańska masakra gitarą elektryczną 2.
No, to tyle, bo nie miał być z tego art, ani esej, tylko parę luźnych i krótkich (sic!) refleksji..