SPOILERY.
Craven pisze:A powinny być jakieś? Czy też może Ty masz argumenty, że jest dobry, poza gustem i wrażeniem?
No przecież podałem argumenty, wynikające z konstrukcji postaci i ich roli w konwencji opowieści.
Noone3 pisze:Pierwsza scena jest ewidentnie nie w estetyce filmu, bo jest zbyt poważnie ujęta i traktuje o zbyt poważnych rzeczach.
Pierwsza scena przypomina konwencję części drugiej, w której śmierć traktuje się poważnie [w odróżnieniu od jedynki, gdzie się z niej żartuje]. Jeśli spodziewałeś się 'wesołej rozrywki dla rodziny', to już po drugiej części powinieneś był zauważyć, że z jedynką nie ma ona nic wspólnego poza bohaterami.
Jedynka to lajtowy filmik o tym, kto kogo przechytrzy. Nie ma żadnych dylematów, happy end jest od początku oczywisty, nikt nie stawia życia na szali. Od dwójki zaczyna się epicka i dramatyczna opowieść o zdradzie i walce o duszę. Śmierć staje się realna, a nie umowna. To odwraca film do góry nogami i to widać już było rok temu.
Również tylko dzięki potraktowaniu serio śmierci, można traktować serio miłość. To dość prosta zależność.
I dlatego właśnie pierwsza scena trójki to majstersztyk, który jeszcze raz przypomina - gramy serio, żarty skończyły się w jedynce. Warto też wsłuchać się w piosenkę, która: opowiada, co się stanie w filmie oraz streszcza to, co wydarzyło się wcześniej.
Gdzie to się mieści w konwencji.
Już nawet nie opluję piętnastometrowej morskiej wiedźmy. Ale dlaczego efektem jej wszechwładnego, zbieranego przez dziesięciolecia gniewu jest jeden śmieszny maelstromik, który nic nawet nie zatapia (cały czas wiadomo, że holender jest jednostką podwodną), dlaczego? Bo wydaliby więcej kasy, a poszła już ona na sceny gdzie Jack ze skrzynką pod pachą, lub bez niej przez godzinę buja się na masztowych linach jak Tarzan na amfetaminie.
Oczywiście, że się mieści. Tyle, że nie spełnia oczekiwań części widzów. To jednak spora różnica, prawda?
Widocznie producent tudzież scenarzysta miał inny pomysł - ich sprawa. Ocenianie filmu na podstawie tego, czego w nim nie zamieszczono względem prywatnych oczekiwań na dłuższą metę mija się z celem. Zamiast wielkiej walki, która jeszcze wydłużyłaby film, autorzy mieli pomysł na zaburzenie tradycyjnej geometrii - też ciekawe imho.
A wiedźma robi to, co ma zrobić - pokazuje swój gniew, najpierw temu kto ją zdradził. Jej wzrost w ogóle nie powinien dziwić - to bardzo klasyczny sposób ukazania bóstwa.
Przecież nie ma już Willa, bo Will byłby właśnie do bólu uczciwy i naiwny, przez myśl by mu nie przeszło, żeby dopuścić się zdrady.
Will nikogo nie zdradza. Mają z Liz kryzys zaufania, co potem naprawiają, gdy Will zdaje sobie sprawę, że może skończyć jak Davy, jeśli nie będzie ufał osobie, którą kocha. Jest to jasno i czytelnie zasygnalizowane.
Jeśli nie widzisz motywów - zobacz film jeszcze raz.
Wszystko w postępowaniu Willa jest całkowicie logiczne i zaplanowane. Trochę pomaga mu Jack [scena rozmowy], który jest lepszy w te klocki.
Mógłby to poprawić zwykły dźwiękowiec, a tak nie dość że królowa piratów charyzmę ma mizerną (papuga miała większą), to jeszcze śniadania nie jadła.
Bo taka jest Elizabeth - ona nie jest piratką.
Jak ładnie napisała Charlene - jest fanką książek, osobą którą wierzy w to, co mówi. Nie ma tu cynizmu, ani efekciarstwa, tylko szczere słowa. Oczywiście patetyczne i egzaltowane, bo ona właśnie taka jest.
Barbossa. Hmm... broni się aktorstwem i wysokim poziomem pirackości, ale mogli wymyślić lepszą historię jego powrotu. Przyznam, scena jego pojawienia się na końcu "Umrzyka Skrzyni", przyprawiła mnie o ciarki. I dlatego po dwakroć byłem rozczarowany. Nie był on pełnoprawnym bohaterem w tym filmie, a czymś w rodzaju pirackiego rekwizytu, albo hmm... przewodnikiem wycieczki po morzach i oceanach.
No bo przecież miał być przewodnikiem!
Bohaterów głównych jest trójka: Liz, Will, Jack. Reszta to tło, wątki poboczne. Powrót Barbossy jest celowy i logiczny - ktoś musi wiedzieć, kim jest prawdziwa Kalipso przecież. Zarzucanie B., że jest przewodnikiem i osobą trzymającą piracki klimat to trochę jak zarzucanie wodzie, że jest mokra.
Reszta Twoich argumentów wynika z przyłożenia logiki racjonalnej do filmu kierującego się racjonalizmem magicznym oraz, nazwijmy to, filmowym [czyli - efekciarskim]. Po co Beckett ma walczyć, skoro wie, że przegrał? A rozważania, jak coś mogło coś zatopić są dość zabawne - to film fantastyczno-baśniowy, a nie Master&Commander.
Ale nie umknął mi jeszcze jeden sczegół. Kryptołóżkowa scena zdejmowania buta... no po prostu ROTFL. Starczył by długi pocałunek na tle zachodzącego słońca, pasowałby do konwencji o wiele bardziej. Przynajmniej scenę rozbieraną na niedźwiedziej skórze przy kominku sobie darowali.
To pewnie kwestia wrażliwości. Dla mnie ta scena jest jedną z najlepszych scen erotycznych w historii kina komercyjnego. Jeden subtelny gest [dość oryginalny pocałunek w kolano, jak rycerz i księżniczka] i wszystko jasne. Do tego jest to jedyna scena sugerująca erotykę w całej trylogii - trafione w sedno.
Pastiszowatą konwencję filmów o piratach, na rzecz efektospecjalnej feerii kolorów
Z pastiszu jako stylistyki zrezygnowano w zasadzie rok temu. Spóźniony żal trochę.
Jack rzeczywiście nie pasował do Dziewięciu, już jego ojciec byłby lepszym materiałem na Lorda. Tylko wtedy trzeba by Richardsowi więcej zapłacić.
Wiele wskazuje na to, że przekazał swoją funkcję synowi. Poza tym - pasuje czy nie pasuje - po prostu jest i już. Jack jest inny niż reszta, przecież o to chodzi. Jest bardziej piracki od nich wszystkich i to raczej oni nie pasują.
Charlene pisze:Żeby nie było, nie przeszkadzałoby mi gdyby Jack był egoistą, ale według mnie z fabuły wynika że nie jest.
Może inaczej to oceniamy. IMHO jest 100% egoistą. Dlaczego?
Jack uosabia istotę piractwa, czyli wolność. A wolność jest egoistyczna, gdyż jej ograniczenie [np. związanie się z kimś], zmusza do ograniczenia egoizmu. Jack nie ma nikogo i nikogo nie chce mieć - jest więc całkowitym egoistą. Reszta w ogóle nie jest dla niego problemem - każdy jest tylko atutem w jego grze.
To, co przełamuje jego egoizm, to skrupuły - często mówi o tym do siebie. W odróżnieniu od innych piratów nie jest okrutny [to mówią mu też inni] i dlatego pakuje się w kłopoty. Zauważ także, jak często mówi się, że Jack nie chce walczyć. On zawsze unika walki, bo wie, że ten sam cel może osiągnąć sprytem. Walczy, gdy zostaje do tego zmuszony.
Pozdrówka