Moje wrażenia z Czech. Wielu z Forumowiczów zapewne było u naszych południowych sąsiadów, ale dla tych, co nie mieli okazji...<br /><br />1. Czeskie knajpy. Czesi kochają siedzieć w knajpach i restauracjach, tak też spędzają wieczory. Generalnie, w Polsce jest to zajęcie dość/stosunkowo drogie - ceny piwa zaczynają się od 4-5 złotych, inne alkohole są dużo droższe, co dla przeciętnego licealisty czy studenta (głównego bywalca takich miejsc) jest pewną barierą. Stąd też dużo częściej zapraszamy znajomych do domu, albo rozbijamy się na dziko - w parkach, nad Wisła i inne. W Czechach - przeciwnie. Piwo kosztuje kilka złotych, a Czesi zarabiają nieco więcej. Stąd też o dwudziestej trudno znaleźć miejsce w takim lokalu.<br /><br />2. Kiedy przychodzi się do knajpy, kelner zazwyczaj pyta się, jakie i ile kufli piwa na początek, bo jest prawie regułą, że zamawia się piwo. Kolejne są odhaczane beleczkami na karteczce leżącej na stole (trzy III i jedna -, wiadomo o co chodzi
). Piwa w Czechach nie dzielą się wedle procentów (zresztą są bardzo słabe jak na nasze standardy), tylko ekstraktu chmielowego. Zatem nie należy się dziwić, jak zobaczy się Staropramen 12 %, 14 %, i inne
. Swoją drogę, polecam
toczene beczkowane Staropramen, szczególnie granat. Przepyszne!<br /><br />3. Czeska kuchnia jest w zasadzie podobna do polskiej, choć oczywiście występują niespotykane u nas specjały, takie jak knedliczki (dwa rodzaje, chyba pszenne i kartoflane, mi bardzo smakowały szczególnie te pierwsze). Kelnerzy zazwyczaj bardzo się cieszą, gdy je zamawiamy
. Poza tym, są to głównie mięsa, wegetarianie raczej nie będą mieli łatwego życia (chyba że w Pradze, gdzie przewala się masa turystów i są restauracje serwujące dania z całego świata). Ja przez dwa tygodnie żywiłem się wyłącznie mięsem, co jest dość trudne do uwierzenia, i nie miałem z tego powodu żadnych zdrowotnych kłopotów. Za każdym razem zamawiałem jakiś wariant wołowiny (około 220-250 koron) i za każdym razem okazywał się on niezwykle smaczny. W mniejszych miastach, np. Pardubicach, można polecić praktycznie każdą restauracje, bo w dużej mierze żywią się tam miejscowi. W Pradze jest różnie.<br /><br />4. Wódka, np. słynna Beherovka, jest do kupienia wszędzie, choćby w kioskach. W supermarketach nie ma osobnych, zagrodzonych działów z alkoholami, jak u nas. Poza piwem, zaskoczyć może wielki wybór rumów. W Polsce nie pija się i nie lubi tego alkoholu, z wyjątkiem Baccardi (pewna część osób starszych lubi rum). W Czechach rum jest popularnym trunkiem, wliczając rodzimy wariant tuzemsky, czy jakoś tak (który teraz nie ma prawa do zastrzeżonej nazwy i nazywa się np. R40 albo um
).<br /><br />5. Pierwsze, co rzuca się w oczy w czeskim Tesco, to cudowne, wręcz bajeczne słodycze. Wbrew pozorom, nie smakują one lepiej - często są to te same czekoladki czy landrynki co w Polsce - są jednak dużo ładniej zapakowane. Przejdźcie się do Piotra i Pawła - tak właśnie wygląda dział z łakociami w Czechach, z tym, że ceny są normalne (a nawet, jak wszystkiego, trochę niższe niż w Polsce - należy też pamiętać o trochę wyższych zarobkach u naszych sąsiadów). Czemu u nas słodycze mają tak brzydkie opakowania - nie mam pojęcia.<br /><br />6. Mattoni. To nazwa wody z Karlovych Varów. Jest
RE-WE-LA-CYJ-NA! Mogę pić ją hektolitrami. Niestety, niedostępna w Polsce - a spędziłem sporo czasu na szukaniu. Poważnie. Jest tak smaczna, że wszystkie Żywce, Nałęczowianki i inne to kranówy.<br /><br />7. Praskie metro. Różni się zasadniczo tym, że, w przeciwieństwie do warszawskiego, naprawde pozwala swobodnie poruszać się po mieście, ma trzy nitki, bardzo aktywnych kanarów i dziwny system biletów. Znaczy się - kupuje się je np. na 30 minut, podczas których można dowolnie przesiadać się miedzy liniami. Są też chyba jednorazowe, dniowe, tygodniowe i roczne
, z tego, co pamiętam.<br /><br />Swoją drogą, arcyciekawy temat
.