Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 10
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz sty 16, 2005 10:45 pm

Witam
Oto kolejny epizod naszej wyprawy po Bissel. Mam nadzieję, że też spotka się z takim przyjęciem jak poprzednie. Co zaś się tyczy samej gry chciałbym na wstępie podać kilka zasad, bowiem są wśród nas „nowi”.

Na początku posta piszemy Imię postaci. Wytłuszczone. Myśli postaci piszemy kusywą z tym że najlepiej w cudzysłowiu lub z zaznaczeniem że postać myśli. Wypowiedzi kursywą. W postach proszę o opisywanie nie tylko myśli i czynów ale również działań. Co do postowania: proszę co najmniej o jednego posta dziennie. O ewentualnych wyjazdach proszę o informowanie mnie w stworzonym do tego temacie w „Komentarzach”. Z doświadczenia zaznaczę, że postacie o których gracze „zapomnieli” na dni kilka giną! Z nieznanych mi przyczyn! Jako, że jest nas sporo dodam jeszcze, że jeżeli nieszczęśliwie komuś się zejdzie to niestety nie dołączy do nas raczej przed kolejną sesją. A ta powinna potrwać...

Grają:
Blaise, Tormund, Laucian, Firi, Mortibal, Touen, Kriss, Olaf, Daine i Wern I JOSEPH, RZECZ JASNA

Pozdrawiam i życzę miłej zabawy. B.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

<span style='color:red'>Epizod 3: Spisek </span>

Dworek, do którego was zaproszono, położony był na odludziu, daleko od wszelkich traktów przemierzanych przez ludzi. O tej porze roku nikt też nie przemierzał traktów. Przynajmniej nie często. Zima nadeszła szybko, lecz nie było to nic nadmiernie dziwnego w górach. Ciężkie chmury sypały białym puchem pokrywając całą, niegdyś zieloną okolicę. W każdej chwili spodziewano się zamieci i ten fakt powodował, że mieszkańcy okolicznych farm, jeśli tacy ostali się po ostatnich wojnach, siedzieli zakutani w futra opodal zapiecków. Tylko szaleńcy opuszczali w takich chwilach ciepłe schronienie. Szaleńcy i wy, lecz to w zasadzie wychodziło na jedno…

Dworek otoczony był palisadą co nie dziwiło z racji na ustronność jego położenia. Dziwiło to, że czekały na was otwarte wrota i służba, która bez zbędnych ceregieli odbierała od was mokre odzienie i prowadziła do dużej izby oświetlonej migotliwym płomieniem dawanym przez pochodnie. Wystrój komnaty był nader skromny co mocno dziwiło zważywszy na przepych na wielkim stole. Było tam i pieczyste i dziczyzna, wszelkiego rodzaju sery, owoce począwszy od zwykłych jabłek a skończywszy na takich których nawet nazw nie znaliście. I dzbany wina, piwa a nawet gorzałki. Czego dusza zapragnie.

Był również gospodarz. – Kruger Herimon II – jak się przedstawił każdemu z was wskazując jednocześnie odpowiednie miejsce przy stole. Nie mówił nic więcej i czekał nie pomny na pytania zadawane od czasu do czasu. Siedział prosto, choć wiek już mu skronie siwizną osrebrzył. Odziany był w modne ostatnio wamsy zdobione srebrną nicią dodającą mu powagi i jakiegoś takiego smutku. Smutnymi zdawało by się czarnymi oczyma przewiercał każdego z was na wskroś jakby oczekując odpowiedzi na nie zadane jeszcze pytania. Czekał.

Kiedy zebraliście się wszyscy powstał i delikatnym stukaniem w cynowy talerz widelcem zwrócił waszą uwagę i ściszył gwar głosów. Poczekał na ciszę i dopiero wówczas przemówił suchym i świszczącym głosem człeka chorego na płuca.

- Witam was wszystkich moi drodzy i cieszę się, że przybyliście w komplecie. – skłonił się każdemu z was jakbyście mu uczynili osobistą przyjemność – Wiem, że trud podróży mógł was zmóc, lecz wiem również, że jesteście tu dla tego, że uznałem was za takich co są w stanie znieść i większe trudy. Powiem krótko, bo nie lubię się rozwodzić, o co chodzi i czemu was tu sprowadziłem. Wysłuchajcie proszę w spokoju i skupieniu. Nie lubię się powtarzać – w jego głosie jakby zabrzmiała twardsza nuta – Jestem kupcem z Gniewu i od lat reprezentuję interesy kilku rodzin rycerskich, które nie chcą obnosić się ze swoimi kupieckimi talentami, co zresztą nie dziwi w dzisiejszych czasach. Jeden z moich pryncypałów ma niecodzienną prośbę, lecz nie mnie ją oceniać skoro płaci mi i to dobrze za ich spełnianie. Otóż w górach jest pewna twierdza, gdzie w czasie wojny pochowano bliskiego krewnego mego pryncypała. Miał nieszczęście walczyć po stronie, która niestety przegrała co zaowocowało jego przedwczesną śmiercią. Co gorsza jego ciało zostało pochowane w grobowcach tamtejszej twierdzy i teraz musi znosić dodatkowo nieszczęście tułaczki z dala od ciał przodków. Najgorszym zaś jest to, że krewny mego pryncypała, został po wojnie wyjęty spod prawa i nie sposób teraz uczciwie poprosić o jego zwłoki obecnego pana tej twierdzy. Pozostało wykradzenie tych zwłok wraz z sarkofagiem, sarkofagiem którym go pochowano i przewiezienie ich skrycie tak by można było je wydać memu Panu. Mój pryncypał zlecił to mnie. Ja zaś wam. O ile nie stchórzycie. – popatrzył na was przenikliwie po czym kontynuował zduszając pytania nie znoszącym sprzeciwu głosem – Wybrałem was spośród najlepszych o jakich słyszałem. Wierzę że możecie tego dokonać. Ze swej strony zapewnię wam niemal wszystko co na tej wyprawie niezbędne w zamian prosząc jedynie o dyskrecję. Nikt bowiem nie chciałby by ktoś usłyszał o zamiarach mego Pana. I nikt nie usłyszy, poza tym gronem. – dodał grobowo – Sarkofag z ciałem, by się nie rozłożyło po drodze, trzeba dowieźć do pierwszych roztopów. Tutaj najlepiej, choć pomyślałem jeszcze o innym miejscu, zajeździe „Sokolisko” na szlaku z Gniewu do Młota Ainoru. W obu tych miejscach ktoś będzie czekał na was by odebrać tę niezwykłą przesyłkę. Nagrodą zaś za pomyślne ukończenie tego zadania będzie tysiąc lwów furyondzkich do podziału pomiędzy tych co przeżyją, bo nie czarujmy się nie każdy musi dotrzeć z powrotem. Trasa daleka i niebezpieczna. Są wśród was wojowie tędzy, są znający las, są władający misterną sztuką magii i nawet tacy, co człeka tropią niczym zwierzynę. Jest też rycerz – tu skłonił się siedzącemu za stołem człekowi idealnej wręcz postury i nienagannych zdawało by się manier - który udziałem swoim doda chwały tej wyprawie. Przyświęca jej szczytny cel, pochowania zmarłego pośród bliskich. Teraz trzeba szlachetnych serc by cel ten w czyn wprowadzić. Liczę że to wam w piersiach biją takie serca. Teraz pytajcie a ja w miarę swoich sił odpowiem.

Skończył i siadł wielce zmęczony tą długą wypowiedzią. Czekał na pytania. Znał odpowiedź na każde z możliwych do zadania. Nie wiedział tylko czy na każde odpowie.



Teraz proszę by każdy piszący posta opisał na wstępie w poście swoją postać. Najlepiej stosując techniki narracyjne. Zapraszam i życzę miłej zabawy.
 
Christoff
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 513
Rejestracja: pt gru 03, 2004 2:06 pm

ndz sty 16, 2005 11:15 pm

Laucian

Jednym z go¶ci by³ szczup³y, m³ody jak na elfa mê¿czyzna. Mia³ d³ugie, kruczoczarne w³osy i zielone oczy. Jad³ du¿o, ale oszczêdnymi kêsami. I sprawia³ wra¿enie, ¿e nic nie mo¿e mu przerwaæ tego posi³ku. Wydawa³o siê, ¿e ca³± uwagê po¶wiêca dok³adnemu gryzieniu i smakowaniu potraw, które w rzeczy samej by³y wy¶mienite. Czujny obserwator zauwa¿y³by jednak, ¿e s³ucha³ uwa¿nie a jego oczy obserwowa³y twarze zgromadzonycch. Elf mia³ na sobie rdzawozielony strój my¶liwski i buty z miêkkiej, br±zowej skóry. Nawet na tej sali nie rozsta³ siê ze swym ³ukiem, który sta³ oparty o jego krzes³o. Obok niego, zawieszony na oparciu wisia³ ko³czan pe³en strza³. £owca ignorowa³ zdziwione spojrzenia s³u¿by. Wiedzia³, ¿e skoro gospodarz toleruje jego zachowanie, nie maj± mu nic do powiedzenia. Skoñczy³ ogryzanie udka kurczêcia, spokojnie od³o¿y³ ko¶ci na talerz i wzi±³ z pucharu niewielki ³yk wina. Po czym, odk³adaj±c kielich zwróci³ siê do gospodarza:
W rzeczy samej, szlachetny panie, twoja propozycja jest interesuj±ca. Tysi±c lwów powiadasz. Jednak zwa¿, ¿e jest nas jedena¶cioro, a podzielona na tylu, ta kwota nie jest ju¿ tak imponuj±ca. Zwa¿, ¿e masz w¶ród nas do¶wiadczonych wojowników i tropicieli, którzy niejedno widzieli i znaj± swoj± warto¶æ. A misja zapowiada siê na trudn±, zw³aszcza ta czê¶æ z transportem sarkofagu przez knieje. Nie wiem jak moi towarzysze, ale ja jestem za podniesieniem zap³aty. Poza tym, wtajemnicz nas nieco bardziej. Kim jest obecny pan rzeczonego zamku, z kim trzyma sojusze i jakiego jest usposobienia? To wszystko bêdzie nam bardzo potrzebne by dobrze wykonaæ twe zadanie.
To mówi±c, Laucian Venegor dola³ sobie wina do kielicha i wypi³ trochê, oszczêdnym ³ykiem. Wiedzia³ ju¿, ¿e zgodzi siê na to zadanie, ale mia³ zamiar wyci±gn±æ z niego jak najwiêcej. Nigdy nie ryzykowa³ ¿yciem za darmo.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

ndz sty 16, 2005 11:17 pm

Daine

Siedz±cy nieopodal elf w po³yskuj±cym kirysie i czarno-bordowej tunice wytar³ rêce o serwetê, koñcz±c tym samym swój posi³ek. Jedynym pytaniem, które cisnê³o mu siê do ust by³o niedowierzaj±ce: "Ile za to dostaniemy?" Tropiciel Laucian jednak jako pierwszy wykaza³ tyle zdrowego rozs±dku, by poprosiæ o podniesienie zap³aty. Nale¿a³o im siê... ryzyko wydawa³o siê du¿e...
Daine siedzia³ zatem spokojnie, lekko stukaj±c swymi podkutymi, czarnymi butami o posadzkê. By³ wygiêty w relaksuj±cej pozycji tak, ¿e jego d³ugi, czarny warkocz ledwo muska³ ziemiê, za¶ jego granatowe oczy przeskakiwa³y spokojnie z jednego z nowoprzydy³ych na drugiego. Mimowolnie jedna z jego d³oni zacisnê³a siê na rêkoje¶ci dwurêcznego topora, który podparty by³ spokojnie o porêcz jego siedzenia. Daine czeka³.... i obserwowa³...
 
Aiglon
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 28
Rejestracja: ndz sty 16, 2005 12:38 am

ndz sty 16, 2005 11:26 pm

Touen McLorth

Touen sta³a na uboczu, oparta o ¶cianê, rêce swoje krzy¿uj±c na piersiach (a mia³a na czym). S³ucha³a przemowy Krugera z kamienna twarz± nie wyra¿aj±c ¿adnych emocji. NIe odzywa³a siê lustruj±c spojrzeniem pozosta³ych.
Ubrana by³a w czarny d³ugi p³aszcz, którego kaptur naciagniêty mia³a na czo³o, posd którego wy³ania³y siê kosmyki d³ugich blond w³osów o p³on±ce zieleni± oczy. Nosi³a siê na czarno od stóp do g³ów. Skórzany, pikowany kaftan, skórzane spodnie i wysokie buty do konnej jazdy uzupe³nia³y strój. Na szyi zawieszony mia³a niewielki ryngraf ze znakiem rodowym, pas obci±¿a³ d³ugi, starannie wykonany d³ugi miecz, a tak¿e dwa sztylety o zakrzywionych ostrzach.
"Tysi±c lwów? Do podzia³u? To¿ za dwa transporty zdrowych dziwek wziê³abym wiêcej. Ale jak siê ju¿ obieca³o... Echh"


Kiedy Kruger umik³ i wyczekuj±co spojrza³ w stronê pozosta³ych i pad³y pierwsze pytania, Touen d³ugo nie przerywa³a milczenia. W koñcu jednak zdecydowa³a siê odezwaæ.

Szlachetny Panie, mówisz, ¿e zebra³e¶ najlepszych, a z drugiej strony mówisz, ¿e nie wszyscy powrócimy. Co¶ specjalnego szykuje na nas to miejsce pochówku?
 
Firi
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 28
Rejestracja: sob sty 08, 2005 6:28 pm

ndz sty 16, 2005 11:30 pm

Dalar

Przyby³ jako jeden z ostatnich. Krasnolud mia³ ju¿ w czê¶ci odro¶niête zarówno w³osy jak i brodê. Wszed³ do komnaty jadalnej a na jego twarzy pojawi³ siê umiech do¶æ sporych rozmiarów. Przywita³ siê ze wszystkimi swoimi towarzyszammi, bezceremonialnie ignoruj±c nowe postacie siedz±ce przy stole. Nieco siê zmieni³o w jego wygl±dzie od czasu gdy widzieli¶cie go poraz ostatni. Jego niebieskie w³osy odros³y ju¿ na tak± d³ugo¶æ, ¿e móg³ je swobodnie wi±zaæ w kitkê z ty³u g³owy jakto mia³ kiedy¶ w zwyczaju. Dwa, niebieskie warkocze zrobione z jego brody i w±sów, nie by³y czym¶, co przysparza³o mu chwa³y, ale by³ przynajmniej w stanie je zaple¶æ. Spodnie mia³ czarne, skórzane, przylega³y do cia³a jednak w najmniejszym nawet stopniu nie krêpowa³y jego ruchów. Buty mia³ do¶æ wysokie, przystosowane do d³ugich podró¿y. Szara, p³ucienna koszula w³o¿ona by³a w spodnie, a góra jej rozwi±zana, tak i¿ nie utrudnia³a ruchów, ani oddychania. Na potê¿n± klatkê piersiow± mia³ zarzucon± koszulkê kolcz± z rêkawami, które umy¶lnie koñczy³y siê w po³owie przedramion. Na jego nadgarstkach nadal widnia³y metalowe obrêcze z pietnasto mo¿e dwudziestocentymetrowymi ³añcuchami. D³onie wydawa³y siê wielko¶ci bochnów chleba. Za pasem by³a natomiast nowo¶æ, jego porzednie dwa topory zast±pi³y zupe³nie nowe. Nieco wiêksze i bardziej l¶ni±ce. Gdyby¶cie siê bardziej przyjrzeli to na jednym z nich dostrzegliby¶cie niebiesk± po¶wiatê a na drugim czerwon±.
Rozgl±da³ siê po sali, ale nowe twarze ¶rednio go interesowa³y. Gdy Laucian zagada³ o zwiêkszenie kwoty wynagrodzenia jego b³êkitne oczy zab³ys³y nowym blaskiem.

Spiczastouchy dobrze gada. Du¿o nas przy stole, wiêc przyda³aby siê nieco wiêksza zap³ata.
 
Lorelai
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: ndz sty 16, 2005 12:34 am

ndz sty 16, 2005 11:34 pm

Kriss

Na jednym z drewnianych krzese³ siedzia³a drobna istotka odziana w zieleñ. Szmaragdowa peleryna wisia³a przewieszona przez oparcie. Cienka batystowa bluzka opina³a piersi dziewczyny. Miedzy piersiami po³yskiwa³ z³oty medalion z wytartymi ze staro¶ci inskrypcjami. Zza paska wysta³awy dwa sztylety, kolejne by³y zatknête za opaske na udzie kobiety. Kriss z uniesieniem brwi s³ucha³a d³ugiego wywodu starca. W milczeniu przeczesywa³a palcami krótkie miedziane loki iskrz±ce siê w ¶wietle pochodni. Nie przyzwyczajona do takiego wystawnego jedzenia siêgne³a smuk³ymi palcami po jab³ko z najbli¿szej tacy i wyci±gnietym zza paska sztyletem poczela je obierac w skupieniu. D³uga serpentyna czerwonej skórki pocze³a siê wiæ na stole. Du¿e zielone oczy uwa¿nie obserwowa³y równie milcz±cych towarzyszy. Lekki u¶miech rozciagna³ pe³ne usta na usianej piegami trójk±tnej twarzy dziewczyny. "Jeszcze jedna dzierlatka w druzynie, mo¿e chocia¿ ona ma akuratnie poukladane w makówce i czerepem umie pracowac"
Kriss cichum chrzaknieciem oczysci³a gard³o i zwrócila siê do gospodarza.

Na pierwszy rzut oka widaæ, ze chcesz nam o¿eniæ trefn± robotê. Cieñ siê na niej rozci±ga i choæ nie trubuje mnei to na razie, wêszê w tym jak±s przyczajkê. Nie wiem, jak inni ale ja bym by³a rada nieco wiecej brzdêki zobaczyc, skoro mamy swoj± rzyæ tam pakowaæ.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz sty 16, 2005 11:45 pm

Kruger wysłuchał pierwszych pytań po czym upił nieco z kielicha i gestem dłoni suchej niczym wiór powstrzymał dalsze.

- Cóż, przyznam szczerze, że tysiąc lwów było wysoką ceną, lecz mógłbym podnieść tę kwotę do tysiąca dwustu. Do większych dyspozycji nie jestem już upoważniony, tak więc musicie sami zdecydować czy to dla was dużo czy mało. - zamilkł na chwilę i kontynował - Co zaś się tyczy wyzwań to sami wiecie. Wojna spustoszyła kraj. banda teraz bandą pogania a i wilcy mogą się trafić. I oby jeno wilcy. Wszak tam gdzie zgliszcza można i truposza żywego spotkać - zrobił dłonią znak sowy mający odganiać złe moce - Co zaś się tyczy samego pana w owej twierdzy to rzec jeno chiałem, że nie lubi się on nieco z moim Panem a że ich wojna frontem przedzieliła tedy on w prawie. Mój zaś Pan... mniej. Wiadomym więc, że taka wyprawa z sarkofagiem zimą łatwą nie będzie i choć są sanie gotowe by transport uczynić łatwym wiem, że to trudna wyprawa. inaczej bym was nie potrzebował jeno sługi swe posłał. Im bym grosza nie płacił. Wasza tedy wola a nim do szczegółów przejdziem, tylko z tymi co na wyprawę ruszają, czas byście rzekli od siebie co i jak i albo przystali na warunki, albo szli precz...

Znów skończył, lecz teraz w gniewie ledwie powstrzymywanym.
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

ndz sty 16, 2005 11:48 pm

Joseph

Przybył pierwszy. Tak jak zawsze, lubił być przed innymi. Tu nie zmienił się wogóle. Zresztą w pozostałych aspektach tez nie bardzo. Zwykły, wydawałoby się, że niewyróżniający się z tłumu człowiek, mający na oko 175 centymetrów wzrostu. Wydawałoby się, gdyby nie kilka szczegółów. Czarne ubranie, czarna, skórzana zbroja z czarnymi metalowymi elementami. Ewidentnie Węgiełek jak go kiedyś nazwał Blaise... lecz teraz by zabił jakby wypowiedziała to nieodpowiednia osoba. Jego czarne włosy sięgajace do ramion, były ozdobione dziwnymi, białymi pasemkami, dość nielicznymi, ale i tak dość dziwnymi, gdyż wyraźnie nie była to siwizna. Na jego twarzy widniała spora blizna przecinająca brew i policzek, czyniąca jego twarz niezbyt przyjazną, choć bez blizny napewno wyglądałoby to znacnzie lepiej. Jedyną jego widoczną broń stanowił miecz, na głowni którego wygrawerowany był krótki, biały zakrzywiony sztylet. Starzy towarzysze Josepha wiedzieli, że ostrze tego miecza również jest całkowicie czarne. Sztylet, identyczny jak ten na głowni miecza, miał wygrawerowany również na pancerzu, w okolicach serca.

Patrzył jak do gospody wchodzą pierwsi "zaproszeni". Ze starymi znajomymi witał się przyjaźnie, nowych wyraźnie ignorował. Gdy zebrali się wszyscy i gospodarz wyjasnił co mają zrobić i za jaką cene jedynie się roześmiał. Śmiał sie dość głośno i długo, po prostu nie mógł opanować kolejnych spazmów.

-Niech mnie Olidammara trzyma bo wybuchne hahaha. Jest tu nas jedenaścioro panie gospodarz. Prosty rachunek to niecałe sto lwów na łba. Czyli nic. A zadanie trudne. Opłacało by mi się, pewnie tylko wtedy, gdyby przeżyły te wyprawe dwie osoby, razem ze mną. Tak więc albo nagroda będzie większa, albo ja sobie stąd ide, możemy poszukać lepszej roboty, prawda?

Tu Joseph skierował wzrok na starych towarzyszy usmiechając się szeroko. I paskudnie, jak zwykł to czynić.
 
Ewendur
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 341
Rejestracja: śr maja 31, 2006 10:13 pm

ndz sty 16, 2005 11:57 pm

Mortibal Turgenor

Przybysz siedział cicho wnikliwie obserwując tych z kim przyjdzie mu pracować. Część z nich już znał i tych zdecydowanie bardziej dażył zaufaniem. Nowi byli dziwni i nie wyglądali na takich co szerzą dobro, raczej przeciwnie co zdecydowanie budziło jego obawy

Był on wręcz doskonały pod względem fizycznym. Szeroka klatka piersiowa nosiła na sobie potężne jak się wam zdawało mięśnie, jednak mimo wszystko zachowywała ona smukłą formę. Na jego ramiona spływały gęste i jakże długie srebrzyste włosy. Facjata przybysza była blada o oczy miał stalowe. Biła z niego nieprzenikniona niczym dobroć. Widać było także po nim od razu, iż potrafi być bezwzględny w swych działaniach.

Mortibal ubrany był w gruby granatowy i złoty na bokach płaszcz spływający niemalże do samej ziemi a jego głowa zdobiona była przez czarny rozłożysty kapelusz z dużym rondem. Szyję jego okalał czerwony aksamitny szal. Paladyn jak się wam zdawało przepasany był szerokim skórzanym pasem ze złotą klamrą, który podkreślał jego doskonałą sylwetkę. Całokształt wieńczyły brązowe wysokie buty. I był jeszcze sejmitar... jego rękojeść była doprawdy pięknie zdobiona. To nie mogła być zwykła broń...

Gdy wszyscy skończyli wstał on z miejsca i przerwał milczenie tymi słowami...

Jam Mortibal Turgenor... pokorny sługa Najjaśniejszego Heironeousa. Rad byłbym z poznania i waszych imion zacni przybysze - rozejrzał się po nowo poznanych po czym wzrok swój skierował na mężczyznę imieniem Kruger i tako rzekł - rad także byłbym gdybyś podał nam imię oraz co ważniejsze ród człowieka dla którego mamy przynieść tu te zwłoki. Równie ważnym jest z kim skłócony jest nasz nowy pracodawca... przeto nie wiemy czy pomagając mu łamiemy prawo czy nie.

Gdy skończył usiadł ponownie na swym miejscu i począł wyczekiwać spokojnie na ripostę
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

pn sty 17, 2005 12:05 am

Tormund

Krasnolud o koszmarnie brzydkiej twarzy na zupe³nie ³ysej g³owie ukrytej pomiêdzy byczych rozmiarów miê¶niami karku przyby³ targaj±c sporych rozmiarów tobo³ek. Odziany w grube futro nied¼wiedzie na którym pobrzêkiwa³a ciê¿ka kolczuga wygl±da³ tak potê¿nie jakby sam nied¼wied¼ tu przylaz³. I robi³ podobny raban.

- Witaj cz³eczyno! - rzek³ do siedz±cego Blaise chwytaj±c go w u¶cisk w którym dzierlatki by popêka³y. Pozosta³ym kompanom, starym druhom, skin±³ g³ow±. I gospodarzowi. Wreszcie rozejrzawszy siê po ca³ej izbie pokiwa³ g³ow± i rzek³ na g³os - Dwie dziewki do u¿ytku ca³ej hanzy? Ale¿ macie gesta Panie Kruger - w jego g³osie zabrzmia³a wyra¼na dezaprobata. Sida³ ko³o Blaise i podsun±³ mu pakunek pod nogi - Dla ciebie brahu! Lepszej nie najdziesz. Nawet runy zd±¿ylim na³o¿yæ jako i na moj±. Wierzaj mi, warta jest ka¿dej ceny. - pokiwa³ g³ow± zadowolony. Tylko Blaise dostrzeg³, ¿e wyczarowany moc± Kwiatu topór ust±pi³ miejsca swemu poprzednikowi. Tyle, ¿e wzbogaconemu o kilka ciemnopurpurowych runów.

Krasnolud wys³ucha³ gospodarza ignoruj±c wrogie spojrzenia dziewek. "Do garów, nie na wyprawê!" pomy¶la³ po czym gdy gospodarz i Mortibal skoñczyli ozwa³ siê na g³os - A ja siê przejdê. Choæby po to by mo¶ci Werna co z³ego nie spotka³o po drodze... - mo¿na by³o i¶æ o zak³ad, ¿e my¶li co¶ zupe³nie innego.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn sty 17, 2005 12:06 am

Daine

Trudno by³o elfowi nie zauwa¿yæ, ¿e w¶ród przyby³ych by³a ju¿ wyra¼nie uformowana grupa osób, które wcze¶niej siê zna³y i które tworzy³y zgran±, zwart± klikê. Wiedzia³ te¿, ¿e jak przyjdzie co do czego, ci "elitary¶ci" bêd± raczej chroniæ siebie nawzajem, nie zwa¿aj±c na bezpieczeñstwo reszty. Przynajmniej na takich wygl±dali, z ich wysoko podniesionymi nosami i niezdrowo wygiêtymi szyjami, nawet u krasnoludów. A zachowanie tego ostatniego i jego niezdrowy komentarz dotycz±cy kobiet... Idiota widaæ sam nie wiedzia³ w co siê mo¿e pakowaæ. Elf wiedzia³, ¿e zranione ¿eñskie serce znacznie d³u¿ej chowa urazê i trucizna, która siê z niego j±trzy jest znacznie bardziej jadowita.
Daine westchn±³ przeci±gle i wsta³ z miejsca. By³ wysoki... jak na elfa. Sto sze¶ædziesi±t dwa centymetry w¶ród jego ludu to by³o niema³o.
- Me imiê brzmi Je'Daine, szlachetny rycerzu... - elf spe³ni³ pro¶bê paladyna i wpierw siê przedstawi³ po czym zwróci³ siê do Krugera swym dono¶nym, egzotycznym g³osem:
- Jak dla mnie dwie¶cie z³otych lwów do³o¿onych do zaproponowanej kwoty chyba by rozwi±za³o sprawê... Je¶li kto¶ chce wiêcej, to niech pertraktuje dalej.
Rzek³szy to, Daine podszed³ powoli do najbli¿szego okna i ostentacyjnie wyjrza³ na zewn±trz. To wyklucza³o go z dalszej dyskusji o pieni±dze. Lubi³ zostawiaæ wyk³ócanie siê osobom na tyle upartym (i g³upim), by ¶ci±gn±æ ewentualny gniew pracodawcy na siebie.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

pn sty 17, 2005 12:46 am

Blaise

Czarnow³owsy cz³owiek siedzia³ za sto³em w milczeniu zjadaj±c co najlepsze k±ski ze sto³u. Nie by³ smutny, co to to nie. W jego mleczo-bia³ych oczach wyra¼nie widaæ by³o iskierki rado¶ci. Blaise nie za bardzo mi a³ z kim rozmawiaæ...

Sytuacja zmieni³a siê po wej¶ciu Tormunda. Próbowa³ odwzajemniæ u¶cisk Tormunda, jednak pochwili koncentrowa³ siê tylko na ³apaniu powietrza. Odetchn±³ z ulga gdy nied¼wiedziowaty krasnolud pu¶ci³ go. Podniós³ tobó³ek i wyci±gn±³ jego zawarto¶æ, a oczom wszystkich ukaza³a siê mistrnie wykonana kolczuga. Obeznani z tematem mogli rozpoznaæ surowiec z jakiego by³a wykonana - adamantyt - najtrwalszy ze znanych metali

- Dziêki Muniek! - wyj±ka³ Blaise zaskoczony takim podarkiem - Królewski dar, zaprawdê. Chod¼, opwiesz mi co tam siê z wami dzia³o... - powiedzia³ poczym usiad³ i nala³ piwa sobie i Tormundowi. Po chwili zastanowienia przyci±gn±³ do siebie ca³y anta³ek...

Z uwag± wys³ucha³ gospodarza i (mniej uwa¿nie) targów "przekupek". Nie zale¿a³o mu na pieni±dzach, zawsze chodzi³o o przygodê...
- Na nas mo¿ecie liczyæ panie Kruger - powiedzia³ wskazuj±c ruchem g³owy krasnoluda. - Jak ma³ego kwiatka znale¼li¶my w wirze, to sarkofag w zamku to bu³ka z mas³em - u¶miechna³ siê i pod¶wiadomie pog³adzi³ rêkoje¶ci sejmitarów wisz±cych na plecach. Wci±¿ nie do koñca wierzy³ wposiadanie tych broni, wymarzonych broni.

Od czasu do czasu zerka³ na obecne w pokoju kobiety. Zawsze lubi³ p³eæ piêkn±, mo¿e dlatego ¿e by³a piêkna. Szczególnie zainteresowa³a go tajemnicza blondyna stoj±ca pod ¶cian±.
- Hej! - krzykna³ ponad gwarem poczym rzuci³ kobiecie jab³ko ze sto³u - Skoro nie chcesz z nami usi±¶æ to mo¿e chocia¿ co¶ zjesz? Od takiego stania, cz³owiek mo¿e naprawdê zglodnieæ. - rzuci³ z delikatnym przek±sem i u¶miechna³ siê szelmowsko.
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

pn sty 17, 2005 1:26 am

Joseph

Opanował po chwili zwój wybuch wesołości, po czym rozejrzał się po izbie oceniając zdolności nowych. Po czym wzruszył ramionami.

-Ech, pal to licho. Kilka osób pewnie i tak hmmm... nie dokończy tego zadania. Wchodze w to. W zasadzie to raczej dlatego, że przyszło mi na myśl, że przecież to zamek boga... eee...- łotrzyk wyszczerzył zęby do Mortibala - tak, no więc ja się zgadzam na 1200.

Odwrócił wzrok od gospodarza i spojrzał na reszte "doborowego" towarzystwa.

-Jak tam panowie wam się powodziło przez ten rok? Patrząc po niektórych to całkiem nieźel haha. Blaise - nie zdążyłem ci podziękować za świecidełko - a więc robie to teraz. - Joseph skłonił się lekko, po czym z usmiechem zwrócił się do kobiety w czerni - -Przebywając z nami w jednej kompanii to znaczy, że trzeba sobie rezerwować miejsce na cmentarzu zawczasu, gdyż nigdy nie wiadomo co może się hmmm... przydarzyć. Znaczy nie chodzi mi, że to my coś zrobimy hehe, ale na przykład mnie chyba prześladuje pech...

Łotrzyk usmiechnął się lekko. Był w dobrym humorze i gadatliwy jak zwykle. A, że gadał głupoty, które często powodowały nagonke na jego głowe... no cóż, taki już był.
 
Firi
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 28
Rejestracja: sob sty 08, 2005 6:28 pm

pn sty 17, 2005 1:41 am

Dalar

Dobrze mówisz Joseph. Mo¿e na tej wyprawie nie wszyscy prze¿yj±, na co liczê. Przecie¿ zamek do którego zmierzamy nale¿y do wielkiego Pana, który na pewno nie jedn± niespodziankê ma w zanadrzu.

U¶miechn±³ siê w stronê ³otrzyka i uniós³ kufel w toa¶cie. Opró¿ni³ go do dna pozym z wolna zacza³ uzupe³niaæ jego zawarto¶æ z anta³ka stoj±cego tu¿ obok. Rozgl±da³ siê po stole i stara³ siê odnale¼æ potrawê, której jeszcze nie próbowa³. Gdy takiej nie znalaz³ siêgn±³ po pó³misek miêsiwa stoj±cy tu¿ obok i betrosko koñczy³ kolacjê. Jego uwagê zwróci³ niecodzienny podarunek od Tormunda dla Blaisea. Istotnie by³a to piekna rzecz.

I ja powinienem podziêkowaæ Ci przyjacielu za moje maleñstwa. U¶miechn±³ siê do¶æ dziwnie. Trochê mi zajê³o ich wychowanie, ale teraz moge liczyæna ich pomoc w ka¿dej sytuacji.

Za¶mia³ siê rubasznie i rozsiad³ w krze¶le. Przyj±³ swoj± ulubion± pozê z rêkami na trzonkach toporów. Patrzy³ na swoich dawnych towarzyszy a przed oczyma pojawia³y mu siê dawne obrazy...czarny rycerz, wej¶cie do kurchanu, ogniowa pu³apka czy wir. Je¶li oni mieli siê nara¿aæ to krasnolud te¿ powinien. Z tak± kompani± z pewno¶ci± nie bêdzie nudno.

Gospodarzu i mnie mo¿esz liczyæ w swojej dru¿ynie. Za tysi±c dwie¶cie do podzia³u zgodzê siê wyruszyæ.

Dla potwierdzenia swoich s³ów wypi³ kolejny kufel z³ocistego p³ynu.
 
Aiglon
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 28
Rejestracja: ndz sty 16, 2005 12:38 am

pn sty 17, 2005 2:00 am

Touen McLorth

Na s³owa Tormunda Touen nie odrzek³a nic, tylko unios³a brew. Niewykluczone, ¿e rozwa¿a³a kwestiê gotowania, jednak pod pokrywk± zapewne nie bulgota³by kapu¶niak. W jej oczach b³ysn±³ jednak u¶miech. Mo¿e lekko drwi±cy, ale u¶miech.
Zrêcznie za³apa³a owoc rzucony przez Blaise'a i bawi±c sie nim przybli¿y³a do sto³u. Kaptur opad³ jej na plecy, kiedy opar³a siê o blat i nalewa³a wina.

Miejsce na cmentarzu mówisz? Je¿eli potrzebujesz, to mam tam rabat. Tylko kwatery nieco zape³nione. Niemniej jak siê to mówi, po ¶mierci ju¿ ci wszystko jedn

Touen przez chwilê spogl±da³a swojej towarzysce w oczy, po czym wznios³a puchar mówi±c g³o¶no:

Za moj± najlepsz± kochankê! Za ¶mieræ Panowie. I Pani. Panie Kruger sk³oni³a delikatnie g³owê, a na jej ustach zaigra³ lekki u¶mieszek przyjmujê twoje zlecenie.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn sty 17, 2005 5:09 am

Daine

Daine przez ca³y czas obserwowa³ w odbiciu na szybie b³yskotliw± scenê z udzia³em Touen... Po ca³ej tej uroczystej przemowie, elfi zbrojny odwróci³ siê od okna, by u¶miechn±æ siê do jasnow³osej najemniczki i wyraziæ sw± aprobatê dla jej s³ów lekkim skinieniem g³owy. Po chwili jednak wzrok jego granatowych oczu spocz±³ na samym zleceniodawcy.
- Mam nadziejê, ¿e doszli¶my w ten sposób do porozumienia, Szanowny Panie Kruger. Niechaj cena zatrzyma siê na tysi±cu dwustu z³otych lwach, a z rado¶ci± bêdê z tu obecnymi dzieliæ ewentualne trudy i znoje w imiê powodzenia wyprawy.
Rzek³szy to, Daine podszed³ do sto³u, dola³ sobie wina z tego samego du¿ego naczynia, z którego przed chwil± skorzysta³a McLorth i wzniós³ swój puchar w ge¶cie toastu.
- Za ¶mieræ zatem, Panie i Panowie... Oby nie przysz³a po nas zbyt szybko! - wydeklamowa³ z u¶miechem po czym wychyli³ ca³± zawarto¶æ pucharu jednym haustem.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn sty 17, 2005 11:15 am

Wasz gospodarz przypijał do każdego, kto przypijał do niego i lekkim ukłonem wyrażał aplauz dla każdej deklaracji wyruszenia na wyprawę. W jego oczach igrał jakiś ognik, lecz mogło to być również tylko odbicie świateł licznych pochodni. Wreszcie podniósł się i splótłszy ręce za sobą stanął wyprostowany. Nader dumnie.

- Cieszę się, że nie pomyliłem się w waszej ocenie, moi mili. Jak rzekłem, jesteście na prawdę doborowym towarzystwem, ale też i zadanie do łatwych nie należy. Skoro już jesteśmy w gronie tych co wyruszą i nikt nie opóści nas przed czasem pozwolę sobie na kilka słów dokładniej wprowadzających was w temat. Hmmm. - zamyślił się wyraźnie i sięgnął po jabłko. Bawiąc się nim popatrzył przeciągle na was wszystkich - Nie będę owijał w bawełnę. Bo w ten sposób nigdzie byśmy nie zaszli. Słyszeliście najpewniej historię o oblężeniu Koziej Grani? Cóż, dawne czasy. Choć ledwie raptem cztery lata minęły człekowi zdaje się że całe wieki... - znowu się zamyślił. Wgryzł się w jabłko i delektował kęsem by po chwili znów podjąc opowieść - Nie o tym rzec chciałem. Jestem i zawsze byłem, powiernikiem rodu Stromów. - znów przerwał dając wam czas na przetrawienie tej informacji. A było co trawić. Stormowie uznawali byli za największych wichrzycieli w historii Bissel. To oni rozpętali wojnę domową pod sztandarem Wolnego Ainoru, to oni sprowadzili do Bissel najemników bakluńskich i to oni zaczęli wprowadzać w Bissel bakluński porządek. Ostatecznie zaś to oni zapłacili najcięższą karę za to wszystko. Cały ród poszedł pod miecz lub na wygnanie. A imie Lorda Evarda Stroma zostało przeklęte na wieki. Choć byli i tacy, którzy cicho szeptali, że dobry to był Pan a i porządki nie głupie wprowadzał. Głupie czy nie, już ich nie wprowadzał. To było pewne. - Wiem, że różne możecie mieć mniemanie o moich pryncypałach, lecz nie dbam o to bo nie chodzi o wspieranie ich spraw. Chodzi o oddanie cześci zmarłemu. Musicie jednak zrozumieć, że działając w imieniu mego pryncypała nie mogę wystąpić do obecnego włodarza na Koziej Grani, ser Ferona Bakke, o wydanie ciała leżącego w lochach jego zamku Storma. A leży on tam zabity przypadkową strzałą w czasie oblężenia. Dobrze ukryte ciało przetrwało oblężenie i późniejsze jego poszukiwanie. Teraz zaś czas by wróciło do swojej ziemi zgodnie ze swoją wolą. Tak więc jak łatwo zrozumiecie wyprawa jest o tyle niezręczna, że i Trybunał i Tępiciele nie mają prawa nic o jej celu wiedzieć. Dla tego też uważałem, że potrzeba mi tak doborowej grupy jako wy. Teraz zaś posłuchajcie kogoś, kto zna się na różnych szlakach i trasach. To kartograf, którego udało mi się przekonać do tej wyprawy by swoją wiedzą was wspierał. Ma on moje pełne poparcie i przyjaźń. Mistrzu Wernencujszu? - Skończył po czym spojrzał przeciągle na Tormunda widząc narastający konflikt już na samym początku wyprawy. Wreszcie skinął imć Wernowi by ten przemówił.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn sty 17, 2005 2:11 pm

Daine

Gdy elf us³ysza³ pe³ne imiê nowopoznanego fircyka, z trudem ukry³ swe rozbawienie. Ludzie zdecydowanie zbyt czêsto mieli problem z imionami. Krótkowieczni nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak nadane przy narodzinach Prawdziwe Imiê mog³o wp³yn±æ na to, kim dana osoba tak naprawdê bêdzie.
Mimo to, Daine bacznie ws³uchiwa³ siê w wywód Werna i gdy ten skoñczy³ mówiæ, elfi wojownik zabra³ siê za przetrawianie wszystkch uzyskanych przed chwil± informacji. Pierwsza z wymienionych dróg wydawa³a siê prostsza i bezpieczniejsza. Daine nigdy nie lubi³ podró¿owania z pomoc± w±tpliwie bezpiecznych ¶rodków transportu, a do takich z pewno¶ci± zalicza³y siê barki sp³ywaj±ce zimowym sp³ywem...
Ponadto nie podoba³o mu siê to, i¿ znów mia³ tê w±tpliw± przyjemno¶æ pracowaæ dla Stormów. W ci±gu tego krótkiego czasu, jaki spêdzi³ w Bissel, dowiedzia³ siê wystarczaj±co du¿o, by wiedzieæ z czym uto¿samiaæ nazwisko tego nieszczêsnego rodu - z k³opotami... A po¶wiadczyæ o tym mogli jego byli towarzysze, z których wiêkszo¶æ ju¿ od paru miesiêcy ¶ni³o snem wiekuistym. Daine jednak nie mia³ ¿adnego wyboru - desperacko potrzebowa³ pieniêdzy... Poza tym idiotyzmem by³o wycofywaæ siê po tylu kwiecistych deklaracjach. Tym razem uczestników wyprawy by³o wiêcej i lwia czê¶æ z nich wygl±da³a na do¶wiadczon± w boju.

Bêdzie dobrze... - rzek³ do siebie w my¶lach elf. Chcia³ wierzyæ, ¿e tak bêdzie...
 
Ewendur
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 341
Rejestracja: śr maja 31, 2006 10:13 pm

pn sty 17, 2005 3:49 pm

Mortibal

Siedział on cicho obserwując wnikliwie i nie włączając się do tego festiwalu próżności. Zdawało się, iż każdy ze zgromadzonych próbuje udowodnić innym swą wyższość... przeto sprawdzić to może jedynie walka, która z pewnością niedługo nastąpi. Wtedy okaże się czy są takimi za jakich się uważają...
Rozważania Mortibala przerwane zostały przez jedno słowo - Storm. To go wzburzyło, przeto to ród zdrajców dążących nieustannie do niepotrzebnego rozlewu krwi! Chociaż pochówek należy się każdej, nawet najplugawszej istocie... to podstawa świata cywilizowanego, jednak w tą "cywilizację" paladyn zaczął ostatnio powątpiewać pod wpływem tego co dane mu było usłyszeć i zobaczyć... Czy godzą się mordy na niewinnych?! Zdrady?! Niepotrzebne wojny?!

Po chwili Mortibal ponownie wyrwał się z rozmyślań i tako rzekł doprawdy pięknym i melodyjnym głosem...

Szacunek należy się każdemu zmarłemu, nawet Stormom. Tako więc pomogę Ci zacny gospodarzu... mam nadzieję, że rzeczesz prawdę- zwrócił swój wzrok w stronę Werna -ja obstaję przy wersji drugiej. To jest najrozsądniejsza mym zdaniem trasa... jako, że stanowimy razem dość osobliwą kompanię lepiej byłoby nie rzucać się zanadto w oczy gapiom w Gniewie... lepiej iść bardziej odludnymi traktami aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń

Gdy skończył wyprostowawszy się wstał, podniósł kielich i dodał patetycznie- Za naszą wyprawę!
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

pn sty 17, 2005 4:00 pm

Olaf "Krwawy Topór"

Postać na którą o dziwo nie zwrócił nikt dotąd uwagi i która wbrew swej dzikiej naturze siedziała dotąd spokojnie przy stole na szerokiej ławie był wielki jak krowa półork. W jego ciemnych oczach jawiła się dzikość. Ogromnej postóry półork siedział pochłaniając ogromne ilości jedzenia w zastraszającym tempie. Odziany był w skóry, spodnie spinał pas z klamrą z ludzkiej czaszki, na szyi dyndał wisorek z kłów, gdzieś z brzegu przyczpiona była ogromna szczęka. Czarne włosy postawione na sztorc czyniły go jeszcze większym z tyłu opadały długimi warkoczami. Nie przyglądał się nikomu szczególnie, jego oczy zwrócone były głównie w pracodawcę. W pewnym momencie ozwał się ów wielkolud donośnym jak dźwięk dzwonu głosem

Pan Kruger obiecać Olafowi Krwawemu Toporowi złoto, dużo złota... ja iść z innymi i przynieść trup...

przy tych słowach olbrzymi półork podniósł się zza ławy ukazując wszystkim swą posturę iście przypominając wszystkim ogromnego byka. Uniósł topór w górę i zakrzykną straszliwym głosem przez który zatrzęsły się ściany w pomieszczeniu

Olaf idzie bić

Gdy rycerz spełniał toast Olaf przerwał swój ryk chwycił za flaszkę ze spirytusem i opróżnił ją jednym chaustem. Po czym flaszka poleciała w ścianę tłukąc się w drobny mak.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

pn sty 17, 2005 4:45 pm

Tormund

Krasnolud s³ucha³. Do¶æ mia³ ju¿ tej izby i nat³oku wspania³o¶ci a wlepione weñ spojrzenie Werna wywo³ywa³o irytacjê. S³ucha³ paplania m±drych g³ów wiedz±c swoje co te¿ szybko oznajmi³ swemu bliskiem druhowi siedz±cemu obok - Nie wiem co ty o tym my¶lisz, cz³eczku, ale prawili¶cie przeca, ¿e w onym kurhanie co wedle wiru sta³, te¿ Strom le¿a³. To co one? Jak krowie placki? Gdzie pójdziesz tam najdziesz?

Nie podoba³o mu siê to, lecz sama wyprawa owszem. Tym bardziej je¶li mia³ sposobno¶æ o Gniew zahaczyæ. Tam mia³ co¶ do za³atwienia. Martwi³y go tylko listy goñcze o których wspomina³ jeden ze znanych mu kupców. "Tormund, M³otem zwany, zabójca z Jamy, morderca ¶wiêtobliwych mê¿ów, ¿ywy lubo martwy, 100 z³otych jeleni p³aconych gotowizn±". Tak to mog³o trochê skomplikowaæ sprawy. Trochê.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn sty 17, 2005 5:28 pm

Gospodarz już zbierał się by coś powiedzieć, kiedy drewniane drzwi sali otwarły się i wkroczył przez nie czerwony na licu od mrozu pachoł. Podszedł zwalistym krokiem do gospodarza gnąc się w ukłonach przed większością towarzystwa a półorka i krasnoludy omijając łukiem. Widać było po nim, że strudzony wielce. Podszedłszy do gospodarza szepnął mu coś na ucho. Kruger słuchał go z uwagą, po czym powstał i rzekł krótko:

- Wybaczcie mi na chwilkę moi mili - po czym wyszedł drzwiami wraz ze sługą, który giął się nadal w ukłonach. I nadal omijał krasnoludy i półorka szerokim łukiem.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

pn sty 17, 2005 6:04 pm

Blaise

Uwagê o Stormach skwitowa³, przerwacaj±c oczami i wzdychaj±c ostentacyjnie. Mia³ wszystkie szlacheckie rody g³êboko tam gdzie plecy trac± sw± szlachetn± nazwê i nie potrafi³ zrozumieæ czym siê wszyscy tak strasznie przejmowali. Ot jeden w³adyka zebra³ armiê ¿eby dokopaæ drugiemu i zaj±æ ziemiê z której mo¿na by czerapaæ i nabijaæ sobie kiesê. Powiadaj± jednak, ¿e Storm walczy³ o wolno¶æ. Wolno¶æ, któr± ceni³ ponad w³asne ¿ycie. Powiadaj±...
- Tote¿ trza je zebraæ do kupy coby ludzie z dala widzieli i sobie butów nie pobrudzili tymi szlacheckimi sprawami. - odpowiedzia³ krasnoludowi i po chwili obaj druchowie rechotali z ¿artu.
- O ho! Jeszcze nie wyruszyli¶my a ju¿ k³poty czujê... - rzuci³ widz±c zdyszanego pacho³ka. - No dobra, dopóki mamy wolne to ja przymierzê ten przedni krasnoludzki wyrób, bo daje orzechy przeciwko diamentom ¿e jak wyjd± to bêdzie siê trzeba zbieraæ na szlak - powiedzia³ poczym wsta³ od sto³u i odeszd³szy w k±t zdj±³ swoj± star± mirthlow± kolczugê i w³o¿y³ krasnoludzi podarek. Od razu poczu³ magiê przenikaj±c± jego cia³o.
- Jasna cholera! - krzykn±³ - Co¶cie z tym zrobili? Do diab³a, czujê sie jakbym móg³ ca³± t± chate w drzazgi rozpieprzyæ! - podszed³ do krasnoluda i u¶cisn±³ jego prawicê, silniej ni¿ zwykle. - Jeszcze raz, dziêki. Zaprawdê królewski dar. Je¶li za¶ chodzi o drogê to ja preferowa³bym traktem. - powiedzia³ zasiad³szy z powrotem przy ³awie - Nie lubiê ³odzi, a Gniew mo¿em od biedy omin±æ, ¿eby siê w oczy nie rzucaæ.
 
Christoff
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 513
Rejestracja: pt gru 03, 2004 2:06 pm

pn sty 17, 2005 7:14 pm

Laucian

S³ysz±c nazwisko Storma Laucian wzdrygn±³ siê mimo woli. Przypomnia³ sobie jego rodzinn± wioskê, spalon± przez ¿o³daków ¶cigaj±cych lorda kiedy dowiedzieli siê, ¿e jego w³odarz udzieli³ buntownikowi schronienia. Nigdy nie interesowa³y go zbytnio przyczyny wojny, bo przed jej pocz±tkiem ¿y³o mu siê znakomicie. Ale pamiêta³ p³on±ce domy, krzyki kobiet, jego w³odarza posiekanego mieczami i rêkê ojca, zmia¿d¿on± m³otem jednego z napasników. To przez nich musieli kryæ siê po lasach. Przez nich spêdzi³ osiem lat w dziczy, maj±c oprócz ojca kontakt tylko z dzikimi zwierzêtami. Nie kocha³ Storma, ale jeszcze mniej kocha³ tych, którzy z nim walczyli. Spojrza³ po swoich towarzyszach. Z tych, których zna³, lubi³ tylko Josepha. Blaise'a i Tormunda szanowa³, ale nigdy nie prze³ama³ dziel±cego ich dystansu. Mortibal by³ fanatykiem. Dobrym towarzyszem, ale jednak fanatykiem. Dalara uwa¿a³ za niebezpiecznego szaleñca. Jednak ich zna³ i wiedzia³, czego mo¿e oczekiwaæ. Z nowych zaciekawionym, acz sympatycznym spojrzeniem obdarzy³ ma³± z³odziejkê. Z jej s³ów wnioskowa³, ¿e mieli podobne cele. Z niechêci± popatrzy³ na brutalnego pó³orka. Niechêæ jeszcze wiêksz± wzbudza³ w nim jednak napuszony mag. St³umi³ ¶miech, kiedy Tormund zakpi³ z niego. Kiedy gospodarz przedstawi³ go jako przewodnika, Laucian nachyli³ siê do Dalara i szepn±³: Musimy uwa¿aæ na tego trepa. Nie ufam mu ani na jotê, a znam siê na ludziach. Trzymaj topory w pogotowiu mo¶ci krasnoludzie.
Kiedy us³ysza³, ¿e droga prowadzi przez Gniew, ucieszy³ siê. W M³ocie Ainoru zasta³ ojca, który zatrudni³ siê przy szkoleniu ³uczników lokalnego w³odarza, ale zleceniodawcy nie odnalaz³. Z tre¶ci listu wynika³o, ¿e kierowa³ siê do Gniewu. Liczy³ wiêc, ¿e przy okazji pobytu w mie¶cie odnajdzie go i odbierze przynajmniej czê¶æ obiecanej zap³aty.
Nie polecam drogi wodnej. Barki s± kontrolowane a du¿a grupa zbrojnych mo¿e wzbudziæ podejrzenia. Lepiej ruszajmy szlakiem.
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

pn sty 17, 2005 7:48 pm

Olaf "Krwawy Topór"

Po swoim krótkim choć jak wymownym wystąpieniu Olaf zasiadł znowu na ławie, nie odzywając się więcej. Spojrzał nieco przygnębionym wzrokiem po osobnikach, z którymi miał ruszyć po trupa. Było mu jakoś dziwnie czuł, że nie pasuje do tego towarzystwa, wszyscy patrzyli na niego z widoczną wrogością bądź w ogule nie patrzyli, zaraz zrodziła mu się w głowie myśl będą chcieli zabić Olafa jak tylko się okazja nadaży, nie lubią, ja dla nich gorszy, ja z dziczy oni cywilizacja. Olaf głośno westchnął, nie lubił samotności i nudy, która była ostatnimi czasami jego towarzyszką, nie miał do kogo gęby otworzyć, bo zaraz wszyscy albo panikowali, albo chcieli na widły brać... Siedział... coraz łatwiej możnabyło dostrzec w jego oczach smutek... tak naprawdę nikt nie potraktował go jako równego towarzysza wszyscy nim pogardzali, zwali głupem i wieśniakiem... nie unosili głowy z takich gadek ale cóż to zmieniało...

Olaf chce wiedzieć kiedy my ruszyć? I jaka droga my iść?

spróbował nawiązać rozmowę z innymi od takiej prostej sprawy, a nuż może ktoś zauważy półorka coś może zmienić się da. Olaf postanowił, że bedzie starał się nie prezentować więcej swych okrzyków bojowych skoro i tak nikt ich nie słuchał...
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

pn sty 17, 2005 8:02 pm

Joseph

Skrzywił się na oświadczenie, że ten fircykowaty mag jest ich przewodnikiem. A gdy ten podał jedyne możliwe drogi na jego ustach pojawił się naprawde paskudny usmiech.
-Omijamy Gniew panie przewodnik. Mortibal dobrze gada, pozatym jak ktoś mnie rozpozna w mieście to kaplica. Domyślam się, że nie tylko ja z tej kompanii jestem tak popularny w tamtych okolicach. Pozatym jeśli gospodarz nas tak pilnie opuścił wnioskuje, że dostał ważne wieści. Obstawiamy? Ja bym stawiał na to, że zamek ze zwłokami orki przejeły hahaha...

Joseph umilkł na chwile. Zastanaiał się czy przeważy chęć do ominięcia Gniwu, gdyż podróż przez niego była by zapewne zgubna. No chyba, że by mieli szczęście... ale łotrzyk wiedział, że listy gończe szybko nie wygasają...

Jednak bardzij martwiła go obecna drużyna. Tych, których znamł się nei obawiał, ale nowi byli... niebezpieczni. Jego niesamowicie bystry i wyostrzony wzrok szybko złapał dziwne spojrzenia Werna, a na sam widok pół-orka splunał na ziemie. Reszta nie była lepsza. Wyniosła kobieta w czerni nie wyglądała na sympatyczną, mała złodziejka, mówiąca jak ze slumsów... Joseph znał już takich. Tylko widok elfa z wielkim toporem go bardziej zaintrygował niż zirytował czy zniesmaczył...

W końcu jednak podniósł się i rzekł dość głośno:
-Ja też chciałbym wznieść toast. Pani w czerni chce pić za śmierć? Prosze bardzo, widać, że jeszcze jej nie poznała. Ja jednak wznosze toast za tych co wyjdą żywi z tej wyprawy. Mam nadzieje, że będą tacy.

Uniósł lekko kielich i wychylił jego zawartośc duszkiem. Po czym uśmiechnął się. Tym razem całkiem sympatycznie. Jedynie jego zmrużone oczy sugerowąły, że obserwuje dokładnie izbe...
 
Firi
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 28
Rejestracja: sob sty 08, 2005 6:28 pm

pn sty 17, 2005 8:08 pm

Dalar

Przys³uchiwa³ siê wywodom pozosta³ych cz³onków dru¿yny z nieukrywanym zainteresowaniem. Zw³aszcza siedz±cy nieomal na koñcu sto³u pó³ork wyda³ mu sie a¿ nadto interesuj±cym i godnym towarzyszem. Spogl±da³ te¿ w stronê ich przewodnika, gdy ten wyg³asza³ swoje teorie. Szczerze to wola³ i¶æ traktem, ni¿ p³yn±æ bark±. Na l±dzie znajdzie siê wiêcej g³ów do posiekania. Gdy elf napomnia³ mu o magu ten jedynie spojrza³ w jego stronê. Popatrzy³ przez chwilê na cz³owieka z nieukrywan± pogard± i odpowiedzia³ tropicielowi tak, ¿e on jedyny móg³ go s³yszeæ.

Nie musisz siê obawiaæ. Moje maleñstwa ju¿ mia³y okazjê przyci±æ niejednego maga i je¶li ten te¿ siê nie spodoba, nic nie stanie na przeszkodzie, ¿eby i jego przyci±æ. Poklepa³ swoje topory i doda³. A teraz wybaczcie mi bo idê zawiazaæ znajomo¶æ z wielce ciekaw± osobisto¶ci±.

Wsta³ od sto³u zabieraj±c swój kubek i flaszkê wódki stoj±c± kawa³ek dalej i skierowa³ swe kroki w stronê pó³orka. Zatrzyma³ siê przed jego krzes³em. Zawarto¶æ flaszki rozla³ do dwóch kubków.

Kto¶ kto pija i jada jak Ty. Musi byæ dobrym kompanem nie tylko przystole, ale i przy toporze. Mi³o wiêc jest widzieæ, ¿e kto¶ taki jak Ty bêdzie towarzyszy³ mi w wyprawie. Na twarzy krasnoluda pojwi³ siê u¶miech. Zw± mnie Dalar.

Powiedzia³ g³o¶no i jednym cha³stem wypi³ zawarto¶æ swojego kubka.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 10

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości