Jeśli pytacie o moją truciznę to jest nią Infinity. I mogę to uzasadnić lepiej niż "mam do tego figsy".
System skirmishowy, co pozwala uniknąć nieprzyjemnych kwestii związanych z ceną, transportem i samym gameplayem, które wynikają zazwyczaj u wszelkiego rodzaju klasycznych pozycji i na które ludzie nie dość oddani sprawie (vide indoktrynacja, marketing, wpływ otoczenia) potrafią narzekać.
Dość niesamowita w porównaniu siła ognia dana jednostkom. Zwykły karabin opluwa skutecznie przeciwnika ołowiem na 16 cali, a donosi acz mało celnie na 48 - i w serii oddaje trzy strzały, które mogą choć nie muszą dać w rezultacie trzy zgony. Średnia bitwa to około 10 modeli na stronę i tak, jest sprzęt siejący znacznie większe zniszczenia niż zwykły rifle. Efekt - rozgrywka jest diabelsko dynamiczna. Jeśli nie masz planu i odrobiny wprawy, a przeciwnik owszem, gryziesz glebę nim zdążysz mrugnąć.
Jeszcze ciekawsze są zasady specjalne i ich kombincje dla poszczególnych jednostek. Jeden dobry przykład - kamuflaż. Pierwszy poziom sprawa jedynie, że trudniej trafić jednostkę, drugi pozwala zastąpić jednostkę znacznikiem, którego nie można atakować aż się go nie wykryje, nie podejdzie do walki wręcz albo mniej lub bardziej przypadkowo nie ostrzela czymś obszarowym. Oczywiście tak zamaskowana jednostka traci status kamo gdy atakuje.
Trzeci poziom - jeszcze trudniej trafić plus na początku gry opcja hidden deployment - ani jednostki, ani znacznika, ani niczego, jedynie dokładna notka gdzie jednostka czeka, gotowa do działania. Dzięki combosowi ze specjalną zdolnością infiltracja notatka może brzmieć "cal za plecami wrogiej jednostki wyglądającej na dowódce tej bandy" - chociaż fakt faktem tutaj nie ma tak dobrze, bo infiltrując się tak daleko wgłąb wrogiego terytorium po drodze można zgubić kamuflaż i wylądować w środku wrażego oddziału z gołą dupą. No ale mimo wszystko fajna sztuczka, co?
Zasady, które pozwalają zrównoważyć takie oto możliwości (i wiele innych, czasem straszniejszych) nie mogą być chyba takie najgorsze, prawda? Co prawda wymagają solidnej makiety, bo w czystym terenie grać się zwyczajnie nie da, ale dają też ciekawe możliwości jak np. ARO, czyli automatic reaction order. W wolnym tłumaczeniu jeśli jest tura przeciwnika, to twoje jednostki nie muszą dawać się pokornie wyrżnąć, bo mogą unikać, padać na glebę, wołać kolegów na pomoc albo odpowiedzieć ogniem.
Gameplay jest po prostu inny i świeży - Infinity to jako się rzekło walki w mieście, więc nie ma tu szarż na bagnety, tylko raczej zajmowanie korzystnych pozycji strzeleckich, blokowanie uliczek ogniem zaporowym, zastawianie zasadzek, wrzucanie granatów dymnych do pomieszczeń i snajperzy na dachach. Bajer nie polega na odpowiednio wysokich rzutach serią kostek tylko na wykombinowaniu najpierw jak się ustawić, żeby przeciwnik był w gorszej sytuacji taktycznej, dopiero potem trzeba liczyć na szczęście.
Żebyście nie myśleli, figurki też są świetne. Od surowca (metal metal i metal - i to bardzo dobrej jakości) poprzez poziom detali aż po dynamiczne upozowanie i fakt, że figsy raz wreszcie są w miarę proporcjonalne bez przerośniętych bicepsów siekier i innych detali.
Poza tym ekonomicznie rzecz przedstawia się nienajgorzej - do gry wystarczy parę figsów, starter plus cokolwiek, a więc wydatek rzędu 120 plus 30 do 50 swobodnie wystarcza do gry. Nie oszukujmy się - można wydać dużo więcej, a najdroższa pojedyncza jednostka to kolejna stówa w plecy, ale jednostką tą nie jest wcale specjalny bohater, który koztuje więcej bo ma odpowiedni napis na pudełku tylko ciężki pancerz wspomagany (tłumaczenie dla zorientowanych czterdziestkowo - coś jak drednot, vel "brat pancernik"). I przeważnie jest to zakup jednorazowy, bo rzadko kiedy zachodzi potrzeba czy nawet możliwość wystawienia dwóch.
Wady? Jak ktoś bardzo lubi narzekać to zawsze coś znajdzie. Ludziska uważają, że system jest mangowy. No okej, w designie figurek jest trochę nadwyżkowych antenek, dziwnych sensorów i innych takich, ale w gruncie rzeczy nie dość, żeby odstraszyć mnie czy w zasadzie każdego innego człowieka poza ortodoksyjnymi antyfanami japońskich kreskówek. Poza tym jedna ze stron zwana Ariadną (konglomerat francuzów, ruskich, amerykanów i rasy obcych, w którą wdepnęli w czasie swojej podróży przez kosmos) praktycznie pozbawiona jest elementów wysokotechnicznych więc mangowego designu szukać tu ze świecą.
Obiektywną wadą jest konieczność zmontowania sobie makiety do gry. Nie każdy ma warunki żeby zafundować sobie coś o odpowiednim stopniu komplikacji (budynki z dostępem do wnętrza żeby daleko nie szukać) do domu, a bez tego gra traci sporo uroku. Jest to poważny obiektywny problem, przez który od dłuższego czasu nie mogę rozegrać partyjki (sklep mi się tymczasowo skompresował i nie ma miejsca na stół). Ale już niedługo
No i sami powiedzcie - zły system?